Strony

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 112

Carlos nie wrócił na noc do domu. Spytał się Jamesa czy nie może u niego przenocować. Ten zgodził się. nie miał innego wyboru. Nie chciał na noc prowadzić z nim dyskusji jak powinien zrobić. Oczywiście Alexa przyszła pod wieczór do niego, spróbować jeszcze raz to wszystko wytłumaczyć. Niestety Carlos nie chciał z nią rozmawiać.

Następnego dnia obudził się niewyspany. Cały czas myślał o tym co widział. Do jego głowy przyszła myśl, że faktycznie może mówiła prawdę i tak to tylko wyglądało. Nie raz towarzyszył ludziom w gorzej skomplikowanych sytuacjach. Na przykład po Jamesie i Marli dwa lata temu. To, że ludzie wylądowali w jednym łóżku, nie znaczy, że musiało do czegoś dojść. Postanowił, że wybierze się do Alexy i z nią to wyjaśni. Wyciągnął się i podszedł do okna. Nagle pod jego dom naprzeciwko podjechał ten sam wóz co wczoraj. Należał do Thomasa. Bacznie obserwował tę scenę. Mężczyzna trzymał w ręce bukiet czerwonych róż. Alexa otworzyła mu drzwi. Thomas pocałował ją w policzek, a dziewczyna pozwoliła mu wejść do środka. Latynos poczuł jak w jego wnętrznościach płonie ogień. Zmarszczył brwi oraz wykrzywił usta robiąc nieprzyjemny wyraz twarzy. Myślał, że skoro to tylko kolega z planu, ale i jej były, to za to co się stało nie powinna się tak zachować. Mogła według niego wcale tak czule się z nim nie witać, nie przyjmować od niego kwiatów i nie zapraszać do środka z uśmiechem na twarzy.
Ogarnął się i wyszedł z mieszkania z dala omijając swoje. Wsiadł do samochodu i pojechał do Kendalla. Zadzwonił do niego w drodze. Okazało się, że nie ma go teraz w domu, więc zmienił kierunek na willę Logana. Zaparkował pod jego domem. Gdy wysiadał, usłyszał jęki zdenerwowania gdzieś niedaleko. Rozejrzał się natrafiając wzrokiem na dom Lily. Postanowił podejść i sprawdzić z czym ma problem. Dziewczyna oparła się nad otwartą maską samochodu i wypatrywała się w jego wnętrzu czegoś, ale wyglądała tak jakby nawet nie wiedziała czego szuka.
- Cześć.- odezwał się.- Problem?
- Hej, wejdź. Męczę się z tym złomem. Sporo przeżył. Nie wiem co tym razem się zepsuło. Ja się w ogóle na tym nie znam.- złapała się za głowę.
- Pozwól, że pomogę.- uśmiechnął się zapominając o swoich problemach.-zagłębił wzrok w silniku. Szybko znalazł problem.- No i problem rozwiązany. Świece.- wskazał palcem.
- To niemożliwe! Wymieniałam je miesiąc temu…
- Te auto nie wygląda jak po przejściach.- jeszcze raz zmierzył wzrokiem sportowe auto.
- Tak?- podniosła brwi.- Widzisz to?- przejechał palcem po drzwiczkach.- Tu była wielka rysa, a cały przód jest dobrze wyklepany.
- Co się stało?
- Taki tam karambol.- machnęła niewinnie ręką.- Z czego się śmiejesz?
- Też miałem wypadek. Zabrano mi w dodatku prawko na dwa lata. To chyba była Georgia…
- U mnie też!- oczy jej rozbłysły.- Pechowe miasto.- zachichotała słodko.
- No, ale jeśli chodzi o autko to nie obędzie się bez wizyty u mechanika, bo być może problemu nie ma tylko we świecach.
- No dobra. Na razie dajmy sobie z nim spokój. Może kupię nowe. Wpadniesz do mnie na kawę? Poznamy się lepiej…- zatrzepotała rzęsami. Nie mógł jej odmówić. Skinął głową i poszedł za nią do mieszkania.- Widzę po tobie, że masz jakiś problem.
- Wcale nie.- skłamał.- Ładne mieszkanie.
- Dzięki. Po prawie roku nieobecności trochę zarosło i musiałam wczoraj wezwać odpowiednie służby.- uśmiechnęła się niewinnie i poruszyła śmiesznie swoimi gęstymi brwiami.
- Nie masz nikogo w LA kto mógł się zaopiekować wtedy twoim domem?
- No niestety nie. Nie chciałam obarczać nikogo z sąsiadów, tym bardziej Marli. Znałam ją wtedy jeszcze za krótko. No, ale czym ja się przejmuje. Teraz jest idealnie. Z tej podłogi można jeść. Cieszę się, że wróciłam do Los Angeles. Tu się urodziłam i dorastałam, tu zaczęłam karierę. Te sentymenty.
- Też jestem sentymentalny.- dodał.
- Powiedz mi coś o sobie.
- Ehm, no więc jak już pewnie wiesz gram w zespole. W wolnym czasie zajmuje się fotografią. Od zawsze mnie to interesowało. Zresztą wszystko lubię uwieczniać na zdjęciach. Kocham samochody i szybką jazdę. Czasami sobie poszaleję na jakiejś fajnej imprezie. Często zajadam się wszystkim co jest z ziemniaka. Kocham ziemniaki.
- Ha, ha!- zaśmiała się.- Niby nic śmiesznego nie powiedziałeś, ale wyznanie, że kochasz ziemniaki mnie rozśmieszyło. A jeśli chodzi o mnie to jestem taką romantyczką. Wolny czas uwielbiam spędzać w małej grupce wiernych przyjaciół. W sumie oprócz aktorstwa, to lubię jeszcze taniec. Lubię czytać książki przygodowe. Interesuję się też modą. A! A ja kocham gofry.- uśmiechnęła się. Po chwili zamilkła.
- Co ci tam chodzi po głowie?
- No wiesz… muszę na nowo poukładać sobie życie w LA. Sporo się pozmieniało. Jakoś tak wszyscy moi znajomi się porozjeżdżali. Cieszę się, że przynajmniej ty możesz ze mną spędzić trochę czasu, bo się nudzę. A ty wydajesz się strasznie zabawny.
- A Logan i Marla?- spytał.
- Lubię ich, ale nie chcę się naprzykrzać. To w końcu małżeństwo. Pewnie wolny czas chcą spędzać razem.
- Przestań. To nie jest typowe małżeństwo. Bardzo się ucieszyli kiedy wróciłaś.
- To miłe.- spojrzała na jego dłoń, w której ściskał filiżankę.- O, przecież ty też jesteś żonaty.
- Co? Ach, tak. Jestem…- posmutniał.
- Coś się stało?
- Znam cię krótko, ale myślę, że mogę się tobie zwierzyć.
- Oczywiście.- przytaknęła.
- Pokłóciłem się z Alexą. Wczoraj widziałem ją obściskującą się z jej byłym, a dzisiaj jeszcze przyszedł do niej z kwiatami i w ogóle. Nie wiem co o tym myśleć. Chciałem z nią to wytłumaczyć, ale kiedy zobaczyłem tę dzisiejszą scenę, odechciało mi się z nią gadać. Przecież gdyby byłą zła na niego, nie wpuszczałaby go dziś do domu. Kto wie co teraz tam robią…- mieszał bezczynnie łyżeczką w filiżance.
- Nie wiem co ci powiedzieć. Jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Zawsze gdy ja mam podobne problemy, idę się przejść, nie siedzę w domu, bo to nie pomaga. Chcesz się przejść?
- Możemy.- zgodził się.

Lily i Carlos wyszli z mieszkania. Chłopak pierwszy zszedł po schodach. Czekał, aż dziewczyna przekręci klucz w zamku i dołączy do niego. Kiedy je zamknęła, uśmiechnęła się szczerze. Schodząc po schodach, potknęła się. Miała na sobie dość wysokie obcasy. Straciła równowagę. Z piskiem zaczynała spadać, jednak w ostatniej chwili od zderzenia ze stopniami uratował ją Carlos. W sumie brunetka sama wpadła mu w ramiona. Ściskał ją teraz w pasie. Oboje dochodzili do tego przez dłuższą chwilę, co się przed momentem stało. Ich czoła o mało co się nie zderzyły. Latynos mógł pierwszy raz z tak bliska przyjrzeć się jej zielonym tęczówkom z brązowym przebłyskiem. Atmosfera zrobiła się niezręczna. Collins opuściła głowę.
- Możesz mnie już puścić…- powiedziała. Otrząsnął się i wykonał polecenie.- Dziękuję.- poprawiła sobie ubranie oraz włosy. Latynos oblizał suche wargi chowając ręce do kieszeni.
-To gdzie idziemy?- zmienił szybko temat.
- Nie wiem…- podrapała się najmniejszym palcem po policzku.- Najlepiej przed siebie. I sorry, że na ciebie wpadłam.
- Nic się nie stało. Przecież lepsze to niż twarz na betonie, prawda?
- W sumie racja.- spojrzała na niego. Wybrali się na spacer tam, gdzie ich nogi poniosły.







