poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 63

Marla włączyła telefon. Pokazało się mnóstwo połączeń o Gustavo. Postanowiła do niego zadzwonić. Wytłumaczyła, że ma zatrucie pokarmowe i nie mogła przyjść oraz najwyraźniej nie przyjdzie jutro. Menager łyknął to kłamstwo. Dał jej dwa dni wolnego. Marla ucieszyła się. Poszła na dół do recepcji odebrać pocztę. Dostała trzy listy. Jeden jak zawsze od mamy. Uśmiechnęła się w duchu, bo ciągle jej tłumaczyła, że pisanie maili będzie lżejsze, ale ona chyba się upiera. Drugi to zaproszenie na bal, który postanowiła sobie darować. Zdziwił ją trzeci list ze szpitala. Usiadła na krześle na holu głównym i wciągnęła się w list, do którego zostały dołączone wyniki badań, o których zupełnie zapomniała. Przejrzała wyniki i nie znalazła niczego dziwnego, choć mało co z tego rozumiała. Pomyślała o Loganie, bo może on umiałby to odczytać. Spojrzała na drugą kartkę. Pochłonięta w literkach czytała cicho pod nosem.
- Chcą mnie widzieć, bo coś podejrzanego jest z moimi wynikami?- powiedziała sama do siebie. Schowała listy do torebki i postanowiła od razu tam pojechać. Po dziesięciu minutach była na miejscu. Najwyraźniej było już po strajku, ponieważ pielęgniarki siedziały na swoich stanowiskach. Marla wytłumaczyła po co przyszła, pielęgniarka wskazała jej numer drzwi.
Marla zapukała niepewnie i weszła do środka.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.- odpowiedziała jej lekarka.- Pani Steward, tak?- kiwnęła głową.- Proszę usiąść.
- Przyjechałam od razu gdy dostałam powiadomienie. Czy coś jest nie tak?- przejęła się.
- Mogę zadać Pani osobiste pytanie?
- Proszę…- przyłożyła rękę do szyi.
- Uczestniczyła Pani w jakiejś imprezie w dniu badań?- Marla opuściła głowę.- Proszę się nie bać. Jestem lekarzem, ale proszę szczerze.
- Tak. Byłam.
- To wszystko wyjaśnia. W Pani badaniach krwi prócz śladowych ilości alkoholu wykryto coś jeszcze…
- Jestem w ciąży?- przestraszyła się.
- Nie, skąd. Na pewno Pani zauważyła ten skrót.- pokazała palcem na jej wynikach krwi.- To jest GHP.
- Ale co to jest dokładnie?
- To środek psychoaktywny, depresant. Może Pani nic to nie mówi…
- Mniej więcej.- podrapała się po policzku.
- Potocznie nazywa się pigułką gwałtu.- Marli oczy zrobiły się wielkości spodków od talerzy.- Ofiara nie pamięta nic już po kilku minutach od użycia. Proszę się nie obawiać. Po wynikach stwierdzono, że wszystko gra. Raczej nikt Pani nie zgwałcił. Miała Pani dużo szczęścia. Ale na wszelki wypadek radziłabym wizytę u ginekologa.
- Robiłam już testy. Ale jak to jest możliwe? A może to pomyłka?
- Nie. Badanie to ponowiono. Pamięta coś Pani z tej nocy? Może komuś nie chodziło o takie złe zamiary. Może ktoś chciał Panią okraść. W takiej sytuacji należy wezwać policję.
- Nikt mnie nie zgwałcił i nie okradł. Jestem tego pewna. I proszę mi wierzyć, zadzwonię na policję.- nad tym ostatnim jeszcze się zastanowi, ale wątpi.
- Ze względu na sytuację, ginekolog jest do Pani dyspozycji już teraz.
- Dziękuję. Do widzenia.- zamknęła drzwi. Natychmiast skierowała  się do następnego gabinetu.

Ginekolog po przebadaniu nie stwierdził żadnych śladów gwałtu. Marla odetchnęła z ulgą, choć przeczuwała to od samego początku. Zanim wyszła zapytała się czy mogłaby dostać to na piśmie. Wzruszył ramionami i wyjął kartkę. Podał ją pacjentce i wyszła.
Wróciła do domu i opowiedziała wszystko Lucy.
- Tabletka gwałtu?- pisnęła.
- Też miałam taką minę.- odpowiedziała Marla.- Teraz już wiem czemu nic nie pamiętam. Wiedziałam, że jestem niewinna. Masz! Tu są wszystkie badania. Nie spaliśmy razem i teraz mam na to dowód. Widzisz?
- Tak. Myślisz, że James też… no wiesz.
- Najwyraźniej. Mówię ci. To nie jest przypadek, że oboje… nie. Nie pamiętam tylko kto to mógł dodać nam do drinków. Muszę zapytać się kogoś kto był wtedy w miarę trzeźwy.
- Kendall!- przypomniała sobie czerwonowłosa.
- Nie chcę znowu mieszać w to Kendalla…
- A Jo?
- Jo? Tak, to może dobry pomysł.- wyjęła telefon.
- Chcesz załatwiać to przez telefon?
- Ja nie wytrzymam ani sekundy dłużej. I nie pojawię się w tym domu dopóki nie będę miała wszystkiego czarno na białym.- Jo odebrała telefon. Rozmowa trwała dość długo. Lucy chodziło w kółko po kuchni nerwowo obgryzając paznokcie. W końcu rozmowa się skończyła.
- I co?
- Dowiedziałam się bardzo ciekawych rzeczy. Jo jeszcze przy tym była. Przyszła do nas Natalie kiedy siedziałam z Jamesem przy stole. Jo mówi, że miała tackę z drinkami i wtedy ona się ulotniła. Podobno siedzieliśmy we trójkę. A potem chciałam iść do domu. Ten drink od Natalie był ostatnim drinkiem jaki wypiłam razem z Jamesem. Czuję, że to ona. Tak! Ona to uknuła.
- Tylko jak masz zamiar to udowodnić?
- Pójdę do niej.
- I myślisz, że się przyzna? Powie, że wam to dodała, żeby cię skłócić z Loganem?
- Masz rację.- zgasiła swój zapał.
- A jeśli ci pomogę.- wpadła na pewien pomysł Lucy.
- Jak?
- Może to idiotyczny pomysł jak z seriali dla nastolatek, ale…- zawahała się.- Pójdę z tobą. To znaczy ty pójdziesz. Niech cię zaprowadzi na taras i tam ją czymś zajmiesz, a ja wtedy poszukam tego świństwa w jej mieszkaniu.
- Wiesz czym ryzykujemy?
- To jej problem. Jak wezwie policję to sama siebie wkopie. To ty masz dowody. Jak policja się w to mieszka to już po niej. Skąd w ogóle taka laska bierze takie dragi?
- Nie wiem, ale przekonajmy się.
- Czyli co? Przystajesz na to?- spytała trochę zdziwiona.
- Nic mnie nie powstrzyma. Ukatrupię tą dziewuchę.
- Podoba mi się twoje nastawienie. Na co czekamy? Jedziemy!

