Strony

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 59

We wtorek James został siłą zaciągnięty na siłownię przez Logana. Zgodził się pomimo tego, że nie miał nastroju. James zaniedbał się od soboty. Nie zważał na swój trzydniowy zarost. Mimo to, dziewczyny z siłowni ukradkiem gapiły się na niego nie spuszczając go z oczu. Teraz wydawałoby się, że jest jeszcze bardziej męski i pociągający, było to widać w ich oczach. Prężyły się jak tylko mogły, aby przystojniak je zauważył, przynajmniej się uśmiechnął do nich, cokolwiek. Ale ten myślami był zupełnie gdzie indziej. Z Loganem też próbowały. Ten w odróżnieniu od przyjaciela, zauważył mrugające do niego dziewczyny. Uśmiechnął się tylko kręcąc głową oraz wzdychając, a następnie powrócił do podnoszenia ciężarków. James nie miał ochoty ani na ciężarki ani na podciąganie się po tym jak wziął ciężarki do ręki. Wydawały mu się, że ostatnio jak tu był, były odrobinę lżejsze. Potem spróbował sobie przypomnieć kiedy ostatnio zagościł w te progi. To było jeszcze w tamtym miesiącu. Zobaczył, że spocony Logan dobrze daje sobie radę, więc zebrał się w sobie i skierował na bieżnie.
Jego ciało odmawiało posłuszeństwa. Jego napięte mięśnie nie słuchały. Wydawał się taki zmęczony, ale biegł dalej. Musiał się rozruszać. Napił się wody i wrócił na bieżnie. Dłonią szybko rozmasował sobie kark. Pomyślał, że przyda mu się masaż, jednak nie w wykonaniu Marli. Nie wiadomo czemu zaczął o niej myśleć. Zastanawiał się co może teraz robić. Szybko wymazał to sobie z głowy. Nagle poczuł niespodziewane ukłucie w sercu. Złapał się za nie i stanął. Powoli zszedł z bieżni i przysiadł na podłodze. Wziął głęboki oddech, zakuło jeszcze mocniej. Kiedy Logan odwrócił się w jego stronę, przyjął normalną siedzącą pozę żeby się nie zdradzić, że coś mu dolega. Miał pewność, że zaraz przejdzie. I tak się stało. Jednakże już nie dosiadł żadnego sprzętu na siłowni. Postanowił nadzorować Logana. Ten podnosił hantle z krzywym wyrazem na twarzy. Pot wylewał się z niego strużkami, koszulka była mokra. James podał mu wodę.
- A ty pakerze?- zapytał Logan dysząc.- Nie ćwiczysz nad swoim sześciopakiem?
- Nie mam ochoty.- mruknął.- Ile już tu siedzimy?
- Czterdzieści pięć minut. A co? Chcesz skończyć na dziś?- James kiwnął głową i cieszył się, że kumpel przeczytał to z jego myśli.- Faktycznie. Ja też już nie dam rady.
- Mimo to widzę, że się cieszysz.
- Mam określony cel. Chcę zrobić wrażenie na mojej dziewczynie.- uśmiechnął się. James nic nie powiedział, ale dał mu znak, że to fajny pomysł.- Wracajmy.- zebrali swoje rzeczy i ruszyli do szatni nie zważając na przyglądające im się dziewczyny.

