środa, 29 października 2014

Rozdział 84

Logan namówił Marlę, aby przenocowała u nich w domu. Zgodziła się bez namysłu. James i Carlos zostali ostrzeżeni przez Kendalla, że mają jej dać spokój do końca dzisiejszego dnia. Marla tylko ich wyściskała jakby nie widziała się z nimi przez kilka lat. Ciężko nie było im pytać o szczegóły, ale rozumieli sytuację. Carlos postanowił tę noc spędzić tutaj. Nie chciał jednak zdradzić Alexie przyczyny. Będzie lepiej gdy dowie się o tym jutro. Dziewczyna przygotowała się do snu i położyła obok Logana. Czuła się bezpiecznie w jego objęciach. W takiej pozycji też zasnęła.
Następnego dnia Marla czuła na sobie spojrzenia wszystkich domowników. Zebrała się w sobie i usiadła na kanapie wołając zaciekawionych. James, Carlos, a potem jeszcze i Alexa, Lucy i Jo słuchali historii. Tego dnia usłyszała najwięcej ciepłych słów otuchy i przytulasów bliskich przyjaciół. Marla i Logan spędzili razem cały dzień, następny i jeszcze kolejny. To przeżycie złączyło ich jeszcze mocniej tworząc nierozerwalne więzy. Byli przekonani, że jeśli przeżyli to, to przetrwają wszystko.

Z każdym dniem wszystko wracało do normy. Marla wróciła do domu Alexy gdzie mieszkała. Coraz częściej jej głowę zawracały myśli, że tylko przeszkadza narzeczeństwu. Jednak pani domu przekonywała ją wiele razy, że się myli i może tu mieszkać ile chce. Szatynka odetchnęła z ulgą, ale obiecała sobie, że po ich ślubie na wiosnę, poszuka sobie mieszkania. Nie wyobrażała sobie mieszkania z parą małżonków nawet jeśli są to jej przyjaciele i dokłada się sprawiedliwie do rachunków.
Kendall pokazał przyjaciołom apartament, który kupił. Znajduje się jakieś pięć kilometrów od bladego osiedla, na Sunrise Drive. Jo tylko czeka aż dostanie dokument od wyprowadzki. Twierdzi, że to kwestia czasu. A na razie dom stoi pusty. Oboje nie mogą się doczekać aż się tam wprowadzą. To co powiedział Kendall się sprawdzało. Czas, aby każdy z nich poukładał sobie już życie. Okazało się, że Jo wyprowadzi się z Palmwoods dopiero w listopadzie, czyli za jakieś trzy miesiące. Ten czas bardzo im się dłużył.
Carlos zebrał się w sobie i przepakował do Alexy. James cieszył się jak głupi, że ma go z głowy. Carlos nie daje mu zapomnieć o tym, że mieszka naprzeciwko. Przychodzi tak często, że prawie nie widać różnicy w tym, że już tu nie mieszka. Natomiast szybko się ulatnia gdy Alexa wraca do domu.
Kiedy nadszedł listopad, w willi mieszkali już tylko Logan, James i jego Fox.

Stacja Nickelodeon potwierdziła, że ma być wyemitowany piaty sezon serialu. BTR dostali już scenariusze, podpisali formalności i wzięli się do nauki tekstu. Następnie znikali na plan do Palmwoods gdzie był osobny przedział do kręcenia odcinków. Marla nie mogła się doczekać pierwszego odcinka sezonu. Jednak Logan ostatnimi czasy chodził jakiś przygaszony. Gdy go pytała co się dzieje, wymigiwał się zmęczeniem. Nadszedł jednak dzień, w którym odkryła co go dręczy.
- Właśnie wracam z planu.- rozgościł się i nalał sobie soku. Tym razem uważał żeby nie uderzyć się w nos.
- Dostałeś nowy skrypt czy jak to się tam nazywa? Nie będę prosić. Wiem, że nie możesz, ale gdybyś uszczknął rąbka tajemnicy to byłabym wdzięczna. Co masz tak minę?- krzywił się w tym momencie.
- Chyba wiesz, że Camille gra w serialu?- zaczął niepewnie. Bo jej bladym wyrazie twarzy stwierdził, że się mylił.
- Ale ona przecież ma teraz inny serial…
- No tak, ale poproszono ją o zamknięcie wątków z poprzedniego sezonu i się zgodziła.
- Jakiego wątku? O co ja w ogóle pytam…
- Ufam ci.- podszedł do niej i złapał ją za ręce.- Camille wystąpi w dwóch odcinkach. W serialu zyskuję wielką sławę i musi się przeprowadzić zostawiając mnie samego i takie tam…- przerwał. Logan czekał na jej reakcję.
- No przecież siłą jej się nie pozbędę skoro jest tam od samego początku.- uśmiechnęła się. Chłopak zaskoczył się takim pozytywnym nastawieniem.
- Więc nie będzie ci przeszkadzało, że w niektórych scenach będziemy musieli… no wiesz…
- Całować się? Nie…- kręciła głową.
- Serio? Znaczy tak. Miałem nadzieję, że zrozumiesz.
- W sumie oglądając kiedyś ten serial, wasz pokręcony związek podobał mi się najbardziej. I wierzę w to, że to tylko praca na planie, a nie prawdziwe życie. A ty jesteś wyśmienitym aktorem i dasz sobie radę.
- To super, że rozumiesz, bo już się bałem…- uśmiechnął się.
- Nie jestem aż taką awanturniczką.
- W ogóle nią nie jesteś.- poprawił ją.- Pomyślałem sobie, że może przyjdziesz na plan i zobaczysz to wszystko z innej strony. Ale zrozumiem, bo będzie tam ona i jeśli nie chcesz jej widzieć…
- Chętnie pójdę.
- Tak?- nie wiedział co się zmieniło od ostatniego razu.- Znaczy, cieszę się.
- To skąd to zdziwienie?
- Nie, nic…- machnął ręką.

Nadszedł kolejny dzień na planie. Marla przyszła tak jak obiecała.
- Co za niespodzianka!- wyszczerzył się Carlos.- Występujesz w serialu?
- Nie.- zaprzeczyła szybko.- Przyszłam pooglądać. Logan dał mi przepustkę.
- Zobaczysz jaka zabawa jest na planie BTR.- dołączył do nich James. Kendall widząc, że rozmawiają, też się przyłączył do kółeczka.
- Co więcej moja mama i Katie wróciły na pewien czas do Palmwoods.- Marla wybałuszyła oczy na tę informacje.
- Co tak sobie rozmawiacie?- zaskoczył ją od tyłu Logan.
- Powiedziałeś Katie?- szatynka nie zważyła na bruneta, który się przykleił do jej pleców, bo imię jego siostry obijały jej się w głowie.
- Tak. Jest gdzieś tutaj i się kręci.- odpowiedział Kendall.
- Dokładnie tu, starszy bracie. Super, że znowu spędzimy trochę czasu.- podeszła do nich Katie, który jakiś czas już się przysłuchiwała im. Była mało podobna do Kendalla, ponieważ mieli innego ojca. Ojciec blondyna odszedł kiedy on był jeszcze mały.
- Kurcze, żeś wyrosła…- Carlos przyłożył wyprostowaną dłoń do jej głowy, a potem przeciągnął ją do swojej szyi.- Niedługo mnie przerośniesz.
- Jak tam życie w Minnesocie?- spytał ją James.
- Leci powoli. Tata otrzymał pracę w Arizonie. Być może przeprowadzimy się tam na stałe. Zawsze bliżej do Kendalla stamtąd niż z Minnesoty.
- Byłoby super.- ucieszył się zielonooki.
- Potem ci wszystko opowiem.- jej wzrok skierował się do na chwilę nieodzywającej się szatynki.- Cześć Marla.
- Cześć Katie. Dawno się nie widziałyśmy.
- Sorka za ten basen.- okazała wyraz skruchy.
- Już dawno o tym zapomniałam.- uśmiechnęła się do niej i przytuliła do Logana. Po kryjomu Katie puściła jej oczko.
- Dobra!- wtrącił Logan.- Reżyser każe nam wracać na stanowiska.

