Strony

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 34

Następnego dnia z samego rana dziewczyna podniosła się z łóżka. Nie budząc Lucy, poszła ogarnąć się w łazience. Nawet przyjemny poranny prysznic nie pomógł jej poprawić  humoru. Wiedziała, że czekają ją jeszcze dwie rozmowy. Musi wytłumaczyć się Lucy dlaczego wyjeżdża i powiedzieć Gustavo, że bierze urlop. Nic nie zjadła, nie była głodna. Po kwadransie wstała jej lokatorka. Była strasznie niewyspana.
- Ooo… Kopciuszek tak wcześnie rano wstał?- zapytała czerwonowłosa.- Co tak szybko się wczoraj zmyłaś i to po cichaczu, uaaaah…- ziewnęła.
- Wyjeżdżam.- oznajmiła krótko.
- Gdzie tym razem? Tylko postaraj się wrócić na obiad. Dziś wracam wcześniej i robię coś dobrego.
- Lucy… ja nie wrócę na obiad.- zeszkliły się jej oczy. Lucy wyczuła, że coś się stało.
- Dobra. Co się dzieje?
- Wczoraj widziałam jak Camille i Logan…- załamał jej się głos.- Całowali się. Widziałam na własne oczy.
- To na pewno jakieś nieporozumienie…- próbowała przekonać ją, choć sama osobiście myślała czy to było możliwe.
- Nieporozumienie? Widziałam… była przyklejona do niego jak rzep do psiego ogona. Jak to zobaczyłam to nie wytrzymałam. Uciekłam i wzięłam taksówkę.
- Ale rozmawiałaś z nim o tym?
- Nie! Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę, aby mi się tak tłumaczył jak wcześniej Camille, bo sama bym mu przywaliła w twarz. Samolot do Londynu mam o pierwszej, czyli…- spojrzała na zegarek.- Czyli za niecałe pięć godzin.
- Proszę cię! Nie możesz wyjechać! Na zawsze?- Lucy błagała ją, aby zmieniła zdanie.- Nie warto z tego powodu uciekać!
- Wiem, ale ja potrzebuję odpocząć. Złapać powietrza. Nie na zawsze. Może na dwa tygodnie, góra miesiąc. Muszę odciąć się od Logana i wszystkiego co mi się z nim kojarzy.
- A jak wrócisz?
- To raczej nie tutaj…
- Co ty mówisz? Przemyślałaś już to? Działasz zbyt pochopnie.- ożywiła się jeszcze bardziej.
- Jak tu wrócę to tylko po to, aby zabrać resztę swoich rzeczy. A karierę, tak jak ty, przeniosę do innego miasta. Dlatego muszę porozmawiać z Gustavo.
- Nie, nie, nie… Ja nadal uważam, że robisz źle. Na spokojnie powinnaś to jeszcze raz przemyśleć i pogadać z Loganem. Nie możesz tak uciec od niego bez słowa! A my?
- Będę z tobą utrzymywać kontakt, a nawet będziemy spotykać się gdzieś na mieście.
- A Kendall? James i Carlos?
- Tam gdzie oni tam i Logan. Uwielbiam ich, ale na razie nie mogę z nimi rozmawiać. I proszę, nie zmuszaj mnie do zmienienia decyzji, bo to ci się nie uda. Wiem, że może to wygląda jak ucieczka, ale ja tak dalej nie pociągnę. Logan mieszka kilka drzwi dalej. Jak ja mam z tym żyć?
- Tak jak Camille musiała z tym żyć!
- Dobre ujęcie musiała, ale już nie musi. Wyjeżdża też dzisiaj. Proszę cię, nie dzwoń do niego. Nie chcę żeby tu przychodził. Wybacz, ale muszę iść do Gustavo.- wzięła małą torebkę i wyszła.
Lucy załamała się. Nie wiedziała co myśleć. Nie mogła dopuścić do jej wyjazdu. Miała gdzieś czy będzie na nią zła czy nie kiedy go powiadomi. Na razie do niego nie zadzwoniła. Pomyślała, że kiedy wróci jej lokatorka to jeszcze namówi ją na powrót.
Marla tymczasem nerwowo maszerowała do wytwórni. Bała się tej rozmowy. Szef jest wybuchowym człowiekiem i bardzo żywiołowym. Niestety musiała stawić mu czoło. Gdy doszła na miejsce, zapukała delikatnie i weszła.
- Cześć, Gustavo…
- Co tam, Trójka?- przekładał jakieś papiery. Były w rozsypce. Wziął łyk swojej ulubionej kawy.
- Chciałabym wziąć urlop.
- Słucham?- zakrztusił się.- Wiesz, że to teraz niemożliwe.- zaczął świdrować ją spojrzeniem.
- To w takim razie chciałabym zrezygnować ze współpracy.- wyjawiła plan B.
- Co?- podniósł głos, dziewczyna podskoczyła z przerażenia.
- Potrzebuję wyjechać na kilka tygodni do domu. Mam… problemy osobiste.
