Runaway Bride

Powiedział mi, że mnie kocha. Od tak po prostu podszedł do mnie na ulicy i zapytał czy wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Wyśmiałam go wtedy i poszłam dalej, jednak gdy wróciłam do domu, myślałam tylko o przystojnym facecie, który zaczepił mnie gdy wracałam z zakupów. Następnego dnia o tej samej porze przeszłam się tą samą alejką mając nadzieję, że go tam znajdę. Rozczarowałam się, mogłam się tego spodziewać. Nie było go już tam. Sprzedawał tutaj swoje owoce, a teraz zniknął po nim ślad. Weszłam do sklepu, a on tam był. I od tamtego spotkania wszystko się zaczęło. Wkrótce zostaliśmy parą.

Mijały dni, tygodnie i miesiące, a nasz związek rozkwitał. Szybko zamieszkaliśmy ze sobą. On znalazł lepszą pracę w firmie. Moi rodzice zaakceptowali go, wręcz widzieli w nim członka rodziny. Gdy James wracał z pracy, spędzał ze mną każdą wolną chwilę. Mówił mi, że jestem dla niego najważniejsza, że zrobi dla mnie wszystko. Jestem tą jedyną i nie wie co by zrobił gdyby mnie zabrakło. Mówił to, co chciałam usłyszeć. To, co chciałaby usłyszeć każda kobieta. Potem był pocałunek, następnie objęcie, a na samym końcu seks pełny porządania.