Pięć minut później były już na miejscu. Marla zaparkowała samochód pod domem Alexy, której nie było. Lucy została w samochodzie. Furtka była otwarta, więc pozwoliła sobie wejść. Zadzwoniła dzwonkiem, ale nikt nie otwierał. Z tego miejsca było widać ich willę, a nawet jej tył. Nagle zobaczyła coś strasznego. Na tarasie Logan i Natalie tulili się do siebie. Marla poczuła się jakby dostała czymś ciężkim po twarzy. Widać, że szybko się pocieszył. Postanowiła jednak wziąć się w garść. Wysłała smsa do przyjaciółki, że Natalie jest obok i trochę to potrwa. Odwróciła głowę, aby nie patrzeć na nich i schowała się. Czekała pod jej drzwiami. W końcu modelka wychodząc zauważyła jak Marla stoi pod jej domem. Szatynka zaczęła się denerwować, widziała jak Lucy skrada się za samochodami. Udała, że nie patrzy w jej kierunku.
- No proszę!- uśmiechnęła się lekko szyderczo Natalie.
- Musimy porozmawiać.
- No dobrze.- wsadziła klucz od domu do drzwi i przekręciła.- To wejdź. Chyba, że chcesz rozmawiać na dworze.
- Wolę na dworze. Nie będę wchodzić do twojego mieszkania.
- Niech ci będzie… Przejdźmy bokiem na taras.- zaprowadziła ją na tyły. Kiedy tylko przeszły na taras, Marla nie mogła się powstrzymać.
- Dlaczego to zrobiłaś? Wiedziałaś, że powiem mu prawdę. Miałyśmy umowę.
- Nie masz jakiejś samokontroli dziewczyno? Słuchaj. Byłyśmy umówione, że powiecie prawdę Loganowi do pewnej godziny, a ja nie powiem co ja wiem.
- Byłoby dobrze, gdybyś się wtedy nie wtrąciła. Zrobiłaś to specjalnie, bo wiedziałaś, że wyjawimy mu prawdę. Nie mogłabyś tego wytrzymać gdyby to video się zmarnowało, prawda? Byłaś naprawdę świńska, że wykorzystałaś sytuację tylko po to, aby mnie skłócić z Loganem.
- Ja nie chcę cię skłócić z Loganem. Ja go chcę dla siebie i zrobię wszystko, aby tak się stało. No i udało mi się.
- No nie wierzę! Ty jesteś chora. Jakie ty miałaś dzieciństwo? Tatuś kupował ci wszystko czego chciałaś i to ci tak zryło głowę?
- Zdziwiłabyś się.- usiadła. Marla zrobiła tak jak ona. Czuła, że to jest potrzebne, aby zyskać na czasie. Spojrzała w górę i zobaczyła Lucy w oknie. Przełknęła ślinę.- Jak już mówiłam… moje dzieciństwo nie było najlepsze. Mój ojciec był nieznośny. Zabraniał mi wszystkiego. Miałam szesnaście lat, a wciąż traktował mnie jak małe dziecko. Nie pozwalał mi wracać samej ze szkoły, ciągle odwoził mnie samochodem. Kiedy już wychodziłam na dwór żeby spotkać się z koleżankami, to góra dwie godziny. Musiałam z każdej imprezy wracać o dziesiątej.
- A twoja mama?
- Rodzice są po rozwodzie. Dlatego tata kontrolował mnie z każdej strony, bo bał się, że mnie straci. Ale takie życie było uciążliwe. Chciałam to zmienić. Chciałam, aby mi zaufał. Doszło do takiego dnia, do studniówki. Miałam wtedy chłopaka, o którym ojciec nie wiedział. Powiedział mi, że wyjątkowo dziś mogę wrócić o północy. Byłam bardzo szczęśliwa. Na studiówcce bawiłam się wyśmienicie, ale chłopak, z którym byłam mnie zdradził. Przyłapałam go na gorącym uczynku i wróciłam zdruzgotana do domu. Była godzina dziesiąta. Wypełniona złością pod wpływem emocji opowiedziałam wszystko ojcu. Spodziewałam się, że mnie ochrzani, ale mnie tylko przytulił mówiąc, że już wcale nie jest mi potrzebny. Umiem zatroszczyć się sama o siebie i wiem co jest dla mnie dobre a co złe. Od tamtego momentu spuścił ze mnie łańcuchy i poczułam się wolna.- westchnęła.
- I jaki morał z tej historii?- uniosła brew.
- Że można osiągnąć wszystko tylko trzeba znaleźć sposób. Od tamtego dnia wiedziałam, że świat stoi dla mnie otworem. Mogę być kimkolwiek chcę i robić co tylko mi się podoba. A jeśli coś stoi na drodze do tego co mi się podoba to trzeba zniszczyć tę przeszkodę.
- Ja jestem tą przeszkodą?- spytała szatynka.
- Dobrze, że przynajmniej jesteś kumata.
- Nie widać żebyś była w nim zakochana. W przeciwieństwie do mnie.
- Oj ty biedna…- uśmiechnęła się z politowaniem.
- Ci wcale na nim nie zależy…- założyła ręce.- Nie wiem o co ci chodzi, ale nie pozwolę ci na to. Czy ty w ogóle sobie zdajesz sprawę, że rozbijasz przyjaźń? Tu już nie chodzi tylko o mnie, ale o Logana i Jamesa. To cię też nie obchodzi?
- Znają się całe życie. Pogodzą się.- machnęła ręką.
- Innej odpowiedzi się po tobie nie spodziewałam.
- Czy to już wszystko, bo mam jeszcze coś do zrobienia.- wstała. Marla pomyślała, że musi działać. Natalie nie mogła przyłapać Lucy, bo byłoby źle. Musiała ją czymś zająć. Przegryzła wargę i przymknęła oczy, aby sięgnąć do swojej pamięci.
- A może ty jesteś zazdrosna!- wypaliła. Na te słowa, Natalie odwróciła się i z powrotem usiadła.
- Że słucham?- oburzyła się. Marla cieszyła się w duchu, że połknęła haczyk.
- Nie udawaj. Pamiętasz sesję u twoich sąsiadów? Jak nagle fotograf zachwycił się mną, a ty zeszłaś na bok? Widziałam twoją minę jak składał mi propozycję. Jesteś zazdrosna, że to ja też będę na lipcowej okładce. Zrobiłaś to z zemsty. I chciałaś się mnie pozbyć już wtedy. Myślisz, że się nie dowiem, że kazałaś swojej kochanej kuzynce zrzucić mnie ze schodów?- potem dotarło do niej, że tak mogło być naprawdę i taki jest jej motyw.
- Jesteś śmieszna. Nie jestem zazdrosna o jakąś tam angielską gwiazdkę. To ja jestem modelką na pełen etat. Ja mam sesje na całym świecie i to ja miałam zaszczyt chodzić po wybiegach, o których ty możesz tylko śnić. Z ciebie żadna modelka nie będzie, spójrz na siebie.
- Sądzą, że jestem w sam raz, aby zostać ambasadorką.- Natalie została zaskoczona. Marlę nawet podsycił widok jej twarzy.- Bo właśnie do niej mówisz.
- Robisz sobie jakieś żarty? Agencja, w której pracuję wybrała ciebie na takie stanowisko?- przytaknęła.- To się w głowie mieści! Żadna z ciebie modelka. Raczej jakaś flądra na pół etatu.
- Wypraszam sobie!- zmarszczyła brwi. W tej chwili poczuła jak wibruje jej telefon. Wyjęła go. Dostała smsa od Lucy. Zadowolona schowała komórkę.- Posłuchaj, miałam ci tego teraz nie mówić, ale prosisz się. Wiem, że maczałaś palce w tym co niby zaszło na imprezie i mam zamiar udowodnić wszystkim, że to twoja wina. Mówi do ciebie angielska gwiazdka.- podniosła się krzesła.- I jeszcze nie zdajesz sobie sprawy jak silna.- odwróciła się na pięcie i poszła.
- Zobaczymy kogo wybierze Logan!- krzyknęła do niej, aby ją wkurzyć.
- Obiecuję, że długo się tobą nie zajmie.- trzasnęła furtką i wsiadła do samochodu.- Masz?
- Mam!- Lucy trzymała w rękawiczce białą foliową torebeczkę z ostatnią białą tabletką.
- Jesteś niesamowita!- uśmiechnęła się.- Mówię ci… jak ona mnie zdenerwowała.- dała gazu.
- Spokojnie. Przeszłaś to. Teraz musimy się upewnić, że to rzeczywiście jest jakiś narkotyk.
- A kto normalny trzymałby tabletki na gardło w woreczku?
- No… ale miałyśmy dużo szczęścia.- wypuściła powietrze z ust.-Ale z nas duet, co?
- Weź! Nie powinnyśmy do tego wracać.- skarciła ją przyjaciółka.
- Masz rację, ale roznosi mnie taka adrenalina.- Lucy schowała dowód zbrodni.
Pojechały do domu obmyślać plan dalszego działania.






* Choć odrobinę zdziwieni? Zaskoczeni? Oby :) Wydało się w czym Natalie maczała łapki. Kto jej nie lubi niech pisze w komentarzu. A, i nie trzeba mnie przepraszać za brzydkie słowa jak to ostatnio było. Wolny kraj :) Czy Marla i Lucy udowodnią winę Natalie? Jak to się skończy? Przekonacie się wkrótce. Do poniedziałku :*

PS Zbliża się wrzesień. To już za tydzień, a to ostatni wakacyjny post ( choć ja mam wakacje do października). To znaczy, że czas wrócić do pierwotnego planu publikowania. Jednak zostanie to na 2 rozdziałach w tygodniu. ŚRODA I SOBOTA. Chyba, że wolicie raz w tygodniu. Pojawiła się ankieta w związku z tym. Byłoby miło gdybyście oddali głos lub napisali w komentarzu jeśli używacie wersji mobilnej. Ankieta jest na kilka dni, więc szybciutko.
Mimo to rozdział pojawi się za tydzień w poniedziałek. Wtedy Wam powiem co i jak. Głosujcie :)

PS PS Jeszcze sobie pospamuję. No bo kto mi zabroni :D Zapraszam na pozostałe blogi. Pojawiły się kolejne rozdziały:

- Find the Solution
- Revenge has many faces...



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 62

Zbliżała się północ. Kendall z telefonem w dłoni czekał na jakiś sygnał ze strony Logana. Dzwonił do niego z dwadzieścia razy. Za każdym razem słyszał w słuchawce jego nagrany głos. Jo siedziała obok oparta głową o jego ramie. Carlos zamyślony siedział na fotelu ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kendall nie mógł znieść takiej ciszy.
- Gdzie jest Logan? Nie odbiera, a zaraz północ.
- To duży chłopiec.- odpowiedział przyjaciel.- A dziwisz mu się? Ja bym się prędko nie pozbierał.
- Ty też im nie wierzysz?- zdziwił się.
- Próbuję, ale rozumiem Logana. Przyjaciel z jego dziewczyną…
- Przestań! To zwykłe nieporozumienie.
- Nie przeszkadzajcie sobie.- zszedł na dół James.- Wiem, że gadacie o mnie.
- Nie ogarniam cię stary. Jak do tego mogło w ogóle dojść?- zamyślił się Carlos.- Byłeś aż tak pijany, że nie pamiętasz?
- On nawet nie pamiętał tego co robił pod koniec imprezy.
- Ale Marla kontaktowała jeszcze. Ona ma twardą głowę. Nie przeczuwacie, że coś tu się nie zgadza? Ile ona wypiła? Na pewno nie tyle co James…
- Nie pamiętam.- podrapał się po głowie szatyn.- Ale zapytam ją.
- Nie upiła się.- odezwała się Jo słuchając tej rozmowy.- Pamiętam jak się chwaliła, że wypiła zaledwie pięć drinków.
- I ona nie pamięta tego co zaszło?- Latynos założył ręce.
- To jest dobre spostrzeżenie. Coś tu jest nie tak, ale nie będziemy się w to teraz mieszać.- uspokoił sytuację Kendall i wstał.- A ja idę po Logana.
- Gdzie?
- No ja się domyślam gdzie on może być…- wziął kluczyki od swojego vana i wyszedł.