Tymczasem Marla wróciła właśnie z sesji, która według ekipy wyszła pierwszorzędnie, jakby była zawodową modelką. Dziewczyna na sesji bardzo się postarała i naprężyła umysł, aby nie myśleć o ostatniej rozmowie z Natalie. Fotograf sapał z zachwytu robiąc jej zdjęcie. Pięknie prezentując odzież, układała się w odpowiednie pozy. Cała ekipa z zadowoleniem skończyła sesję. Tylko Marla nie potrafiła się tym cieszyć tak jak oni. Jeszcze wczoraj po południu skakała z radości, a teraz ma do tego obojętny stosunek. Apartament emanował radością Lucy. Marla miała więc spore trudności z udawaniem, że nic się nie dzieje. Nie chciała jej zadręczać swoimi problemami. Pomyślała, że będzie tego żałować. Z zazdrością patrzyła jak lokatorka beztrosko skacze z jednego miejsca na drugie pichcąc smakołyki na obiad. Zastanawiała się jak to jej powiedzieć. W sumie też jest w jakiejś części wplątana w aferę, Marla i chłopak Lucy w jednoznacznej sytuacji.
- A co ty jesteś taka pochmurna?- wyrwała ją z rozmyślań.
- Muszę powiedzieć dwóm ważnym osobom w moim życiu coś przykrego, ale nie wiem jak.
- Czy chcę o tym wiedzieć?- zapytała nie zważając zbytnio na nią uwagi. Dzisiaj nie szczególnie zwracała uwagę na lokatorkę po tym jak wczoraj ją uspokoiła.
- Myślę, że nie chciałabyś…- chciała dopowiedzieć, że powinna, ale ugryzła się w język. Powiedz jej. To twoja przyjaciółka, zrozumie cię. Dlaczego miałaby ci nie wierzyć? Ale w końcu obudziłaś się w łóżku jej chłopaka. Ona też spała w tym łóżku. Strasznie ją skrzywdziłaś. Różne myśli przechodziły przez jej głowę.- Ja wychodzę.
- Ale ja gotuję obiad…
- Przepraszam. Zjem później.- wyszła. Zadzwoniła do Jamesa i powiedziała mu o szantażu Natalie. Ten zareagował natychmiast. Oburzył się i powiedział, że nikt nie ma prawa ich szantażować i bez uprzedzenia się rozłączył. Chciała go ostrzec żeby nie wchodził z nią w dyskusję, ale nie zdążyła. Poszła na parking i wsiadła do auta. Pojechała wprost do domu chłopaków. Kiedy zapukała do ich domu, usłyszała tylko sygnał od Carlosa, abym weszła.
Nikogo nie było w domu, tylko Carlos i Alexa. Marla poczuła się głupio, że musiała im przeszkodzić, bo nie widzieli się dawno, a jest zauważalne, że coś było na rzeczy skoro usta Carlosa stały się równie czerwone jak jej wargi. Gdy weszła oboje się ogarniali, każdy poszedł w swoją stronę.
- Przepraszam, że wam przeszkodziłam. Jest James?- spytała szybko przegryzając wargę.
- Nie, jesteśmy sami.- Carlos wymusił uśmiech. Alexa pomachała dziewczynie i poprawiała sobie rozpiętą koszulę.
- To nie przeszkadzam. Na razie.- wyszła jak szybko się da. Poczuła się jak intruz.
Podchodziła już do furtki kiedy zauważyła jak James wychodzi od Natalie. Tępym krokiem jak na skazanie schodził po schodach nie patrząc pod nogi. Nie wyglądał jakby przeszedł jakąś kłótnie czy poważną rozmowę, a raczej dowiedział się, że ktoś umarł. Podeszła do płotu oddzielającego ich domostwa, ten jej nawet nie zauważył.
- Ekhem…- chrząknęła. Wystraszył się gdy na nią spojrzał.- Cześć.
- Cześć.- odpowiedział z załamanym głosem. Opuścił teren należący do sąsiadki, oboje teraz stali pod ich domem.- Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz?
- Za wczoraj. Nie powinienem tak się zachować.- opuścił głowę.- Wejdziesz do środka?
- Nie radzę. Carlos i Alexa zajmują się sobą.- spojrzała szatynowi w oczy.- James, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Mniej więcej…- wziął głośny wdech.
- Powiesz mi czy krzykniesz i odejdziesz?
- Chodź. I tak się dowiesz.- złapał ją za rękę i poprowadził na ławeczkę z daleka od domu.
- No, powiesz mi teraz?- niecierpliwiła się.
- Byłem u Natalie. Powiedziałem, a raczej wygarnąłem jej, że nie ma prawa nas szantażować. A ona pokazała mi wtedy coś co zwaliło mnie na nogi.
- Co konkretnie?
- Nagranie. Ona nas nagrała. Nas, kiedy jeszcze trwała impreza, u mnie w pokoju.
- Co było na tym video?- nie odpowiedział od razu.- James? Odpowiedz.
- Całowaliśmy się.
- CO?!- nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
- Nie wierzysz? Idź tam, niech ci pokaże!- palcem wskazał z daleka jej willę.
- Wierzę ci, ale nie wierzę w TO!- po chwili do niej doszło, że to co powiedziała nie miało sensu.- Myślałam, że mogę być spokojna, bo nic nie zrobiliśmy, a tu się okazuje co innego…
- No wiem! Jak ona to pokaże to już po nas. A nie wiem co dokładnie się tam działo, bo nagle wyłączyła nagranie i powiedziała, że Logan zobaczy jeszcze więcej. Możemy sobie już zamawiać miejsce na cmentarzu, bo Logan nas ukatrupi.
- On chyba nie jest taki…- rzekła z lekką obawą.
- Ohoho. Zdziwiłabyś się. Gdy jest pod wpływem emocji staje się nieobliczalny. Nie wiadomo co mu odstrzeli. Raz jak w liceum poderwałem dziewczynę, która mu się podobała to…- pokręcił głową tak jakby chciał to wspomnienie wyrzucić z pamięci.- Mniejsza o to. Wizyta u dyrektora nas nie ominęła.
- Nie pocieszasz…- zamyśliła się.- A to był tylko alkohol… Zaraz. Kto kogo pocałował?
- Co?
- No ktoś musiał zacząć…
- No ja.- zabrzmiało to jak przyznanie się do winy z wielką skruchą.
- Tak podejrzewałam. Trzeba było tyle nie wlewać w siebie. Alkohol… James? Co tak się lampisz?
- Bo nie jestem przekonany.
- Przekonany do czego? O co ci chodzi?
- Czy to przez alkohol, tylko… że tylko przez to.
- Rozwiń się.
- Nie. W ogóle, zapomnij.- machnął ręką.
- Jak już zacząłeś to skończ!
- Ja chyba… nie, to głupie.-podniósł głowę do góry.- Ja chyba nadal coś do ciebie czuję.- powiedział patrząc w niebo. Dobrze, że na nią nie spojrzał, bo jej twarz najpierw zbladła, a potem poróżowiała. 
- James, przecież wiesz…
- Wiem!- przerwał jej.- Wiem, tak wiem. Jesteśmy przyjaciółmi, a ty jesteś dziewczyną mojego kumpla. Jednak nie zmienia to faktu, że byliśmy jakby ze sobą pewien czas i przez ten czas było nam razem dobrze.
- Przecież Lucy…
- No właśnie. Lucy pojawiła się dzięki tobie, bo miałaś wyrzuty sumienia, że mnie zostawiłaś. Pokochałem cię wtedy, a tu nagle taka zmiana. Dawna miłość. Stare, uśpione uczucia odżyły.
- Teraz dopiero nad tym główkujesz?- założyła ręce.
- Daj dokończyć, bo muszę to sobie jeszcze raz poukładać, inaczej oszaleję. Więc fakt. Pojawiła się Lucy, ale to, że wróciliśmy do siebie nie oznacza, że ciebie wymazałem ze swojego serca. A przez bycie z nią w związku, myślałem, że moje uczucia co do ciebie znikną.
- Czy tak jest nadal?
- Nie do końca.- zaczął tłumaczyć swoje trudne położenie.- Zrozumiałem, że kocham Lucy i to z nią chcę być. Ona jednak pozwoliła mi ciebie odpuścić. Tylko jak zobaczyłem to video…
- Nic nie znaczyło.
- Może dla ciebie.
- Co ty mówisz? Nie możesz mnie kochać. Wiem, że nie mam prawa decydować o twoich uczuciach, ale…- nie potrafiła dokończyć.
- Wiem, ale czy tak to można nazwać?- spojrzał na nią.- Może i jest uczucie jakim cię darzę, ale jest o wiele słabsze niż te do Lucy. Jest jakaś iskierka, która powoduje, że coś nadal przyciąga mnie do ciebie. Odczułem to niedawno kiedy robiłaś mi masaż. Podnieciło mnie to.
- Tak działają masaże. Mają rozluźniać mięśnie.
- A nie napinać inne narządy.- spojrzał w dół na swoje spodnie. Marla dopiero teraz zorientowała się o co chodzi.
- To więc dlatego…
- Super, że kumasz, bo to wstydliwa sprawa. Jeszcze jakoś na mnie działasz. Może alkohol wtedy przełamał barierę i dał mi swobodę do wyrzucenia emocji na zewnątrz.
- Powiedz wprost. Kochasz mnie jeszcze?
- Nie wiem, nie wiem… mam mętlik w głowie. Nie mogę się skupić na niczym. Ta cała rozmowa to szczyt wszystkiego, dalej nie mogę. Czuję, że zaraz głowa mi eksploduję jak czegoś nie zrobię. Dziwię ci się, że nie uderzyłaś mnie w twarz i nie uciekłaś jak to zazwyczaj robią dziewczyny.
- Są trzy powody. Jesteś przyjacielem, a od przyjaciół się nie odwraca w potrzebie. Po drugie, potrafię słuchać innych ludzi i czuję tak jak ty, że jeśli komuś tego nie powiesz to eksplodujesz.
- A trzeci powód?
- Ach, James… Nie wiem co tam czujesz do mnie do końca, bo sam nie możesz tego określić. Wiem natomiast, że jesteś świetnym facetem. Większość dziewczyn nie mogłoby zrozumieć dlaczego cię zostawiłam. Tyle dziewczyn ślini się jak buldogi na twój widok. Jestem z Loganem, bo go kocham. Nie przewidziałam, że tak się stanie. To było silniejsze ode mnie. Gdybym wiedziała to nie złamałabym ci serca. I doceniam to, że nadal możemy ze sobą porozmawiać… że nie chcesz, abym już nigdy nie pokazywała ci się na oczy. I to, że nie robi na ciebie wrażenia kiedy całuję go przy tobie. To wiele dla mnie znaczy, bo to ty również pozwoliłeś nam być ze sobą. Wątpię, że Logan byłby ze mną gdybyś miał do tego uwagi, bo nie zostawiłby najlepszego przyjaciela dla jakiejś dziewczyny, którą poznał jakiś czas temu, wtedy. Ponadto, twój wygląd i jakaś część ciebie też robi na mnie ogromne wrażenie, już ci to mówiłam kiedyś. To takie głupie. Nie jestem typem człowieka, który patrzy tylko na to.
- No , nie jesteś…
- To jak mogę ci pomóc?
- Znajdź urządzenie do mierzenia ciśnienia i rytmu serca.
- To nie będzie potrzebne. Zamknij oczy.- posłuchał jej.- Wyobraź sobie, że jesteś gdzieś w swoim ulubionym miejscu, a obok siedzi Lucy. Całujecie się… wyobrażasz to sobie?- położyła mu dłoń na jego sercu.- Widzisz? Serce łopocze ci jak szalone. A teraz spójrz na mnie.- otworzył oczy, a ona wciąż nie spuszczała dłoni.- No…
- To idiotyczne.- mruknął.
- Złap mnie za rękę.
- Co?- zdziwił się.
- Nic nie mów, tylko weź mnie za rękę.
- I co dalej?
- Co czujesz? Łopocze ci serce jak wtedy?
- Jestem raczej zaskoczony.
- I rękę masz suchą.
- To, że serce mi się nie wyrywa do ciebie i to, że dłonie mi się nie pocą jak z tobą rozmawiam mają wszystko potwierdzić?
- Raczej tak.- odpowiedziała niepewnie.
- Dobra. Skończmy to. Głowa mnie boli. To dziwne, ale mięśnie też mnie bolą. Dawno się tak nie czułem.
- Serio?
- Nawet zdarza się, że drętwieją mi palce.
- Musisz się przespać.
- Obym w końcu zasnął należycie. Widać, że jestem niewyspany?
- Jesteś trochę blady i masz podkrążone oczy. I jeszcze coś… weź się ogol.
- Dlaczego?
- Bo jesteś teraz jeszcze przystojniejszy niż zazwyczaj, a tego nie zniosę.- uśmiechnęła się. On odwzajemnij swoim śnieżnobiałym uśmiechem. Na chwilę zapomnieli o kłopotach.
- Dzięki, że nie uciekłaś.- wstał.
- Dzięki, że sobie szczerze porozmawialiśmy.
- Może teraz dasz się namówić na małą kawę.- zaczął.- Sądzę, że Carlos i Alexa załatwili już swoje potrzeby.

- Bardzo chętnie.- podał jej rękę, aby pomóc jej wstać i razem wrócili do domu.- Ale herbata byłaby lepsza. Dochodzi piąta.
- Tak jest, Madame.- odpowiedział parodiując jej brytyjski akcent.







* Może być ten rozdział? Mam nadzieję, że tak. Wypowiedzcie się na temat Jamesa, bo myślę, że jest o czym pisać. Jak dalej się to potoczy? Zobaczycie już za tydzień, a przygotowałam dla Was szokujący rozdział 60. Ohh tego nikt nie będzie spodziewać. Możecie być rozczarowani hehe :D
Więc do zobaczyska za tydzień albo w piątek na drugiego bloga ten kto czyta ;)

PS Może zauważyliście info (chyba, że korzystacie z wersji mobilnej) że zrezygnowałam ze swojej oryginalnej godziny wstawiania postów, czyli z godziny 00:03. Rozdziały na obu blogach powinny pojawić się od 00:00 do 09:00. Powinny oczywiście pojawiać się w nocy, dopiero ewentuanie rano. Jeśli się nie pojawi do dziewiątej to z pewnością z problemów technicznych, których wolałabym nie planować ;)


