Strony

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 146

Blondyn wrócił do domu już półsuchy. W drodze zdążył trochę wyschnąć. Wparował do mieszkania zdenerwowany. Pozrzucał na podłogę ze złości to co mu przeszkadzało na swojej drodze, czyli wszystko po kolei. Pożałował tego, że ojciec Jo się o tym dowiedział. Wiedział, że nie przepada za nim, ale to co odstawił, przerosło jego oczekiwania. Poszedł do łazienki się osuszyć. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, więc pojechał do Logana. Do niego miał najbliżej. 
Chwilę później był już na miejscu. Logan otworzył mu drzwi. Kendall poczuł ulgę gdy zobaczył, że nie ma Jamesa i Carlosa. Od kiedy dowiedział się, że ustawili na niego zakład, obraził się na nich.
- Musisz być naprawę zdesperowany, że przychodzisz rozmawiać do znienawidzonego pijaka.- odparł Logan.
- Polej mi coś mocnego.- usiadł w fotelu.
- Się robi.- brunet poszedł do kuchni, aby otworzyć lodówkę. Wyjął z niej resztę wódki jaka została. Logan podniósł butelkę do góry, aby sprawdzić ile tego jest. Została na jego oko jakaś jedna trzecia. Wzruszył ramionami i podał ją całą blond przyjacielowi.- Masz. Należy ci się.
- Dzięki.- wziął od niego trunek i napił się z gwinta krzywiąc się.- Nie wiem co mam już robić? Co ty robisz?- spytał Logana gdy okładał się po policzkach.
- Chcę się otrząsnąć, abym mógł cię zrozumieć i nie palnąć czegoś…
- Mimo, że wyglądasz głupio, to miłe z twojej strony. Jednak uważam, że zaraz polegniesz.
- Dlaczego?- spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Bo oddałeś mi resztę swojej wódki.- uśmiechnął się.
- Serio? Kiedy? Aaaa…- spojrzał na flaszkę.- Rzeczywiście. To możesz oddać…- wyciągnął rękę.- zażartował.- Sorry. Nawet nie wiem co piłem, że mnie tak wzięło. James przyniósł coś z tej swojej piwniczki.
- Ooo cześć Kendi.- w drzwiach wejściowych pojawiła się Marla.- Niezły syf zostawiliście po sobie.- rozejrzała się.
- To nie ja.- zaprzeczył blondyn.- Ja się tylko nad sobą użalam.- westchnął.- Może ty mnie wysłuchasz, bo ten to zaraz odpłynie.
- Wcale nie.- wtrącił Logan leżąc z zamkniętymi oczami.- Pozwólcie, że będę miał zamknięte oczy, ale słuchać was będę.
- To co się stało?- usiadła naprzeciwko Kendalla.
- Postanowiłem powiedzieć rodzicom Jo całą prawdę…- od tych słów zaczął swoją opowieść. Marla słuchała go z głębokim skupieniem marszcząc brwi co jakiś czas, a czasami rozdziawiając usta oraz kręcąc głową, jednak ani razu mu nie przerwała.- I tak byłem zmuszony cały mokry wrócić do domu.- skończył.
- Jezus Maria, Kendall. Nie wiem co powiedzieć. Jo mówiła mi jaki jest jej ojciec, ale nie spodziewałam się, że ma takie loty.
- Chcę jutro jechać tam jeszcze raz.
- A dzisiaj chcesz się upić?- wskazała ruchem głowy na butelkę.
- To za mało żeby się upić…- wziął kolejnego łyka.
- I myślałeś już nad tym co mu powiesz gdy tam wrócisz?- spytała.
- Nie zastanawiałem się nad tym.- zmierzwił swoje włosy.
- No to musisz. Dam ci radę… z taki mi ludźmi trzeba konkretnie. Jeśli na miejscu będziesz się zastanawiać co mu wygarnąć to on będzie szybszy. Jednak nie radzę ci z nim zadzierać. Nie zniżaj się do jego poziomu. Bądź tym samym Kendallem co zawsze. Jednak odpuść sobie tą swoją ironię i pyskowanie. Musisz mu wprost powiedzieć, ale grzecznie, to co czujesz.
- Spoko, postaram się nie wybuchnąć. Jednak przy nim trudno. Jeszcze mnie sprowokuje i co będzie?
- Trzymaj się na baczności.- uśmiechnęła się patrząc na Logana.- Weź sprawdź co z nim.
- A jednak zasnął.- oznajmił Kendall kiedy dźgnął go palcem i nawet się nie ruszył.