Znał dobrze Logana. Wiedział w jakich miejscach może go znaleźć. Po drodze odwiedził trzy kluby. Nie było go w żadnym. Przypomniał mu się mały klub niedaleko centrum miasta. Kiedyś tam razem byli jak szukali Carlosa. Postanowił się tam wybrać. Zaparkował samochód gdzieś w oddali. Ulica wydawała się niebezpieczna o tej godzinie. Wszedł do środka. Oślepił go blask świateł i ogłuszyła głośna dyskotekowa muzyka. Przeciskał się przez pijanych i tańczących ludzi. Spojrzał na kapelę, która grała na scenie. Przypominali starych rockmenów z ulicy. Poszedł dalej, znalazł bar. Trafił w dziesiątkę. Przy barze siedział zgarbiony Logan. Pił właśnie alkohol, a obok niego siedziała nawet ładna blondynka w skąpej, czerwonej sukience. Możliwe, że miała tak na oko osiemnaście, dziewiętnaście lat. Kendall zaszedł go od tyłu i klepnął w ramię. Ten uśmiechnął się cały rozpromieniony i różowy na twarzy.
- Przepraszam Panią.- powiedział Kendall. Niezadowolona dziewczyna zeszła ze swojego miejsca i poszła na parkiet. Blondyn usiadł na jej siedzeniu.
- Barman!- krzyknął Logan.- Jeszcze jeden dla mnie i dla mojego kumpla, który mnie nigdy nie zawiódł.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
- Oh Kendziu, mój kochany przyjacielu.- poklepał go po plecach.- Ty zawsze byłeś mi wierny jak pies. Dlatego cię kocham.
- No to, że mógłbyś być trzeźwy to nawet mi przez myśl nie przeszło.- barman podał im dwa kieliszki. Logan natychmiast wypił swojego.
- Pij!
- Jestem samochodem…
- To więcej dla mnie.- wziął jego kieliszek i szybko opróżnił.- Jak myślisz? Śmiali się ze mnie gdy obściskiwali się za moimi plecami? James znowu ukradł mi dziewczynę. Najpierw Jeneviv z trzeciej liceum, a teraz ona. Może to ja jestem ten trzeci i stanąłem między nimi? Przecież oni byli razem… Ale ze mnie świnia! To ja zabrałem mu dziewczynę!
- Wygadujesz głupoty.- westchnął.
- A niech leci do niego. Do tego lamusowatego lalusia. Nie potrzebuję miłości skoro mam to.- pokazał palcem na barek.- Będę pić póki trupem nie padnę. Nikt nie będzie po mnie płakał. Zostaniesz tu ze mną?
- Wracaj ze mną do domu. Nie będę z tobą rozmawiał kiedy jesteś pijany.
- Nie.- odwrócił głowę. Spojrzał na dziewczynę, która wcześniej siedziała na miejscu blondyna.- Widzisz tę dziewczynę co się na mnie ciągle patrzy? To jest laska dla mnie.
- Wygląda jak prostytutka…- skrzywił się.
- No to przejdzie na dobrą stronę mocy.- wstał.
- A ty gdzie się wybierasz? Wyjście jest tam.- podniósł gęste brwi.
- Idę poderwać tę panienkę.- pokazał łobuzerski uśmieszek.
- Lepiej się wróć zanim będziesz tego ostro żałować.
- To zatańcz ze mną.- Logan zaczął się wyginać na prawo i lewo.
- Kompletnie na mózg ci się rzuciło.
- To sam zatańczę.- odwrócił się do tłumu.- Kto chce się przytulić do faceta ze złamanym sercem?- krzyknął. Ku zdziwieniu Kendalla wiele dziewczyn się skusiło.- Ooo, teraz jest mi dobrze. Sklej moje obolałe serduszko.- przytulił się do tańczącej dziewczyny o marchewkowych włosach.
- Ohoho kolego! Tego za wiele.- przyjaciel wyciągnął go z parkietu.
- Nie dałeś mi z nią nawet zatańczyć. Czyś ty głupi? Widziałeś jaki miała… asortyment?- Kendall nic nie odpowiedział. Złapał kumpla za ramię i wyprowadził siłą z klubu. Było ciężko, ponieważ co chwilę się zataczał. Złapał powietrze kiedy stanęli przed samochodem.
- Wsiadaj.
- Ale z ciebie leszcz.- wsiadł do środka. Kierowca zapalił silnik.- I gdzie ty mnie wieziesz?
- Do domu.- odpowiedział patrząc przed siebie.
- Cholera! Nie, nie!- był zły, ale potem zaczął się śmiać.- Wrzuć na północ, młody kapralu, a potem ster na lewo! Płyniemy do Jen!
- Przecież Jeneviv wyszła za mąż. Nie pamiętasz?- zaśmiał się. Śmieszył go pijany przyjaciel.
- Brian to zawsze był z niego mięczak. Za burtę z nim! Marynarze! Przynieście rumu!- Logan wyciągnął spod kurtki butelkę z alkoholem.
- Skąd to masz?- zdziwił się Kendall, bo nie zauważył, że ma coś pod kurtką.
- Trza se radzić.- Logan pogłaskał butelkę i przyłożył ją sobie do policzka. Blondyn zwolnił.
- Super. Korek. O tej godzinie?- rozejrzał się.- Na szczęście nie długi.
- Młody kapralu, nie lękaj się gdyż rumu nam pod dostatkiem. Prędko nie zginiemy.- Logan złapał go za policzek.
- Weź ode mnie te łapy.- plasnął go po ręce.
- Statek w opałach, powoli tonie! Nie możemy marnować ostatnich chwil życia nad użalaniem się nad swoim loseeeem!
- Tu akurat się zgadzam…- kiwnął Kendall.
- Pijmy do dna, młody kapralu! Niech porwie cię ta ambrozja.- wziął butelkę do ust i skrzywił się. Otarł usta i westchnął .- Ohoho! Co za niespodzianka! To jednak wódka! Przeżyć możemy.
- Oddaj mi to.- wyciągnął rękę.
- Pocałuj mnie w dupę!- zaczął się śmiać.
- Pijany jesteś zupełnie nie do poznania. Mówię ci, robisz rzeczy, które będzie żałował. Zobaczysz jutro z jakim wstaniesz samopoczuciem…- w końcu korek minął.
- Nie pieprz! Jutro nie istnieje. Jutra nie ma. Jesteśmy tylko ty i ja… i te miasto.- spojrzał w bok.- Patrz jak LA się ładnie jara nocą.- mimo, że Kendall był zły na Logana, nie mógł się powstrzymać od śmiania się z jego zachowania.- Musimy to zaśpiewać. The city is ours, the city is ours…
- Boże, za co.- klepnął się w czoło. W końcu dojechali do domu.- Wyłazisz czy mam cię stamtąd wyciągnąć.
- Nie ruszę się stąd!
- Jak chcesz…- zabrał kluczyki żeby nie odjechał i poszedł do domu. Po chwili wrócił z Carlosem.
- Wow…- powiedział z wrażenia widząc Logana.
- Na co się tak gapisz marynarzu?- spytał go Logan.- Młody kapralu, za burtę z nim!
- Musimy go wyciągnąć.- powiedział do przyjaciela Kendall. Oboje złapali go i wyciągnęli z samochodu. Nagle butelka, którą trzymał Logan osunęła mu się z rąk, ponieważ Carlos nim potrząsnął. Butelka stłukła się z wielkim trzaskiem.
- Los!- krzyknął do Carlosa.- Zbiłeś moją panienkę, Los! Jak mogłeś? Teraz będę sam.- jęknął.
- Kac będzie jak nic…- otworzyli drzwi i rzucili go na kanapę.- Jezu jaki ciężki.- westchnął Carlos.
- O ja pierdziele. Cudowne pieśni i trele, pyszne morele na hulackie wesele.- zaśpiewał tak głośno, że James zszedł na dół zobaczyć co się stało. Widząc przyjaciela w takim stanie poczuł się winny.
- Hulackie?- spytał Carlos.- Jest takie słowo?
- Zabierzcie go!- Logan wskazał palcem na szatyna, który szybko zniknął nie robiąc problemów.- Oho!- wstał nagle.- Maiday!- pobiegł do łazienki i zaczął wymiotować. Przyjaciele pokręcili głową i poszli na górę.


Zbliżało się południe. Zgodnie z prognozą pogody, temperatura wzrosła jeszcze wyżej. Zapowiadało się kilka parnych dni. Prażące słonce, które padało przez okna i wysoka temperatura sprawiły, że Logan zaczął się budzić. Otworzył oczy. Leżał w salonie na kanapie. Gdy podniósł na chwilę głowę, natychmiast ją opuścił. Poczuł niesamowity ból. Jedną ręką złapał się za obolałą głowę, a drugą zasłonił swoje oczy przed jasnym światłem. Nie czuł się najlepiej. Może i nie pamiętał do końca co zaszło w nocy, ale wie dlaczego tak się czuje. Jego gardło domagało się wody, a raczej hektolitrów wody. Suszyło go strasznie. Wstał na miękkich nogach i doczołgał się do najbliższej butelki wody mineralnej stojącej w kuchni. Wypił połowę za pierwszym razem i to duszkiem. Złapał powietrze i znów zaczął pić. Potem przeszukał szafki, aby znaleźć tabletki na ból głowy. Trzaskał szafkami z nerwów. Po chwili na dół zszedł Kendall z uśmieszkiem na twarzy.
- Jutro nie istnieje. Jutra nie ma.- zaczął imitować jego głos.- Piękny mamy dziś dzień.
- Ani słowa i nie tak głośno.- zmrużył oczy.
- Wyglądasz strasznie.
- No co ty?- odpowiedział ironicznie.
- O! Obudził się już.- pojawił się Carlos.- Logan. Spójrz na okno. Może leży tam jeszcze twoja panienka.- zaciekawiony wyjrzał przez szybę i zobaczył potłuczone szkło na chodniku. Nie skomentował tego. W końcu przestali się z nim droczyć.- Weź to.- podał mu tabletki.- Naprawdę pomagają.- bez słowa Logan łyknął jedną i popił wodą.
- Idę pod prysznic.- mruknął kiedy poczuł od siebie nieprzyjemny zapach.