Marla przez godzinę obserwowała aktorów. Była pod wrażeniem, bo od tej strony to zupełnie inaczej wyglądało. Wszyscy robili sobie żarty i traktowali to na luzie, dlatego praca szła im wygodniej. Gdy przyszedł czas na przerwę, Logan przysiadł się do swojej dziewczyny.
- Jesteś świetny.
- Przestań.- machnął ręką.
- Powinieneś robić to zawodowo.- na jego twarzy zagościł uśmiech, lecz szybko się ulotnił. Camille ich zauważyła. Najwyraźniej szła w ich stronę.
- Wiem, Camille tu idzie.- wyszeptał jej do ucha.
- Cześć…- stanęła przed nimi.
- Ja muszę się czegoś napić…- chciał wstać i szybko się ulotnić.
- Zostań.- szybko dopowiedział brunetka.- Chciałabym wam coś powiedzieć, a szczególnie tobie.- spojrzała na Marlę.
- Co takiego?
- Wiem, że między nami relacje się zniszczyły i była to przede wszystkim moja wina. Sądzę, że nie ma sensu wypominać tego jeszcze raz. W skrócie chciałam was przeprosić. Nie powinnam tak postępować. To po prostu było z zazdrości…- ukazała skruchę.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie jest twoja następna gra?- spytał Logan.
- Bo pogodziłam się z prawdą. W dodatku poznałam fajnego faceta, z którym aktualnie jestem. Możemy przynajmniej zostać przyjaciółmi?
- Nie wiem… tu nie chodzi tylko o mnie.- podrapał się w głowę i zerknął na szatynkę.
- Nie mam nic przeciwko. To wasza sprawa.
- Naprawdę?- ucieszyła się Camille.
- Tak. Prawda jest taka, że wina leży po obu stronach. Wiem, że w jakiś sposób weszłam w wasz związek. Próbuję na to spojrzeć obiektywnie. Myślę, że każda z nas ma za co przeprosić drugą i będzie kwita.- uśmiechnęła się.
- Dlaczego zmieniłaś zdanie? Kiedy przyjechałam, patrzyłaś na mnie z wrogością i jeszcze tego samego dnia wyprowadziłaś się. Unikałaś ze mną konfrontacji tyle czasu, a teraz rozmawiasz z przyjaznym nastawieniem.- cieszyła się, ale nie mogła ukryć zdziwienia.
- Ostanie miesiące mojego życia dały mi zrozumienia, że istnieją osoby, które wyrządziły mi większą krzywdę niż ty. Miałam trochę czasu, aby jeszcze kilka razy to przemyśleć.- wytłumaczyła. Logan wiedział o co jej chodziło. Położył jej dłoń na ramieniu.
- Czyli między nami Ok?
- Tak, ale wciąż będę miała ciebie na oku.- uśmiechnęła się.
- Proszę bardzo. Myślisz, że jest możliwe, że wrócimy do znajomości sprzed naszych kłótni?
- To pokaże czas.
- To co, Loguś?- Camille zwróciła się teraz do niego.- Między nami też jest Ok?
- Teraz już tak.- przytaknął.
Po tych słowach przerwa się skończyła. Logan i Camille wrócili na plan, a między wspólnymi scenami panowała lepsza atmosfera.

W godzinach wieczorowych Marla siedziała na wygodnym fotelu patrząc się w wyłączony telewizor. Alexa i Carlos wyszli razem do restauracji. Szatynka drążyła palcem kółka na oparciu fotela. Od przykrego wydarzenia w jej życiu minęły już pięć dni. Pięć dni, a ona nadal nie zdobyła się na rozmowę z Jo. Dobrze pamiętała o tym o co poprosił ją Nick. Obiecała mu. Była mu to winna. Jednak dziś zebrała się w sobie i zaprosiła ją do siebie. Przeniosła wzrok na swój niebieski zegarek. Miała się zjawić lada moment. Tak też było. Jo należała do osób punktualnych. Kiedy Marla otworzyła jej drzwi bez tego znanego uśmiechu na twarzy, wyczuła, że coś jest nie tak. Usiadły w salonie.
- Stało się coś?- spytała blondynka.- Camille powiedziała mi, że się pogodziłyście. Bardzo się cieszę tylko ty jakoś nie wyglądasz jakby...
- Nie chodzi o Camille.- wtrąciła się.- Ta rozmowa jest dla mnie równie ciężka jak dla ciebie, więc błagam. Nie utrudniaj mi tego.
- Marls, weź mnie nie strasz. O co chodzi?- ściągnęła brwi. Zacichła oczekując odpowiedzi.
- Tamtego dnia rozmawiałam z Nickiem...- zaczęła. Jo zareagowała natychmiastowo. Na początku była zszokowana samym pojawieniem się jego imienia, a potem założyła ręce kręcąc głową.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł żeby o tym rozmawiać. Ja nie chcę. Pragnę o nim zapomnieć. Tam gdzie jest teraz to idealne miejsce dla niego. Szkoda tylko, że dostał pięć lat.- prychnęła.- Mam nadzieję, że go więcej nie zobaczę.
- I nie zobaczysz jeśli sobie tego życzysz.- dodała szybko.- Obiecał ci to.
- Mnie to obiecał?- zdziwiła się.- Ciekawe kiedy.
- Powiedział to mnie. Odwiedziłam go przecież w szpitalu. Uratował mi w końcu życie.- urwała na moment, a twarz Jo złagodniała.- Chciał cię przeprosić, błagać o wybaczenie. Chciał się zmienić...
- Ale tego nie zrobił.
- Ja nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Moim zadaniem było tylko powiadomienie cię o tym. Mu jest naprawdę przykro. Nie wymaga od ciebie żebyś mu wybaczyła. Prosił tylko o przekazanie jego słów.- zapadła cisza. Jo schyliła głowę.- Proszę, nie mów tylko, że ja niczego nie rozumiem i nie wiem jak to jest być w twojej sytuacji, bo dobrze to znam, a nawet przeżyłam gorzej. I fakt, Nick był jaki był. Zawsze będę o tym pamiętać. Mimo, że w jakiś sposób odkupił swoje winy, zawsze gdzieś tam głęboko w moim sercu będzie mała zadra. Jednak jest to zadra, która mnie już prawie nie boli. Mam nadzieję, że i twój ból, może nie teraz, ale kiedyś ustąpi. Pomyśl nad tym.
- Ja... cię przepraszam.- wstała.- Muszę sama to sobie wszystko poukładać.- opuściła mieszkanie nie patrząc w oczy przyjaciółki. Marla nawet się nie odezwała. Nie próbowała jej zatrzymać. Wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu...






* Tak więc dosłownie nie dowiecie się czy Jo wybaczy Nickowi. Sami musicie do tego dojść. Sami musicie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wiem, że na początku trochę przynudziłam, ale mam szczerą nadzieję, że potem było lepiej :P Camille i Marla pogodzone. Szczęśliwi? :D 
Do kolejnego rozdziału dam Wam podpowiedź co będzie, ale nie mówcie ( piszcie ) tego głośno :) 
Będą celebracje, alkoholowe libacje. Tyle wystarczy :D

Oh! Tylko dwa rozdziały i zakończymy Big Time Problems. Pewnie zauważyliście, że kolorystyka bloga trochę się zmieniła. Miałam z tym poczekać jeszcze tydzień, ale jaram się trzecią częścią. Za szybko poczułam ten stan  ( nie wiem jak Wy ), że to się już kończy i coś nowego zaczyna, dlatego w taki sposób postąpiłam. Mam nadzieję, że się podoba :* That's all. Do soboty :*

