sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 121

Patrzył właśnie na nią. Lucy stała przed nim. Powoli to do niego dochodziło. Wszystko to co przeżył przez ostatnie miesiące, wróciło do niego. Niedowierzał, że to rzeczywiście ona. Bał się jej dotknąć. Być może to zjawa albo wytwór jego wyobraźni. W końcu nie dawała znaku życia tyle czasu i nagle się zjawia.
- Wróciłam.- znowu próbowała nawiązać z nim jakąkolwiek próbę rozmowy.
- To nie jest dobry pomysł. Co ty tu robisz w LA?- zadrżał mu głos.
- Przyjechałam wczoraj wieczorem do Palmwoods.
- P-po co?- zatrząsnął się z nerwów.
- Będziemy tak stać na dworze?- spytała.
- Jamie!- w tej chwili Elena zeszła po schodach. Zdążyła się ubrać.- Z kim rozmawiasz?- podeszła do korytarza.- O!- spojrzała na brunetkę. Z tego co opowiadał jej James, miała czerwone pasemka. Teraz ich nie miała. Podajże wróciła do naturalnego koloru. Była bardzo ładna. Ubrana w jeansy i czarną skórzaną kurtkę.- Chyba przeszkodziłam…- wróciła się do salonu.
- Ale…- urwał. Spojrzał znowu na Lucy.
- Rozumiem. Jesteś teraz zajęty.- bez słowa pożegnania opuściła jego posesję. Zamknął za nią drzwi, po czym oparł się o nie, ponieważ myślał, że zaraz upadnie. Jego nogi były jak z gumy.
- Kto to był?- spytała Elena.
- Lucy.- przełknął ślinę.- Lucy wróciła…
- Ta Lucy?- upewniła się. James kiwnął tylko głową.- Czego chciała?- założyła ręce.

środa, 25 lutego 2015

Rozdział 120

Minął tydzień. Carlos i Alexa nie spotkali się ani razu. Latynos za każdym razem jak wchodził lub wychodził z mieszkania, patrzył w stronę ich domu sprawdzając czy przypadkiem ona nie wypatruje go przynajmniej z okna. Tak nie stało się ani razu. To dołowało go jeszcze bardziej. Czuł, że jeśli to się nie zmieni, to wezmą rozwód, a tego nie chciał. Lily ograniczyła kontakty z Carlosem do minimum. Marla nie odtrącała jej, ale ich rozmowa od tamtej pory stała się sztywniejsza. Logan skończył swoją przygodę na uniwersytecie. Nie spodziewał się, że coś takiego jeszcze spotka go w życiu. Kendall ostatnimi czasy postarał się, aby Jo zapomniała o bólu z przeszłości. Od dłuższego czasu Jo była coraz szczęśliwsza. Pogodziła się ze stratą dziecka. Elenie i Jamesowi żyło się dobrze i spokojnie. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Elena odnosiła coraz większe sukcesy zawodowe. Pokochała swoją pracę. Uznała, ze projektowanie ubrań jest znacznie ciekawsze od projektowania wnętrz. Szefowa chwaliła ją na każdym kroku.

Carlos wyjechał na weekend do swojej rodziny. Musiał odpocząć od tego miejsca. James zaprosił do siebie Elenę na kolację. Chciał, aby ten wieczór był idealny. W kuchni głowił się dobre dwie godziny, aby przyszykować danie, które będzie nie tylko zjadliwe, ale i wyśmienite. Udało mu się to z pomocą książki kucharskiej, którą pożyczył od Alexy. Zanim przyszła, zdążył się odstroić. Kiedy zapukała, otworzył jej drzwi.
- Witam, droga Pani.- ukłonił się.- Prześlicznie wyglądasz.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 119

- Ale ciebie kocham bezgranicznie.- dopowiedział.- Wierzę, że mimo tego możemy nadal być razem.
- Co? Już nie grozisz mi rozwodem?- uniosła się.
- A czy ty chcesz to zrobić?- zląkł się.- Jak w ogóle masz zamiar postąpić?- jako jedyny próbował trzymać emocje na wodzy, jednak czuł jak miękną mu nogi, a serce uderza o jego żebra jakby chciało się przez nie przebić.
- Nie wiem.- usiadła. Carlos nie mógł się ruszyć.- Myślę, że najlepiej będzie gdy…

