Strony

sobota, 31 maja 2014

Rozdział 45

Kendall dostał wiadomość od Jo żeby przyszedł do niej  gdy tylko będzie miał czas. Wyszedł do niej od razu po otrzymaniu smsa. Wiedział co znaczyła ta wiadomość. Jo podjęła decyzję. Uśmiechnął się pod nosem gdy wyobraził sobie jak Jo mieszka u niego przez dwa tygodnie. To byłyby najcudowniejsze czternaście dni jego życia. Po kwadransie był już w Palmwoods. Wszedł do windy i wkrótce był już pod jej mieszkaniem. Zapukał do drzwi cztery razy, a po chwili otrzymał informacje, że może wejść. Jo stała opierając się o kuchenny blat. Mieszała słomką mrożoną herbatę, którą trzymała w ręce.
- Cześć kochanie.- przywitał się z nią całując jej policzek.
- A z tobą czy wszystko w porządku?- spytała.
- Przecież już wczoraj było dobrze.- zrobił krok w przód.- To jak? Co postanowiłaś?
- Chcesz mrożonej herbaty?- zadała pytanie zmieszana.
- Nie, nie trzeba.- odmówił. Niecierpliwił się. Nie mógł się powstrzymać żeby nie zapytać.- Jo? Powiesz mi w końcu?
- Kendall…- westchnęła ciężko.- Będzie lepiej jak zostanę w Palmwoods.
- Co?- poczuł narastający smutek i rozczarowanie. Jego marzenie pękło jak bańka  mydlana.- Ale dlaczego? Sama mówiłaś, że  boisz się…
- No wiem, ale tu już nie chodzi o mnie. Nie czułabym się spokojnie śpiąc u ciebie, a wiedząc, że Marla została z tym typem sama. Muszę tu zostać, aby rozszyfrować co on knuje. Wiem to, czuję to. To jest tylko kwestia czasu. Marla będzie potrzebowała mojej pomocy.
- Ja rozumiem, ale czy ty trochę nie przesadzasz? Myślę, że mój pomysł by się tobie przydał, ponieważ wpadasz już w lekką paranoję.- wyjawił.
- Paranoję? Ja nie wpadam w żadną paranoję. Po prostu jestem ostrożna. Nie chcę żeby Marla przechodziła przez to samo co ja kiedyś. Czy ty tego nie pamiętasz?
- Pamiętam, ale… to było tak dawno. Może on sprawia takie wrażenie, ale chyba nie jest aż tak głupi żeby pakowaćsię w to jeszcze raz.- podrapał się po głowie.
- On chce, abyś tak myślał. Na razie nic się nie dzieje, a jak już wszyscy będą uważać, że sprawa ucichła, on zaatakuje!- podniosła głos.
- Jo, ja rozumiem, że się denerwujesz, ale teraz trochę przesadzasz.
- Wiesz co? Będzie lepiej jak już pójdziesz zanim powiesz za dużo.- odrzekła sucho.- Zostaw mnie samą.
- Ale Jo!
- Proszę cię żebyś wyszedł.- odwróciła się plecami. Kendall zgrzytnął zębami, a następnie bez słowa wyszedł z jej mieszkania. Nie tak to sobie wyobrażał. Cały w nerwach wrócił do domu.

Po południu Marla wybrała się do bladego osiedla. Chciała opowiedzieć Loganowi co się stało dzisiejszego dnia. Spojrzała na dom ich sąsiadki. Garaż był otwarty. Natalie właśnie wyparkowywała auto  przed dom. Dziewczyna zadzwoniła dzwonkiem. Przez okno zobaczyła jak James podchodzi do okna i naciska na przycisk. Furtka otworzyła się. James wyszedł na zewnątrz.
- Wiesz już co za niespodziankę szykujemy dla Carlito?
- Tak, wiem.
- Tylko musimy jeszcze wymyśleć jak pozbyć się go z domu na dość długo żeby przygotować wszystko.
- Jeszcze się zobaczy. Ostatnio do głowy przychodzą mi same dobre pomysły.- uśmiechnęła się. James też pokazał białe ząbki. Patrzyła na Marlę ciepłym spojrzeniem.- Gdzie Logan?
- Jest gdzieś na górze. Coś tam kombinuje z Kendallem. Logaaaan!- krzyknął tak głośno żeby mógł go usłyszeć.- Looooogaaan!- spojrzeli w jego okno.- Loggie bear!- ten pseudonim poskutkował. Logan podbiegł do okna, otworzył je i zmarszczył brwi, bo słońce świeciło mu w oczy.
- Po pierwsze nigdy tak do mnie nie mów. Wiesz, że tego nie lubię! A po drugie. Nie drzyj się tak!- zauważył, że Marla stoi na dworze.- Aaa! To trzeba było tak od razu.- zamknął okno.
- Zaraz przyjdzie.- poinformował ją James.- Fox!-zawołał swojego pupilka. Fox już sporo podrósł. Przybiegł szczęśliwy, zrobił kółko wokół Marli i swojego pana. James wyciągnął smycz z kieszeni i przymocował ją do obroży psa.- Chodź na spacer lisie ty jeden. James i Fox opuścili teren swojej posesji.
- No cześć.- Logan zszedł na dół i pocałował dziewczynę.- Jak tam dzień? Spokojnie tam u was?
- Mam ci coś do opowiedzenia.
- Ooo Logaaaan!- Natalie wychyliła się przez graniczący z nimi średniej wysokości płot. Ubrana była tylko w różowe spodenki i związaną błękitną koszulkę wokół biustu. Była cała mokra. Woda spływała jej po brzuchu, a z jej mokrego warkocza ściekały kropelki wody.- Logan. Myłam właśnie auto, ale coś mi się zepsuło. Mógłbyś tu przyjść i zobaczyć co mu jest?
- Teraz jestem trochę zajęty.- wytłumaczył chłopak trochę onieśmielony wyzywającym strojem sąsiadki.
- Ale nie zajmę ci wiele czasu, a to bardzo ważne. Zaraz muszę jechać do agenta.- zrobiła proszącą minkę i zatrzepotała rzęsami. Logan podrapał się po głowie. Szatynka skrzywiła się.
- Zajmie mi to tylko chwilę, a zaraz przyjdę do ciebie.- powiedział do Marli.- Dobrze?
- Aha…- odpowiedziała. Logan puścił do niej oczko. Dziewczyna założyła ręce i zwinęła usta w cienką linie. Weszła do mieszkania. Szybko weszła na pierwsze piętro gdzie znajdowały się ich pokoje. Otworzyła okno na korytarzu skąd była idealna perspektywa do oglądania co się dzieje na płotem. Uchyliła jeszcze bardziej okno, aby było słychać o czym rozmawiają. Nie wierzyła, że to robi.
- Sprawdź tutaj.- Natalie wskazała palcem na maskę samochodu.- Coś tutaj się zepsuło. Nie wiem co to jest. Nie znam się na tym.
- Chwila.- Logan zajrzał do środka.- Nie widzę za razie żadnego problemu.
- Spójrz głębiej.- modelka położyła mu dłoń na ramieniu.- To tak dziwnie warczy, a to zupełnie nowy samochód.- Marli trochę ścisnęło serce jak zauważyła, że sąsiadka go molestuje. Niech ona zabiera od niego te łapy.- powiedziała do siebie pod nosem. Przecież nic się nie dzieje, ona go tylko maca po plecach. Boże? Co ja w ogóle mówię?- zamknęła okno. Otrząsnęła się. Wiedziała, że jej zachowanie jest nie na miejscu. Logan zasługuję na to, aby obdarzyć go zaufaniem. Zeszła na dół. Wyjrzała przez płot. Natalie właśnie szeptała coś chłopakowi do ucha, roześmiał się. Marla przerwała im miłe chwilę.
- I jak tam praca nad silnikiem? Problem rozwiązany?- zapytała udając, że tamta sytuacja wcale na nią nie wpłynęła. Natalie spojrzała na nią jakby im w czymś przeszkadzała.
- Tak. Wszystko w porządku.- odpowiedział rozśmieszony brunet.- Cześć, Natalie.- pomachał jej i przeszedł na swoją część.
- Dzięki za pomoc. Jesteś niezastąpiony.- słodziła mu.
Kiedy Natalie weszła do mieszkania, szatynka postanowiła dyskretnie go o coś zapytać.
- Fajna ta wasza sąsiadka.
- No… Natalie jest jak to sąsiadka… miła i bardzo pomocna.
- Ach tak… lubisz ją?- zawahała się pytając go o to.
- Tak. W końcu nie zrobiła nic żebym myślał odwrotnie, a dlaczego pytasz?
- Tak po prostu…- spuściła wzrok. Kopnęła kamyk leżący na trawie.
- Czy ty jesteś zazdrosna?- wyszczerzył się.
- Ja? Nieee. Chciałam tak z czystej ciekawości…
- Oj, nie musisz być o nią zazdrosna.- objął ją w pasie.- Kocham tylko ciebie. Przecież wiesz. Wierzysz mi?
- Wierzę.- pocałowali się namiętnie. Gdzieś w tle słyszeli jak szczeka Fox.
- Uwaga! Pies patrzy.- zagroził im żartobliwie James.- Chodź Fox. Tutaj ciebie nie wychowam.
- Oducz go gryzienia moich kapci.- dodał Logan.
- Może gryzie je, bo czuje swojego.- uśmiechnął się złośliwie.
- Ha, ha. Śmieszne…- zironizował.
- Dobrze się stało.- tłumaczył.- I tak nadawały się do śmieci.
- No teraz to się prosisz!- puścił dziewczynę i zaczął gonić Jamesa po podwórku.
- Ha, ha! Jesteś zbyt nerwowy!- uciekał przed nim szatyn krzycząc.

