środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 139

Jo wciąż zastanawiała się czy powiedzieć Kendallowi prawdę. Właśnie wracała od swojego ginekologa. Dowiedziała się, że ma małe szansę na ponowne zajście w ciążę. Jednak nie wykluczył w ostateczności takiej opcji. To podniosło ją trochę na duchu. Myślała, że po poronieniu zostanie bezpłodna. Postanowiła to wykorzystać. Wróciła do domu zastanawiając się jak przygotować się na powrót Kendalla. Ugotowała pyszny obiad. Następnie wzięła orzeźwiający prysznic, po czym ubrała się w seksowną bieliznę. Włożyła szlafrok i rozsiadła się wygodnie w fotelu czekając na męża oglądając najnowszy odcinek swojego serialu. Uśmiechnęła się pod nosem, ponieważ wyszedł świetnie. Nie minęło dwadzieścia minut kiedy blondyn wrócił do apartamentu. Kendall, gdy zobaczył Jo, wewnętrznie posmutniał wciąż zostawiając pozorny uśmiech na twarzy. Zamiast podejść do niej i skorzystać z okazji, skierował się w zupełnie inną stronę co zaskoczyło dziewczynę.
- Co mamy na obiad? Strasznie zgłodniałem.- podniósł pokrywkę od patelni i zajrzał do środka. Wciągnął nosem aromatyczny zapach sosu.
- Nałożę ci.- powiedziała trochę zawiedziona. Jednak miała nadzieję, że po obiedzie zaciągnie go do sypialni. Patrzyła jak mąż delektował się daniem. Zielonooki zauważył, że jest notorycznie obserwowany czego mógł się spodziewać.
- A ty nie jesz?- spytał gdy przełknął kęs.
- Ja już zjadłam.- skłamała.
- Bardzo dobre…-po chwili dokończył jeść i odłożył talerz do zmywarki.- To był bardzo pracowity dzień. Gustavo nas wycieńczył.- rozłożył się na kanapie.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 138

Lucy dowiedziała się od Camille, że Marla z całą paczką wróciła niedawno do domu. Z biegiem czasu zrobiło jej się przykro za to jak ostatnim razem potraktowała Marlę. Przechodzą wielki kryzys w ich przyjaźni, ale nie chciała dłużej tego tak ciągnąć. Zostawiła rzeczy, którymi się wcześniej zajmowała i opuściła Palmwoods. Postanowiła, że pojedzie do szatynki i z nią porozmawia. Dosiadła motocykl, który kupiła sobie w tamtym tygodniu, założyła kask i pojechała przed siebie. Wkrótce dojechała na miejsce. Furtka była otwarta, więc pozwoliła sobie wejść do środka. Stanęła przed drzwiami, podniosła rękę, aby nacisnąć na dzwonek, który wydawał się mało używany. Zawahała się i opuściła rękę. Wypuściła powietrze z płuc i policzyła do dziesięciu, po czym odważnie zapukała. Drzwi lekko się uchyliły, a następnie szybko znów się zatrzasnęły. Po chwili dotarło do niej kto ją tak niegościnnie potraktował. Był to Logan. Zmarszczyła brwi i zapukała ponownie. Usłyszała jakieś szmery i pogłosy Logana oraz Marli. Po chwili drzwi otworzyła jej Marla.
- Cześć.- powiedziała Lucy.
- Cześć…- odpowiedziała niepewnie trzymając się kurczowo drzwi.
- Raczej do widzenia!- wtrącił się brunet zakładający kurtkę w korytarzu. Zdenerwowany wyszedł z mieszkania. Szatynka upuściła głowę. Lucy przegryzła dolną wargę, bo najwyraźniej przed chwilą pokłócili się o nią. Nie była zła na Logana za to jak ją traktuje. Rozumiała go, jednak miała nadzieję, że z czasem złagodnieje.
- Mogę wejść?- spytała niepewnie rockmenka.
- Po co?- burknęła.
- Porozmawiać i… przeprosić.- podrapała się najmniejszym palcem po policzku. Marla bez słowa pokazała ręką zapraszający ruch do środka.- Sorry, że przeze mnie się pokłóciliście.
- Mógł nie zamykać ci drzwi pod nosem.- założyła ręce.