Tymczasem Marla i Lucy spędziły noc na miękkim dywanie przed telewizorem. Oparte głową o siedzenie kanapy gapiły się w wyłączony telewizor widząc w nim swoje marne odbicia. Na podłodze leżała pusta butelka po winie, stosy chusteczek, papierki oraz okruszki po licznych słodyczach, którymi się opychały. Zjadły cały zapas słodyczy, opróżniły wszystkie szafki, nawet zjadły lody. Nie zostało nic. Nie zważały na to jak wyglądają i gdzie są. Nie obchodziło ich to, że nie poszły do pracy, a szefowie pewnie dobijają się do ich wyłączonych komórek. Nie chciały dopuścić do swojego otoczenia nikogo. Chciały zostać same. Być razem, ale się nie odzywać. Po prostu kontemplować. Marla spojrzała na Lucy.
- Lucy?
- Marla?
- Dlaczego?
- Dlaczego co?- odpowiadała jej głupimi pytaniami.
- Dlaczego nie jesteś na mnie zła?
- Jestem… ale nie tak jak na Jamesa. Zresztą nie mam siły jeszcze z tobą drzeć kotów.
- Jesteś dziwna…
- Wiem. Ty też.- otarła oczy.- Najważniejsze, że powiedziałaś mi prawdę i żałujesz. Jesteś moją przyjaciółką na dobre i na złe. Ja już ci przebaczyłam.
- Dzięki. Jesteś teraz jedyną osobą, która mnie rozumie. Chociaż nie spodziewałam się takiej reakcji iż twojej strony.
- Mam się fochnąć i wyprowadzić do Diany?- spytała.- Ale Diana nie zastąpi mi ciebie.
- Nie…- zapadła cisza.- Przykro mi, że James cię zostawił.
- A ciebie Logan.
- Porozmawiam z nim. Nie powinien tego robić.
- Daj spokój. Może to i dobrze, że tak się stało. Nie chcę o tym myśleć. A ty?
- Też nie chciałabym, ale się nie da.
- Co więc będziemy robić?- spytała rockmenka.
- Będziemy tak tu siedzieć i użalać się nad sobą.- westchnęła Marla.- Choć ty nie masz po co. Ty nie jesteś niczemu winna.
- Nie, nie, nie! Nie wytrzymam tego.- wstała.- Wstań! Nie będziemy się użalać nad sobą. Pokażemy im właśnie, że potrafimy bez nich żyć. Niech zobaczą, że jesteśmy jeszcze silniejsze niż kiedykolwiek. Jesteśmy silnymi kobietami. Wstań!
- Eh…- wstała nieudolnie.- Wolę użalać się.
- Otrząśnij się kobieto!- potrząsnęła ją.- Ja przyprowadzę ciebie do pionu, a myśląc o tobie zapomnę o swoich problemach.
- Nie wiem czy to aby dobry pomysł…- poprawiła włosy.
- Chcesz spędzić wieczność na podłodze wylewając łzy? Przecież nic ci to nie da. Zacznij żyć normalnie, tak jak wczoraj rano. Teraz nie masz się czym przejmować. Jesteś wolna i wolny jest twój umysł. Musimy iść do przodu. Udowodnimy, że faceci nie są nam potrzebni. I co ty na to?- Lucy spojrzała na nią z obudzonym zapałem.
- Może i masz rację. Nie można się poddawać. Trzeba wstać na nogi. Ale…
- Ale co?
- Ja się nie dam. Zawalczę o ten związek. Udowodnię swojego. Jeszcze będzie mnie przepraszał.
- No! Wojowniczko! Weź się do roboty!
- To ja zajmuję łazienkę, a ty tu ogarnij.- wbiegła szybko do łazienki żeby nie słuchać jej żali.






* Tydzień temu było ciekawie. Ten rozdział jakoś mi się nie podoba. Znaczy podobał mi się jakiś rok temu, ale teraz... no nie wiem. Nie wypowiadam się. Nie mówię, że jest zły. Kiedyś wydawał mi się lepszy. Jednakże w kolejmym rozdziale zostaniecie wtajemniczeni do pewnej intrygi ^^ Nie traileruję więcej. Nie chce mi się. Idę spać ;) Do kolejnego pn :*



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 61

Gdy Marla otworzyła oczy, jej lokatorki nie było na jej łóżku. Teraz dopiero zaczęła się martwić. Wstała szybko rozbudzona i pomaszerowała do kuchni. Zauważyła do połowy pełną szklankę soku, której wczoraj nie było, a to oznacza, że Lucy była w domu, ale wyszła z samego rana. To było dziwne z jej strony. Wiedziała, że pracuje, jednak nie tak wcześnie. Dopiero powinna wstać. Postanowiła znów do niej zadzwonić. Tym razem jej telefon odezwał się na kanapie. Westchnęła ciężko i przyrządziła sobie śniadanie. Zadzwonił do niej telefon. Z pewnością wiedziała, że to nie Lucy, więc nie spieszyła się. Spojrzała na wyświetlacz: Logan dzwoni. Odebrała słuchawkę.
L: Cześć, skarbie.- zaczął.
M:No cześć.- uśmiechnęła się do słuchawki.- Po co dzwonisz?
L: Śniłaś mi się, wiesz? I chciałem ci to powiedzieć.
M:Hmm… a jak wyglądał ten sen?
L: Pokazać ci?
M:A może nie teraz. Jest siódma rano. Zaraz… jak to pokazać?- zdziwiła się.
L: Otwórz drzwi.
M:Ok…-podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Widziała Logana, który trzyma swojego iPhone'a w dłoni.- Ach ty!- rozłączyła się i otworzyła mu drzwi.
- Ta daaam!
- Co to za niespodziewana wizyta i tak wcześnie, Panie Henderson?
- Oh, Pani Steward…- wszedł do mieszkania.- Zastanawiałem się przypadkiem czy nie szaleję za Panią.
- Hmm. I do jakich wniosków Pan doszedł?
- Że nie tylko szaleję za Panią, ja jestem niemiłosiernie zakochany.- podszedł do niej. Zaczęli się namiętnie całować. Logan trzymał ręce na jej nagich ramionach. Dopiero teraz zorientowała się, że ma sobie tylko podkoszulek i spodenki, ponieważ wyprała wszystkie pidżamy. Logan poprawił jej nieuczesane jeszcze włosy.- Ślicznie wyglądasz.
- Dopiero wstałam z łóżka, a na głowie mam huragan.
- Jesteś moją naturalną, piękną jak zawsze boginią.- przytulił ją. Logan nie często wpadał z takim humorem, ale podobało jej się to.- Chyba cię nie obudziłem?
- Nie, no co ty.
- A co to jest?- sięgnął po gruby notes w niebieskiej twardej oprawie rozmiaru A5.
- Nie otwieraj!- wyrwała mu go z rąk.- Zapomniałam go wczoraj schować...
- No ale co tam masz?
- Mój pamiętnik.- odpowiedziała nieśmiało.
- Prowadzisz pamiętnik? Nie wiedziałem.- wyszczerzył się zaskoczony.
- Bo myślisz, że bym się pochwaliła tajnym pamiętnikiem? Prowadzę go od kiedy jestem w Los Angeles.- schowała go do szafki.
- Czyli nie pokażesz mi swoich zapisków?
- Dokładnie.- przytaknęła. Po chwili opuściła głowę i zamyśliła się.
- Widzę, że czymś się niepokoisz...
- Logan, ja muszę ci coś wyjawić. Coś ważnego.- chciała mu powiedzieć o tym wszystkim. Nie chciała z tym już zwlekać. Bała się, jednak wiedziała, że zasługuje na prawdę. Spojrzał się na nią pytająco.- Tylko za nim ci powiem coś strasznego, przepraszam, że cię zawiodłam.
- Kochanie, ty mnie nigdy nie zawiodłaś. To nie w twoim stylu. Z nikim nie byłem tak szczęśliwy jak z tobą. Wiesz co? Nie wiem co bym zrobił gdybym cię stracił. Nie wiem co bym zrobił gdyby ciebie obok mnie zabrakło.-spojrzał w jej oczy.- Nie wybaczyłbym sobie gdybyś na przykład zdradziła mnie albo oszukiwała, ale to nie w twoim stylu. Jesteś taka dobra...- uśmiechnął się ciepło, a Marli zrzedła mina.- To co chciałaś mi powiedzieć, bo ci przerwałem tak bezsensownie. Czym się tak niepokoisz?
- Yyy...- spanikowała. Po tym co usłyszała, stchórzyła.- Lucy, a raczej jej brakiem.- odpowiedziała.
- Nic dziwnego, że jej nie ma. Ja po czymś takim to nie mógłbym wytrzymać w domu.- przysiadł. Dopiero teraz zauważyła, że Logan inaczej dziś wygląda. Najwyraźniej był u fryzjera, poprawił fryz. Spojrzała na jego zawsze perfekcyjnie ułożone włosy i uśmiechnęła się.
- A no tak!- klepnęła się w czoło.- Oni mają dziś tę rocznice, co tak Lucy się nią jara.- Logan zmrużył oczy.- Pewnie z samego rana jakoś świętują.
- To ty nie wiesz?- spytał się.
- Czego nie wiem? Wyjechali gdzieś?
- Zerwali. Znaczy James… ją…
- Słucham?- otępiała i usiadła z wrażenia.- To niemożliwe…- wybąkała pod nosem. Przypomniała sobie ostatnią rozmowę z Jamesem. Dopuściła do swojej głowy myśl, że to z jej powodu tak zrobił.- Biedna Lucy…
- Nie wiedziałem, że aż tak to przeżyjesz.- podrapał się po głowie .
- To moja przyjaciółka.- nagle straciła ochotę na rozmowę z chłopakiem.- Powinieneś już iść. Muszę przyszykować się do pracy.
- Wszystko w porządku?- zmartwił się widząc jej wyraz twarzy.
- Szczerze? Nie. Nic nie jest w porządku. Zresztą ja ci wszystko wytłumaczę. Muszę to zrobić, bo uduszę się sama w sobie. Powiem ci wszystko, dziś, po południu. Tylko proszę, zostaw mnie teraz samą.- trudno było jej wypowiedzieć te słowa i patrzeć na ten smutek w jego oczach. Tak szybko pozbawiła go tej radości. Podszedł do niej oraz pocałował ją w czoło, a następnie bez słowa wyszedł zamykając za sobą drzwi bezgłośnie. Poszła pod prysznic umyć się i pomyśleć nad tym wszystkim.