- Zdajesz sobie sprawę, że to zawaha się na twojej przyszłej karierze?
- Ta sprawa to coś o wiele poważniejszego, ale nie zamierzam rezygnować. Uznam to za promocję w ojczystym kraju. Tam też jestem popularna. Mniejsza o to… Kiedy przylecę z powrotem do Ameryki, nie wrócę tutaj. Przeniosę wszystko do innego miasta.
- Nie będę cię wprowadzać w błąd mówiąc, że tak nie można, bo można… Ale czy zastanowiłaś się nad tym? Pomyśl ile dzięki mnie zawdzięczasz. Tyle tu przeżyłaś i przepracowałaś. Chcesz to nagle opuścić? Co się w ogóle stało? Chyba mam prawo do wyjaśnień.- rzekł sucho.
- Może gdy wrócę to porozmawiamy. Teraz nie mogę. O pierwszej mam samolot.
- Yhm… no trudno. Jeśli taka jest twoja decyzja… Na twoje konto wkrótce przeleją się pieniądze, a jak wrócisz to podpiszesz umowę rozwiązującą. Czyli na razie zawieszam współpracę z tobą. Chociaż wciąż będę miał nadzieję, że zmienisz zdanie. Bo wcale bym tego nie chciał.
- Nie wyglądasz na takiego.
- A co ja muszę wyglądać? Jeśli tak mówię to tak jest.
- To ja już pójdę…
- Poczekaj.- łyknął znowu kawy.- Co mam powiedzieć pieskom? Chciałem umówić was razem na wywiad.
- Zapomniałabym… powiedz, że ich bardzo przepraszam. I chyba się więcej nie zobaczę z nimi, więc chciałabym, abyś im coś ode mnie przekazał. Słyszałam, że prace nad nowym albumem zaczynają się dopiero w następnym roku…- wyciągnęła z torebki swój notes. Pomyślała, że mogłaby reszcie pozostawić po sobie jakąś pamiątkę.- Ale chciałabym im to dać.- podała mu kartkę ze swoim tekstem piosenki, którą napisała w pierwszym tygodniu pobytu w Ameryce: I’m sorry I’m leaving. W końcu spełni to swoją funkcję.
- Co to jest?
- To jest tekst piosenki. Moją ostatnią prośbą jest to, abyś przeczytał to i mocno zastanowił się. Chciałabym dać im tą piosenkę do albumu. Jeśli ci się spodoba oczywiście, jeśli nie…
- Ale to jest dobre…- zaczął czytać.- Bardzo dobre. Nawet mam już pomysł na nią.
- To się cieszę.- uśmiechnęła się na krótko.- Muszę już iść. Do widzenia.
- Do widzenia, Trójka. I jeszcze raz… zawsze będziesz tu mile widziana.
Marla wzruszyła się głęboko w sercu, bo takich słów od niego to nawet w święta mogłaby się nie spodziewać. Z bólem serca wróciła do hotelu. Poszła do recepcji powiadomić o wyjeździe. Potem załatwiła inne formalności. Wracając do mieszkania myślała ile czasu zajmie jej dojazd na lotnisko i pomyślała o wzięciu taksówki na dwunastą. Nie wiadomo czy będą korki na drogach, a nie chciałaby się spóźnić na samolot. Otworzyła drzwi od mieszkania. Przeniosła walizkę z pokoju na korytarz. Nagle z łazienki wyszła Lucy.
- Jesteś już… Proszę cię. Nie wyjeżdżaj. Co mam zrobić, abyś zmieniła zdanie?
- Czy ty mnie nie rozumiesz? Potrzebuję tego wyjazdu. Nie widzisz mnie przecież ostatni raz.
- Tchórz z ciebie! Chciałam po dobroci, ale jak chcesz! Wróciła do łazienki i zamknęła się w niej. Wykonała telefon do Logana.
- Co ty robisz?- zapytała Marla stojąc i nadsłuchując pod drzwiami.
- Dzwonię do Logana. Tak być nie może. Nawet jego nie wysłuchałaś!
- Otwieraj te drzwi! Nie zadzwonisz do niego!- zagroziła jej.
- A zadzwonię… o, już mam połączenie. Halo? Logan. Gdzie teraz jesteś?... To musisz szybko wracać… Bo Marla chce wylecieć za trzy godziny do Anglii i to przez ciebie!... Czekam.- rozłączyła się.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Się głupio pytasz. Popełniasz błąd. Obiecaj mi, że najpierw go wysłuchasz, a potem się zastanowisz.
- O nie, nie, nie.- poszła do swojego pokoju. Znowu zaczął dzwonić do niej Logan. Nie odebrała. Wyciszyła telefon. Pożałowała, że powiedziała jej o tym. Mogła wytłumaczyć jej później żeby nie miała czasu na żadne działanie, Logan nie zdążyłby wtedy wrócić na czas. Myślała co z sobą zrobić przez ten czas. Dopiero teraz zaczęła się stresować. Nie była gotowa na to spotkanie.