Następnego dnia Kendall był gotowy. Przez pół nocy myślał nad tym co powiedzieć swojemu poniekąd teściowi. Jego strach zastąpiło zdeterminowanie. Musiał stawić mu czoło nawet jeśli znów miał być na muszce pana Taylor. W drodze pomyślał, że jednak jest osoba gorsza, podlejsza i groźniejsza niż matka Jamesa. Mógł nawet pokusić się o stwierdzenie, że dobrze im by było razem. Mogliby się pozabijać wzajemnie. Dwie godziny znajdował się już po domostwem państwa Taylor. Wiedział, że przed nim ciężka rozmowa… lub kłótnia. Jednak po wczorajszym nie może być już gorzej. Teraz nie miał nic do ukrycia. Zapukał do drzwi. po chwili otworzyła mu jego teściowa.
- Kendall.- szepnęła rozglądając się za siebie.- Nie powinieneś teraz tu przychodzić.
- Ale ja muszę.- położył rękę na framudze.- Proszę mnie wpuścić.
- No dobrze…- rozchyliła przed nim drzwi.
- Susan? Kto przyszedł?- z salonu doniósł się głos głowy rodziny. Nie otrzymał odpowiedzi, więc z ciekawości podniósł się z fotela i skierował się do korytarza.- To znowu ty. Mało ci jeszcze nicponiu?
- Przyszedłem na spokojnie porozmawiać. Nie potrzebuję awantur i myślę, że pan również.- odpowiedział. Pan Taylor zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Nie chciał go widzieć, ale zaimponował mu tym jak się zachował.
- To czego chcesz?- spytał. Kendall i pn spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Kobieta szybko zniknęła na górze. Nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo.
- Chcę zabrać Jo do domu.
- No to jest niemożliwe.- odpowiedział. Nadzieja pękła jak bańka mydlana. Myślał, że ochłonął i teraz będzie tylko z górki, a on nadal chce z nim walczyć.
- Dlaczego?
- Ty się jeszcze pytasz? Jakbyś się poczuł gdyby twoja jedyna córka znienacka po kilku miesiącach nieobecności powiedziała ci, że zdążyła chajtnąć się w nędznej kaplicy w stanie Nevada, a w dodatku ten jej typ spłodził jej dziecko?
- Próbowałbym na spokojnie porozmawiać, wszystko wyjaśnić i próbować przyjąć to do swojej świadomości, ponieważ gdybym kochał swoją córkę to bym pozwolił jej na to co ona chce. Bo najważniejsze jest nie to co się stało, tylko to żeby moja córka była szczęśliwa.
- Czyli myślisz, że nie wiem co jest dobre dla mojego dziecka?
- Szczerze?
- Szczerze.- potwierdził.
- Myślę, że jest pan człowiekiem tępo zapatrzonym w swoje idee, które siłą próbuje wnieść do tej rodziny tłumacząc się ogólną tradycją. Najważniejsze jest według pana swoje słowo, a jeśli coś się z tym sprzecza, to trzeba to niwelować. Kreuje pan swoją osobą sylwetkę władcy tego domu, który ma prawo do wszystkiego i nie widzi pan nic złego w swoim zachowaniu. Osobiście twierdzę, że jest ważny jakiś porządek, niestety z umiarem. Nie umie pan zrozumieć swojej