Strony

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 95

Ten dzień z samego rana nie wyglądał na najlepszy. Niebo pokryło się w gęstych chmurach. Deszcz to tylko kwestia czasu. Marla nie spała przez całą noc. Rozmyślała o Kendallu. Teraz wszystko miało się wyjaśnić. Czy będzie tak jak dawniej? Czy będzie zdrów?- ciągle zadawała sobie te pytania. Nadal nie wiedziała jednak gdzie przez ten czas się ukrywa. Skoro tyle jej powiedział to mógł przynajmniej też o tym wspomnieć. Logan zauważył jej nieobecność. Gdy chodziła z kąta w kąt, wyglądała jakby myślami była gdzie indziej. Nie chciał nawet pytać dlaczego, bo domyślał się. Dzisiejszy dzień wraz z Jamesem chce spędzić z Jo. Carlos i Alexa wyjechali na dzień do rodziców dziewczyny.
- No nie wytrzymam!- wybuchł w końcu.- Odezwij się. Powiedz coś. Od wczoraj chodzisz jakbyś zajrzała śmierci w oczy!- na te słowa spojrzała na niego. Brunet przestraszył się, że te słowa podziałały. Nie chciał żeby to była prawda.- Co się z tobą dzieje?
- Ze mną? Nic. Naprawdę. Nie martw się o mnie.
- Za kogo ty mnie masz? Wiem, że coś ukrywasz. Znam cię bardzo dobrze…- przytulił ją mocno.
- Chciałabym ci powiedzieć, ale nie mogę. Rozumiesz?- przytaknął.- Dałam słowo.- spojrzała na zegarek.- Muszę iść.
- Gdzie?
- Idę przyprowadzić Kendalla do domu.- zamknęła za sobą drzwi nie oczekując na reakcję męża.
Wsiadła do samochodu. Powoli zaczął kropić deszcz. W LA taka pogoda to rzadkość, a była przyzwyczajona, że zazwyczaj jak jest taka pogoda to dzieje się coś złego. Może to tylko zbieg okoliczności, ale w jej przypadku tak jest. Gdy pada deszcz, coś złego wisi w powietrzu. Przypomniała sobie jednak, że niedawno wypiła trochę alkoholu dla rozluźnienia. Jęknęła pod nosem, wysiadła z auta i ruszyła pieszo pod parasolem.
Wkrótce była już na miejscu. Marla poszła szpitalnym korytarzem, tą samą drogą co wczoraj. Blondyna jeszcze nie było. Nerwowo ścisnęła czasomierz na jej nadgarstku. Nie lubiła gdy ktoś się spóźnia. Nawet jak był to Logan. Po chwili zjawił się. Pomachał do niej. W ręce trzymał kopertę. Ściskał ją w dłoni jakby była warta milion dolarów. Jednak nie z takim entuzjazmem. Był przejęty i zdenerwowany.
- Hej, Kend. Masz już wyniki?
- Tak.- podniósł kopertę.- Właśnie je dostałem.
- Na co czekasz? Otwieraj!- cała drżała z emocji.
- Boję się i trzęsę jak glizda. A może ja nie chcę wiedzieć co tam jest napisane?- skrzywił się.
- Ja mam to zrobić?- wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Nie. Muszę zobaczyć to na własne oczy.- wziął głęboki wdech. Oparł się na wszelki wypadek o ścianę i wziął się za otwieranie wyników czterodniowych badań. Wyjął delikatnie nieskazitelnie białą kartkę. Trzymał ją w ręce jakby trzymał mokry papier pilnując, aby się nie rozpadł. Rozłożył ją, a jego wzrok spuścił się w małe literki. Marla próbowała coś wyczytać z jego twarzy. Kendall rozwarł wargi. Powoli zsuwał się po ścianie w dół. Schował twarz w dłoniach. Zaczął się trząść bezgłośnie. Nie wiedziała czy się śmiał czy płakał.
- Kendall? Co tam jest?- nic nie odpowiedział. Dziewczyna podniosła wyniki z ziemi, które wyleciały mu przed chwilą z ręki. Marla pogrążyła się w druku.- Jesteś... nosicielem.- zamilkła. Zupełnie nie wiedziała jak zareagować. Była w szoku. Kendall uniósł głowę. Miał taki wyraz twarzy jakby już nigdy nie miał zasmakować szczęścia. I jeszcze te zaczerwienione oczy...
- Umieram.- rozpłaszczył się pod ścianą całkowicie.
- Przestań!- gdy to mówiła, drżał jej głos. Też była wstrząśnięta, ale nie chciała tego po sobie poznać.- Nawet tak nie mów. Zaleczysz to. Walcz o swoje życie, bo masz dla kogo żyć. Pomyśl w końcu o swoich bliskich. Przyjaciele, rodzina, a przede wszystkim Jo powinna wiedzieć. Powinna wiedzieć w końcu  to choroba genetyczna. Ona musi wiedzieć, ponieważ ono też może być chore. Nie masz innego wyjścia.
- Teraz nie wiem czy bym potrafił.- podniósł się niedolnie i otrzepał.
- Kendall.-spojrzała mu prosto w oczy.- Nie bądź takim egoistą jakim był ostatnio James. Jedziesz ze mną teraz do Jo.
- Ok.- przytaknął. Najwyraźniej te słowa podziałały.
- Wszystko będzie dobrze.- powiedziała będąc już w jego samochodzie.
Znaleźli się na drodze. Kendall zerknął na nią.
- Zapnij pasy.- poinstruował.
- Dobrze…- już chciała złapać za pasy kiedy zadzwonił jej telefon.- Logan dzwoni.- odebrała.- Słuchaj Hendi… Co?- podniosła głos na całe auto. Kendall nie wiedział co się dzieje.- Jesteście teraz u Jo? Co jej się stało? Już tam jedziemy!- rozłączyła się.
- Co się dzieje?- zdenerwował się kiedy usłyszał imię swojej dziewczyny.
- Jo zamknęła się w łazience i płacze. Logan mówi, że krwawiła.
- Co?!- natychmiast przyspieszył. Chciał dostać się do niej jak najszybciej. Wybrał dłuższą drogę, ale ta nie była zakorkowana. Pędził po szosach gorzej niż Logan. Z piskiem opon skręcał w uliczki. Marli serce podskoczyło do gardła. Źle się poczuła.
- Kendall! Uspokój się! Jedź ostrożnie!- złapała się jego ramienia. Zupełnie zapomniała o pasie, który kazał jej zapiąć.- Chcesz nas pozabijać?- Nie reagował na te słowa.- Słyszysz co mówię?! Zatrzymaj się! Piłam alkohol, jest mi niedobrze!- wtedy na nią spojrzał. Była cała blada. Z tego zagapienia wyrwała go dziewczyna.- Kendall!- wskazała palcem na ulicę. Ciężarówka jechała wprost na nich.
- Cholera!- krzyknął i nerwowo zaczął kręcić kierownicą. Szatynka krzyczała. Wjechali w poślizg na mokrej drodze. Auto przejechało przez chodnik i z hukiem walnęło w drzewo. Marla pod wpływem uderzenia, uderzyła czołem w półkę od strony kierowcy. Zakręciło jej się w głowie. Ostatnimi siłami nacisnęła na klamkę i wypadła z samochodu na chodnik. Straciła przytomność.

