poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 54

Nadszedł głuchy poranek. Na zewnątrz panowała cisza jakby nikt poza domem nie istniał. Ptaki fruwające po niebie stały się bezgłośne, drzewa trzepotały liśćmi bezszelestnie, wiatr dmuchał bez świstu.
Marla spała w łóżku twardym snem, ponieważ żaden odgłos świata zewnętrznego nie potrafił jej obudzić. Ranem nadrabiała przehulane nocne zabawy. Z powiekami tak ciężkimi, że trudno byłoby otworzyć jej oczy. Gdy tak spała, o niczym nie śniła. Nie miała ani jednej myśli, która przeszłaby przez jej głowę. Kompletna pustka. Może to i dobrze. Przynajmniej raz zasnąć głębokim snem bez żadnych obaw i zmartwień, bez pytań o następny dzień. Jedynym problemem, choć nie wiadomo czy można nazwać to problemem było to, że nawet nie pamiętała kiedy trafiła do łóżka. Jakby jej świadomość w pewnym momencie się urwała.
O zaawansowanym poranku, jeszcze przed południem, zaczęła się powoli budzić. Nie otwierając oczu, przeciągała nogi i ręce. Nie była to jedna z najlepszych pobudek. Pozostałości po imprezie dały się we znaki. Jeszcze bolała ja głowa. Nie chciała wstawać. Odzyskała świadomość, ale wciąż nie otwierała oczu. Nie chciała, aby zraziło ją światło słoneczne. Zorientowała się dopiero, że nawet nie była przykryta i przez cały czas tylko leżała na pościeli. Po omacku szukała telefonu na szafce nocnej. Wyczuła go palcami. Gdy próbowała go wziąć, wyślizgnął jej się z ręki i spadł na ziemię. Stuk spowodował, że otworzyła oczy. Nie podniosła telefonu gdyż uwagę jej przykuło coś innego. Nie była w swoim pokoju. Przeszedł ją dreszcz. Obróciła głowę na lewo i zobaczyła u swojego boku budzącego się właśnie Jamesa. Spanikowana Marla krzyknęła. James, do którego ledwo co dotarło zatkał jej szybko usta własną dłonią, aby się przyciszyła. Oboje podnieśli głowy z poduszek jak oparzeni wciąż siedząc na łóżku.
- Co ty tu robisz?!- pisnęła.
- To jest mój pokój. I moje łóżko!
- To co ja tu robię? Czy… czy ja i ty?- szepnęła do niego.- Czy my…?- nie mogła dokończyć pytania.
- Nie, raczej nie.- spojrzał na siebie i na nią.- Chyba...nie...- jego koszula od pidżamy leżała na podłodze.
- Tak. To chyba nie możliwe żebyśmy ze sobą spali. W końcu nie ubralibyśmy się potem raczej, co? Ale musiałeś? Naprawdę musiałeś spać bez koszuli?- jej oczy jak szalone mknęły po jej ciele. Powietrze, które wydychała delikatnie drżało.
- Spokojnie. Tu nic nie zaszło. Po prostu zasnęłaś na moim łóżku… to tyle. A ja i tak sypiam bez góry od pidżamy.
- Tak.- próbowała przekonać samą siebie.- Tylko jak to się stało? Dlaczego ja tego nie pamiętam?
- No tak… ja też niewiele pamiętam. Tylko tyle, że miałem ci coś pokazać. Poszliśmy na górę i urwał mi się film. To nie jest normalne. Jeszcze tak mi się nie przydarzyło.
- Mi również…- wstała.- Muszę stąd wyjść, ale tak, aby nikt mnie nie zauważył.- klepnęła się w czoło.- Nie mogę, Jo śpi na dole. Przecież nie wdrapałaby się na górę do Kendalla.- przyłożyła głowę do drzwi.- I z tego co słyszę to nie śpi, bo z kimś rozmawia.
- Przecież nic nie zrobiliśmy. Z czystym sumieniem powinnaś zejść na dół.
- Tak i wytłumaczę im co się stało, a oni to zrozumieją.- zironizowała.- A do tego sami nie mamy stuprocentowej pewności, że nic między nami nie zaszło.
- W sumie to sam bym w to nie uwierzył…- podrapał się po głowie.- Musimy o tym zapomnieć. Nic tu nie zaszło, nie warto o tym wspominać. Ja w taką wersję wierzę.
- Łatwo mówić…
- Ej!- szepnął i podszedł do niej.- Czy czujesz się jakbyś zdradziła Logana?
- Nie...
- Właśnie, bo powtórzę się jeszcze raz. To było nic!
- Ale nie zejdę tam.- kręciła głową.
- Dlaczego?
- Bo jestem cała w nerwach, a jak się denerwuję to widać, że kłamię. W takim stresie nie potrafię kłamać. Choć wiem, że nie mam po co kłamać, ale prawda wygląda niestety tak jak kłamstwo. Jeszcze się nakręcę, zacznę zmyślać… Nie mogę stąd wyjść. Pomóż mi się stąd inaczej wydostać.
- Co mam zrobić? Wyrzucić wszystkich z domu żebyś mogła uciec? Mam podpalić dom żeby wypłoszyć innych?
- A ty zejdziesz na dół i wyjaśnisz co się stało, choć nikt z nas nie ma pojęcia co zaszło? Powiedziałeś, żeby zapomnieć. Zapomnę jeśli stąd wyjdę. Siedzimy w tym oboje, więc mi pomóż.
- No dobra.- usiadł na krześle myśląc, co sprawiało mu trochę problemu w tym stanie. Spojrzał na okno.- Mam pewien pomysł, ale trochę cię będzie kosztować…
- Jaki?- nie czekała na jego odpowiedź. Kiedy James wpatrywał się w okno domyśliła się co to za pomysł.- Ty chyba żartujesz. Mam skoczyć z okna?
- Hej? Za oknem jest drzewo. Z doświadczenia wiem, że można z niego zejść.
- Mówisz o tym drzewie, z którego spadłeś?- założyła ręce.
- Byłem pijany.- wytłumaczył.
- Mam wejść na drzewo w tych butach?- wskazała palcem na szpilki, które leżały na podłodze.
- Dam ci swoje buty.- szatyn wyciągnął z szafki adidasy. Marla spojrzała na niego niepewnie. W końcu kiedy dotarło do niej, że to jedyna opcja, włożyła buty.
- Jeszcze będę tego żałować… jest jeden problem. Te buty są za duże o kilka rozmiarów!
- Masz skarpetki.- podał jej dwie pary skarpetek. Jedne na nogi i drugie do wypchania obuwia. Otworzył jej okno.
- Nie, nie mogę.- spanikowała.
- To zejdź jak człowiek po schodach. Coś się wymyśli.- za drzwiami usłyszeli jak Logan właśnie wyszedł z pokoju, śpiewał coś pod nosem i zatrzasnął drzwi od łazienki.- Odwołuję. Wskakuj na tę gałąź.- pisnął.
- Nie załamie się?
- Jest gruba. Mnie dała radę utrzymać. To naprawdę bezpieczne drzewo.
- No dobrze…- przełknęła głośno ślinę.- Idę.- złapała Jamesa za rękę, aby się utrzymać na gałęzi. Kiedy go puściła, zachwiała się. W ostatniej chwili złapała się gałęzi.Stąd rzeczywiście było widać sypialni Natalie. Wolałaby żeby teraz nie wyjrzała przez okno.
- Uważaj.- szepnął rozglądając się wokół. Marla doszła do środka drzewa. Przyjęła pozycję koali i powoli zsuwała się po pniu. Bezpiecznie zeszła na ziemię.- Zobaczymy się potem.- powiedział James i zamknął okno.