* Nie obrażę się jeśli nic specjalnego napiszecie mi w komentarzu, bo obiektywnie ten rozdział jest taki, że no... no po prostu nie :) Ale za to następny będzie fajoski :D Kupiłam sobie wgl bluzkę z napisem I AM NOT A BLOGGER tak dla pozorów :D To nic, że mam sześć blogów huehue :D Do środy :*


środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 111

Nadszedł kolejny słoneczny poranek w Los Angeles. Promienie słoneczne przebijały się przez szybę w oknie prosto na jego twarz. James drgnął lekko, lecz nie otworzył oczu. Poczuł jak zawsze małe łapki drepczące po jego pościeli. Fox zaczął lizać go nosie. Jednak po chwili pies szczeknął. Chłopak poczuł ciepły pocałunek na swoim policzku. Uśmiechnął się i otworzył oczy. Wspomniał co się działo ubiegłej nocy. Obok niego leżała Elena, głaskała Foxa.
- Teraz chyba będziesz musiał się Fox podzielić ze mną swoim panem.- powiedziała do pupila.
- Nigdy nie lubił się dzielić.- wtrącił się.- Witaj piękna.
- Nie jestem aż taka piękna…
- Dla mnie jesteś.- położył rękę na jej ramieniu. Uśmiechnął się.
- O czym myślisz?
- Chciałbym wiedzieć jak zareaguje Logan gdy się dowie, że spałem z jego kuzynką.
- Jestem już dużą dziewczynką, a on nie ma nic do gadania. Daj mi tu swoje usta.- przyssała się do jego warg.- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

Godzinę później James odwiózł dziewczynę do domu. Uśmiech nie znikał z jej twarzy. W głowie wciąż miała tamtą noc. Spędziła wspaniałe chwile. Nacisnęła po cichu na klamkę. W salonie czekał na nią Logan. Siedział wygodnie na fotelu z założoną nogą na nogę. Złączył opuszki placów obu dłoni i zaczął się jej przyglądać jak ojciec swojej córce, która nie wróciła do domu na noc.
- Gdzie ty się podziewałaś? Martwiłem się.- odezwał się.
- Teraz to się martwisz? Tak?- założyła ręce.- Miałam wyłączony telefon podczas seansu.
- To był jakiś dwunastogodzinny film?- podniósł brwi.
- No przepraszam.- przewróciła oczami.- Zapomniałam włączyć.- usiadła naprzeciwko niego.- Genialny facet. Mam do ciebie żal, że nas wcześniej ze sobą nie poznałeś. Nie rób takiej miny. Jestem dorosła i mogę robić co chcę. Co cię tak zatkało?- spytała.- To ja nie przeszkadzam ci w tej dziwnej medytacji i idę się umyć. Chociaż nie wiem czy chcę zmywać z siebie jego zapach.- wyszczerzyła się. Pobiegła na górę, minęła się z Marlą.
- Słyszałaś to?- spytał żonę Logan.
- Weź się uspokój…
- Przecież ja jestem spokojny. I nie jestem zły, że oni są razem. Tylko denerwuje mnie to, że informuje mnie o tym w tak bezczelny sposób. Jak nastolatka!
- Słyszałaaam!- powiedziała Elena, która stała na schodach.
- Daj spokój.- Marla udała, że wcale jej nie słyszała.- To dobrze, że James znalazł w końcu kogoś odpowiedniego.
- Masz na myśli ją?- pisnął brunet.
- To też słyszałam!- wrzasnęła kuzynka.
- To nie podsłuchuj!

Po południu Kendall i Jo odwiedzili trójkę Hendersonów. Chcieli namówić przyjaciół, aby wszyscy wybrali się z resztą przyjaciół na jakąś wycieczkę. W piątkę rozmyślali w jakie miejsce się wybrać. Nie goni ich czas ani obowiązki. No może prócz Eleny, ponieważ dopiero co zaczęła pracę, więc nie nastawiała się na dalekie oraz długie podróże. Kiedy tam rozmawiali, dołączył do nich James. Usiadł obok Eleny i pocałował ją w policzek.
- To wy jesteście razem?- spytał Kendall wskazując na nich palcem.
- Tak.- odpowiedział. Przytulił ją mocno do siebie. Zerknął na Logana, który zachowywał się normalnie. Uznał, że ten nie ma nic przeciwko, więc rozluźnił się.
- Gratulacje.- powiedziała Jo poprawiając swoje blond włosy.- Coś tak sądziłam, że was ciągnie do siebie.
- Spoko, ale mi nie odbije i nie chajtnę się jutro w Las Vegas.- zaśmiał się.- A jak czujecie się jako małżeństwo? Jo Schmidt… to w ogóle się ze sobą nie klei.
- Jest idealnie.- oparła głowę o jego ramię.
- A Alexa i Carlos?- spytała Elena.- To piękna para.- dodała.
- Cześć ludzie.- do domu wtargnął (znów bez pukania) Carlos. Nie był jednak taki uśmiechnięty i szczęśliwy ja zawsze. Był przybity.- Rozwodzę się.

- CO?!- wszyscy jednocześnie wydusili z siebie okrzyk zdziwienia. Carlos pożałował, że im to powiedział. Pięć par oczu teraz patrzyło się na niego tak jakby te oczyska miały go pochłonąć żywcem.
- Jak to się rozwodzisz?- skrzywił się Kendall.- To znowu te twoje głupie żarty, tak?
- To nie są żarty…- usiadł obok niego. Schował twarz w dłoniach. Wszyscy ucichli.
- Ja pitole.- odezwała się Elena.- Jestem jakaś przeklęta. Chwalę twój związek, a po chwili przychodzisz i mówisz takie rzeczy. Kurde… jeszcze Alexy tutaj brak.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę!- po szybkim zapukaniu do drzwi, w salonie pojawiła się Alexa.
- O cholera!- powiedziała Elena. Logan spojrzał się na nią ze strachem. Pomyślał, że to dziwna sytuacja. Albo faktycznie jest przeklęta albo to zbieg okoliczności.- Ja wychodzę, bo na ten dom zaraz spadnie bomba atomowa!- wybiegła z mieszkania.
- Elena!- pobiegł za nią James.- No nie wygłupiaj się.
- Carlos! Pozwól sobie wszystko wytłumaczyć!- zaczęła Alexa nie zważając na resztę.
- Nie chcę z tobą rozmawiać!- pierwszy raz od bardzo dawna Latynos tak się zdenerwował. Marlę aż przeszły dreszcze.- Papiery rozwodowe przyjdą do ciebie w ciągu tygodnia, a od dzisiaj możesz konsultować się ze mną tylko za pomocą prawnika!
- Wysłuchaj mnie, proszę…- łzy napłynęły jej do oczu.- To co widziałeś to nie tak. On mnie zaskoczył. Nie wiedziałam, że…
- Proszę cię, proszę…- spojrzał na nią z pogardą.- Twoje tłumaczenia co do tego co widziałem są zbyteczne.- założył ręce. Wszyscy wpatrywali się w nich zastygając w miejscu.- Jak mogłaś? Nie dość, że spędzasz ze mną średnio dwa dni w tygodniu, bo taka twoja praca, to jeszcze to. Patrz. Ja wziąłem wolne, aby mieć więcej czasu dla ciebie, ale ty już nie byłaś gotowa do takiego poświęcenia, prawda? Nie uważasz, że jako moja żona masz dla mnie za mało czasu? Naprawdę ta rola w tym głupim filmie jest ci potrzebna do szczęścia? Nie dość ci? No to jeszcze bym jakoś przemógł, te dnie spędzone z Jamesem, Kendallem albo Loganem zamiast ciebie, ale on? Jak mogłaś migdalić się ze swoim byłym w naszym łóżku? Gdybym wtedy nie przyszedł, nie wiadomo byłoby do czego dalej doszło. O! Sorry, że wam w ogóle przerwałem! Pieprzony Thomas…
- To nie tak! Gram z nim w nowym filmie. To nie moja wina, że stanął mi na drodze. Łączy nas tylko praca. Zepsuł mi się samochód i zaproponował, że mnie podwiezie. Zaprosiłam go na kawę. Poszłam na chwilę na górę. Nie wiedziałam, że też tam pójdzie. To on mnie pocałował! Ja wcale tego nie chciałam!- zaciągnęła się od płaczu. Ręce trzęsły się jej z przejęcia. Patrzyła na swojego męża błagalnym spojrzeniem. Nie zważała na nikogo innego. Carlos nic nie odpowiedział. Zwinął usta w cienką linię i wyszedł z mieszkania Hendersonów. Alexa opadła bezsilnie na kanapę.- Co ja mam zrobić żeby mi uwierzył?- zalał się następną porcją łez.- A czy wy mi wierzycie?- spojrzała na każdego po kolei.
- Jasne, że tak.- Marla przytuliła ją do siebie.- Miałaś po prostu pecha. Musisz mu to wszystko na spokojnie wytłumaczyć.
- Ale jak? On nie chce mnie słuchać i jeszcze wyskoczył z tym rozwodem. Go to naprawdę dotknęło. Jest taki wrażliwy…
- Jak chcesz to mogę spróbować z nim pogadać.- wtrącił grzecznie Kendall.- Też uważam, że trochę go poniosło. I nie zamartwiaj się. Ta sprawa szybko się wyjaśni.
- Ja też mogę się wybrać.- powiedział James, który od dłuższego czasu stał przy blacie w kuchni z Eleną. Nikt nie zauważył kiedy weszli do środka.
- Byłabym bardzo wdzięczna.- przytaknęła zdruzgotana dziewczyna.
Kendall i James poszli szukać Carlosa. Daleko nie musieli szukać. Dało się go zauważyć na końcu ulicy. Przyjaciele wołali jego imię, krzyczeli, aby się zatrzymał. Rozejrzał się za nimi dopiero wtedy kiedy wszedł na ulicę. To trwało chwilę. Nagle samochód skręcił i wjechał na główną drogę. Carlos szedł wprost pod jego koła. James zaczął biec krzycząc do niego. Auto zatrzymało się z piskiem opon kilka centymetrów przed nogami Latynosa. Życie przeleciało mu przed oczyma. Zachwiał się i oparł o maskę czerwonego samochodu, aby nie upaść.
- Carlos!- dobiegł do niego James.- Patrz na drogę idioto!- zabrał go z ulicy.- Nie byłoby co z ciebie zbierać.
- Hej?!- właścicielka pięknego wozu wysiadła z niego. Carlosowi opadła szczęka gdy ją zobaczył. Przed nim stanęła piękna brunetka. Na jej twarzy wyskoczyła zmarszczka złości. Mimo tego wciąż wyglądała cudownie. Była mniej więcej w jego wieku. Przyjrzała mu się.- To ty!- wskazała na niego palcem. Carlos Pena!- powiedziała swoim subtelnym głosem. Nadal była zdenerwowana, jednak już mniej niż na początku.
- Lily Collins?- nie dowierzał własnym oczom, że mógł wylądować pod kołami jej samochodu. James i Kendall przybliżyli się.- Przepraszam. To moja wina. Zagapiłem się.
- Przynajmniej nic ci nie jest.- wypuściła powietrze z płuc.- A ty następnym razem rozglądaj się trochę. Skąd mnie znasz?
- A kto by cię nie znał?- odpowiedział.- A ty mnie skąd?
- A kto by cię nie znał?- po raz pierwszy na jej twarzy zabłysł uśmiech.- A wy to Kendall i James, prawda?- spojrzała.
- Tak.- przytaknął James.- Logan nam mówił, że jesteś jego sąsiadką. To prawda? Bo od kilku miesięcy nie widziałem cię tutaj.
- No tak. Kręciliśmy sceny do filmu przez trzy miesiące, a potem z powodów osobistych zamieszkałam na jakiś czas w Miami. Ale postanowiłam wrócić. Miło was w końcu poznać.- uścisnęła każdemu rękę.- A teraz was przeproszę. Po tej ciężkiej harówce muszę odpocząć do domu. W końcu należy mi się jakieś wolne. Może się jeszcze spotkamy wszyscy razem?
- Na pewno.- odpowiedział Latynos zapatrzony w brunetkę.- W końcu mieszkasz dwa numery dalej od Logana.
- Właśnie. Hendersonowie są w domu?- spytała. Kendall przytaknął.- Przywitam się jeszcze z nimi. To pa!- pomachała im i wsiadła do samochodu.
- Carlos!- blondyn zaczął machać ręką przed jego twarzą po tym jak zagapił się wpatrując w jedno miejsce, w którym wcześniej stała Lily.- Alexa.
- C-co Alexa?- wybudził się z transu gdy usłyszał jej imię.
- Porozmawiaj z nią. To wszystko było nie tak jak uważasz.
- Nie chcę o niej rozmawiać!- uciekł znikając.