Obudziły ją kropelki deszczu, które uderzały ją w twarz oraz zapach dymu. Kendall kucał nad nią. Nie wiedziała czy płakał czy to był tylko deszcz. Ledwo kontaktowała. Blondyn pomógł jej wstać. Po ciężarówce nie zostało śladu. Chyba nic się nie stało. Po prostu odjechała dalej. Gorzej było z autem Kendalla. Przód był cały rozwalony. To teraz się nie liczyło.
- Co ja zrobiłem?- złapał się za głowę. Siedziała na trawie chwiejąc się lekko na boki.- Przepraszam! Strasznie przepraszam!- przytulił ją.
- Pomóż mi wstać.
- Musimy jechać z tobą do szpitala. Krwawisz…- spojrzał na jej czoło. Ona nie zwracała na to uwagi.
- Nic i nie jest. Logan mi pomoże. Pomóż mi.- wyciągnęła ręce. Przyjaciel pomógł jej wstać.
- Jestem kretynem.- strasznie to przeżył.
- Auto działa?
- Ch-chyba tak.- pokręcił głową.
- Jedźmy już do Jo.- jedyne czego teraz chciała to zjawić się tam. Nic innego się nie liczyło. Kendall pomógł jej wsiąść. Osobiście zapiął jej pas. Pojechali ostrożnie na Sunset Drive.