Chłopaki biegając po posesji, strasznie zgłodnieli. Kendall wyszedł załatwić sprawy na mieście związane z imprezą. NIe był w humorze, ponieważ cały czas myślał o Jo. Zostali w domu we trójkę, więc zamówili sobie pizzę z pepperoni. Siedzieli razem na tarasie. Słońce odbijało się w basenie. Pogoda była miła i przyjemna. Marla ściągnęła z siebie seledynowy sweterek i powiesiła na swoim krześle. Logan przyniósł wielki dzban soku pomarańczowego, położył go na stole. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do furtki. James wstał z krzesła. Podszedł do jednego z dwóch przycisków otwierających drzwi. Jeden był z przodu, drugi z tyłu. James wrócił na miejsce. Po chwili dołączyła do nich Natalie. Nadal miała na sobie te same skąpe spodenki, jednak koszulę miała już rozwiniętą. W dłoni niosła tackę. Na tacce znajdowały się apetyczne babeczki.
- Witam ponownie najlepszych sąsiadów.- uśmiechnęła się.- Pomyślałam, że przyniosę wam cytrynowe babeczki, które wczoraj upiekłam. Ja tam jestem na diecie. Zjem jedną to przez trzy dni już więcej żadnych słodyczy.
- Cytrynowe?- zapytała Marla. Pamięta skądś te wypieki. W styczniu była z Alexą na końcu miasta w kawiarence. Alexa postawiła jej podobną do kawy. W dodatku jej babcia robiła dobre babeczki i nie tylko. Raz nawet jej babcia podała jej przepis na te wypieki. Marla je uwielbia. Do dzisiaj trzyma gdzieś ten przepis.- To jedne z moich ulubionych. Mają taki pulchny spód…
- Taaak.- usiadła na wolnym krześle prawie ją ignorując co nie spodobało się szatynce. Pomyślała, że będzie w stanie ją zaakceptować, ale daje wrażenie, że sama tego nie chce.- Logan? Spróbujesz? Chcę wiedzieć czy ci smakują. James ty też spróbuj…i Marla…- wszyscy wzięli do ręki przysmak i spróbowali.
- Zwykle nie jadam takich rzeczy, ale to jest niesamowite.- powiedział James. Uśmiechnął się i puścił oczko do Marli. Do końca nie wiedziała jak to zinterpretować.
- Delicje.- potwierdził Logan.
- Nooo…- Marla wzięła kęs i wyczuła doskonały smak. Była przekonana, że te babeczki to te same z kawiarni lub jakiejś innej. Mają taki sam smak, aromat, lukier… wszystko się zgadzało. Domyśliła się, że Natalie ściemnia i je tylko kupiła. Jednak nie chciała wynosić pochopnych wniosków tylko ją dyskretnie o to zapytać.- Co do nich dodałaś, że są takie dobre? Moja babcia je robi, ale te nie smakują jak te. Te są nawet lepsze. Co ty do nich dodajesz?- modelka zdębiała na chwilę.
- No jak to co? Cukier, mąka… Jajko? Cytryny…- jąkała się wymieniając pewne składniki.
- A. A cytryny? Jak je przyrządziłaś? To jest bardzo interesujące.- mówiła z lekkim podekscytowaniem. Czuła, że przyłapie ją na kłamstwie.
- Trzeba je, trzeba… Ach. Co ja wygaduję?- machnęła ręką.- Przecież to jest tajny przepis rodzinny. Nie mogę nikomu zdradzać szczegółów.- wyplątała się zadowolona. Marla już nie chciała nic dodawać. Czuła, że przegrała tę sprawę. James wyczuł, że atmosfera pomiędzy dziewczynami jest napięta. Postanowił zainterweniować.
- Natalie? Chcesz soku?- zapytał.
- Chętnie.- włożyła resztę babeczki do ust. James chciał już podnieść dzbanek.- Nie, nie… Ja wezmę.- poprosiła z pełną buzią. Natalie wzięła dzban. Nalała Jamesowi, Loganowi, potem sobie. Wciąż mieliła ciastko w ustach. Kiedy chciała nalać Marli, brunetka upuściła nagle dzbanek na stół, na którym zrobiło się pęknięcie. A cały sok wylał się szatynce na kolana. Marla gwałtownie wstała cała rozzłoszczona. Wiedziała, że zrobiła to specjalnie. Wcześniej spojrzała na nią, wyglądała tak jakby zamierzała to zrobić, tak czuła.
- Jestem cała mokra!- patrzyła na swoją bluzkę i spodnie. Ręce kleiły je się od soku.
- Przyniosę coś do wytarcia.- pobiegł do środka James. Natalie przełknęło ciastko.
- Bardzo przepra-szam. Ekh- e!- zaczęła się dławić. Babeczka stanęła jej w gardle.
- Natalie?- duszenie się kobiety odwróciło uwagę od mokrej dziewczyny. Logan zaczął działać. Stanął za nią. Objął ją i nacisnął na brzuch. James przybiegł ze ściereczką. Zobaczył co się stało. Podszedł do Marli i zaczął wycierać jej spodnie. Dziewczyna wyrwała mu ścierkę z ręki dziękując cicho. Zaczęła się wycierać. Podeszła do basenu, aby umyć w nim ręce. W tym samym czasie modelka przestała się dusić.
- Oh, Logan! Uratowałeś mi życie!- rzekła zwracając się do niego jak do bóstwa. Pocałowała go w policzek i przytuliła. Marla i James stali z boku przyglądając się jej zachowaniu.
- Zrobiłem tylko to co do mnie należało. Przecież mogłaś się udusić.- pokazał swój słynny uśmieszek z dołeczkami.
Kiedy Natalie oblężyła wybawcę podziękowaniami, Marla stwierdziła, że obejdzie się bez pizzy.
- Wiesz James… jak przyjedzie ta pizza to zjedzcie ją beze mnie. Ja wracam do domu.- powiedziała do niego.
- Nie wygłupiaj się. Chodzi o to?- zapytał ją na boku.
- Przecież zrobiła to umyślnie. Chce mnie się pozbyć i jej się udało. Jestem cała mokra, nie będę tak jadła. Zresztą… co ci się będę tłumaczyć?
- Jesteśmy przyjaciółmi w końcu.
- Wiem JD.- uśmiechnęła się na chwilę.- Powiedz Loganowi jak już wróci do rzeczywistości…- naznaczyła w powietrzu ręką coś na kształt pętli owianej wokół siebie.- To powiedz mu, że wróciłam do domu. Otwórz mi furtkę.
- Odprowadzę cię.- podał jej sweter z krzesła.
Szli chodnikiem. James otworzył jej wrota. Pomachał przyjaciółce odprowadzając ją wzrokiem. Patrzył jak dziewczyna oddala się z każdym krokiem. Coś go podkusiło, aby ją jednak dogonić.
- Czekaj!- dorównał jej kroku. Obok nich przejechał samochód dowożący pizzę.
- A pizza?
- Jestem na diecie. Zjem jedną to przez trzy dni nie zjem żadnej pizzy.- udawał ich sąsiadkę. Marla się zaśmiała.
- Wiedziałeś, że te babeczki są kupne?
- Wiedziałem. I trochę mnie to rozbawiło.
- Ja wiem co ona kombinuje…
- Daj spokój. Martwisz się tym? Mówię ci. Kiedyś byłem modelem i do dzisiaj myślałem, że ludzie z tej branży muszą mieć poukładane w głowie. No i pomyliłem się.
- Czuję, że z tobą mogę porozmawiać o wszystkim.
- Z Loganem też możesz.- dodał.
- Wiem. Ale wiesz jaki on jest. Każdy według niego jest dobry dopóki na własnej skórze się nie przekona. On jest zbyt dobry.
- Przynajmniej odzwyczaił się ciągle w ciebie wpatrywać. Ja rozumiem żeby na kogoś patrzeć, ale…- nie dokończył.
- Logan ma swoje wady jak każdy. Ma tendencje do natarczywego gapienia się na ludzi, ale wiesz… jak człowiek jest zakochany to wady drugiej osoby stają się dla niego niewidoczne. Ty tez masz wady, JD.
- Ja? Ja jestem niesamowity!-napiął bicepsy.
- No właśnie. Oj, chyba nie do końca zwalczyłam w tobie tę cechę, co?- uśmiechnęła się.- Taki żarcik.
- No to proszę. Jakie ja mam wady?
- No na przykład… ciężko ci jest przyznać się do błędu. Albo na siłę próbujesz kogoś przekonać do swojego zdania nawet jeśli nie masz racji, a o tym wiesz.
- A ty, Pani Idealna? Chowasz się pod etykietą damy z klasą. Herbatka o piątej i takie tam.- zaśmiał się.
- A co to ma znaczyć?- szturchnęła go łokciem.- Masz coś do herbatki, milordzie?
- Oczywiście. Co to ja miałem powiedzieć… A! W dni powszednie jestem wzorem do naśladowania, wiesz?
- To jest wada?- zbliżali się do wejścia.
- Nie, ale kiedy ktoś zajdzie ci za skórę potrafisz pokazać pazur. O! I pedantycznie układasz rzeczy. To jest chore! Wchodzę do twojej kuchni, a tam słoiczki w takich samych odstępach od siebie, no wszystko! Kota można dostać.
- Wcale nie.- doszli do granicy normalnego świata a bladego osiedla.- Dzięki za poprawienie humoru.
- Polecam się na przyszłość.- zasalutował.- Na razie.
- Pa.- poszła w swoją stronę zapomniawszy, że klei się od soku. Odwróciła się jeszcze na chwilę patrząc jak James wraca do domu i uśmiechnęła się pod nosem...





  * Jak myślicie? Czy Jo przesadza? Czy dobrze zrobiła nie zgadzając się na przeprowadzkę? Tak, wiem. Jestem zła powodując, że Jo zrobiła co zrobiła, ale to jeszcze nie koniec ;) Czy Logan pozna się na Natalie?
11-sty tysiak grzmotnął na blogu, a jeszcze tydzień temu przeżywałam dyszkę. To Wy mnie tak uszczęśliwiacie. You are AMAZING ♥