środa, 23 lipca 2014

Rozdział 58

Marla w drodze wytłumaczyła Kendallowi, że dzisiaj nie jest gotowa na wyjaśnienie Loganowi sytuacji, ale czuła ulgę, że mogła się komuś wyspowiadać. Nie wiedziała też dlaczego darzy go taką ufnością. Pewnie ze względu na ostatni raz. Kendall to dobry człowiek. Nie oskarża nikogo bez argumentu i dowodu. Nie jest przysłowiowym kablem i chociaż faktycznie jest jak jego matka, wścibski lecz troskliwy oraz z niewyparzonym językiem, to nie miesza się w sprawy, które nie potrzebują jego interwencji. Chyba, że jest to potrzebne. W końcu nie będzie siedział i gapił się bezczynnie wiedząc, że jego przyjaciel żyje w niewiedzy. Może też będzie odczuwał chęć powiedzenia mu prawdy. Jednak wiedział, że jeśli on się tym zajmie, to będzie z tego powodu bardziej cierpiał. Czy prawda jest tego warta? Każdy ma inne zdanie na ten temat.
Kiedy Kendall i Marla stali już przy drzwiach, z mieszkania wyszła Natalie.
- Jak dobrze, że cię widzę. Musimy porozmawiać.- powiedziała modelka. Kendall zostawił je same. Dziewczyna  odprowadziła szatynkę dalej od domu żeby nie było słychać ich rozmowy.
- Jest jakiś problem?- spytała.
- Płakałaś? Bo makijaż ci się trochę rozmazał.- Natalie wyjęła chusteczkę i wytarła jej rozmazany tusz. Marla była pod wrażeniem jej zachowania. Jeszcze niedawno traktowała ją jak powietrze, a teraz zachowuje się jak dobra siostra.- Zauważyłam, że ty i James jesteście jacyś nieobecni…
- To miło, że się przejmujesz, ale to raczej nie twoja sprawa.
- Oj chyba raczej też i moja, bo wiem dużo więcej niż mogłabyś się tego spodziewać.- szybko okazało się, że jej zachowanie to tylko pozory.
- O co ci chodzi, co?- skrzywiła usta.
- Nie ładnie tak okłamywać Logana. Jak mogłaś nie powiedzieć co wydarzyło się tamtej nocy?- Marla poczuła napływającą falę gorąca.
- Skąd ty o tym wiesz? Kto ci powiedział?
- Widziałam na własne oczy. Drzwi były otwarte, ale byliście tak zajęci sobą, że nie zauważyliście mnie.
- Co to znaczy zajęci sobą?- zapytała z naciskiem na ostatnie słowa.
- Ojojoj. Nic nie pamiętasz? Taką masz słabą główkę?
- Mam dość twojej ironii. Skoro wszystko wiedziałaś to dlaczego się nie poskarżyłaś, małpo?
- Tylko bez takich! Chciałam sprawdzić ile ci to zajmie, ale chyba ty nie masz zamiaru mu o tym powiedzieć… będę musiała cię wyręczyć.
- Czy ty mnie szantażujesz?!
- Słuchaj, mamy piękny poniedziałek. Daję ci dwa dni, abyś wyjawiła mu prawdę, a jeśli nie to ja mu powiem.- założyła ręce.
- Myślisz, że ktoś ci uwierzy?- czuła się tak rozpalona od złości jakby miała zaraz eksplodować żarem.
- O mnie się nie martw. Niech cię nie boli twoja mała piękna główka.
- Dlaczego nie zrobisz tego od razu?
- Chcesz sobie zaszkodzić? Jesteś tego pewna? Chcę dać ci szansę. Przypominam, dwa dni.- uśmiechnęła się triumfalnie.
- W co ty grasz?!- krzyknęła.
- W grę o nazwie życie. Do środy o tej samej porze.- pomachała jej i poszła do swojego domu.
- Psychopatka!- krzyknęła do niej zanim zamknęła za sobą drzwi.
Nie weszła już do środka. Wsiadła do samochodu i odjechała. Co za larwa! Nie pozwolę tak się szantażować! Co ona sobie myśli?- mówiła do siebie na głos jadąc samochodem.- Wiedziałam od samego początku, że jest jakaś nienormalna. Wariatka…- była zła jednak po chwili wybuchła płaczem, którego nie mogła okiełznać. Ten dzień okazał się jakimś koszmarem. Wszystkie dobre wspomnienia z dzisiejszego dnia wyleciały z jej głowy, która była teraz wypełniona słowami Natalie. Zastanawiała się jak można być takim chorym człowiekiem i stawiać warunki w takiej sprawie. Nie wiedziała o co jej chodzi, ale czuła, że Natalie wie więcej niż ona. Zajęci sobą… te słowa dzwoniły jej w uszach.

Wróciła do domu nadal płacząc co zauważyła Lucy. Odłożyła swoją gitarę i podeszła do przyjaciółki. Marla nie mogła patrzeć jej w oczy, bo zakuło ją nagłe poczucie winy. Lucy jednak się nie poddawała.
- Co się stało? Czemu płaczesz?- spytała.
- Przez Natalie. Dlaczego na mojej drodze muszą stawać takie szuje? Czym ja sobie na to zasłużyłam? Nie tak wyobrażałam sobie życie w Los Angeles. Tu miało być cudownie, jak w amerykańskim śnie! A jest to tylko jak na razie amerykański koszmar...
- Powiedziała ci prawdę?
- Jaką prawdę?
- Wiesz... ja chyba wiem kto zepchnął cię ze schodów. Natalie poprosiła o to Jenniferkę.
- Co ty gadasz...- nie mogła uwierzyć własnym uszom.- Dlaczego?
- Popytałam kilka osób dzisiaj i dowiedziałam się ciekawych rzeczy.- odpowiedziała.- Otóż one są kuzynkami. Ja jestem stuprocentowo pewna, że było tak jak ja o tym myślę. To byłoby zbyt podejrzane gdyby Natalie przyszła do Palmwoods i sama to zrobiła. Wyręczyła się kuzynką, aby odsunąć od siebie podejrzenia.
- Mogło mi się coś stać...
- I tak miałaś mnóstwo szczęścia jeśli chodzi o wypadki, choć wolałabym żebyś w ogóle ich nie miała.
- Przyciągam kłopoty jak magnes.- jęknęła.- Jestem zwykłą dziewczyną z Londynu. Kiedyś moje życie wyglądało inaczej. Robiłam sobie przejażdzki rowerem mając w słuchawkach Robbiego Williamsa. Poza szkołą artystyczną, czas spędzałam beztrosko z przyjaciółką. Przeprowadziła się, ale to nie zmienia faktu, że było wtedy bezpiecznie i spokojnie.
- Chcesz tam wrócić?- spytała niepewnie.
- No nie... tu mam was i Logana. Tu mam karierę.- zamyśliła się.- Czemu ja? Czemu to mnie uczepił się los. Czy to jakieś fatum? Za co?
- Nie umiem ci odpowiedzieć.- pokręciła głową.- To nie twoja wina. Tak samo to nie twoja wina, że Natalie to zwykła wywłoka. Rozszyfrowałam tę sukę.
- O czym myślisz?
- Teraz jestem pewna, że ona jest niebezpieczna. Ona chce cię zniszczyć, wyeliminować.- zmartwiła się o przyjaciółkę.- Marls, nie zbliżaj się do niej. Nie wchodź z nią w żadne rozmowy. Na mnie możesz liczyć. Jeśli ona ci coś powiedziała, zagroziła, zaszantażowała to mi powiedz...- przytuliła ją.- Czy stało się coś takiego?
- Nie...- skłamała. Bała się powiedzieć prawdę. Lucy to teraz jej najbliższa osoba. Nie chciała jej stracić.- Nic takiego nie miało miejsca...







* Takie uzupełnienie wcześniejszego rozdziału. Właśnie o to mi chodziło. To dopiero początek. Czy Marla da się zaszantażować? Co na to James i reszta? Od kogo Logan będzie musiał dowiedzieć się prawdy? Zobaczycie wkrótce, a tymczasem do poniedziałku :*
PS Zakładka Do Czytelników ma już w sumie 50 komentarzy :) To fajnie, że nadal zadajecie mi tam pytania. Odpowiadanie na nie i myśl, że niektórzy interesują się tym blogiem sprawia mi przyjemność ^^ 