- Jak będzie najlepiej?- drżał mu głos.
- Jakbyśmy dali sobie czas. Na chwilę obecną nie jestem w stanie żyć z tobą normalnie tak jak zawsze pod jednym dachem. Nie umiem.- spojrzała na jego bladą twarz.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że proszę cię, abyś się wyprowadził.
- I co dalej? Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie chcesz już ze mną być?- poczuł ból w klatce piersiowej.
- Uznajmy to za separację.- odpowiedziała bez emocji, a raczej dusząc je w sobie.
- Aha…- spuścił głowę. Wiedział, że już nic nie zdziała. Alexa wyglądała na zdeterminowaną i pewną swojej decyzji.- Może zasłużyłem.- odwrócił się na pięcie. Skierował się w stronę wyjścia.
- Carlos?- zatrzymała go.
- Tak?- spytał z nadzieją.
- Możesz dziś przyjść i zabrać swoje rzeczy?- spytała.
- Dobrze…- nadzieja pękła jak bańka mydlana. Wyszedł. Spojrzał w niebo biorąc głęboki wdech.

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 117 i 118 (?)

Marla cały czas zastanawiała się nad związkiem Carlosa i Alexy. Dobrze wiedziała, że nie powinna się mieszać w ich sprawy i sami powinni rozwiązać swój problem. Nie chciała nikogo oskarżać oraz wszczynać śledztw w tej sprawie. Była po prostu typem osób, które bardziej troszczą się o innych niż o samych siebie. Chciała tylko sprawdzić jak trzyma się jej przyjaciółka. Ona od samego początku wierzyła w jej wersję wydarzeń. Zdrada nie pasowała do niej. Zabrała torebkę i za chwilę była już na miejscu. Zapukała do drzwi i z cierpliwością czekała na odpowiedź.
- Nie ma mnie w domu!- krzyknęła Alexa zza drzwi.
- Ali, to ja.- powiedziała.- Otwórz…- położyła rękę na klamce. Po chwili usłyszała jak przekręca się zamek w drzwiach. Szatynka zobaczyła w jak opłakanym stanie jest jej przyjaciółka. Nie powiedziała nic tylko mocno ją przytuliła. Nie musiała się niczego dopytywać. Zorientowała się, że Carlos jej powiedział.
- Co ja mu takiego zrobiłam?- żaliła się.- Naprawdę zasługuję na coś takiego?- ocierała łzy.
- Oczywiście, że nie.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Nie mogę zadecydować za ciebie… Kochasz go?
- Tak. Jak nikogo.- odpowiedziała.- Ale nie wiem czy mu wybaczę…
- Pewnie żałował tego co zaszło. Gdyby był w pełni trzeźwości, zdecydowanie nie doszłoby do tego. Na pewno żałuje.
- Kim jest ta dziewczyna?- zmieniła temat.
- Lily Collins.- westchnęła.

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 116

Marla postanowiła w końcu wybrać się do Lily. Po tym co widziała, nie mogła zaznać świętego spokoju. Wyszła z mieszkania i przeszła kilka kroków dalej. Ich mieszkania dzielił tylko jeden dom. Zapukała do jej drzwi. Collins przywitała ją ze sztywnym uśmiechem.
- Chcesz się czegoś napić?- spytała brunetka.
- Nie. Przyszłam w konkretnym celu.- zaczęła prosto z mostu.
- Ok. To słucham cię.- przysiadła się. Dopiła wcześniej zrobioną herbatę, która stała na stoliku.
- Powiedz mi, że ja się tylko przewidziałam.
- O czym ty mówisz?- zmarszczyła brwi.
- Powiedz, że wcale nie przespałaś się z Carlosem.- wypaliła.
- Marla…- urwała.
- A jednak!- przyłożyła rękę do ust.- Mój Boże. Jak mogliście to zrobić? Carlos jest żonaty!
- Wiem, ale jest również nieszczęśliwy. Przyszedł wtedy do mnie do namiotu zobaczyć czy ze mną wszystko w porządku. Zaczęliśmy tak rozmawiać. Carlos wyjawił, że wciąż nie może zapomnieć o tym co widział i brakuje mu jej. Był w stanie zapomnieć jej tamto i poukładać ich związek. Ja go wysłuchałam i powiedziałam kilka słów otuchy. Podziękował za to, że mogłam go wysłuchać. Nie wiem jak to się stało, że potem się pocałowaliśmy, no i dalej…- nie dokończyła.- Chyba sama już wiesz.
- Co wyście zrobili?- przyłożyła z bezsilności dłoń do czoła.- Alexa to moja przyjaciółka. Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie wypadałoby gdybym ja jej o tym powiedziała, prawda?- spojrzała na nią z wyrzutem.