Tymczasem Alexa podziękowała za pomoc i opuściła dom Logana i Marli. Elena od dłuższego czasu nie odezwała się. Poczuła się dziwnie. Przez jej głowę przeszła naprawdę myśl, że musi być naznaczona, przeklęta albo napiętnował ją diabeł. Szybko się otrząsnęła, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Może Alexa czegoś zapomniała…- Marla podeszła do drzwi i je otworzyła.- Lily!- uśmiechnęła się szeroko. Dziewczyny przytuliły się.- Jak ja cię dawno nie widziałam. To chyba będzie jakieś dziesięć miesięcy.
- No jedenaście.- poprawiła ją.- Stęskniłam się za Los Angeles. Wracam na stałe.
- Wejdź. Logan się ucieszy.- wpuściła ją do środka.
- Collins!- krzyknął Logan i podniósł się z kanapy. Rozłożył ręce, aby ją przywitać.
- Henderson!- zaśmiała się.- Nic się nie zmieniłeś.
- Ty też. A ta oto niewiasta siedząca tu obok to moja kuzynka Elena.- przedstawił ją.- Mieszka u nas.
- Miło mi cię poznać.- brunetka wyciągnęła dłoń, którą wiśniowłosa uścisnęła.
- Loggie. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że znasz Lily Collins?- szturchnęła go łokciem.
- Ona mieszka obok.- odpowiedział.
- Tym bardziej!- nie ukrywała zdziwienia.
- Dobra, dobra…- Lily ochłodziła towarzystwo.- Przyszłam tylko na chwilę się przywitać. Muszę odpocząć. A! Logan, o mało co, a bym przejechała twojego kolegę Carlosa. Spoko, nic mu nie jest.- dopowiedziała szybko. Jak się ogarnę to jeszcze wpadnę. Na razie!
- Cześć.- odpowiedziała reszta. Zniknęła za drzwiami.
- Super.- westchnęła Elena.- Jest jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć, bo mój braciszek to ukrywa?
- Tak.- uśmiechnął się.- Jesteś głupia.- wystawił jej język.








* Powitajmy na pokładzie Lily Collins. Trafiła równo na 111, trzy jedyneczki. Szkoda, że nie 666, ale tyle rozdziałów to tu nie będzie :) Bo kto by to tyle czytał? Lily trochę tutaj pobędzie. Oczywiście jest już dostępna jej buziuchna w zakładce. Jestem ciekawa czy spodoba Wam się ta postać. Dobra... Kto ma rację? Carlos czy Alexa? Alexa mówiła prawdę czy może próbuje się usprawiedliwić? Piszcie. W sumie nie wiem co jeszcze dodać. Wiedziałam, że coś miałam, ale zapomniałam. Mogę jedynie zaprosić tych co nie czytali rozdziału na TWTN albo tych , co wgl nie czytali, to wgl byłoby super :) A zdałam sobie sprawę, że po co mam linkować skoro po boku czy na górze jest link do tego bloga. Moje blogi są jak teleporter. Sprawnie i szybko dostaniesz się tam gdzie chcesz :) Do soboty :)

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 110

James wstał jak co dzień. Obudził go Fox, który witał go każdego poranka soczystym liźnięciem po policzku, takim psim pocałunkiem. Nie przeszkadzało mu to. Bardzo kochał swojego psa. Fox był jego oczkiem w głowie, iskierką, która rozpalała jego życie. Jednak czegoś mu od dawna brakowało. Czuł pustkę. Chciałby, aby jeszcze tak każdego dnia budziła go kobieta, która będzie kochać go już zawsze. Która nie zniszczy go od środka zostawiając z dnia na dzień, żegnając się tylko głupim listem pożegnalnym. Nagle do jego głowy wtargnęła Elena. Przypomniał mu się jej cudowny uśmiech, ciepłe spojrzenie i Loganowe policzki. Wzdrygnął się. Myślał przecież o kuzynce swojego przyjaciela. Przecież to chyba nic złego…- pomyślał drapiąc się po głowie. Ziewnął i poszedł do łazienki.