Do środy :*

PS Justine Rusher samą powrotną obecnością wywołała uśmiech na mojej twarzy :*

środa, 28 maja 2014

Rozdział 44

Kolejnego dnia Marla po śniadaniu zeszła do recepcji spytać o pocztę. Recepcjonista wręczył jej list. Dziewczyna spostrzegła od razu, że to list od mamy i uśmiechnęła się. Korytarzem szła Jo. Też chciała odebrać swoją pocztę.
- Cześć.- powiedziała.
- Cześć. Też odbierasz pocztę tego dnia?
- Tak.- odwróciła się do mężczyzny za biurkiem.
- Jest dla mnie jakaś poczta?- mężczyzna średniego wieku zajrzał do skrytki i pokiwał głową.
- W tym tygodniu nic…
- A to może nawet i dobrze.- odparła. Odwróciła się z powrotem do Marli.- Niespodzianka. Dostałam urlop na dwa tygodnie. W końcu będę mogła wypocząć przy basenie i porozmawiać z ludźmi.
- To super. Przydałoby się. Niektórzy zadają mi pytania gdzie ty jesteś i czy w ogóle tu jeszcze mieszkasz.
- Wiem, że spędzam tutaj jakieś dwa dni w tygodniu… nawet nie wiem co się tutaj dzieje. Coś się zmieniło?- I to sporo.- przez korytarz rozszedł się dźwięk wydawany przez windę. Wyszedł z niej Nick. Jo spojrzała w jego stronę zszokowana po czym natychmiast odwróciła od niego głowę modląc się, aby jej nie zauważył co było mało możliwe. Marla też zastygła w miejscu. Wstrzymała oddech. Nick przeszedł się korytarzem. Spojrzał na Marlę chłodnym spojrzeniem, a po chwili poszedł dalej. Nic nie powiedział, nic nie zrobił. Dziewczyna zdziwiła się, ale pozytywnie. Pomyślała, że w końcu do niego coś doszło i da sobie z nią spokój.
- Boże! Co on tu robi?- szepnęła jej Jo na ucho.
- Mieszka tu od pół roku. Tak często cię tu nie ma, że nawet nie wiesz kto tu mieszka. Już poszedł. Nie musisz szeptać.
- Może ten urlop to zły pomysł. Jak on w ogóle po tym wszystkich może się tu pokazywać. Aj… przecież ty o niczym nie wiesz…
- Wiem. Kendall mi wczoraj powiedział. Teraz ja mam z nim problemy, ale jak widać chyba minęły.
- Skąd wiesz. Może nic nie zrobił, bo ja byłam przy tobie. Przejdź się ścieżką przy basenie i obok baru. Zobacz czy ciebie nie zaczepi. Wtedy będzie miała pewność.
- Racja.- dziewczyna wyszła przejść się. Zobaczyła Nicka, on też ją zauważył. Nie zareagował. Schował głowę w gazetę, którą czytał. Dziewczyna z ulgą wróciła zdać relację.- A jednak. Dał mi spokój.- ucieszyła się.- W końcu…
- Super, ale na wszelki wypadek trzymaj się od niego z daleka.- zmartwiła się Jo.- Ten typ może nadal być niebezpieczny.
- Każdy zasługuje na drugą szansę. Myślisz, że robiłby to ze świadomością, że może znowu tam trafić?
- Normalny człowiek? Nie. Ale on nie jest normalny. On powinien siedzieć w psychiatryku. W więzieniu nie da się nikogo wyleczyć.- upierała się.
- Pożyjemy zobaczymy… Dziewczyny rozmawiały jeszcze przez dłuższy czas na holu. Znalazły sobie miejsce przy stoliku na babskie pogaduchy. Nie często miały okazję ze sobą porozmawiać. Jo ciężko pracowała nad serialem, a wolne chwile spędzała z Kendallem.
- Może nie powinnam o tym mówić…- ciągnęła Jo.- Ale chciałabym cię zapytać o coś.
- Nie musisz się pytać.
- Oglądasz mój serial?
- Jeśli tylko mam czas to oglądam. Jest bardzo fajny i wciągający. Czasami, aby nadrobić zaległości, oglądam powtórki w weekendy. Właśnie. Z tego co kojarzę to jakiś tajemniczy gość ma dołączyć do serialu. Wiesz może kto to będzie?
- Nie powinnam o tym mówić, bo wiąże mnie kontrakt. W sumie to sama na razie nie wiem kto to będzie. Wiem, że to osoba, która dołączy z jakiegoś innego serialu, ale nie jestem pewna. Nic nie mogę ci powiedzieć.- przegryzła wargę.
- Rozumiem, ale szkoda. Niecierpliwie się, a nie wiem czy będę miała czas, aby się dowiedzieć. Czuję, że Gustavo coś szykuję.
- Przepraszam cię, ale muszę jeszcze skoczyć w jedno miejsce.- spojrzała na telefon.- Na razie.- odprowadziła koleżankę wzrokiem. Jeszcze chwilę siedziała na swoim miejscu. Nagle niespodziewanie w hotelu pojawiła się Alexa. Znalazła koleżankę w holu i przysiadła się do niej.
- No cześć. Właśnie miałam jechać windą na górę do ciebie, ale zauważyłam jak siedzisz tutaj.
- Mam trochę wolnego czasu. Co się stało, że przyszłaś do mnie?
- Carlos za trzy tygodnie ma urodziny. Rozmawiałam z Kendallem, Jamesem i Loganem o tym, że zamiast tej imprezy, do której nie dojdzie to można byłoby ją przełożyć i zrobić z niej imprezę urodzinową. Taką niespodziankę
.- To genialny pomysł.
- Zastanawiam się co mu kupić…- oparła głowę na ręce.
- Wiesz… chłopaki uwielbiają hokej. To jeszcze ich ulubiony sport z czasów kiedy mieszkali w Minnesocie. Może poszukałabyś czegoś w tym kręgu? Jak chcesz to mogę ci pomóc. Nie znam się na tym, ale po co sama masz się nad tym głowić. Zapytamy chłopaków czego to on jeszcze nie ma, pójdziemy do sklepu i coś wybierzemy.
- Dzięki.- po chwili się zasmuciła.
- Co jest?
- Ostatnio mam takie wrażenie kiedy wracam do domu… no aż nie chce mi się do niego wracać.
- Dlaczego? Mi się bardzo podoba twoja willa.
- Mi też, ale czuję się w nim taka samotna. W końcu mieszkam sama. Mam wspaniałych sąsiadów, z którymi mogę porozmawiać, jednak przez resztę dnia czuję taką pustkę. Pomyślałam sobie… ach, nieważne…- machnęła ręką.
- Co nieważne? No powiedz!- położyła drżące z niecierpliwości dłonie na stole.
- Może byś przeprowadziła się do mnie, co? Sama powiedziałaś mi kiedyś, że ten dom wygląda jak ze twoich snów i trochę przypomina ci rodzinny dom. Do Logana miałabyś blisko, tak jak dawniej. Byłoby fajnie.
- Tak, byłoby…- ucieszyła się ale na chwilę zawahała.
- Jest jakiś problem?- W sumie to tak. Mimo wszystko nadal mieszkam z Lucy. Nie chciałabym jej z dnia na dzień zostawić. To moja najlepsza przyjaciółka. Nie wiem czy bym jej nie uraziła tym, że chcę ją zostawić. Rozumiesz chyba…
- No tak…- nie takiej reakcji się spodziewała.- No szkoda. Mimo to pamiętaj, że moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte i przyjmę cię z wielką przyjemnością.
- Będę pamiętać.- uśmiechnęła się. Kiedy Alexa musiała wyjść na spotkanie ze swoim menagerem, Marla skierowała się do windy. Weszła do niej sama. Nacisnęła przycisk kierujący na jej piętro kiedy raptownie do windy wszedł Nick. Dziewczyna znów na jego widok wzięła głęboki wdech i wstrzymała powietrze jakby miała iść na dno. Sama dziwiła się swojej obronnej reakcji, która zresztą nie przynosiła żadnego efektu. Patrzyła przed siebie. Nick podszedł do niej, zabiło jej serce. Na szczęście wychylił się tylko, aby wcisnąć guzik. Temperatura jej ciała wzrosła. Czuła się niepewnie. Bała się na niego spojrzeć, zobaczyć czy on na nią nie patrzy. Mężczyzna wyczuł, że jest spięta. Nacisnął guzik stopujący windę i w jednej sekundzie winda zatrzymała się pomiędzy piętrami wisząc w powietrzu. Marli serce podskoczyło do gardła.
- Czy ty się mnie boisz?- zapytał Nick. Dziewczyna nie odpowiedziała.- Rozumiem… Spokojnie. Nie chcę zrobić ci krzywdy. Może Kendall i Jo naopowiadali ci już dużo o mnie i stąd twój niepokój. Nie musisz się martwić. Pamiętam swoją przeszłość i nie chciałbym tego powtórzyć.- dziewczyna nadal się nie odezwała, ale słuchała co ma do powiedzenia.- Najlepiej byłoby gdybyśmy zapomnieli o tym co było. W końcu nawet ja zasługuje na drugą szansę. Każdy chyba ma takie prawo. Nic nie powiesz? Proszę, powiedz coś. Zrobię wszystko co chcesz.
- Guzik…- tylko to z siebie wydusiła.
- Co?
- Guzik. Wyłącz stop.
- A… Ok.- winda znowu ruszyła.- A jednak nie będzie tak jak dawniej. No szkoda, próbowałem.- winda zatrzymała się na jego piętrze. Opuścił ją.
Marla odetchnęła z ulgą.W nerwach wróciła do swojego mieszkania. Pomyślała o tym co jej powiedział. Nie czuła się gotowa, aby zacząć z nim rozmawiać od tak po prostu. Jego przeszłość ją przestraszyła. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Czuła, że dobrze zrobiła.

Kendall przyszedł do Palmwoods, aby odwiedzić Jo. Cieszył się z tego, że teraz będą mieli więcej czasu dla siebie, a jednocześnie smuciło go to, że teraz Carlos podzielił jego wczesniejszy los i bedzie się mniej spotykał z Alexą. jednak gdy o tym opowiadał, wyglądał podejrzanie dobrze.Kendall domyślił się, że Alexa już na zapas się nim zajęła. Zapukał do drzwi od mieszkania Jo. Zawsze mówiła Proszę tym słodkim głosem. Szybko zniknął mu uśmiech z twarzy widząc minę Jo. Przysiadł się do niej.
- Hej, co ci jest?- spytał.
- Jak ja mogłam nie zauważyć go przez tyle czasu? Wiesz, że ten Nick tu mieszka?
- Tak. Dowiedziałem się niedawno. Mnie też wmurowało gdy go zobaczyłem. Na początku go nie poznałem, bo bardzo się zmienił, ale gdy spojrzał mi prosto w oczy, zorientowałem się. To spojrzenie nigdy nie zniknie mi z pamięci...
- Co on tu robi? Po co on tu wrócił?- położyła głowę na jego ramieniu.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem, ale nie podoba mi się to.- pokręcił głową.
- Boże, Kendall. Jak ja się teraz boję. Będę go częściej widywać. Boję się, że coś mi zrobi. Nie czuję się tu bezpiecznie.
- To przeprowadź się do mnie.- zasugerował spontanicznie.
- Co?!- podniosła głowę unosząc brwi.
- No choćby na te dwa tygodnie. Przyniesiesz trochę swoich rzeczy. Pobędziemy razem. Chłopaki na pewno nie będą mieli nic przeciwko. No chyba, że...- urwał na chwilę.- No chyba, że nie chcesz mieszkać ze mną w jednym pokoju to zawsze jest salon...
- Nie, nie o to chodzi.- zaprzeczyła.- Po prostu zaskoczyłeś mnie tą propozycją i to bardzo.
- Ale zgadzasz się?
- Nie wiem. Pozwól, że się nad tym zastanowię, ok? Do jutra dam ci znać.- ogarnęła kosmyk włosów, który opadł jej na czoło.
- No dobrze.- uśmiechnął się subtelnie i złapał ja za rękę.- Mamy taki piękny dzień. Nie będziesz tu siedzieć i się zamartwiać. Zapraszam cię na lody. I nawet nie chcę słyszeć żadnych wymówek!- wstał ciągnąc ją za sobą do wyjścia.





* Na początku wiadomość dla Marty: Odpowiedziałam na twoje pytanie w zakładce. Sorry, że tak późno, ale nie zauważyłam ;) Pierwszy raz mi się zdarzyło...
Przepraszam tych, którzy czekali na rozdział nocą, bo są takie osoby. Wiem, że dodaję rozdziały o 00.03, ale jakoś mi się tak przysnęło ;) Już druga moja nieprofesja :D
Teraz przechodzę do stałego punktu moich rozdziałów. Jak myślicie? Czy Marla zdecyduje się jednak na propozycję Alexy? Czy Jo zgodzi się zamieszkać u chłopaków? Czekam na Wasze przemyślenia ;)