Logan tak szybko jak tylko mógł przyjechał do Palmwoods. Na drodze były korki, więc zajęło mu to niecałą godzinę. Rzucił wszystko. Miał ważne spotkanie, z którego wybiegł bez większego wytłumaczenia. Myślał tylko o tym co powiedziała mu Lucy. Zdał sobie sprawę w końcu, że Marla zobaczyła coś co opatrznie zrozumiała. Musiał jej to wytłumaczyć. Winda była za wolna na jego nerwy. Wbiegł szybko po schodach. Zapukał do jej mieszkania. Nadsłuchiwał krzyków swojej dziewczyny, która krzyczy na Lucy żeby nie otwierała. Po dłuższej chwili Lucy jednak otworzyła przed nim drzwi.
- Lucy? Wpuścisz mnie?
- Wejdź…- wszedł. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. Zamknęła się w pokoju.- Marla! Posłuchaj mnie. Ja wiem jak to wyglądało, ale to nie tak jak myślisz. Popełniasz błąd…
- Chyba ty popełniłeś błąd!- krzyknęła.
- Otworzysz mi?- położył rękę na klamce.
- Nie! Wyjdź stąd! Chcę zostać sama!
- To w takim razie wytłumaczę ci wszystko przez drzwi. Posłuchaj… Camille przyszła. Rozmawialiśmy aż niespodziewanie mnie pocałowała. A wtedy ja…
- Tak, na pewno ci się podobało jak się tuliliście do siebie. Nie chce mi się słuchać tego jak naginasz tą sytuację.- otworzyła drzwi.- Wyjdź stąd.- złapała go i pchnęła do wyjścia. Zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Ok! Udowodnię ci, że to pomyłka!- Logan zdenerwowany pobiegł na drugie piętro do Camille. Na wszelki wypadek włączył w telefonie dyktafon.
Walnął mocno w drzwi. Camille otworzyła mu. Na korytarzu były jej dwie wielkie walizki.
- O, Loggie…- uśmiechnęła się.- A jednak…
- Nie jednak! Idziesz ze mną do Marli powiedzieć jej jak było naprawdę!
- Nie krzycz na mnie…
- Jesteś śmieszna i żałosna!
- Dobrze. Mogę iść powiedzieć  jak było cudownie.
- Wiesz co? Ty nie masz wstydu. Żałuję, że cię poznałem. Mam nadzieję, że cię już więcej nie zobaczę.- poszedł. Wiedział, że nie ma na co liczyć z jej strony. Zrobiła to specjalnie.
- A ja mam nadzieję, że ty też jej więcej nie zobaczysz!- krzyknęła do niego wychylona głową zza swoich drzwi.- Trzeba było mnie nie zostawiać!- trzasnęła.
Logan zdenerwowany i cały czerwony ze złości wrócił do mieszkania. Odsłuchał nagrania. Miał w ręce pewnego rodzaju dowód na swoją niewinność. Wyjrzał przez okno. Lucy gdzieś poszła. Chłopak wziął kartkę papieru i napisał do Marli list:

Marla,
Chcę, abyś wiedziała, że wszystko co widziałaś było przez Camille zaplanowane od samego początku. Działała pod wpływem zazdrości i goryczy z powodu tego, że nie jesteśmy już razem. Chciała zemścić się na nas. Wiesz co mam na ten temat do powiedzenia. Jeśli chcesz usłyszeć prawdy to tylko ode mnie. Nagrałem moją rozmowę z Camille. Można z tego wszystko wywnioskować. Udowodnię ci, że to był jej chory spisek. Jeśli mi wierzysz i chcesz to wyjaśnić, będę czekał na ciebie przy fontannie o dwunastej piętnaście. Proszę cię, nie wylatuj. Kocham cię. Logan.

Złożył list i wsadził do koperty podpisanej jej imieniem.
Akurat tym korytarzem szła Camille. Chciała jeszcze raz pokazać swój triumf i zobaczyć jak cierpi. Schowała się za filar gdy zobaczyła, że Logan wychodzi z mieszkania. Obserwowała jak brunet wkłada pod drzwi białą kopertę. Zapukał dwa razy do drzwi i wrócił do siebie. Poczekała aż Logan zamknie za sobą drzwi. Camille podeszła pod jej mieszkanie. Rożek listu ledwo było widać. Paznokciem wydłubała resztę listu dopóki nie wyciągnęła go w całości. Szybko schowała się i zerkała zadowolona jak Marla otwiera ze zdziwieniem drzwi. Szybko je potem zamknęła. Dziewczyna otworzyła kopertę i przeczytała jej zawartość. Następnie porwała na drobne kawałeczki, po czym wyrzuciła do śmieci.

Marla spojrzała na zegarek. Wybiła godzina dwunasta. Nie wyglądało na to żeby Lucy miała wrócić jeszcze przed jej wyjazdem. Chyba się obraziła.- pomyślała. Postanowiła napisać list do BTR z jakimiś wyjaśnieniami. Fakt, bez słowa odejść nie mogła. W liście wytłumaczyła im dlaczego wylatuje, co zamierza i reszta innych szczegółów. Wsunęła im kopertę pod drzwi. Następnie zjechała windą do holu. Mężczyzna z recepcji wziął jej walizkę i włożył do bagażnika taksówki. Szatynka oddała mu klucz do lokalu. Zanim wsiadła, spojrzała na hotel cały piękny w swojej okazałości. Ścisnęło jej serce, że wyjeżdża. Gdyby miała się skądś żegnać, tak by to nie wyglądało. Uroniła łezkę wzruszenia. Wsiadła do taksówki i odjechała z terenu Palmwoods w kierunku lotniska.