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 137

Kiedy Marla obudziła się, Logana już nie było. Musiała znów przyzwyczaić się, że będzie wstawał wcześniej. Praca to praca. Zeszła na dół do kuchni. Poczuła się trochę dziwnie i nieswojo. Na dole nie było już Eleny, która z samego rana czekała na jej przepyszne śniadanie. Nie będzie słuchać jak kuzynostwo użera się ze sobą każdego dnia, dogryza sobie lub wyzywa od najgorszych. Wiele się zmieniło w przeciągu kilku dni. Było bez niej tak cicho. Zastanowiała się co teraz może robić Elena u Jamesa kiedy go też teraz nie ma w domu. Z jej rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Cześć.- w drzwiach pojawiła się Lily. Marla odkąd wróciła z wycieczki, widzi ją po raz pierwszy.
- No cześć. A co dopiero teraz do mnie przychodzisz? Napijesz się czegoś?
- No może kawy…- usiadła przy stole.- Nie przychodziłam wcześniej ze względu na Alexę. Ostatnio bywała u ciebie dzień w dzień.
- Aha.- dosiadła się.- Ty chyba nie wiesz, ale oni wrócili do siebie.
- Naprawdę?- uśmiechnęła się lekko. Westchnęła z ulgą.- To dobrze, bo myślałam, że przeze mnie się rozwiodą. Dobra, nie ważne. Gadaj co tam na Hawajach ciekawego robiliście.
- Mój Boże dziewczyno, ile się działo.- podała ja kawę.- Chyba mi trochę zejdzie, aby ci to opowiedzieć.- szatynka postanowiła w skrócie streścić przygody z każdego dnia. Lily słuchała ją uważnie z opadniętą z wrażenia szczęką.- No i po tym wszystkim wróciliśmy do domu… Tak to było.
- To wiele sobie nie odpoczęłaś.- pokręciła głową. Usłyszały jak ktoś puka do drzwi.

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 136

James od samego rana tryskał radością. Za pół godziny mają spotkanie z szefem. Nie wierzył, że kiedykolwiek będzie szykował się na spotkanie z nim z takim optymistycznym nastawieniem. Fox kręcił się obok jego nogi podskakując co chwila. Nadal nie nacieszył się swoim panem po tygodniowej rozłące. Szatyn wziął go na ręce i pocałował w wilgotny nosek.
- Kto jest moim skarbem, no kto?…- pozwolił mu złożyć psi pocałunek na jego policzku.- Jezu, jakiś ty już duży… Łap!- rzucił mu chrupkę, którą pupil złapał w swoje szczęki zanim spadła na ziemie.
James zjadł śniadanie, które wcześniej przygotował. Następnie umył swoje śnieżnobiałe ząbki. Pogładził się po brodzie. Pod opuszkami palców wyczuł pierwoszodniowy zarost. Uznał, że zostawi jak jest. Elena uwielbiała kiedy, jak to ona się wyraziła, jest jej słodką małpeczką. W dodatku wydawało mu się, że Marla jest dla niego milsza gdy jest zarośnięty. Taki już jego urok, tak działał na kobiety.
Miał już wychodzić kiedy Fox zaczął skamleć. Szatynowi zrobiło się przykro, więc złapał za smycz i przypiął ją do obroży pupila.
- No przecież bym cię tu samego nie zostawił, prawda?- jak na zawołanie Fox szczeknął.
Od jego domu do wytwórni było piętnaście minut drogi. Przed Rocque Records wziął go na ręce i wszedł z nim do windy. Następnie przeszedł się swobodnie korytarzem i zapukał do gabinetu Gustavo. Na miejscu byli już jego przyjaciele. Usiadł na wolnym siedzeniu obok Carlosa, a Foxa

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 135

Nadeszła niedziela, dzień wyjazdu. Budziki ustawione były na godzinę ósmą. O dwunastej muszą się wymeldować, a o trzynastej samolot będzie już czekać na nich na lotnisku. Marla wstała jednak wcześniej. Nie mogła spać wiedząc, że już nigdy nie odnajdzie swojego zegarka. Było jej przykro z tego powodu. Dla niektórych, a raczej reszty Wszechświata to nie był problem, dla niej to zmartwienie. Czuła wewnętrzną pustkę. Wyszła po cichu z łóżka, aby nie budzić Logana. Poszła na poranną toaletę, ubrała się i wyszła z apartamentu. Był świeży poranek. Na korytarzach panowały pustki. Zapytała w recepcji czy przypadkiem nie odnaleziono jej zguby. Niestety… mogła się tego spodziewać. Recepcjonistka o niczym nie wiedziała. Ostatnia nadzieja umarła. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, więc pokierowała się w stronę oceanu.