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 57

Marla ubrała się szybko w zestaw ciuchów, który wyprasowała wczoraj. Spojrzała kątem oka do swojej szafy i wyciągnęła z wieszaka marynarkę. Zauważyła, że nie była w najlepszym stanie, więc zrezygnowała z jej założenia. Nie mogła nawet sobie przypomnieć co mogło jej się stać. Wyjrzała przez okno. Na parkingu już czekało czerwone auto Carlosa. Obok niego siedział Logan. Zamknęła dom i zeszła na dół. Marla otworzyła sobie tylne drzwi i wsiadła do sportowego samochodu. 
- A może chcesz sportowe?- podał pomysł Carlos.- Spójrz na te cacko. Czyż nie jest piękne?
- Robi wrażenie, ale to nie w moim stylu. Wolę jakieś klasyczne. Dlaczego wcześniej nie widziałam tego samochodu i ciebie za kierownicą?- kiedy padło pytanie, chłopaki spojrzeli po sobie z uśmieszkiem.
- Nie dawno powiedzmy, że odzyskałem prawo jazdy.- Marla zauważyła w lusterku odbijający się jego biały uśmieszek. Nie opowiadałem ci tej historii?- zaprzeczyła.- A to dziwne, bo każdemu się chwalę. Otóż kiedyś spowodowałem wypadek samochodowy. To znaczy ja i jeszcze James swoim samochodem.
- To James i ty mieliście prawo jazdy? Myślałam, że tylko Logan i Kendall…
- Nie. No fakt. Logan zrobił prawko mając siedemnaście lat, Kendall rok temu, bo uważał, że jeśli mamy szofera to nie potrzebuje jeździć, ale się pomylił. Ja i James dostaliśmy papierek podajże gdy mieliśmy po osiemnaście lat.
- Ale co z tym wypadkiem?- zaciekawiła się.
- Było to tak dwa lata temu. Kończyła się impreza, na której o dziwo nic nie wypiłem. No może tam drinka, ale to było nic. Dom był daleko, samochód na wyciągnięcie ręki, więc wsiadłem. James trochę w gorszym stanie też wsiał do auta, chodź radziłem żeby wybrał się ze mną, ale nie chciał zostawać auta na podejrzanej dzielnicy. I twierdził, że nie jest aż tak pijany i do domu też wcale tak daleko nie jest. On zawsze miał tendencje do niszczenia rzeczy…- zaśmiał się.- No i jechałem za nim tak, aby mieć go na oku. Światła sugerowały, że zaraz zmieni się na czerwone. James przyspieszył, bo chciał zdążyć. I ja jak ten głupi też przyspieszyłem. Niespodziewanie z bocznej ulicy wyjechała ciężarówka. James w ostatniej chwili zauważył pojazd i zahamował. Ja się zagapiłem w ciężarówkę i nie zorientowałem się, że James stanął przed światłami, ale maską wychodzącą już na główną ulicę. Przywaliłem mu w bagażnik, co spowodowało, że ten jego przód jeszcze trochę wysunął się naprzód. Ciężarówka się tego nie spodziewała i nie zauważyła. Przydzwoniłem w maskę Jamesa, a kierowca tira otarł się o auto Jamesa. Niby nikomu nic się nie stało, ale szkody były. Zrobił się korek, przyjechała policja. James jeszcze tam próbował ich jakoś przekonać mówiąc, że jest gwiazdą i może dla nich coś zrobić, ale to jeszcze bardziej gliny rozgniewało. Musieliśmy zapłacić za szkody kierowcy ciężarówki. Sprawa się trochę ciągnęła, więc ominę szczegóły. Zabrano mi prawo jazdy na dwa lata za spowodowanie wypadku, takiego łańcuszka plus przekroczenie prędkości. Jamesowi również, ale na dwa i pół roku, bo jeszcze prowadził po pijaku.
- Rany…- słuchała historii z otwartymi ustami.- I czym tak się szczycić?
- Niezła kraksa była…
- Jesteś szaleńcem, wiesz?- uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Dziękuję.
- To jakie masz plany na dzisiejszy dzień?- zmienił temat Logan.
- Kupno auta, nagrania, spotkanie z tą projektantką i chyba zakupy.- wyliczała na palcach.
- Zakupy?
- Tak. Wzięło mnie na ciuchy. Logan? Może byś poszedł ze mną?
- Wiesz, że nie lubię zakupów…- jęknął.
- Znowu się wypierasz. Dlaczego tylko James lubi z was zakupy?
- Bo dba o siebie bardziej niż ktokolwiek z nas. Ale jeśli ci bardzo na tym zależy to dla ciebie przemogę się.
- Wiedziałam, że mi nie odmówisz.- cieszyła się, że postawiła na swoim.
- Jesteśmy na miejscu.- poinformował Carlos parkując pod salonem samochodowym.
Wysiedli. Każdy z nich wpatrywał się w inne auto. Niestety Marli nie podobało się żadne stojące auto na zewnątrz. Pracownik wyszedł na zewnątrz.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- gruby mężczyzna zapytał sympatycznym głosem.
- Szukam samochodu.- odpowiedziała.
- Takiego idealnego dla kobiety jak ta.- dopowiedział Logan.
- Rozumiem. Więc odmówimy tym wielkim terenowym i podróżnym. Tutaj na placu mamy też z najnowszej kolekcji.- wskazał na czarne auta.
- Wolałabym żeby nie było czarne.
- Kolor można zmienić.- odezwał się Carlos.
- Dokładnie.- potwierdził jego słowa pracownik.- Niedaleko jest nasza zaufana lakiernia. Może Pani wybrać jakikolwiek kolor. Przepraszam bardzo, ale mam obowiązki. Przyprowadzę do Państwa naszego nowego pracownika. Młody, ale to świetny fachowiec.- uśmiechnął się i poszedł.
- Może wejdźmy do środka… przez szybę zauważyłam kilka naprawdę dobrych.
- Żadne z tych ci się nie podobają?- spytał Carlos.- Ten jest cudowny.
- Może i tak, ale podwozie jest za niskie. Wolę poczuć, że siedzę trochę wyżej, ale nie za wysoko jak w tych gigantach.
- Nie radzę.- gdzieś w tle rozniósł się cudowny męski głos.- To nie jest dobry samochód dla tej Pani.- ich oczom okazał się wysoki mężczyzna. Jego wzrost był zachwycający, miał podajże prawie dwa metry. Sylwetkę miał szczupłą, dobrze zbudowaną. Twarz opaloną, średniej urody, a jednak w jego oczach było coś tajemniczego i zdumiewającego tak, że nie można oderwać od nich oczu. Na jego głowie rosły czarne jak węgiel, gęste włosy, trochę roztrzepane przez wiatr. Miał niesamowicie niebieskie oczy, prawie lazurowe. Uśmiechał się skromnym uśmieszkiem. Otrzepał jeansy i poprawił koszulę.- Dzień dobry. Podobno szuka Pani auta.- nie zwrócił uwagi na dwóch jej towarzyszów. Nie spuszczał z niej oczu. 
- Tak. Mam nadzieję, że jakieś znajdę.
- A jakiego Pani szuka?- dziewczyna w skrócie wytłumaczyła jaki samochód chodzi po jej głowie.- Aha. No to wejdźmy do środka. Myślę, że tam znajdziemy coś podobnego. Kiedy otworzył drzwi, Marli rzuciło się w oczy dokładnie jedno auto. Gdy je zobaczyła, wiedziała, że reszty już nie chce oglądać. Zaciekawiona podeszła do kremowego auta. Delikatnie przejechała opuszkiem palca po masce tak, aby go nie uszkodzić przypadkiem, choć wiedziała, że to nie możliwe. Posiadał ten kształt jakiego żądała, miały światła takie jak chciała. Spojrzała przez lekko przyciemnianą szybę. Obicia foteli kontrastowały z kolorem auta, były w kolorze kawy z dodatkiem mleka. Kiedy przyjrzała się wyposażeniu wokół kierownicy, uśmiechnęła się. Logan podszedł do niej i też się uśmiechnął, bo widział po niej, że to auto jej się podoba. Carlos nie miał nic przeciwko, ale zaczął kaszleć dusząco. Przeprosił ich i wrócił do samochodu obiecując, że poczeka na nich. Sprzedawca też zauważył szczęście na twarzy klientki.- Może Pani otworzyć drzwi i zobaczyć czy jest wygodny i spełniający warunki.- dziewczyna zadowolona jakby wysoki pracownik czytał jej w myślach, bez namysłu weszła do środka, złapała za praktyczną kierownicę i poczuła roznoszący się zapach nowości. Logan przejrzał informacje o aucie dołączone na szybie przytakując co jakiś czas. W końcu dał jej znak w postaci kciuka w górę, że auto jest dobrej jakości oraz ma wszystko czego trzeba.
- Biorę te cudo.- powiedziała bez wahania po ty jak przekonał ją Logan.
- Dobry wybór. Auto idealne dla kobiet i nie tylko. Klienci sobie cenią ten model. Poproszę tylko o podejście do biura i wypełnienie papierków.- Marla wysiadła z auta i uściskawszy Logana mocno, poszła razem z nim następnie do biurka. Logan pomógł wypełnić papiery i inne formalności. Potwierdziła zapłatę dość sporej sumy na przelew. Podała kartę kredytową i wpisała pin. W międzyczasie Logan zadzwonił do Carlosa żeby sam jechał do domu, ponieważ jadą wypróbować nowe auto. Po dokończeniu formalności, poproszono ich na zewnątrz gdzie podjedzie samochód. I tak też zrobili. Mężczyzna zaparkował niedaleko nich. Następnie wręczył Marli kluczyki. Para wsiadła do samochodu i pojechali.
- Mój Boże! Jaki cudowny.- słała autu komplementy wciąż rozglądając się. Włączyła radio.- No! To się nazywa radio!
- Wiem, że się cieszysz, ale uważaj na drogę.- przywrócił ją do normalnego świata, bo Marla mało patrzyła przed siebie.- Gdzie teraz jedziemy?- w tej chwili zadzwonił telefon do Marli. Odebrała go.
- Hej, Gustavo… Aha… Dlaczego?...Tak, jutro może być… No dajesz…Mam zrobić nową? Na kiedy?... Ok… A mogę ich powiadomić czy ty to zrobisz?... Super… To do jutra.- rozłączyła się zadowolona.
- Co się dzieje?
- Do pracy dziś nie pojadę, ale jutro muszę to nadrobić. W dodatku mam jeszcze jedno zlecenie. Ułożę dla was choreografię. Będziemy mieli okazję sobie jeszcze potańczyć.
- To super!- uśmiechnął się.- Mamy dwie godziny wolnego przed twoim spotkaniem. To co robimy?
- Teraz pojedziemy na te zakupy.- odpowiedziała bez namysłu. Logan pożałował, że spytał, ale w końcu stwierdził, że lepiej zrobić to teraz, ponieważ jest ograniczony czas niż po południu i męczyć się tam do wieczora. Po kilku minutach dziewczyna zaparkowała przed centrum handlowym.
- Tam chcesz robić te zakupy?- rozejrzał się po wielkim budynku i olbrzymiej ilości ludzi, która kręci się wokół niego.
- To, że jesteśmy popularni nie znaczy, że nie mogę robić zakupów w miejscu publicznym bez ochrony. Jest tam kilka dobrych sklepów, które lubię. Jak chcesz to ochrona z galerii się tobą zaopiekuję.
- Ha, śmieszne! Jakbyś chciała wiedzieć, zawsze jestem przygotowany.- wyciągnął z kurtki swoje niezastąpione ray bany.- Za kogo ty mnie masz? Ja kocham swoich fanów.
- Oby ci pomogły…- westchnęła wychodząc z samochodu.
Gdy przeszli na drugą stronę, ludzie zaczęli się za nimi oglądać. Oni zaś udawali, że tego nie widzą i są najzwyklejszymi, prostymi ludźmi, których nikt nie zna. Marla jak szalone zwierzę szukała swojej zdobyczy. Była nastawiona konkretnie na jeden produkt, marynarkę. Taką, która będzie pasować do wszystkiego albo i nie. Lubiła też kontrastowe zestawienia kolorystyczne. Przebierała wśród wieszaków w sklepach najmniej zaludnionych. Logan ciągał się za nią jak poddany lub co gorsza, pies na smyczy. Tarmosił ją za rękaw kiedy przebywał w sklepie dłużej niż dziesięć minut, choć Marla ciągle go uspokajała.
- Zachowujesz się jak mały dzieciak!- pisnęła do niego.
- Bo tak się czuję…
- Uświadamiam ci w tej chwili, że nie wyjdę z tej galerii póki czegoś nie znajdę.
- A znalazłaś coś?- zapytał z nadzieją.
- Przez godzinę nie znalazłam nic co by mi się podobało. Była taka jedna, ale rozmiaru S już nie było. Pójdźmy może to tamtego sklepu. Wygląda na porządny.- wyszła i przeszła kawałek do ostatniego sklepu.
Sklep był szykowny i najbardziej pusty, ponieważ prawie nikogo nie było stać na takie ciuchy. Marla znalazła kilka rzeczy, które jej się spodobały. Ściągnęła z wieszaka trzy marynarki. Morską, turkusową i seledynową.
- Logan, która jest według ciebie najładniejsza?
- Ta zielona.
- Tu nie ma żadnej zielonej marynarki.- uśmiechnęła się.- Ale jakiej odpowiedzi mogłam się spodziewać po mężczyźnie…
- Niebieska?- spróbował jeszcze raz. Marla pokręciła głową i poszła do przebieralni. Wkrótce wyszła z przymierzalni w jednej z nich, w seledynowej.
- I jak? Podoba ci się?
- Hmm…- pomyślał siedząc na pufie.- Ładna.- na te słowa weszła do przymierzalni przebrać się z w drugą. Wyszła w turkusowej. Znowu się zaprezentowała.