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 115

Marla, Elena i Jo spacerowały po plaży. Było już ciemno, ale niebo rozświetlała paleta gwiazd. Usiadły sobie na piasku, a woda łaskotała ich w bose stopy. Rozmawiały o życiu i o tym, że faceci czasami są beznadziejni oraz bez kobiet nie daliby sobie rady. Elena przemyciła wcześniej trzy puszki piwa, więc wypiły je razem. Marla uśmiechnęła się patrząc przed siebie, nad morski widnokrąg. Do szczęścia brakowało jej jeszcze Alexy u jej boku. Mimo, że tu bawi się dobrze, wciąż myślami wraca do związku przyjaciółki. Jo przypomniała sobie śmieszny kawał i tak pociągnęła się lawina śmiechów. Opowiadały sobie zabawne rzeczy jeszcze z pół godziny, a potem postanowiły wrócić na pijackie obozowisko. Spodziewały się harców oraz swawoli, ale było wręcz odwrotnie. Nastała cisza. Przy stole siedział James ledwo przytomny, a Logan zasnął na ławce.
- Witam Panie.- mówił z zamkniętymi oczyma.- Znalazłem wiśniówkę u Kendalla. Jestem w stanie się z wami z nią podzielić.
- A gdzie jest Kendall?- spytała Jo.
- Poinformował, że musi się odlać, a kiedy przyszedł, rzekł, że chyba widział jednorożca i poszedł go szukać. Powiedział też, że go upoluje i przygotuje na śniadanie.
- Co?- Elena zaczęła zwijać się ze śmiechu.
- I ty pozwoliłeś mu tak po prostu pójść?- wrzasnęła na niego blondynka.
- A co? Miałem go zatrzymać? Nic mu nie będzie.- machnął ręką.- Tak się zastanawiam… skoro mięso z konia to konina, to jak się nazywa mięso z jednorożca?
- James!- zaśmiała się Elena.- Wciągałeś coś więcej prócz tego swojego kadzidełka?

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 114

Kendall wpadł do Logana, aby ogłosić swój idealny pomysł na spędzenie razem wspólnego czasu. Powiedział, że fajnie byłoby wybrać się ze wszystkimi nad jezioro na weekend. Marla zgodziła się bez namysłu. Elena i James również przystali na ciekawa propozycję. Problem tkwił w tym, że chcieli zabrać ze sobą jeszcze Carlosa z Alexą. Nie wiedzieli jednak czy się zgodzą. Marla wykonała krótką rozmowę telefoniczną z przyjaciółką, ponieważ jest na planie. Alexa powiedziała, ze w tym tygodniu wyjątkowo nie może, bo musi jechać nagrywać sceny w innym mieście. Tymczasem James zadzwonił do Carlosa. Ten postawił jeden warunek. Pojedzie jeśli Alexy tam nie będzie. Szatyn nie miał innego wyboru jak powiedzieć mu, że jego żona nie może przyjechać. Gdy Latynos to usłyszał, zgodził się, lecz bez większych emocji. Ktoś nagle zapukał do drzwi.
- Wiem, że to ty Lily!- powiedziała Marla. Brunetka weszła do środka.- Przeszkadzam?- spytała kiedy zobaczyła Jamesa, Kendalla i nieznajomą blondynkę.- Jakieś zebranie tu macie?
- Nie. Poznałaś już Jo?- spytała szatynka.
- Jo?- powtórzyła.
- To moja żona.- odezwał się Kendall.
- Czy w Big Time Rush wszyscy są żonaci?- zaśmiała się.- Cześć, Lily.- przywitała się z blondynką.- Masz ładne włosy. Takie lśniące.
- Dziękuję.- uśmiechnęła się.
- Fryzurę kiedyś miałam podobną do twojej, ale teraz teraz je ścięłam.
- No oczu nie mam.- dogryzł jej Logan.

piątek, 6 lutego 2015

PIERWSZE URODZINY PPP!