Marla cieszyła się, że udało jej się nie zrobić sobie krzywdy. Ściszyła swój oddech tak, aby nikt przypadkiem nie usłyszał jakiejś żywej istoty za oknem. Kroczyła jak najbliżej płotu, aby nie była widoczna. Kiedy doszła do furtki, usłyszała głos Kendalla. Chłopak wyszedł od strony tarasu i kiedy się odezwał, przestraszył dziewczynę.
- Kendall? Co ty tu robisz?- w myśli pluła sobie w brodę się za to, że została przyłapana.
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie. Usłyszałem kobiecy krzyk. Myślałem, że to Jo, ale to nie ona. Więc pomyślałem, że się rozejrzę…
- Tak, tak. To byłam ja… wystraszyłam się, bo pająk wskoczył mi na nogę.- wymyśliła szybko wymówkę.
- Strasznie wyglądasz.- odrzekł.
- Dzięki, kobiety lubią to słyszeć.- zironizowała.
- Czy to nie są buty Jamesa?- spojrzał na jej nogi.
- Tak, są. Tak…
- Aha…- zmrużył oczy podejrzanie.- To powiesz mi co tu robisz w butach Jamesa?
- Tak, więc obudziłam się w swoim domu…- to kłamstwo spowodowało totalną pustkę. Nie wiedziała co powiedzieć. Próbowała jakoś z tego wybrnąć nie zważając czy ma to jakiś sens. Mimo to, że czuła przeszywające spojrzenie Kendalla, mówiła dalej.- No więc, tak… Tak sobie wstałam i zorientowałam się, że przyszłam do domu w jego butach. Wyszłam i przyszłam tutaj mu je oddać. I wziąć swoje. Tak. Właśnie tak było. Przyszłam po swoje buty. Tak.- Kendall tak słuchał, a jego twarz wyglądała na jeszcze bardziej tajemniczą. Nie wiedziała czy to kupił czy nie.
- A nie można było to zrobić normalnie?- uśmiechnął się. Dziewczyna doszukała się w tym uśmiechu drwiny.
- W sensie?
- Wstać, ogarnąć się i przyjść kiedy ci odpowiadało. Myślisz, że twoje buty zniknęłyby gdybyś tak zwlekała? Pierwszą rzeczą po otworzeniu oczu to przyjść tutaj?- to ostatnie pytanie zadał sobie sam pod nosem. Marli zrobiło się gorąco, bo Kendall wyglądał tak jakby w to nie uwierzył. Ale nie zapowiadało się, aby blondyn zapytał o prawdę.
- Jestem jeszcze pod wpływem… nie myślę racjonalnie. Tak… Wiem, że to nie w moim stylu.- próbowała wybrnąć.
- Totalnie. A jak tu weszłaś?
- Przez bramę wyjeżdżał wasz sąsiad, więc tak się wślizgnęłam.
- Nasza furtka też była otwarta? Bo nie słyszałem dzwonka…
- Zadajesz za dużo pytań.- zmieniła temat.- To przyniesiesz mi te buty?
- To nie wejdziesz?- zmarszczył brwi.
- No skoro przyszedłeś to nie ma sensu żebym tam wchodziła. Nie chcę przeszkadzać…
- Nigdy nie przeszkadzałaś. Nie puszczę cię w tym stanie do domu. Zostaniesz na śniadanie.
- Nie… nalegam. Przynieś mi te buty. Ja tu poczekam!- zadrżał jej głos. Nie chciała wchodzić do środka.
- A pamiętasz gdzie je zostawiłaś?
- Nie.- znów skłamała.
- To wejdź, bo zanim je znajdę to trochę to potrwa. Nie zostawia się gości na dworze. Wejdź, bo zacznę się martwić…- dała się namówić. Stanęła w korytarzu po cichu udając jakby jej tam w ogóle nie było.
Przez otwarte drzwi zobaczyła w jakim stanie jest dom po imprezie. Poprzebijane balony, confetti i serpentyny zajmowały całą podłogę. Na stole leżały stosy butelek po alkoholu i pustych naczyń. Ogólnie wyglądało jakby przeszło tornado.
- Marla, wejdź.- powiedziała Jo gdy zauważyła ją. Nie miała innego wyboru.
- Cześć…
- Co ty? Wstałaś tak jak zasnęłaś?- zaśmiała się.
- Mnie też to dziwi w tej chwili.- usiadła obok niej.- Przepraszam, że was wszystkich obudziłam.
- Nic nie szkodzi. Jeszcze będzie czas żeby się wyspać. Ale Carlos nadal śpi.- owinęła się w szlafrok swojego chłopaka.
- Kawy czy herbaty, dziewczyny?- zapytał się blondyn.
- Ja chcę kawę.- uśmiechnęła się Jo.
- Ja dziękuję.- nie miała na nic ochoty.- I jak tam noga?
- Miejsce obok kostki jest obite. Widać siniaka. Mam zamiar jeszcze dziś pojechać do lekarza.
- Mogę wybrać się z tobą? Po tym jak się ogarnę…- powiedział szatynka.
- Jasne.
- Uwaga! Przewidziałem, że tak może wyglądać ten poranek, więc zachowałem zapiekankę. Odgrzeję ją i zjemy.
- Usłyszałem słowo zapiekanka?- po schodach właśnie zszedł Logan prosto z łazienki. Miał na sobie tylko przepasany w pasie ręcznik.
- Jo jest na dole!- poinformował go Kendall widząc przyjaciela.
- Zapomniałem!- wrócił się do swojego pokoju ubrać się.- A co jakiś wstyd?- mruknął pod nosem do siebie kiedy wracał na górę.
- Śniadanie!- wydarł się Kendall tak, że jego krzyk rozniósł się przez cały dom. Chłopak szybko pozbierał śmieci ze stołu, resztę szybkim ruchem zrzucił z niego i położył zapiekankę oraz rozdał talerzyki.
- Już jestem!- Logan przywdział się w białą koszulkę i spodenki.- Co za niespodzianka!- zauważył Marlę.
- Hej…- uśmiechnęła się szatynka.
- Też tu spałaś?
- Nie. Dlaczego tak myślisz?- przestraszyła się dziewczyna. Kendall odwrócił się, aby zobaczyć jej przerażoną minę.
- Bo tak wyglądasz.- uśmiechnął się.- Po co tak wcześnie przyszłaś?
- Po telefon.- odpowiedziała.
- Myślałem, że po buty.- wtrącił Kendall.
- Nieważne… dawajcie mi tę zapiekankę i najlepiej… butelkę wody, bo mnie strasznie suszy.- powiedział Logan. Marla uniknęła tłumaczenia.
- Mnie też.- spełzł ze schodów Carlos. Wyglądał strasznie. Był blady, oczy miał podkrążone, nos zaczerwieniony. Jak zaczął kichać to wszyscy myśleli, że zaraz z nich spadnie.
- Ty jesteś chory?- zadał mu pytanie retoryczne.
- Najwyraźniej.- przysiadł się.- Łeb mi pęka.
- A mówiłem żebyś nie taplał się w tym basenie.- matkował mu miodowłosy.
- Ale warto było. Biba, że hej. Logan, podaj wody.
- Spadaj, jest moja.- brunet odkręcił korek i zaczął pić z butelki tak łapczywie jakby nie miał nic w ustach przez tydzień.
- Zrobię ci herbaty.- rzekł Kendall.
- Kto z nas był najbardziej trzeźwy?- spytał się Logan rozglądając z nadzieją.
- Podajże ja, a co?- blondyn czekał przy blacie aż zagotuje się woda.
- Tak od północy to widzę jak przez mgłę, a reszta to już w ogóle.- odpowiedział.- O! Proszę, nasz książę!- James zszedł właśnie na dół.
- No siema. Dajcie mi wody.- szatyn usiadł przy stole.
- He, he… nie.- zaśmiał się.
- Nie denerwuj mnie, nie jestem w nastroju.- dopiero teraz zorientował się, że Marla siedzi przy stole.- A co ty tu robisz?- zdziwił się.- Przecież…
- Tak wyszło.- tylko tyle mogła mu powiedzieć, aby nikt się nie domyślił.
- Fajnie, że się cieszysz z jej przyjścia.- zironizowała Jo.
- Cieszę się. Oczywiście, że tak.- powiedział z załamanym głosem.- Nie mam po prostu nastroju.
- To co tam Logan bredziłeś?- zmienił temat Kendall.
- Może byłbyś dobrym kumpem i przypomniał mi co ja wczoraj robiłem.- powiedział Logan nakładając sobie zapiekanki.
- Wszystko jest na zdjęciach i nagraniach. Ale jeśli nie możesz się powstrzymać… James dał popis na stole, Carlos udawał psa…
- Słucham?- niedowierzał Latynos.
- No tak. A Logan… w sumie Logan zrobił tak jak wy kilka szalonych rzeczy. Najlepsze było jak z kolumny zrobił rurę do striptizu. Musisz zobaczyć video.- zaśmiał się.
- Może ja nie chcę tego jednak słyszeć…- skrzywił się.
- A pamiętasz co gadałeś jeszcze chwilę przez północą jak tańczyłeś z Marlą?
- Coś tam pamiętam…- Logan zamyślił się.
- A co dokładnie?- zapytała go Marla.
- Coś o Natalie się napomknęło i później też, ale za to przeprosiłem. To było to?- zaprzeczyła.- Co ja powiedziałem? Wydałem kogoś sekret?- też zaprzeczyła.
- Proszę, mogę ja?- poprosił ją Kendall z uśmieszkiem na twarzy. Marla wzruszyła ramionami. Kendall szepnął coś Loganowi na ucho. Ten wybałuszył oczy wpierw na niego, potem na dziewczynę, po czym schował twarz w swoich dłoniach.
- Boże…
- Co to było? Też chciałbym wiedzieć.- wtrącił Carlos.- Każdy może wiedzieć, że udawałem psa. Bądźmy sprawiedliwi.- uśmiechnął się i kichnął.
- Co za głupi podryw… jak ja mogłem coś takiego powiedzieć?- spytał Logan na głos sam siebie.- Marla… nie powinienem.- pokiwała głową na różne strony nic nie mówiąc.
- Mówiłem, że Logan to zboczeniec.- mruknął James.
- A ty co taki naburmuszony?- zapytała go Jo.
- Czy musi być jakiś konkretny powód? Po prostu tak jest.- powiedział po krótce. Nikt nie wnikał.
- Właśnie!- przypomniał sobie coś Kendall.- Marla, przyszłaś po buty.
- Ja....- wtrącił James.- Muszę iść do łazienki.- wstał nerwowo i poszedł na górę, ale do swojego pokoju.
- No tak, gdzieś tu powinny być.- przyłożyła sobie rękę do gardła.
- No patrzcie!- zszedł James trzymając jej czerwone buty.- Byłem w łazience, patrzę, a tam one!- podał jej obuwie.
- Dzięki James.- odpowiedziała sztywno.
- I jeszcze jedno.- wtrącił Logan wyciągając telefon. Wybrał jakiś numer i zadzwonił.
- Do kogo dzwonisz?- zapytał Carlos popijając herbatę.
- Do Marli. Zostawiła tu telefon.- dziewczynie zrobiło się gorąco. Marla i James spojrzeli na siebie. James chciał wstać i pójść do pokoju, ale Logan już wstał i oparł się na jego ramieniu. Gdzieś w tle dało się usłyszeć je dzwonek do komórki.- Sygnał dochodzi gdzieś z góry.- powiedział Logan i skierował się na górę. James przechwycił wodę od Logana i zaczął ją pić. Marla schyliła głowę modląc się, aby się nie wydało. Jo poszła do łazienki podpierając się o ścianę. Carlos pił herbatę i próbował sobie przypomnieć zdarzenia z nocy. A Kendall pił sok patrząc na dziwne zachowanie przyjaciół.
- Dobry ten sok.- powiedział. Ani James ani Marla nie zwrócili na niego uwagi. Ich ciała trzęsły się z nerwów. Po chwili Logan zszedł na dół. Jego twarz była otępiała. Usiadł w ciszy do stołu trzymając w dłoniach jej telefon. Patrzył to na nią to na Jamesa.
- Znalazłem twój telefon…- powiedział po chwili poważnym głosem.
- Gdzie był?- Carlos znów zadał krótkie pytanie, aby nie wyłączyć się z rozmowy.
- Hy…- oblizał wargi i parsknął suchym powietrzem. Logan podniósł wzrok na dziewczynę.- Leżał pod łóżkiem Jamesa.- kiedy Kendall usłyszał jego słowa, z wrażenia wypluł sok. Zaczął kasłać. Wytarł usta i nerwowo zaczął wycierać stół ściereczką. Logan nawet się tym nie przejął. Patrzył ciągle w oczy Marli. Ta, zachowała się jak żywy posąg. Zesztywniała, nie mogła wydusić z siebie słowa.- Skąd on się tam wziął?- przeniósł wzrok na Jamesa.
- Ja…- James chciał już mu powiedzieć prawdę, ale kiedy spojrzał mu w oczy... Na wyraz twarzy, którego nie rozpoznawał, i nie wiedział co znaczył… też spanikował.- Ja go zabrałem, jeszcze na tej imprezie. Przez przypadek.
- Jest taki jeden problem.- zaczął machać telefonem przed jego oczami.- Jakiego koloru jest ten telefon, James?
- Biały…
- Tak. A z tego co pamiętam twój jest czarny.- Kendallowi i Carlosowi zrzedły miny.
- Było ciemno, a te światła mnie oślepiły.- nie dał się James. Chłopak postanowił użyć swoich mocy aktorskich.- Wtedy nie widziałem jaki kolor ma ten telefon. Byłem pijany i nie takie rzeczy się robiło. Zresztą zabrałem go jak jej już nie było. Co ty myślałeś? O co ty mnie podejrzewasz? Przyznaj. Co sobie pomyślałeś?
- Nic…-westchnął.
- Nie udawaj, widziałem to w twoich oczach. Co ty sobie myślisz? Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, ziomami z zespołu, znamy się nie od dzisiaj. Myślałeś, że mógłbym to zrobić? Albo ona? Trudno, że tak to wygląda, ale taka jest prawda. Nic nie zaszło. Wierzysz mi?- spytał go James. Twarz Logana złagodniała.
- Wierzę. Przepraszam.
- Nie ma za co.- poklepał go po ramieniu. Marla odetchnęła z ulgą, ale nadal czuła się z tym źle. Jo wróciła z łazienki.
- Kendall? To kiedy jedziesz do mojej babci po moje rzeczy?- zapytała go.
- Jak tylko się ogarnę.
- Słuchajcie.- Marla wstała.- Muszę iść do domu. Tam się ogarnę. Kendall i ty możecie potem podjechać pod hotel i razem pojedziemy do tego szpitala.
- A ja muszę się jeszcze położyć…- rzucił się na kanapę Carlos smarkając w chusteczkę.
- Nie musisz się mną tak przejmować.- powiedziała Jo.
- Wiem, ale sama muszę iść na badania.- wyjawiła Marla i spojrzała na Jamesa.
- Coś ci dolega?- spytał Logan.
- Tego jeszcze nie wiem…
- Ale nic nie zjadłaś.- zmartwił się chłopak.
- Nic mi nie będzie. Przecież to nie jest największy problem.
- A co ze śladowymi ilościami alkoholu.- dopowiedział. Nie przejęła się tym.
Pożegnała się i wyszła. Nie mogła wytrzymać w tym miejscu dziś ani minuty dłużej. Nie po tym co ją spotkało...