córki. Być może chce pan jej dobra, ale nie da się tego zrobić według pana zasad. Zakazuje jej pan bycia szczęśliwą. W dodatku traktuje pan Jo nadal jak szesnastoletnią dziewczynę, ponieważ boi się pan ją stracić. Opuściła dom, a teraz chce ją Ppn z powrotem. Jednak niezależnie co by zrobiła, musi pan wiedzieć, że zawsze zostanie pańską córką. Proszę więc o to, aby zaakceptował pan to co zaszło. Jestem mężem Jo i ojcem pańskiego wnuka lub wnuczki. To, że zamknie pan córkę z pokoju niczego nie zmieni, a wręcz przeciwnie. Chce pan żeby pana znienawidziła?- na tym pytaniu skończył swój wywód, który zabrzmiał jak wykład naukowy. Był z siebie taki dumny, że mu to powiedział. Pan Taylor usiadł bez słowa w fotelu. Zanurzył usta w filiżance przyglądając się blondynowi.
- Długo uczyłeś się tej formułki?
- Co?- wmurowało go.- Proszę pana. Powiedziałem tylko to co myślę.
- Kendall!- po schodach zbiegła Jo. Natychmiast ucałowała go i rzuciła mu się w ramionach.- Stęskniła się…
- Ja też.- uśmiechnął się tuląc ją w ramionach.- Obiecałem przecież, że cię nie zostawię.
- Tato, proszę…- spojrzała na niego błagalnie.
- Hmm…- westchnął. Zapadła cisza. Pan Taylor patrzył się to na niego to na nią, a potem na ich splecione dłonie.- Córciu, zostaw nas samych.- wstał. Jo nie wiedziała co kombinuje jej ojciec, ale nie chciała mu się sprzeciwiać. Opuściła salon.- Teraz ja coś ci szczerze wyznam.- zaczął.- Nie lubię cię, ale moja córka cię kocha i muszę to zaakceptować. Niech Bóg ma cię w swojej opiece, bo jak stanie jej się krzywda, to się z ziemi nie pozbierasz…
- Czyli, że akceptuje pan to?- ożywił się.
- Pod jednym warunkiem.
- Co tylko pan sobie zażyczy.- zgodził się z góry.
- Zrobicie to po mojemu.- oznajmił.
- Czyli?
- Weźmiecie prawdziwy ślub, kościelny… rozumiano?
- Dobrze, panie Taylor. Tato...
- Eee, zostań jeszcze przy tym pierwszym. Zawołaj Jo.- Kendall zawołał żonę. Blondynka zdezorientowana zjawiła się po chwili.- Chciałbym…
- Przepraszam?- przerwał Kendall.- Zanim pan coś powie, chciałbym o coś zapytać. Panie Taylor, czy mogę prosić ponownie o rękę pana córki?
- Macie moje błogosławieństwo.- uśmiechnął się mężczyzna. Twarz Jo rozświetlił szeroki uśmiech. Podskoczyła z radości i uściskała ojca.
- Kocham cię tato.
- Ja ciebie też. Ale została jeszcze jedna sprawa. Kendall?
- Jo?- blondyn klęknął przed nią.- Jest to trochę dziwna sytuacja po raz trzeci przed tobą klękać, ale robię to z miłości do ciebie.- Wyjdziesz za mnie raz jeszcze? Przed Bogiem?
- No oczywiście, że tak.- pocałowali się.
- Tak się cieszę.- wtrąciła Pani Taylor, która od dłuższego przypatrywała się tej scenie.- Cieszę się Henry, że przejrzałeś na oczy.
- Nie będę przecież stawać na drodze miłości, Susan.