H E P  R E J  DLA MOJEGO BLOGA! MOJE PIERWSZE DZIECKO MA JUŻ ROCZEK. AŻ SIĘ CIEPŁO ROBI NA SERCU :D

Dobra. Już, już się uspokajam. Na początku chciałam Wam podziękować za to, że jesteście. To jest dla mnie najważniejsze. Myślicie, że po prostu wchodzicie tu, poczytacie sobie a ktoś z Was skomentuje i nic specjalnego. A czy wiecie jak ja się wtedy czuję? Szczęśliwa. Moja praca zostaje doceniona, a to też jest ważne. Przed podjęciem próby napisania tej notki miałam tyle pięknych
rzeczy do powiedzenia, ale teraz... pustka :P Jak to możliwe?
Zacznijmy tę celebrację :)

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 113

James postanowił zrobić dla Eleny niespodziankę. Nie był w tym mistrzem, ale zawsze starał się jak mógł. Pół dnia kombinował jak to zorganizować. Udało mu się dzięki licznym znajomościom. Był zadowolony z tego powodu. Wsiadł do samochodu i pojechał do niej. Chciał już wejść, ale zatrzymał się. Nie wiedział co go nauczyło ostatnimi czasy pukać do drzwi. Otworzył mu Logan.
- Wejdź.- powiedział tylko tyle.- Do Eleny? Bierze prysznic.- nawet nie czekał na jego odpowiedź.
- Do Eleny.- potwierdził i usiadł obok przyjaciela. Zdziwił się, bo Logan nie podjął dalej żadnej próby rozmowy z nim. Szatyn nie mógł wytrzymać, aby go o to nie zapytać.- Co ci?
- Mnie? Nic…- założył ręce.- Siedzę sobie tutaj z tobą w ciszy. To znaczy, że coś musi być nie tak?- przeszył go wzrokiem.
- No nie. Logan? Czy masz coś przeciwko, że ja i Elena jesteśmy razem? Chciałbym wiedzieć czy…
- James…- przerwał mu brunet.- Jestem trochę rozdarty. Z jednej strony chcę, abyś był szczęśliwy i w końcu poukładał sobie życie, bo na to zasługujesz. Może nie często ci to mówię, ale chcę dla ciebie jak najlepiej. Jednak znam Elenę i każdy poprzedni jej związek. Prócz tego ostatniego, wszystkie sama kończyła, bo coś jej się wiecznie nie podobało. Nie chcę, aby doszło do czegoś takiego i znów wpadł na jakiś idiotyczny pomysł. A z drugiej strony jednak, dziwi mnie to, ale martwię się o Elenę. Troszcz się o nią. Czy przynajmniej po części zrozumiałeś o czym myślę?
- Chcesz, abyśmy byli razem, ale jednocześnie myślisz, że skrzywdzimy siebie nawzajem?
- No tak to można nazwać.- przytaknął.- Ale daje wam swoje błogosławieństwo.- uśmiechnął się z dołeczkami.- Pilnuj jej. Rozumiemy się?
- Oczywiście. Ale wiesz, że to nie jest twoja córka, prawda?
- No i co z tego?- podniósł się.- Chcesz się czegoś napić?
- Nie dzięki.
- James!- Elena zeszła na dół. Przytuliła się do szatyna.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Zbieraj się, bo wychodzimy.- poinformował ją z białym jak śnieg uśmiechem.
- Jak to? Teraz?- wybałuszyła oczy.- Gdzie?
- To niespodzianka. Tylko szybko, bo wkrótce będzie się ściemniać.- klasnął w dłonie żeby ją pogonić. Dziewczyna pobiegła szybko do pokoju, aby się przygotować. Po kwadransie wróciła w szmaragdowej sukience.- Noooo, wyglądasz ekstra.- założyła swoje ulubione czarne szpilki i wyszła ze swoim chłopakiem.