* Ten rozdział dedykuję Chrisowi, mistrzowi szybkich pożegnań :P Jak myślicie, czy rzeczywiście było coś między Jamesem a Marlą? Czy powiedzą Loganowi i Lucy prawdę? jak to się skończy? Zobaczycie sami.

PS Wiadomość dla osób mających przynajmniej ( ulga ) 16 lat. Szykuję "specjalną" jednorazówkę na środę. Wpadnijcie do zakładki tego dnia :)

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 53 + Ogłoszenia

Dziesięć minut przed północą zaczęły lecieć wolne kawałki. Logan i Marla tańczyli obok Kendalla i Jo. Przy tak wolnej muzyce Jo nie musiała zbytnio się ruszać, a bardzo chciała przynajmniej raz z nim zatańczyć. Logan objął Marlę w talii, ona położyła mu się na ramieniu. Powoli obracali się po środku parkietu.
- Jesteś niemożliwy…- uśmiechnęła się dziewczyna do samej siebie.
- Dlaczego? Zrobiłem tak jak chciałaś. Udowodniłem ci, że do jedenastej niczego nie tknę i tak się stało.
- Tak, ale minutę po jedenastej już nie mogłeś się powstrzymać.- rozśmieszyło ją to.
- To nie jest śmieszne.- powiedział pijany Logan.- Spójrz na Carlosa i Jamesa.- dziewczyna odwróciła się do tyłu. Chłopaki obwiązali szyję sznurem z balonów i skakali po podeście śpiewając zupełnie co innego niż leciało trzymając puszkę piwa w dłoni. Szatynka się zaśmiała.
- Patrz na Kendalla. Jest w miarę trzeźwy.
- Bo Kendall ciągle krąży przy Jo, która jest uziemiona.- wymruknął Logan.
- No bardzo przepraszam, że zawiodłem.-wtrącił blondyn, który usłyszał jego słowa.- Ale prawda jest taka, że gdyby nie wy, dziewczęta, to szalelibyśmy na tym podeście we czworo.
- Przeszkadzamy wam?- zapytała Jo.
- Właśnie…- dodała Marla.
- Nie przeszkadzacie.- uspokoił ją Logan.- Ponieważ tę noc wolimy spędzić z wami. A im już nic nie pomoże.- do Jamesa i Carlosa dołączyły jego dziewczyny. Przyniosły im więcej balonów i nałożyły na szyję.
- To słodkie. Wiesz, nie przeszkadza mi to, że chcesz się dobrze bawić. Nie to jest najważniejsze. Ważne, że jesteśmy razem.- przytulili się bardziej do siebie. Marla postanowiła pójść w ślady swojego chłopaka. Jednym ruchem przyciągnęła do siebie szklankę z alkoholem i wypiła duszkiem. Zauważyła, że Natalie stoi w kącie i rozmawia z fotografem.
- O czym tak myślisz?
- Natalie chciała z tobą niedawno zatańczyć, a ty odmówiłeś. Dlaczego? Myślałam, że ją lubisz.
- Lubię, ale zorientowałem się, że ciągle mnie podrywa.
- No wreszcie…- ulżyło jej.
- Powiedziała, że mam seksowny uśmiech.- ywszczerzył się.
- Nie zgadzam się.- pokazała uśmiech.- Cały jesteś seksowny.
- Hmm… może opuścimy wcześniej imprezę i wybierzemy się na górę, co? Moje łóżko jest duże i wygodne.- Marlę zaskoczyło to pytanie. Jeszcze nie usłyszała takich słów z jego ust. Kendall znów przez przypadek usłyszał Logana i parsknął cichym śmieszkiem.
- Przepraszam, ale ten podryw zapamiętam na zawsze…- odszedł wesoły Kendall wyprowadzając Jo z parkietu.- Bawcie się dobrze.
- Logan…- zaczęła mówić jak już nie było ich w pobliżu.- Chciałabym, aby taka chwila wyglądała trochę inaczej i żebyś nie wspominał tego jak przez mgłę następnego dnia.
- Zrozumiałem.- odpowiedział zawiedziony.
- Helo, ludziska!- krzyknął Gustavo.- Był czas na momenty, teraz czas wrócić do imprezy!- wrzucił płytę z dyskotekowym beatem. Ludzi wstali z krzeseł i odeszli od jedzenia. Wrócili na parkiet.
- Kto chce się bawić niech idzie za mną nad basen!- krzyknął Carlos. Grupka ludzi pomaszerowała za nim. Carlos z Jamesem zaczęli śpiewać.
- Dance hard, laugh more. Turn the music up now! Party like a rock star. Can I get a what now?- Carlos zaczął ściągać koszulkę. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Carlos wskoczył na bombę do basenu. James wziął z niego przykład.
- Wyłaźcie z wody durnie!- wkroczył do akcji Kendall.- Bo się jeszcze potopicie!- nie słuchali go.
- Spokojnie, spokojnie!- wkroczył Logan. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, choć było ciemno.- Na sali jest lekarz!- wskazał na siebie.- Chłopaki! Jak się potopicie, wyciągnę was z wody i zrobię wam usta usta!- zaczął się śmiać. W tle rozniosły się śmiechy. Przykucnął przy basenie.- Mam was nas oku.
- Weź nie pleć, wskakuj Loganardzie!- zawołał James.
- Ludziska!- wstał i zawołał wszystkich Logan. Zwrócił uwagę wszystkich.- Czy mam wskoczyć do wody?- rozległ się wielki hałas.- Nie słyszę was!- goście zaczęli wyć głośniej. Marla właśnie wróciła z łazienki i zobaczyła, że na tarasie dzieją się głośne rzeczy.
- Co się dzieje?- zapytała Kendalla.
- Logan robi show.- założył ręce.
- Aha…- przysiadła na leżaku przy żywopłocie. Obserwowała wszystko z boku. Loganowi coś wpadło do oczu. Wyszedł z basenu na oślep mówiąc: Nic nie widzę. Coś wpadło mi do oczu. Marla wstała. Nagle znikąd pojawiła się Natalie. Podeszła do Logana i zaczęła go całować. Ten odwzajemnił pocałunek. W Marli coś pękło. Jej ciało zostało wypełnione gniewem. Przegryzła wargę i podeszła szybkim krokiem do niej.
- Odwal się od niego larwo!- powiedziała Marla tonem, którego rzadko używała.
- Marla?- zdziwił się Logan. W końcu udało mu się otworzyć jedno oko.- Myślałem, że ona to ty.
- Ups!- Natalie nie ruszyło jej oburzenie.- Przypadek.
- Ups?- oburzyła się. Nie wytrzymała i pchnęła modelkę do basenu.- Ups!- krzyknęła jej w twarz kiedy wynurzyła się z wody.- To się nazywa przypadek!- wszyscy ucichli patrząc się na tę scenkę. Marla nie oglądając się po ciekawskim tłumie przeszła chodnikiem przepychając się na przód willi.
- Na co czekasz?- spytał Logana Kendall.- Biegnij za nią!
Logan znalazł siedzącą Marlę na schodach.
- Przepraszam. Myślałem, że to ty mnie całowałaś. Nic nie widziałem. Wiem… to głupie.
- Jesteś cały mokry.- burknęła.
- Czy jesteś zła?
- Na ciebie? Nie wiem. Raczej nie, ale na nią jak najbardziej. Dobrze, że stąd wyszła i wróciła do swojej nory, bo normalnie mam chęć powyrywać jej wszystkie włosy.
- Chodź do środka. Robi się coraz chłodniej, a ja muszę się przebrać.- posłuchała się go i weszli do środka.