Po chwili znaleźli się pod jego domem. Blondyn wziął Marlę na ręce i zaniósł do mieszkania. Kopnął mocno w drzwi wejściowe, aby ktoś otworzył mu drzwi. Po chwili ich oczom ukazał się Logan. Doświadczył podwójnego szoku. Pierwszy dlatego, że Kendall się w końcu znalazł, a drugi, że na rękach niósł ledwo przytomną Marlę. Na chwilę zapomniał o aferze.
- Kendall? Marla? Co wam się stało?!
- Mieliśmy wypadek.- odpowiedział. Położył szatynkę na kanapie.- To moja wina. Zaopiekuj się nią.- powiedział do bruneta. Ten od razu pobiegł po apteczkę. Kendall wbiegł po schodach do łazienki. Przy drzwiach stał James.
- Kendall!- krzyknął James. Też był w szoku. Spojrzał w jakim fatalnym stanie jest przyjaciel.- Co ci się stało?
- Nie teraz.- popchnął go, aby dostać się do drzwi od łazienki.- Jo!- walił w drzwi.- Jo!
- Kendall?- jej załamany głos odezwał się zza drzwi.
- Tak, to ja!- przyłożył głowę do łazienkowych podwoi.- Przepraszam…- nie usłyszał odpowiedzi, tylko sam płacz.- Jo! Josephine Taylor, otwórz te drzwi! Proszę…- jego słowa podziałały. Usłyszał jak zamek w drzwiach się przekręca. Wszedł do środka.
- Kendall!- była cała we łzach.
- Matko Boska, Jo!- takiego widoku jeszcze nie widział. Poczuł jak jego ciało wypełnia ból. Poczuł dziwne ukłucie w brzuchu. Skrzywił się. Na podłodze tworzył się szlaczek z krwi prowadzący do muszli, na której siedziała. Na wannie były odciski czerwonej cieczy wraz z jej odciskami palców. Blondynka siedziała zakrwawiona od pasa w dół. Była w strasznym stanie.
- Karetka już jest!- powiadomił zza drzwi James.
- Nie płacz.- kucnął przy niej Kendall.
- Jak mam nie płakać? Poroniłam nasze dziecko!

Karetka zabrała Jo do szpitala i przy okazji Marlę. Logan zabrał Kendalla i Jamesa swoim samochodem. Ponieważ do Jo na razie nie można było wejść, poszli do Marli.
- Jak tam głowa?- zapytał ją James, który wyprzedził Logana.
- Mówiłam, że nic mi nie jest.- wybąkała.
- Kto mógł to wiedzieć. Powinnaś dbać o głowę po tej całej amnezji.- wtrącił zmartwiony Logan.
- Ale kiedy to było?- machnęła ręką.
- Przepraszam.- powiedział ze skruchą Kendall.
- Szybko się obudziłeś!- brunet zmierzył go wzrokiem.- Jak już się zjawiasz po kilku dniach nieobecności to w wielkim stylu.- zironizował.
- Przestańcie!- chciała uniknąć kłótni.- Lepiej powiedzcie co z Jo.
- To wszystko moja wina!- Kendall podszedł do ściany i przyłożył do niej czoło. Ręce założył za głowę. Koszula podwinęła mu się do góry, a rękawy opadły. Logan zauważył, że coś było nie tak. Marla chrząknęła, aby się ogarnął. Do sali wszedł lekarz.
- O, Pan Schmidt? Znów tutaj?- spytał mężczyzna. James z Loganem spojrzeli się podejrzliwie na zielonookiego.
- Panie doktorze?- zaczął brunet.- Ma wstrząs mózgu? Albo coś innego? Pękniętą czaszkę?- martwił się.
- Wszystko jest w porządku.- poinformował go.
- A Jo?- odezwał się James.
- Już można do niej wejść.
- Czy ja też mogę?- odezwała się pacjentka.
- Najlepiej będzie jakby Pani nie wstawała. Wciąż może Pani kręcić się w głowie.
- Aha… Chłopaki. Idźcie do niej. Ty też Logan.- spojrzała na niego.
W szpitalu potwierdziło się, że Jo poroniła. Była zdruzgotana. Logan i James pocieszyli ją, a następnie zostawili ich samych, aby mogli to sobie wyjaśnić. Jamesowi pękała głowa od tego wszystkiego, więc wrócił do domu. Logan wrócił do Marli.

