Strony

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 94

Marla zatrzymała się przed ostatnimi drzwiami. Czuła suchość w gardle. Jeszcze raz rozejrzała się po podejrzanym korytarzu oddziału diagnostycznego. Oddychała coraz szybciej. Poczuła się jak w scenie z horroru kiedy główny bohater chce otworzyć drzwi, choć wie, że za nimi może kryć się coś strasznego. Przełknęła nerwowo ślinę. W końcu odważyła się nacisnąć na klamkę. Drzwi się uchyliły. W niewielkiej białej sali nie było nikogo prócz jednej osoby. Zamarła na chwilę. Na łóżku siedział Kendall. Nie zauważył jej, bo siedział bokiem na łóżku twarzą do ściany. Był w swoich ubraniach. Miał na sobie ciemne jeansy oraz czarną koszulkę, która dodawała mu mrocznego wizerunku. Nie wyglądał jak pacjent oddziału. Odwinął sobie rękawy. Chciał już wstać i wyjść, ale zobaczył, że Marla stoi w wejściu. Gdy ją zobaczył, podskoczył z wrażenia.
- Kendall?!- pisnęła.
- Co ty tu robisz?- opadł bezwładnie na łóżko.- Jak mnie znalazłaś?
- Przez przypadek.- podeszła do łóżka i stanęła nad nim.- Słyszałam jak plotkują o tobie pielęgniarki. Czy ty jesteś poważny? Jak mogłeś się tak zachować? Wiesz jak Jo się teraz czuje?- nie mogła się powstrzymać, aby nie zasypać go falą pytań, na które od dawna poszukuje odpowiedzi.
- To nie tak…- powiedział załamanym głosem.
- Mężczyźni.- założyła ręce.- Ale po tobie to akurat się tego nie spodziewałam. Myślałam, że jesteś porządnym facetem.
- Dlatego musiałem. Proszę…- ciągle próbował coś z siebie wydusić, ale dalsze słowa stawały mu w gardle.- Nie mów jakim jestem nieodpowiedzialnym durniem, bo to wiem. Nie potrzebuję kolejnego kopa w dupę.
- To o co chodzi? Dlaczego nie dajesz znaku życia? Sorry! Dałeś, ale to sprawy nie rozwiąże. Wszyscy się martwią. Boją się, że coś ci jest , a jednocześnie czują to samo co ja!- próbowała nie podnosić głosu, ponieważ była w szpitalu, ale czasami nie mogła się powstrzymać.
- Wiem, wiem, przepraszam.- spuścił posłusznie głowę. Zdaję sobie z tego sprawę. Proszę, nie krzycz już. Jesteśmy tu gdzie jesteśmy.
- Dobrze. Wytłumacz więc o co w tym wszystkim biega żebym mogła powiedzieć wszystkim, że żyjesz, po to, aby cię ukatrupić.- cała drżała ze złości. Jednak szybko uszła z niej ta złość kiedy przyjrzała się jego twarzy. Poczuła jak jej serce mięknie. W takim stanie go nigdy nie widziała. Nagle zaczerwieniły mu się oczy, spływały z nich łzy.- Ty płaczesz?- zapytała takim głosem jakby sama miała się rozpłakać. Nie mogła znieść tego widoku. Przed nią siedział ten mały blondasek ze zdjęć, bezbronny płaczek. Westchnęła i usiadła obok niego.
- Ten komentarz był nie na miejscu.- pociągnął nosem.
- Przerażasz mnie. Powiedz…
- Pod jednym warunkiem.- spojrzał jej w oczy. Marla pomyślała, że mogła sobie oszczędzić tego widoku.
- J-jakim?
- Nie powiesz chłopakom, Jo, nikomu o tym, że mnie spotkałaś i o tym co mogę ci wyjawić.
- Ale dlaczego? To twoi najbliżsi…- nie rozumiała dlaczego musiała ukrywać to przed nimi. Pierwszy raz poczuła się tak jak on kiedy on ją przejrzał i kazał się przyznać do wszystkiego, a tu nagle taka zmiana.
- Nie jestem gotów. Zrób to.- złapał ją za rękę. Spod rękawa zauważyła jakiś opatrunek. Bała się spytać co to.- Obiecaj mi na swoją dobrą osobę, której można ufać, że nie piśniesz nikomu ani słowa.
- Dobrze.- kiwnęła głową. Chłopak zamilkł.- Kendall?
- Ja umieram.- szepnął.
- Co?- wydusiła z siebie.- Jak to umierasz? Gubię się.
- Nie wiem od czego zacząć.- podrapał się po głowie.- Tyle tego jest…
- Najlepiej od początku.
- Kilka dni wcześniej…- zamknął oczy.- Nie dam rady. Tyle się dzieje teraz w moim życiu. Życiu…
- Spokojnie. Jestem tutaj. Możesz na mnie liczyć.- pomyślała jaki on musi być wrażliwy.