Do soboty :*



sobota, 24 maja 2014

Rozdział 43

Logan i Marla dotarli do hotelu. Chłopak wciąż pilnował, aby nie stała się jej krzywda. Na czwartym piętrze weszli do jej mieszkania. Drzwi były otwarte. To było dziwne, bo Lucy zazwyczaj nigdy nie zostawiała otwartych drzwi nawet kiedy była w domu.
- Lucy? Jesteś w domu?- zapytała. Nikt się nie odzywał. Panowała cisza.- Lucy?- przeszła się do każdego pomieszczenia. Nigdzie jej nie było.
- Może zapomniała zamknąć drzwi. Mi raz się zdarzyło.- usiadł Logan.
- Tak. Tylko, że z tobą mieszkają chłopaki, więc zawsze za ciebie ktoś może je zamknąć. Zaraz…- spojrzała do sypialni. Jej szuflada gdzie trzymała bieliznę była otwarta. Wydało jej się to dziwne. Zasunęła ją na miejsce.
- Nic się nie stało. Najwyżej pożyczyła twoje skarpetki i uciekła.- uśmiechnął się. Jego uśmiech działał na nią kojąco.- Chodź. Muszę się tobą zaopiekować.- podszedł do lodówki i wyciągnął z nich produkty na kanapki.- I na razie daj sobie spokój z bieganiem. Jak będziesz gotowa to może, ale musisz zadbać o siebie. A! I zapomniałbym… ta niespodzianka. Wyprawiamy imprezę.
- Z jakiej okazji?
- A czy musi być okazja? Już trochę sobie mieszkamy w tym domku, i Carlos jak to Carlos pomyślał czy nie zrobić jakiejś imprezki. W sumie, czemu nie?
- Fajny pomysł.
- No.- podał jej kanapki.- Smacznego.
- Dziękuję.- wzięła do ust pyszną kanapkę z sałatą, serem i rzodkiewką.
- Impreza w ten piątek o osiemnastej. Będzie trochę więcej ludzi, więcej niż nasza zwykła paczka. Zaprosiliśmy kilka znajomych z Palmwoods, połowę naszych sąsiadów, będzie też oczywista Lucy, Diana, Jo, Jason no i ja z chłopakami.
- No to w takim razie melanż.- uśmiechnęła się.- Hmm… dobre kanapki.- skończyła po chwili.- Zjem drugą jak się umyję, dobrze?
- Cały czas tu będę.
Minęło pół godziny. Marla doprowadziła się do stanu używalności, a potem dokończyła kanapkę. Po chwili Kendall, James i Carlos wpadli do mieszkania.
- No co tam ludzie?- zapytał James.
- Ajajaj.- westchnął Kendall.- Wciąż czuję jakbym nadal tu mieszkał.
- Daj spokój, Kend.- odrzekł Carlos, który jako pierwszy zaaklimatyzował się w nowej lokalizacji.
- Tak, bo niedaleko naszego domu mieszka twoja dziewczyna, a moja nadal mieszka w Palmwoods.- wytłumaczył blondyn.
- Nie tylko ja się cieszę. Na przykład pokój Jamesa… widziałeś? W ogóle zauważyłeś, że James za oknem ma okno do sypialni tej modelki?
- Noooo… czasami się tam działo.- zafascynował się szatyn.- Żartowałem.- dodał szybko patrząc na przyjaciółkę swojej dziewczyny.- Ale to jest tak blisko. Gdybym chciał to mógłbym dostać się bez problemu do jej pokoju po drzewie, które jest między nami.
- I trochę ci zasłania.- zażartował Carlos.
- Przyszliśmy cię zaprosić na imprezę.- powiedział Kendall.
- Za późno.- poinformowała ich dziewczyna.- Logan was wyprzedził.
- Ej, no mieliśmy zrobić to razem.- założył umięśnione ręce James.
- Nie mogłem się powstrzymać.- wytłumaczył się Logan. Nagle zadzwoniła komórka Kendalla.
- Halo?... Tak… No… To super… Nie, nie.- zaczął się śmiać.- Oczywiście, że się cieszę. Na pewno skorzystamy… A kiedy?... W piątek, który piątek?... A nie można by… No tak, ale… No niech będzie. Cześć.- nacisnął czerwoną słuchawkę.- No to najwyraźniej będziemy musieli przełożyć imprezę. Gustavo dzwonił.- chłopaki zajęczeli, bo wiedzieli co to może oznaczać.
- Co tym razem wymyślił?- James poczęstował się landrynką.
- Dostaliśmy zaproszenie na występ w ten piątek. Teraz musimy obdzwonić do wszystkich i przełożyć imprezę.
- Tylko nie mów na kiedy, bo to też może się zmienić.- dodał Carlos. Nagle ktoś zapukał.
- Otwarte!- dziewczynie nie chciało się schodzić z kolan swojego chłopaka. W drzwiach pojawił się Nick. Od razu zepsuł jej się humor.
- Cześć Marla. Chciałem z tobą porozmawiać i przeprosić…
- Mówiłam ci, że nie chcę z tobą rozmawiać. Proszę cię, abyś wyszedł.
- Ale…- wykrzywił się kiedy zobaczył Logana. Potem jego oczy i oczy Kendalla spotkały się w tym samym czasie. Nick spojrzał na niego i bez słowa wyszedł. Reszta nie wiedziała o co chodzi. Tancerz zamknął za sobą drzwi.
- To on tu znowu mieszka?- zapytał się Kendall.
- To ty go znasz?- zdziwiła się.
- Ja chyba go tak przelotnie gdzieś widziałem…- zamyślił się Carlos. James i Logan pokiwali głową.
- Wszyscy go znamy! Chłopaki? Pamiętacie tego Nicka? Tego psychicznego gościa co przyczepił się do Jo?
- A no rzeczywiście.- odpowiedział szatyn.- Tylko sporo się zmienił…
- Dobra. O co tu chodzi? Ktoś mi może wytłumaczyć?- zaniepokoiła się.
- Otóż…- rozsiadł się wygodnie Kendall gotowy do opowieści.- Trzy lata temu kiedy byliśmy na początku swojej kariery, poznaliśmy Jo. Była wtedy nowa w hotelu, więc przykuła naszą uwagę, ale o tym nie będę wspominał. Jak się już razem poznaliśmy, do Palmwoods przyszedł ten cały Nick. Nikt nie wiedział kim jest, nikt go nie znał, z nikim się nie trzymał. Do chwili póki nie poznał Jo. Na początku byli dobrymi znajomymi. Spędzali ze sobą dużo czasu co mnie bardzo niepokoiło, ale wtedy jeszcze nie byliśmy razem.
- Bardzo chciał…- dodał Carlos. Blondyn szturchnął go.
- Wracając do wątku… po pewnym czasie Jo przyszła do nas i zaczęła się żalić, że Nick się bardzo zmienił. Był fajnym kolegą, a ostatnio stał się namolny i dziwny. Unikała go jak tylko mogła. W końcu się pokłócili… no i zaczęło się.
- Co się zaczęło?- spytała dziewczyna jakby słyszała przed chwilą swoją historię.
- Nękał ją i nachodził. Z początku dawał prezenty. Chciał ją przyciągnąć do siebie różnymi sposobami. Ale kiedy to nie dało żadnych rezultatów, zrobił się jeszcze gorszy. Krzyczał, że skoro ona z nim nie będzie to nie będzie z nikim. Uważał mnie za wroga numer jeden, bo wiedział, że Jo mnie bardzo lubiła. Zastraszał mnie, że mam się od niej odczepić, bo nie daruje tego co może mi zrobić. Nie posłuchałem się go. Pewnej nocy zostawił pod jej drzwiami list, który naprawdę ją przestraszył. Literki powycinane z gazet, wiecie jak to wygląda. Zresztą… nie pamiętam dokładnie, ale pisało tam coś w stylu żeby miała się na baczności, bo jej pięknej buźce i mojej stanie się coś złego. To już doprowadziło, że wezwaliśmy policję. Wylądował w więzieniu i zniknął z naszego życia. Ta sprawa bardzo nas ze sobą połączyła, więc od tamtej pory jesteśmy razem. Teraz jak go zobaczyłem to wszystkie wspomnienia odżyły.- spojrzał na Marlę, która zbladła.- Co się stało?
- Ze mną jest podobnie. Nie mówiłam wam, bo na początku mi się wydawało, że to zwykły adorator i w końcu da mi spokój.
- Trzymaj się od niego jak najdalej.- ostrzegł ją Kendall.- Nie rozmawiaj z nim, nic. To wariat. Musiał wyjść już z więzienia. On może być niebezpieczny.
- Przecież dostał wilczy bilet w Palmwoods.- wtrącił Logan.
- Ale to było za czasów Bittersa. Teraz jest nowy menager i go nie zna. Uznał, że droga wolna.
- Jak coś jeszcze wymyśli to natychmiast do nas dzwoń.- poradził jej James.
- Od razu wezwać policję! Na co chcecie czekać?- zdenerwował się Logan.- Przecież ci grozi niebezpieczeństwo.
- Tobie i Lucy.- dodał James.
- Ej.- wtrącił Carlos.- Nawet jakbyśmy wezwali policję to co to nam da? Nie mamy żadnych dowodów na to, że coś się gotuje. Należy poczekać, zebrać dowód i dopiero go załatwić.
- Pierwszy raz od dawna dobrze myślisz.- podsumował Kendall trochę złośliwie. Sytuacja była tak napięta, że udawał obojętnego.- Jakby co to jesteśmy do dyspozycji.
- Dziękuje wam za wszystko. Mam nadzieję, że jednak sprawa ucichnie.- do mieszkania niebawem weszła Lucy.
- O! wszyscy w komplecie!- za nią weszła Diana.
- Cześć.-przywitała chłopaków blondynka.- Kendall. Widziałam jak Jo właśnie wróciła.
- Dzięki za info. To ja lecę. Narka!- wyszedł Kendall.
- Lucy. Proszę cię, abyś od dzisiaj zważała szczególną ostrożność na zamek w drzwiach. Wiesz, że weszłam do domu, a drzwi były otwarte?- Marla miała do niej lekki żal.
- To niemożliwe! Zamykałam drzwi. Nawet sprawdzałam czy są zamknięte.- Lucy zmarszczyła brwi.
- Ja jestem świadkiem.- odparła Diana.- A co? Były otwarte?
- Tak. Nie wiem co się mogło stać. Chyba nas nikt nie ograbował, bo wszystko jest na miejscu.
- Nikomu nic się nie stało, więc możemy spać spokojnie.- uśmiechnął się Carlos.- A teraz pozwólcie, że was zostawię. Alexa do mnie pisała.
- Kendall się zmywa, teraz Carlito...- powiedział James gdy wyszedł Latynos.
- Czy jesteś pokrzywdzony trochę z tego powodu?- spytała Lucy.
- Hmm...- udał zamyślenie.- Ano może trochę. Ale skoro...- dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć tylko go namiętnie przy reszcie pocałowała.- No dobrze.- powiedział po tym jak odkleili się od siebie.- Już mi lepiej.- uśmiechnął się.

Po drodze do Alexy, Carlos zapomniał po części o sprawie z Nickiem psychopatą. Marzył o tym, że wejdzie do domu swojej dziewczyny, a ta jak zawsze rzuci mu się w objęcia i pocałuje go zachłannie jakby go tydzień nie widziała. Otworzył furtkę i zapukał do drzwi, a następnie pozwolił sobie wejść. Skierował się do salonu. Tam zazwyczaj przesiadywała w wolnym czasie. Już czekał aż wstanie i się za niego weźmie, ale nie zrobiła tego. Siedziała zgarbiona na kanapie. Carlos trochę zawiedziony usiadł koło niej.
- Hej, coś się stało?- spytał łapiąc ją za rękę.
- Głównie to nic strasznego...
- No to o co chodzi? Wyglądasz jakby właśnie jednak coś się stało.- odgarnął jej włosy z czoła żeby lepiej widzieć jej oczy.
- Wiesz dobrze, że poświęcam ci tyle czasu wolnego ile mogę, choć i tego nie jest dużo... No to musisz się przygotować, że będzie go jeszcze mniej. W czwartki i piątki będę jeździć na plan do innego miasta. Czasem i w weekendy zdarzą się pewne wyjścia.
- Ale przecież...- urwał.- W poniedziałki się nie widzimy, bo oboje jesteśmy zajęci, tak jak we wtorek.w środę mam trochę wolnego czasu rano, ale ty dopiero po południu. Mogliśmy się właśnie tak zejść w czwartki i piątki, ewentualnie dłużej w weekendy...- wbił wzrok w jej nogi.- To co teraz będzie?
-Ta sytuacja nie potrwa długo. Musimy być silni.- pocieszyła go kładąc rękę na ramieniu.
- Kendall też ma taką sytuację, ale Jo dostała teraz dwutygodniowy urlop. Ja nie wiem jak sobie poradzę bez ciebie. Już mi cię brakuję. No co ja mam zrobić żeby o tym nie myśleć? Już mnie po prostu nosi...
- Csiii...- przyłożyła palce do jego ust.- Nie mów już nic.- pocałowała go. Zaczęła schodzić coraz niej ze swoimi pocałunkami rozpinając mu przy tym koszulę. Carlos dał się wciągnąć w jej grę, ona już wiedziała jak sprawić żeby choć na jakiś czas nie myślał o problemach...