sobota, 25 października 2014

Rozdział 83

Po ciężkim składaniu zeznań, trójka przyjaciół opuściła komisariat. Kendall przytulił jeszcze raz dziewczynę pocieszając ją i wsiadł do swojego vana. Blondyn jechał do domu, a para miała jechać za nim. Logan otworzył drzwi Marli, aby weszła do jego samochodu. Była zmęczona od ciągłego płaczu i wspominaniu tych przykrych chwil gliniarzom. Logan podał jej swoją kurtkę, aby się przykryła. Kiedy wyjeżdżał na główną drogę, Marla kazała mu zawrócić.
- O co chodzi?- zdziwił się.- Po co każesz mi zawracać?
- Jedź do szpitala.
- Po co? Badał cię już lekarz…- patrzył na nią zmartwionym wzrokiem.
- Jedziesz do tego szpitala?
- No dobrze.- Logan zawrócił. Dziesięć minut później wysiedli przed budynkiem szpitala publicznego. Pogładziła plaster na swoim czole i weszła do środka.
- Po co tu przyjechaliśmy?- domagał się wyjaśnień. Nie słuchała go. Przeszła do recepcji i zapytała o jednego pacjenta. A dokładnie o Nicka Frasera. Pielęgniarka przekazała jej informacje i skierowała się do konkretnych drzwi. Przed wejściem zatrzymała się spojrzawszy wcześniej na Logana.- Jesteś pewna, że chcesz tam wejść?
- Tak. Muszę z nim porozmawiać. Jestem mu to winna.
- Może pójść z tobą?- bał się, że w środku może coś jej się stać. Odetchnął z ulgą jak zobaczył w drzwiach, które otwierała, że w środku pilnuje go policjant.
- Nie ma takiej potrzeby. Sam widzisz. Nie potrwa to długo. Poczekaj na mnie w samochodzie.- poinstruowała go. Logan kiwnął głową i poszedł. Weszła do sali. Nick spał na łóżku szpitalnym. Obok niego czuwał gliniarz.- Czy mogę z nim porozmawiać?
- Pięć minut.- burknął tylko. Wstał z krzesełka i oparł się o drzwi. Czuła jego spojrzenie na plecach, jednak wiedziała, że nie może go wyprosić.
- Nick? Słyszysz mnie?- szepnęła nad jego głową. Chłopak od razu zareagował na jej słowa. Otworzył oczy.
- Żyjesz…- uśmiechnął się wypuszczając powietrze.
- Tak. Chciałam ci podziękować.
- Nie rób tego.- odwrócił głowę czując, że po tym wszystkim mu się nie należy.
- Mimo, że wyszło jak wyszło, uratowałeś mi życie.
- Przepraszam, że musiałaś przez to przechodzić.- na chwilę się zawahał nad kolejnym pytaniem.- Co z Gregiem?
- Żyje.- odpowiedziała bez żadnych emocji.- Dostał w przedramię. Podajże leży w sali obok. Gdy tylko go wypiszą, zamkną go w psychiatryku. A co u ciebie?
- Straciłem dużo krwi, ale jeszcze kilka dni i wrócę za kratki. Wiem, że tego nie uniknę, ale przynajmniej nie dostanę dożywocia.- udał, że się cieszył.- Nie wiem ile czasu to potrwa. Odważył się spojrzeć jej w brązowe oczy.- Przepraszam, że tak wyszło. Byłem straszny… nic mnie nie usprawiedliwia.
- Ważne jest to, że próbowałeś. Może i mam jakiś uraz do ciebie, ale jestem ci wdzięczna. Za to, że zareagowałeś, choć nie musiałeś.- kąciki ust delikatnie jej zadrżały. Chciały się uśmiechnąć, ale nie mogły się podnieść.
- Może gdybym postąpił inaczej, inaczej by to się potoczyło…
- Czasu nie cofniesz.- po tych słowach na chwilę wkradła się między nimi cisza.
- Czyli co?- odrzekł.- Widzę cię po raz ostatni?
- Tak. Postanowiłam zeznawać tylko przy sędzi i ławie przysięgłych. Nie chcę na niego patrzeć. I chyba tak, widzimy się ostatni raz.
- Czemu mi się tak przyglądasz?- zapytał z ciekawością.
- Chcę zapamiętać twoją twarz, każdy szczegół.- wytłumaczyła.
- Nie chcę żebyś pamiętała mnie takiego. Jak już to zapamiętaj mnie takiego jakiego poznałaś mnie na początku.
- Niech będzie.- uśmiechnęła się. Policjant chrząknął dając znać, że czas się kończy.
- Miło było cię poznać.- wyszeptał.
- Trzymaj się.- wstała.- Muszę iść.- Kiedy odwróciła się od niego, usłyszała jeszcze raz jego głos.
- Czekaj!- zatrzymał ją.
- Tak?- zdziwiła się. Nie miała pojęcia co mógł jej jeszcze powiedzieć.
- Czy zrobisz dla mnie jedną rzecz?- zapytał niewinnie poprawiając czuprynę swoich ciemnych włosów.
- Co tylko będziesz chciał…
- Otóż jest taka jedna osoba…- zaczął niepewnie.-… którą skrzywdziłem i nie miałem okazji jej przeprosić.- przegryzł wargę.- Powiedz Jo, że żałuję za to co się wydarzyło między nami. Nie oczekuję przebaczenia. Po prostu przekaż, że jest mi strasznie przykro i zrozumiałem swój błąd.
- Na pewno przekażę.- kiwnęła głową.
- Dzięki. Wiem, że czasu nie cofnę. Z perspektywy czasu wstydzę się tego co jej zrobiłem. Chciałem się zmienić, a kiedy moje drogi i Grega się skrzyżowały...- urwał- Mogłem nie dać się tak owinąć wokół palca. Mniejsza o to. Po prostu ją przeproś. Ma moje słowo, że już mnie więcej nie zobaczy.
- Dobrze. Przekażę.- przytaknęła. Zauważyła, że teraz on jej się przygląda.- Coś nie tak?
- Ostatnio dowiedziałem się dziwnej rzeczy, takiej niedorzecznej dla mnie. Myślałem, że robią sobie ze mnie żarty, bo przecież to się wszystko nie zgadza.
- Ale o co chodzi?
- Prawda jest taka, że...- spojrzał w jej brązowe oczy. Nie mógł jej tego powiedzieć. To zmieniłoby całe jej życie. Możliwe, że nawet by mu nie uwierzyła.- Nie, jednak nic.
- No powiedz...
- Może kiedyś się dowiesz. Ale nie teraz. Nie mógłbym. I nie nalegaj, proszę.
- Niech cie będzie.- westchnęła ciężko.- Może kiedyś. Życzę ci, abyś poukładał sobie życie na nowo gdy wyjdziesz na wolność.- powiedziała kiedy oparła się o barierkę jego łóżka.
- Wrócę do Tennessee. Tam jest mój dom.
- Żegnaj Nick…
- Nicolas.- poprawił z lekkim grymasem na twarzy.- Mam na imię Nicolas.- Marla uśmiechnęła się. Nie z jego imienia, tylko z tego, że zna już jedną taką historię.
- Marlabell.- powiedziała z łamiącym się głosem jakby to imię stawało jej w gardle. Nick uśmiechnął się. Ona odwzajemniła uśmiech. Kiedy policjant otworzył jej drzwi, jeszcze raz na niego spojrzała i zniknęła mu z oczu.







* Wiem, wiem. Krótki rozdział, ale w tym tygodniu i tak dużo się naczytaliście rzeczy moich lub rozdziałów i tych, do których się przyczyniłam. Poniedziałek RHMF. Środa PPP. Czwartek RHMF. Piątek FTS. A dziś w sobotę to :)
Już tak mało zostało do końca. A ja się żegnam. Do środy :*

środa, 22 października 2014

Rozdział 82

Porywacze wrócili dopiero wieczorem. Przez ten cały czas Marla zastanawiała się co  będzie z Loganem. Czy na pewno go uwolnili a jeśli tak, to gdzie teraz się podziewa. Greg i Nick przyszli zadowoleni. Marla zdążyła pozbierać się do kupy.
- No i pozbyliśmy się tego nieudacznika.- otrzepał dłonie Greg.
- Co mu zrobiliście?- zapytała spokojnie.
- Wywieźliśmy daleko stąd jego wozem. Będzie bardzo zdziwiony…
- Ale żyje?
- Żyje…- machnął ręką.- Teraz będziemy mieć dużo wolnego czasu dla siebie.
- Teraz nie ma ochoty i miło byłoby gdybyś mnie rozwiązał.
- Jak sobie życzysz…- po chwili była już wolna.
- Greg, przecież ona ucieknie.- wtrącił Nick.
- Wcale nie i nigdzie się stąd nie ruszam. Po prostu jestem wycieńczona. Zjadłabym coś i położyłabym się do wygodnego łóżka. Kąpiel też bym wzięła.- grała na zwłokę. Jednak mówiła prawdę. Nie miała zamiaru nigdzie uciekać. Przynajmniej nie dziś. Jest już ciemno.
- Słyszałeś?- Greg szturchnął kolegę.- Wykombinuj natychmiast te rzeczy.

Następnego dnia Marla obudziła się na niezbyt wygodnym łóżku, równie metalowym jak krzesła. Jednak była to jakaś nowość, bo mogła się wyprostować. Szara pościel pachniała podejrzanie. Przynajmniej trochę czuła się odświeżona. Nie wiedziała do wczoraj, że za tymi wielkimi drzwiami jest zwyczajne mieszkanie, w którym nikt od dawna nie mieszka. Nick i Greg zatem tam przebywali, a ją dla pewności przetrzymywali nadal w wielkiej hali. Przeciągnęła się i przegładziła włosy palcami u ręki. Drzwi zaskrzypiały. Wyszedł z nich Nick trzymając talerz z jajecznicą i szklankę wody. Postawił to obok niej, a sam przysiadł obok. Bez słowa zaczęła jeść. Przypatrywał się jej jak jadła. Speszyła się, więc odłożyła jedzenie.
- Rzeczywiście nie uciekłaś.- rzekł.
- Mówiłam, że nigdzie się nie wybieram. Gdybym nawet chciała to nie mam szans.
- A chciałabyś?- na te słowa machinalnie wyprostowała się.
- O czym ty mówisz? Teraz ci się na to zebrało? Jest już za późno.
- Ach…
- Nie dam się nabrać. Nie jestem taka głupia.
- Ja też nie.- zwilżył wargi językiem.- Musisz go naprawdę kochać… Logana.
- Nie wiem o czym mówisz.- skłamała.
- Ja wiem.
- Dlaczego się nie poskarżyłeś?
- Mam go już po dziurki w nosie. Rozkazuje mi i traktuje jak sługusa.- zaczął się żalić.
- To ucieknijmy razem. Nie wniosę na ciebie skargi.
- W to wątpię, ale nawet jeśli mówisz prawdę, to Greg na mnie doniesie. Jak go złapią to już nie będzie mu zależało. Nie zniesie, że mi się udało, więc… A ja wiem, że i tak tego nie uniknę.
- Twoja kara może być mniejsza.
- Nie wiem…
- Nad czym się zastanawiasz?- zdziwiła się.
- Boję się.
- A ja to się nie boję? Płakałam przez sen, ale znowu skończyły mi się zły. Powoli czuję jak rośnie we mnie znieczulica. Chodźmy, ucieknijmy. Nie wiem… wyleć gdzieś do Australii.
- Gdyby było to takie proste…- wetchnął.- Dlaczego ze mną o tym w ogóle rozmawiasz. Porwałem cię i trzymam tutaj piąty dzień.
- Nie ty, tylko Greg.- wbiła wzrok w poduszkę.
- Też jestem winny.
- A chciałeś tego?
- Nie.
- Jesteś idiotą. Dałeś się wykorzystać i wciągnąć w to bagno. Rozumiem twoją sytuację. Ale przecież to jest głupie…- przeniosła wzrok na resztki jajecznicy.
- Wiem. Byłaś jeszcze kiedyś w takich beznadziejnych sytuacjach?
- Wiele razy.- uśmiechnęła się.- Ale ta jest najgorsza.
- Jak wyobrażałaś sobie bycie tutaj nadal?
- Jak teraz. Chciałam namówić cię na ucieczkę.
- Ale ja tego nie zrobię. Nie mogę…- zapierał się.
- Litości…- odważyła się spojrzeć mu w oczy.- A w zamian otrzymasz ode mnie chrześcijańskie rozgrzeszenie.
- Nie będzie mi potrzebne, bo będę smażyć się w piekle.- pogładził ręką po pościeli.
- I tak ucieknę. Z tobą czy bez ciebie.
- Nie mów mi tego!
- Za późno…- nie przejęła się tym co zrobiła. Zamyśliła się i uśmiechnęła pod nosem.
- O czym myślisz?
- Jestem głupia. Mogłabym teraz uciec daleko przed siebie, tam gdzie mnie nogi poniosą, a rozmawiam z porywaczem. Mogłabym przeprosić Logana i prosić o zrozumienie.
- Nie udałoby ci się. Greg jest na dworze i złapałby cię.
- Nie mów mi tego.
- Za późno.- uśmiechnął się.
- Co dalej ze mną będzie?- spytała.
- To nie ode mnie zależy.
- A jednak jest to najdziwniejsza rozmowa mojego życia. Nic jej chyba nie przebije.
- Wiem. Ciekawe czy za kratami za mną tęsknią…- zmienił temat.
- Proszę cię, skończ.- podniosła rękę w jego stronę.
- Może ja już pójdę.- chciał się podnieść, ale go zatrzymała.
- Zostań.
- Nie mamy o czym rozmawiać i nie powinniśmy. 
- To posiedź ze mną w ciszy. Czuję się taka samotna. Potrzebuję towarzystwa, a ponadto musisz ze mną zostać, bo nie dokończyłam jeść.
- Jesteś najdziwniejszą osobą jaką poznałem.
- Ty też to takich należysz.- dokończyła jedzenie.
- Ja jednak pójdę. Nie chcę żeby Greg nas razem zobaczył.- co było dziwne, Nick pożegnał ją szerokim uśmiechem, lecz ona go nie zauważyła.