- Dostałem list.- zaczął.- Mój biologiczny ojciec zmarł tydzień temu. Przyczyną śmierci była jakaś choroba. Nawet nie pamiętam jej nazwy. Byłem taki roztrzęsiony. Nie chcę jej nawet pamiętać, bo bym wpadł w paranoję. Zresztą i tak wyrzuciłem go do kosza. Mniejsza o to.- znów urwał. Marla chciała mu powiedzieć, że jest jej przykro, ale nie chciała mu przeszkadzać.- Mimo, że zostawił nas jak byłem mały, to zawsze mnie odwiedzał. Ojciec zaniedbywał się, przez kilka lat nie chodził do lekarzy. Nie ufał im po prostu… Okazało się, że to była choroba genetyczna.- tu znowu urwał.- Bez profilaktyki można na nią umrzeć. Dlatego musiałem skierować się na badania. Być może ja jestem chory i też może mnie to spotkać, bo tego nie leczyłem. Nawet nie wiedziałem.
- Jezu, Kendall.- zeszkliły jej się oczy. Przytuliła go mocno.- Tak mi przykro.
- Był jeszcze taki młody. Odszedł od nas jak miałem lat sześć, ale go kochałem. Być może gdyby dał się przebadać, by żył. Ta choroba jest niezauważalna w początkowym stadium choroby. Dopiero tak średnio po dwudziestu latach mogą pojawić się jakieś objawy.- wytarł oczy.- Mam dwadzieścia cztery lata. Możliwe, że jest to gdzieś we mnie i rozrasta się aż w końcu zabiję. To ostatnie stadium kiedy można to zaleczyć. Tylko czy nie jest za późno.- ścisnął się za brzuch. Przegryzł wargę.- Powinienem już trafić do psychiatryka, bo wariuje i sobie umajam, że coś mnie boli albo coś innego. Tutaj zrobili już ze mną wszystko. Rezonans, USG, pobieranie szpiku, chrząstki, krew… Krew codziennie, więc wenflon noszę cały czas.- podwinął rękaw, aby pokazać to na co Marla wcześniej zwróciła uwagę. Na nadgarstku miał wbity w żyłę mały cypelek z igłą zakręcany na żółty koreczek, a wokół niego specjalny plaster.
- Nie mów tak jakbyś jutro miał umrzeć. Na pewno wszystko się uda. Być może nie odziedziczyłeś tej choroby. Tak też może się stać. To jest genetyka, tu wszystko jest możliwe. Musisz być dobrej myśli.- próbowała go pocieszyć.
- Nie potrafię. Musiałbym być cholernym szczęściarzem, aby wyjść z tego bez szwanku. Boję się zasnąć, bo myślę, że się nie obudzę.
- Przestań.- kończyny miękły jej od jego słów.
- Nie chcę wiedzieć co to jest za choroba. Jeszcze ją wygoogluję i dowiem się nie tych rzeczy co trzeba. Będę sam sobie wmawiał syptomy.- dziewczyna nie wytrzymała i mocno jeszcze raz przytuliła go do siebie.- Auć! Nie tak mocno.- syknął.- Tu jeszcze boli.- wskazał palcem na swój bok, z którego też coś pobierali.
- Skoro stawiasz się tu tylko na badania i nie jesteś cały czas to gdzie się podziewasz?
- O to się nie martw.- nie chciał jej powiedzieć.
- Się porobiło…- westchnęła ciężko.
- I jeszcze ta ciąża. Nie, że ja nie chcę tego dziecka, tak nie myśl. Cieszę się, tylko nie potrafię… Nie mogę powiedzieć o tym Jo. Nie powinna w swoim stanie się mną zamartwiać. Zostanie samotną matką…
- Kendall! Nie mów tak!
- Uciekłem, bo gdybym umarł to lepiej żeby myślała, że ich zostawiłem, znienawidziła mnie i zapomniała. Ułożyła sobie życie na nowo z kimś innym niż zapamiętała mnie na łożu śmierci, przeżywającą to przez resztę życia… Niech mnie znienawidzą. Ja nie potrzebuję troski.
- Jedno ci powiem. Jesteś głupi. Potrzebujesz wsparcia bliskich.
- Nie. Nie możesz nikomu powiedzieć. Obiecałaś…- przypomniał jej.
- Wiem i nie zrobię tego.- powiedziała z ciężkim sercem.- Ty im powiesz.
- Skąd ja to znam?- na chwilę pojawił się łagodny uśmiech. Po chwili znowu zniknął.
- Uczę się od najlepszych.
- Dzięki. Podniosłaś mnie trochę na duchu.
- Nadal uważam, że powinieneś wracać do domu, ale rozumiem cię. A już myślałam, że jesteś zimnym draniem…
- Może i jestem.- przyznał.- Jutro wszystko się okaże. Dostanę wyniki. Od tego papierka będzie zależeć całe moje życie. Lub nie…
- Zmyj z siebie ten pesymizm.- kazała mu widząc jak cierpi.
- Jakie mamy szczęście, że cię poznaliśmy.
- To ja mam szczęście.- uśmiechnęła się.- Przyjdę do ciebie jutro.
- Przyda się wtedy wsparcie.- kiwnął głową.- Będę się już zbierał.
- Właśnie. Przepraszam cię, ale ktoś na mnie czeka. Trzymaj się.- wybiegła z pomieszczenia.