Carlos, James i Logan zrobili kawał. Przebrali się w pidżamy z czasów jak jeszcze kupiła je im matka Kendalla. Dzisiaj mieli je na sobie po raz pierwszy. Były bardzo słodkie. Carlos miał fioletową w małe żyrafki, James pomarańczową w tycie zeberki, a Logan czerwoną z flamingami.
- Coś tak czułem żeby ich nie wyrzucać.- powiedział Carlos uśmiechając się szyderczo do Kendalla.
- Ja swoją noszę cały czas!
- O mój Boże…- odszedł wyobrażając sobie przyjaciela w miętowej pidżamce z tygryskami.
Tymczasem Marla i Lucy siedziały przy swoich chłopakach w pidżamach, z których ciągle się śmiały.
- Ja jestem wykończona. Dochodzi trzecia, muszę odpocząć.- jęknęła Marla.- Logan mnie wykończył. Muszę napić się czegoś mocnego żeby nie paść twarzą w podłogę.
- Ja muszę na chwilę przystopować.- poprawił włosy James.
- Ja pałam energią.- rzekła Lucy.- Logan. Chodź zatańczyć.- brunet wzruszył ramionami i poszedł z Lucy na parkiet.
- No i zostaliśmy sami…- westchnął James.- Weź napij się tego. To jest mocne.
- Dzięki.- wzięła od niego szklankę.
Po chwili w rozległym salonie rozniosły się dziwne pomruki.
- Co tam się znowu dzieje? Logan wskakuje do wanny?- strzelił James. Marla zaczęła się śmiać.
- Nie wiem…
- Właśnie. Przypomniałem sobie, że chciałem ci coś pokazać…
- Marla. Widziałaś ją?- podeszła do nich kulejąca Jo, która przerwała Jamesowi.
- Kogo?
- Natalie wróciła na imprezę.- przysiadła się.
- Ta to ma tupet tu przychodzić po tym wszystkim…- zmarszczyła brwi szatynka.
- Zawzięta jest i uparta…- westchnął ponownie James. Marlę zaskoczyło to, że Natalie podeszła do nich z tacką, na której niosła trzy drinki. Jo po cichu wymknęła się wracając do Kendalla. Modelka przysiadła się.
- James. Nie powiedzieliście mi, że zatrudniliście jakąś kelnerkę?- zapytała go specjalnie i głośno, aby dosłyszała.
- Ach tak! Logan na ślepo jakąś wybrał.- zażartował.
- Rozumiem, że nie chcecie mnie widzieć.- wtrąciła brunetka.-Wróciłam, aby cię przeprosić.- Marla nie była w stanie nic powiedzieć.- Moje zachowanie było nie na miejscu. Nie powinnam. W ramach przeprosin przyniosłam drinki. Możemy je razem wypić… w końcu jest impreza.- Marla i James spojrzeli na siebie. James wzruszył ramionami. Dziewczyna stwierdziła, że może dać jej szansę.
- Ok… to co masz tam na tej tacce?
- Sami spróbujcie.- podała im po szklance z zielonym drinkiem. Oboje spróbowali.
- Hmm… dobry. Takiego jeszcze nie piłem. Są jeszcze?
- Tak. Kendall je podawał.- modelka wypiła trochę swojego.
- Ja już chyba dzisiaj nie zatańczę.- odparła Marla.- Jestem wykończona. Żaden alkohol mi nie pomoże.
- Sorka, ale muszę iść do łazienki.- Natalie wstała z kanapy i poszła przed siebie.
- Wypijmy przynajmniej tego do końca. Może poskutkuje.- poprosił James. Marla opróżniła naczynie.
- Nie czuję żadnej różnicy…Wiesz… świetnie się bawiłam, naprawdę. Czadowa impreza. Ja chyba będę wracała już do domu.
- Chcesz wracać sama o tej porze bez Lucy do domu? Możesz przenocować tutaj.
- Jestem pijana, ale nie dość, aby zapomnieć drogi do domu. Jestem zmęczona i chyba głowa zaczyna mnie boleć. Powiadom swoich, że wyszłam. Ja jeszcze pożegnam się z Loganem.
- No dobra, jak chcesz.- wstali oboje i tak czekali przy schodach nie wiadomo po co. W końcu Marla zauważyła Logana i wyciągnęła go na bok.
- Nie idź jeszcze. Została niecała godzina do końca.- poprosił Logan.- Poczekaj ten czas, a wtedy odprowadzę cię do domu.
- Nie trzeba. Poradzę sobie sama.
- Naprawdę, odprowadzę cię.- otworzył frontowe drzwi. Potykał się o własne nogi, ale drzwi zamortyzowały upadek.
- Logan? Ty jesteś w pidżamie.- spojrzał na siebie oprzytomniawszy. Różowe flamingi na jego czerwonej pidżamie zdawały mu się zlewać ze sobą.- Zostań i baw się dobrze. I nie wychodź, bo się przeziębisz po tym basenie.
- Logan, jesteś mi potrzebny!- krzyknął Carlos.
- Wołają cię. Idź już.- powiedziała zmęczona Marla.
- A bawiłaś się przynajmniej dobrze?
- Najlepiej. Najlepsza impreza na jakiejkolwiek byłam.
- To pa.- cmoknął ją w policzek. Zjawił się Carlos i wciągnął go w tłum. Logan zniknął między ludźmi. Marla już miała wyjść kiedy zatrzymał ją James.
- Hej! Zanim wyjdziesz… zapomniałem, że miałem ci coś pokazać.
- Może jutro, co?
- To prezent dla Lucy. Mogłabyś rzucić okiem i powiedzieć czy jej się spodoba?
- No dobra…- odpowiedziała Marla.
James zabrał Marlę na górę do swojego pokoju, aby pokazać jej podarunek.

Lucy tańczyła właśnie z Kendallem. Jo patrzyła na nich z uśmiechem, ale również żalem, że nie może teraz tak tańczyć jak oni. Po jednym wolnym ze swoim chłopakiem rozbolała ją noga i znów musiała siedzieć w wygodnym fotelu. Lucy skończyła i grzecznie oddała Kendalla w ręce przyjaciółki. Rozejrzała się w poszukiwaniu Jamesa. Nigdzie go nie było. Poszła spytać Logana, z którym wcześniej  tańczyła, ale ten już ledwo kontaktował. W dodatku gdzieś zniknęły jego buty i pałętał się boso. Carlos tym bardziej. Przed czwartą leżał już pod stołem w swojej pidżamie przytulając do siebie pustą butelkę po szampanie. Ten widok mógłby wyglądać słodko  gdyby nie fakt, że chłopak po prostu schlał się do upadłego. Rockmenka wyszła na zewnątrz poszukać chłopaka. Tam przy basenie zobaczyła Natalie, która rozmawia z Jenniferkami. Wtedy jej się coś przypomniało. Podeszła do nich.
- I jak tam się bawicie?- spytała.
- Taa, może być.- kiwnęła głową niewzruszona blond Jenniferka.
- Musimy pogadać na osobności.- poprosiła ją Lucy.
- Nie ma takiej opcji dziewczyno. Możesz gadać tutaj. My nie mamy między sobą tajemnic.- założyła ręce.
- Chodzi o Marlę...- zaczęła. Gdy blondynka to usłyszała, spojrzała się na Natalie, która zwinęła usta w cienką linię. Lucy wyłapała ich spojrzenie.
- To pogadajmy lepiej na osobności.- Jenniferka wyciągnęła ją na bok.
- No proszę, a jednak...- przeczuła, że coś jest na rzeczy, bo w sumie one nigdy się nie rozdzielają. A tym razem sama to zrobiła.
- Czego ty ode mnie chcesz, co? Już ci powiedziałam, że nikogo nie widziałam. Nie wiem kto mógł ją zepchnąć ze schodów.
- A może to byłaś ty?- przyjrzała jej się dokładniej.
- Co ty gadasz dziewczyno?!- oburzyła się.- Alkohol ci do głowy strzelił?
- Słuchaj, nie jestem aż tak pijana żeby nie skojarzyć faktów. Ty tam  tylko byłaś, udawałaś głupią. Gdy cię zapytałam, nie dałaś mi dokończyć i powiedziałaś, że nic nie wiesz. A twoja kostka była w czymś brudna. Teraz sobie przypomniałam. Pchnęłaś ją, a gdy ona leciała, swoim butem zrobiła ci tamten ślad.
- Bawisz się w detektywa?- wykpiła ją.- Nie wychodzi ci to.
- A mnie się zdaje, że tak właśnie było. Ty tak samo jak twoje przyjaciółeczki... każda z was byłaby w stanie to zrobić. Tylko pytanie dlaczego to zrobiłaś?- spytała, a Jennifer zamilkła.- A może... ktoś kazał ci to zrobić? Może Natalie? Widzę, że gadacie jakbyście znały się od dawna. Ona kazała ci to zrobić?
- Posłuchaj mnie uważnie.- spojrzała jej w oczy.- Wracaj na imprezę i nie zajmuj się takimi głupotami, jasne? To nie twoja sprawa. Temat uważam za skończony.- odeszła. Lucy zgrzytnęła zębami, ale nie kontynuowała już dalej tej rozmowy. Ona już wiedziała swoje. Natalie spojrzała się na nią, po czym odwróciła głowę udając, że nie ma tu czerwonowłosej. Lucy wróciła do domu, ale wiedziała, że jeszcze wróci do tej sprawy...






* Trochę się działo, a impreza dobiega końca. Dzisiaj bez trailerowania, ponieważ mam Wam coś do ogłoszenia. Chodzi o VACATION BREAK. Odwołuję wakacyjne zawieszenie bloga!!!
Ten miesiąc wystarczył, abym nie żałowała swojej decyzji. Żałować mogą tylko ci, którzy być może z jakiś względów nie będą czytać bloga. Rozdział następny ( 54 ) jest jednym z moich ulubionych, czyli musi to być boskie :)
Mam nadzieję, że nie zacznę żałować swojej decyzji. Nie pozwólcie mi na to, ale po prostu muszę Wam udostępnić te rozdziały, które będą, bo mnie tyłek ściska i do września nie wytrzymam. W ankiecie wzięło udział 15 osób ( o 5 więcej niż zakładałam haha) i wszystkie były na tak :-) Wiem, że nie każdy głosował, ale wiecie co? Mnie to w zupełności wystarcza. W dodatku zrobiłam etykiety. Każda część bloga jest jedną etykietą.

Jednak jest ALE. Rozdziały będą pojawiać się RAZ w tygodniu. Napiszcie w komentarzu jaki dzień mam wybrać, bo mam swoje propozycje: poniedziałek, środę i niedzielę. Najbardziej kiepskie dni w tygodniu na poprawe dnia. Ja to myślę o wszystkim. Chyba, że macie lepsze. Piątek zarezerwowany dla drugiego bloga, który pozostaje bez zmian :) Potem w informacjach po prawej stronie pokaże się kiedy będą pojawiać się publikacje.
Drugie ALE. Chciałabym, aby pod rozdziałami w te wakacje pojawiło się MINIMUM 7 KOMENTARZY ( bo 7 to moja ulubiona liczba ). Oczywiście im więcej tym lepiej. Inaczej obiecuję Wam... Jeśli w ciągu tygodnia nie zdąży się pojawić 7 komentarzy pod postem, przysięgam, że kolejnego nie wstawię ;P Mam nadzieję więc, że w ciągu tygodnia zdążycie skrobnąć słówko :P Jakby nadal ktoś się nudził, przypominam o jednorazówkach, bo chyba nie każdy je przeczytał, a może komuś się ponudzi i zacznie...