Po czterech godzinach pracy z wyjątkowo miłym dzisiaj Gustavo, Marla nie chciała wracać do domu. Bała się, że zobaczy tam Lucy i będzie musiała słuchać jej wersji wydarzeń, a czuła, że tego nie zniesie. Nie wiedziała jak jej to potem wytłumaczyć. Wciąż zastanawiała się jednak czy to jest jej wina i czy nie ma to z nią nic wspólnego, bo wolałaby tą drugą opcję. Zadzwoniła do niej Jo co było wielkim zaskoczeniem, bo rzadko do niej dzwoniła. Poprosiła ją, aby przyszła do niej, bo siedzi sama w domu z Carlosem, który ciągle marudzi. Marla przystała na zaproszenie.
Wkrótce była na miejscu. Carlos męczył Jo pytaniami kiedy wyzdrowieje, bo nie wytrzyma już się tak dalej męczyć i zaczął jednak żałować, że balował w basenie. Jo podała mu lekarstwa, które przyjął z niesmakiem jak małe dziecko.
- Dobrze, że już jesteś.- odetchnęła z ulgą Jo.- To COŚ jest nie do zniesienia!- wskazała palcem na przyjaciela.
- Boże. Gdy biorę te leki do ust, czuję, że zaraz puszczę pawia. Taki to wstrętny odór! To jest na gardło czy na ból dupy?- skrzywił się z wrażenia.
- Jak na kogoś kogo drażni gardło masz wiele do powiedzenia.- Marla popatrzyła się na niego z politowaniem.- Jest jakaś poprawa?
- Jest od kiedy biorę to świństwo. Mam nadzieję, że jeszcze trzy dni i zacznę skakać z radości kiedy wyrzucę tę ohydę do kosza, bo nie mogę nawet patrzeć na te opakowanie.- kaszlnął.
- Ty już tyle nie mów, tylko się zamknij.- uciszyła go Jo. Zapadła cisza. Marla zauważyła, że Jo ciągle na nią spogląda. Wyglądała jakby miała jej coś do powiedzenia, ale gryzła się w język gdy tylko pomyślała żeby to wyznać.
- Jo. No mów co ci leży na sercu, bo widzę, że zaraz eksplodujesz.
- Ja? Nie. Ja nic nie mam do powiedzenia. Zdaje ci się.- Marla wiedziała, że kłamie, ale nie chciała wnikać.
- Co to jest?-zapytała patrząc na wielką, grubą książkę w zielonej, dość zniszczonej okładce.
- Album.- wychrypiał Carlos.- Zdjęcia naszej czwórki od kiedy się przyjaźnimy.
- Mogę?- szybko dostała pozwolenie. Otworzyła na pierwszej stronie, na której widniały cztery zdjęcia. Pierwsze z nich ukazywało małego Carlosa w piaskownicy, miał około sześć lat. Był cały brudny, a z przodu nie miał dwóch zębów. Zaśmiała się.- Jaki słodki Carlito i jego wypadające zęby.
- Taa, chciałabyś. One są wybite. Kendall mi przywalił, bo zjadłem jego ciastko. Pamiętam jakież było jego zdziwienie jak zaczęła lecieć krew. Mały Kendi się popłakał, a ja zacząłem się śmiać.
- Tak. To tylko w twoim stylu.- drugie zdjęcie przedstawiało małego chłopca, dość puszystego. Miał na sobie koszulkę, która ledwo zasłaniała mu brzuszek i spodenki, z których wystawały mu grube nóżki. Spojrzała na okrągłą twarz chłopczyka. Uśmiechał się uroczo pokazując ząbki. Przyjrzała się uważnie postaci, a potem jęknęła.- Czy to jest James?!- pokazała palcem na zdjęcie.
- Zaskoczona?- zaśmiał się Carlos.
- Zszokowana. Nie tak wyobrażałam sobie Jamesa w młodości.- jeszcze raz spojrzała na fotografię niedowierzając.
- James był naszym puszkiem okruszkiem. A co ty myślałaś? Że wyrywał wszystkie laski w przedszkolu? No niestety. James nie zawsze miał super figurę. Dopiero po podstawówce zaczął się zmieniać, bo niektórzy mu dokuczali. Wziął się za siebie i dopiero schudł. I od tamtego momentu zaczął kraść nam laski.
- James i niebrzydkie kaczątko.- jej wzrok poszedł niżej. Od razu uśmiechnęła się na widok małego Logana. Miał około osiem lat na tym zdjęciu i okulary na nosie. Bawił się klockami. Ostatnie zdjęcie należało do małego Kendalla, który płakał sam na schodach.
- Nie lubi tego zdjęcia.- zaśmiał się krótko.- Przypomina mu, że jak był mały to z niego była straszna beksa.
- Ty już nie komentuj, bo się nigdy nie wyleczysz.- szturchnęła go Jo, a Marla kontynuowała oglądanie zdjęć.
- Robią wrażenie.- podsumowała.- Wiecie, ja spadam. Muszę jeszcze coś załatwić na mieście.
- Eee?- jęknęła Jo.- Nie zostawiaj mnie z nim. Nie, że coś do ciebie mam.- zaczęła kontynuować widząc jego rozczarowanie.- Jesteś słodki i zabawny, ale gdy chorujesz, nie mogę ciebie znieść.
- Spoko, sam siebie nie znoszę.- mruknął.

Wybiła godzina piętnasta, a po Lucy ani śladu. Marla poszła do Diany zapytać się czy przypadkiem nie miała z nią kontaktu od wczoraj. Odpowiedziała, że Lucy była u niej późno w nocy.
- I co mówiła?- spytała szatynka.
- Wytłumaczyła, że zajmie chwilę. Przyszła do mnie, bo nie chciała ciebie budzić. Była w strasznym stanie. Cała roztrzęsiona i rozmazana. Powiedziała, że James ją ot tak rzucił i to dzień przed takim dniem. Poczęstowałam ją czymś mocniejszym, gadałyśmy sporo i w nocy wróciła do siebie.
- I co dalej? Nic nie wiesz?
- Nie, nie było jej w studio. Ja i Jason wróciliśmy do domu. Dzwoniliśmy, ale nie odbiera. Ona jest załamana. Nigdy nie widziałam ją w takim stanie. To do niej niepodobne. Zawsze twarda dziewczyna... Jest teraz roztrzęsiona.
- Jak coś to daj znać. Ja jeszcze popytam kilku jej znajomych.- poszła.

Nie miała ochoty nic jeść ani nic pić. Martwiła się przyjaciółką, ale to nie jest jej jedyny problem. Czekała na wyjawienie prawdy Loganowi zanim ubiegnie ją Natalie. Czekała tylko na sygnał od Jamesa kiedy Logan pojawi się w domu. Są razem na siłowni, więc oczekuje sygnału zgodnym co do sekundy. Miętoliła kluczyki od samochodu w dłoniach. W telewizji usłyszała, że w LA temperatura wzrośnie i nadejdą jeszcze większe upały. Wyłączyła telewizor. W końcu dostała sygnał. Zamknęła apartament i wsiadła do samochodu.
Gdy wysiadła, w jej twarz buchnęło suche powietrze. Na zewnątrz czekał na nią James. Marla zaparkowała samochód. Nerwowym krokiem podeszła do Jamesa powstrzymując się, aby się na niego nie rzucić.
- Jak mogłeś rzucić Lucy?!
- Teraz chcesz o tym rozmawiać?- skrzywił się.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie mamy teraz czasu. Jeśli tam zaraz nie wejdziemy, będzie źle. Natalie szpieguje z okna.- Marla spojrzała w tamtą stronę. Zauważyła tylko jak ciemna postać szybko zniknęła, a za nią frunęły tylko firanki.
- Kto jest u was?
- Tylko Logan.
- A co do tej rozmowy to jeszcze do niej wrócimy.
- Jeśli przeżyjemy…
- Przestań.- otworzyła drzwi. Logan siedział na sofie z tabletem w dłoni. Marla i James usiedli naprzeciw niego. Logan zaciekawił się tym widokiem, ale tylko na chwilę i znów wtopił wzrok w monitor.
- Logan? Możesz to odłożyć?- spytała go.n
- Ale dopiero włączyłem…
- Musimy z tobą porozmawiać.- odparł James. Na te słowa Logan natychmiast wyłączył sprzęt jakby użył jakiegoś czaru.
- No skoro James chce mi o czymś powiedzieć to jestem bardzo ciekaw. A jednak…
- Hejka!- krzyknął Kendall w drzwiach razem z Carlosem.- Dobre wieści od lekarza…- nie dokończył, bo zauważył, że przeszkodzili. Zdał sobie sprawę, że chcą mu o tym powiedzieć.- Carlos. Może jednak wyjdźmy, bo tu odbywa się rozmowa.
- Nie.- powiedziała Marla.- Ty i tak wiesz, a Carlos się dowie.- zabrzmiało to w jej ustach ze zrezygnowaniem. Obiecali się nie odzywać. Usiedli gdzieś z boku, aby nie rzucać się w oczy.
- To powiecie mi co jest grane, bo czuję jakieś napięcie.- Logan spojrzał na nich z zaciekawieniem. Niestety ktoś im znowu przerwał. Do mieszkania weszła Natalie. Gdy James i Marla zobaczyli ją w drzwiach, serce im mocniej zabiło.
- Co tu robisz?- wstała szatynka.
- Ale ty jesteś nieuprzejma i to jeszcze nie w swoim domu.
- Miałyśmy umowę…- przypomniała jej.
- Wystarczyłaby wam minuta?- uśmiechnęła się ironicznie. Dziewczyna dopiero zauważyła, że dochodzi piętnasta czterdzieści.
- Gdybyś się nie wtrąciła to być może.
- Hejejejej.- wstał Logan i rozdzielił dziewczyny, które stały w niebezpiecznie małej odległości od siebie.- Co się tutaj dzieję? Czy tylko ja o czymś nie wiem?- Carlos chciał się już odezwać, ale Kendall szturchnął go łokciem.
- Dobrze, ale obiecaj, że nas wysłuchasz do końca.- odrzekł James. Logan kiwnął głową.
- Loguś, ja mam coś co z pewnością cię zwali z nóg.- zaczęła Natalie.
- Daj może nam dokończyć!- wtrąciła Marla. Powiedziała chwilę za późno, bo brunetka pokazała mu nagranie. Logan przejął telefon, aby lepiej widzieć. Marla spuściła głowę, wiedziała, że już za późno. James zrobił się blady. Sama nie mogła zauważyć jaki kolor przybrała jej twarz, ale poczuła nagły wzrost temperatury. Patrzyła jak z sekundy na sekundę zmienia się wyraz twarzy Logana. Było na  niej namalowane wszystko, jak czarne na białym. Ściągnął mocno brwi i zwinął usta w cienką linkę, video się skończyło, a potem tylko zaciskał zęby. Natalie wzięła od niego telefon. Logan w osłupieniu stał tak jakiś czas w ciszy. Jego oczy utkwiły w tym miejscu gdzie patrzył na ten pocałunek i nie wiadomo co tam jeszcze. Nikt nie mógł wytrzymać tego napięcia.
- To wy sobie pogadajcie, bo jest o czym.- odezwała się Natalie wyrywając Logana z rozmyślań.- Tak mi przykro, Loguś.- położyła mu rękę na ramieniu, a następnie poszła. Nikt się za nią nawet nie spojrzał.
- No powiedz coś!- James nie mógł znieść jego milczenia.
- Zniknijcie mi z oczu.- spojrzał na nią i na Jamesa. Oczy Marli się zaszkliły.
- Obiecałeś nas wysłuchać.- przypomniał James. Logan groźnie spojrzał na niego, przegryzł wargę i rzucił się pod swoim ciężarem swobodnie na swoje miejsce.- Tylko szybko, bo coś zaraz pęknie we mnie.- powiedział załamanym głosem. Marla jak zawsze pod wpływem paniki nie była w stanie wydusić z siebie słowa, więc James ją wyręczył.- To było podczas tej imprezy. Siedzieliśmy przy stoliku i piliśmy drinki. Marla chciała się już zbierać. Dogoniłem ją przy drzwiach i zatrzymałem. Przypomniałem sobie, że miałem jej pokazać prezent dla Lucy u mnie w pokoju. Poszliśmy tam i…- zamyślił się.- I pustka. Od tamtego momentu nie pamiętałem nic. Nie wiem co się stało. Urwał mi się film, zresztą Marli też. Obudziliśmy się w moim łóżku.- Logana oczy zrobiły się jeszcze bardziej błyszczące.- Od razu mówię, że do niczego nie doszło. Jak tylko się obudziliśmy, przestraszyliśmy się. Ale naprawdę nic się nie wydarzyło. Byliśmy w swoich ubraniach, w takim stanie jak tam trafiliśmy. I potem ta akcja na dole, przy śniadaniu, z tymi butami i telefonem. Spadł jej pod łóżko, a buty zostawiła u mnie, bo wyszła przez okno. Chcieliśmy ci powiedzieć, ale…
- Dobra, wystarczy.- przerwał mu.- Czy to wszystko?
- Nie wierzysz mi?
- Ja nie wiem w co mam wierzyć. Chciałbym ci wierzyć, ale przed oczami ciągle mam ten obraz. Jak mogliście mi to zrobić? I nie wiadomo co tam się jeszcze dalej działo… A wyglądało jakby zapowiadało się do czegoś więcej.- spojrzał na dziewczynę.- A ty? Nic nie chcesz powiedzieć? Będziesz się tak patrzeć na mnie bez słowa? Nic ci to nie da.
- To co po krótce usłyszałeś to prawda. Kocham cię. Nie mogłabym ci tego zrobić…- zaczęła płakać. Logan odwrócił od niej wzrok, nie chciał patrzeć na jej łzy.
- To dlaczego nic mi nie powiedzieliście?! To była sobota, a dziś jest środa!- z każdym słowem podnosił ton swojego głosu.- Przez tyle dni było tyle okazji żeby mi to powiedzieć. Nie było łaska? Musiałem się tego dowiadywać w taki sposób? Ty chodziłeś ze mną na siłownie i ze spokojem patrzyłeś się na mnie, a ty całowałaś mnie, choć wcześniej całowałaś jego.- skrzywił się.- Tu już nie chodzi o to, że do tego doszło, choć pęka mi serce kiedy o tym myślę… że mnie okłamywaliście. Ty James nie raz zalazłeś mi za skórę, ale to jest szczyt wszystkiego!- krzyczał na nich jak rozzłoszczona matka na swoje dzieci, które zrobiły coś złego. Spojrzał znów na Marlę.- A tobie zaufałem i to był błąd.- wstał.- To nic nie da, żadne słowa nie pomogą. Nie będę z wami wchodził w żadne dyskusje.
- Nie wysłuchałeś nas do końca. Gdybyś wiedział jak my się czuliśmy…- zaczęła, ale Logan jej przerwał kładąc palec na ustach. Patrzył na nią zawiedzonym wzrokiem, oczy mu błyszczały, wargi miał zaciśnięte. Widok jego twarzy wzbudził ucisk w jej sercu. Źle się z tym czuła. Logan opuścił dłoń i wyszedł z mieszkania.- Logan!- zawołała go. Nic to nie dało.
- Stój!- krzyknął James. Wiedział, że jak teraz wyjdzie to już tego nie wytłumaczy do końca.

