niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 26

Demo od dawna było gotowe, a płyta była w procesie jej kończenia. Za trzy tygodnie wszystko się okaże. Z perspektywy czasu zdała sobie sprawę jak ten czas szybko leci i jak dużo się wydarzyło. Czas pędził jak szalony. Jeszcze niedawno wprowadzała się do swojego mieszkania na czwartym piętrze, a teraz czeka za kulisami na swój pierwszy wywiad w telewizji. Gustavo nie odczuwał takiego samego stresu jak ona. Bała się, że publicznie się pogrąży, coś chlapnie, a ona będzie skończona. Podtrzymywała się w duchu tym, że to zaledwie mniej niż dziesięć minut rozmowy i trzy minuty występu. Przez ostatni czas dużo pracowała. Zamknęła oczy kiedy charakteryzatorka poprawiała jej makijaż. Za minutę wchodzi na łamy ogólnokrajowej telewizji z wiadomościami. Siłę daje jej to, że chłopaki trzymają za nią kciuki u siebie w domu oglądając w tej chwili telewizję.
- I jak tam, Trójka? Gotowa na wyjście do kilkumilionowej oglądalności?
- Chyba tak, ale postaraj się nie mówić do mnie Trójka przynajmniej przez te dziesięć minut.
- Będę trzymać się za język.- zostali wezwani.

Występ w telewizji poszedł pomyślnie. Marla odpowiedziała na wszystkie pytania nie jąkając się zbytnio przy żadnym. Pamiętała o tym, aby się uśmiechać i wyluzować. Dobrze przekazała informacje o tym, że cieszy się, że to ona mogła współpracować ze sławnym Gustavo Rocque. Kończy swoją pierwszą płytę, która jest dla niej bardzo ważna i pojawi się w sklepach jeszcze pod koniec września, czyli za dwa tygodnie. Prowadzący zapytał ją jak przebiega z współpraca z Big Time Rush. Odpowiedziała, że nic w życiu lepszego jej nie spotkało. Chłopaki są fantastyczni i świetnie się z nimi współpracuje. Zdradziła, że osobiście ich uwielbia i cieszy się, że są utwory, które mogli razem zaśpiewać, a jeden z nich pojawi się na jej płycie. Potem zaśpiewała swoją piosenkę. Cała obsada w studio była zachwycona.
Marla i Gustavo opuścili studio. Zanim wyszli z budynku minęło dobre dwadzieścia minut jak nie więcej. Córka makijażystki, która co tydzień szła do mamy pracy, bo nie miała jej z kim zostawić, poprosiła ją o autograf. Była bardzo zaskoczona, ale zrobiło jej się miło. Wyjęła z torebki swoje wieczne pióro od BTR, które zawsze nosiła przy sobie i dała swój pierwszy autograf. Zadała jej mnóstwo pytań. Potem Gustavo myślał głośno przy Marli: Ok. Sesja zdjęciowa do okładki na płytę jest zrobiona, zdjęcie wybrane, czekam na odbiór. Wszystko jest prawie gotowe…
W końcu zebrali się i wyszli. Przed budynkiem na Marlę czekała niespodzianka. Logan oparł się o maskę swojego srebrnego samochodu.
- Gustavo…- powiedziała do niego.- Możesz wrócić sam.- ten bez żadnych pytań wrócił do swojego auta.- Hej! Co ty tu robisz?- podeszła bliżej.
- Pomyślałem, że po ciebie przyjadę. Stęskniłem się, a chciałem pobyć z tobą w samotności zanim w domu chłopaki się do ciebie dopadną. Świetnie ci poszło, wiesz?
- Wiem. I dałam pierwszy autograf.-pocałowali się.
- To super. Wsiadajmy.- pojechali do domu.- Wiesz, że Kendall dostał już swoje prawo jazdy?
- Serio?
- Tak. Ej. A może nie poszłabyś ze mną na kolację?
- Oczywiście, że bym poszła.
- Zapraszam cię do bardzo fajnej restauracji.
- Nie boisz się, że ktoś cię zobaczy i będzie zamieszanie?
- To prywatna restauracja, tylko dla… uciśnionych że tak powiem.- uśmiechnął się.- O siódmej będę u ciebie.
- Nie mogę się doczekać.
Kiedy dojechali na miejsce, zauważyli, że przy recepcji nie ma już Bittersa. Zastąpił go zastępca i najwyraźniej na stałe, bo plakietka była zmieniona. Zrobiło jej się go nawet przykro. Logan poprowadził ją dalej, aby nie rozczulała się nad tym co mógł ją zabić.