Elena poszła na spotkanie z projektantką. Obawiała się tej rozmowy. To renomowana marka i zapewne pani Lorenz poszukiwała kogoś z wielkim doświadczeniem. Konwersacja przebiegła już jednak bez żadnych stresów. Kobieta była bardzo sympatyczna. Wiśniowłosa rozluźniła się w jej towarzystwie. Stwierdziła, że weźmie ją pod swoje skrzydło i przeleje wiedzę jaką posiada. Elena nabrała pewności siebie. Zapisano ją na pierwszy kurs. Projektantka Cascade wierzyła w jej umiejętności, widziała to na własne oczy. Czuła, że to odpowiednia kandydatka.
Oczywiście informacja o tym szybko się rozniosła. Marla i Logan dowiedzieli się jako pierwsi, a za nimi cała reszta. Standardowo musiała ściągnąć z siebie spodnie. Potem doszła do tego i bluzka. Elena uwielbiała paradować po mieszkaniu w samej bieliźnie.
- Gdybyś nie była kuzynką Logana, wydłubałabym ci oczy.- zażartowała Marla.
- Dobrze, że nie masz do czynienia z nudystką.- puściła jej oczko. Pobiegła na górę z prędkością światła.
Marla już miała otwierać laptopa kiedy ktoś zapukał do drzwi. Szybko do nich podbiegła.
- James. Co za miła niespodzianka. Nauczyłeś się pukać.- uśmiechnęła się.
- Wpuścisz mnie czy będziemy gadać na dworze?
- Przepraszam…- uchyliła szerzej drzwi.- Masz sprawę do mnie czy do Logana?
- Ehm…- rozejrzał się James.- Jest Elena?
- Elena?- powtórzyła z bananem na ustach.
- Słyszałam swoje imię!- dziewczyna zeszła na dół.- Oh!- rozwarła usta widząc Jamesa, po czym schowała się za stojącą w kącie wysoką roślinę doniczkową.
- Sorry.- szatyn zasłonił oczy dłonią widząc szczupłe ciało kuzynki Logana.
- Nie, to ja przepraszam. Nie wiedziałam, że Marla ma gościa.- odpowiedziała niepewnie.
- Ona lubi chodzić po domu w samej bieliźnie.- wytłumaczyła mu szatynka.
- Już nie przeszkadzam.- powiedział Elena kiedy próbowała się ulotnić.
- Ale ja przyszedłem do ciebie.- wtrącił.
- Do mnie?- wyszła zza zielonego badyla z szerokimi liśćmi nie kryjąc już swojej bielizny.- Coś zniszczyłam będąc u ciebie w domu? Bo mam tendencję do niszczenia rzeczy.- przegryzła wargę.- Właśnie, Marls. Suszarka się zepsuła.
- Sama?- założyła ręce.- Dobra. Idę to sprawdzić. Może da się to naprawić. Zostawiam cię z nią James…
- Dlaczego mnie o tym informujesz?
- Dla twojego dobra. Ona jest niebezpieczna.- poklepała go po plecach. Poszła na górę.
- Przesadza. Nigdy nie zrobiłam nikomu krzywdy.- zmarszczyła brwi.- Przypomniałam sobie, że jest inaczej, więc cofam tamto co powiedziałam. No chyba faktycznie jestem niebezpieczna.
- Zaryzykuję jeszcze bardziej gdy śmiem cię o coś zapytać.- nie mógł się powstrzymać, aby spojrzeć w dół. Dziewczyna to zauważyła.
- Chodzi o te majtki w misie pandy?- uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie, choć też mogłem. 
- To o co chodzi…- zapadła krótka cisza. Po chwili oboje zaczęli się śmiać.
- Jezu. To trochę dziwne. Stoję przed tobą prawie naga.- złapała się za ramiona.- Czuję się onieśmielona.
- Bez spodni to ja cię już widziałem... To idź się ubierz.
- Nieeee.- pokręciła głową.- No to o co chciałeś mnie spytać?
- Tak się zastanawiałem czy może nie chciałabyś pójść ze mną do kina…- zaczął.
- Czy ty proponujesz mi randkę?- podniosła badawczo brew uśmiechając się.
- Hmm. Jeśli się zgadzasz to tak, a jeśli nie, można to nazwać spotkaniem towarzyskim.
- Chętnie się w takim razie z tobą wybiorę.
- Na to pierwsze czy drugie?
- Zdecydowanie na to pierwsze.- poprawiła zalotnie włosy.
- To super. Przyjadę do ciebie dzisiaj o dziewiętnastej, ok?- poinformował ją. Dziewczyna śmiało przytaknęła.- Jeszcze nigdy nie umawiałem się z dziewczyną, która stoi przede mną w samej bieliźnie.- zaśmiał się.
- Wcale mnie nie widziałeś!- wystawiła język i pobiegła na górę.

O osiemnastej Elena nerwowo chodziła po swoim pokoju szukając czegoś stosownego do ubrania na randkę z Jamesem. Czuła się jakby skowronki unosiły ją nad ziemią, a motyle łaskotały ją swoimi skrzydełkami od wewnątrz. Zakochała się w nim. Kino z Jamesem to najlepsza rzecz jaka ją spotkała do tej pory. Wygrzebała z szafy czerwone spodnie i kremową koszulę. Założyła na szyję długi, złoty wisiorek. Czmychnęła na dół po swoje czarne szpilki.
- A panienka gdzie się wybiera tak odpicowana?- do domu wrócił Logan.
- Nie twój interes Loggie.- pokazała mu głupią minę.- No dobra. Idę na randkę z Jamesem.
- Którym Jamesem?- podniósł brwi.
- No nie wiem.- odpowiedziała ironicznie.- Bodajże Maslow się nazywa. Co z tobą?
- Nic…- skłamał.- A co będziecie tam robić?
- Film oglądać.- przejrzała się w lustrze.
- Ehm.- wziął do ręki czasopismo.- A zamierzasz wrócić na noc?- spytał ją niepewnie zanurzony w lekturze, której w ogóle nie czytał.
- Phi!- parsknęła śmiechem, a później spojrzała na niego z politowaniem.- Obudził się w tobie instynkt ojca? Zrób sobie może w takim razie dziecko. Zadzwonię.- wyjrzała przez okno.- O! Już przyjechał. To pa!-zniknęła za drzwiami.
Wsiadła do jego auta. James siedział wystrojony. Do jej nozdrzy doszedł nieziemski zapach jego perfum. Czuła, że mogłaby się nim odurzyć, był taki wciągający.
- Pięknie wyglądasz.- skomplementował jej wygląd.
- A ty nieziemsko.- odpowiedziała.- Na jaki film idziemy?
- Komedia romantyczna. Kurczę…- uśmiechnął się.- Zapomniałem jaki ma tytuł. Chyba z nerwów.
- Denerwujesz się?- zaskoczyła się.- Ty?
- Wiem, ale nie często mam okazję zapraszać na randkę kuzynkę Logana. Wysłał mi przed chwilą smsa.
- Co napisał? Coś w stylu: Masz się nią zaopiekować? Mam was na oku? A może Tylko grzecznie mi tam?
- Nie.- pokręcił głową.- Napisał mi jedno słowo.- zaśmiał się.
- Jakie?
- Współczuję.- odpowiedział.
- Czego?- zmrużyła oczy.
- Ty chyba nie rozumiesz.- spojrzał na nią.- Taka była treść.
- No ja mu łeb wykręcę jak wrócę do domu!- plasnęła się po udach.- A czy ty uważasz, że jestem taka straszna?
- Czy gdybym tak myślał, siedziałabyś teraz tutaj ze mną? Hmm?
- Przynajmniej ty.- westchnęła.
- Jesteś naprawdę fajną dziewczyną. Nie można się z tobą nudzić. Jesteś strasznie zabawna i szalona, w dobrym tego słowa znaczeniu. Zaraz będziemy na miejscu.

Dotarli do kina. Usiedli na swoich miejscach oczekując na film. W końcu światła w sali zgasły, a na ekranie wyświetliły się pierwsze sceny. Po kilku minutach oglądania, zerknęła w prawo na Jamesa. Zapatrzył się w jakąś scenę z filmu. W końcu zauważył, że dziewczyna zamiast oglądać, patrzy się na niego. Delikatnie złapał ją za rękę, która była na poręczy. Uśmiechnęła się i wróciła do oglądania filmu. W połowie akcji, poczuła się dziwnie. Rozejrzała się po pomieszczeniu śledząc zebranych ludzi. Westchnęła wystarczająco głośno, aby James mógł ją usłyszeć.
- Jaki ci się podoba?- spytał.
- Film jest dobry, ale klimat już nie bardzo.- odpowiedziała szczerze.
- Dlaczego?
- Bo jest mi przykro.- przewróciła oczami.
- Ale czemu?- poruszył się.
- No spójrz na tyły, potem przed siebie i na boki.- tak też zrobił.- Ciągle jakaś para się całuje. To trochę krępujące, nie uważasz?
- Zależy.- wzruszył ramionami.
- Od czego?
- Od tego.- przysunął się do niej bliżej. Ujął jej twarz w swoje ciepłe dłonie i złożył pocałunek na jej ustach. Elena poczuła się niebiańsko. Czuła jak jej ciało wypełnia niezwykła magia. Odkleił się w końcu od jej warg. Uśmiechnął się zalotnie.- Spróbujmy jeszcze raz. Jak ci się podoba?
- Film jest dobry, ale klimat… jeszcze lepszy. Chodźmy stąd.
- Dokąd?
- Gdziekolwiek.

- Proszę, to twoje wino.- James podał je Elenie. Siedzieli razem na tarasie za jego domem. Było już ciemno, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.- Wina ci u mnie pod dostatkiem.
- Dziękuję. Fajny basen.
- Dlatego wciąż tu mieszkam.- uśmiechnął się.
- Myślisz, że mogłabym w nim popływać?- zapytała.
- Nie masz chyba stroju.- złapał się za szyję i zaczął ją masować.
- To nie problem.- zachichotała jak mała dziewczynka. Wstała i zaczęła się rozbierać. Jej spodnie i koszula opadły na posadzkę. Została w samej bieliźnie. Wsadziła jedną nogę do wody, aby sprawdzić temperaturę. Była ciepła. Zanurzyła się głębiej.- Dołączysz się? Nikt nas przecież nie widzi.- szatyn nic nie powiedział tylko podążył za nią. Zdjął z siebie odzież zostając w samych bokserkach.
- Pierwszy raz widzisz mnie w bieliźnie. Teraz jesteśmy kwita.
- Masz tu coś.- wskazała palcem na jego szyję.
- Co?- przestraszył się.- Gdzie? Weź to zdejmij!
- Spokojnie.- uspokoiła go.- Zaraz się tego pozbędę.- zaczęła całować go po szyi. Nie protestował. Objął ją w pasie, przyciągając ją automatycznie do siebie. Jej usta wędrowały coraz wyżej aż w końcu spletli się w namiętnym pocałunku.