James i Logan znaleźli się przed domem. Reszta również wyszła. Logan oparł czoło o ścianę. Gdy James podszedł do niego, brunet niespodziewanie złapał go mocno za ramiona i z siłą niedźwiedzia przytwierdził go do ściany. Marla stała jak wryta. Kendall i Carlos gotowi byli na ich rozdzielenie, ale na razie nie chcieli się zbliżać. Sam James zgnieciony przy ścianie zaskoczył się jaką ma siłę. Logan patrzył na niego wzrokiem mordercy. Podniósł na niego pięść, jednak zatrzymał ją w powietrzu zanim go uderzył. Spojrzał na twarz Jamesa. Bez żadnej obrony, ścisnął mocno oczy oczekując bolesnego ciosu. Kendall i Carlos byli gotowi do reakcji. Logan spojrzał na nich, na dziewczynę kończąc znów na Jamesie. Szatyn otworzył powoli jedne oko próbując się dowiedzieć dlaczego jeszcze nie oberwał. Nadal trzymał nad nim pięść. Logan dyszał ze złości. Ku jego zdziwieniu opuścił rękę i odsunął się.
- A niech cię szlag!- syknął tylko i pomaszerował w stronę furtki. Szatynka podbiegła do niego.
- Logan. Jest mi przykro, że tak to wygląda…
- Nie, to mi jest przykro powiedzieć ci…- jego głos się załamał.-… że to koniec.
- Logan, ale nie…
- Zamilcz!- przerwał jej.- Mam dość twojego głosu na dziś. Zniknij, oboje zniknijcie mi z oczu, bo przysięgam, nie ręczę za siebie.- cały drżał.
- Nie wyjdę póki mnie nie wysłuchasz!
- Ok! To ja wychodzę!- trzasnął furtką i poszedł szybkim krokiem przed siebie.
- Logan!- czuła jak nogi zginają się pod jej ciężarem. Padła na kolana i zalała się następną porcją łez. James podszedł do niej i pomógł jej wstać.
- Chodź. Wszystko się jakoś ułoży.
- Co się ułoży? Nic się nie ułoży! To koniec!
- No…- James nie dokończył. Zamroczyło go. Zdrętwiały mu nogi i zakręciło mu się w głowie. Zachwiał się, ale Marla zdążyła go w ostatniej chwili złapać. Niestety był dla niej za ciężki i przymiażdżył ją do furtki. – Pomocy!- krzyknęła do blondyna. Kendall podbiegł natychmiast i zabrał od niej ciężar. Doszedł też Carlos. Zanieśli ledwo przytomnego Jamesa do środka i położyli na kanapie. Podali mu szklankę wody i pilnowali żeby nie wyleciała mu z rąk. Jego oczy jakby zamglone ledwo kontaktowały ze światem. Położył sobie rękę na czole.
- Wszystko spoko?- spytał go Carlos.
- Nie wiem co mi się stało. To było takie… nagłe. Pierwszy raz mi się coś takiego przydarza, ale ostatnio czuję, że jest ze mną coś nie tak.- wyjąkał z zamkniętymi oczami.- Nie mam przyjaciela ani dziewczyny…- mruknął.- A to wszystko moja wina.
- Nie tylko twoja.- wtrąciła Marla ocierając łzy.- Oboje w tym siedzimy. Gdybym tylko mogła cofnąć czas.
- Wolałbym oberwać od Logana, stracić przytomność i się nie obudzić.- wymamrotał James.
- Weźcie się oboje w garść!- wtrącił Kendall.- Ja wam wierzę i spróbuje wam jakoś pomóc, ale przestańcie użalać się nad sobą. Nie mówiliście mi o tym nagraniu.
- Sama dowiedziałam się o tym niedawno od Jamesa białego jak ściana. Wcześniej powiedziała, że mamy dwa dni, aby powiedzieć mu prawdę, bo inaczej ona pokaże to video. No i widzisz co się stało.
- Przecież wiedziała, że się przyznamy dlatego musiała interweniować.- oparł się James, który czuł się już lepiej.- Zrobiła to specjalnie. Nie byłoby jej na rękę gdyby nas zostawiła w spokoju.
- Co tu się dzieje?- do domu weszła Jo. Widząc jak wszyscy klęczą przy kanapie gdzie leży James, podbiegła szybkim krokiem.- Co ci się stało?
- Zasłabłem. Te upały wszystko spotęgowały. Dobry plus, że nie zemdlałem.- próbował się uśmiechnąć, ale nie dał rady.
- Potem ci opowiem.- poinformował Kendall Jo.
- Dajcie mi coś do picia.- jęknął James.
- Masz wodę.- burknął Carlos.
- Coś mocniejszego…
- Nie ma mowy. Masz tu leżeć i nie ruszać się stąd.- zatrzymał go blondyn, bo najwyraźniej James chciał się podnieść i sam sobie coś wyjąć.
- Ja już pójdę.- Marla podniosła się z kolan.- Może będzie lepiej kiedy mnie tu nie zastanie jak wróci.- znowu się rozpłakała i wybiegła z mieszkania. Kendall chciał ją zatrzymać, ale nie zdążył.

Marla wróciła do hotelu cała roztrzęsiona. Tusz rozmazał jej się pod powiekami. Nie zwracała uwagi na gapiów. Nerwowo szukała kluczy w torebce. Dopiero potem zorientowała się, że drzwi są otwarte. Lucy siedziała na kanapie. Miała podkrążone oczy, a wokół niej leżało mnóstwo chusteczek. Nigdy nie widziała jej gdy płacze. Zawsze była twarda, ale nie tym razem. Gapiła się na wyłączony telewizor. Kiedy zobaczyła Marlę w drzwiach, wstała i rzuciła się na nią, aby ją przytulić. Marla potrzebowała tego, ale odsunęła ją od siebie.
- Nie, nie możesz się do mnie przytulać, Lucy!- powiedziała. Stone stała gapiąc się na nią bez słowa. Wystarczył tylko jej pytający wzrok.- To moja wina! To wszystko moja wina!- usiadła na krześle, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa.- W kilka minut straciłam Logana na zawsze! Wiem, że jest ci przykro z twojej straty, ale to moja wina! Całowałam się z Jamesem po imprezie. To był przypadek, ja go nie kocham.- Lucy nadal się nie odzywała, patrzyła na nią bez żadnych emocji jakby była tylko słupem soli. Ponieważ nic nie mówiła, Marla opowiedziała jej całą historię od a do z. Lucy w międzyczasie nie zadała żadnego pytania, a jak skończyła opowiadać, szatynka wybuchła płaczem.- Przepraszam.- Marla spodziewała się jakiejś strasznej reakcji z jej strony. Myślała, że rzuci się na nią z krzykiem albo ucieknie z mieszkania. Nie zrobiła tego. Lucy podeszła do Marli i ją mocno przytuliła. Tego się nie spodziewała. Marla również przycisnęła ją do siebie i razem płakały w swoich ramionach.