James zaparkował samochód pod wieżowcem. Pomógł wyjść Elenie z samochodu. Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi. To miejsce nie wyglądało jak restauracja. W ogóle nie przypominało romantycznego miejsca na drugą randkę. Nie wiedziała co przystojniak kombinuje, ale ją zaskoczył. W końcu na tym polegają niespodzianki. Zamyśliła się, bo być może ubrała się niewłaściwie. James wziął ją za rękę i razem weszli do opustoszałego wieżowca. W recepcji siedział tylko stary dozorca, który uśmiechnął się na ich widok i przywitał. Potem zniknął za drugimi drzwiami. Szli po długim holu.
- Auć!- wrzasnęła Elena. Nie potrafiła opanować swoich emocji. Zgarbiła się natychmiastowo.
- Co się stało?
- Złamałam obcas.- podniosła go z ziemi.- Kuźwa, moje ulubione…- zasmuciła się.
- To tylko buty.- pocieszył ją.- Kupię ci nowe. Jakie tylko będziesz chciała.
- Ała. Noga mnie boli. Chyba mi coś chrupnęło…- skrzywiła się.- Może jak mi się złamał obcas to coś się stało z kostką.- wymacała ją uważnie.- Nie, chyba nic mi nie jest, ale nadal trochę boli.
- Chodź. Pojedziemy windą i na miejscu to zobaczymy.
- Nie. Tylko nie windą!- zaprzeczyła.
- No co ty? Boisz się, że się zarwie?- uśmiechnął się.- Ale z ciebie cykor.
- Ja się boję wind…- przeszedł ją dreszcz strachu.
- Daj spokój. Ten budynek ma trzydzieści pięter. Nie będziesz się męczyć wchodząc po schodach.- wziął ją na ręce.
- James! Puść mnie! Natychmiast!
- Nie krzycz, bo ktoś nas usłyszy. To tylko minuta.- wniósł ją do jej wnętrza. Wrota windy zamknęły się, a Elena spanikowała i uwolniła się z jego objęć.- Aleś ty nerwowa…- burknął.- Widzisz? Jesteś w windzie i nic się nie…- nie dokończył, bo nagle zatrzęsła się pod nimi ziemia i widna stanęła w miejscu.
- Ona się zatrzymała?!- pisnęła.- Umrzemy!- nagle zgasło w niej światło.
- To zwykła awaria. Zaraz ktoś się zorientuje i ją naprawi. Zadzwonię do kogoś. No super.- spojrzał na wyświetlacz.- Brak zasięgu?- rozjaśnił światłem komórki tarczę z guzikami na piętra i wcisnął odpowiedni od awarii.
- Ciemność! Duszę się. Ściany mnie zaraz zgniotą!- zaczęła panikować plącząc się po omacku. James włączył latarkę w telefonie i położył telefon na podłodze. W strudze światła mógł zobaczyć obłęd w oczach dziewczyny.
- Ej, wyluzuj.- przytulił ją.- Już raz coś takiego przeżyłem.
- Ty czegoś nie kumasz!- odepchnęła go od siebie.- Ja mam klaustrofobię! Nie mogę jeździć w windach i to jeszcze w dodatku ciemnych. Ja nawet z prysznica nie korzystam!
- Logan dziś mówił, że bierzesz prysznic.
- Tak się mówi! Korzystam z wanny!
- Teraz mi to mówisz?
- Mówiłam!- wrzasnęła na niego tak, że go opluła.
- Nie pluj mi do oczu.- wytarł się.- Jak ktoś ma fobię to powinien powiedzieć o niej. Strach przed windą a klaustrofobia to różnica.
- Nie pieprz!- zdenerwowała się. Było zupełnie normalne, że w takim stanie nie potrafiła kontrolować swoich emocji.- Otwórzcie te cholerne drzwi!- zaczęła pięściami uderzać w nie z całej siły.- Zabierzcie mnie stąd!- z płaczem osunęła się na dół. Wylądowała na kolanach z czołem przyklejonym do drzwiczek windy.
- Hej, uspokój się.- powiedział już łagodniej.
- B-boję się. Zginiemy…- przytuliła się do niego. Szukała bezpieczeństwa w jego objęciach.
- Już ci kiedyś mówiłem, że cię uratuję. Słyszysz? Nie ma się czego bać. Problemu nie ma tutaj. On siedzi w twojej głowie.
- Uważasz, że jestem wariatką?- znów się ożywiła.
- Nie. No już. Po co te łzy?- starł je delikatnie.
- To się zarwie. Czuję jak się chwieje.
- No przepraszam!- oburzył się na żarty.- Od pewnego czasu znów jestem modelem i ma super wagę. Ty też jesteś lekka jak piórko. Takie z nas wieloryby?- próbował odwrócić jej uwagę. Uśmiechnęła się.- Widzisz? Uśmiechasz się.