* Ta ostatnia scena z Alexą i Carlosem mogła wyglądać trochę inaczej, ale nawet po takim czasie nie mam głowy żeby do tego wrócić i posłodzić im troszkę. Jestem zbyt pochłonięta rozdziałem na FTS. Okazuje się, że Nick miał do czynienia z Kendallem i Jo. Czy weźmie się teraz za Logana i Marlę? Czy James robi źle zerkając do okna sypialni ponętnej sąsiadki? Hahaha. Tak sobie żartuje :) W kolejnym poruszę jakże ten wątek Jo :)
Do środy :*


********************************************************************************************************************************************

BLOG MA JUŻ PONAD 10 000 WYŚWIETLEŃ !!! DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM CZYTELNIKOM !!! 
Dla Was też postarałam się z tego powodu, aby jednorazówka z Carlosem była już gotowa, więc jest już dostępna w zakładce :) Z całego serca mam nadzieję, że się spodoba. Chłopaki lepiej Wam przekażą całuski ode mnie :P Pozdrawiam serdecznie :* Marla S


środa, 21 maja 2014

Rozdział 42

Jeszcze przed porą obiadową Marla wróciła do domu. Wcześniej zrobiła drobne zakupy na jutro w rzadko odwiedzanym przez ludzi sklepiku. Niedaleko otworzyli supermarket, ale Marla wiernie robi tam zakupy. Nie ma takiego tłumu i zamieszania oraz jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś ją zobaczy. Włączyła telewizję na swoim ulubionym kanale muzycznym, a następnie rozpakowywała nabytki wkładając je do lodówki. Nagle usłyszała krótkie pukanie do drzwi. Szatynka odłożyła pieczywo do szuflady po czym podeszła do drzwi. Zajrzała przez wizjer lecz nikogo nie było. Otworzyła je. Na wycieraczce leżała różowa doniczka, a w niej bukiet pachnących czerwonych róż. Uśmiechnęła się do nich. Wzięła prezent do środka.
- Ach Logan… Czym mnie jeszcze zaskoczysz?- powiedziała do siebie. Postanowiła, że zadzwoni do niego i mu podziękuje.
M: Halo?- połączyła się z chłopakiem.
L: O! Już się stęskniłaś?
M: I to bardzo. Nie wiedziałam, że jesteś aż taki szybki.
L: Szybki?
M: Dziękuję ci za prezent. Są cudowne.
L: Jaki prezent? Co jest cudowne?- przez słuchawkę wyczuła lekkie zaskoczenie.
M: No nie udawaj. Wiem, że przesłałeś mi te kwiaty.
L: Zasługujesz na wszystkie kwiaty świata, ale naprawdę nie wiem o czym mówisz. Nic ci nie dawałem. Żadnych kwiatów. Przecież bym to pamiętał.
M: To jest ta niespodzianka?
L: Nie, to nie to. I nie wiem skąd są te kwiaty, nawet nie wiem jakie. A co? Dostałaś jakieś?
M: Pod moimi drzwiami znalazłam czerwone róże… myślałam, że to od ciebie. No bo niby od kogo?- coś jej zaświtało w głowie.- Dobra, kończę. Wyjaśnię później.
L: Pa.
M: Pa.- rozłączyła się.
Wyszła z mieszkania i zjechała windą na pierwsze piętro. Była strasznie nerwowa. Na korytarzu znalazła mieszkanie 1B, a następnie zapukała mocno.
- Jak miło cię widzieć.- uśmiechnął się Nick.- Spodobały ci się kwiatki?
- Czyli to twoja robota?- założyła ręce.
- Wejdź. Nie będziemy tak rozmawiać na korytarzu.- weszła. W tle było słychać jak z wieży leci jej piosenka. Trochę ją to rozproszyło.
- Słuchaj. Nie chcę, abyś dawał mi kwiaty.- zdenerwowała się.
- Ale dlaczego? Kobiety lubią kwiaty. Usiądziesz?
- Nie. To potrwa tylko chwilę. Zrozum. Nie wiem czy coś do ciebie dociera czy nie, ale powiem krótko.
- Poczekaj.- przerwał jej.- Jeśli jesteś zła o te kwiaty to przepraszam. Po prostu pomyślałem, że...
- Daj spokój! Możesz być tylko moim stale denerwującym kolegą, ale nic więcej. Ja już mam chłopaka i tego nie będę zmieniać. I nigdy, nigdy przenigdy nie będziemy razem i nic tego nie zmieni.
- Nie znasz przyszłości.- oparł się o blat stołu, zupełnie go to nie ruszyło. Z bezsilności plasnęła się w czoło.
- Oj znam. Swoją przeszłość też znam. Może lepiej będzie jak rozejdziemy się każdy w swoją stronę. Z przyjemnością będę udawać, że cię nie znam.
- Skąd w tobie taka agresja?- oburzył się na żarty.
- Normalnie taka nie jestem, ale ty doprowadzasz mnie do takiego stanu. A ponadto strasznie przypominasz mi mojego byłego chłopaka. Też nazywał się Nick. Byliśmy kiedyś udaną parą dopóki nie stał się o mnie chorobliwie zazdrosny.
- Jak chcesz to zmienię imię.- nie poddawał się.
- Nie! Jedyne czego chcę od ciebie to to, abyś dał mi święty spokój! Przestań mnie nachodzić i masz zbliżać się do mnie na odległość nie mniejszą niż dziesięć metrów. Albo w ogóle się nie zbliżaj! Tak będzie najlepiej!- tyle czasu trzymała całą swoją złość aż w końcu to wszystko z niej wyszło.- Naprawdę żałuję, że cię poznałam, bo gdybym wiedziała, że staniesz się takie psychiczny to unikałabym ciebie jak ognia. Nie chce cię widzieć na swoje oczy i lepiej żebyś wziął to do swojego serca. Uważaj, bo przestałam być dla ciebie miła! 
- Co tu się dzieje?- do mieszkania wszedł rudowłosy, piegowaty Greg, który mieszkał razem z Nickiem.
- Właśnie wychodzę!- poinformowała go.
- Zobaczysz!- po raz pierwszy podniósł na nią głos.- Jeszcze pożałujesz, że nie chciałaś ze mną być!- zagroził jej brunet. Dziewczyna olała jego groźbę, oddalała się z każdym krokiem. Wróciła do mieszkania tylko na chwilę, aby zabrać kwiaty i wyrzucić je do kontenera na śmieci. Marla miała nadzieję, że już więcej nie wejdzie jej w paradę. Następnie usiadła sobie na ławeczce i zamknęła oczy. Po pewnym czasie ktoś zakrył jej oczy ręką.
- Kto to?- spytała oślepiona. Nikt nie odpowiedział.-Aha... czyli mam zgadywać? Nie jestem naprawdę w nastroju...- jednak ta osoba się nie poddawała.- Lucy?- nadal cisza. Postanowiła strzelać.- Jo? Diana? Logan, to ty?- nadal cisza.- Nick, ty psychopato! Czy to ty?!
- Jaki psychopato?- chłopak odkleił od niej ręce. To był James.
- JD (czyt. dżej di), co ty tutaj robisz?
- Lucy do mnie napisała, że niedługo będzie w domu i chciałem do niej przyjść. Po drodze zauważyłem ciebie śpiąca na ławce.- uśmiechnął się.- Mówiłem ci żebyś nie mówiła do mnie JD. Przypomina mi to postać Jamesa Diamonda, którego grałem.
- Nie spałam tylko zamknęłam po prostu oczy, a James Diamond jest taki uroczy...
- A ja? A ja nie jestem? Jesteś bardziej uroczy.- wyszczerzył się.- Ale dobra, dobra. Nie zmieniajmy tematu. Skąd ten psychopata ci się wziął?
- Nie ważne. Tak mi się powiedziało...- machnęła ręką.
- Słuchaj... ja wiem, że Logan czasem czegoś nie zauważy dopóki mu się wprost tego nie powie, bo faktycznie ostatnio jest trochę zabiegany, ale ja się czegoś domyśliłem. Coś cię trapi i nie chcesz powiedzieć.
- To nie jest na serio nic poważnego.- spuściła głowę.
- Ej...- położył jej rękę na ramieniu.- Spójrz na mnie.- z trudem zrobiła to.- Teraz znacznie lepiej. Powiesz mi o co chodzi?
- A mogę później? Obiecuję, że powiem, ale teraz muszę ogarnąć myśli.- pokręciła głową.
- Co?- spytał.- O czym myślisz?
- Mam teraz takie głupie wrażenie, że to ty mnie najbardziej rozumiesz.
- Od czego są najlepsi przyjaciele?- spytał z uśmiechem.- No chodź do mnie, Marls.- przytulił ją. Odwzajemniła jego ciepły uścisk.
- Idź już. Pewnie Lucy już jest w domu. Zabierz ją gdzieś, bo chciałabym sama posiedzieć. Porobić coś ciekawego.
- My jeszcze o tym pogadamy.- puścił do niej oczko i poszedł przed siebie.

Przez najbliższą godzinę nie mogła się na niczym skupić. Chciała się odprężyć malując coś, jednak nie miała żadnego pomysłu. Wciąż myślała o tancerzu. Zastanawiała się czy da jej spokój i co musiałby jeszcze zrobić, aby mogła to zgłosić właścicielowi hotelu lub policję oraz zaskarżyć o nękanie. Otworzyła swój niezastąpiony notes i zapisała kilka notek do piosenki inspirowaną dzisiejszym dniem. Gdy skończyła przez jej głowę przeszła myśl czy naprawdę powinna się bać jego groźby. Na końcu wydał jej się bardzo niebezpieczny. Postanowiła więcej nie myśleć o nim i zamknąć ten rozdział wrzucając go na dno najstarszej z szuflad swojego życia. Jeszcze dzisiaj zdeklarowała się Loganowi, że będą jutro biegać. Oboje mają od jutra więcej czasu, a Logan każdego dnia z samego rana chce uprawiać jogging. Oczywiście dziewczyna zgodziła się. W końcu po tym wyczerpującym tygodniu pracy warto popracować nad swoim ciałem.