Zbliżała się godzina piąta. Niebo nadal było jasne jak zazwyczaj o tej porze roku. Kiedy Marla planowała ucieczkę, Greg przyszedł do niej.
- Tu jest moja księżniczka.
- Nie mów do mnie księżniczka.- naburmuszyła się jak małe dziecko.
- Coś się stało? Jesteś agresywna…
- Tak! Z każdą chwilą zastanawiam się czy wyjdę z tego żywa.
- Jeśli będzie grzeczna to na razie nic ci się nie stanie. Przecież wiesz.- zaczęła płakać.- Nie płacz.- chciał ją przytulić, ale ona odskoczyła od niego.
- Zostaw mnie. Chcę wrócić do domu!
- Myślałem, że chcesz zostać ze mną.- zaskoczyły go jej słowa.
- Nie! Już nie chcę.
- Pakuj się. Wyjeżdżamy!- stwierdził po chwili z wielką rozrzutnością w słowach. Dokładnie nawet tego nie przemyślał.
- Słucham?- myślała, że się przesłyszała.
- Słyszałaś. Przecież tu nie zostaniemy. Tu jest niebezpiecznie. Wyjedziemy daleko stąd.
- Jak mam się niby spakować skoro nie mam niczego przy sobie?!
- To jeszcze lepiej. Szybciej się z tym uwiniemy.
- I tak nigdzie się z wami nie wybieram.- skrzyżował ręce. 
- Wami? Nicka nie będzie. Wyślę go do domu. Nie będzie nam już potrzebny. Tylko ty i ja.- uśmiechnął się krzywo.
- Ty chyba sobie tego nie przemyślałeś. Jak ty sobie to wyobrażasz? Jestem osobą publiczną. Miliony osób zobaczy moją nieobecność i wybuchnie afera. Tego chcesz? W dodatku nie wywieziesz mnie poza teren Stanów, bo nie mam przy sobie dokumentów. A na byle jakim dworcu ktoś i tak mnie rozpozna.
- To w takim razie zginiesz szybciej…- stwierdził z łatwością.- Wiem, że będą cię szukać. Myślałem, że zdążę spędzić z tobą ostatnie chwile twojego życia, ale skoro się upierasz…
- Nie rozumiem. To nie chcesz ze mną…
- O!- przerwał jej.- Nagle chcesz ze mną spędzić trochę czasu? To już nieaktualne. Cały czas coś kręciłaś. Powinienem wrócić się po tego twojego kochasia i zabić was oboje.
- To dlaczego nadal żyję?- załamał jej się głos.
- Bo mi się tak podoba. A co? Chcesz to uwinę się z tym szybciej.- ciśnienie krwi mu podskoczyło.
- Zachowujesz się jakbyś był Panem życia i śmierci.- odsuwała się od niego powoli kiedy on się przysuwał.
- Bo nim jestem…
- Jesteś popieprzonym psychopatą. I nie jest to przekleństwo, tylko obelga.- odsuwała się tak długo dopóki nie trafiła na opór na swojej drodze, a dokładniej ścianę.
- Sama się prosisz.
- Nie zbliżaj się!- szarpnął ją mocno za rękę.- Puszczaj!- złapał ją mocno objęcia. Spanikowała.- Nick!- zaczęła go wołać mając nadzieję, że pomoże.- Nick!
- Nie wołaj tego durnia!- uciszył ją Greg i przykładając dłoń do jej ust. Szarpała się, lecz nie mogła uwolnić się z jego uścisków. Mężczyzna zaczął całować ją zachłannie po szyi. Zaczął schodzić coraz niżej. Trzymał ją mocno w talii tak, że wyrwanie mu się było prawie niemożliwe.
- Nie jestem durniem.- w drzwiach stanął Nick.
- Ależ jesteś.- Greg przerwał na chwilę swoje czynności.- Spójrz na siebie . Nędza w nędzy. Jesteś jak ten Henderson. Głupi i naiwny. Nic z ciebie nie będzie.- Marla patrzyła na Nicka z załzawionymi oczami. Wciąż ją mocno trzymał. Bała się co może dalej z nią zrobić.
- Puść ją.- ostrzegł Grega.- Puść zanim będzie za późno. Możesz się jeszcze wycofać.
- Nie mów mi co mam robić!- wrzasnął.- Ja tu rządzę.
- Puść ją, bo inaczej wezwę policję.
- Chcesz nagle przejść na dobrą stronę mocy?
- Wszędzie będzie mi lepiej niż tu!
- Ach tak!- Greg szarpnął Marlę za włosy i rzucił na ziemię. Upadła. Nie miała siły się podnieść. Przeczołgała się tylko chowając za wielki karton. Rudy wyjął swój sztylet.- Pożałujesz ty niewdzięczny nieudaczniku. Mogłem wtedy zostawić cię nad tą górską przepaścią i czekać aż zasypie cię lawina!
- Nie wzbudzaj we mnie poczucia winy, bo to już nie działa. Mam ciebie dość. Żałuję, że ciebie poznałem, nawet jeśli tobie żyję!
- Nie na długo.- czaił się na niego ściskając za rękojeść. W końcu rzucił się na niego. Marla patrzyła jak siłują się. Nick za wszelką cenę próbuję uniknąć ugodzenia sztyletem. Jednak Greg był szybszy i wbił mu go w brzuch. Marla zasłoniła sobie usta dłońmo żeby nie pisnąć Odwróciła głowę. Słyszała tylko jego jęk i dźwięk upadającego jego ciała. Dyszał głośno nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Greg znalazł Marlę i wyciągnął ją z kryjówki. - Chodź tutaj!- jednym ruchem przyciągnął ją do siebie. Zaczął ją całować.
- Nie całuj mnie! Nie dotykaj!- zaczął rozpinać jej bluzkę.
Wnet zza drzwi dało się usłyszeć jakieś odgłosy. W jednej chwili do hali wparowało kilku gliniarzy w bronią wycelowaną w porywacza. Inny czarnoskóry policjant zabrał rannego Nicka ze sobą. Dziewczyna chciała wołać pomocy, ale nóż miała przy gardle. Czuła jeszcze mocniej zapach jego potu. Bała się i dygotała. Patrzyła z przerażeniem na trzech gliniarzy.
- Stać! Policja!- krzyknął jeden z nich.
- Co?- Greg nie wiedział jak to się mogło stać.
- Nie ruszaj się! Budynek jest otoczony.
- Nie podchodźcie, bo podetnę jej gardło!- syknął ze złości. Szatynka wylewała z siebie łzy, bo wiedziała, że jest w stanie to zrobić.
- Rzuć sztylet na ziemię!
- Po naszym trupie!- przycisnął ją mocniej do siebie.
- Dajemy ci szansę. Wycofaj się. Otrzymasz mniejszą karę. Puść dziewczynę i oddaj się w ręce policji! Chcesz całe życie spędzić za kratkami?
- Ja się tam nawet nie wybieram. To wy rzućcie broń, bo zabiję.
- Wcale nie chcesz jej zabić.- upierał się gliniarz.
- Jeśli nie będzie moja, nie będzie niczyja!- Greg miał już wykonać nacięcie na jej szyi kiedy usłyszano strzał. Sztylet spadł na ziemię. Dopiero teraz zauważyła co się wydarzyło. Policjant strzelił prosto w jego przedramię. Kiedy pod wpływem bólu, nóż spadł na ziemię, dwaj policjanci zwinęli go i założyli kajdanki. Marla padła na kolana i zaczęła jęczeć. Trzeci gliniarz pomógł jej wstać.
- Chodź z nami. Jesteś już bezpieczna.
- Dziękuję…- nie mogła powstrzymać emocji i przytuliła do siebie mężczyznę. Ten wyprowadził ją na zewnątrz gdzie stały dwa trzy wozy policyjne i ambulans. Wśród tego zamieszania znalazł się jeszcze jeden samochód, van Kendalla. Rozwarła lekko usta gdy zobaczyła blondyna w środku, a serce jej zabiło kto stoi przy samochodzie. Logan oparty był o maskę samochodu. Na głowie miał przepaskę z bandaża. Gdy zobaczył Marlę, podbiegł do niej i mocno ją przytulił.
- Zrozumiałem…- tylko tyle z siebie wydusił. Nie byli w stanie nic więcej do siebie powiedzieć. Wciąż trzymali siebie w objęciach.
- Będziesz musiała jeszcze pojechać na komisariat i złożyć zeznania.- wtrącił policjant.
- Zawieziemy ją teraz.- odpowiedział za nią Logan. Spojrzał na dziewczynę.- Wejdź do środka.-zanim jednak tak się stało, Kendall wyszedł z samochodu i uściskał dziewczynę.
- Kendall. Jesteś…
- Opowiemy ci wszystko po drodze. Jesteś cała?- kiwnęła głową.
Wsiedli do samochodu i pojechali za wozami policyjnymi na komisariat. Kiedy tylko usiedli wygodnie na siedzeniach, Logan nie wytrzymał.
- Dlaczego to zrobiłaś?- spojrzał jej prosto w oczy.
- Kiedy leżałeś taki nieprzytomny, dał mi do zrozumienia, że jeśli cię zostawię to cię wypuści. Musiałam ci naopowiadać tyle przykrych rzeczy żebyś uwierzył. Wolałam żebyś nie był ze mną niż żeby cię zabili.- popłakała się. Logan objął ją mocno i pocałował w czoło. Logan spojrzał, że na szyi ma lekkie zadraśnięcie od noża, delikatnie zakrwawione. Lekko otarł palcem kropelkę krwi.
- Zabiję gnoja. Nie daruję mu tego. Mam nadzieję, że go nigdy nie zobaczę i zgnije w psychiatryku. Albo niech w ogóle idzie do paki o zaostrzonym rygorze to zrobią z nim porządek.- po chwili się uspokoił.- Na początku myślałem, że to jakaś następna gra, aby wywieźć go w pole. Potem sam dałem się na to nabrać. Naprawdę uwierzyłem, że mogłaś być zdolna do takich rzeczy…
- To wszystko co mówiłam to nieprawda. Kocham cię.
- Ja ciebie też.- głaskał ją po włosach.
- Było mi tak z tym ciężko. Modliłam się żebyś mi wybaczył kiedy być może się uwolnię.
- Domyśliłem się już po tym jak dałaś sygnał. Rzeczywiście miał rację. Jestem naiwny…- rozmowa się urwała.
- Kendall?- Marla przypomniała sobie o co chciała zapytać kierowcę o miodowych włosach.- Skąd się tutaj wziąłeś?- zielonooki nawiązywał z nią co jakiś czas kontakt wzrokowy patrząc do lusterka.
- Kiedy Logan zadzwonił do mnie i dał sygnał, wiedziałem już, że coś jest nie tak. Ostatnim razem użył tego siedem lat temu jak złamał nogę w lesie, bo ześlizgnął się z leśnej górki i potrzebował pomocy. Nawet się nie zastanawiałem co zrobić. Wiedziałem, że to nie są żarty.
- No, ale jak go znalazłeś?
- Zapomniałaś, że nasze telefony są połączone. Nie muszę też tłumaczyć co to GPS. Dlatego Logan zabrał ten telefon, bo on jest powiązany. Wsiadłem w samochód i tak trop na mapie mojego wyświetlacza doprowadził mnie do auta Logana na jakimś pustkowiu. Był ledwo przytomny, zawiozłem go do szpitala.
- Ci idioci nie zostawili ani trochę paliwa w moim wozie. A kiedy chciałem zadzwonić, telefon rozładował się. Na szczęście Kendall zdążył na czas. Moje auto jest teraz przed komisariatem.
- Ten kazał się szybko ewakuować ze szpitala i jechać na policję. Pielęgniarki chciały już go tam podczepiać, a on uciekł ze szpitala. Na komisariacie Logan opowiedział całą historię. Oni zebrali ekipę i razem z nimi pojechaliśmy cię szukać. Kazali nam zostać, ale nie posłuchaliśmy. Na początku chcieliśmy cię namierzyć, ale tamten telefon po pierwsze nie miał GPS, a po drugie był wyłączony. A za długo trwałoby inne namierzanie. Logan jednak wiedział, że była to opuszczona fabryka. Policja wiedziała gdzie to jest. I tak się zjawiliśmy.
- Jak dobrze, że to wszystko się skończyło. On chciał mnie zabić. Już nastawiałam się na to, że zginę. Chociaż Nick próbował mnie ratować.
- On?- odezwał się Logan.
- Tak. Kazał mnie puścić. Pokłócili się. Greg wbił mu nóż w brzuch. Nie wiem czy raz czy dwa razy… to było straszne. Gdyby nie on spowolnił tą akcję to pewnie byłoby po mnie…- wtuliła się jeszcze mocniej w jego ciepłe ciało.
- Byłaś dzielna. Nawet gdybym się nie zorientował, że to co mówiłaś o mnie kłamstwo, nie zostawiłbym cię tam.
- Carlos i James już wiedzą co się stało.- wtrącił blondyn.
- Nie mam sił żeby jeszcze im się tłumaczyć…- jęknęła.
- Niestety musisz teraz powiedzieć wszystko na policji.- Kendall zaparkował pod komisariatem.