Tymczasem Kendall właśnie się budził. Przeciągnął się i uśmiechnął. To było optymistyczne powitanie dnia. Myślał teraz tylko o tym żeby wrócić do domu, a następnego dnia porozmawiać z Gustavo. Miał w sobie nieposkromione pokłady energii do pracy i czuł, że coś z tego wyjdzie. Poszedł do łazienki się oporządzić. Spojrzał w lustro i zaśmiał się pod nosem, ponieważ jego włosy przypominały gniazdo.

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 134

Ten sobotni poranek można nazwać głuchym oraz niewidomym. Dlaczego? Ponieważ nikt, dosłownie nikt nie wstał wcześniej niż przysłowiowa godzina dwunasta w południe. Czy ktoś pił czy nie pił, bawił się czy nie bawił, spał jak zabity dopóki nie obudzi go jasne i gorące słońce w zenicie. Tego dnia pogoda była najbardziej upalna z całego tygodnia. Ósemka wstała leniwie z łóżek w swoich odstępach czasowych. Kiedy przygotowywali się do wyjścia z pokoju, zastanawiali się czy jeszcze wydadzą im śniadanie, bo być może hotelowi kucharze przygotowują już coś wykwintnego na obiad. Na szczęście upiekło im się. Spotkali się w jadalni. Można było podzielić ich na dwie grupy. Tych, którzy są zmęczeni, ale szczęśliwi i tych, którzy są wycieńczeni i w do tego nieszczęśliwi. Do tej pierwszej grupy należeli Schmidt’owie i Hendersonowie, a do drugiej reszta towarzystwa.
- Umieram…- jęknął Carlos gdy opróżnił całą wodę. Normalnie James by mu coś powiedział, lecz ten również nie był w nastroju. Elena była w podobnym stanie, a Alexa wciąż żywiła urazę do męża za wczorajszą libację.
- Ej ludzie.- potrząsnęła nimi Marla.- Korzystajcie póki możecie, bo jutro wylatujemy.
- I dobrze.- powiedział James.
- Nie podobało ci się tutaj?- spytała Jo.
- Podobało się, ale już mam dość wypoczywania. Rzygam dniami wolnymi. Nie wierzę, że to

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 133

Marla biegła tak szybko jak tylko się dało, mimo tego, że piasek wsypujący się do jej sandałów spowalniał jej ruchy. Była świadkiem bardzo dziwnego zdarzenia, które musiała wyjaśnić. Widziała przed sobą tyle co nic. Była godzina zero trzynaście. Ciemność nie pozwoliła jej dostrzec, w którym kierunku uciekła Maya. Najbardziej prawdopodobne było, że wróciła do hotelu. Podbiegła z zadyszką do recepcji pytając się czy nie przechodziła tędy ich masażystka. Kobieta wskazała jej drogę , którą poszła.
Spowolniła kroku. Drzwi od ośrodka spa były lekko uchylone. Weszła do środka najciszej jak tylko się dało. We wnętrzu panowały egipskie ciemności. Szatynka zlękła się. Po omacku szukała włącznika światła. Potknęła się o jakiś stolik robiąc przy tym znaczny hałas. Skrzywiła się zaciskając usta. Chciała podnieść przewaloną rzecz, lecz pomyślała, że zrobiłaby jeszcze większy hałas i zostawiła to tak jak jest.
- Natalie?- zawołała.- Maya! Wiem, że tu jesteś.
- Nie da się nie słyszeć.- rozbrzmiał głos brunetki. Marla usłyszała pstryknięcie i w pomieszczeniu rozjaśniło się. Szatynka zmrużyła oczy, bo jej źrenice były przyzwyczajone do ciemności przez jakiś czas.
- Co to miało znaczyć tam na plaży?- zaczęła od sedna.
- Twój ukochany cię zdradza.- powiedziała.
- Co ty mówisz?!- założyła ręce.