Po piętnastu minutach Kendall wyszedł z jej sali. Jo była bardzo wycieńczona i prawie niezdolna do rozmowy. Logan czekał na niego na korytarzu. Blondyn wiedział, że nie obędzie się dziś bez rozmowy. Z tego wszystkiego James mógł odpuścić, ale nie Logan. Szedł jak na skazanie i przysiadł obok przyjaciela. Blondyn tylko czekał aż się do niego odezwie. Ten jednak przez dłuższy czas patrzył się ślepo przed siebie. Nie wiedział co jest gorsze. Wyrzuty Logana czy jego cisza.
- Musimy poważnie porozmawiać.- odezwał się w końcu Logan. Krzyżował palce u rąk na różne kombinacje.
- Wiem… Dziękuję, że opiekowaliście się Jo kiedy mnie nie było.
- Ktoś to musiał zrobić jak nie ty. Wstydziłbyś się, że Marla za ciebie musiała iść z nią do ginekologa.
- Wiem…
- Nie powtarzaj ciągle, że wszystko wiesz tylko powiedz dlaczego to zrobiłeś.- nadal nie patrzył na niego, ale jego wzrok ze ściany zszedł na podłogę.
- Przepraszam, że was wszystkich zostawiłem, ale to naprawdę nie tak jak myślisz. Musiałem poukładać kilka rzeczy w swoim życiu. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.- wyznał.
- Spróbuj przynajmniej.
- To ciężka sprawa...- urwał.
- Po kolei. Gdzie się podziewałeś, a przede wszystkim…- spojrzał na niego.- Co robiłeś w szpitalu?
- O co ci chodzi?- zastanawiał się skąd to wiedział. Ciekawe czy Marla mu powiedziała?- Jakim szpitalu?- udał, że o niczym nie wie.
- Nie kłam. Widziałem dzisiaj.- podwinął rękaw od jego koszuli gdzie był jeszcze plaster po wenflonie.- A to po czym?- przyłożył rękę do jego boku. Chłopak wiedział, że nie ma po co go oszukiwać. Sam podwinął koszulę i mu pokazał opatrunek.
- No dobra. Powiem ci prawdę.- Kendall opowiedział całą historię tak jak Marli. Logan słuchał ze skupieniem nie przerywając mu.- Zadowolony?
- Dlaczego nikomu nie powiedziałeś?- zmartwił się. Nie był już zły. Miał tylko wyrzuty, że ukrył to przed przyjaciółmi.
- Sam byłem przerażony.
- Nigdy więcej nie ukrywaj takich rzeczy, jasne?- uścisnęli się bratersko na zgodę. Z sali wyszła akurat Marla. Widząc tą scenę, uśmiechnęła się pod nosem.
- Hmm. Hendi i Kendi.- zwróciła swoją uwagę.
- Wracaj do łóżka.- powiedział Logan.- Tu się odbywa męska rozmowa.
- Dajcie spokój, nic mi nie jest. Nie spędzę nocy w szpitalu.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
- Ja jeszcze zostanę.- poinformował Kendall.
- Trzymaj się.- wstał Logan.- Ty też powinieneś pójść do domu i wypocząć, aby mieć siły na jutro. Musisz się pozbierać.
- Łatwo mówić. Nie będę ojcem.- mruknął blondyn.
- Nie wszystko stracone.- poklepała go po plecach.- I odklej już ten plaster z ręki zanim Jo go zobaczy. Nie będzie ci już potrzebny. Do jutra.
- Cześć…- pożegnali się.