* No i się skończyło :) Oczywiście nie obyło się bez akcji policji. No to musiało być, nie ma bata. Jak ocenicie postępowanie Grega a jak Nicka, który... zrezygnował z bycia tym złym? Wypowiedzcie się na ten temat. Czeka nas jeszcze jeden rozdział, który kończy ten wątek. Stells jakiś czas temu zadała mi pytanie na temat Nicka i Jo. I dowie się tego właśnie w kolejnym :-)
A tymczasem do soboty :*

sobota, 18 października 2014

Rozdział 80 i 81

Loganowi zmiękły nogi, broń sama spadła na ziemię. Greg wycelował w niego, a na twarzy zawitał mu perfidny uśmiech.
- Proszę, nie…- Marla zaczęła płakać. Spuściła głowę, bo nie mogła znieść tego widoku.
- Cicho! Zasłużył sobie.- było słychać jak naciska na spust, który natychmiast zagłuszył wrzask dziewczyny. Między jej skowycie, wdarł się śmiech Grega. Marla podniosła głowę. Logan wciąż stał w miejscu.
- Czemu ja żyję?- spytał. Na te słowa Greg rzucił mu broń do ręki, którą złapał w ostatniej chwili. Zdziwił się, że mu ją podał. W końcu przyjrzał się małemu napisowi na pistolecie.
- Made in China?!- wrzasnął Logan. Poczuł się jakby dostał tępym narzędziem po twarzy. Marla tak samo.- To nie jest prawdziwa broń…- patrzył z krzywym wyrazem twarzy na zabawkę.
- Nie chcieli nam sprzedać.- usprawiedliwił się.
- Jesteście żałośni.- Nick złapał go od tyłu. Jednym ramieniem owinął się wokół jego szyi, a drugą trzymał ręce Logan. Greg wymierzył mu mocne uderzenie w brzuch. Logan nie miał się jak bronić. Nie mógł się uwolnić z objęć porywacza. Kiedy złożył się wpół, Marla pisnęła i zamknęła oczy. Łzy płynęły jej po policzkach.
- Zostawcie go!- krzyknęła.- Nie mogę na to patrzeć…
- Patrz!- kazał Greg. Rudy przyłożył brunetowi w twarz. Z jego nosa zaczęła lecieć strużka krwi. Dostał jeszcze raz po twarzy, po czym padł na ziemię nieprzytomny. Marla widziała jak za drugim razem dostawał metalową zabawką w głowę. Patrzyła jak jego ciało bezwładnie leży na brudnej ziemi, a na jego twarzy jest krew. Nick szturchnął go, nie reagował.
- Zostawcie go! Co ja mam zrobić? Zrobię wszystko tylko go zostawcie! Błagam.
- Wszystko?- podszedł do niej Greg.
- Wszystko.- odpowiedziała stanowczo. Była w stanie zrobić wszystko, aby Logan przeżył.
- Zerwij z tym cieciem i bądź moja.- spojrzał jej prosto w oczy. Otarł jej policzki swoim palcem.
- I co by było dalej? Puściłbyś go żywego? A może kłamiesz!
- Jeślibyś jednak zmieniła zdanie…- nie dokończył tylko przegryzł wargi. Spojrzał na Nicka, który dał mu sygnał, że chłopak żyje. Greg przybliżył się do jej ust.
- Nie całuj mnie!- odwróciła głowę.
- Czyli zostaniecie tu oboje. Mam dobry humor. Dam ci czas na przemyślenie decyzji. Nick! Weź go ogarnij.- dał mu zlecenie do wykonania kiedy sam wyszedł.