* No i jak? Obszerny wyszedł. Długo czekałam na ten rozdział. Nie wiem jak Wy. Nie wiem czy jest sens wypowiadania się, bo myślę, że mnie wyręczycie :) Czy Logan i Marla jeszcze się pogodzą? Czy Marla i James spróbują naprawić wszystko jeśli jeszcze można to zrobić? Czy to koniec planu Natalie? 
Możliwe ( tak pół na pół), że wstawię kolejny rozdział w środę. Uprzedzam, że to niepewne. Nie nastawiajcie się, ale lepiej wtedy zajrzeć. Zależy czy do środy uzbiera się siedem komów ;)

Jeszcze jedna sprawa. Nie wiem czy wiecie, ale jestem współautorką nowego bloga z Betty. Pojawił się wczoraj pierwszy rozdział. Zapraszam na niego. Mam nadzieję, że się spodoba, bo mnie się podoba :D A oto on --->  REVENGE HAS MANY FACES...
Adres będzie można znaleźć jeszcze w informacjach.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 60

Gdy Marla poszła, James myślał o tym co jej wyznał. Pomyślał, że coś musi być w tej dziewczynie skoro zapomniał o otaczającym go świecie. Zamknął oczy i próbował przywołać swoje uczucia. Chciał, aby jego ciało i umysł powiedziały za niego, co się z nim dzieje. Czy jest to miłość czy tylko szczątkowe zauroczenie. Zaczął myśleć jak wyznać Lucy prawdę. Nagle wszystkie jego problemy zwaliły mu się na głowę i znów poczuł się źle. Stan szczęścia bywa przelotny. Jak zareaguje Lucy? Co mam jej powiedzieć? Nie warto z tym zwlekać. Lepiej żeby dowiedziała się tego ode mnie niż od kogoś innego.- pomyślał wtedy o Natalie. Czasu na zastanowienie nie zostało wiele. Jutro do popołudnia wszystko się rozwiąże. Skończy się jego życie. Lucy i Logan będą tańczyć nad jego i Marli grobem. Miał niepohamowaną chęć teraz wszystko wyjawić, aby jej potem jeszcze bardziej nie zranić. Wiedział, że jak z tym poczeka to będzie tylko gorzej. Na razie postanowił nie mówić o tym video, ale po prostu taka jest sytuacja. Zadzwonił do niej i poprosił żeby za pół godziny była w parku. Ta, zaskoczona, ale szczęśliwa zgodziła się obiecując, że będzie najszybciej jak się da.

Schodził po schodach. Nie zważył na to, że Kendall i Jo kłócili się ze sobą. Nawet nie obchodziło go w tej chwili o co znowu mogło im pójść. Pewnie ponownie o jakąś głupotę. Podszedł do kuchni, do ekspresu do robienia kawy. Wyjął kartonowy kubek specjalnie przeznaczony do tego napoju i do niego wlał sobie kawy. Zorientował się, że znowu sam opróżnił opakowanie, które niedawno kupił. Wyszedł z kawą i skierował się do parku. Lucy siedziała na ławeczce i wypatrywała chłopaka. Gdy go zobaczyła z oddali, wstała, a następnie pocałowała go w policzek. Była taka szczęśliwa, że żal mu było poruszać te tematy.
- Cześć Lucy.
- Co tak poważnie, kocie? Wiesz jaki jutro dzień?
- Środa.
- I…- spojrzała na niego z nadzieją. Dopiero teraz przypomniał sobie co jutro jest za dzień. Pomyślał, że to będzie trudniejsze niż się zdaje.
- Dzień, w którym zostaliśmy parą.
- Już myślałam, że nie pamiętasz.- uśmiechnęła się poprawiając włosy.
- Muszę ci coś powiedzieć. Coś ważnego, czego nie wiesz…
- Ja też cię kocham, kocie.- wyrwało jej się, bo myślała, że to James chce jej powiedzieć. Jamesowi zmiękły nogi.- Hmm. Jak mój kot dziś seksownie wygląda…
- Proszę nie utrudniaj mi tego.- zmarszczył brwi.
- Dobra, zaczynam się niepokoić.- odsunęła się spoglądając na niego pytająco.
- Pamiętasz dzień i powód, dla którego odeszłaś wtedy ode mnie? Nie byłaś jakby wtedy ze mną, tak oficjalnie, ale coś nas już wtedy łączyło. Jak wyjechałaś tłumacząc, że jestem egocentryczną świnią, która potrafi jedynie uwielbiać własne oblicze w lustrze? Że nigdy nie dbałem o ciebie tak jak o siebie samego. Że wrócisz kiedy otworzę w końcu oczy?
- Gdybyś nadal taki był to nie byłabym teraz z tobą. Ale to było dawno i zauważyłam zmianę. Może nadal zostały ci jakieś nawyki. Na przykład długie układanie włosów czy podziwianie własnych mięśni…
- Ale?
- Ale od tamtego momentu twoją pustkę wypełniło coś niesamowitego. Zacząłeś spoglądać na świat pod innym kątem jakbyś dostrzegł dopiero tych, na których ci zależy skoro już sobie tak szczerze rozmawiamy…
- Ta rozmowa znów jest o mnie.
- Słucham?
- Chciałem to zrobić, ale zastanawiam się ciągle… wszystko kręci się wokół mnie. Dlaczego ja to robię? Dlaczego ja? Pytania dotyczą mnie.- spuścił głowę.
- Nie wiem o co ci biega, ale przerażasz mnie. Może usiądziemy?- zmartwiła się. On nie zważał na jej propozycję.
- Jak się czujesz?
- Ja? Wporzo. Pytanie czy to ty dobrze się czujesz?
- Kiedy ostatnio zadałem ci to pytanie?
- Kto by pamiętał…- została wybita z tropu, zaczęła masować sobie ramiona.- Nie wiem.
- Czy ci czegoś nie potrzeba? Kiedy to pytanie ostatnio wypadło z moich ust?- James patrzył na nią doszukując się odpowiedzi w jej rozwartych z wrażenia wargach lecz na darmo.
- Cały się trzęsiesz. Weź ty odpocznij zanim do końca zwariujesz.
- Ja nie zwariowałem. Przejrzałem na oczy. Nie możesz być z kimś takim jak ja. Nie martwię się o ciebie, jestem niebezpieczny i mogę złamać ci serce.
- Cholera, James…- te słowa wyprowadziły ją z równowagi.- Co ty bredzisz?
- Nie zasługuję na ciebie w dalszym stopniu, nie po tym wszystkim.
- Powiedz wprost, bo stoję tu i przechodzą mnie dreszcze na twój widok.
- Nie mogę z tobą być.- powiedział załamanym głosem.
- Słucham?- myślała, że się przesłyszała.
- Nie jestem dojrzały na ten związek…
- I po to była ta cała paplanina?- podniosła nagle głos.- Co się z tobą dzieje? Brałeś coś?
- Kilka bezsennych nocy dało mi wiele do zrozumienia.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? Co to za debilna rozmowa…- to ostanie pytanie mruknęła pod nosem do siebie.- Że odejdę? Przecież nadal mnie kochasz, czuję to. Nie zdradziłeś mnie i nie okłamałeś.- na te słowa spojrzał jej prosto w oczy.
- To nieprawda.
- Widzisz jaki jesteś szczery? Zaraz.- teraz do niej dotarło. – Słucham? Masz mi jednak coś do powiedzenia?
- To koniec.- powiedział. Lucy zaszkliły się oczy, ale nie uroniła żadnej łzy. Stała jeszcze chwilę i patrzyła się w jego poważny wyraz twarzy. James spuścił wzrok, bo bolało go to w jaki sposób mu się przygląda. Chciała na niego nawrzeszczeć, zapytać dlaczego, ale zabrakło jej słów. Czuła jak coś traci głos. Kiedy skumulowały się w niej wszystkie emocje, uderzyła go w twarz. Jamesowi pod wpływem jej siły, głowa przekrzywiła się na bok. Złapał się za pulsujący policzek.
- Należało mi się…- mruknął.
- Jeszcze więcej ci się należy, pieprzony debilu!- krzyknęła tak, że reszta spacerowiczów ich usłyszała.- Nie chcę cię znać!- odeszła szybkim krokiem. James przełknął ślinę i patrzył z ciężkim sercem jak się oddala, po czym spacerował tak jeszcze jakiś czas. Po południu dopiero wrócił do domu.

Marla wróciła do swojego apartamentu. Po drodze była u fotografa odebrać zdjęcia z sesji, które zostaną dodane do czasopisma. Kiedy weszła do domu, Lucy nie było. W kuchni stał jeszcze ciepły obiad. Wyjęła naczynia i nałożyła sobie rybnej zapiekanki w sosie śmietanowo- ziołowym, taką jaką lubiła najbardziej. Usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Przełączając kanały, napomknęła na Nickelodeon. Zatrzymała się na tym kanale, bo akurat leciał serial Big Time Rush. Uśmiechnęła się, bo kiedyś go oglądała, jakiś rok temu. Aż do ostatniego odcinka wyemitowanego trzy miesiące przed jej przyjazdem do Ameryki. Lubiła oglądać ten serial. Przypominały jej się czasy kiedy to jeszcze nie znała chłopaków, a to było jej największym marzeniem. A teraz rok później siedzi tutaj, a Logan Henderson, o którym leci teraz jej ulubiona scena z tego odcinka, jest jej chłopakiem, a James, Kendall i Carlos jedynymi przyjaciółmi drugiej płci jakich kiedykolwiek miała.
Zbliżał się wieczór, a Lucy jak nie było tak nie ma. Zadzwoniła do niej, ale nie dobierała. Marla poszła się umyć i wcześniej poszła spać, bo musiała się wyspać. Jutro rano musiała iść do studia. Położyła się na łóżku i czekała na jej powrót dopóki nie zasnęła.