* Huehue a dziś takie cuś :) Taka randeczka, małe co nieco. Tym razem pilnowałam czasu. Niczego nie zapomniałam :) Czekam do końca stycznia. Wtedy to wszystko się skończy. Nie wzięłam sobie urlopu, ponieważ nie wytrzymałabym choćby jednego dnia bez blogera. Muszę wejść choćby na te pięć minut, bo bym nie wytrzymała. Nowa postać pojawi się już w środę. Wtedy zobaczycie kim ona jest :)

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 109

Nadszedł mój dzień!- pomyślała Elena. To był piękny piątkowy poranek. Wstała szczęśliwa, ale i zdenerwowana. Skończyła swój projekt, a dzisiaj miała go oddać. Od tego zależy jej dalsza przygoda w LA. W tym tygodniu skoncentrowała się wyłącznie na swojej pracy. Przygotowała się jak co dzień. Zeszła na dół ściskając swój projekt. Miała na niego mało czasu, jednak efekt był piorunujący. Nigdy nie stworzyła czegoś tak pięknego. Do jej biura było niedaleko, więc wybrała się tam pieszo.

Pół godziny później z łóżka podnieśli się Marla i Logan. Kiedy brunet zajął łazienkę, dziewczyna poszła do pokoju Eleny. Chciała się zapytać co chciałaby zjeść dzisiaj na śniadanie. Była w szampańskim nastroju. Niestety nie było jej tam. W tej chwili przypomniała sobie, że przecież ona chodzi do pracy. Marla sama była już po kręceniu specjalnego odcinka z jej udziałem, który niebawem pojawi się w telewizji. Poszła do kuchni zastanawiając się co przygotować.
Kiedy zjedli śniadanie, Marla wróciła do sypialni i ubrała się w bluzkę, którą dostała od Eleny. Już miała gdzieś wyjść kiedy do domu wparowała Elena. Dokładnie nie widziała jej twarzy, bo z prędkością światła pobiegła na górę. Postanowiła ją dogonić. Stanęła w wejściu do jej pokoju skąd dochodził rzężący płacz. Rozwarła tak szeroko drzwi jak tylko się dało. Elena snuła się po pomieszczeniu w dwie strony. Raz do szafy, a raz do walizki, która leżała na łóżku. Od łez popłynął jej makijaż.
- Ellie? Co się stało?- spytała zmartwiona.- Co ty robisz?
- Wyprowadzam się! Wracam do Teksasu!- krzyknęła wrzucając niechlujnie odzież do walizki.
- Ej!- zatrzymała ją ściskając za nadgarstki.- Uspokój się. Powiedz o co chodzi? Usiądź, przecież cię nie puszczę póki nie wyjaśnisz mi wszystkiego.
- To koniec.- rzuciła się na łóżko.- Nie przyjęli mojego projektu!
- Jak to?- zaskoczyła się.- Przecież on jest genialny!
- No szef tak nie uważa.- burknęła.- P-powiedział, że jest dobry, ale nie wystarczający i nie tego się spodziewał. Jest oklepany, bez inspiracji oraz popieprzonej duszy!- schowała twarz w poduszkę.- Żal w ogóle wspominać… Nie dostałam tej pracy. Nie tak wyobrażałam sobie życie w LA.
- I dlatego chcesz wyjeżdżać?
- Nic mnie tutaj nie trzyma.- spojrzała jej prosto w oczy.- Nie mam pracy, więc nie mam się za co utrzymać.
- Przecież możesz mieszkać nadal u nas.- dodała.
- Ale ja tak nie mogę! Siedzę u was prawie trzy tygodnie. Nawet nie mam już z czego się wam dołożyć…- otarła mokre oczy.- Nie mogę żyć na wasze utrzymanie, a tu w Los Angeles nie znajdę satysfakcjonującej mniej pracy jeśli chodzi o projektowanie. Zresztą… nawet już nie chcę.- machnęła ręką i powróciła do pakowania.
- Zostaw te rzeczy.- zabrała od niej trzy pary spodni, które zamierzała wcisnąć do bagażu.- Znajdziesz inną pracę. Chcesz nas zostawić?
- No nie…- zasmuciła się gdy przypomniała sobie o wszystkich osobach, które poznała.- Życie tutaj znacznie podoba mi się od tego w Teksasie. Ale tu nic mnie nie trzyma.- powtórzyła się.
- Tam tym bardziej. Chcesz wrócić do North Richland Hills i co dalej? Chcesz tam rozpocząć od nowa swoje życie? Znajdziesz pracę, dom i tak dalej… Dlaczego nie chcesz spróbować tutaj? My ci pomożemy. Masz mnie, Logana i całą resztę. Też kiedyś chciałam uciec z LA i to był jeden z najgorszych pomysłów w moim życiu. A teraz jestem tu gdzie jestem, szczęśliwa. Możesz mieszkać u nas ile chcesz. Naprawdę nie przeszkadzasz. Jesteśmy rodziną. Zostań tu jak długo tylko będziesz chciała.
- Co tu się dzieje?- znienacka pojawił się Logan.
- Elena nie dostała pracy i chce wracać do domu.- wytłumaczyła w skrócie szatynka.
- I co?- burknęła wiśniowłosa w jego stronę.- Pewnie się teraz cieszysz, że nie musisz użerać się ze mną i dam ci święty spokój.
- Co ty pleciesz? Wcale tak nie myślę.- zmarszczył brwi.- Jesteś głupia.
- Sam jesteś głupi!
- Nie, ty jesteś głupia, bo uciekasz. Zdarza się, że życie nie idzie po naszej myśli. Chowasz głowę w piasek. Gdzie jest tak waleczna, uparta dziewczyna, która zawsze stawia na swoim? Czemu się teraz poddaje? Bo co? Bo pracy nie masz? Ludzie mają gorsze problemy i nie wyprowadzają się ot tak! Chyba nawet nie zdążyłaś sobie tego poważnie pomyśleć.- założył ręce.- Masz natychmiast rozpakować te rzeczy, ściągać spodnie i w majtkach paradować po mieszkaniu jak to zazwyczaj robisz!- kiedy to powiedział, Elena parsknęła śmiechem.
- Serio?- uśmiechnęła się.
- Tak. Wiesz co? Teraz jak tu zamieszkałaś to nie wyobrażam sobie żebyś wyjechała. Pusto byłoby bez ciebie. Przyzwyczaiłem się już do twoich nieudanych popisów wokalnych pod prysznicem i innych rzeczy.
- A do porozrzucanych moich rzeczy też?
- No, nad tym się jeszcze mogę zastanowić.- uśmiechnął się.- Zostajesz?
- Tak, Logen.
- No o tym też zapomniałem.- westchnął.
- Dobrze, że ten ci przynajmniej przemówił do rozumu.- powiedziała Marla.- Ja wychodzę. Moja ambasadorska umowa w Cascade się kończy. Zobaczę co z tym dalej.- podniosła się i opuściła pokój.

Po południu Marla wróciła do domu. Logan i Elena grali w karty z Kendallem oraz Jo. Szatynka była cała w skowronkach, rzuciła torebkę na sofę i westchnęła tak głośno, aby reszta zauważyła jej stan ducha. Stanęła nad nimi czekając aż ktoś ją o to zapyta.
- Nie, nikt się ciebie nie zapyta co się stało.- powiedział żartobliwie Logan nie odrywając wzroku od swoich kart.- Kendall, wojna!
- No dobrze. Skoro nikogo nie obchodzi mój przedłużony kontrakt i załatwienie pracy dla Eleny to trudno.- odwróciła się.
- Co, kuźwa?- wrzasnęła Elena wyrwana z rozmyślań.
- Nie, nic. Nie przeszkadzajcie sobie.- wyszczerzyła się.
- No gadajże!
- Załatwiłam ci pracę striptizerki w klubie go go!- klasnęła w dłonie. Reszta jak jeden mąż spojrzała się na nią jakby urwała się z księżyca.- No weźcie, żartowałam.
- A co ci się tak humorek wyostrzył?- uśmiechnął się Kendall.
- No ale co to za praca?- Elena umierała z niepewności.
- To w sumie wyszło tak z siebie…- zaczęła tłumaczyć.- Poszłam do mojej szefowej projektantki w sprawie umowy. Zaciekawiła ją ta bluzka, którą dostałam od ciebie. Kiedy jej powiedziałam, że to ty ją zaprojektowałaś, zainteresowała się tobą. Dowiedziałam się, że od dłuższego czasu poszukuje nowego projektanta, który odświeży markę. Jest tobą zainteresowana i umówiłam ci rozmowę z nią na jutro.
- Naprawdę?- po chwili posmutniała.- Ale ja się nie na tym nie znam. Mam małe doświadczenie.
- Wszystkiego się nauczysz. Masz dużo ciekawych pomysłów i masz pojęcie w takich sprawach. Zgadzasz się?
- No jasne! Nie wiedziałam, że tak szybko to się potoczy.
- Więc stąd to stwierdzenie, że jak dajesz coś komuś to prędzej czy później to do ciebie wraca.- podsumowała Jo.
- Nie wiem jak ci dziękować.- wyściskała mocno Marlę.
- I widzisz? Jeszcze pokochasz życie w Los Angeles.- wtrącił Logan.- A teraz kontynuujemy. Wojna!