* Wiecie co? Nawet mi się podoba ten rozdział. Ból Kendalla to jest coś co lubię zaraz po bólu Jamesa :D Zaraz wyjdzie, że lubię się wyżywać :P Mam nadzieję jednak, że i Wam się podobało. kto spodziewał się w końcu takiego obrotu spraw. Kiedy to pisałam i wyobraziłam sobie ten moment jak Kendall wbija do domu z buta niosąc Marlę na rękach, cali mokrzy i poszkodowani... to ciary miałam :D Dobra, mniejsza o to. Zamykam się :)
Do soboty :*






12 komentarzy:

  1. Co to się dzieje? Co to się dzieje? Jak mogłaś? Najpierw myślałam, że Kendall płacze ze szczęścia, a tu się okazuje, że on faktycznie jest chory. A myślałam, że jakoś go to ominie. Mój Boże...mam nadzieję, że go nie zabijesz. Ale zabiłaś już i tak jego dziecko! Dlaczego? Biedna Jo. Jak opisywałaś to co Kendall zobaczył gdy wszedł do łazienki.. ten szlaczek krwi i odciśnięte ślady na wannie... I jeszcze ten wypadek. No faktycznie ten moment z Kendem i Marlą na jego rękach to musiało być epickie wejście. I szok dla przyjaciół. Przynajmniej nosa ie połamała. Ciągle się coś działo. Niesamowity rozdział :)
    Jeszcze 5 i będzie 100 rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no widzisz. Poznęcałam się. A jeszcze 3 lub 4 rozdziały i dojdzie nowa postać :)

      Usuń
  2. Matko Boska! To było boskie! Bardzo mi się podobało! Ta rozpacz Kendalla po przeczytaniu wyników, wypadek, krew w łazience, łzy, poronienie. Czuje się pełen energii. Ich cierpienie napędza mnie do działania :D Jestem zły.. ;)
    Hendi i Kendi się pogodzili. Jak dobrze. Chociaz tyle dobrego. Ja się zastanawiam jaka bd reakcja Jo. Przecież ona juz się załamała bo dziecko straciła a jaknsie jeszcze dowie ze Kendalla może stracić to o Boże... Bierdna Jo. Wgl ja to cały czas mam nadzieje ze po prostu lekarz pomylił wyniki i tak na prawdę Kendall jest zdrowy. Czekam na wyjaśnienie ;)
    3-4 rozdziały i nowa postać? Fajowo. Ale co z Lucy ja się pytam?! Czemu jeszcze nic o niej nie wiemy ?! Pojawi się przy Jo kiedy ta jest na skraju załamania? Gdzie ona się do cholery spodziewa?! Na to wyjaśnienie tez oczekuje ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpienia Kendalla i Jo są dla Ciebie niczym Redbull. Dodają Ci skrzydeł :D Z tego co pamiętam to w następnym rozdziale też będzie wspominka o tych badaniach. O Lucy jeszcze trochę nie będzie, ale tak w okolicach 105 rozdziału coś :P A nowa postać wprowadzi trochę świeżości i jest bardzo fajna :D