- Powinnaś o tym zapomnieć.- powiedział wchodząc do windy.
- Tak, ale dostałam już wyzwanie do sądu. Za tydzień jest rozprawa, a jutro mam spotkanie z adwokatem. Wcale nie chce brać w tym udziału.
- Wiem, ale trzeba. Takie jest prawo.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Przynajmniej nie będziesz tam sama. My też będziemy. Widzieliśmy wszystko. Zostaliśmy powołani na świadków.- winda wydała z siebie krótki komunikat i jej wrota się otworzyły. Razem poszli do jego mieszkania. Gdy otworzyły się drzwi, James dał reszcie komunikat, że już przyszli. James, Kendall i Carlos wzięli swoje notesy do ręki podbiegli do Marli.
- Jesteś sławna- krzyknął Carlos.- Dasz mi swój autograf?
- Nam też!- przepchał się James żartobliwie.
- Jesteście niemożliwi.- rozbawiła ją ta sytuacja. Wyjęła pióro i podpisała im się śmiejąc się pod nosem.
- Mnie wystarczy przytulas.- powiedział Logan, który długo nie musiał czekać. Przytuliła go mocno do siebie.
- Ej, gołąbeczki!- wtrącił Carlos.- Oglądacie z nami wieczorem mecz?
- Niestety nie…- westchnęła.
- Idziemy na randkę.- oznajmił im Logan. Chłopaki wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Ok. To bawcie się dobrze.- zrobił głupią minę Kendall.

Przed planowanym spotkaniem Marla szykowała się na bóstwo. Założyła swoją ulubioną, elegancką niebieską sukienkę z przyszytymi ozdobnymi kamyczkami przy dekolcie, które błyszczały jak diamenty i dla kontrastu czerwone szpilki. Zawsze uważała, że kobieta nie powinna mieć na sobie tylko jednego koloru. Uczesała sobie włosy spinając je na bok i zrobiła wieczorowy makijaż. Nałożyła dodatki dbając o każdy szczegół. Chciała wyglądać piękniej niż zazwyczaj.
- Jaka laska!- lokatorka obleciała ją wzrokiem od góry do dołu.
- Czyli dobrze wyglądam?- poprawiła włosy. Poprawiła usta błyszczykiem.
- Dobrze! I dobrze, że idziesz, bo muszę mieć wolne mieszkanie do oczyszczenia umysłu. Będę pisać piosenkę.
- Nie idziesz do chłopaków na mecz?
- Nieee. Niech sobie zrobią męski wieczór. Baw się dobrze i nie wracaj za szybko. O! ktoś puka!- poszła otworzyć drzwi. Lucy nacisnęła na klamkę, a jej oczom ukazał się Logan jakiego nie znała. Miał na sobie idealnie dopasowany garnitur. Na jego szyi widniał niebieski krawat. Wyglądał elegancko nawet z ciemnymi trampkami.
- Wow, Logan! Ale przystojniak… Wejdź. Marla zaraz przyjdzie.- wszedł ze schowanymi za plecami rękami.
- Już idę!- poinformowała z łazienki. Kiedy wyszła, jej oczom ukazał się jej chłopak i to w garniturze. W takim stroju jeszcze go na żywo nie widziała. Była oczarowana jego widokiem. Logan jest przystojny, ale teraz wyglądał zabójczo. On też zareagował podobnie. Jak ją zobaczył, oczy prawie nie wyskoczyły mu z orbit. Był oszołomiony jej widokiem aż rozwarł usta z wrażenia. Wyglądała uwodzicielsko, załopotało mu serce.
- Wyglądasz prześlicznie.- powiedział. Lucy poszła do pokoju.
- Ty też wyglądasz zabójczo. I z krawatem nawet trafiłeś pod kolor mojej sukienki. Wyglądamy jak piękna para. I wiesz co?
- Tak?
- Uwielbiam facetów w trampkach i garniturze.
- No widzisz! Akurat stoi taki jeden przed tobą. Zza pleców wyciągnął dorodną, czerwoną róże i wręczył jej.- To dla ciebie. Idziemy?- wzięła kwiatek i kiwnęła głową. Logan zgiął wpół rękę w jej stronę, aby mogła się go elegancko złapać i wyszli z mieszkania. Chłopaki patrzyli przez okno jak razem wsiadają do samochodu, oczywiście Marla i Logan ich zauważyli. Pomachała im, a następnie wsiadła do auta, a przed tym Logan otworzył jej drzwi. Pojechali. Robiło się już ciemno. Marla wyjrzała okno zachwycona jak pięknie świeci się miasto o tej porze. Na jej oczach zapalały się wszystkie światła i oświetlenia na drodze i w sklepach. Przejeżdżali niedaleko znaku Hollywood. Dziewczyna rozmarzyła się.