- A ta?
- Ładna.- założył nogę na nogę.
- Tamta też była ładna. Powiedz coś konkretnego. Czy ta lepsza czy gorsza?
- We wszystkim ci ładnie, cokolwiek założysz wyglądasz oszałamiająco.- gdy wypowiedział te słowa, nie była już taka zła. 
- To najwyraźniej muszę sama zadecydować…- schowała się za kurtyną. Logan nie zgodził się z tym co powiedziała i chciał ją zobaczyć w ostatniej marynarce. Niespodziewanie wszedł do środka przebieralni.- Co ty tu robisz?- zapytała najciszej jak się dało.
- Chcę cię zobaczyć w tej ostatniej…- stanął za nią. Czuła jego oddech na szyi.
- Ok.- zdjęła z siebie ubranie i odwiesiła na wieszak. Chciała wziąć ostatnią, ale Logan już po nią sięgnął. Stała i czekała w samej koszulce na ramiączkach na Logana, który poda jej marynarkę. Jednak tego się nie spodziewała. Chłopak przytulił się do niej i zaczął całować ją po ramionach. Dziewczyna zachichotała, a potem odwróciła się i go ostrzegła.- To nie jest odpowiednie miejsce. Chcesz żeby ktoś nas…- nie zdążyła skończyć. Poczuła jego usta na swoich. Odwzajemniła pocałunek. Po chwili jednak otrząsnęła się.- To dasz mi tę marynarkę?- brunet sam ubrał ją w odzież.
- Sądzę, że ta jest najlepsza.- szepnął jej do ucha i wyszedł. Dziewczyna uśmiechnęła się do samej siebie, przyjrzała się w lustrze, a następnie stwierdziła, że ma rację. Podeszła do kasy i zapłaciła za nią. Po drodze rozdali kilka autografów i zdjęć. Gdy wyszli, złapali się dyskretnie za ręce i skierowali do samochodu. Przejechali spory kawał miasta, aby dostać się do agencji. Logan powiadomił dziewczynę, że zaczeka na korytarzu. Marla weszła do środka.
- Dzień dobry.
- Dobrze, że już jesteś. Mamy trochę do obgadania.- powiedziała projektantka. Dzisiaj była sama.- Tu jest twój kontrakt. Musisz go przeczytać żebyś zapoznała się z warunkami umowy. I jeśli jeszcze dzisiaj to podpiszesz to jutro zaczniemy sesję.
- Tak szybko?- ucieszyła się.
- A na co czekać? Zbliża się połowa czerwca, a okładka wychodzi w lipcu. Trzeba to ogarnąć. Spokojnie, umowa jest bezpieczna. Krótki kontrakt na miesiąc. Chyba, że…
- Słucham?
- Zastanawiałam się czy może nie chciałabyś zostać ambasadorką mojej marki.- stukała paznokciami o blat stołu.
- Ja?- nie docierała do niej ta informacja o byciu ambasadorką takiej renomowanej marki.
- W czymś problem?
- Nie skąd. Po prostu to duży zaszczyt dla mnie.
- Dla nas również.- uśmiechnęła się.
- Niech Pani pozwoli, że jeszcze to przemyślę ze swoim menagerem.
- Już dzwoniłam do niego.- uprzedziła ją.- Pan Rocque też sądzi, że to dobry pomysł. Nie podobają ci się nasze produkty?- podniosłą brew.
- Wprost przeciwnie. Ze wszystkich marek to właśnie tę bym wybrała. Nawet Dior czy inne nie robią na mnie takiego wrażenia, ponieważ są zbyt przesadzone. Ubrania powinny być wygodne i praktyczne, a nie jakieś bufy i falbany. Powinny być wyglądem zbliżone do tych noszonych na co dzień. No bo kto to normalny nosi?
- Ludzie z fantazją, którym sława strzeliła do głowy.- uśmiechnęła się kobieta.- Myślę, że się dobrze rozumiemy. Marla przeszła do czytania kontraktu. Gdy przewertowała uważnie dwie strony umowy i dopytała o niektóre rzeczy, wzięła swoje pióro wyciągnięte z torebki i złożyła swój podpis. Kobieta uczyniła to samo.
- Wie Pani co? Chyba przystanę na Pani prośbę.
- To świetnie. Muszę więc przyszykować drugą umowę. Na pojutrze będzie gotowa. Zatem jak już poinformowałam wcześniej, w mailu są szczegółowe informacje co do sesji. Więc do jutra.
- Dziękuję i do zobaczenia.- wstała i wyszła. Logan już dreptał po korytarzu zniecierpliwiony.
- No w końcu! Myślałem, że dostanę gorączki.- podniósł ręce.
- Nie jesteś zbyt cierpliwy…
- Nie było cię godzinę.
- Pięćdziesiąt minut.- spojrzała na zegarek.- Jutro mam sesje.
- Tak szybko?- kiwnęła głową.- To super.
- To nie wszystko. Zostanę ambasadorką!
- To gratulacje!- podniósł ją do góry i uściskał.- Ale wiesz w ogóle co to znaczy być ambasadorką?
- Jasne. Będę prezentować markę na pokazach i imprezach, a w dodatku będę reklamować ich kreacje na sobie… takie tam
Zaparkowała samochód pod ich willą. Cieszyła się, że już nie będzie musiała na piechotę do nich chodzić, bo czasami ją to męczyło. Nie mieszkali daleko, ale wiadomo jak to jest. Czasami ma się siły, czasami nie. Gdy weszli do środka, Natalie rozmawiała z Carlosem, a James siedział czekając na wodę do kawy. Kiedy się zagotowała, Natalie wstała pierwsza i podeszła do czajnika. James patrzył się na kubek ze wsypaną kawą. Modelka podeszła z gorącą wodą do Jamesa i wlała mu do kubka wodę. James podziękował mało uprzejmie i wymieszał napój. Natalie podeszła z kartonikiem mleka. James natychmiast zasłonił kubek dłonią oraz pokręcił głową. Carlos zauważył Marlę i Logana w korytarzu.
- Przepraszam, że musiałem was zostawić.-powiedział załamanym głosem.- Katar mnie opuścił, ale przeniosło mi się na gardło.- zaczął kaszleć.
- To świetnie. Jeśli jesteś chory to przez tydzień nie zaśpiewamy bez ciebie, a to oznacza wolne.- klasnął w dłonie Logan.
- Cóż za pocieszenie…- westchnął.
- Cześć Marla.- szatynka nie mogła uwierzyć, że Natalie się z nią przywitała.
- Cześć?- podrapała się po głowie. Usiadła naprzeciw Jamesa. Chłopak spojrzał na nią i szybko odwrócił wzrok siorbiąc kawę. Nie wiedziała czy zrobiła coś źle czy po prostu ma znowu zły humor. Czuła na sobie wzrok Natalie, ciągle na nią spoglądała. Chciała ją zapytać o co jej chodzi, ale nie chciała psuć tego cudownego dnia. Kendall i Jo wrócili do domu.
- Dobrze, że jesteście.- zaczął Kendall.- Mamy wolny cały tydzień. Dziękujcie Carlosowi.- uśmiechnął się.
- Ha, wiedziałem.- ucieszył się Logan.
- No, Gus nie był już taki zadowolony, ale przecież bez Carlita nie zaśpiewamy, a on ledwo mówi.
- A ja mogę już normalnie chodzić, choć nadal boli mnie noga.- przeszła przez salon Jo nadal trochę kulejąc.- Wykorzystajmy te wolne dni. Zróbmy coś.
- Beze mnie tym razem…- jęknął Carlos.
- I beze mnie.- odezwał się w końcu James.
- JD, co ci jest?- Marla nie mogła się powstrzymać żeby nie zapytać.- Źle wyglądasz.
- Ja zawsze dobrze wyglądam.- odburknął.
- Może coś dręczy jego sumienie…- wtrąciła Natalie.- Ten spojrzał na nią jakby zobaczył ducha. Wszyscy to zauważyli, a taka reakcja mogła znaczyć, że brunetka trafiła w dziesiątkę.
- Muszę się przewietrzyć.- odpowiedział czując się trochę gorzej. Wyszedł ze schyloną głową.
- Może powinienem z nim porozmawiać…- pomyślał na głos Logan.
- Zostaw go. Nic ci nie powie.- zatrzymał go Kendall patrząc na Marlę.
- Ja spróbuje…- wyszła. James właśnie zamykał furtkę.- James!- nie zareagował.- pobiegła za nim. Próbowała dotrzymać mu kroku. W pewnym momencie kilka metrów od domu, James zatrzymał się.
- Zostaw mnie!
- James…- zmarszczyła brwi. Jeszcze nigdy nie widziała go tak złego na nią i podnoszącego ton w jej twarz. Zawsze był miły i uśmiechnięty, lubił komuś dogryźć i podroczyć się. A teraz prawie nie odzywa się, na nikogo nie patrzy.- Nie wiedziałam, że tak źle to znosisz.
- Nie znoszę. To nie jest mój jedyny problem.- spojrzał swoimi zmęczonymi oczami.
- Może powinieneś odpocząć i…
- Nie śpię od dwóch dni!- teraz zauważyła, że trzyma jeszcze w ręce kubek z kawą. Spojrzał na niego z lekkim obrzydzeniem, dokończył i wcisnął jej kubek w ręce.- I dzisiaj też nie zasnę.
- To nie pij tyle.
- To akurat nie problem w kawie. Odnieś kubek do domu.- odszedł. Marla stała jak słup z brudnym po kawie kubku w lewej ręce. Patrzyła jak James odchodzi szybkim krokiem. Kompletnie nie mogła rozszyfrować jego zachowania. To był zupełnie inny człowiek niż zwykle. Nie wiedziała czy zostawić go z tym na pastwę losu i czekać co się dalej wydarzy czy pomóc przyjacielowi mimo to, że czuje od niego negatywną energię, lecz nie zważać na to i coś zrobić. 
Nie wiedziała czy poradzi sobie sama czy ma prosić kogoś o pomoc. Nie mogła raczej liczyć na Logana, bo przy nim James jest jeszcze bardziej spięty. Czuła, że to wszystko jej wina, choć nie wiedziała dlaczego. Poczuła jak ktoś dotyka jej pleców. Podskoczyła nagle łapiąc kubek w dwie ręce żeby nie wypadł. Odwróciła się. To był Kendall. Spojrzał na oddalającego się przyjaciela, a następnie poprosił o kubek, który trzymała w dłoniach. Oddała mu go. Ten odwrócił się i skierował do domu. To było bardzo dziwne. 
- Czekaj!- zawołała go. Nie wiedziała dlaczego to robi. Dała się ponieść emocjom. Kendall wrócił na swoje miejsce opierając się o płot sąsiada. Czekał co ma mu do powiedzenia.- Kendall…- westchnęła przełykając ślinę.- Jak ja mam ci to powiedzieć? Tak bym bardzo chciała komuś to powiedzieć.- zeszkliły jej się oczy. Kendall złagodniał na twarzy widząc jej bezbronną twarz, postawił kubek na ziemi i przytulił przyjaciółkę.
- Wiem, że masz mi coś do powiedzenia. Już wtedy to odkryłem. Ale nie będę cię zmuszał. Jednak musisz wiedzieć, że choć znamy się zaledwie dziewięć miesięcy to czuję jakbyśmy byli przyjaciółmi od bardzo dawna. Zresztą nie tylko ja tak myślę.
- Po co mi to mówisz?
- Żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. Na nas wszystkich.
- Jestem w strasznej sytuacji. Niby nic, ale sumienie jest.
- Wiem…
- Jak się domyśliłeś?
- Wiem kiedy kłamiesz. Tamtego dnia po imprezie…
- Aż tak to widać?
- Kiedy człowiek nienaturalnie wpycha słowo "tak" do każdego kłamstwa próbując przy tym przekonać się, że tak właśnie było, choć nie było, to jest to widoczne. Nigdy nad tym nie panujesz…
- Już drugi raz mnie przyłapałeś…
- Nie od tego jestem, ale tak się zazwyczaj składa. Chcesz mi powiedzieć co się stało?- puścił ją z objęć.
- To zagmatwana historia. Nawet sama nie wiem jak do tego doszło, raczej nie doszło, ale po prostu było. Boję się o tym mówić, bo wiem jak to wygląda. To nie jest dwuznaczna sytuacja. Nawet nie pamiętam jak to się stało. Więc co ja mam ci powiedzieć skoro tego nie pamiętam? Boję się co pomyśli Logan…
- Obudziłaś się na łóżku Jamesa?- podniosła oczy na jego. To raczej nie było pytanie. On to chyba już przypuszczał, ale wolał się upewnić. Nie uzyskał od niej odpowiedzi, więc stwierdził, że tak właśnie było. Przez chwilę stali tak w ciszy nic nie mówiąc do siebie.- A jednak…- upewnił się głęboko wypuszczając powietrze z płuc. Złapał się za głowę i chodził tak w kółko.
- Co ja powinnam zrobić? Wiem, że z nim nie spałam. Po prostu zasnęłam.
- Rzeczywiście. Ta sprawa nie jest dwuznaczna.
- Pójdziesz do Logana i powiesz mu wszystko?- zadała mu pytanie jak do jakiegoś notorycznego kabla, choć nim nie był.
- Nie, nie zrobię tego. Ty to zrobisz…
- Znowu? Czy historia lubi się aż tak bardzo powtarzać? Już wolałabym szczerze żebyś pobiegł teraz do niego i wszystko mu wypaplał.- próbowała ukryć swoje zdenerwowanie.
- Wiesz, że taki nie jestem.
- Tak, bo ty zawsze lubisz wysługiwać się innymi!- skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie wiesz w to co opowiada o mnie Jo i nie rób teraz ze mnie tego złego. Układ jest ci dobrze znany. Jeśli mu tego nie powiesz, to ja mu to powiem.
- Czy nie można o tym zapomnieć skoro do niczego nie doszło?
- Może, ale spójrz na Jamesa. On się dusi sam w sobie. Dlaczego znosi to gorzej od ciebie?
- Czuję, że to nie jest jego jedyny problem… to grubsza sprawa tylko czemu nie chce mi tego powiedzieć?
- Nie wiem. Wróćmy już, pewnie się niepokoją.