Tymczasem Logan wyszedł z mieszkania. Snuł się w kierunku parku z nadzieją, że gdy dojdzie do fontanny to Marla do niego przyjdzie. Pełen obaw oraz nadziei jednocześnie szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię. Przysiadł w końcu na fontannie. Dziś park nie cieszył się wielką frekwencją. Dla niego może to i dobrze. Jedyną osobę jaką chciał akurat teraz widzieć to Marla. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Za pięć minut będzie ustalona godzina. Nie mógł usiedzieć w miejscu. Krążył przez cały czas wokół fontanny. Z minuty na minutę stresował się jeszcze bardziej. Nie spuszczał tarczy komórki z oczu. Zmarszczył smutnie brwi. Powinna się pojawić trzy minuty wcześniej. Może się spóźni…- dodawał sobie nadziei. Rozglądał się z każdej strony. Nigdzie jej nie było. Z daleka widział tylko jak taksówka podjeżdża pod hotel. Modlił się, aby nie po nią. Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył przy samochodzie Camille. To nie było w jego stylu, ale cieszył się, że już jej nie zobaczy. Do nikogo jeszcze w życiu nie żywił takiej nienawiści. Pomyślał w duchu jak można z miłości przejść w nienawiść. Wszystko było możliwe. Obserwował jak dziewczyna rozmawiała z taksówkarzem wskazując miejsce gdzie stał on. Jeszcze tego by brakowało żeby przyszła tu śmiać mi się w twarz…- założył ręce. Nie pomylił się. Camille szła w jego stronę. Dziewczyna rozejrzała się.
- Loggie? Czekasz na kogoś?
- Nigdy więcej nie mów tak do mnie. Nie zasługujesz na to.
- Ona nie przyjdzie… jakiś czas temu opuściła hotel. Jak chcesz się przekonać to idź do recepcji. Jej klucz wisi na ściance.
- Nie…- Logan poczuł jakby dostał tępym narzędziem w głowę i serce.- A ty? Skąd wiedziałaś, że tu na nią czekam?
- Domyśliłam się.- skłamała.- Mniejsza o to. Na pewno w tej chwili dojeżdża na lotnisko.
Logan bez słowa pobiegł przed siebie. Biegł najszybciej jak tylko mógł na parking. Przypomniał sobie, że nie wziął kluczyków. Nie wiedział, że będą mu potrzebne. Przeklął tak, że sam się zdziwił swoim zachowaniem. Wbiegł po schodach na czwarte, ostatnie piętro. Zadyszany motał się z włożeniem klucza do zamka. Nareszcie zatrzask puścił i zabrał klucze od samochodu. Nadepnął na coś, ale nawet nie zauważył. Szybko zamknął drzwi. Dobiegł na parking cały zmachany. Wsiadł do samochodu, wyparkował i docisnął gazu tak, że dymiło się za nim. Spojrzał na zegarek telefonu. Było wpół do pierwszej. Nie mógł jechać szybciej. Na drodze panował chaos. Media przestrzegały, że dzisiaj i jutro może być korek na głównych drogach miasta. Trąbienie klaksonem nic nie dało. Zdenerwował się. Wziął pod uwagę to, że skoro jest korek to ją też zatrzyma na drodze i może spóźni się na ten samolot. Nadzieja umiera ostatnia.
Gdy ruch na drodze trochę przyspieszył, Logan zjechał z głównej drogi przemieszczając się bocznymi. Tak było szybciej choć nie do końca. Nie tylko on wpadł na ten wyśmienity pomysł. Przed nim ustawił się niedługi sznurek pojazdów. Logan pomyślał, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. Zmierzwił włosy zapomniawszy zupełnie o tym, że od niedawna zmienił fryzurę. Nie obchodziło go to w tej chwili jak wygląda. Czas leciał nieubłaganie. Od lotniska dzieliły go już tylko dwie przecznice, a zostało mu dziesięć minut. Ręce trzymał mocno zaciśnięte na kierownicy, zgrzytał zębami. Z każdą sekundą miał wrażenie, że kolejka się wydłuża a wszyscy robią to specjalnie. Założył okulary słoneczne i bejsbolówkę na głowę. Zadziałał instynktownie. Zjechał na pobocze. Zgasił silnik i zamknął pojazd. Ruszył biegiem przed siebie. Biegł tak szybko jak pozwalały mu na to nogi. Jego mięśnie napinały się przy każdym kroku. Przez dwa tygodnie nie pojawił się na siłowni ani razu. Spadła mu trochę kondycja. Nie poddawał się słabości. Był już tak blisko. Widział wejście na lotnisko. Wbiegł do budynku cały spocony. Rozejrzał się po tablicy informacyjnej. Według niej pasażerowie lotu do Londynu są już na pasie startowym. Wyjrzał przez wielkie okno. Zmęczonym, bezsilnym wzrokiem patrzył jak biały samolot wzbija się w powietrze. Spóźnił się. Kopnął ze złości w metalowy śmietnik. Poczekał jeszcze chwilę. Może to nie ten samolot, może nie jest za późno. Poprosił o informacje kobiety stojącej przy barierce.
- Tak. Ten to był samolot do Londynu.- spojrzała na grafik.- Chcę Pan polecieć następnym?
- Nie, dziękuję.- posmutniał. Kobieta przypatrzyła mu się uważnie.
- Przepraszam?- zdążyła go zatrzymać, bo już miał się odwrócić.- Pan gra w tym zespole? W Big Time Rush?
- Tak.- rozejrzał się.- Ale niech Pani nie mówi tego głośno.- chciał uniknął dziś zamieszania. Nie miał siły.
- Dopiero teraz poznałam. Moja córka jest wielką fanką. Mogłabym?- wyjęła kartkę i długopis.- Dla mojej córki, Iris..- Logan wziął długopis do ręki.
- Dla Iris.…- szeptał pod nosem pisząc.- Logan. Proszę.
- Dziękuję.
- Do widzenia.- opuścił lotnisko.
Logan miał sobie za złe, że nie zdążył. Obwiniał się za wszystko. Czy to już koniec? Czy ją jeszcze kiedyś zobaczy? Ciągle zadawał sobie te pytania.