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 131 i 132

Piątek, czyli piąty dzień relaksu na zielonej wyspie. Hendersonowie obudzili się czując jak nowonarodzeni. Mieli za sobą wspaniałą noc. Być może wczoraj przyjaciele podarowali im tamten dzień, aby mogli zająć się tylko sobą lecz nie można było powiedzieć tego o dniu dzisiejszym. Kendall zadzwonił do Logana zapraszając ich na śniadanie na świeżym powietrzu. Zebrali się i ogarnęli w niespełna pół godziny. Wszyscy czekali na nich. Przywitali się i usiedli na swoich miejscach.
- No opowiadajcie jak tam spędziliście ten dzień.- zaczęła Jo.
- Ja pitole! A nie widać?- Elena spojrzała na szyję szatynki.- Czy to są prawdziwe diamenty?
- Nie, z kartonu.- wyszczerzył się Kendall.
- Jo?- spojrzała na nią wiśniowłosa.- Mogę obciąć coś twojemu mężowi?- spytała złośliwie. Blondynka nic nie odpowiedziała, schyliła głowę do talerza. Marla zauważyła, że czymś się przejęła, ale nie chciała pytać przy wszystkich, bo z pewnością by się wszystkiego wyparła.- Nie bawi mnie twoja ironia, blondyneczku.- spojrzała na niego Elena.
- Srata tata.- wystawił jej język.
- Kendall Srendal.
- Widzę, że zostawiłaś mnie i znalazłaś sobie inną ofiarę do dręczenia.- zorientował się Logan.- Współczuję ci Kend takiego ciężaru.
- Ej! Mówicie o mojej dziewczynie.- obronił ją James.
- To może czas się przyzwyczajać, bo jak zostanie kiedyś twoją żoną to będzie jeszcze gorzej.- powiedział Carlos.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 130 i 131

Czwartek, najważniejszy sierpniowy dzień dla Marli i Logana. Pierwsza rocznica ich ślubu. Jeszcze wczoraj Marla specjalnie nastawiła sobie budzik na szóstą rano, aby przyszykować swoją niespodziankę. Wybrała do tego wyjątkowo cichy alarm żeby nie obudzić wtedy męża. Próbowała wcześniej tego alarmu i był odpowiedni. Łatwo można wybudzić ją ze snu, nawet najdrobniejszym szelestem. Nie to co Logana, dlatego nie martwiła się o to. Kiedy nastał ranek, spała spokojnie. Niestety stało się niepokojące, że ciągle jest ciemno. Marla już nie spała, ale nie otwierała oczu. Jej budzik nie zadzwonił, więc stwierdziła, że jest jeszcze zbyt wcześnie. Niespodziewanie nawet przez powieki zauważyła nagłą jasność i towarzyszące temu zjawisku dźwięk rozsuwanych rolet, których nie przypominała sobie zasuwać wczoraj, choć weszła do łóżka ostatnia. Usłyszała jak drzwi się otwierają. Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na zegarek. Była godzina jedenasta. Jej budzik nie zadzwonił. Wzięła telefon do ręki.
- Jak to jest możliwe?- zadała po cichu pytanie do siebie. Okazało się, że budzik jest wyłączony. Odłożyła telefon. Dopiero teraz zorientowała się, że Logana nie ma obok niej. Zdziwiła się. Gdy ma wolne, nie wstaje tak wcześnie. Nie tylko to ją zaskoczyło. Kiedy trochę oprzytomniała, a jej wzrok wyostrzył się po przyjemnie przespanej nocy, zobaczyła czerwone płatki róż na swojej pościeli. Uśmiechnęła się. Wiedziała już kogo to jest sprawka, że nie zadzwonił jej budzik. Wtem Logan wszedł już ubrany do sypialni z całym zestawem śniadaniowym.
- Wszystkiego najlepszego kochanie.- pocałował ją w policzek.
- Tak się mówi na rocznicę ślubu?

# Translate

# Znajdź rozdział