* A teraz gwiazdeczka ode mnie ;) Dociekliwy Kendall w końcu dowiedział się o co kaman. Czy im jakoś pomoże? Jaki jeszcze problem może mieć James? Czy Carlito jest szaleńcem? Hehe :)
Cieszę się, bo to teraz ostatni rozdział z tych spokojniejszych. Nie chcę czekać kolejny tydzień, aby przejść do sedna sprawy, dlatego dodaję kolejny rozdział w ŚRODĘ. Cieszycie się? Jak pamiętacie może miałam zrobić to już tydzień temu, ale wyszło jak wyszło :P

Więc do środy :*

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 56

Carlos siedział na kanapie i dochodził do siebie. Wciąż czuł się źle, a choroba to spotęgowała. Logan pojechał po leki dla przyjaciela. Kendall z Jo siedzieli na dole oraz dotrzymywali mu towarzystwa. James niespokojnie siedział na kanapie pijąc kawę. Rzadko ją pił, ale dzisiejszy dzień sprawił, że zaczął pić jej coraz więcej. Nic prawie dzisiaj nie zjadł. Przez cały dzień pił kawę. Trzymał w dłoni już trzeci kubek. Machał nogą nerwowo na lewo i prawo.
- James, ile tej kawy już dzisiaj wypiłeś?- spytał Kendall.
- Kto by to liczył? A ty się po co mnie od rana czepiasz?
- Nie czepiam się. Po prostu od rana nie jesteś sobą. I nie pij tyle kawy, bo cały chodzisz.
- Dawno jej nie piłem, dlatego tak działa.
- Aha…- wstał.- James, chodź na chwilę na dwór. Chciałbym ci coś pokazać.
- Teraz? Naprawdę?- zdenerwował się. Blondyn podniósł gęste brwi do góry i kiwnął głową. Wstał i wyszedł za nim. Kendall zamknął za nimi drzwi.
- Dobra. Powiedz co się z tobą dzieje.
- Ze mną nic się dzieje. Mam gorszy dzień, każdemu się zdarza. Dlaczego tylko ty musisz zawsze zachowywać się jak swoja własna matka? Czy tylko po to mnie wyciągnąłeś na dwór?
- Kogo ty próbujesz oszukać? Jesteśmy przyjaciółmi, przecież możemy sobie powiedzieć wszystko.
- Mam taki pomysł… zajmij się sobą.- w tym momencie przyjechał Logan swoim srebrnym mercedesem.
- To powinno mu pomóc.- przy furtce brunet podniósł reklamówkę z lekami.- Trochę to trwało, bo fanki rzuciły się na mnie w aptece.- spojrzał na ich ponure miny.- Co się dzieje? Mamy taki piękny dzień. Nadal trochę boli mnie głowa, ale po co mam się tym zamartwiać przy tak pięknej pogodzie?- uśmiechnął się pokazując dołeczki. Zatrzymał się przy drzwiach.- A! James...- szatyn został wyrwany z rozmyślań.- Ty jesteś mi coś winien.- skrzyżował ręce na klacie.
- Co? Ja nic nie zrobiłem.- gorączkował się James.
- Spokojnie…- zdziwił się jego reakcji.- W drodze przypomniała mi się, że nasza rozmowa. Wspomniałeś, że warto byłoby popracować nad rzeźbą. Zdałem sobie sprawę, że te mięśnie to rzeczywiście są takie niezbyt pokaźne. Warto byłoby to zmienić. Więc może od następnego tygodnia zacznę chodzić z tobą na siłkę, co?
- Tak…- jęknął.- Pożyczysz mi motor?- wypalił James.
- Twój jeszcze nie wrócił z naprawy?- spytał Logan. Przyjaciel przytaknął.- No dobra… tylko niech wróci cały. Kluczyki są tam gdzie zawsze.- Logan wszedł do środka. James i Kendall zostali na zewnątrz.
- Chcesz jechać na motorze w tym stanie?- spojrzał ze zmartwieniem blondyn.
- Daj spokój. Nic mi nie jest.- zaparł się.
- Może niech cię szofer zawiezie tam gdzie chcesz…
- Jedziemy z nim zazwyczaj wtedy kiedy jedziemy na koncerty. Nie będę do niego specjalnie dzwonić.- naburmuszył się. Wszedł na chwilę do domu po kluczyki. Następnie otworzył bramę, potem garaż. Dosiadł motocyklu i pojechał przed siebie. Bezsilny Kendall wszedł do środka. Carlos siedział na kanapie z nosem w laptopie.
- Co tam robisz?- przysiadł obok.
- Wstawiam zdjęcia z imprezy na stronę, te jeszcze z początku gdzie wyglądaliśmy na ludzie. Niech się fani cieszą razem z nami.- uśmiechnął się i kaszlnął w rękaw.
- Ty chyba jesteś uzależniony od Internetu…- stwierdził.
- Eh.- machnął ręką.- Patrz ile już mam komentarzy.- Kendall spojrzał w monitor uśmiechając się.
- No ja też już wstawiłem.- dołączył Logan podając tabletki Carlosowi.- Kendall? A co z tobą?
- Czuję, że coś jest nie tak z Jamesem.- nie dopowiedział, że z Marlą również, bo nie był tego pewien.- Idę do pokoju zobaczyć czy Jo nadal śpi.