- O czym tak myślisz?- zapytał ją ciepłym głosem.
- Przypomniało mi się coś. Nie chcesz tego słuchać…
- Jasne, że chcę! Ciekawi mnie o czym myślisz.- cieszyła się w głębi, że tak mówi.
- No dobra. Kiedyś jak śpiewaliście na koncercie… marzyłam, abyś wybrał kogoś na scenę spośród tej obszernej publiczności właśnie akurat mnie tylko, że mnie tam nie było. Oglądałam was w telewizji. Chciałam poczuć się taka jedyna i wyjątkowa. Tylko, że wy byliście tu, a ja w swoim domu. A kiedy zdarzyła się okazja… kiedy przyjechaliście w trasę do Anglii to od razu kupiłam bilet na wasz koncert. Ale wokół było tyle dziewczyn, że zwątpiłam w swoje marzenie. Niestety. Nie wiem dlaczego ci o tym teraz opowiadam.
- Nie, spokojnie. Nic się nie stało. Jakbyśmy musieli zapraszać wszystkie fanki na scenę to koncert by się prędko nie skończył. Jedyne co mogę ci obiecać to może to, że w następną trasę pojedziesz razem z nami.
- Serio? Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Chcę spełniać twoje życzenia. To mi sprawia przyjemność.
- Ja też chciałbym w takim razie spełnić twoje.
- Moje?- spojrzał na nią.- Moje już się spełniło. Jesteś tutaj ze mną. Wszystko mam. Nic więcej mi nie potrzeba.- pokazał biały uśmiech.
- Jesteś słodki…- samochód się zatrzymał.
- No i jesteśmy na miejscu.- wysiadł, aby otworzyć jej drzwi. Był taki szarmancki tego wieczora. Podobało jej się. Rozejrzała się. Pierwszy raz widziała to miejsce. Restauracja była przepiękna. Ściany zbudowane z kamienia i ozdobione pnącymi się roślinami. Przy wielkich drewnianych drzwiach znajdowały się dwa złote wazony wypełnione różami. Lampy oświetlały wysoko osadzone okiennice. Złapała go za rękę, poszli w stronę budynku. Logan otworzył jej drzwi. W środku było jeszcze piękniej niż na zewnątrz. W tle leciała muzyka na żywo grana z jakiegoś kwartetu smyczkowego. Wszędzie było jasno jak w ogromnej sali balowej. Było mnóstwo gości. Podeszli do mężczyzny, który nadzorował wszystko.
- Witam Państwa.- powiedział delikatnym głosikiem mężczyzna w średnim wieku.
- Dobry wieczór. Mamy rezerwacje na stolik piętnasty.- oznajmił Logan. Pracownik otworzył grubą książkę i spojrzał na kartkę z dzisiejszą datą i teraźniejszą godzinę.
- Pan Henderson, tak?
- Tak.
- Zgadza się. Proszę tędy.- zaprowadził ich do białego stolika przykrytego złotym obrusem. Na środku stolika znajdował się bukiet czerwonych kwiatów. Usiedli.- Proszę, tu są karty. Niebawem podejdzie do Państwa kelner.- odszedł płynnym ruchem.
- Logan. To miejsce robi ogromne wrażenie.- Nie mogła się napatrzeć.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Chciałem, aby nasza pierwsza randka była najlepsza i wyjątkowa.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk. Udało ci się. To najlepsza randka w moim życiu. Tak się cieszę, że jesteśmy tu razem.
- Ja też. A więc co Pani zamawia?- zapytał parodiując głos tamtego mężczyzny.- otworzył kartę.
- Oh nie wiem. Same nazwy wyglądają apetycznie. Hmm… podaruję sobie przystawkę. Nie lubię przystawek. Moja ciocia zawsze mi mówiła: Jak jeść to raz, a porządnie.- zaśmiała się.
- Też nie lubię przystawek. No to może danie główne? Ja bym się pokusił o pozycję numer trzy.- wskazał palcem.
- Polędwiczki owijane przypieczoną szynką parmeńską w sosie z ze złotych kurek oraz grillowane ziemniaczki w mundurkach wraz z bukietem sałatki greckiej.- zabrakło jej tchu wymawiając całą pozycję.- Wow. Gastronomiczna poezja wielokrotnie złożona, ale podoba mi się. Brzmi apetycznie. Też się na to skuszę.