Następnego dnia Marlę budzi dzwonek szybciej niż zwykle. Wybiła godzina szósta trzydzieści. Kompletnie nieprzytomna wyłączyła budzik. Położyła głowę na miękkiej poduszce i przyrzekła sobie, że obudzi się za pięć minut. Tak się jednak nie stało. Dziewczyna zaspała. Otóż przypomniawszy sobie podczas snu, że miała wstać, wyskoczyła z łóżka o siódmej jak poparzona tak, że w głowie jej się lekko zakręciło. Miała w sumie już tylko dwadzieścia minut na przygotowanie się i dojście do alejek gdzie się umówili. Szybko przebrała się w dres, uczesała się związując włosy, umyła zęby, a następnie wyszła z mieszkania wypijając dwa łyki wody na zwilżenie gardła. Zrezygnowała z windy, pobiegła schodami. Gdy była już na parterze, rzuciła się do biegu. Dawno nie biegała. Dawno w ogóle nie uprawiała żadnego sportu. Nie miała na to czasu. Po mniej niż pięciu minutach dostała zadyszki i złapała ją kolka. Zrobiła sobie trzydzieści sekund przerwy, pobiegła dalej tyko już wolniej. Nie spóźniła się. Logan akurat dochodził na miejsce. Na plecach miał mikroskopijnego rozmiaru plecaczek. Marla nie chciała po sobie dać poznać, że biegła przez ten cały czas. Jak gdyby nigdy nic podeszła do niego, usiadła na ławeczce pod pretekstem zawiązania sznurówki.
- To jak wygląda według ciebie ten cały jogging?- zapytała.
- Cały park jest wystarczający, więc tak… kilometr wystarczy ja na początek. Potem zobaczymy. Z czasem będziemy dokładać sobie więcej.- dziewczyna wyłączyła się po słowie kilometr. Dla niej w tej chwili to o kilometr za dużo.- Wstawaj!- pociągnął ją za ręce, aby się podniosła.- Nie marnujmy czasu! Chodź!- zaczął biec. Pobiegła za nim.
Z początku był to trucht na rozgrzanie. Potem Logan dał gazu. Marla za wszelką cenę próbowała dotrzymać mu tempa.
- Ja… rozumiem, że jesteś sportowcem, ale… ja nie daje rady…- sapała.
- Jak będziesz tak mówić to nigdy nie poprawisz kondycji, a w zdrowym ciele zdrowy duch. Nie chcesz ze mną biegać?- odwrócił głowę w jej stronę. Kosmyki włosów przyklejały się do jej czoła.
- Chcę…
- To super. Chodź. Jeszcze trzysta metrów przed nami. Ścigamy się do tamtego drzewa?- wskazał palcem wielki dąb na horyzoncie. Ze zmęczenia dziewczyna prawie go nie zauważyła. Wszystko przed nią było takie rozmazane i niewyraźne. Głowa trzęsła się jej w biegu na różne strony, więc Logan odczytał to przypadkowo jako zgodę. Przyspieszył i leciał przed siebie. Marla chciała mieć już to za sobą. Chciała go dogonić i wrócić do domu. Kolana odmawiały jej posłuszeństwa. Z każdym krokiem robiła się coraz słabsza oraz wolniejsza. Czuła suchość w gardle, brakowało jej tchu. Ale dalej biegła. Już kolana uginały się pod jej ciężarem. Zrobiło jej się słabo. Logan zauważył gdzieś daleko przed nią, że nie słyszy jej kroków. Odwrócił się, aby zobaczyć gdzie jest. Dziewczyna wolniejszym truchtem podbiegła do ławeczki. Wycieńczona usłyszała tylko szum w swoich uszach. Zakręciło jej się w głowie, a przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła na ziemię na kolana, ręką podparła się o ziemię. Logan natychmiast przybiegł do niej i podniósł ją z ziemi. Usadził ją na ławeczce, do której się kierowała.
- Marla!- krzyczał do niej. Zdjął mały plecaczek ze swoich pleców i wyjął z niego jedyną rzecz jaką tam miał, butelkę wody. Gdy dziewczyna otworzyła oczy, napoił ją.
- Słabo mi. - spojrzała na niego nieprzytomnie po czym opróżniła prawie całą butelkę.
- Zauważyłem. Jadłaś jakieś śniadanie? Piłaś coś? Kiedy ostatnio ćwiczyłaś?
- Nie, prawie nie i nie pamiętam.- odpowiedziała po kolei na zadane pytania.- Zaspałam rano i nie chciałam się spóźnić, na nic nie miałam czasu. Biegłam tu i już czułam się strasznie, a potem to już w ogóle…- złapała się za głowę. Otrzepała rękę z piasku.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi nic? Przecież… ach! Nie powinienem cię brać ze sobą. Miałaś dużo pracy i za dnia już byłaś zmęczona.
- Nigdy tak nie zasłabłam, więc nie myślałam, że tak to się może skończyć. A nie chciałam nic mówić, bo widziałam jaki byłeś szczęśliwy i nie chciałam wyjść w twoich oczach jak jakaś słabeusza.
- Nie jesteś, ale musisz pamiętać o śniadaniu przed jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym. Czujesz się lepiej?
- Tak.- kiwnęła głową.
- Chodź. Odprowadzę cię do domu.- wziął ją za rękę.- Najpierw Kendall, a teraz ty...
- A co Kendallowi?- ożywiła się.
- Zasłabł. Skarżył się na bóle głowy i za to, że go tam kręci w środku. Za mało sypia, za dużo pracuje. Dobrze, że byłem w pobliżu. Widziałem jaki był blady i jak w pewnym momencie miękną mu nogi. Podparł się o ścianę, a potem padł, ale w ostatniej chwili go złapałem.
- To straszne...
- Carlos pokazał się w końcu z tej innej strony i poszedł ochrzanić Gustavo. Ten nie miał wyboru jak zwolnić z robotą. Kendall musiał aż do tego stanu się doprowadzić żeby on to zauważył.- westchnął na końcu.- Leżał wczoraj pół dnia. Doszedł prawie do siebie.
- A ty jak sobie radzisz z tym tempem?- spojrzała na niego.
- Myślę o tobie. To daje mi siły.- uśmiechnął się pokazując dołeczki.
- Aww...- przybliżyła się, aby go pocałować.
- A teraz chodźmy. Muszę się przecież tobą zaopiekować.






* Ten rozdział nie jest zły, ale mógł być lepszy. Mam nadzieję, że przynajmniej Wam się podobało. Obiecałam sobie, że już nie będę się żalić, że coś mi się nie podoba, więc kończę z tym :)
Jak wrażenia po przeczytanym rozdziale? Miałam uprzedzić pewną osobę kiedy Marla wyjawi chłopakom prawdę o Nicku, więc mówię, że w następnym :) Kolejny rozdział  będzie ciekawszy :P
Do soboty :*

PS Wiem, że do Waszych wakacji jeszcze trochę czasu ( bo ja już mam ), ale muszę to powiedzieć. Nie mam zielonego pojęcia co zrobić z blogiem w wakacje, bo nie wiem ile osób będzie go wtedy czytać. Zastanawiałam się nawet nad ewentualnym zawieszeniem, ale to tak brzydko brzmi, więc nazwę to VACATION BREAK :D Mam jeszcze czas do końca czerwca żeby to dobrze przemyśleć...


sobota, 17 maja 2014

Rozdział 41

Po pracy szatynka poszła na blade osiedle. Tak nazwała teren gdzie mieszkali chłopacy z BTR. Spośród tych wszystkich willi pomalowanych na mdłe kolory tylko Alexy się jakoś wyróżniał. Wiedziała, że jeszcze ich nie ma. Pojechali na jakieś otwarcie gdzie mają zaśpiewać. Nacisnęła czwarty przycisk na domofonie. Alexa otworzyła jej furtkę. Przeszła się kawałek do tej cudownej willi. Dziewczyna czekała już na nią w drzwiach.
- Co tak wolno?- poganiała ją.
- Oj weź…- burknęła.
- Co ci jest?- zapytała blondynka kiedy już weszły do korytarza.
- W pracy męczy mnie Gustavo, w hotelu ten Nick. Już nie wiem gdzie mogę odpocząć. Chłopaki ostatnio ciągle gdzieś jeżdżą. Tylko tutaj mogę sobie spokojnie odsapnąć…- poprawiła sobie włosy.
- No jasne. A co znowu z tym Nickiem?
- Dzisiaj utwierdziłam się w przekonaniu, że to jakiś psychopata. Na początku było ok, potem nieznośnie, a teraz to mam go po tąd!- przecięła palcem czoło w powietrzu. On wie o mnie wszystko. Podejrzewam, że nawet więcej niż Logan, a nie wiem skąd. Niektórych informacji to nawet nie ma w moich wywiadach. Mieszka trzy piętra niżej, a piszę do mnie w ogóle jakieś listy. Aż mi się Internet od tego wiesza. Na swojej stronie opowiada każde spotkanie ze mną i chwali się nawet jeśli trwało to dwie minuty. A ludzie jeszcze to komentują… i nie dociera do niego, że jestem zajęta. Mogłabym żalić się o nim przez całe godziny. Dlaczego on nie może być tak jak ten Greg. Też wygląda na psychopatę, ale nie jest taki namolny i nie gada tyle.
- Wiesz, że coś trzeba z tym zrobić. Musisz powiedzieć mu co o nim myślisz to się odczepi.
- Chciałam, ale wiesz jaka ja jestem… za dobra. A kiedy miałam go już naprawdę dość i chciałam mu powiedzieć to mnie nie słuchał.
- Logan w ogóle widział go na oczy?- spytała blondynka podając jej kawę.
- Raz podajże i to tak przelotnie. Ale chłopaki od kilku miesięcy teraz ciężko pracują, więc Logan rzadziej mnie odwiedza. To ja muszę latać tu jak opętana kiedy tylko mogę, ale nie narzekam. Odcinam się od tej psychozy z Palmwoods.
- A mówiłaś Loganowi, że masz problemy?
- No nie...- oparła głowę na łokciu krzywiąc się.- Nie chcę go tym obarczać. Za dużo już ma na głowie ostatnimi czasy. Raz kiedy byłam mega zła na Nicka się wygadałam, ale on tylko napomniał, że sprawia wrażenie sympatycznego. Nie miałam wtedy siły na tę rozmowę.-przyjrzała się przyjaciółce.- Ali? Co ci chodzi po głowie?
- Jeszcze nad tym myślę, ale chyba wiem jak ci pomóc. Jeżeli będę pewna to cię o tym poinformuje, ok?
- Jak chcesz.- uniosła lekko kąciki ust.- Każde wsparcie się przyda.
Przyjaciółki rozmawiały ze sobą jeszcze przez jakąś godzinę. W końcu do jej domu zapukał Carlos ogłaszając, że już wrócili. Pocałował swoją dziewczynę i przywitał się z Marlą.
- Dobra. To ja wam nie przeszkadzam.- odrzekła szatynka i wyszła.