Kiedy Logan i Carlos grzebali w Internecie, ktoś zapukał do drzwi. Logan podbiegł do drzwi. Przez szybę zauważył, że to jego dziewczyna.
- Mówiłem ci, że jak pukasz to żebyś wchodziła.- przypomniał śląc jej całusa w policzek.
- Wiem, wiem… ale wiesz, że nie mogę. Jest James?
- Yhm, nie.- zawiódł się, bo myślał, że przyszła do niego.- Pojechał gdzieś na motorze. Wejdź.- posłuchała się. Zobaczyła Carlosa przy komputerze. Usiadła niedaleko, aby się nie zarazić.
- I jak zdrowie?
- Głowa boli już mniej. Mam katar i czuję delikatne drapanie w gardle.- wysmarkał nos w chusteczkę.
- Widzę, że macie już czysto.- rozejrzał się.
- Akurat tak wypadło, że dzisiaj jest kolej Carlosa na sprzątanie.- włączył się Logan.
- Jestem niedyspozycyjny, więc zadzwoniłem po odpowiednie służby. I nic nie mów Logan. Wiem, że wy też czasami tak robicie.
- Wiecie co? Postanowiłam, że jednak kupię sobie auto.
- To super. Mogę pomóc ci wybrać?- zaoferował Carlos.- Uwielbiam auta. Pomogę wybrać ci idealne jeśli będziesz miała jakieś problemy.- ożywił się Latynos.
- A co z twoją chorobą?- przypomniał mu Logan.
- Daj spokój…- przeniósł wzrok na dziewczynę i zamknął laptopa.- A jakie byś chciała?
- Jeśli chodzi o kolor to na pewno nie biały, może być srebrny i nie czarny, ale pochodzący pod ten kolor… może grafitowy. Musi wyglądać na smukły i wiecie… taki z opływowym kształtem.- przedstawiła figurę w powietrzu.- Jednak musi być w środku pojemny. Ogólnie musi być dobrze wykończony, mieć dobre radio, wygodne siedzenia, jakieś gadżety… A reszta, to się zobaczy. Jeśli chcecie pójść w poniedziałek ze mną do salonu to byłabym wdzięczna.
- Wróciłem!- krzyknął w wejściu James.- Motor jest cały.- był w lepszym humorze kiedy się przewietrzył. Kupił paczkę kawy, którą dzisiaj dokończył. Kiedy James zobaczył Marlę, jego uśmiech odrobinę zesztywniał.
- Dobrze, że jesteś. Muszę z tobą porozmawiać.- Marla wstała kurczowo trzymając brązową, skórzaną listonoszkę.
- Chodź do mnie na chwilkę…- powiedział tylko tyle i poszedł do swojego pokoju po drodze oddając kluczyki Loganowi. Marla posłusznie poszła za nim.
James zamknął ich w pokoju na klucz.
- Widzę, że nie przeżywasz tego tak źle jak ja…- powiedział James spojrzawszy na jej zwyczajną twarz, która przybrała codzienną minę.
- Myślałam trochę o tym i miałeś rację. Jesteśmy niewinni, więc nasze sumienia są czyste. Nie ma powodów do zmartwienia. Powinieneś zapomnieć o tym co się wydarzyło. Spójrz.- wyjęła z torebki pudełko. W środku był test ciążowy. James podniósł brwi.
- Zrobiłaś test?- pisnął.
- Dla pewności.- wyjęła tester z pudełka.- Wyszedł negatywny. Nie ma powodów do obaw. Nie spaliśmy ze sobą.
- Czy ten test jest w stu procentach wiarygodny?
- Czy ty na pewno chcesz odzyskać spokój ducha? James, ja nie wierzę i ty nie wierzysz w to, że my moglibyśmy coś takiego zrobić nawet jeślibyśmy mieli po nie wiadomo ile promili we krwi. Nie spinaj się tak.- położyła mu rękę na karku. Pod dłonią wyczuła jaki jest spięty.- Jezu… rzeczywiście ty jesteś spięty. Cały jesteś zesztywniały. Usiądź.- wykonał polecenie.- Zrobię ci masaż. Niektórzy sądzą, że mam dar.
- Jeśli ci się uda…- dał jej pozwolenie.
Marla wzięła się do roboty. Usiadła za jego plecami. Przyłożyła prawą rękę na jego klatce piersiowej, aby rozpiąć suwak od bluzy. Zdjęła ją szybkim ruchem. Marla przyłożyła mu potem obie ręce do koszulki przylegającej idealnie do jego umięśnionego ciała. Zaczęła ugniatać przeróżne miejsca. James lekko jęknął z bólu, który pomimo, że sprawiał trochę boleści, potem przynosił ukojenie. Dziewczyna nie zważała na to uwagi. Dalej robiła swoje. Pływała dłońmi po jego sprężonym karku.
- Rozluźnij się…- szepnęła. Jamesowi trochę to zajęło. Czuł na sobie ciepłe dłonie Marli, które z każdą sekundą sprawiały, że było mu coraz lepiej. W końcu rozluźnił się. Dziewczyna miała teraz lepsze pole do pracy. Jamesowi poprawił się humor, problemy wyleciały mu z głowy. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak dobrze. W końcu poczuł, że jednak coś jest nie tak. Położył dłoń na przy swoim udzie i poczuł stwardnienie. W jednej chwili James znowu się spiął, przełknął ślinę. Natychmiast wstał.
- Co się dzieje?- szatynka nie wiedziała o co chodzi. Bała się, że coś mu zrobiła. Coś co sprawiło mu ból.
- Lepiej już wyjdź.- podszedł do drzwi przekręcając kluczyk. Wyszedł szybkim krokiem do łazienki trzymając rękę przy spodniach. Rozczarowana Marla nie zrozumiawszy zachowania przyjaciela, wstała i zeszła na dół.
- Już idziesz?- zadał jej pytanie Logan.
- Tak. Więc widzimy się chłopaki rano w poniedziałek?- Logan i Carlos potwierdzili ruchem głowy.- Sprawdźcie co tam z Jamesem i trzymajcie się. Pa pa!
Opuściła ich mieszkanie nie przeszkadzając w oglądaniu filmu, którym byli przejęci.





* Jak widzicie Marla nie jest w ciąży, ale tu nie chodzi o to czy spali razem czy nie ( choć niby wszystko jest jasne, ale okaże się, że nie do końca). Problem polega na tym co wydarzy się później. Chciałam wstawić kolejny rozdział w środę, ale przypadkowo go opublikowałam i musiałam go usunąć, a nie zapisał mi się cały... no i jednak go nie będzie. Takie usterki. Sorki.
Wypoczywam w Grecji. Niby mam jakieś tu wifi, ale informuję, że Wasze blogi nadrobię gdy wrócę. Kontakt ze mną jest trudny, ale staram się jak mogę ;) Nie wiem czy rozdziały udostępnią się na Google +, bo zazwyczaj gdy biorę autopublikacje to mi nie udostępnia, więc jeśli nie będzie go na Waszych profilach to wpiszcie adres :*