Nick rzucił ciało Logana na krzesło. Oparł jego zakrwawioną głowę o oparcie. Gdy go przywiązał, mokrą ściereczką oczyścił jego twarz z krwi. Marla patrzyła się tępo na tą sytuację. Jej wzrok spoczął na twarzy Logana. Wciąż miał zamknięte oczy. Modliła się, aby nic poważnego się z nim nie stało. Nie miała już łez, bo gdyby miała jeszcze zapas, wylałaby ich całe morze. Nic nie sprawiało jej takiego ucisku na sercu jak widok nieprzytomnego chłopaka. Jego głowa opadła lekko pod samym ciężarem. Nick odważył spojrzeć się na Marlę, która wyglądała w połowie jak piękna zakładniczka, a w drugiej połowie jak wrak człowieka. Niestety obie połowy cierpiały.
- Masz chusteczkę…- Nick wystawił rękę czekając na znak czy może otrzeć jej twarz. Ta spojrzała na niego bez emocji i bez słowa, a potem jej wzrok znowu spoczął na Loganie.- Jak chcesz…- postanowił jednak zachęcić ją do rozmowy.- Przynajmniej nie ma złamanego nosa.
- Dostał metalowym klocem w głowę…- wyszeptała jednak wystarczająco głośno żeby mógł ją usłyszeć.
- Nic mu nie będzie.
- Jesteś lekarzem?- zaprzeczył ruchem głowy.- To się nie odzywaj. Idź już stąd.
- Przykro mi, że tak się stało. Myślałem, że tylko raz oberwie i nic mu nie będzie.- podrapał się po głowie.
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. Idź. Nie mogę na was patrzeć…- skończyła rozmowę. Nick poddał się jej woli i nie patrząc na jej surowy wyraz twarzy, wyszedł.

Marla wróciła do poprzedniej czynności, czyli wpatrywaniu się śpiącemu Loganowi. Ten widok dał jej wiele do myślenia. Musi przejąć ster. Nie może się teraz poddać. Logan tak dzielnie walczył o wolność kiedy ona wylewała bezczynnie łzy. Czas żeby teraz ona wzięła ich los w swoje ręce. Nie wiedziała jeszcze jak to zrobi. Może coś przyjdzie do jej głowy, coś oświeci jej umysł… Jeśli jednak nic nie pomoże, będzie musiała odwołać się do najgorszego.
Wiedziała jak mniej więcej ten plan będzie wyglądał. Jedynym problemem jest to, że musi wyjść realistycznie i nieudawanie. Pojawił się też drugi problem. Jak powiedzieć to Loganowi. Powtarzała sobie w głowie żeby uznała to za grę aktorską i wtedy pójdzie jej lepiej. Ale czy się przemoże? Kiedy przez dłuższy czas obmyślała słowa jakie mogłaby rzucić mu w twarz, Loganowi wracała przytomność. Marla wyrwała się ze swojej kontemplacji i spojrzała przed siebie. Kręcił ślimaczo głową. Oczy jego wirowały po całej sali jakby czegoś nieustannie szukał. Twarz miał jeszcze bledszą. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Nie chciała go nawet takiego zapamiętać. Kaszlnął głośno i resztkami sił spojrzał na dziewczynę, kącik ust delikatnie mu zadrżał, a potem spuścił głowę. Raczej sama mu opadła, bo nie miał sił.
- Hej? Jesteś cały?
- Nie wiem…- wydyszał.- Zaczynam już wątpić w to, że coś zdziałam. Zawiodłem cię. Trzeba się poddać…
- Nie. A co z tym zastraszeniem.?Tego jeszcze nie próbowaliśmy. Ja to zrobię.
- Ja już nie mam sił na dyskusję z nimi. Ich chcesz zastraszyć? Może nie mają spluwy, ale i co z tego? Myślisz, że nagle zmienią zdanie i nas wypuszczą… Nawet nie wiem gdzie my jesteśmy gdybym miał tylko telefon…
Rozmowa urwała się na chwilę.
- To zróbmy coś żeby go zdobyć.- wypaliła.- Logan. Jeśli odpuścisz, ja zwątpię również. Będziemy jak nędzarze czekający na śmierć, a tak nie chcę. Nie wiedziałam, że to powiem, ale twoje buntownicze zachowanie zaszczepiło we mnie ducha walki. Proszę…- zabłyszczały jej oczy.
- Dobrze. Ogarnę się tylko. Nie wiem jak to zrobię, ale spróbuję.
W tym momencie przyszedł Nick z dwiema porcjami pożywienia. Marla poprosiła Logana, aby zjadł żeby odzyskał siły. Nie dawał się długo prosić. Nick nie odzywał się. Podając Marli jedzenie, nie patrzył na nią. Czekał w ciszy aż zjedzą. Poczuli trochę swobody w dłoniach gdy jedli, jednak liny na nogach nadal trzymały ich blisko krzesła. Posłusznie dali się potem związać. Po tym wszystkim Logan zasnął.

***
ROZDZIAŁ 81


Marla obudziła się wcześniej niż zwykle. Tej nocy spała jeszcze gorzej niż poprzedniej. Czekała aż jej ukochany się obudzi. Odkąd zasnął po posiłku, nie obudził się. Martwiła się, ale nie chciała go budzić. Miała nadzieję, że jego stan się nie pogorszył. Jeśli plan Logana nie wypali, będzie zmuszona uruchomić swój. Wiedziała, że będzie tego żałować. Niestety… jego życie jest dla niej cenniejsze. Wolałaby żeby żył bez niej niż w ogóle.
Logan obudził się i uśmiechnął do szatynki. Był to dobry znak, że wszystko jest z nim w porządku. Przez przespane dwanaście godzin nabrał sporo siły, choć nadal był osłabiony.
- To co robimy?- spytała.
- Walczymy do końca. Przecież ci obiecałem. Nie mogę teraz się wycofać.
- Cieszę się.
- Zostaw to mnie. Mam plan.
- Już się obudziłeś?- frontowe drzwi zaskrzypiały. Stanął w nich Greg.- Jak dobrze…
- Źle zaplanowałeś to wszystko…- zaczął konkretnie brunet.
- Mylisz się.
- Możesz nas tu trzymać ile chcesz, ale w końcu zorientują się, że nas nie ma. To już czwarty dzień. Zgodnie z planem wycieczki powinniśmy jeszcze dzisiaj pojawić się w domu.
- Do tej pory będziesz już martwy.- zgasił go.
- Rany! Trzymasz już nas tyle czasu. Dlaczego wciąż żyjemy w takim razie?- zdenerwował się.
- Bo lubię patrzeć jak się męczysz i polubiłem te tortury.
- Samo spojrzenie na ciebie to tortura.- odpyskował.
- Ostatnim razem nie pomogło? Chcesz to powtórzyć?- przybliżył się groźnie.
- Nie, dziękuję. Asekurujesz się swoim kumplem, ale gdybyśmy stanęli twarzą w twarz, zmiótłbym cię z powierzchni ziemi.
- Ale nie zrobisz tego! Ha!
- No chyba, że…
- Co?- zaciekawił się porywacz.
- Eee, to już nie w tym temacie. Słuchaj. Życie nagrodziło mnie bardzo dobrymi przyjaciółmi, którzy są w stanie pojechać do Teksasu jeżeli się zmartwią. A na pewno się skuszą, bo nie daje po sobie znaku życia. Obiecałem Kendallowi, że dam sygnał kiedy dojedziemy, a tu klops. No i przypomniało mi się, że ojciec Carlosa jest gliniarzem…
- Ojciec Carlosa pracuje w Columbii.- nie dał się zastraszyć.
- Ale ma znajomości.
- Więc czego chcesz?- nie wytrzymał rudy.
- Chciałbym uspokoić przyjaciół jednym telefonem.- poprosił życzliwie. Marla wstrzymała oddech. Być może się uda. Trudno było im ukryć swoje zdziwienie kiedy Greg wyciągnął jego komórkę i ją włączył.
- Do kogo chcesz zadzwonić?- spytał przeszukując listę kontaktów.
- Do Kendalla.
- Tylko bez żadnych gierek. Broni nie mam, ale mam nadzieję, że spodoba ci się mój sztylet.- wyciągnął z pokrowca za paskiem groźnie wyglądające ostrze w skórzanej rękojeści. Logan wybałuszył oczy. Nóż nie wyglądał jak zabawka. Był jak najbardziej prawdziwy. Logan mógł się w nim przejrzeć i zobaczyć swoje przerażone spojrzenie.
- Ładny…- wybełkotał.
- Wyobraź sobie siebie w wiadomościach. Logan Henderson zmarł od siedmiu ran kłutych w klatkę piersiową…- uśmiechnął się.
- Zrozumiałem. Możemy już?
- Tryb głośnomówiący.- nacisnął i przyłożył komórkę do jego twarzy.
- A może trochę prywatności!
- Nie przeginaj!- w tej chwili było można usłyszeć dźwięk połączenia.