Marla szybko zabrała wyniki i pobiegła do samochodu. Jo wyglądała jakby miała wyjść z siebie. Wsiadła cała dysząc, podała jej kopertę. Powoli to wszystko do niej dochodziło. Jej narzekania obijały jej się o uszy. W drodze ciągle myślała o Kendallu. Jak on musiał ją kochać skoro jest gotowy do takich poświęceń. Chociaż według niej to taki paradoks. W głowie miała mętlik. Chciała szybko wrócić do domu i poukładać to sobie na spokojnie. Odwiozła Jo do domu. Ruszyła do siebie. Martwiła się o Kendalla. Nie chciała, aby stała mu się krzywda. Nie chciałaby go stracić. Jednak gdyby coś mu się stało, nie darowałaby sobie tego.







* I kto by się tego spodziewał. No kto ? :) Co powiecie o Kendallu? Dzisiaj krótko, ponieważ zmachałam się po intensywnych czynnościach fizycznych jakkolwiek to brzmi :P Pewnie już wiecie, że mam nowego BLOGA? Jak ktoś nie wiedział to już wie. Serdecznie zapraszam :) Do środy :*

PS FTS forever <3
Trochę szkoda, że nie każdy kto go czytał skomentował, ale dziękuję tym co się wypowiedzieli :* Jesteście kochani :*

15 komentarzy:

  1. Czyżbym był pierwszy ? Mam nadzieję że tym razem mnie nikt nie ubiegnie ;p
    Kiedy Kendall powiedział, że jest chory, to aż mi serce stanęło. Jak zaczął opowiadać o tej chorobie, jak płakał.... Boże... On musi żyć! Cofam wszystkie złe słowa, które wypowiedziałem w kierunku jego osoby, Całkowicie go rozumiem i popieram jego postępowanie. Na jego miejscu chyba zachowałbym się podobnie.
    Tak jak on uśmiechnąłem sie gdy Marla powiedziała, że to on powie przyjaciołom prawdę. Przewidziałem to. Brawa dla mnie :D
    Świetny rozdział. Teraz trza dotrwać do środy... A już jutro prolog na drodze. O jak się cieszę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty zła klusko! Wróć bazgroły na swoje miejsce! To nie prośba! To rozkaz!
    WRÓĆ BAZGROŁY NA SWE MIEJSCE! (teraz tupię nogą jak mała dziewczynka)
    Czy zauważyliście że Marlik pozbyła się bazgrołów? Jeśli tak to przyłączcie się i razem zemną KAŻCIE odczynić ten czyn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyłączam się . Bazgrołki fajna rzecz. :)
      Coś mi w tych zakładkach nie pasowało.

      Usuń
    2. Boże, przycztałam te Wasze komentarze w nocy ( a zwłaszcza ten od Chrisa) i normalnie śmiechłam. Aż lokator z drugiego pokoju zapytał się co się dzieje :D " Ty zła klusko!" Wystarczyło tyle. Wyobraziłam sobie jak mi to mówisz swoim głosem taki zły, a jednoczęśnie trochę żartujący :D
      Tak. Zróbcie jeszcze może petycje i zbierajcie komentarze, co? :P
      Usunęłam, bo nie ma tam nic ciekawego, ale oczywiście już zostałam wczoraj poprawiona, że tak nie jest. Zobaczę. Być może w najbliższym czasie zakładka wróci na swoje miejsce ;)

      Usuń
    3. Dołączam się, aby przywrócić bazgroły. Wyrzucać takie talenty to grzech :) A co do rozdziału to nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Kendall jest chory? Umierający? Mój Boże, tylko nie to. To musi być pomyłka! Czekam na nn by to wyjaśnić. Super roz :P