* Późno wstawony, co nie? Ale mam czas do 9. Pozwólcie, że edytuje potem w okolicach 12 swoją wypowiedź. Ma trochę linijek, ale ja nie mam czasu, więc...

POPRAWKA!

* Więc jak mówiłam... Powiem Wam coś. Wczoraj po męczącym dniu wróciłam późno do domu.  Po zjedzeniu czegoś na szybko musiałam zająć się esejem i innymi sprawami. Poszłam spać późno jak zawsze. To stało się normalnością. Dzisiaj miałam wykład na 9,45. Zaspałabym gdybym nie sms od operatora o 08.30. Wtedy dopiero spojrzałam na telefon, spojrzałam która jest godzina i który jest dzień... i złapałam się za głowę. Przecież dzisiaj środa. Rozdział powinien już potencjalnie być. Nie miałam czasu go nawet edytować, cokolwiek zmieniać. Wstawiłam go jakim był. Zdałam sobie sprawę, że tyle się teraz wokół mnie dzieje. Ciągle jestem w ruchu i na nogach przez zbliżająca się sesją... a jeszcze muszę wszystko pozaliczać by do niej podejść, że zapomniałam o swoim ukochanym blogu... o tej cudownej chwili jak godziny odliczam do publikacji. Jak ja mogłam zapomnieć? Po raz pierwszy przydarzyło mi się coś takiego. Nigdy chyba nie miałam tak napiętego grafiku jak teraz. Piszę to pod wpływem chwili i pewnie za chwilę też stąd wyjdę. Mam tyle do zrobienia...

Mniejsza o to. Pewnie nikogo obchodzi co ja robię i czuję, więc przejdźmy do konkretów. Czy Elena odnajdzie się w nowej pracy? Jak ma zamiar zacząć swoje życie od nowa? Chciałabym też dodać, że wkrótce ( jeszcze nie w następnym rozdziale) pojawi się nowa postać. Głównie przyszła bohaterka nie bardzo mi się podoba. Mam zamiar ja zmienić, ale nie wiem czy mi się to uda...
Do soboty :*

PS A może macie jakieś pomysły jaka niewiasta mogłaby użyczyć twarzy nowej bohaterce? 




sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 108

Elena z samego rana zeszła po schodach do salonu. James spał na sofie przykryty słodko kocem. Powoli otwierał oczy, więc postanowiła go przywitać.
- Jak tam samopoczucie?- zapytała Elena. James budził się powoli.
- Yyyy…- jęknął przeciągając się.
- Kac trzyma.- uśmiechnęła się.
- Ile wypiłem?- burknął.
- Jedną butelkę wina wypiliśmy razem na współę, a drugą wyżłobałeś sam.
- Bywało gorzej.- podniósł się wpół przytomny.- Coś robiłem?
- A nic nie pamiętasz?- założyła ręce. Jeśli James nie pamięta tej rozmowy, to lepiej będzie jeśli mu o niej nie wspomni.
- Jak przez mgłę. Drugiej połowy filmu już nie pamiętam. Byłem grzeczny?- uśmiechnął się.
- Oczywiście.- skłamała podając mu wody.
Nagle usłyszeli zgrzyt w zamku od drzwi wejściowych. Marla i Logan wrócili do domu. Kiedy para zobaczyła Elenę i Jamesa na kanapie, na rozmemłanej pościeli, pół nagich… wyglądało to jednoznacznie.
- Ekhem!- chrząknął Logan. James natychmiast odskoczył od jego kuzynki jak oparzony.
- Do niczego tu nie doszło!- powiedział przestraszony James podnosząc ręce do góry.
- Was zostawić na chwilę samych…- westchnęła Marla z uśmiechem na ustach.
- To tylko tak wygląda.- wytłumaczyła.- James przenocował na kanapie, a ja u siebie. No i zła wiadomość. Wino się skończyło.-podniosła dwie puste butelki, aby Logan wyraźnie je zobaczył . Ten spojrzał na nią wzrokiem jakby zabiła mu dzieci.
- Ja je wypiłem.- dodał James.
- Będziesz w takim razie oddawał ze swojej piwniczki.
- Spoko. Bierz każde prócz tego z Toskanii co dostałem z Kendallem od Włocha będąc w Europie.- uśmiechnął się.- Nie wierzę, że ty z Carlosem musieliście wypić swoje w samolocie.
- Nie mogliśmy się powstrzymać.- odpowiedział brunet.
- Ja z Kendallem trzymamy swoje na specjalną okazję.
- James. Zostań z nami na obiad. Zaraz coś przygotuję.- odezwała się Marla.
- Chętnie. U mnie w lodówce został sam serek wiejski, ogórek i wczorajsze spaghetti.
- Elena.- spojrzał na nią Logan.- Mogę cię prosić na chwilę?- dziewczyna wstała i poszła z nim do innego pomieszczenia.
- Czego chcesz braciszku?
- Czy ty i James… coś was łączy szczególnego?- spytał wprost bez owijania w bawełnę.
- Nie. No coś ty!- szturchnęła go.- Czy to wszystko, bo chciałabym się ubrać.
- Idź…- nie miał innego wyboru.
Czterdzieści minut później obiad był gotowy. We czwórkę zasiedli do stołu.

James wrócił do siebie, a Elena poszła do pracy. Marla poszła szukać Logana po mieszkaniu. Skierowała się od razu do sypialni. Leżał na łóżku. Najwyraźniej nad czymś głęboko się zastanawiał. Grzechem było nie zapytać o co chodzi, więc zrobiła to.
- Nie nic. Tak sobie myślę…- odpowiedział.
- Znam cię dobrze. Żonę chcesz kantować?- położyła się obok niego.
- Myślę o Elenie.
- Co znowu?- wiedziała, że jeśli Logan zaczyna temat z nią związany to są jakieś problemy.
- Ja rozumiem, że każdy ma prawo do szczęścia…
- Ok… zacząłeś głęboko.- zaśmiała się.
- To nie jest śmieszne.- powiedział dobitnie.
- A konkretnie to o co ci chodzi?
- Wiem, że James po tym wszystkim powinien znaleźć sobie kogoś, aby zapomnieć o Lucy. To może być każda dziewczyna. Każda na świecie, ale nie Elena. Tylko nie ona.
- Oooo.- jęknęła słodko jakby zobaczyła bawiącego się szczeniaczka. Oparła się na łokciu.- To miło, że troszczysz się o swoją ukochaną kuzynkę.
- Chciałabyś! To o Jamesa bardziej się martwię. To nie jest odpowiednia dziewczyna dla niego. Ona jest…inna. A jak jeszcze go skrzywdzi?
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Nie mieszkaj się w to. Słyszysz? Jeśli James będzie chciał się z nią spotykać to nikt mu tego nie zabroni. Elena ma swoje dziwne nawyki, ale jest fajną dziewczyną. Ja osobiście trzymam za nich kciuki. Wyluzuj. Oni nawet nie są razem, a ty już coś…
- No dobrze. Masz rację.- uśmiechnął się.- Może faktycznie, martwię się za ich oboje. Ale ja chcę dobrze.
- Wiem.- przytuliła się do niego.
- Państwo Henderson są proszeni do salonu!- krzyknął z dołu Kendall.
- No temu chyba odbiło!- podniósł się z łóżka Logan. Marla poszła za nim.- Debilu?! A pukać to wiesz co to znaczy?- spytał.
- A wiesz, że drzwi się zamyka?- odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Obok niego stała Jo.
- I gdzie wyście się podziewali przez te dwa dni jak was nie było?- Logan nie ogarniał nie schodzących z ich twarzy szerokim uśmiechów.
- W Las Vegas, beybe.- wskazał na niego palcem blondyn.
- Wzięliśmy ślub!- pisnęła placem Jo pokazując rękę ze zdobiącą ją obrączką.- Marli i Loganowi opadły z wrażenia szczęki. Brunet pobiegł szybko do komody i zaczął grzebać po szafkach.
- Kochanie? Co ty robisz?- spytała go Marla.
- Szukam kalendarza żeby sprawdzić czy dzisiaj jest Prima Aprillis.
- Był trzy miesiące temu ciołku.- odezwał się Kendall.
- Co wam strzeliło do głowy?- zaśmiała się szatynka widząc Schmidtów.- To nie są żarty, prawda?
- Nom.-pokiwał głową.
- Ale jak? Przecież ty jesteś Kendall Schmidt!- tłumaczyła szatynka.- Ostrożny i rozważny, unikający ryzyka…
- A po co czekać? Nie mogliśmy wytrzymać jako narzeczeństwo.
- No. Kendall stał się zaskakujący i spontaniczny.- powiedziała Jo.
- Nie spodziewałem się tego po was.- podszedł Logan. Skarcił ich jak surowy ojciec swoje dzieci.- Wiedzieliście w ogóle co robicie?
- TAK!- zawołali jednocześnie.
- No to w takim razie gratulacje!- wyściskała ich Henderson. W tej chwili do mieszkania wparował Carlos.
- Hejka!- podniósł ręce.
- Ten też pukać nie umie!- jęknął Logan.- Carlito! Oni wzięli ślub w Las Vegas.-wskazał palcem na nowożeńców.
- O kuźwa.- zapożyczył słówko od Eleny.- Jak to? Osz wy mendy, nie zabraliście mnie ze sobą, ha ha!- zażartował.- Nie no, Kend! Jestem pod wrażeniem. Jest u ciebie jakiś progres.- uścisnął przyjaciela.- I jak tam Jo? Podoba ci się życie z tak kiepskim nazwiskiem?- wyszczerzył się.
- Ha ha ha!- zaśmiała się z ironią.
- Was kompletnie pogrzało…- pokiwał głową Logan, ale już z uśmiechem na twarzy.- Ej? Kto był w takim razie świadkiem?
- Wystarczył nam Dustin.- powiedział Kendall.
- Wybrałeś gitarzystę z zespołu zamiast mnie? Się fochnę.- powiedział żartobliwie Carlos.
- Kto się fochnie?- wparował nagle James.
- Kto jeszcze?- podniósł ręce do góry Logan.- Jesteście u mnie zawsze mile widziani, ale puk puk w drzwi naprawdę nie boli!
- Skóra na palcach wysusza się i pęka. I trzeba smarować kremem.- uśmiechnął się szatyn.
- Mogę wam nowożeńcom strzelić focie?- Carlos raczej od razu uznał, że nie mają nic przeciwko, bo wyciągał iPhone’a w trakcie mówienia.
- Nowożeńcom?- powtórzył James. Wtedy Kendall i Jo pokazali im swoje obrączki.- O nie! Jak mogliście mi to zrobić? Teraz tylko ja jestem stanu wolnego. A dlaczego w ogóle ja o niczym nie wiem? Dlaczego nie dostałem zaproszenia?
- Nikt nie dostał.- odrzekł Logan.-Chajtnęli się na spontana w Las Vegas i zabrali tylko Dustina.
- Bo był pod ręką.- wytłumaczył zielonooki.- I bardzo go lubię.
- Kendall i Las Vegas?- prychnął James.- To za dużo jak na moją wyobraźnię…
- Jo? A twój ojciec?- spytał Logan.- Przecież pokłóciliście się przez to.
- Tak, ale znalazłam haczyk. Mój ojciec miał na myśli ślub kościelny, ponieważ jest tradycyjny. A my wzięliśmy ślub w kaplicy. To tak jakby cywilny. Zresztą nic mnie już nie obchodzi.- złapała Kendalla za rękę.- Ważne jest dla mnie to, że jesteśmy szczęśliwi i chcemy założyć rodzinę.
- Stary, ale będziesz i tak musiał się z nim zmierzyć. 
- Dobra, już wystarczy.- uspokoiła wszystkich Marla. Zamiast wyżywać się na Kendallu, uczcijmy to jakoś.
- Sugeruję jakoś kulturalną imprezkę.- wtrącił Carlos.-Kto jest za, łapa w górę.
Wszyscy podnieśli ręce. Postanowili, że zbiorą wszystkich przyjaciół i pójdą do klubu jeszcze dzisiaj. Wieczorem stawili się do prywatnego klubu. Dołączyli do nich Camille ze swoim chłopakiem Stevenem, Alexa i Dustin. Dawno nie spędzali czasu razem, w tak wielkiej grupie. Bawili się dobrze do białego rana.