- A na deser?
- Ja ubóstwiam desery. Mogłabym zjeść wszystko z tej listy. Nie mogę się zdecydować. Wiesz co? Zrób mi niespodziankę i wybierz coś za mnie.- zamknęła swoje menu.
- Dobrze…
- Pozwól, że skoczę na chwilę do toalety.Zaraz wracam.- wstała poszukując drogi do łazienki. Udało jej się tam trafić. Spojrzała na wielkie oświetlone lustro. Wyjęła z torebeczki błyszczyk i poprawiła sobie usta. Patrzyła tak jeszcze na swoje odbicie śmiejąc się do siebie. Była taka szczęśliwa. Właśnie przeżywała najcudowniejszy wieczór jej życia. Poprawiła fryzurę i wróciła do stolika. Logan gdy ją zobaczył zaczął nalewać jej wina.
- To dla ciebie.
- Dziękuję. I to słodkie. Jedyne jakie mi smakuje. Czy ty kiedykolwiek nie trafisz w moje gusta?
- Staram się nie.- uśmiechnął się.
- Miło jest spędzić ze sobą czas sam na sam. Powiedz mi o sobie coś czego nie wiem.- dziewczyna była bardzo ciekawa.
- Hmm… co mogę ci powiedzieć. Wiesz, że jestem strasznie uparty? Jak byłem mały, mama mówiła mi na plaży na wakacjach żebym posmarował się kremem, bo spalę sobie skórę. Oczywiście nie posłuchałem jej. Ostrzegała mnie, że źle to się może dla mnie skończyć, ale ja nadal stawiałem za swoje. Minął jakiś czas, a faktycznie zaczęły palić mnie plecy. Doskwierało mi to, ale za nic nie posmarowałem się tym kremem, aby nie okazać słabości i udowodnić mamie, że jestem silniejszy. Skończyło się tak, że miałem poparzenie pierwszego stopnia i przez ponad tydzień musiałem spać na boku, a kiedy mama smarowała mi plecy maścią, czułem tortury. Od tamtego czasu stosuje krem z filtrem.
- Śmieszna historia. Ja w gimnazjum miałam koleżankę… nie, nie nazwę jej tak. To była wiedźma. Robiła mi głupie dowcipy w szkole. Pisała różne rzeczy na mojej szafce, raz na stołówce wylała mi zupę na bluzkę i to specjalnie. A raz na przesłuchaniach do szkolnego przedstawienia zamknęła mnie w łazience, abym nie mogła wystąpić i wiele innych. To był koszmar. Jednakże wiedziałam, że robi to z zazdrości, więc się tym zbytnio nie przejmowałam, ale pewnego dnia postanowiłam się zemścić. Kiedy on dostała tę rolę, chciałam to wykorzystać. Na widowni była cała szkoła. W pewnym momencie odłączyłam jej mikrofon i zza sceny puściłam nagranie, które dochodziło z jej mikrofonu. Puściłam nagranie niezłego bąka, które rozniosło się po całej sali. Potem powiedziałam różne dziwne rzeczy, a widownia wpadła w śmiech. Ta z płaczem zeszła ze sceny i tak pozbyłam się jej raz na zawsze.
- No proszę. Będę wiedział, aby z tobą nie zadzierać.
- Daj spokój… To były tamte lata, a ja już nie mogłam znieść takiego traktowania. Myślałam, że jak skończę szkołę to jej już w życiu nie zobaczę, ale się pomyliłam. Pamiętasz tę czarnowłosą Juliette, z którą mieszkałam kiedy trwał jeszcze ten konkurs?- kiwnął głową.- To była ona. I mam znowu nadzieję, że więcej jej nie spotkam.- podszedł do nas kelner i wręczył zamówienie.
- Ach…- powąchał danie Logan.- Pachnie cudownie.
- No to spróbujmy tego przysmaku.- zaczęli jeść.
Para zjadła i dobrze się razem bawiła. Rozmawiali w miłej atmosferze. Opowiadali różne historie ze swojego życia. Śmiali się i pili wino. Nigdy tak dobrze się razem nie bawili. Potem przyszedł kelner z deserem. Logan zamówił suflet z gorącymi malinami, lodami z polewą czekoladową i bitą śmietaną co okazało się strzałem w dziesiątkę. Marla pierwszy raz jadła suflet i od razu się w nim zakochała. Deser rozpływał się w ustach, czuła się jak w siódmym niebie. Musiała kontrolować swoje zapędy, była przecież w tak dostojnym miejscu. Kiedy skończyła, poczuła, że niczego jej już nie brakuje. Ten wieczór osiągnął swój limit przyjemności. Przynajmniej tak myślała, ale potem muzyk poprosił ją do tańca. Tańczyli razem na parkiecie przy pięknym smyczkowym akompaniamencie. Marla spojrzała na zegarek. Było już po jedenastej. Wrócili do stolika, zamienili jeszcze ze sobą kilka zdań i później opuścili restaurację.