Zarówno rodzice Jamesa jak i moi ześwirowali. Zwalali nam się na głowy prawie codziennie. Molestowali nas pytaniami kiedy znajdziemy większe mieszkanie, bo uważali, że mieszkanko mojego chłopaka jest za małe na powiększenie rodziny. Ględzili, że chcą wnuczka, którego będą rozpieszczać. Zaczęłam ich powoli nienawidzić. Na każdą okazję, czy to urodziny, imieniny czy Boże Narodzenie, życzyli nam potomka. A ja i James ledwo już to znosiliśmy. Wymuszaliśmy tylko uśmiech i graliśmy na zwłokę do pewnego momentu kiedy James zaprosił nas wszystkich na kolację, na której poprosił mnie o rękę. Oczywiście, że się zgodziłam. Kochałam go ponad życie, ale zdziwiłam się, ponieważ nie tak je planowaliśmy.
- Jeszcze chwilka. Powinien tu być lada moment.- odpowiedział mój ojciec księdzu, a ja tylko wymusiłam nieszczery uśmiech. Miałam na sobie piękną białą suknię. Wszystko było już gotowe. Kościół pękał w szwach od zaproszonych i zdezorinetowanych gości. Rodzice zajęli się zaproszeniami. Orkiestra czekała na znak. Pamiętam jak mama ich wybrała z katalogu. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nasi rodzice przejęli ten ślub. Wszystko zorganizowali, wybierali, a my mieliśmy mało do powiedzenia. Jedyną rzecz jaką mogłam wybrać to smak tortu. Ojciec Jamesa twierdził, że truskawkowy będzie pięknie wyglądać, ale byłam na nie uczulona.
- Czekam jeszcze dziesięć minut, a potem będę musiał odwołać ceremonię. Po was mam inny ślub.- odpowiedział ksiądz. 
- Przyjdzie napewno. To mój wspaniały zięć...- te ostatnie zdanie wypowiedział teraz z lekkim zwątpieniem.
- On nie przyjdzie.- wypaliła moja matka.- John, ślepy jesteś? Zawiódł nas, zawiódł nas wszystkich. Uznaliśmy go już za naszego syna, zaufaliśmy mu, oddaliśmy mu jedyną córkę. A on zachował się jak samolub! Egoista! 
- Nie mów tak!- podniosłam go.- Nie jest egoistą!
- To gdzie jest teraz, Madison? No gdzie?- rozstawiła ręce i spojrzała po przystrojonym odświętnie kościele.- Zmarnował nasz czas. Nie chcę go już więcej znać.
- Daisy, nie mów tak o naszym synu!- uniosła się Pani Maslow.- My też nie wiemy co się z nim dzieje. Może mu coś wypadło?
- Nie odbiera telefonów! Dziś przecież nie pracuje! Kobieto, oprzytomniej! Twój syn to palant!
- A może twoja córka okazała się nie być dla niego wystarczająca.- gdy to powiedziała, wybałuszyłam oczy. Po tych słowach doszło do ostrej wymiany zdań. Czwórka naszych rodziców wdało się w ostrą kłótnię. Zgromadzeni patrzyli się z rozdziawionymi z wrażenia ustami,  a ksiądz nie dał rady ich uspokoić.
- Cisza!- podniosłam głos, który szybko rozniósł się po całym kościele.- Czy nie widzicie co robicie?- rzuciłam wiązankę na podłogę.- To wszystko wasza wina!
- My chcieliśmy tylko żeby wasz ślub był idealny...- powiedziała moja matka.
- Nie, mamo.- pokręciłam głową. Czułam jak łza spływa mi po policzku.- To jest wasz ślub, nie nasz. Wy stoicie za wszystkim. Znam Jamesa dziewięć miesięcy. Żyło nam się dobrze, póki wy się nie wtrąciliście. Zaczęliście dyktować nam co mamy robić. Nachodziliście i doprowadzaliście nas do szału gadtkami o dzieciach. A my nie umieliśmy wam się postawić, zaprzeczyć i to był nasz błąd.
- Kochanie...
- Nie! I też czuję, że któreś z was, moi drodzy, namówiło Jamesa na zaręczyny! Też się poddał waszej woli. Czułam, że gdy prosił mnie o rękę, coś było nie tak. A w organizowaniu ślubu mieliśmy najmniej do powiedzenia! Nawet tę suknię tyowy wybrałyście! To przez was Jamesa tu nie ma. Wy do tego doprowadziliście. Nienawidzę was za to.- czułam jak płynie mi perfekcyjny makijaż.
- Masz rację, córko.- podszedł do nas ojciec.- Popłęniliśmy błąd. Czy wybaczysz nam jeszcze?
- Nie wiem.- pociągnęłam nosem.- Skrzywdzilicie mnie i zrujnowaliście moje życie, nasze życie.- odwróciłam się do niego i spojrzałam na zgromadzonych, który pogrążyli się w ciszy. Wzrokiem odnalazłam Logana, Kendalla i Carlosa. Logan dyskretnie wskazał palcem na swój zegarek. Wiedziałam co to znaczy. Zrobiłam kilka kroków naprzód. Wytarłam oczy i wzięłam głęboki wdech.- Wiem, że spodziewaliście się czegoś innego. Tak samo jak ja. Tu przed ołtarzem każdy dziś czekał na sakramentalne "tak" ode mnie i Jamesa. Mieliśmy zapięczętować naszą miłość pocałunkiem... ale tak się nie stanie. Bardzo was przepraszam za fatygę. Na koniec chciałabym, abyście uszanowali moją decyzję. Gdyby tu teraz był, pewnie powiedział by to tu ze mną. Dziś jesteśmy gotowi na te słowa, aby zdecydowanie powiedzieć, że ślubu nie będzie.
Patrzyłam na wszystkich zebranych, rodzinę moją i Jamesa. Naszych znajomych i przyjaciół. W tle rozniosły się drobne szmery. Spojrzałam na Logana, który poraz drugi stuknąłkilka raz w swój zegarek. Kiwnęłam głową. Odwróciłam się jeszcze na chwilę do rodziców, aby spojrzeć na wyrazy pełne bólu i skruchy za krzywdę jaką nam wyrządzili. Czy byłam zła na Jamesa i czy miałam do niego żal, że się tu nie zjawił? Nie. Dlaczego?