* Dzisiaj krótko. W ogóle jestem w innym stanie umysłu :p Jo i Kendall się chajtnęli. Co Wy na to? Chciałam edytować ten początek, ale jakoś tak wyszło... Jakoś mi się nie podoba, ale przeżyję to. Przepraszam, że ostatnio raczę Was krótkimi rozdziałami. Trzeba to przeżyć. W sumie widzimy się tu dwa razy na tydzień, więc wychodzi z tego jeden dłuższy :p Do środy :*


środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 107

Przez całą drogę powrotną Elena myślała o Jamesie, o tym dziwnym zachowaniu i nie tylko. Zaparkowała pod domem. Minęła się z Loganem w drzwiach, a Marla krzątała się jeszcze po salonie. Szatynka zauważyła jaka przybita wróciła od Jamesa. Postanowiła ją o to podpytać.
- Ellie? Co ci jest?- położyła rękę na jej ramieniu.
- Rozmawiałam z Jamesem…- westchnęła ciężko.- To była dziwna rozmowa.
- Dziwna?- wzruszyła się trochę.- James jest dla mnie jak brat. Pytaj mnie jeśli chcesz coś wiedzieć, choć nie wydaje mi się żeby Jamie był dziwny.- uśmiechnęła się subtelnie.- Oczywiście jeśli tylko mogę ci udzielić takiej odpowiedzi.- dodała.
- Skoro tak to może mi powiesz dlaczego tak się podejrzanie zachował jak zapytałam go o dziewczynę?- Elena rozwarła wargi ze zdziwienia, ponieważ Marla zrobiła taki sam wyraz twarzy jak James kilka minut temu. Wiśniowłosa zrobiła minę pod tytułem O co tu do cholery chodzi?- Najpierw on, a teraz ty. Powiedziałam coś złego? Nie wiem o co wam biega. Przecież ja nie chcę z nim chodzić…- chciała szybko dodać, że nie miałaby jednak nic przeciwko, ale powstrzymała się.
- Nie wiem czy powinnam ci o tym mówić…- opuściła rękę.
- Jesteśmy w końcu rodziną. Może nie wydaję się zupełnie normalna, ale można mi zaufać.
- Marla!- krzyknął z dworu Logan.- Bo się spóźnimy!
- Już idę!- poinformowała go głośno. Spojrzała na Elenę.- Ten temat jest tematem tabu. Nigdy więcej nie wspominaj mu o tym, jasne? Ja ci nic nie powiem. Jeśli sam będzie gotowy ci powiedzieć, to zrobi to. Muszę zmykać. Pa!- wyszła prędko.
- Teraz na pewno nie skończę tego projektu.- mruknęła do siebie.