K: Logan!- krzyknął Kendall.- W końcu raczyłeś odebrać. Dzwoniliśmy ze dwadzieścia razy każdego dnia. Nawet na ten drugi numer próbowałem zadzwonić. Nikt nie miał tamtego numeru, ale Jo miała na szczęście. No i kiedy się połączyłem, ty wyłączyłeś telefon. Dobrze się bawisz kiedy my tu umieramy?- na samym początku skarcił przyjaciela.- Miałeś durniu zadzwonić kiedy dojedziecie na miejsce.
L: Przepraszam. Jeden się rozładował, a drugi gdzieś mi się podział…- uspokoił go.
K:Głupia wymówka. Jak chciałeś żeby wam nikt nie przeszkadzał to trzeba było nas poinformować.- uspokoił się w końcu.- Jak tam wycieczka?
L: Inaczej to sobie wyobrażaliśmy…- Greg szturchnął go w ramię.
K: Opowiadaj wszystko.
L: Nie mam tyle czasu…
K: Ale jest Ok?
L: Powiedzmy. Marla marudzi i chce wracać do domu.- Greg spojrzał się na niego krzywo.
K: Kiedy będziecie więc w LA?
L: Trudno to określić. Zależy od wielu czynników… Pogody, drogi i nie tylko…- spojrzał na porywacza i na dziewczynę.
K: Na pewno wszystko w porządku? Głos masz nie ten…
L: Słuchaj…- Greg daje mu znak, że ma kończyć.- Kończy mi się czas.
K: Dobra, jeszcze się zgadamy.
L: Raczej nie, ale nie martw się. Słuchaj uważnie tego co ci teraz powiem.
- Ostrzegam…- szepnął Greg. Logan kiwnął głową.
K: Ej? Co ty tam wyrabiasz?- przez słuchawkę dało się usłyszeć śmiechy blondyna.
L: To nie są żarty, Kendall. Cztery słowa, Kendall. Cztery słowa!