      Usuń
  3. Ale wyczepisty rozdział. Kendall chyba u Ciebie nigdy tak nie pocierpiał jak teraz. Nie kłamałaś mówiąc, że w tej części będzie też dużo o reszcie bohaterów. Nadal nie mogę jednak uwierzyć, że Kendall jest chory. Mam tak samo jak Chris. W głębi duszy myślę, że lekarz się pomylił. No nie wyobrażam sobie jego dalszego życia z tą chorobą. i jak zareaguje Jo? Oto jest pytanie. Nasuwa mi się taki nawet nie głupi pomysł, że Jo straciła dziecko przez tę chorobę genetyczną właśnie, bo wywołała jakieś komplikacje. Bo wszystko może się zdarzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O ludzie! Tyle się dzieje... To wszystko wina Kendalla! Gdyby wrócił do domu Jo by się nie zamartwiała i dziecko by żyło! Co on zrobił? Oj Kendall, przez ciebie zmarło dziecko.. i jeszcze ta choroba! Musi to wyznać Jo, ale ona się załamie! Biedna Jo. Kendall powinien od razu jej powiedzieć i przeszliby przez to razem, wyzdrowiałby i urodziłoby się dziecko, a teraz Jo jest załamana, on chory (chociaż może wyzdrowieje) i stracili dziecko! O zapomniałam o wypadku! Jakby nie skręcił to by umarł wcześniej do tego zabiłby Marlę! On się musi wziąć w garść, wyrządza na razie wszystkim krzywdę. Chociaż bardzo lubię akcje, a cierpienie dodaje mi takiej radości "o tak, teraz sobie pocierpisz", "dobrze ci tak!". Jestem potomkinią jakiegoś demona... Znalazłam literówkę! (Chyba?) " Nadal nie wiedział jednak gdzie przez ten czas się ukrywa. Skoro tyle jej powiedział to mógł przynajmniej też o tym wspomnieć." "Nadal nie wiedział"(...), a potem jest "(...)Skoro tyle JEJ powiedział(...)". Kendi i Hendi sobie wszystko wyjaśnili, przynajmniej taki plusik.
    Super rozdział czekam na nn i mam nadzieję, że wszystko im się ułoży... Biedna Jo...
    P.S. Znów jestem cięta na Kendalla :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafię teraz będąc na telefonie odnaleźć tego fragmentu, ale poszukam. Bo muszę to wyłapać z większego kontekstu, bo tak narazie to nie rozumiem błędu. Więc gdybyś mi napisała który to akapit to byłoby fajnie :P

      Usuń
    2. 1 akapit. To zdanie jest na samym początku, przed pierwszym dialogiem :)

      Usuń
    3. " Nadal nie wiedział jednak gdzie przez ten czas się ukrywa." Tam powinno być "nie wiedziała". Na tym polegała literówka :)

      Usuń
  5. Najpierw tragedia... Tylko jaka? Może jestem za głupia, ale nie pokapowałam się jaka to choroba. Mam tylko cichą nadzieję, że nie umrze. Jak umrze, to się na Ciebie pogniewam. A wiedz, ze potrafię. Opisy były... Całkiem fajne... Nie no, powaga, czas na nowo oglądać ER i wy myśleć własny wątek. Baardzo długi. Natknęłaś mnie, tylko trzeba jeszcze kupić transfer i jechać z buta. A... Jeszcze czeka mnie oglądanie Teen Wolfa. O tak... Dwa odcinki na mnie czekają. Z LEKTOREM! Oglądam to samo. Ześwirowałam, wiem o tym... Jedno Ci powiem... A właściwie nie powiem, bo to nie czas i miejsce. Rozdział świetny. czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pokręcone te sytuacje. Kendall w szpitalu bo chory i po wypadku, Marla po wypadku, a biedna Jo poroniła. Jak się wali to po całości. Przykra wiadomość o chorobie Kendalla, tylko niech nie umiera. To będzie wielki szok, jak my to przeżyjemy? Pomyślałaś o czytelnikach ;b. Oj Marluś ;). Rozdział świetny, tyle akcji. Ach. Wspaniały :).

    OdpowiedzUsuń

Jak napisać komentarz "krok po kroku"?
1. Kliknij w białe pole pod spodem gdzie pisze się koma.
2. Wpisz w nią treść.
3. Kliknij "opublikuj".
Jeśli jesteś anonimem, pobawisz się w testy na roboty, np. wybierz co jest ciastem :)
4. Potwierdzasz i gotowe. Dzięki za docenienie pracy.
Widzisz? To proste i nie boli, a cieszy :D