To wszystko co mam w skrócie do powiedzenia. Jeszcze raz zachęcam do czytania kolejnego rozdziału i kolejnego i kolejnego itd... :D Te wakacje będą pewne wrażeń :) Mam nadzieję, że spędzicie je i ze mną. Miłych wakacji, kochani <3 Niech będą pełne Woo Hoo!!!



PS Zdałam maturę :) Ale jestem happy :D

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 52

Marla runęła przed siebie po tym jak ktoś pchnął ją gdy chciała zejść po schodach. Serce skoczyło jej do gardła i pisnęła głośno. Tajemnicza osoba, która to zrobiła zniknęła szybko za korytarzem. Szatynka w ostatniej chwili obkręciła się na bok pod wpływem ciężaru zawartości jej torebki. Syknęła z bólu nadal szurając lewą stroną swojego ciała o schody. Leciała głową w dół. Podparła się drugą ręką, aby na niej nie wylądować. Nie mogła się podnieść. Ból nogi był do zniesienia jednak ramię pulsowało jak szalone. Spojrzała na obrażenia. Koszulka była zdarta w tym miejscu, a z łokcia sączyła się krew. Łzy napłynęły jej do oczu. Była roztrzęsiona.
- Marla!- na górze pojawił się James.- Marls!- zszedł szybko do niej.- Nic ci nie jest? Coś cię boli?
- Ręka...ktoś m-mnie p-popchnął...- zaciągała się od płaczu.
- Lucy!- zawołał dziewczynę.- Lucy!
- Czego się...o mój Boże!- wybałuszyła oczy rockmenka.
- Lucy, przeszukaj szybko tamten korytarz!- poprosił ją James. Dziewczyna ruszyła do biegu. Spojrzał na poszkodowaną.- Czy możesz wstać? Pomóc ci?- kiwnęła głową. Chłopak pomógł jej wstać. Krzywiła się przy każdym ruchu, dlatego nie mógł wprowadzić ją po schodach. Wziął ją na ręce i zaniósł wprost do jej mieszkania. Położył ją na sofie, a następnie wyjął komórkę.
- Do kogo dzwonisz?- spytała już nie płacząc.
- Do szpitala.- odpowiedział.
- Daj spokój! Nic mi nie jest!- przycisnęła czystą szmatkę do łokcia, którą podał jej wcześniej przyjaciel. Odchyliła ją na chwile żeby zobaczyć co tam się dzieje. Od środka była cała zakrwawiona.- Ale będę miała sporego siniaka...
- No to do Logana.- wykręcił numer, a ona głęboko westchnęła.
- Tylko Jenniferkę znalazłam na korytarzu.-wparowała do środka Lucy.- Ona twierdzi, że nic nie wie i nikogo nie widziała. A co dziwniejsze... powiedziała to zanim opowiedziałam jej do końca co się stało.
- Nie to teraz jest najważniejsze.- pokręciła głową Marla.- Nic mi nie jest, a ja spóżnię się na spotkanie.
- No ty chyba sobie w kulki lecisz, że w takim stanie gdzieś pójdziesz!- oburzył się James.- Logan nie odbiera, ale wysłałem mu esa.- wziął lód z lodówki, owinął w ścierkę i podał przyjaciółce.
Po dziesięciu minutach jak na sygnale Logan zjawił się na miejscu. Od razu zadał jej szereg pytań, na które już nie miała siły odpowiadać. Następnie wziął apteczkę i opatrzył jej rękę. Wszyscy cieszyli się, że kursy, które przeszedł brunet przydadzą się w ważnej sprawie. Nie była złamana ani zwichnięta tylko mocno obita. Miała ogromne szczęście. Logan został z nią do późnego wieczora.

Nadszedł piątek, a wraz z nim impreza niespodzianka dla Carlosa. Wszyscy specjalnie umówili się, aby nie składać mu życzeń. Zaproszeni goście udawali, że taki dzień jak urodziny Carlosa w ogóle nie ma miejsca. Najciężej było Alexie, ponieważ była jego dziewczyną oraz nie mogła znieść jego przygaszonej twarzy. Po wesołym i tryskającym energią szaleńcu nie było śladu. Chodził z kąta w kąt, mało się odzywał. Nie tak wyobrażał sobie dzisiejszy dzień. Kiedy przyjaciele jedli razem śniadanie, pomieszał tylko w jajecznicy przegryzając trochę bekonu.
- Co jest Carlito? Może kucharzem dobrym nie jestem, ale chyba nie jest złe.- podpytał go Logan.
- Nie, jest ok…- nie chciał powiedzieć co go dręczy.- Nie jestem głodny.
- Ty nie jesteś głodny?- zmartwił się James przegryzając wargi, aby nie powiedzieć za dużo.- Skoro tak, to cię nie zmuszam…- opuścił głowę tak jak Kendall i Logan. Czuli się źle, ale nie chcieli wydać niespodzianki. Kendall zerkał na zegarek czekając na telefon od Alexy. Umówili się, że zadzwoni do Carlosa i wyciągnie go oraz zajmie do godziny szóstej. Tak jak się spodziewał, zadzwoniła komórka Carlosa, którą natychmiast odebrał. Wszyscy ucichli próbując usłyszeć ich rozmowę. W końcu odłożył telefon na swoje miejsce.
- Alexa?- spytał Kendall.
- Tak.- jego twarz trochę pojaśniała.- Mówi, że jak najszybciej chce się ze mną zobaczyć, bo chce mi coś pokazać. Więc pozwólcie, że odejdę od tej nawet dobrej jajecznicy Logana i pójdę…- powiedział jakby nie swoimi słowami. Zasunął krzesło za sobą.- Nie martw się, Logan. Przynajmniej naleśniki i placki robisz perfekcyjnie.- rzekł wychodząc w domu. Logan zmarszczył brwi, bo wyglądało to dość dziwnie.
- Kurcze… oby się nie załamał do wieczora.- brunet podszedł do okna.
- Nic mu nie będzie. Poszedł?
- Tak.
- Dobra. James, zanim udekorujemy tą chatę to trzeba najpierw tu posprzątać. Zaraz przyjedzie Jo. Zaoferowała pomoc. Logan. Transparent gotowy?
- Już od wczoraj.
- Trzeba się przekonać czy wszystko jest. Trzeba przesunąć meble, aby zrobić parkiet. Część ozdób wyniesiemy na taras, tam też przeniesie się część towarzystwa.- myślał głośno blondyn.- Chyba wszystko jest. Tort dojedzie, ciepłe potrawy się odgrzeje, trzydzieści osób potwierdziło zaproszenie i sprzęt muzyczny z płytami sprawdzony. Jest git! Mamy sześć godzin. Wyrobimy się.
- Gdzie jest kask Carlosa?
- Marla go zabrała, aby go imprezowo podrasować.