Pozdrowienia z wakacji i jeszcze raz do poniedziałku :*

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 55

Kendall i Jo czekali na lekarza siedząc na korytarzu szpitala niepublicznego. Szatynka natomiast przeszła dalej przez korytarz zatrzymując się przed gabinetem ginekologa. Niestety nie przyjmował tego dnia. Spróbowała inaczej. Podeszła do recepcji zapytać się czy jest możliwe, aby zrobili jej badania krwi. Zdziwiła się gdy zobaczyła, że pielęgniarek nie ma, a zamiast nich siedzi mężczyzna z fartuchu. Mimo to zapytała go. Mężczyzna znalazł jej kartę pacjenta.
- Stewart, tak?
- Steward, przez d.- poprawiła go.
- Rzeczywiście. Przepraszam, ale Stewart to popularne chyba nazwisko za oceanem.
- No widzi Pan, są wyjątki.
- Niestety jest pewien problem…- ciągnął lekarz.
- Coś jest nie tak?- przestraszyła się.
- Nie… chodzi o to, że w całym mieście pielęgniarki i reszta służby prowadzą strajk. I jeśli chce się Pani skierować na badanie krwi to wykona to lekarz. Cóż… lekarze są w ten sposób przeciążeni i nie wiadomo kiedy Pani dostanie wyniki, ponieważ w laboratoriach też nikogo nie ma.
- No trudno. A kiedy jest możliwe to badanie?
- Teraz. Potem nie będzie na co czekać.
- Dobrze, zgadzam się.- kiwnęła głową. To jej bardzo odpowiadało.
- Proszę skierować się na pierwsze piętro, pokój dziewiętnasty.
- Dziękuję.- Marla weszła szybko na pierwsze piętro i znalazła odpowiednie drzwi.- Dzień dobry.- powiedziała do młodej lekarki.
- Dzień dobry, proszę usiąść.- wzięła do ręki jej kartę pacjenta.- Została Pani przeniesiona do naszego szpitala niedawno?
- Tak.
- Właśnie czytałam, bo są tu informacje jeszcze z tamtego szpitala. Ostatnio była Pani w szpitalu po wypadku samochodowym.
- Tak, ale od tamtej pory wszystko jest w normie.
- To dobrze. Zaraz pobierzemy krew.- wyjęła sprzęt z szuflady. Założyła rękawiczki i wyciągnęła igłę ze świeżo otwartego opakowania. Marla przestraszyła się. Lekarka zrobiła jej zacisk na przedramieniu.
- Jadła coś Pani?
- Nie.
- Hmm…- kiwnęła głową.-To po wyjściu ze szpitala proszę to niezwłocznie zrobić, żeby Pani nie osłabła.- dziewczyna przytaknęła. Kobieta przemyła jej rękę.- Tutaj mamy dobrą żyłę… To będzie jedno wkłucie…- Marla zamknęła oczy, nie chciała na to patrzeć. Poczuła uszczypiecie, a raczej ból na ręce, zrobiła kilka wdechów. Skrzywiła się.- Już.- wyjęła igłę i przyłożyła gazę na to miejsce.- Ponieważ sytuacja szpitali nie jest najlepsza, a szpital publiczny potrzebuję większej pomocy niż my, zadzwonię do Pani kiedy wyniki będą gotowe.
- Kiedy mniej więcej będzie to możliwe?
- Tego nie wiem. Myślę, że w ciągu tygodnia. Chyba, że to poważna sprawa…- zamyśliła się na chwilę.- Dlaczego chce mieć pani wykonane te badania? Potrzebuje Pani jakiegoś zaświadczenia o stanie zdrowia?
- Nie.- nie chciała jej powiedzieć prawdy.- Tak kontrolnie.- skłamała.
- No dobrze. To wszystko.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Marla zamknęła drzwi wciąż trzymając się za ukłute miejsce tak, aby gaza jej nie wyleciała. Zeszła na dół czekając na przyjaciół. Po pięciu minutach Jo i Kendall wyszli z gabinetu.
- I jak?
- Niczego więcej prócz tego co powiedział Logan się nie dowiedzieliśmy.- odpowiedział Kendall.
- Mówiłam ci, że nic mi nie będzie.- westchnęła blondynka.- Czy ty byłaś na badaniach krwi?- spojrzała na Marlę i jej rękę.
- Tak.- odpowiedziała krótko.- Idziemy?- wstała tak szybko, że trochę zakręciło jej się w głowie.
- Weź ty lepiej coś zjedz.- powiedział Kendall.- Nie dość, że pół dnia nic nie jadłaś to pozwoliłaś sobie pobrać jeszcze krew. Jest sobota, chodź do nas.
- Może później. Na razie chcę wrócić do domu.
- Ok, to do zobaczenia.- pożegnali się na rozwidleniu dróg przed szpitalem.

Marla przeszła się po niezbyt zaludnionych uliczkach miasta. Nie miała daleko do domu, gdzieś na peryferiach miasta, niedaleko był hotel. Czuła zmęczenie, a w dodatku było jej słabo. Łykała jak najwięcej świeżego powietrza. Wyrzuciła w końcu gazę do kosza. Gdy przechodziła obok apteki, zatrzymała się na chwilę przed nią. Zastanawiała się czy do niej wejść. W końcu spięła się i weszła do środka zakładając okulary. Do jej nosa dotarł ten apteczny zapach. Rozejrzała się po półkach pełnych przeróżnych leków, maści i pudełek. Nie było nikogo, tylko ona i aptekarka. Marla bacznie obserwowała produkty na półkach próbując znaleźć coś dla siebie. W ostatnim dziale znalazła to czego potrzebowała. Wzięła o ręki różowe pudełko. Przeraziła się, ponieważ w dłoniach trzymała test ciążowy. Czuła, że może nie będzie jej potrzebny, bo przecież to, że obudziła się w nie swoim łóżku zupełnie nie pamiętając dlaczego nie oznacza, że to musiało się stać. Nawet tak to nie wyglądało. Nie czuła tego w sobie. Nawet nie mogłaby tego zrobić tylko, że nie miała stuprocentowej pewności. Podeszła do kasy z grobową miną i zapłaciła za pudełko. Bez słowa schowała go do torebki i wyszła. Chciała uciec z tego miejsca, ale nie mogła. Była zbyt słaba… Na miękkich nogach dotarła do Palmwoods. Ledwo wcisnęła guzik w windzie, który teraz wydał jej się tak ciężki i uparty. Po omacku przeszukała torbę, aby znaleźć klucze, ale zbyt bardzo zdenerwowała się tym, że nie mogła ich znaleźć. Potem okazało się, że drzwi były cały czas otwarte. Pierwsze co zrobiła to położyła się na kanapie.
- Tutaj jesteś!- Lucy wyszła z łazienki.- Wróciłaś w ogóle do domu? Bo jak ja wróciłam to cię nie było, a przecież wyszłaś pierwsza.- na dzień dobry zadała jej pytanie, które ją dobiło.
- Tak. Byłam się jeszcze przejść. Wróciłam, a ty spałaś. Nie chciałam cię budzić. Położyłam się na kanapie. Tak, właśnie tak było.- wyjąkała.
- Zjedz coś. Marnie wyglądasz.
- Pobierano mi krew…
- Po co? Tym bardziej!- skoczyła do lodówki. W minutę Lucy przyrządziła jej kanapki.- Nie spuszczę z ciebie oczu póki ich nie zjesz.- Marla zmusiła się do zjedzenia kanapki. Kiedy zjadła, lokatorka postanowiła ją o coś zapytać.- I jak poszło?
- Dobre były.
- Nie o to chodzi…- machnęła ręką.
- A o co?
- Jak ci poszło z Jamesem?
- CO?! To ty wiesz?- ostatni kęs kanapki stanął jej prawie w gardle.
- A jednak! No jasne, że wiem. A myślałaś, że to przede mną ukryjecie? Nie ma mowy!- uśmiechnęła się.
- I ty mówisz mi to tak spokojnie?- napiła się wody.
- A mam płakać? Przecież to nie powód do płaczu. Fakt, James potrafi zaskakiwać, ale…
- Ja ciebie w ogóle nie rozumiem.- przerwała jej.- Nie jesteś na mnie zła? Albo na niego?
- Dlaczego mam być zła na zwykłą niespodziankę?- Lucy zmarszczyła brwi.
- Ty to nazywasz niespodzianką?!- nagle odzyskała siły.
- Więc powiesz mi co to jest czy mam się sama domyśleć?- założyła ręce.
- O czym ty teraz gadasz?
- O prezencie dla mnie od Jamesa. Pokazał ci go?
- To przez cały czas o to ci chodziło?- kamień spadł jej z serca.
- Tak! A tobie nie? O co chodzi?- zmartwiła się.- Dobrze się czujesz?
- Tak, dobrze. Wiesz… jeszcze mi nie pokazał.
- Aj…- rockmenka zawiodła się.- Pytałam już każdego. No dobra. Daje ci spokój, bo widzę, że jesteś nie w swoim sosie dzisiaj.- odeszła.
Marla przypomniała sobie dzięki niej dlaczego się znalazła w jego pokoju. James chciał jej pokazać prezent. Marla czuła, że musi jeszcze porozmawiać z Jamesem. Jednak pierwszorzędną rzeczą jaką musiała teraz uczynić to test ciążowy. Poszła z torebką do łazienki i zamknęła się na zamek.




* Zmieniam zdanie. Nie podoba mi się ten rozdział :P Wracam za tydzień z lepszym :D To jest takie beznadziejne, że nawet zatrailerować się nie da. Sorry Was za to.A nieee... mogę Wam zdradzić, że James zacznie wpadać w coraz większe poczucie winy :P
Do poniedziałku :*

PS Mała informacja. W sobotę lecę do Grecji na caluśki tydzień i spędzę uro czwarty raz z rzędu poza domem yyy...nie ważne. Z tego powodu rozdział 56 w poniedziałek i rozdział XVII - Małe poświęcenie ( zdradziłam tytuł za to rozczarowanie) na drugim blogu może nie pojawić się punktualnie z powodu wiadomych. Różnica czasowa. Choć kto wie... wykażę się sprytem ;) Jeśli nie pojawi się o 00:03 to kilka minut później, ewentualnie rano. No to tyle.