Tymczasem o dwudziestej pierwszej chłopaki czekali na mecz. Jo poszła do Alexy, ponieważ nie lubiła hokeya. Carlos, i Kendall z siedzieli na kanapie z zegarkiem w dłoni, choć do meczu jest jeszcze pół godziny. James siedział na fotelu z Foxem na kolanach i popijał kawę. Nie brał udziału w żadnych rozmowach. Logan obejrzał się w lustrze, a następnie przysiadł obok Kendalla.
- Jak już siedzimy razem i się nudzimy to porozmawiajmy o czymś…- zarzucił blondyn.
- A o czym byś chciał?- spojrzał na niego Logan.
- No nie wiem. Niech się jakoś potoczy.
- Ja nie zostanę z wami oglądać meczu, bo idę do fryzjera.- odparł brunet.- Boczki trzeba przyciąć.-uśmiechnął się.- Mój kochany fryzjer zawsze znajdzie dla mnie czas.
- I tak się spóźnisz.- wtrącił Carlos z wrednym uśmieszkiem.
- Ha, ha… śmieszne.- uśmiechnął się ironicznie.
- Co prawda to prawda.- wszedł w zdanie blondyn.- Loggie, nie ogarniam. Jak można tak wszystko planować, a i tak się spóźniać?
- Nie zawsze.- dodał.
- Przeważnie.
- To skomplikowany proces.- zaczął tłumaczyć.- Zdążyłem wywnioskować już pewne podejrzenie.- przybrał mądry wyraz twarzy.- Wiem w czym tkwi przyczyna. Otóż jestem na czas gdy sam coś organizuję, więc analogicznie spóźniam się gdy to ja muszę gdzieś dojść. Przypadkiem oczywiście.
- Zazwyczaj.- poprawił go przyjaciel.
- Spóźniasz się i tyle!- mruknął Carlos.- Dajcie spokój. Ja siedzę tu i czekam kiedy Alexa przypomni sobie o moim istnieniu. I w końcu się zjawia, a potem tłumaczy, że teraz będzie miała dla mnie jeszcze mniej czasu. Jak ja mam do końca tygodnia bez niej wytrzymać?
- Co?- spytał Kendall.- Alexa nie chce się zaopiekować chorym Carlito?
- Jest na planie od rana do wieczora. Mieszkamy tak blisko siebie, nawet nie zajdzie.
- To zobaczysz co będzie jak wyzdrowiejesz i cię Gus zagoni do roboty.- Logan wziął łyk soku.- Sorry, nas wszystkich. Będziesz tak styrany, że…
- Zrozumiałem już…- przerwał mu Latynos.
- Takie są już związki.- westchnął zielonooki blondyn.- Jeśli to ma cię pocieszyć to ja i Jo wciąż sprzeczamy się ze sobą.
- Każdy już przywykł, że nieustannie się kłócicie. A ty Logan?- spojrzał na kumpla.- Ze swoją damą nie masz problemów?- gdy Carlos zadał mu pytanie, James podniósł głowę wyrwany z rozmyślań.
- Ha, no ba! Jest idealnie.- uśmiechnął się.- Jako dziewczyna to ma to co trzeba i zachowuje się jak trzeba. Nie ma takich głupich nastrojów, coś w stylu: Uważasz, że w tym wyglądam grubo? Nic z tych rzeczy. I z tego się cieszę. Wie jacy są faceci i nie kłóci się z takich byle błahostek.
- Nikt nie jest idealny. Jako dziewczyna musi mieć coś co cię denerwuje. Wiem na tyle, że nie umie kłamać.
- Chyba, że gra.- mruknął pod nosem cicho Kendall.
- Coś mruczałeś?
- Nie…
- No i ma słabość do słodyczy.- uśmiechnął się Carlos.- Chcesz ją udobruchać to kup jej coś słodkiego. Jak chciałem żeby zrobiła dla mnie przysługę to przyniosłem ze sobą wielką kokosową czekoladę, którą lubi najbardziej i już była moja.- Logan spojrzał się na niego krzywo.- I nadal nie idzie jej gra na gitarze. To fajnie, że jest pomocna, ale czasem trochę z tą pomocą przegina.
- Będziesz teraz plotkował?- spytał Logan.
- Zostaw go. Zakochany człowiek nie widzi wad w swojej drugiej połówce, choć fakt, że nikt nie jest idealny. Nawet James.
- Co?- szatyn w końcu się odezwał gdy usłyszał swoje imię.
- Obudził się w końcu. Może włączysz się w rozmowę o dziewczynach.
- Właśnie.- wtrącił Carlos.- Jak tam twoja kocica?
- Zerwałem z nią…- odpowiedział.
- CO?!- krzyknęła reszta jednocześnie. Fox się wystraszył i zeskoczył swojemu panu z nóg. Loganowi z wrażenia wypadła szklanka z ręki na stół. Na szczęście była pusta.
- Nie jesteśmy już razem.
- Słyszeliśmy…- powiedział Kendall z wybałuszonymi na niego oczami.
- I ty tak spokojnie to mówisz?- zdziwił się Logan.
- Cierpię wewnętrznie.- odpowiedział krótko.
- James!- skarcił go blondyn.- Co się stało i jak do tego doszło? Dlaczego nam o tym od razu nie powiedziałeś? Przecież gdybym nie zapytał to dalej byś tak siedział jak ten przymuł i siorbał kawusię.
- No właśnie dlatego…- jęknął.
- Nie, no! To jest właśnie stary James. Powątpiewam teraz czy ty się w ogóle zmieniłeś…
- Co to znaczy w ogóle zmieniłeś?- te słowa trochę wyprowadziły szatyna z równowagi.
- Chodzi o to co zaszło rok temu…
- Ej, nie musimy do tego wracać.- spróbował uspokoić ich Logan, bo dla niego nie była to również przyjemna sprawa.
- Ostatnio doszło do mojej świadomości, że nic się nie zmieniło. Wiem doskonale jaki byłem, jestem. Może trochę się zmieniłem, ale sam z siebie nic nie wskóram.- zaczął tłumaczyć szatyn.- Tylko ona potrafiła to zmienić, ale odeszła.- wszyscy domyśleli się, że chodzi o Marlę.- Może to, że poukładałem sobie życie to tylko pozory, aby uciec od tego co było. Może byłem lepszy, bo ona tak mówiła. Ale słowo nie wystarczy. Może zabrakło jej czasu żeby to zmienić. Skoro tylko prawdziwa miłość odklei mnie od szczeniackiego zachowania to dlaczego wciąż taki jestem? Dlaczego Lucy nie nauczyła mnie dojrzeć do trwałego związku?
- Dlatego z nią zerwałeś?- spytał Kendall marszcząc brwi. Wydało mu się to zupełnie nielogiczne. Nie tylko jemu.
- Czy tylko ja czegoś tu nie rozumiem?- podniósł z niewiedzy ręce Carlos.
- Odszedłeś przez Marlę czy przez siebie?- zaczął Logan.
- Co za głupie pytanie?- próbował uniknąć odpowiadania na nie.
- James, czy to ma coś wspólnego z tym co zaszło na imprezie?- spytał go Kendall. James podniósł brwi.
- A ty skąd wiesz?- wydusił z siebie.
- Niektórzy mieli więcej zaufania do przyjaciół.
- To nie jest kwestia zaufania tylko próby nie spieprzenia tego wszystkiego!- podniósł głos.
- Czy to ma coś wspólnego ze mną?- wstał powoli Logan.
- Powiedz mu!- nalegał Kendall patrząc Jamesowi prosto w oczy.
- Nie ma!- odpowiedział.
- Nadal nic nie rozumiem…- wtrącił Carlos.
- Cicho bądź.- uciszył go Logan.- James? O co chodzi?
- To nie ma żadnego znaczenia!
- Kendall, ty też coś wiesz.- Logan patrzył to na Kendalla to na Jamesa.- Czuję to. Ze mnie chcecie zrobić osła? Z waszego mądrali? James to James, ale ty? Ty nie chcesz, abym ja, twój najlepszy przyjaciel się czegoś dowiedział? Przede mną macie tajemnice? Myślałem, że nasza znajomość to coś więcej niż liczba. No bo to w końcu licząc jest…- zamyślił się na chwilę.- Czternaście lat. Sorry, piętnaście.
- Wiesz, że nie mogę.- Kendall spojrzał z bólem na Logana, a potem opuścił wzrok.
- Jeszcze wiem co to znaczy lojalność i dotrzymywanie tajemnicy.- odpowiedział Logan patrząc na blondyna. Widział po nim, że bardzo chciał mu powiedzieć, ale nie mógł. Nie był jeszcze tak głupi i zawistny. A ty Carlos?
- Ja pierwszy raz słyszę. I nie ogarniam do końca o co biega. Nie mam z tym nic wspólnego.
- Skoro nikt nie ma mi nic do wyjaśnienia…- spojrzał na zegarek… Jestem spóźniony do fryzjera.- wziął klucze i wyszedł.
- A nie mówiłem?- i na słowach Carlosa rozmowa się skończyła.






•  I jak wrażenia? Hę? Hę? Chciałabym poznać Wasze zdanie na temat tego jak postąpił James? Czy go rozumiecie czy może nie? Czy byście go rozerwali, a może nie? Huehue :D Logan stanie się bardziej podejrzliwy, ale nie na długo, ponieważ już za tydzień coś się wydarzy :) Nie powiem głośno co, bo myślę, że jesteście mądrzy i sami się domyślicie ;) Do kolejnego poniedziałku :*

PS Do środy postaram się dokończyć jednorazówkę z Jamesem ;) Więc tego dnia można zajrzeć do zakładki. Na 99% się tam pojawi. Jedna rzecz mnie nurtuje. Nie wiem czemu niektóre osoby, któe czytają bloga, nie czytają moich jednorazówek. Nie lubicie?


# Translate

# Znajdź rozdział