* Czy ktoś w to wierzył? Czy ktoś w to wierzył???!! :D Zostawiam dziś Wam pole do popisu. No jestem ciekawa Waszych komentarzy :D
Pierwsza tura sprawdzianów się skończyła. Zaczęłam nadrabiać blogi. Do niedzieli powinnam skończyć hihi :)
No i wracamy do normalnego świata. Do środy :*

PS WAŻNE INFO!!! Z powodów zbliżającej się czerwcowej sesji, robię małe cięcie. PPP będzie publikowane raz w tygodniu. Proszę dajcie o sobie znak w komentarzu jaki dzień wolicie. Środę czy sobotę? 

13 komentarzy:

  1. Taylor? To byl on? Nikt go nir podmienil? On nie ma przypadkiem brata blizniaka? A noże to byl sen?? Może Kendallowi się to po prostu śniło?? Mam nadzieje ze to była jednak rzeczywistość :) cieszę się ich szczęściem choć jeszcze tak jie do końca w nie wierzę ^^
    Smiechlem gdy Taylor nazwal Kenda nicponiem. Normalnie jak di dziecka :)
    Logan jaki friend.. Kend mu historie życia opowiada a ten zasypia... Ale przynajmniej swoją flaszkę mu oddał ^^
    A już myślałem ze bd mysleli tylko ze Logan spi i zaczną temat dziecka i on się nagle ożywi i bd foch.. Widac jeszcze sb trochę poczekam na moment gdy Logan dowie się ze zostanie tatusien... Świnia z Cb prukwo :p
    Ciesze sue ze nie zdecydowałas się podjąć bardziej drastycznych krokow w związku z sesja. Chyba ze zmienisz jeszcze zdanie... Ja osobiście wolę srody :)
    Trzymaj się le studentko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja nie mogę... Henry się zgodził. Oczywiście i tak trzeba spełnić wymogi tradycyjnego ojca, ale dobre i to. Widać Kendall się postawił. Pokazał, że jej na niej zależy i w końvu postawił mu czoło. Jestem wzruszona :)
    Środa...?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej to był serio pan Taylor? Może ktoś go podmienił? Albo dosypał mu czegoś na ispokojenie do tej herbaty? A jednak to był on. Wow nie wierze, ale facet był spokojny. Nie wyciągał strzelby ani nic. Niczym potulny baranek. No i bedzie kolejny ślub. Ale fajnie, nie moge sie doczekac.
    Jestem ciekawa tylko tego kiedy Marla powie Loganowi o ciąży... Jak jej brzuch spuchnie (cytuje słowa Jamesa chyba)? Powinna zrobić to jak najszybciej. Ciekawe jak Henderson zareaguje...
    Super rozdział, powodzenia na zbliżajacej sie sesji. Trzymaj sie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wierzę, nie no to jest bardzo dziwne. Ale może wziął Sobie słowa Kendalla do serca, no i zrozumiał co nie co. Logan słuchał Kendalla do ostatniego słowa :). Odwaga Kendalla jest odważna! Głupio to zabrzmiało, ale nie umiałam tego ująć. Kendall gratulację za odwagę. Świetny rozdział! Oby do następnego! :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh God. Henry to największa niespodzianka tego rozdziału.
    "Pan Taylor zmierzył go wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Nie chciał go widzieć, ale zaimponował mu tym jak się zachował."- a może on już jakiś czas temu się do niego przystosował tylko chciał go sprawdzić na ile stać Kendalla? Może go testował od jakiegoś czasu? A co jeśli tak? Kto popiera teorię?!
    Logan...jest taki żałosny w tym rozdziale haha :P
    Superro duperro (ukradłam ci ten tekst )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mi to tam obojętne kiedy rozdziały bd... obyś sesję zdała :D

      Usuń
  6. Sorry, że tak długo. Oglądałam "Avengersów". Co robią superbohaterowie, kiedy uratują świat? Idą na kebeba! Scena po napisach: proste, ale jednak wymowne. Obstawiam, że Marla powie zanim będzie widać brzuszek, a teoria "spuchniętego brzucha" nie bardzo do mnie przemawia. Logan powinien (!?!) się na taką wiadomość raczej ucieszyć. Znaczy... Tak myślę. Rozdział świetny! czekam na nn! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. ŚRODA LEPSZA :) Po 9 lekcjach fajnie mieć rozdział z PPP :P HENRY CO W CIEBIE WSTĄPIŁO? LUDZKA DUSZA?! Ja chcę Henrego Diabua. Logan zdał sprawdzian najgorszego przejaciela. Czemu we wcześniejszym rozdziale i tamtym Kend gadał tylko z Loganem? BO KOGAN IS REAL. Ja wiem że urwałaś brudne częśco ich rozmówi, by ich kryć, ale Wiedźma wie wszystko! Ja na miejscu Jo, kiedy kazali jej sobie pójść zadzwoniłabym do zakładu pogrzebowego, ale nie musiała, więc w sumie dobrze, że tego nie zrobiła. ALE PRZEZORNY ZAWSZE UBEZPIECZONY! Według mnie Pan Taylor tylko podpuszczał Kendalla i czekał aż mu się porządnie postawi. "Albo jesteś mokry, albo śmiało stwierdzający,że masz jaja" - motto Henrego
    Super rozdział i czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  8. wow super!! życzę dalszej weny słońce ♥ Zapraszam do mnie po 5 miesiącach wracam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. No w końcu! Gratuluje postępów dla Pana Taylora i odwagi Kendalla. Miałam nadzieję, że w końcu wszyscy się pogodzą, jak miło :) Marla zawsze wysłucha i doradzi, dla takiej przyjaźni warto się poświęcać ;)
    No nic, dzisiaj krótko. Super rozdział, już czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Moim skromnym zdaniem rozdziały w środę są lepszym rozwiązaniem. Jakoś tak, tydzień umilają :)

      Usuń
  10. Cholera, jestem w szoku. Kompletnie się tego nie spodziewałam. To na pewno ten sam ojciec Jo co wcześniej? Jejku, no nie mogę. Wygląda na to, że teraz już wszystko pomiędzy nimi będzie dobrze.
    Rozdział jest cudowny, już nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń

Jak napisać komentarz "krok po kroku"?
1. Kliknij w białe pole pod spodem gdzie pisze się koma.
2. Wpisz w nią treść.
3. Kliknij "opublikuj".
Jeśli jesteś anonimem, pobawisz się w testy na roboty, np. wybierz co jest ciastem :)
4. Potwierdzasz i gotowe. Dzięki za docenienie pracy.
Widzisz? To proste i nie boli, a cieszy :D