* Na początku chciałabym przeprosić za to, że osobiście nie mogłam być z Wami ostatnio, ale miałam pewne problemy. Na szczęście już jestem i nigdzie się stąd nie ruszam :)
Co powiecie dziś na temat rozdziału? Czy znienawidziliście Camille tak samo jak ja? ( poza blogiem nic do niej nie mam, ale tutaj jest mój świat)  Czy Marla wróci do LA i czy wróci do Logana? Z racji tego, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów to prosiłabym o skrobnięcie komentarza, bo zależy mi na Waszym zdaniu :*

Do soboty :*


8 komentarzy:

  1. K*uwa za przeproszeniem. Ja pierdziele, ale mnie trzymasz w niepewności. I tak prz okazji wiedziałam, wiedziałam. Mamy ten sam tok myślenia. ^^ Też bym zrobiła to samo co Lucy, więc szacun, że pogadali chociaż. A zapomniała bym jak mogłaś ?! Rozdział boski. Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pier... Camille zatłuke cie! Kiedy porwała list od Logana myslalam ze zaraz ja jej wyrwe serce :) do ostatniej chwili sadzilam ze Logan zdąży zatrzymac Marle na lotnisku a tu bach. Kolejne rozczarowanie :) naprawde swietny rozdzial. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Marika. Mam nadzieję, że rozszyfrujesz mnie po tym K.C. :)
    Rozmawiałyśmy niedawno o twoim blogu, pamiętasz? Ja czytałam cały czas, ale dopiero teraz ostatnio nadrobiłam, więc się więcej na mnie nie drzyj, że nie zostawiałam komentarza :* Nie jestem Rusher, ale dobrze wiesz, że przeczytam wszystko co napiszesz, bo jesteś genialna :) See ya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No way! No nie wierze! Jakbym miała nie poznać osoby o tak wyczepistych inicjałach :) Darcie mordy pomogło :) Musze częściej drzeć się na ludzi :* Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną teraz ^^

      Usuń
  4. Zamordować Camille !! Wredna zołza ! Jak Ona może poróżnić Logana i Marlę?? Ożywiłam się tym rozdziałem :d. Marla wróć !! A Camille niech już zostanie tam gdzie ma zostać! Niszczy tylko wszystkim życie.. Ech.
    Rozdział świetny <3. Czekam z niecierpliwością na następny ;* .

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że wyjedzie, ale przeczuwam, że Logan poleci za nią. Jeszcze nie wiem kiedy, jeszcze nie wie o jakiej porze, ale wyjedzie ;) Tak przynajmniej mi się zdaje :*
    A co do Camille s*** k**** p**** Grrrrrrr -_-
    Jeju nie mogę się denerwować, bo będzie ze mną źle.
    Świetnie napisałaś ten rozdział ;)
    Czekam niecierpliwie na nn :***********
    Pozdrawiam Stelss :*********

    OdpowiedzUsuń
  6. Osz ty jeb*na zdziro! Jak mogłaś podrzeć ten list?! Idź się utop, suko! Camille, nienawidzę Cię!!!

    Logan, idioto, trza było brać ten kolejny samolot i lecieć za nią! Chyba nie zamierzasz odpuścić?!

    Świetny rozdział kochana ;*** <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj Logan... I co ja mam teraz z tobą zrobić, co? Najpierw narobiłeś głupot, a teraz żałujesz? Było się wcześniej opanować. A co do Camille... Nie taką ją zapamiętałam. Bardziej przypomina tą Camille z "Diabelskich Maszyn", która jest taka zimna (nic dziwnego, to wampirzyca) i bezwzględna... Matko, do kogo ja ją porównuję? Dobra, na mnie już czas. I tak, wiem, mam zapłon. Rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Jak napisać komentarz "krok po kroku"?
1. Kliknij w białe pole pod spodem gdzie pisze się koma.
2. Wpisz w nią treść.
3. Kliknij "opublikuj".
Jeśli jesteś anonimem, pobawisz się w testy na roboty, np. wybierz co jest ciastem :)
4. Potwierdzasz i gotowe. Dzięki za docenienie pracy.
Widzisz? To proste i nie boli, a cieszy :D