Tymczasem Marla i Lucy właśnie wstały. Łokieć szatynki goił się szybko, ale nie obyło się bez szpecącego siniaka. Mogła już nawet zginać go, ale nadal bolał gdy go dotykała. Stosowała masę maści, aby doprowadzić go do takiego stanu, w którym jest. Dziewczynom nie chciało się robić porządnego śniadania, więc zrobiły płatki z mlekiem. Specjalnie wcześniej się położyły, aby mieć energię na imprezie. Torba z prezentem stała pod stołem. Marlę bardzo kusiło zadzwonienie do Carlosa i złożenie mu życzeń. Wsadziła jednak komórkę do kieszeni zaciskając pięści. Niestety to, że dziś jest piątek, nie oznacza, że nie musi iść do pracy. Dwie godziny musi wytrzymać z Gustavo. Pytała się go wczoraj czy może nie da jej dnia wolnego, a w poniedziałek to odpracuje. Nie zgodził się. Ostatnio dostała aż trzy dni wolnego i wyczerpała swój miesięczny limit. Gustavo też został zaproszony na imprezę, o dziwo. Ogłosił Kendallowi, że nie wie czy przyjdzie, ponieważ ma spotkanie biznesowe. Kendall jednak odrzekł, że jeśli znajdzie czas to żeby przyszedł. Szef tak sobie do tego podszedł. Pomyślał jak będzie się bawił na imprezie gdzie będą sami młodzi ludzie kiedy on sam ma te czterdzieści cztery lata.
Gdy Marla wróciła do domu, zrobiła coś do zjedzenia. Uwielbiała jeść, choć nie było po niej widać. Wszystkie jej koleżanki zazdroszczą jej tak działającego metabolizmu. Spojrzała na zegarek. Impreza zaczynała się o szóstej z czego musiała być pół godziny wcześniej, a jest po drugiej. Dokończyła jedzenie i poszła wziąć kąpiel. W międzyczasie Lucy wróciła od fryzjera z poprawionymi pasemkami, ponieważ pojawiały jej się coraz większe odrosty. Kiedy zauważyła, że jej lokatorka bierze prysznic, wzrokiem przeszukała szafki sprawdzając czy przypadkiem nie zostawiła na stole swojego srebrnego pierścionka z cyrkoniami, który stale od walentynek nosiła na palcu i nie ściągała. Dostała go od Logana. Do dziś jest to jej oczko w głowie, traktuje go jak pierścionek zaręczynowy. Lucy stwierdzając, że musi się z nim aż myć, włączyła telewizor na kanał muzyczny.
Marla owinęła się w szlafrok i przystąpiła do robienia makijażu. Następnie wysuszyła włosy modelując je w fale. W końcu wyszła z łazienki.
- Już jesteś. Pokaż swoje włosy.- powiedziała Marla.
- A proszę…- machnęła nimi w powietrzu.- Hmm… ten zapach, uwielbiam.
- Kto by nie lubił zapachu farby? Bo na pewno nie ja. Rany… już w pół do czwartej? Jak to możliwe?
- Straciłaś rachubę czasu, ale za to wyglądasz niesamowicie.
- Nawzajem.
- Widziałam twoją kreację…
- I jak?- Marla przypomniała sobie w głowie jak pięknie wygląda. Lśniące, granatowe leginsy i kremowa, zwiewna tunika na ramiączkach. Przez całą tunikę przechodziły mieniące się subtelnie jak srebro wzory.- Podoba się?
- Ładne, ale czy aby nie za skromne?
- Jakie skromne. Jeszcze nie wiesz jak to się będzie ładnie błyszczeć wśród tych wszystkich świateł. I założę te czerwone buty oraz dodatki. Zobaczysz…
- Weź się raz ubierz z pazurem, odkryj trochę więcej. Może jakaś sukienka…
- Nie, nie. Ja wolę to. Ty możesz się ubierać jak seksbomba, ale ja bym się czuła skrępowana.
- Jak chcesz. Ale weź spójrz na to cacko.- Lucy przyniosła czarną sukienkę na ramiączkach. Jej dół był skórzany oraz rozszerzany. Z tyłu znajdowało się spore wycięcie ze złotym suwakiem, które dodawało eleganckiego a zarazem uwodzicielskiego stylu. Nie za dużo i nie za mało. Na imprezę w sam raz. Marla zaniemówiła z wrażenia.
- Wow. To jest coś…- zakuło jej serce z zazdrości. Nie chciała pokazać, że ją to dotknęło.- Ja nie lubię czarnego. Taki smutny kolor. I jak ja bym na przykład w tym wyglądała?
- Myślę, że Loganowi by się spodobało.
- Idę się przebrać.- zamknęła się w pokoju, aby założyć swoją kreację.
- A! Jeszcze jedno.- powiedziała Lucy zza drzwi.- James napisał, żebyśmy nie przychodziły pół godziny przed tylko całą godzinę. Przydałaby się pomoc. Coś nie poszło zgodnie z planem. Kendall się denerwuje.
- Ok. Została nam jakaś godzina do przygotowania się. Ja jeszcze trochę i jestem gotowa. Jak chcesz to wejdź.
- Spoko. Przebiorę się w salonie.
Dziewczyny dopięły swój wygląd na ostatni guzik. Była godzina czwarta trzydzieści i już były gotowe.
- Lucy? Masz prezent?
- Mam.- podniosła wielką torebkę.- A czy ty masz jego kask?
- Jest.- wzięła pod pachę czarny kask Carlosa, do którego poprzyklejane były cekiny i inne błyszczące dodatki.- W imprezowym stylu. Piękny, co nie?- lokatorka podniosła kciuk w górę. Zamknęły drzwi. Przez korytarz spacerował Greg.
- Gdzie się dziewczyny wybieracie?- zapytał.
- A na taką jedną imprezę. Musimy już iść, bo się spóźnimy.- odrzekła szatynka.
- Aha. No to może zabierzecie mnie ze sobą. Mnie się strasznie nudzi…
- Niestety nie możemy. Nie masz zaproszenia.- dodała Lucy.
- No trudno. Bawcie się dobrze.- powiedział patrząc się Marli w oczy.- Poszedł dalej.
- Też masz takie wrażenie, że jest jakiś taki dziwny?- spytała Lucy kiedy wchodziły do windy.
- Nie on jeden.- westchnęła.
Na dworze było ciepło i przyjemnie. Niebo było jasne i bezchmurne. Można było przewidzieć, że ta noc będzie idealna. Szły chodnikiem powoli, nie spiesząc się. Lucy spojrzała na jej rękę, w tym miejscu gdzie nosiła pierścionek.
- Mogę przymierzyć pierścionek?
- Jaki pierścionek?- spojrzała na nią jakby była wyciągnięta z transu.
- Jak to jaki? Tylko jeden masz na dłoni.- Marla wzruszyła ramionami, zdjęła go i podała przyjaciółce ostrożnie.- Spokojnie. Nie zjem ci go.
- Co się tak nagle z nim obudziłaś?
- A, bo wiesz… niedługo mija rocznica od kiedy ja i James dzięki tobie jesteśmy razem. Chcę sprawdzić czy mamy taki sam rozmiar. Chcę wiedzieć czy będzie pasował.
- Skąd masz pewność, że to będzie pierścionek?
- Domyślam się. Na wszelki wypadek warto wiedzieć. O! Mamy taki sam rozmiar.- uśmiechnęła się i oddała.
- Jak myślisz… czym Alexa mogła zająć Carlosa przez sześć godzin?
- No ja się domyślam co to mogło być…- zaczęła się uśmiechać i podnosić brwi jakby chciała jej w ten sposób coś przekazać. Szybko się domyśliła.
- Proszę cię… sama ją o to zapytam.- doszły do furtki. Szybko odblokowano im wejście. Weszły na teren bladego osiedla. Wkrótce stały już pod ich domem. Powoli niebo robiło się pomarańczowe.

Furtka otwarta była na oścież. Weszły śmiałym krokiem i pozwoliły sobie otworzyć drzwi. Wnętrze było przystrojone fioletowymi balonami, w ulubionym kolorze solenizanta. Wszystkie dodatki były fioletowe i białe. Okna były zasłonięte żaluzjami. Na ścianie widniał transparent Wszystkiego najlepszego Carlos! Przez zasłonięte okna, w środku panował półmrok. W końcu przyszedł James i zapalił lampę.
- Hej, skarbie!- pomachała do niego Lucy.
- Wow. Świetnie wyglądasz.- nie mógł oderwać od niej oczu.
- Wszystko wygląda świetnie. Zgaś to światło i zapal lampki i reflektory żebym mogła zobaczyć końcowy efekt.- klasnęła w ręce Marla.
- No niestety prędko to się nie stanie.- ostudził ją James. Miał na sobie materiałowe spodnie w kolorze jeansów i beżową koszulę, na którą nałożył szary, cienki sweterek.
- Dlaczego?
- Sprawy nie potoczyły się tak jak miało to wyglądać. Okazało się też, że nie mamy przedłużacza, więc reflektory nie działają. Logan spalił żarcie. Jo sprzątając na górze, potknęła się o kabel od odkurzacza i spadła ze schodów.
- CO?! Gdzie ona jest? Ona też?!- niedowierzała Marla.- Co to za fatum ciąży nad dziewczynami z Palmwoods?
- Nic jej nie jest. Siedzi z Kendallem i Loganem w pokoju. W dodatku jest za jasno i dopiero się ściemnia, więc napisaliśmy do wszystkich, że przesuwamy imprezę na siódmą. Z tych wszystkich problemów to te są najpoważniejsze.
- Chodźmy do Jo.- Lucy wzięła Marlę za rękę i poprowadziła do pokoju Kendalla.
Logan przemywał ranę na nodze Jo. Jęczała z bólu.
- Piecze!- krzyknęła.
- Spokojnie…- uspokoił ją Logan.
- Jo! Co z nią?- Marla usiadła przy biurku.
- Nie jest złamana ani skręcona. Jest obita, ale raczej nic jej nie będzie. Wy to macie podobnego pecha. Ta z ręką a ta z nogą. Wypadałoby skonsultować to jeszcze z lekarzem.- brunet położył apteczkę na podłodze.
- Ty tu robisz teraz za lekarza.- wtrącił James.
- No przepraszam! Studiowałem medycynę zaledwie pół roku, a potem wciągnęliście mnie do zespołu. To nie moja wina!
- Jo!- złapał ją za rękę Kendall.- Może zabiorę cię do szpitala?
- Nie trzeba. Nic mi nie będzie.- odpowiedziałą sucho, a Kendall miał sobie za złe za to co się stało. Mogła zostać u babci i nie musiałaby teraz cierpieć. Cała wcześniejsza złość na nią zeszła z niego jak powietrze z przebitej opony.
- W takim razie musisz sobie wybić z głowy tańce.- wstał Logan.- Usiądziesz sobie na dole na fotelu.
- A ja przy tobie.- uśmiechnął się blondyn.
- Przez moją nieuwagę uziemiłam cię na całą imprezę.- męczyły ją wyrzuty sumienia.
- Nie szkodzi.
- Pomożesz mi zejść na dół?- Kendall wziął ją na ręce i po schodach ostrożnie zniósł ją na dół.
- Logan?- zaczepiła go Marla.- Mogę jakoś pomóc?
- W sumie to tak. Przypaliłem przez przypadek co nieco. Mogłabyś mi pomóc to przyrządzić jeszcze raz?
- Jasne.
- To chodź do kuchni.- Logan wyjął produkty z szafki.
- Lecę do domu po przedłużacz. Będę za jakieś czterdzieści minut!- Lucy wyszła.
- Wow…- Marla spojrzała na przypalone ciasto.- Jest bardziej spalone niż to sobie wyobrażałam. Ale za to można je zrobić i upiec zaledwie w godzinę. Podasz mąkę?- Logan podał jej mąkę.- Jeszcze cukier, bo nie widzę…
- Już, już. Gdzieś tu mamy jeszcze jedną paczkę.- przeszukiwał szafki nerwowo.- Gdzie ten przeklęty cukier?- szepnął pod nosem. W końcu znalazł.- Musieli tak zaklejać to opakowanie?- motał się z otworzeniem. Pociągnął mocniej i cały cukier rozsypał się na podłodze. Chłopak złapał szybko za miotłę i zaczął zamiatać, ale tak cały zdenerwowany tak machał miotłą, że tylko rozsypywał cukier dalej. Rzucił miotłę na ziemię i podniósł ręce w geście poddania.- Pas.- wyszedł z kuchni, poszedł na zewnątrz. Dziewczyna szybko zamiotła po nim, a następnie poszła go szukać. Siedział przed domem na schodach. Przysiadła się.
- Będę musiał iść po cukier…- mruknął oparty o poręcz. Wstał.
- Siadaj. Napisałam do Lucy. Skoczy po drodze do sklepu. Czy tylko w tym problem?
- Jesteś bardzo spostrzegawcza.
- Jestem kobietą.
- Hmm… chodzi o to, że…- zaczął.- Czy byłaś kiedyś w sytuacji, że wszyscy musieli polegać tylko na tobie i wymagali od ciebie, że zrobisz to dobrze, ponieważ myśleli, że skoro jesteś aż tak dobra w większości rzeczy to ze wszystkim na pewno sobie poradzisz?
- Raczej nie.
- No widzisz.- schylił głowę.- Zawsze dostaje najgorsze czy najtrudniejsze rzeczy do zrobienia, bo myślą, że sobie poradzę. Ale czasami tak nie jest. Ja czuję się wtedy pod presją kiedy muszę to zrobić, kosztuje mnie to trochę nerwów. Nawet jeśli nie wiem, że w czymś nie podołam to zmuszam się, aby zrobić to należycie, bo wiem, że kogoś rozczaruję. W większości przypadkach pytam się dlaczego ja? Otrzymuję odpowiedź: Bo ty jesteś najmądrzejszy. Zrób to, byłeś na medycynie… przecież wiesz jak to się robi. Ty to zrobisz najlepiej i najszybciej. Ale w końcu to, że miałem najlepsze stopnie w szkole… to było wtedy jak do niej chodziłem. Studiowałem, ale w końcu je rzuciłem. I nie muszę we wszystkim być ani najlepszy ani najszybszy. Też mam swoje wady.
- Jesteś tylko człowiekiem i to jest natura człowieka. W czymś jesteś dobry a w czymś gorszy. Jeśli proszą cię, abyś zrobił to, na co masz pewność, że to zrobisz to proszę bardzo. Jeśli jesteś poproszony o coś z czymś masz problemy, powiedz wprost, że nie dasz rady albo poproś o pomoc. Przede wszystkim potrafisz być stanowczy i asertywny, ale kiedy ktoś cię prosi o pomoc, tu przeważa twoja chęć pomagania innym i machinalnie się zgadzasz. A wiem, że jeśli po fakcie chcesz komuś powiedzieć nie, jest ciężej. Dlatego przenieś swoją stanowczość również na ten aspekt. I nie powinieneś się tak denerwować kiedy ci coś nie wyjdzie. To nie sprawi, że w oczach innych staniesz się gorszy i słabszy. Czy pomyślałeś tak kiedy James coś upuścił?
- Nie.
- Albo jak Carlos ciągle się potyka o fotel, który ciągle jest w tym samym miejscu?
- No nie.
- Widzisz. Nie ma się czym przejmować. Nadal jesteś niesamowity, a jeśli jesteś tak rozchwytywany w różnych sprawach to znaczy, że jesteś niezawodny. Pomyśl sobie… jakby wyglądało ich życie bez ciebie?- Logan uśmiechnął się.- No właśnie. Dlatego wstań. Poczekajmy na ten cukier i jeszcze raz zróbmy najlepsze ciasto na świecie.
- Masz rację. Niepotrzebnie się przejmuję.- wstał.- Chodź. Trzeba zrobić jeszcze koreczki.