- Dość!- Greg rozłączył się.- Bo powiesz o cztery słowa za dużo.- kiedy był zajęty wyłączeniem telefonu, Logan puścił oczko dziewczynie, która się uśmiechała.
- W sumie to już skończyłem.- odpowiedział zadowolony. Przekazał informacje, które miał przekazać i to w nie oczywisty sposób.
- Super.- burknął i wyszedł.
Chłopak czekał aż Greg wyjdzie.
- O czym myślisz?- spytał dziewczynę.
- O tym, że on jest gorszy niż Camille i Natalie razem wzięte.
- Nie da się zaprzeczyć.
- To jakiś koszmar!- uniosła się.
- Przepraszam jeszcze raz.
- Za co znowu?- zdziwiła się.
- To miał być wyjątkowy czas spędzony we dwoje, a siedzimy w tej dziurze…
- To nie twoja wina.
- Jednego nauczyła mnie ta przygoda.- spojrzała na niego pytająco.- Aby prosić policjantów o odznaki kiedy sami jej nie pokażą. Że też dałem się na to nabrać…
- Jedynym pocieszeniem jest to, że jesteśmy tu razem.
- Fajnie, że tak myślisz… ale dlaczego z taką miną.
- Bo czuję się brudna. I głodna...- jęknęła.
- Mam nadzieję, że Kendall nam jakoś pomoże. Oby ten sygnał dał mu do myślenia. Musimy być dobrej nadziei. W nim jest nasza nadzieja. Nikt z nas nigdy nie zlekceważył czterech słów. Nie wiem jak to zrobi, ale wierzę w niego. Musimy uzbroić się jednak w cierpliwość i grać na zwłokę.
- Oby nam tej cierpliwości nie zabrakło, bo mnie to już całą trzęsie.
Po godzinie Greg i Nick pojawili się. Logan i Marla nie lubili kiedy przychodzili razem. Wiedzieli o tym z doświadczenia.
- O czym tak sobie gadacie?- Greg wziął taboret i usiadł między nimi.
- Widzę, że humorek ci powrócił.- przeleciał go wzrokiem Logan.
- Zdziwisz się, bo jest odwrotnie. Znudziło mi się przetrzymywanie was.
- To chcesz nas jednak uwolnić?- spytał głupio brunet, choć wiedział, że nie może się spodziewać potwierdzenia.
- Tak, ale na drugą stronę tęczy.- zaśmiał się.- Jeśli wiecie co mam na myśli.- oboje domyślili się od razu.
- Błagam, dogadajmy się.- odezwała się szatynka.- Wypuście nas, a my nie pójdziemy na policję i wszyscy będą szczęśliwi.- skłamała.
- No aż tak głupi to my nie jesteśmy!- wtrącił Nick.
- Aż?- parsknął krótkim śmieszkiem Logan.- Czyli jednak dostrzegasz w sobie odrobinę głupoty?
- Mam dość twojej niewyparzonej gęby!- zabrał głos Greg mimo, że te słowa nie były kierowane do niego.
- Ja przynajmniej słownie próbuję coś załatwić. Nie to co wy…
- Nick, idź już. Nie będziesz mi na razie potrzebny. Sam to załatwię.- Nick kiwnął głową i wyszedł. Logan zaczął się niepokoić co sam może załatwić i w jaki sposób.
- Co załatwisz sam?- Marla nie mogła się powstrzymać od zadania mu tego pytania.
- Najpierw jego, a nad tobą się jeszcze zastanowię, bo mam wiele planów.
- Co?- pisnęła.
- Przychodzisz ot tak i oznajmiasz, że chcesz mnie zabić?- Logan nie miał sił, aby go opisać jednym słowem.
- Chcę podtrzymać napięcie. A raczej strach. Myślałeś kiedyś nad tym jak chcesz umrzeć, bo mogę pomóc.
- Wyobrażam sobie siebie jako staruszka, który umiera spokojnie we śnie.
- To ci nie pomogę.- wstał i wyjął sztylet. Logan zatrząsnął się i postanowił go zagadać.
- Co ci da moja śmierć?
- Satysfakcję i wolną drogę do twojej, wkrótce mojej dziewczyny. Przywitaj się jeszcze raz z moim przyjacielem.- pogładził ostrożnie sztylet.- Zwę go Ostrym Macho.
- Dlaczego?
- Bo lubi ostre i szybkie spotkanka.
- Może twój macho potrzebuje dziewczyny…
- Rozumiem, że twój strach objawia się w taki irytujący sposób, ale teraz chciałbym posłuchać czegoś nowego. Na przykład stękania z bólu kiedy poczujesz w sobie mój sztylet.- Greg złapał go za szczękę.- Podgolę cię trochę, bo zarosłeś.- rudy przysunął do niego swój taboret i zaczął gładzić nożem po jego twarzy. Był tak ostry, że natychmiast pozbywał się zarostu.
- Oby ci się ręka nie omsknęła.- ostrzegł go Logan. W tych słowach dało się wyczuć błaganie i desperacje oraz krzyki o pomoc. Marla miała ściśnięte wszystkie wnętrzności.
- Uważaj, bo trochę trzęsą mi się ręce. Co? Nic nie powiesz? Czujesz jakie ciepłe?- brunet bardziej czuł ciepło, ale w swoim organizmie. Bał się jak nigdy, ale nie chciał okazać słabości. Spojrzał kątem oka na Marlę. Być może widzi ją po raz ostatni. Kiedy tak patrzył na nią, zauważył jak bezdźwięcznie jej usta układają się w słowo Przepraszam, a łza spływa jej po policzku.
- Długo to jeszcze potrwa?- zapytała Grega załamanym głosem gdy wzięła się w garść. Była już pewna swego. Nie może czekać i patrzeć na to jak nie wiadomo w jakim momencie szyja Logana zostanie poderżnięta. Te słowa sprawiły, że rudzielec odwrócił się w jej stronę.
- Co?- zmarszczył brwi porywacz.
- Na co czekasz?- wrzasnęła.- Ale pamiętaj. Jak coś mu się stanie to możesz o mnie pomarzyć. Taka była umowa…
- O czym mogę pomarzyć?- wstał.
- Miałeś rację. Absolutną rację. Te cztery dni dały mi wiele do zrozumienia, że nie mogę okłamywać samej siebie.
- Kontynuuj…- schował nóż w pokrowiec.
- Lubię mężczyzn takich jak ty. Stanowczych, męskich, pewnych siebie, niegrzecznych… Nie wiedziałam, że coś do ciebie poczuję. Sprawiasz, że drżę na twój widok, ale nie jest to już strach, tylko coś więcej…
- A on?- wskazał palcem na Logana, który bacznie przysłuchiwał się jej słowom.
- On to jedna wielka porażka.
- Ekhem…- chrząknął Logan zwracając na siebie uwagę. Nie wyglądał na przejętego. Pomyślał, że mówi to specjalnie, aby odwrócić uwagę od niego. Logan puścił do niej oczko. Marla przegryzała wargi, bo nie tak to miało wyglądać. Musiała przekonać ich oboje do fałszywości jej słów. Jednakże z nim będzie ciężej.
- Nie ekhem, tylko tak. Taka jest prawda, szkoda, że teraz muszę ci o tym mówić, w takich warunkach. Miałam zaplanowany na to inny dzień.
- To mów…- nie przejął się tym, ale udawał, że go to rusza.
- Nie, to nie jest żadna gra. Ja mówię poważnie. Zapomnij o tym co obgadywaliśmy wcześniej. O tym, że cokolwiek powiemy, choć jest kłamstwem, ale niby mamy się na to zgadzać. Zapomnij!
- Ale o co chodzi?- Logan podniósł brew, bo zaczął się gubić. Greg stał w z boku i przysłuchiwał się rozmowie.
- Jesteś strasznie naiwny, Henderson. Myślisz, że nasz związek był na poważnie? Nigdy bym na ciebie nie spojrzała gdybyś nie był mi potrzebny.
- Potrzebny?- niezbyt wziął to sobie do serca. Marla pomyślała, że trzeba uderzyć w coś innego i znaleźć jakiś słaby punkt.
- Nie kocham cię! Chodziłam z tobą dla sławy. Dzięki tobie zyskałam większą popularność, rozgłos i reklamę. Podporządkowałam sobie wszystkich waszych fanów, i tak miliony osób stały się też i moimi fanami za co jestem niezmiernie wdzięczna. Po tym jak nasze zdjęcia trafiły do gazet, liczba ze sprzedaży z moich płyt znacznie wzrosła.
- Nie wierzę ci…- wybąkał, ale już mniej pewnie.
- To już twój problem. To nie był łatwy pseudo związek, fakt. Wiele osób stanęło na mojej drodze.
- Robi się ciekawie.- szepnął do siebie pod nosem Greg.
- Po tym jak znudziłam się tępym Jamesem musiałam przyczepić się innego z was i wypadło na ciebie. Uznałam, że łatwo można ciebie zmanipulować. Tylko, że chodziłeś z tą larwą Camille… Przyznam szczerze, że trudno nie było zamroczyć ci w głowie. No i jeszcze ta Natalie. Bystra dziewczyna, grała w podobną grę do mojej, ale ja byłam lepsza. Te kobiety stanęły mi na drodze, ale po co? Przecież nie ma w tobie nic wyjątkowego.- westchnęła.- Miałam uwieźć każdego z was, ale jaka we mnie wybuchła złość gdy się dowiedziałam, że Carlos się oświadczył. Został mi już tylko Kendall…
- Nie, nie- kręcił głową Logan. Nie mógł wydusić z siebie więcej słów.- Nie. Ja nie chcę w to wierzyć…
- Nie chcesz, bo prawda boli. On miał rację. Nie wiesz o mnie wszystkiego. Tak mi przykro, że masz pecha do samych manipulantek w swoim życiu. Założyłam się z moją koleżanką z Londynu, że zdobędę Kendalla jeszcze w tym roku. Ja i sam lider BTR… Ach, jak pięknie. Ale wiesz co? Zatrzymaj go sobie. Poznałam kogoś znacznie lepszego.- uśmiechnęła się zalotnie do Grega.
- Jak mam ci uwierzyć?- sam nie był zbytnio przekonany.
- Podejdź to się przekonasz…- odpowiedziała uwodząco. Greg podszedł do niej.- Jeszcze bliżej, jeszcze…- Kiedy był wystarczająco blisko, pocałowała go.
- To obrzydliwe…- skrzywił się Logan, który nie poznawał dziewczyny. To spowodowało, że kompletnie zwątpił w to co dotychczas ich łączyło.
- Zamknij się!- uspokoiła go.- Ktoś cię prosił o zdanie? Mógłbyś wreszcie przymknąć jadaczkę, bo mnie też już to denerwuje!
- A nie mówiłem?- uśmiechnął się Greg.- Wiedziałem, że będziesz moja.
- Mam ochotę cię niegrzecznie wykorzystać…
- Jak możesz?- wrzasnął Logan.- Sądziłem, że jesteś inna.
- Weź już nie jęcz, nie mogę na ciebie patrzeć!
- Ty naprawdę mówisz poważnie…- spojrzał w jej oczy. Zabrzmiało to jak stwierdzenie faktów.
- No brawo! Gdybym mogła klaskać to zrobiłabym ci owację na stojąco!
- Potem cię rozwiążę.- wtrącił rudy.
- Co z tobą? Masz minę grobową…- Marla odzywała się do Logana z pogardą.
- Złamałaś mi serce.- tylko tyle miał do powiedzenia na chwilę obecną. Marlę ścisnęły wszystkie wnętrzności, serce się wykręcało. Poczuła ból, ale nie mogła tego okazać.
- Oooj jaki biedulek ze złamanym serduszkiem. Jaka z ciebie ofiara losu. Potrzebuję kogoś kto lubi mocne wrażenia i ostrą jazdę. Jesteś za cienki w te klocki.
- Tak? Jakoś nie narzekałaś jak szliśmy razem do łóżka!- wrócił mu głos.
- Może i jesteś w tym dobry, ale potrzebuję czegoś jeszcze. Wygaszasz się powoli.- wiedziała, że uderzyła w jeszcze czulszy punkt. Nie jednego faceta by to dotknęło.- Nie zadowalasz mnie już.
- Super! Idź do tego psychopaty, bo o mnie możesz zapomnieć!- podniósł głos.
- Ha, ha! Śmieszny jesteś. Zabrzmiało to tak jakbyś miał wywołać u mnie jakieś po czucie winy. I to ja rzucam ciebie! To byłaby porażka gdyby rzucił mnie taki idiota. Nie splamię swojego wizerunku.
- Powiedzieć ci jaki jest twój wizerunek? Ha! Po co wyrzucać słowa na marne. Końca dnia nie wystarczy, aby opisać to jaka jesteś fałszywa.
- Więc mogę go załatwić?- spytał Greg.
- Proszę bardzo! Teraz mi już nie zależy. Próbowałem ratować nas narażając swoje życie dla ciebie. Jaki ja byłem głupi…
- I naiwny.- dodał.
- Kotku, bo sobie łapki zabrudzisz. – zatrzymała go Marla.
- To co mam z nim zrobić?
- Zwiąż mu oczy i wywieź gdzieś do lasu. Przecież po co miałby szukać nas z powrotem? Przecież już nas tu nie będzie. Uciekniemy gdzieś razem i będziemy szczęśliwi. Jeśli go zabijesz będzie tylko gorzej, a nie chcę żebyś trafił do więzienia. Daruj go sobie…
- W sumie to masz rację, moja księżniczko.
- Jego śmierć już nie przyniesie ci satysfakcji, bo jego życie straciło dawno na wartości.- dopowiedziała z trudem.
- Ja tu nadal jestem i słyszę!- wyrzucił przez zaciśnięte zęby.
- Chyba czytasz w moich myślach.- założył ręce porywacz.
- Macie rację, szukać was na pewno nie będę. Do diabła z wami.- powiedział zdenerwowany, ale i zawiedziony Logan.
- Nick! Cho no tutaj!
- Czego?- głowa jego pomocnika wychyliła się zza drzwi.
- Wynosimy go.
- Co? Jak to?- nie wiedział skąd nagła zmiana decyzji.
- Potem ci wytłumaczę. Nie będzie nam już potrzebny. Przynieś sok.
- Sok? Jaki sok?
- Zobaczysz…- Greg rozwiązał go, ale pilnował żeby nie ruszył się z krzesła. Nie miał zamiaru uciekać, bo już wiedział, że zostanie uwolniony.
- No w końcu.- rozluźnił sobie nadgarstki. Mam nadzieję, że już więcej was nie zobaczę.- nie spojrzał na dziewczynę.
- Dziękuję, a teraz bez żartów.- Marla zwróciła jego uwagę.- Zanim nasze drogi się rozejdą, chciałabym jeszcze ci coś powiedzieć…
- No czego? Co chcesz mi jeszcze wygarnąć?
- Tylko dwa słowa.
- Nienawidzę cię?- zgadywał.
- Nie, raczej… cztery słowa, tak. Logan. Cztery słowa.- Marla znowu wydusiła ze swoich ust bezdźwięczne Przepraszam. Nie mogła też powtrzymać mokrych oczu i tego jak bardzo powstrzymywała się, aby nie wybuchnąć płaczem. Logan rozwarł usta.
- Marla…- wybełkotał.- Puszczaj!- Chciał już coś powiedzieć, ale Nick złapał go od tyłu i przyłożył mu chusteczkę do nosa. Po kilku sekundach zamknęły mu się oczy. Zmiękły mu nogi, ale w ostatniej chwili go złapano. Nick wziął go na ręce.
- Teraz sobie trochę pośpi.- uśmiechnął się Greg klepiąc śpiącego Logana po plecach.- A ty czekaj na mnie. Niedługo wrócę.- wynieśli go z budynku.
Patrzyła jak wynoszą go aż do samych drzwi, a potem znikają. Jej plan się powiódł. Logan zostanie ocalony. Niestety być może już nigdy się nie zobaczą. Kiedy dopuściła do swojej głowy te słowa, wybuchła niekontrolowanym płaczem.







* No i to ostatnie sklejone rozdziały dla Was. Ja dziś szybko i konkretnie.Jestem zaskoczona liczbą wyświetleń ostatnich rozdziałów. Aż wskoczyły na listę najpopularniejszych :) A co mi napiszecie tym razem? Czekam. Jakby co to na niektóre komy bym odpisała pod wieczór, bo mam zawalony cały dzień. Do środy :*


# Translate

# Znajdź rozdział