- Przez strach. I śmiech przez łzy.
- Chodź.- usiedli na podłodze po turecku. Między nimi świeciła latarka komórkowa.- Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że nie jesteś w windzie…
- To trudne jeśli się w niej jest!
- To spróbuj sobie wyobrazić spokojne miejsce.
- Nie mogę się skupić. Marny z ciebie terapeuta…- kręciła się nerwowo wciąż rozglądając po kątach.- Patrz. Z tej strony winda jest mniejsza!
- Nic normalnie się nie kurczy.- wytłumaczył jej.- Masz dreszcze.- dotknął jej ramienia.- Zawsze miałaś tę fobię?
- Uraz z dzieciństwa.- pociągnęła nosem.
- Opowiesz mi o nim?- spytał grzecznie i ostrożnie, aby znowu się jej nie narazić.
- Nie chcę o tym mówić. W podstawówce chłopaki z klasy zamknęli mnie w schowku na miotły. To było straszne. Nie, nie powiem ci.
- Przecież przed chwilą powiedziałaś.- zmrużył oczy.
- No widzisz? Ja nie myślę. Nie potrafię się skoncentrować!- wstała.- Oszaleję. Już nie pamiętam jak się nazywam!- znowu zaczęła pukać w ściany.
- Logan wie, że masz klaustrofobie?
- Nie i lepiej żeby nie wiedział. Nie chcę wyjść na mięczaka. Rozumiesz? Będzie miał powód żeby się ze mnie naśmiewać.
- Nie sądzę żeby Logan był taki...
- Tak czy siak ani słowa!
- Ok…-odpowiedział.
- Zrób coś żebym o tym nie myślała. Nie mogę przestać wyłączyć umysłu. Mam mętlik w głowie.- objęła swoją twarz w dłonie i oddychała głęboko.- James… a jak zabraknie nam powietrza? Podusimy się i…
- Zamknij się.- przerwał jej. Znał tylko jeden sposób, aby ją jednocześnie uciszyć i przestała o tym myśleć. Zbliżył się do jej ust. Zaczął ją całować. Gdy jej wargi się rozchyliły, włożył do środka swój język. Elena na początku sparaliżowana, później objęła go. Poczuła niesamowite ciepło. Na chwilę zapomniała o całym świecie. Nagle ścisnęli już wcześniej zamknięte oczy. W windzie znów zawitała jasność. Po chwili coś pisnęło i znowu ruszyli.
- Patrz.- uśmiechnął się.- Jedziemy.- nic nie powiedziała tylko przytuliła go do siebie.
Wysiedli na ostatnim piętrze. James pociągnął ją za sobą korytarzem. Weszli na schody i otworzył wielką klapę. Znajdowali się na dachu. Elena rozdziawiła usta z wrażenia. Podeszła do barierki. Rozejrzała się po panoramie miasta z trzydziestopiętrowego wieżowca. Jakby tego było mało, obok znajdował się stolik z wykwintną kolacją.
- Ty to wszystko przygotowałeś?- była pod wielkim wrażeniem.
- Jeśli oczywiście po takich wrażeniach masz ochotę jeść…
- Umieram z głodu. Strach robi mi apetyt. Wiem jestem inna niż reszta.- usiadła na krześle, które odsunął jej James.- Dziękuję za to wszystko. Za to, że przynajmniej na chwilę pomogłeś mi zapomnieć o problemie i za to, że się tak starasz.
- To dla mnie sama przyjemność.- nalał jej szampana.- Nawet zdążyliśmy w porę. Zachodzi właśnie słońce. Chciałbym wznieść toast.- podnieśli swoje naczynia.- Za nas.
- Za nas.- mimo, że początek nie zapowiadał się przyjemnie, spędzili cudowne chwile przy panoramie zachodzącego słońca, w pięknym Los Angeles.






* Uwielbiam ten moment jak Elena wpada w szał :) To jej James zrobił niespodziankę. No i znowu rozdział taki krótki, ale to już normalka. Czasem trafi się dłuższa perełka :) Ja dzisiaj nie mam nic do dodania. Dziś mam sesję. Wish me luck! I do soboty :*

PS A nieee... Nie tylko do soboty! WYJĄTKOWO CHCIAŁABYM WAS ZAPROSIĆ TUTAJ W PIĄTEK. DLACZEGO? SAMI SIĘ PRZEKONACIE :)
No i zapraszam na drugiego bloga :)

PS PS No i dziękuję za wsparcie w sprawie mojego bloga :* If you know what I mean?




# Translate

# Znajdź rozdział