      Usuń
  3. Nadal jestem na niego zła. Skąd u niego tyle pesymizmu? On udaje takiego idiotę? Blagam,on nie chce, by Jo rozpaczała, a przez jego zaginięcie nie będzie? Do tego woli; by jego dziecko widziało, że tatuś, gdy się dowiedział,że zostanie ojcem, uciekł, nie wrócił i zostawił mamę samą, a ono (dziecko)będzie tylko śladem poi nim i Jo nigdy nie zapomni; chociaż dziecko może wiedzieć, że tata umarł, bo był chory. Rzeczywiście lepiej! Ojciec roku! Szkoda, że krótki rozdział. Wszyscy teraz będą pisać jaki to Schmidt biedny, ąa ja się nie lituję!
    Super rozdział, mam jednak nadzieję, że Kendall nie jest chory, ale też liczę, że dostanie solidny opieprz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra przeszło mi z tą złością (w każdym razie teraz). Kendall w szpitalu? To na górze to prawda i nie powinien panikować, zwłaszcza, że nić nie wiadomo, ale jest mi go szkoda (chociaż powinien powiedzieć Jo). Niech się nie okaże, że jest chory!

      Usuń
    2. Hmm... nawróciłaś się :) Bezlitosna Bunny się nawróciła :D Spokojnie... w końcu nadejdzie taki moment ( no bo jakże by inaczej?), że wszyscy się dowiedzą :)

      Usuń
  4. Dobra, już nie mam za co złościć się na Kendalla. W jego postępowaniu oczywiście są plusy i minusy. Nigdy nie ma idealnego rozwiązania, ale teraz przynajmniej rozumiem. A Dark Bunny jak zawsze bez litości dla Kendalla ;P
    Ten moment jak role się odwracają i to teraz Marla chce, aby on powiedział wszystkim prawdę. W końcu nadeszło do takiej chwili. Ciekawe jak to się dla niego skończy. Super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie wierzę, myślałam że Kendall miał jakiś wypadek ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Kendall jest umierający. Szok. Oby to wszystko okazało się tylko złym snem.. On jest za młody na śmierć. Ale dobrze że chociaż Marla o tym wie. Coś czuję że może się jednak wygadać przy Loganie. Aj. Rozdział świetny :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Moment, moment, moment. Czy tylko ja w tej sprawie pomyślałam o dziecku? Skoro Kendall ma chorobę genetyczną, to dziecko też ją może mieć! A w takim przypadku, Kendall powinien, powiedzieć o tym Jo, aby, kiedy dziecko podrośnie, Jo mogła go jakoś wyleczyć. A pro po nie mówienia Jo o chorobie. To bardzo zły pomysł. w piątek właśnie dyskutowaliśmy na polskim na ten temat. Przerabialiśmy "Kamizelkę" xD i sprawa była na serio bardzo podobna. Ja jestem za tym, aby Kendall powiedział jej prawdę. Lepiej jest, aby wiedziała i razem przebrnęli przez to razem, niż dziewczyna myślała, że chłopak jej nie chce, a dziecko w przyszłości myślało, że ojciec go nie kochał. Myślę, że Jo prędzej, czy później dowie się o tym, albo od kogoś, albo może sama. No nwm, ale ciesze się, że Marla chociaż wie :) fajnie by było, gdyby się Loganowi wygadała xD Ona ma rację, że teraz Kendall potrzebuje wsparcia bliskich. No nic. Zostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam Stelss :****************

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś kto mnie pięta,że Kendall powinien powiedzieć Jo. Też myślałam o dziecku :(

      Usuń
    2. Ja napisałam to sensie takim, że zwróciłam uwagę na to, iż dziecko też może być chore, skoro to choroba genetyczna :) :*

      Usuń
  7. O ja pier papier... Umierający? Choroba? No tego się nie spodziewałam, ale mimo to będę trzymać kciuki, żeby wywalczył swoje życie. A to zależy od Ciebie. Tak, wiem... taka była moja propozycja. Ale chwilunia... To się nazywa "Big Time Tragedy", tak? O mamusiu, chyba go nie uśmiercisz, prawa? Błagam Cię, tylko nie to!
    A rozdział był świetny. Czekam na nn. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. No już myślałam, że się na nim zawiodę, choć i tu jego postępowanie nie ma się za dobrze. Dobrze, że nie ucieka przed odpowiedzialnością za dziecko chociaż ono genetycznie też może być obciążone tą chorobą. Oj Kendziu. Powiedz wszystkim, bo potrzeba ci wsparcia bliskich. Mam nadzieję, że wkrótce inni się dowiedzą o tym i mu pomogą. Pozdrawiam i zapraszam http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl Ciri

    OdpowiedzUsuń

Jak napisać komentarz "krok po kroku"?
1. Kliknij w białe pole pod spodem gdzie pisze się koma.
2. Wpisz w nią treść.
3. Kliknij "opublikuj".
Jeśli jesteś anonimem, pobawisz się w testy na roboty, np. wybierz co jest ciastem :)
4. Potwierdzasz i gotowe. Dzięki za docenienie pracy.
Widzisz? To proste i nie boli, a cieszy :D