Jeszcze raz przeprosiłam wszystkich i życzyłam dobrej zabawy na weselu, a sama następnie wybiegłam jak najszybciej z kościoła. Nie chciałam już tu być. Podniosłam lekko suknie żeby nie ciągnąć jej po ziemi. Zamknęłam za sobą wielkie drewniane wejście do świętego budynku i spojrzałam przed siebie. Niedaleko przede mną stał biały samochód. Jego drzwi otworzyły się i wyszedł z nich James. Uśmiechał się tak jak zawsze. Podbiegłam do niego i wpadłam mu w ramiona. Chciałam go pocałować, bo nie stęskniona nie widziałam go od rana kiedy on położył palec na moich ustach.
- Nie teraz, kochanie. Musimy szybko znikać. Dobrze się spisałaś.- pogładził mnie po policzku. Kiwnęłam głową i pomógł mi wsiąść do tyłu gdzie miałam się przebrać w przygotowany zestaw ubrań, który już na mnie czekał.
- Teraz zaczniemy nowe życie.- uśmiechnęłam się.
- I sami je sobie zaplanujemy.
Tak. Oboje nie chcieliśmy tego ślubu. Na małżeństwo i dzieci mamy jeszcze czas. Teraz jest za wcześnie. Kochamy się i to jest pewne. Mam nadzieję, że daliśmy nauczkę swoim rodzicom i kiedyś zrozumieją to jak postąpiliśmy. Wyjrzałam przez szybę. Nasi przyjaciele wyszli z kościoła machając nam na pożegnanie. Odmachałam im. James nacisnął na gaz i z piskiem opon odjechaliśmy w stronę wspólnego, szczęśliwego życia.








* Taka tam niezbyt długa jednorazówka. Inaczej ją sobie wyobrażałam gdy pojawiła się w mojej głowie, ale nie narzekam. Wiem, że w przeciwieństwie do opowiadania niewiele osób czyta moje jednorazówki, ale i tej grupie osób dziękuję za to, że są :* 

8 komentarzy:

  1. Fajna jednorazówka. James nie przyszedł na ślub, a Madison udawała, że o tym nie wiedziała. Ich nauczka jest trochę okrutna. Ale znam z pewnej komedii taki typ rodziców yyyh. Czyli Logan, Kendall i Carlos o wszystkim wiedzieli? Lol :) Super, ale moim faworytem dalej jest poprzednia jednorazówka huehuehue :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpie dlatego czy czymś jeszcze pobiję tamtą jednorazówkę. Uff może następnym razem :)

      Usuń
    2. Weź nie pleć głupstw. Każda jest niezwykła. Jesteś zbyt samokrytyczna. Mają w sobie to COŚ. Nie wiem dlaczego ludzie ich nie komentują. Mnie się podobała. Wyobraziłam sobie miny tych ludzi kiedy powiedziała żeby dobrze bawili się na weselu. Pisz dalej ;)

      Usuń
  2. Madison i James to brutale. Dawać nauczkę rodzicom w taki sposób... I jeszcze wmieszali w to przyjaciół. ZBRODNIA gorsza niż napisanie "oj tam oj tam" i zabicie jednego z jednorożców. Ale wiesz co? Dobrze im tak! Może coś zrozumieją. Taki typ ludzi mnie denerwuje. Wtrącają się we wszystko, narzucają innym swoje zdanie i myślą, że każdemu podoba się to co im. Ajj.. szkoda gadać :)
    Świetna jednorazówka, choć tak jak pisała K.C. tej ostatniej nic nie pobije, chyba że czymś jeszcze nas zaskoczysz, a po Tb można się tego spodziewać. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna ta jednorazówka. Taka nie spotykana, myślałam że James zatrzyma Madison i wrócą razem do kościoła. A tutaj proszę, takie zdziwienie. Świetna jednorazówka!
    PS. Nadrabiam to teraz. Przepraszam, mogłam wcześniej. Lecz nie wiedziałam, jak się do tego zabrać :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Super
    Haha ale ich wrobili no i mają za swoje
    Nic dodac nic ująć hehe

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój Boże, jaka konspira. Odlotowa, prawdziwa miłość. Jednak zrobili coś po swojemu. I nie ogarniam jak goście "bawili się na weselu", którego ślubu właściwie nie było... Mega! Ta podobała mi się najbardziej!

    OdpowiedzUsuń

Jak napisać komentarz "krok po kroku"?
1. Kliknij w białe pole pod spodem gdzie pisze się koma.
2. Wpisz w nią treść.
3. Kliknij "opublikuj".
Jeśli jesteś anonimem, pobawisz się w testy na roboty, np. wybierz co jest ciastem :)
4. Potwierdzasz i gotowe. Dzięki za docenienie pracy.
Widzisz? To proste i nie boli, a cieszy :D


# Translate

# Znajdź rozdział