Nadszedł gorący poranek. Już od wschodu słońca można było usłyszeć radosne trele ptaków. Ten przyjemny dźwięk obudził właśnie Alexę. Otworzyła powoli oczy. To mógłby być całkiem udany dzień, ale odkąd Carlos ją zranił, traciła nadzieję za każdym razem. Dla niej nigdy już nie miał nadejść radosny dzień. Myślała, że jest skazana na to do końca swoich dni. Podniosła się i wyprostowała. Tkwiła tak kilka sekund. Ta cisza doprowadzała ją do szału. Chciała znaleźć jakieś zajęcie, które pochłnie jej ciało i umysł w stu procentach, aby nie myśleć o procesie. Musi poczuć się kobietą wolną. Musi zacząć uczyć się jak żyć bez niego. Bez Carlosa. Jej życie już nie bedzie takie samo. Już nigdy. Nagle zadzwonił jej telefon. Nie znała tego numeru, jednak postanowiła odebrać.
Strony
▼
środa, 24 lutego 2016
środa, 17 lutego 2016
Rozdział 188
Logan leżał w łóżku. Miał ciężką noc za sobą. W szpitalu wyjęli mu kulę. Całą rękę ma zagipsowaną na dobre kilka tygodni. Nie spało mu się z tym komfortowo. Marla przestała się na niego gniewać po tym jak Kendall przyprowadził go do domu. Teraz czekał aż jego żona wróci z łazienki. Mały Henderson leżał sobie na brzuchu taty. Logan uśmiechnął się pod nosem. Tak dobrze czuł się z tym, że miał Phillipa blisko siebie. Maluszek podniósł główkę. Położył rączkę na brodzie Logana, a potem delikatnie ją klepnął.
- Ty mały klepaczu.- wyszczerzył się.- No ciekawe po kim to masz. Kiedyś jak będziesz duży to mi tak klepniesz, że się nie podniosę. Twoja mamusia też potrafiła przywalić. No i co teraz powiesz, hę?
- Da...- powiedział maluszek słodkim głosikiem. Logan ożywił się. Nie spodziewał się tego. Jego syn odezwał się sylabą.
- Marla!- zawołał żonę.- Marla chodź tu!
- Potrzebujesz pomocy?- wyszła z łazienki.
- Phillip się odezwał.- uśmiechnął się.
- Co takiego?- podeszła szybko do łóżka. Spojrzała na dziecko, które leżało brzuszkiem na brzuchu Logana i patrzyło na jego twarz.
środa, 10 lutego 2016
Rozdział 187 + 2 URODZINY BLOGA !!!
Powiew chłodnego wiatru unosił jej włosy. Jak na Los Angeles o tej porze taka pogoda była rzadkością. Zawsze słonecznie od rana do wieczora, tak dziś szalał wiatr. Wiedziała, że taka niespotykana pogoda w tym mieście niosła za sobą niespotykane sytuacje. Zawsze, a przynajmniej w jej życiu, gdy zbierało się na deszcz, coś się miało wydarzyć. I nie były to przyjemne zdarzenia. Nastawiona więc źle od samego początku trzęsła się w miejscu gdy zimny powiew opatulał jej ramiona. Jej warga drżała. Nie wiadomo czy to bardziej z powodu temperatury szalejącej przy wyjeździe z Los Angeles przy piątej alejce, czy też ze strachu co może wydarzyć się za kilka minut. Jej głowę zaśmiecało setki pytań. Czy zobaczy syna? Czy nic mu nie zrobili? Jak się nim tak opiekowali i czy w ogóle to robili? Czy tamta kobieta dotrzyma obietnicy?
Była przerażona. Niebo coraz bardziej przybierało na szarości. Słyszała jak po osamotnionej drodze jedzie pojazd. Wsłuchiwała się jak wjeżdża na pole pełne małych kamyczków, które trzeszczą pod ciężarem wielkim opon. Czarne auto zatrzymało się sześćdziesiąt metrów od niej. Nie widziała kto prowadził i ile osób jest w środku. Okna były przyciemniane. Dziewczyna nerwowo ścisnęła reklamówkę pełną pieniędzy. Wyprostowała się. Oddychała szybko i głęboko. Podniosła dumnie głowę do góry, aby przynajmniej stwarzać pozory, że się nie boi, że jest dzielna, silna...
Drzwi od strony pasażera otworzyła się. Kobieta postawiła na ziemi najpierw jedną nogę, a następnie drugą. Ubrana od stóp do głów w ciemne kolory, przypominała czarną wdowę, uosobienie ciemności i zła z kontrastującymi blond włosami spiętymi w koński ogon. Kroczyła stanowczo w stronę Marli trzymając ręce schowane za plecami.
- No proszę, proszę.- uśmiechnęła się złowieszczo.- Mam nadzieję, że jesteś sama.
- Jestem.- odpowiedziała przyduszonym głosem.
środa, 3 lutego 2016
Rozdział 186
Sprawą porwania Phillipa Hendersona zajęła się nie tylko policja, ale również i media. Nikt nie wiedział skąd tak szybko zdobyli te informacje. Jednak nikt nie miał żalu. Może ktoś widział porywaczy. Może ktoś zadzwoni. Do Hendersonów przychodziło setki wiadomości z treścią pocieszenia oraz nadzieją, że synek się znajdzie. Fani cierpieli razem z nimi. Rodziców najbardziej niepokiło to, że porywacze nie dali żadnego znaku. Mogą tylko być szczerej nadziei, że ich dziecku nic nie jest, a policja zaraz przyjedzie pod ich dom i im go odda. U Kendalla i Jo siedzieli Elena i Logan. Rozmawiali o zaistniałej sytuacji. Brunet tutaj ma spokój, ponieważ na ulicy zaczepiła go dziennikarka, z którą nie chciał rozmawiać. Po dziesięciu minutach ktoś zapukał drzwi. Jo podbiegła do nich. W wejściu stała Marla.
- Mogę wejść?- spytała.