James wyszedł na taras i spojrzał w niebo.
- No! W końcu zaczęło się ściemniać.- ogłosił. - Czy wszystko jest? Za pół godziny przychodzą goście, a za godzinę Carlos.
- Właśnie upiekło się ciasto!- krzyknął Logan.
- Przekąski gotowe i już wykładam na stoły.- dodała Marla.
- Podłączyłam reflektory, wszystkie działają.- uśmiechnęła się Lucy.
- A ja nic nie robię. I się nudzę.- powiedziała Jo siedząca w fotelu.
- Więc jest ok.- założył ręce James.
- Ej, Logan.- zaczepiła go Marla w kuchni.- Przypomniało mi się to co powiedziałeś w pokoju Kendalla.
- A co takiego powiedziałem, bo już nie pamiętam.
- Wtedy kiedy się zdenerwowałeś powiedziałeś coś w stylu, że kiedy studiowałeś, chłopaki wciągnęli cię do zespołu. Zabrzmiało to tak jakbyś pożałował swojego wyboru.
- A to… no, chyba tak powiedziałem. Powiedziałem?- zapytał, był już w lepszym humorze.- Byłem zły. To fakt. Chciałem zostać lekarzem, to wiesz… po połowie semestru, moi przyjaciele zapytali mnie czy nie chcę dołączyć do zespołu. Pamiętam to jak dziś. Wracałem właśnie do domu. To było w Minnesocie, więc było mroźne popołudnie. Prawie wieczór. Kiedy doszedłem do domu, w środku czekał na mnie Kendall. Niedawno był ten konkurs talentów gdzie wybrał go Gustavo. Był przeszczęśliwy. Problem polegał na tym, że nie chciał jechać do Los Angeles sam. Nie mowa tu o jego mamie i siostrze. Był jeszcze niepełnoletni, a ja w końcu jestem rok starszy. Kendall namówił Gustavo żeby zabrać mnie, Jamesa i Carlosa oraz utworzyć zespół. Odbyła się rozmowa na ten temat. Kendall, James i Carlos to moi najlepsi przyjaciele. Znamy się od przedszkola. Trudno byłoby mi się z nimi rozstać. Ale przecież studiowałem. Chciałem spełnić swoje marzenie. To była trudna decyzja…
- Żałujesz swojego wyboru?
- Były chwile zawahania, ale nie. Gdybym miał cofnąć czas, zrobiłbym tak samo. Umiałem trochę tańczyć, beat boxować, ale nie miałem pojęcia, że umiem śpiewać. Dopiero tutaj w LA do mnie dotarło… że mam jakiś ukryty talent. Nigdy nie próbowałem śpiewać. Wmawiałem sobie, że nie potrafię. Odkryłem w sobie pasję i dotarło do mnie, że tutaj jest moje miejsce. Tutaj mogę spełniać swoje marzenia, w dodatku być z przyjaciółmi i robić to co się lubię najbardziej. Jednak jak będę starszy, to być może wrócę na studia, skończę je i będę lekarzem oraz wokalistą. I kiedy będę miał już te pełne lata dojrzałości, będę za stary na boy band czy coś innego, na spokojnie zajmę się pierwotnym planem, bo wiem, że mam dar. Nie warto go marnować. Odpędzę się od mediów i umrę w spokoju.
- Widzę, że masz zaplanowane całe życie… ale weź nie myśl w tym wieku o umieraniu.- odeszła. Słyszał atylko jak westchnął głęboko.
- Cztery słowa!- zaczął krzyczeć Kendall.- Cztery słowa!
- Jakie cztery słowa?- zapytała szatynka. Blondyn podbiegł do Logana nie zważając na zadane mu pytanie.
- Logan! Cztery słowa!- potrząsnął nim.
- Co się stało? Miałeś używać tego tylko w sytuacjach krytycznych i poważnych.- skarcił go.
- Ale to jest sytuacja krytyczna. Tort jeszcze nie dojechał. Dzwoniłem do nich. Powiedzieli, że nic nie wiedzą. Dowóz nie wrócił jeszcze z poprzedniej trasy. A James już przyjmuje pierwszych gości!
- No jak to! Jest prawie w pół do siódmej. Ten tort powinien być już na piątą!
- No wiem! Zadzwonię tam jeszcze raz, a jak nie to tam pojadę.- pobiegł do innego pokoju.
- A gdzie zamawialiście tort?- spytała Logana Marla.
- U Cassidiego. To jedna z najlepszych cukierni w tym mieście.
- Może są korki… A co to były za cztery słowa, które tak krzyczał Kend?
- Cztery słowa to hasło na sytuacje kryzysowe i katastroficzne. Oczywiście taki alarm jak ten nie nadawał się na coś takiego. Tu raczej chodzi o zagrożenie zdrowia, życia lub podobne tragedie. Brzmi on cztery słowa, aby nikt nie zorientował się, że ktoś jest w tarapatach. A w dodatku cztery słowa to skrót od: Ratujcie mnie w potrzebie!
- Pomysłowe.
- Dziękuję. Ja na to wpadłem.
- Cześć Logan.- Natalie przyszła jako pierwsza.- Podobno mieliście jakieś problemy. Mogę wam jakoś pomóc. Widziałam, że ludzie się już są w drodze. Zaraz będzie tu tłoczno.
- Nie trzeba. Marla już mi we wszystkim pomogła. Usiądź sobie gdzieś, a ja zaraz przyniosę ci coś do picia.
- Dlaczego zwołaliście pół godziny wcześniej?
- Żeby zrobić mu niespodziankę.- wtrąciła Marla odpowiadając na głupie pytanie.
W przeciągu dziesięciu minut przyszli wszyscy zaproszeni goście. Wszyscy prócz Gustavo. Jednak Kendall nie przejął się, bo został uprzedzony, że może nie przyjść. Do siódmej został kwadrans. Wśród zaproszonych gości byli sąsiedzi w tym Natalie, ludzie z Palmwoods na czele z Jenniferkami i cztery osoby, których nie znała Marla. Wszystkie prezenty stały w kącie.
- Idę go namierzyć.- powiedział James do Marli.
- Możecie sprawdzić za pomocą telefonu gdzie kto się znajduje?
- Tak. Wyposażyliśmy nasze fony w taką apkę.- spojrzał w telefon i przejrzał mapę.- On jest już niedaleko.
Po chwili zadzwoniła Alexa. Dała sygnał, że zaraz będą na miejscu. James uciszył wszystkich i zgasił wszystkie światła. Połowa stała w oknach wyczekując solenizanta. Wkrótce Carlos i Alexa weszli na posesję.
- Dzięki za spędzony dzień. Przynajmniej ty…- uśmiechnął się Carlos.
- Jesteś zmęczony?- zapytała go.
- A wiesz, że nie? Zaszczepiłaś we mnie mnóstwo energii. Chyba nie zasnę.
- To dobrze…
- Chodź. Posłuchamy sobie muzyki.- nacisnął na klamkę.- A co tu tak ciemno? Gdzie jest kontakt?- po omacku szukał włącznika. W końcu zapalił światła.
- Niespodzianka!- krzyknął tłum. Carlos rozejrzał się po przystrojonym mieszkaniu. Był pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewał się tego. Alexa zamknęła za nim drzwi.
- O jacie!- wyjąknął.
- Sto lat, bracie.- powiedzieli Kendall, Logan i James. Podali mu przyozdobiony kask.- Zakładaj dyskotekowy kask i rozkręć tą imprezę szatanie.- uśmiechnął się James.
- Ale wypas!- założył na głowę kask.- Na co wszyscy czekają? Party czas zacząć!- w powietrzu rozległy się oklaski, światła zamieniono na lampki i reflektory, zaczęła lecieć muzyka. Wszyscy ustawiali się w kolejce, aby złożyć mu życzenia. Kendall natomiast obgryzał z nerwów paznokcie czekając na dowóz tortu. Miętolił komórkę w spoconych dłoniach. Nareszcie dostał wiadomość, że przesyłka jest w drodze po strasznych korkach. James i Logan wyszli na zewnątrz czekając na pojazd. Pięć minut później dostawca otworzył im przenośną chłodnię i na podstawce na kółkach wyciągnął prostokątny tort śmietankowo- truskawkowy. Kendall wbiegł pędem do domu, ściszył muzykę i wszedł na przygotowany podest.
- Uwaga! Wszystkich zapraszam na chwilę na zewnątrz!- wszyscy po kolei wychodzili na taras. Carlos wyszedł zdezorientowany.
W basenie odbijały się kolorowe światła, a po wodnej tafli pływały balony. Goście znaleźli sobie miejsce przy przygotowanym stole. Carlos zasiadł na wyznaczonym miejscu. Logan i James wjechali z tortem, na którym były świeczki i sztuczne ognie. Pod ściemnionym niebem efekt był bardziej magiczny. Carlosowi uśmiech nie schodził z twarzy. Patrzył się ciągle to na chłopaków, swoich przyjaciół i dziewczynę to na tort. W tle rozniosło się śpiewanie Sto lat! Wszyscy wstali. Solenizant myślał o jakie życzenie mógłby poprosić. Nie zastanawiał się długo. Zdmuchnął świeczki. Znów powstał aplauz. Wziął wielki nóż do ręki i przystąpił do krojenia. Ich sąsiadka spod czwórki była z zawodu fotografem. Miała dwadzieścia pięć lat, wszystkim robiła zdjęcia. Carlos uśmiechał się do obiektywu i robił głupie miny. Nie on jeden. Standardowo Carlos wraz z Loganem, Jamesem i Kendallem mieli osobną sesję, w której się wygłupiali. Do jednego zdjęcia wzięli go na ręce i pozowali tak, aby było widać, że niby jest wrzucany do basenu. Potem każdy robił sobie z nim zdjęcia.
- Gdzie jest solenizant?- zza rogu wyskoczył Gustavo.
- O! To mój ulubiony szef!- wstał Carlos.
- Jedyny jakiego miałeś. Wszystkiego najlepszego. Wręczył mu do ręki butelkę wina.
- Fajnie, że przyszedłeś.- ucieszył się.
- Tak. Pomyślałem sobie, że Kendall zapewne puści jakąś piosnkę z tej wieży, więc wpadłem na pomysł żeby uratować tę imprezę. Niespodzianką jestem ja.
- Mogłem się domyślić.- zaczął się śmiać.
- Tak? To proszę bardzo. Zapraszam do środka!- Gustavo założył złotą czapkę i poprawił przyciemniane okulary. Podszedł do sprzętu, którego wcześniej tutaj nie było.- Bawcie się w najlepsze, bowiem DJ Gustavo rozkręci tę bibę!- wszyscy się ucieszyli. Nikt z BTR nie domyślił się, że jest zdolny na taki gest i ma takie zainteresowania. Ludzie zaczęli tańczyć.
- Dzięki.- uśmiechnął się do mężczyzny Kendall.
- No problemo.
W międzyczasie Marla skorzystała z okazji, że Jo siedzi sama i przysiadła się.
- I jak się czujesz?- zapytała.
- Dobrze. Mogę chodzić, ale wtedy noga mnie boli. Jakoś daję radę. A twoja ręka?
- Może być. Właśnie alkohol trafia na stoły.- uśmiechnęła się Marla patrząc na sytuację.
- Pewnie zapijesz się i będziesz leżeć gdzieś pod stołem…
- To żeś wymyśliła! Chyba mnie nie znasz. Ja się nigdy w życiu nie upiłam i rzadko piję alkohol. Tylko okazjonalnie. Choć kiedyś w ogóle nie piłam...
- A dzisiaj to nie ma okazji?- poprawiała sobie poduszkę.
- Chciałam cię o coś zapytać.- nagle zmieniła temat.- Chodzi o ciebie i Kendalla.
- Poprosił ciebie, abyś ze mną porozmawiała?
- Nie…- skłamała.
- Nie kłam. Zresztą to w jego stylu.
- Chodzi o to, że masz teraz tyle wolnego czasu, on też. Zamiast spędzać go razem, ty wyjeżdżasz za miasto do babci.
- Wiem, ale ten Nick…
- Daj sobie z nim spokój. To dawna historia.
- Ja po prostu mam takie wrażenie, że czai się na mnie. Ale możesz mu przekazać, że postawi na swoim. Przez tą nogę zostanę na miejscu, a Kendall pojedzie jutro po moje rzeczy. W sumie u babci nie mam co robić. Ta kobieta jest samowystarczalna i nie daje sobie pomóc. Kendall poprosił mnie, abym została tu dopóki mam urlop, żebym nie przejmowała się tym typem i spędziła z nim więcej czasu. Przemyślałam to jeszcze raz, więc...
- To w takim razie sama mu to powiedz. Właśnie tu idzie.- wstała.- Baw się dobrze. Jeszcze do ciebie przyjdę.-poszła.