Elena rozsiadła się ze swoją pracą na dole w salonie. Udało jej się ulepszyć kilka elementów, ale nic ponadto. Była na siebie zła, bo nigdy nie szło jej aż tak beznadziejnie. Zwinęła papier, ponieważ zdała sobie sprawę, że dziś tego nie zrobi. Włączyła telewizor. Dochodziła godzina dziewiętnasta. Zachciało jej się pić. Poszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Zapatrzyła się tępo w karton mleka, a następnie trzasnęła drzwiczkami. Miała ochotę na coś innego. Rozejrzała się po barku i wyciągnęła butelkę wina. W tej chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Hej. Jest Logan?- powiedział na wejściu James.
- Nie ma. Nagle postanowili gdzieś wyjechać i siedzę sama w domu. Może wejdziesz?
- Mam dotrzymać ci towarzystwa?
- Byłabym wdzięczna. Nie lubię siedzieć sama w domu. Wpadam w szał.- zaprosiła go do środka.- Rozgość się. Jak widzisz przyszedłeś w porę.- trzymała a ręce butelkę wina. James spojrzał na nią z politowaniem.
- Więc tak spędzasz samotne wieczory?
- Mniej więcej.- kiwnęła głową i podała mu kieliszek.
- Mam podobnie.- odpowiedział. Usiadła obok niego.- Elena. Chciałbym cię przeprosić za dzisiaj.
- Aaa, za to. Już o tym zapomniałam. Nic wielkiego się nie stało.- skłamała.- Może obejrzymy coś?
- Dobrze się złożyło, że przyszedłem. Miałem spędzać wieczór w podobny sposób, ale teraz nie muszę robić tego sam.
W telewizji zaczęła lecieć jakaś komedia. W międzyczasie zdążyli opróżnić całą butelkę mimo, że nie byli jeszcze w połowie filmu.
- Dziękować Loganowi za jego bogaty barek.- Elena wróciła z drugą butelką wina. Była w miarę trzeźwa, James trochę mniej. Gdy otworzyła ją, straciła ochotę na picie. Zaciągnęła się tym zapachem i odstawiła szkło.- Naleję ci.-wzięła jego kieliszek i napełniła go.
- Ty chcesz mnie upić.- zaśmiał się, ale nie protestował.
- Pij!- tak też zrobił.- Ale z ciebie beczka bez dna.- zachichotała.- Bierz całą. Mnie już mdli od tego.
- Jak chcesz…- wziął całą butelkę i napił się z gwinta. Nagle zaczął się śmiać.
- Z czego się tak ryjesz?
- Nie wiem. Jest mi po prostu wesoło. Dobrze znam to uczucie.- pokiwał głową.
- Bycia wesołym czy pijanym?
- Oba.- wyszczerzył się.- O kurczę. Czuję jak działa. Jakieś mocne to wino było… Hmm. Skądś kojarzę ten wyjątkowy smak.- rozmarzył się.- Taa… Lucy takie lubiła najbardziej.
- Lucy?- powtórzyła.
- Moja była.- odpowiedział.- Była, ale się zmyła. Wyfrunęła hen daleko.- machnął ręką w powietrzu.- Fru!
- Gdzie?
- Do Nowego Yorku. Ha! Może i dalej? Kto to wie? Mówiłem ci już o niej?- zaprzeczyła. Czuła, że dzisiejsza zagadka zaraz się rozwiąże.- Naprawdę? To taka beznadziejna historia, długa i pokręcona. Takie anty love story.- zaśmiał się. Gdyby był trzeźwy, na pewno nie opowiadałby tego z takim nastrojem. Nie chciała mu przerywać. Czekała aż się rozwinie.- Było tak pięknie. Miałem tyle dziewczyn, tyle super lasek, a z nią byłem najdłużej. Tamte to były zauroczenia lub zabawa, a ona byłą moją pierwszą, prawdziwą miłością. Kiedyś byłem dupkiem. Takim strasznym, że chodziłbym z tobą i zostawił po tygodniu. Może dwóch…
- Aha…- zmarszczyła brwi. Nie wiedziała czy to prawda czy zwykła pijacka paplanina. Jednak czuła, że jest w tym sporo prawdy.
- Z Lucy zrywaliśmy i się schodziliśmy. Może nie tyle razy co Logan z Camille kiedyś, ale wystarczająco. I już kiedy myślałem, że zostaniemy razem na zawsze, ona chciała być gwiazdą. Sława strzeliła jej do głowy. Zawinęła zespół i wiu! Nie ma. Wyjechała pół roku temu.
- I co było dalej?- wciągnęła ją ta historia. James już mniej rozbawiony niż na początku.
- Jak to co? Życie mi się rozwaliło. Nie zniosłem tego. Sam nawet nie wiedziałem, że bez niej jestem taki słaby. Pierwszy raz poczułem taki ból i rozpacz. Coś nie do opisania. Kochałem ją mocno. Przyjaciele starali podnieść mnie na duchu. Też chciałem o niej zapomnieć, ale nie potrafiłem. Przecież ona jest wszędzie. Wszędzie ją widziałem. Na każdym kroku. Mentalność ludzi popularnych…- westchnął.- Czy to radio, telewizja, gazety, Internet. Wpadłem w depresję. Szał rozrywał mnie od środka. Jak miałem zapomnieć o kimś, pomimo, że… po pierwsze, nie dało się, a po drugie, też nie chciałem. Myślałem, że może jeszcze wróci. Oddzwoni, odpisze, ale nic. I kiedy zdałem sobie sprawy, że moje życie bez niej jest niemożliwe, postanowiłem je zakończyć.
- Mój Boże. Żal takiego ciała na drugą stronę przeprawiać.- zmarszczyła brwi. Przejęła się jego słowami.
- Ha ha! Dobre.- zaśmiał się.
- Ja mówię poważnie. Jesteś super facetem. Ona musiała być wyjątkowo głupia żeby cię zostawiać.
- I to drugi raz zrobiła taki numer. Tylko, że za pierwszym razem nie byliśmy razem. Jak się Marla dowiedziała co zrobiła, zdenerwowała się na nią strasznie. Lucy chciała utrzymać z nią kontakt, ale ta się nie dała. Przepraszała mnie setki razy, bo to niby przez nią. Miała wyrzuty sumienia. Ona nas ze sobą sparowała tak w ogóle. Jeszcze dłuższa historia. Nieważne… nie miałem do nikogo żalu. Może sam do siebie go miałem. Teraz w tym wszystkim pomaga mi moja terapeutka.
- Długo już do niej chodzisz?
- Trzy miesiące, raz w tygodniu. Ale od tamtej pory czuję się znacznie lepiej. Gdyby nie Carlos to…- urwał.
- Carlos?- gdy usłyszał to imię w jej wydaniu, natychmiast posmutniał. na jego twarzy zagościł ból.
- Tak. To był ten dzień kiedy postanowiłem się zabić. Nie chciałem robić tego w jakiś brutalny sposób, bo też mi było ciężko. Kilka dni nad tym się zastanawiałem jak to zrobić. Powieszenie albo porżnięcie żył to nie na moją psychikę. Jak sama powiedziałaś… nawet po śmierci chciałem wyglądać tak cudownie. Kupiłem jakieś prochy. Umyślnie wziąłem ich więcej, znacznie więcej. Zasnąłem. Obudziłem się w szpitalu. Myślałem, że tak wygląda niebo, bo było niesamowicie biało, ale gdy rozejrzałem się, dotarło do mnie, że przeżyłem. Kiedy zobaczyłem ich miny, twarze moich zmartwionych przyjaciół, ścisnęło mi serce. Pożałowałem tego co zrobiłem. Carlos wtedy wiedział, że jestem w mieszkaniu. Martwił się o mnie od dłuższego czasu i przyszedł. Ponieważ mu nie otwierałem, wszedł wejściem od tarasu. Gdybym nie zapomniałbym go zamknąć, nie żyłbym.
- Jezu, to jest straszne.- przytuliła się do niego.
- W ostatniej chwili mnie odtruli. Nigdy nie widziałem swoich przyjaciół w takim stanie. Nawet jak to wspominam, czuję ten ból. Jaki ja byłem egocentryczny. Nie pomyślałem o nich. Najbardziej przeżył to Carlos, bo to on widział mnie wtedy w domu w takim stanie. Wyobraziłem sobie jak to musiało wyglądać. Kiedy otworzyłem oczy w szpitalu, miał łzy w oczach. Nie widziałem u niego łez odkąd był siedmiolatkiem i zepsuł mu się rower. Wargi i dłonie mu się trzęsły… wyglądał tak strasznie. Padł wtedy na kolana i płakał ze szczęścia, że wybudziłem się ze śpiączki. Na pewno cierpieliby tak samo po mojej stracie jak po śmierci kogoś z rodziny. Zdałem sobie sprawę, że jestem głupi. Przecież mam dla kogo żyć.
- Oczywiście, że masz.- spojrzała mu głęboko w oczy. Napłynęły do nich dwie pojedyncze łezki wzruszenia.- Cieszysz się dzisiaj, że żyjesz?
- Tak. Jestem pewien. Byłem wtedy załamany i zdesperowany. Potrzebowałem pomocy, a ciągle odrzucałem ją od przyjaciół.- spojrzał w sufit.- A żebyś wiedziała co się działo jak dostałem wypis i mogłem wrócić do domu. Kendall, Carlos i Logan przychodzili na zmianę na nocki. Nie było dnia kiedy bym nie został sam. Ciągle byłem kontrolowany. Przestali dopiero wtedy kiedy Logan namówił mnie po wielu próbach na wizyty u specjalisty.
- Chyba nadal się martwią.- przypomniała sobie zachowanie Marli z dzisiaj.
- Wiem. Carlos szpiegował mnie jeszcze do niedawna. Ale chyba już przestał. Dzięki i za to. Wcześniej zaciągali mnie do klubów żebym znalazł dziewczynę. Żebym mógł zapomnieć… Ale ja nie miałem ochoty.
- Musiałeś je chyba odklejać od siebie, bo było ich pełno jak robactwa.
- Dokładnie!- poprawił mu się humor po smutnej opowieści.- Nadal nie mogę im darować tego, że zadzwonili po moją matkę. Ta nie dała mi wtedy spokoju. Ale dobra. Skończmy tą rozmowę.
- Dobrze. Wiesz co? Powinieneś jednak znaleźć dziewczynę, która się tobą zaopiekuje.
- Kto wie?- spojrzał jej w oczy.- Może już znalazłem.- zbliżył się do jej ust, aby móc ją pocałować. Elena odsunęła go od siebie.
- James. Jesteś pijany. Nie powinniśmy.- nie chciała, aby tak to się potoczyło.
- Sorry.-odsunął się.-Poniosło mnie. Będę już wracał do domu.
- Nie puszczę cię w takim stanie. Zaraz północ. Zostań. Pościelę ci na kanapie.
- Dzięki ci, mój aniele.- zanim jednak dziewczyna zabrała się za posłanie, James zasnął twardym snem.







* No i tadaam. Wszystko jasne. Zagadka rozwiązana. Wiadomo gdzie jest Lucy, co zrobiła i jak radził ( a raczej jak nie radził ) sobie z tym James. Niektórzy byli bliżej, niektórzy dalej ze swoimi pomysłami, W następnym rozdziale w końcu będzie Kendall i Katelyn :P W dodatku miałam kontynuować pisanie jednorazówki, ale kompletnie nie mam czasu :( Zdałam sobie sprawę, że gdybym pisała rozdziały na bieżąco to byście się chyba nie doczekali...

Ostatnio zastanawiam się nad pewną rzeczą jeśli chodzi o tego bloga. Mogę Wam zdradzić, że w ostatnią sobotę na bloga było 322 wyświetlenia. Oczywiście za to dziękuję, bo to rekord na tym blogu. Jednak tyle wejść na 10 Waszych komentarzy ( bez moich, bo ich nigdy nie liczę ) no to jest tak średnio ;/ Nie uważacie też, że to wyraźna dysproporcja? Ja nie zmuszam Was do komentowania, ale byłoby mi miło dostać koma nawet od anonima. Ja rozumiem, że też się nie chce... Ale zrobicie dobry uczynek :D Do soboty :*

PS Przesyłam linka, który przeniesie Was w fajne miejsce gdzie egzystuje rozdział 6, na TWTN :D

PS PS Nie jestem przyzwyczajona do rozdziałów rano :)