Kiedy szła chodnikiem do domu Logana i reszty, jakieś auto z tyłu zaczęło trąbić. Pojazd wjechał na pobocze i niewiele brakowało do tego, aby w ją potrącił. Dziewczyna podskoczyła z przerażenia kiedy odwróciła się oraz zobaczyła jak od jej nóg i maski auta brakowało kilka centymetrów. Była przerażona, ponieważ miała uraz od takich wypadków. Przed jej oczami znów pojawiła się ta scena z tamtego roku. Właściciel auta okazał się kobietą mniej więcej w jej wieku. Była to brunetka o długich włosach i pełnych ustach. Wyglądała jak bogini, urody jej nie brakowało. Wszystko w niej było niemal perfekcyjne. Miała idealne proporcje twarzy, która działała jak magnes i miała w sobie tajemniczość. Drogie ubrania podkreślały jej wąską figurę. Wysoka oraz szczupła dziewczyna jako odzwierciedlenie wzorca wyszła wściekła trzaskając drzwiami. Marla tak zapatrzyła się w dziewczynę, że na chwilę nie docierało do niej dlaczego się złości.
- Życie ci nie miłe?- krzyknęła słodkim a zarazem złowieszczym głosem bogini o niebieskich oczach.
- To nie jest moja wina!- otrząsła się.- Szłam po chodniku, a nie po jezdni gdzie jest miejsce na samochód.
- Ja tu mieszkam!-wskazała palcem na dom z numerem siedem.- Chciałam zaparkować tutaj. Trzeba było się przynajmniej odsunąć jak trąbiłam!
- Zauważyłam w ostatniej chwili i trzeba było poczekać, a nie na chama wjeżdżać na miejsce gdzie się nie parkuje. Tam widzę garaż.
- Nikt nie będzie mnie pouczał jak mam jeździć!- założyła ręce i stuknęła czerwoną szpilką jak mała dziewczynka.
- Co tu się dzieje?- Logan wyszedł z mieszkania słysząc hałasy pod domem. Właścicielka auta na jego widok od razu złagodniała i zaczęła robić niewinną minkę.
- Ona o mało mnie nie przejechała, a szłam chodnikiem!- wytłumaczyła mu w skrócie Marla.
- Natalie? To prawda?- zapytał ją chłopak.
- Ja chciałam tylko zaparkować. To nie moja wina, że musiała pojawić się w nieodpowiednim czasie o nieodpowiedniej porze.
- Taa…- burknęła szatynka.
- Kim ty w ogóle jesteś? Mieszkasz tu?- brunetka nonszalancko podniosła dłoń.
- To moja dziewczyna, Marla.- wytłumaczył Logan przytulając do siebie dziewczynę.
- Dziewczyna…- zrzedła jej mina.- No cóż. Sorry, że tak się stało…- powiedziała po cichu mając nadzieję, że nikt tego nie słyszał, gdyż te słowa ciężko przechodziły jej przez gardło.- Muszę iść.- odwróciła się na pięcie mierząc ją w ostateczności wzrokiem i wsiadła z powrotem do samochodu, aby wjechać nim do garażu.
- Kto to jest?- szepnęła Marla mu na ucho kiedy wchodzili do mieszkania.
- To Natalie Reed - Goldenmayer. Sąsiadka jak zauważyłaś.- odłożył klucze.
- Reed - Goldenmayer? Zamężna?- spytała niepewnie.
- Nie. Po prostu ma dwuczłonowe nazwisko. A co?
- Nie widziałam jej tu wcześniej.
- Bo była na sesji zdjęciowej… chyba to była Europa, nie wiem dokładnie gdzie. Może Francja? Tak...- zamyślił się.- To chyba Paryż, coś mi się obiło o uszy. Tam mieszkała jakiś czas. Często nie ma jej w domu. Takie już życie modelki, co nie?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że obok was mieszka modelka?- dziewczyna zirytowała się odrobinę.
- Nie?- podrapał się małym palcem po policzku.- No może zapomniałem. Zresztą czy to ma jakieś znaczenie?- zrobił niewinną minkę.
- No na przykład gdybym wiedziała, że w ogóle ktoś tam mieszka to może bym przewidziała, że ktoś stamtąd będzie chciał mnie przejechać.
- Oh, daj spokój.- pokazał białe ząbki.- Takie sytuacje się zdarzają.- Szykuję dla ciebie niespodziankę.- szybko zmienił temat.
- Niespodziankę? Jaką?
- Gdybym ci powiedział, nie byłaby nią. Wszystko w swoim czasie. Chodź, zjemy sobie coś dobrego.- wziął ją za rękę i zaprowadził do kuchni.- Mówię ci, Gustavo nas chce chyba wykończyć.- zaczął się żalić gdy przeszli do kuchni. W salonie siedzieli Kendall oraz James. Szatynka przywitała się z nimi.
- Aż tak po was jeździ?- spytała siadając na krześle.
- Byłem tak zmęczony, że podczas przerwy między nagraniami... jak poszedłem do łazienki... przysnęło mi się na tronie.- wtrącił Kendall. James nie ukrywał swojego uśmiechu. Fox znienacka wskoczył mu na kolana.
- Co za egoista ze mnie.- powiedział Logan patrząc na Marlę.- A tobie jak minął poranek?
- Mnie?- przez chwilę zastanawiała się czy mu powiedzieć o swoich problemach.- Mnie... dobrze.- kiwnęła głową, a James zaczął się jej uważniej przyglądać bowiem w jej zachowaniu coś go niepokoiło...






* Natalie już figuruje w zakładce :D Tak trochę szlachecko brzmi jej nazwisko, ale tak już jest jak się człowiek zastanawia jakie dać nazwisko. A że zastanawiałam się nad tymi dwoma i nie mogłam wybrać to została Reed - Goldenmayer :D No bo kto bogatemu zabroni XD Dobra już...
Czy Marla powie Loganowi co ją dręczy? Macie jakieś przeczucia co do Natalie REED - GOLDENMAYER ( beka z tego powróciła mi ) ? Czy Kendall w końcu się wyśpi? hahaha :D Sorry, głupawka :) Piszcie komentarze :*

PS Marta napisała mi pod ostatnim postem, że Nick przypomina jej z opisu Harrego Pottera. I przypomniało mi się, że Greg ma dłuższe rude włosy i o lol. Greg musi być Ronem Weasley :D Nie wzięłam tego pod uwagę gdy tworzyłam te postacie, ale dzięki Marcie otóż powstało w mojej głowie nowe wyobrażenie o nich. Nie, nie czytajcie tego :) Odbija mi %-)

PS PS Piątkowy rozdział na FTS czeka na tych, którzy jeszcze nie zauważyli ;)

Do środy :*


środa, 14 maja 2014

Rozdział 40

BIG TIME PROBLEMS

W złotym Palmwoods znów nadeszły zmiany. Szczególnie dla ich mieszkańców. Na niektórych nadszedł już ten czas kiedy muszą opuścić te cudowne mury. Niby jest to dobre wydarzenie, jednakże budzą się miłe wspomnienia. W głowie pojawia się retrospekcja… Wciąż trzymają sentymenty. Przed niektórymi otwierają się drzwi do innego życia. Niestety nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem. Niektórym nie udało się odnaleźć w tym świecie i muszą wrócić do domu.
Marla w oknie wypatrywała jak mały rudy chłopczyk właśnie pakuje się do taksówki. Grał niekiedy w krótkich reklamach z płatkami śniadaniowymi lecz jego kariera nie mogła ciągnąć się w nieskończoność. Tępym spojrzeniem patrzyła na pojazd, który oddala się aż w końcu znika za horyzontem ulicy. Na pewno wiedziała, że jej los nie będzie tak wyglądał, wprost przeciwnie. Jej kariera pnie się po szczycie, czuję, że powoli zaczyna brakować dla niej miejsca w tym hotelu. W ciągu najbliższych miesięcy zdarzyły się dwie sytuacje kiedy ktoś z zewnątrz, jakiś fan, wkradł się do Palmwoods. Miała każdego dnia coraz większe przeczucie, że tak jak BTR, otrzyma kwitek i będzie musiała opuścić złote mury.
Spojrzała jeszcze raz przez okno. Zbliżał się początek czerwca. Jeszcze tak niewiele brakuje do tej daty… a będzie już tutaj pełny rok. Podeszła do komody gdzie stała jej nagroda z Music Awards, którą wygrała w nominacji na najlepszy teledysk. Jej wzrok poszybował wyżej, na ścianie. Obok malunku Logana, widniała złota płyta za sprzedanie miliona egzemplarzy. A wydawało się jakby to było wczoraj… Tak wyglądały jej sukcesy z tamtego roku. Jak będzie w tym? Jeszcze nie wiadomo.

Marla ocknęła się ze swych myśli kiedy z pokoju wyszła Lucy.
- Hejka! Ja lecę razem z Dianą do wytwórni. Praca, praca, praca…- wzięła ciastko z talerza i wsadziła je sobie do ust.
- Powodzenia!- odpowiedziała. Lucy wzięła drugie i wyszła z mieszkania.
Lokatorka ostatnio ma mniej czasu dla Marli gdyż na początku roku, gdzieś w styczniu, Diana i Lucy postanowiły połączyć siły i założyły rockowy zespół. Dołączył się do nich młody gitarzysta Jason. Mieszka w mieszkaniu, w którym kiedyś mieszkała Camille. Razem we trójkę pracują prawie pół roku nad swoją nową płytą. Mają nadzieję, że niedługo osiągnął sukces.
Opuściła lokum i skierowała się w stronę holu. Rozglądała się bacznie, bowiem od jakiegoś czasu próbowała unikać tajemniczych tancerzy Nicka i Grega. Greg jeszcze był do zniesienia, bo nic nie mówił i nic nie robił. Przyczepił się tego pierwszego jak rzep psiego ogona i to wszystko. Marla unika Nicka. Ten chłopak o gęstych brązowych włosach i zielonych jak jodła oczach ciągle za nią łaził od kiedy zobaczyli się po raz pierwszy, a było to w październiku. Na początku wydawał się fajny. Rozmawiali jak to sąsiedzi. Poznali się bliżej, aż w końcu Nick zaczął być natrętny. Chciał, abym spędzała z nim więcej czasu, choć nie miała na to ochoty. Wolała spędzać wolny czas z BTR. O sobie mało opowiadał, a o niej chciał wiedzieć wszystko. Pytał się o ulubione kwiaty, numer buta, a nawet o blizny czy znaki szczególne, których niekoniecznie widać na zdjęciach. Niestety chłopak czekał na nią w korytarzu. O dziwo bez towarzystwa przyjaciela.
- O Boże nie…- mruknęła do siebie.
- Cześć Marla!- podskoczył do niej.
- Cześć…- odpowiedziała od niechcenia. Nie umiała mu powiedzieć żeby zniknął z jej oczu.- Gdzie masz kolegę?
- Pokłóciliśmy się i tyle. Może to i dobrze. Mam więcej czasu dla ciebie.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł.- zmarszczyła brwi.
- Ej, chcę cię o coś zapytać.-złapał ją za ramię.- Znamy się już siedem miesięcy, tydzień i dwa dni… chciałbym wiedzieć na jakim etapie znajomości jesteśmy.- dziewczyna wzdrygnęła się kiedy dowiedziała się, że on to wszystko liczy.
- No wiesz… jesteś moim dobrym sąsiadem. No… dobry z ciebie kolega.- akcentowała słowa dobry dość dyskretnie, nawet się nie spostrzegł. Nie chciała być zbyt nieuprzejma.
- Tak… A myślałaś kiedyś, chociaż przez minutkę, aby było inaczej? Może coś więcej albo nawet może…
- Hej!- przerwała mu.- Pamiętasz co ci mówiłam? Mam chłopaka.- jej słowa go nie zaskoczyły. Nick udał, że w ogóle tego nie słyszał.
- A może byśmy się wybrali dziś na jakieś ciastko? Może na twoje ulubione.
- Skąd wiesz jakie lubię? Nie mówiłam ci.- założyła ręce.
- Przeczytałem w Internecie.- Marla spojrzała na niego jak na okaz jakiegoś trudnego przypadku. Ten facet był jeszcze normalny w grudniu. Co się stało, że na początku miesiąca tak się zmienił? Pomyślała: Czy on ześwirował?
- Nick. Porozmawiamy później, teraz idę do pracy.- nie czekając na żadne słowo odpowiedzi wyszła z holu na zewnątrz.- Nie chciałabym już na niego nigdy spojrzeć…- mruknęła pod nosem.
- Mówiłaś coś?- dogonił ją.
- Nie...- zaprzeczyła.
- Coś jednak słyszałem, ty kłamczuszku.- dotknął palcem jej policzka. Marla zmroziła go za ten czyn spojrzeniem. Opuścił rękę z miną dziecka, które coś nabroiło.
- Nie rób tego więcej.
- Ale masz takie słodkie, mięciutkie policzki.- wyszczerzył.- Coś ci pokażę.- wyciągnął komórkę z kieszeni. Nie chciała na to patrzeć, jednak nie miała wyjścia kiedy przystawił jej wyświetlacz przed nos.- To my...
- Widzę.- dziewczyna przyjrzała się dziwnemu zdjęciu. Nie przypominała sobie żeby pozowała do tego zdjęcia, na pewno nie w towarzystwie natrętnego sąsiada, którego obejmowała ręką.- Zaraz, zaraz... Przecież do czegoś takiego nigdy nie doszło!- uniosła brwi.- No chyba, że znów straciłam pamięć krótkotrwałą!
- No wiem. Przerobiłem je. Fajnie razem na nim wyglądamy, co?- spytał. Szatynce opadła szczęka. Zatkało ją. Palmwoods ma za zadanie strzec swoich domowników przed atakami psychofanów z zewnątrz, ale z tym nie mogła sobie niestety poradzić...