Chciała wyjść na zewnątrz, ale nie chciała przeszkadzać. James i Lucy tak byli zajęci sobą, że żal było im przerwać. Wróciła się. Carlos wszedł na podest. Wszystkie światła odbijały się od jego kasku. W ręce trzymał lampkę szampana. Gustavo wyłączył muzykę i skierował światła w jego stronę.
- Będzie przemowa!- krzyknął ktoś z tłumu.
- Chciałbym z tego miejsca podziękować wszystkim za zjawienie się na imprezie, o której nie miałem pojęcia.- w tle rozniosły się drobne śmieszki.- Cieszę się, że z wami wszystkimi mogę spędzić ten wieczór. Przede wszystkim chciałbym podziękować moim przyjaciołom.- spojrzał na Kendalla, Logana i Jamesa, którzy stali na dole.- Jesteście najlepsi!
- Tak, tak!- machnął ręką James.- Powiedz lepiej czego sobie zażyczyłeś!
- Niczego, ponieważ mam już wszystko czego potrzeba do szczęścia. Cudownych przyjaciół, najpiękniejszą i najwspanialszą dziewczynę na świecie oraz superowego szefa, który da mi podwyżkę.- Gustavo uśmiechnął się i pokiwał głową.- A nie, przepraszam. Ja mu dam podwyżkę.
- Oboje ją sobie damy.- poprawił Gustavo. Ich praca to paradoks. Kiedyś on był ich szefem i to on zarządzał finansami, a kiedy osiągnęli sławę, Gustavo został ich menagerem, a co z tego wynika to oni zaczęli mu płacić, ale zostało głównie tak jak było na początku.
- Tak…-westchnął Carlos.- Żartowałem! Poprosiłem o skuter wodny!- znów wszyscy zaczęli się śmiać.
- Niech wszyscy podniosą swojego szampana!- krzyknął Logan.- Zdrowie solenizanta!
Muzyka znów zaczęła koncertować. Cały dom wyglądał jak prawdziwy klub. Nikt z sąsiadów nie miał okazji do narzekania na hałasy obok, ponieważ najbliżsi z nich byli na miejscu i dobrze się bawili. Każdy częstował się przysmakami oraz chwalił sobie ciasto, które Marla i Logan upiekli. Mimo początkowych problemów, wszystko potoczyło się wspaniale. Na stołach pojawiło się coraz więcej alkoholu i to różnego rodzaju. Marla pomyślała, że chyba na ten produkt poszło najwięcej kosztów. Godzinę po rozpoczęciu imprezy każdy spożył dostateczną jego ilość, aby dobrze się bawić. Kiedy Marla tańczyła z Loganem, zauważyła, że ten już swoje wypił, ale na ten moment najwięcej zabalował solenizant, który bawił się w najlepsze z Alexą. Podczas gdy tańczyli, podeszła do nich Natalie. Miała na sobie czarowną czerwoną sukienkę bez ramiączek i do połowy kolan. Cała kreacja dodawała jej uroku i seksapilu. Marli zauroczyły jej buty. Kiedy podeszła Natalie, dziewczyna zapatrzona była tylko w czerwone obuwie. Natalie odbiła Logana i zaczęła z nim tańczyć. Marla skorzystała z okazji, aby usiąść i w końcu spróbować drinka. Wyszła na taras, znalazła wolny stolik. Wzięła różowy napój. Zaczęła siorbać ze słomki. Smak alkoholu nie przypadł jej do gustu, ale nie przestała pić. Wolała siedzieć tu niż patrzeć jak modelka wypina tyłek na prawo i lewo. W końcu Logan po tańcu zaczął szukać dziewczyny. Kiedy zobaczył, że siedzi przy stole pijąc drinka, sam wziął jednego i dołączył do niej. Los chciał, aby Natalie też ich znalazła i się przysiadła.
- Ładne masz buty.- posłała komplement modelce.
- Dziękuję.- odpowiedziała zaskoczona.- Z najnowszej kolekcji. Wydałam na nie tak około czterysta dolarów.
- No, tanie nie były.- uśmiechnął się Logan.
- Weź ty już nie pij, bo minęła dopiero godzina, a impreza trwa do czwartej.- zabrała mu szklankę Marla.
- O mnie się nie martw. Nie na takich imprezach się tylko było.- machnął ręką. Jego ułożone wcześniej włosy były teraz lekko roztrzepane.- O mnie się nie martw…- powtórzył.
- Przynajmniej na jakiś czas… Chciałabym jeszcze z tobą zatańczyć tak, abyś nie potykał się o własne nogi.
- Dobrze. Niech ci będzie. Do jedenastej nic nie tknę.
- Ale ile tego wypiłeś?
- Szampana i dwa, nie, trzy drinki. Pięć...
- Przecież nie jest pijany.- wtrąciła Natalie.- Nie zatacza się, głupot nie gada i świetnie tańczy.- uśmiechnęła się.- Na twoim miejscu nie ograniczałabym chłopaka. Pozwoliłabym na to, na co ma ochotę.
- No widzisz, ale nie jesteś na moim miejscu.- dogryzła jej.
- Prawda.- powiedział brunet.- Powinienem się pohamować. To czyste powietrze do mnie przemówiło. Idziesz zatańczyć?
- Z miłą chęcią.- wstała Marla zostawiając Natalie samą.
Kiedy para weszła do mieszkania na miejsce gdzie znajdował się wielki prawie przepełniony tańcem parkiet, Carlos i James ze swoimi dziewczynami kręcili się w kółku śpiewając refren lecącego utworu. Postanowili się przyłączyć. Bawili się w najlepsze. Każdy tańczył z każdym. Marla próbowała zatańczyć z Jamesem i Carlosem, do którego były kolejki. Nawet udało jej się wyciągnąć Kendalla, który cały czas siedział z Jo. Musieli się jednak pogodzić...





* Naczytaliście się? Teraz rozdziały będą troszkę długie. Czy cieszycie się, że Marla wyszła prawie bez szwanku? W ogóle ten wątek jest świeży i dopisany, bo mi samej przytrafiła się podobna sytuacja. Nie na schodach, ale w łazience. Moja siostra nie wytarła podłogi, poślizgnęłam się i zbiłam łokieć. Inspiracje, inspiracje wszędzie :D Po kolei, bo może Marta znów ma mętlik w głowie, a te pytania ponoć pomagają :*
Kto mógł tak zaszkodzić Marli? Czy Lucy dostanie od Jamesa pierścionek? Jak widzicie kłótnia Kendalla i Jo rozeszła się po kościach, bo biedaczka została uziemiona i zgodziła się zostać :D Imprezka dla Carlosa jest, tak jak już wcześniej pisałam. Może na niej coś się wydarzy... no nie wiem :D
Rada na przyszłość. Alarmowe hasło chłopaków radzę zapamiętać , ponieważ może się przydać w przyszłości. Będzie kiedyś użyte i warto by wtedy wiedzieć co to jest Cztery słowa ;)

No to na tyle i do soboty :*




# Translate

# Znajdź rozdział