* Witam Was po przerwie. Przybywam z nowym rozdziałem zupełnie nowej części. Co myślicie o Nicku, natrętnym oraz psychicznym sąsiedzie? Czy coś z tego wyniknie? Zobaczycie sami. W następnym rozdziale poznacie nową postać :)
Ta część to okazja dla tych, którzy jeszcze nie komentowali, aby zaczęli z czystym kontem. Byłoby mi bardzo miło. Naprawdę. Kilka słów nie boli, wprost przeciwnie :)
Do soboty ludziska :*


czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 39 + Ogłoszenia

Dziewczyna postanowiła przejść się do BTR. Przestała myśleć o tym dziwnym telefonie, który dostała od jakiegoś czubka. Wyjęła z kieszonki karteczkę z adresem. Pierwszy raz słyszała o takiej ulicy, ale nie zamartwiała się. Najwyżej zapyta kogoś o drogę. Droga była spokojna i cicha. Na peryferiach miasta mało kto jeździł samochodem, nie było takiego zgiełku jak w mieście. Krajobraz był cudowny, jak na jakiejś wsi, cudownej wiosce. Kiedy skręciła w zieloną uliczkę weszła na chodnik, nie słyszała nic oprócz swoich kroków i śpiewu ptaków na drzewach. Po dwudziestu minutach doszła na teren zagrodzony wysokim mosiężnym ogrodzeniem. Spojrzała na tabliczkę: St Franz Street. Adres zgadzał się z podanym. Inaczej to sobie wyobrażała. Myślała, że to będzie jeden dom, a za tym płotem było wyodrębnione osiedle dla wielu willi. Stanęła obok furtki. Zauważyła domofon. Nacisnęła ósmy z kolei przycisk i czekała. Nikt się nie odzywał. Niepokoiła się. Zadzwoniła drugi raz, też nic. W końcu ktoś podjechał czarnym mercedesem pod bramę. Szybka otworzyła się i jej oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku. Był to widziany już kiedyś prezenter telewizyjny, nie pamiętała tylko z jakiego kanału. Jej mama go uwielbia.
- Przepraszam? A Pani do kogo?- wychylił głowę z samochodu.
- Ja? Ja do Big Time Rush.- przyjrzał się jej uważnie kiedy do niego mówiła. Zmrużył lekko oczy, słońce świeciło mu po twarzy.
- Ja Panią skądś kojarzę… Pani jest tą piosenkarką? A no tak!- uśmiechnął się.- Moja córka ma bzika na Pani punkcie. Zaraz Pani otworzę.- nacisnął guzik na pilocie i brama się otworzyła. Dziewczyna weszła przez bramę patrząc jak powoli zamyka za nią. Mężczyzna zaparkował przed pierwszym domem, niezwykle bogato wystrojonym, chyba najpiękniejszym z tych wszystkich. Wysiadł z samochodu i podszedł do niej.
- Mogłem otworzyć Pani furtkę, a pozwoliłem, aby weszła Pani przez bramę.
- To nie ma znaczenia.- machnęła ręką.- Pan prowadzi ten program na kanale trzecim? Mark Adams, tak?
- Tak, to ja. Jeśli miałaby Pani kiedyś wolny czas wpaść do nas, to znaczy do mojej córki jak będzie w domu… to byłbym bardzo wdzięczny.
- Dobrze. Przyjdę.
- Wspaniale. Córka zazwyczaj wraca ze szkoły o trzeciej.
- Dobrze. Yhm… mam pytanie.- rozejrzała się.- Ile tutaj jest domów, nie chciałabym się zgubić…
- Jak tak ostatnio przejeżdżałem przez cały teren to naliczyłem z osiemnaście, nie dużo. A szuka Pani Big Time Rush?- kiwnęła głową.- Tak… numer osiem, pamiętam. Każdego tu znam. To tutaj zaraz trzeba skręcić w prawo i cały czas na prosto. Po prawej stronie będzie ich dom.
- Dziękuję bardzo i do zobaczenia.
Marla przeszła się chodnikiem zachwycając się pięknem tego miejsca. Wszystkie te wille były przepiękne. Chociaż każda z nich była zazwyczaj biała albo kremowa to różniły się wielkością i zupełnie innym stylem. Każda z nich była inna. Jeden dom jej się szczególnie spodobał. Dom z numerem cztery. To jedyny dom, który łamał przyjęte tutaj zasady. Był ciemny, pomalowany na orzechowy brąz. Ściany wyglądały jakby były z ściany z cegieł pomalowanych na ten kolor. Dla kontrastu okiennice były białe, drzwi również. Przy wejściu rosły dwa wielkie różane krzewy. Obok była biała altanka z kwiatami. Przeszła trzy kroki, aby zauważyć za płotem drugi, oddzielny mały budynek. Być może składzik. Ktoś w oknie zauważył, że dziewczyna kreci się przed willą. Domownik otworzył drzwi, Marla spojrzała się na znajomą kobietę.
- Alexa?! Ty też tutaj mieszkasz?
- Ano mieszkam. Fajnie, że wróciłaś.
- Jeny. Ale masz chatę…- objęła całym wzrokiem dom.
- Cudna, nie? Kazałam ją przemalować, bo była taka mdła. Wiesz… mieszkam sama i nie chciałam, aby ten dom mnie przerażał. Ale nie narzekam na nudę. Pewnie szłaś do chłopaków.
- Tak, miałam taki zamiar.
- Dobra, pogadamy potem. Ja lecę do pracy. Idź, bo widzę, że zaraz nie wytrzymasz.
- Ok, tylko nie wiadomo kiedy będzie to potem. Obiecałam wizytę w domu u Marka Adamsa, który mnie tu wpuścił.
- O ho ho, szybka jesteś.
- Aj weź. Dobra lecę.- pomachała jej i poszła dalej.
Nareszcie dotarła do willi numer osiem. Miała tylko jedno dodatkowe piętro, ale w szerokości była obszerna. Pomalowana była w kolorze waniliowym i miała grafitowy dach. Obok znajdował się garaż. Wokół zielonej, dobrze skoszonej trawy przechodziła kamienista ścieżka. Gdzieniegdzie znajdowały się małe krzaczki. Dom bazował na prostocie, ale miał swój szyk. Zadzwoniła dzwonkiem. Czekała aż drzwi się otworzą, jednak tak się nie stało. Zza budynku słyszała jakieś głosy, czuła ich obecność. W końcu pokazał się Logan. Pojawił się nagle zza ściany i pomachał jej. Otworzył jej furtkę.
- Witamy w rezydencji Henderson'a, Schmidt'a, Maslow'a i Peny- rozłożył uroczyście ramiona pokazując piękny teren. Był w samych szortach, czapce z odwróconym daszkiem i okularami słonecznymi.
- Dziękuję.- weszła dostojnym krokiem.- W końcu mi ktoś otworzył drzwi.
- Sorry, że ci nie otworzyliśmy, ale byliśmy za domem i nie słyszeliśmy dzwonka. Wejdź, ale po cichu.- na horyzoncie pojawił się mały pies. Gdy ją zobaczył zaczął słodko szczekać i podskakiwać. Wyglądał jak husky, miał piękne, błyszczące się oczka. Marli zmiękło serce gdy go zobaczyła.
- Jejuśku jaki piękny.- kucnęła żeby go pogłaskać. Zwierzę merdało ogonem.
- To Fox, oczko w głowie Jamesa.- wziął go na ręce.- A teraz bądź cicho mały gdy zobaczysz Jamesa. Weź się nie wydaj.- szeptał do psa.
Poszli razem za dom gdzie był wielki basen. Kendall i Carlos ciągnęli po wybudowanej z kafelków ścieżce materac, na którym spał James. Gdy zobaczyli dziewczynę, pomachali jej, a następnie wrócili do swojego zajęcia. Logan odłożył psa i wziął kamerę. Włączył ją i obrócił w swoją stronę.
- Siema, tu Logan. To kolejny filmik dla naszych Rushers. Robimy super kawał Jamesowi. To będzie coś. A to Marla. Przywitaj się.
- Hejka.- pomachała do obiektywu.- Zupełnie nie wiem co się dzieje.- uśmiechnęła się zdezorientowana.
- Otóż James spał sobie na leżaku. Kendall i Carlos ściągnęli go razem z materacem na ziemię i ciągną go prosto do basenu. Zresztą, proszę.- obrócił kamerę w ich stronę. Chłopaki położyli materac z Jamesem na wodzie i pchnęli go mocno. Śpiący James popłynął na środek wielkiego basenu. Logan i Marla podeszli bliżej.
- Teraz będzie najlepsze.- szepnął Carlos do kamery.- Kendall?- blondyn wyjął z kieszeni klakson. Wszyscy zaczęli chichotać. Logan próbował trzymać normalnie kamerę, ale przez śmiech było mu ciężko. Marla przejęła od niego urządzenie. Kendall nacisnął na klakson. James obudził się gwałtownie wstając i nagle wpadł do wody. Teraz chłopaki wybuchli śmiechem. James wypłynął na powierzchnię ciskając w nich materacem.
- Nie no! Znowu?!- krzyknął James zgarniając mokre włosy z twarzy. Spojrzał na dziewczynę.- Ej?! Wy to kręcicie?- wskazał na nią palcem.- Carlos nie mógł się powstrzymać. Tak się śmiał, że potknął się o leżak. Kendall wrzucił go basenu gdzie dopadł go James. Kiedy blondyn śmiał się z bójki w wodzie, Logan wrzucił go do basenu.
- Ha!- krzyknął.- Niech was James pożre! Roar!- wydawał z siebie odgłosy drapieżnika.
- No chyba nie.- powiedziała dziewczyna. Pchnęła chłopaka do wody. Obróciła obiektyw w swoją stronę mówiąc do kamery: To jest właśnie życie z Big Time Rush.



KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
I koniec tego dobrego. Chyba bardziej się naczytacie tego co tu mam Wam to ogłoszenia niż o samym rozdziale kończącym pierwszą część Big Time Love :) Żeby było czytelnie, zaznaczę to w punktach:

1. Dziękuję wszystkim za to, że czytacie tego bloga. Jest mi niezmiernie miło. To dla mnie bardzo ważne, motywujące i podbudowujące. Wszystkim bez wyjątku dziękuję. Kocham Was :*

2. Robię tygodniową przerwę od bloga, taką między częściami. Dlatego na pierwszy rozdział drugiej części bloga zapraszam za tydzień w środę ;) Mam nadzieję, że nie zapomnicie wpaść. Czemu w środę więc, a nie w czwartek? Otóż wracam do dawnego systemu publikowania.
TYLKO W ŚRODY I SOBOTY!!!

3. Mam dla Was małą niespodziankę. Powstała zakładka Bazgroły. Chyba domyślacie się co tam może się znajdować :) Takie tam moje wypociny. Jeśli chcecie pooglądać i się pobawić w krytyków amatorskiej sztuki to manifik :D

Zostawcie po sobie komentarz. Jak wrażenia po zakończonej części? Czy macie jakieś ulubione sceny z całej części, którymi chcecie się podzielić, bo np. utkwiły Wam dobrze w pamięci? Czy jesteście ciekawi ciągu dalszego? Piszcie :) I zapraszam na drugą część pt. Big Time Problems, już w środę :*


Pozdrawiam ciepło, Marla S