- Będziesz prowadził gdy wypiłeś wino?
- Patrzyłem na ciebie i zupełnie zapomniałem, że jesteśmy samochodem. To tylko jedna lampka wina. No dobra, dwie. Nic się nie stanie. Patrz.- wszedł na krawężnik i przeszedł się po nim. Marla zobaczyła, że idzie równo, więc się uspokoiła.
Wsiedli do samochodu i pojechali do domu. Do północy zostało jakieś pół godziny. Logan odprowadził Marlę pod same drzwi mieszkania. Zatrzymał się przed wejściem. Przytulili się do siebie.
- To był wspaniały wieczór. Dziękuję ci za wszystko.- wyszeptała.
- Wzajemnie. Dobranoc, skarbie.- poczuła ciepło rozchodzące się po jej ciele gdy usłyszała te ostatnie słowo.
- Dobranoc. Śpij dobrze.- pożegnała go w drzwiach. Odprowadzała go wzrokiem do jego drzwi. Jednak gdy złapał za klamkę, zatrzymał się. Marla podniosła brwi. Logan odwróciła się do niej i wrócił się.
- O czymś zapomniałem.- oznajmił lekko szepcząc.
- O czym?- kiedy go o to zapytała, Logan przywarł do jej ust. Objął jej twarz, aby mieć do niej lepszy dostęp. Oboje zachłannie pieścili swoje wargi. Po chwili oderwali się od siebie, aby złapać oddech. Styknęli się czołami i uśmiechali do siebie. Logan wziął jej dłoń i przyłożył do swojego policzka z miną jakby przykładał lód do siniaka, aby odczuć ukojenie. Puścił ją i bez słowa wrócił do siebie. Marla zanim weszła do apartamentu, stała tak przez chwile w bezruchu jeszcze po ostatnim jego dotyku. Następnie otrząsnęła się i zamknęła za sobą drzwi. Usiadła na krześle. Czuła się kochana i szczęśliwa. Nic więcej się dla niej nie liczyło.


* Wiem, że wyszło tak obojętnie. Jednak po tej całej akcji trzeba znów wychillować :) Cieszcie się tymi leciutkimi rozdziałami, bo wkrótce może ich zabraknąć :) Całuśną końcówkę razem z moim buziakiem pragnę zadedykować pewnej osobie ( która już będzie wiedziała o co chodzi i nie musi się zdradzać). Rany... cztery rozdziały jednego tygodnia. Nigdy więcej :) Wracamy do porządku codziennego, więc do  środy :) 



piątek, 28 marca 2014

Rozdział 25

Marla weszła do windy. Sprawy pokomplikowały się bardziej niż myślała. Nie mogła pozwolić, aby Logan odszedł z zespołu. Jak w ogóle James mógł mu coś takiego powiedzieć? Przecież to absurd! Każdy z nich jest ważny i to w tym samym stopniu. Przeszukała cały hol, nie było go tam. Szukała go nadaremnie nad basenem. Skierowała się do ostatniego miejsca na terenie hotelu, poszła do parku. Rozejrzała się i trafiła w dziesiątkę. Logan siedział przygarbiony przy fontannie. Podeszła do niego. Gdy chłopak ją zobaczył, wyprostował się. W jego twarzy nie można było zauważyć czy cieszy się z tego widoku czy też nie. 
- Cześć.- usiadła obok.
- Szukałem cię…
- Wiem. I przepraszam, że tak wyszło. To nie powinno się wydarzyć…- patrzyła jak chłopak chyli głowę patrząc gdzieś na nogi.
- Miałem z tobą porozmawiać, ale teraz nie mam do tego głowy.
- Rozumiem. Słyszałam już co się stało.
- Może i ma rację… może z tego zespołu to ja jestem najgorszy. Nie śpiewałem zbyt wielu głównych partii muzycznych. Zaledwie kilka piosenek należało do mnie, miałem w nich szerokie pole do popisu. A tak to zawsze jestem gdzieś z boku jak podpora… chórek.
- Co ty bredzisz? Nikt tak nie myśli. Żaden fan tego zespołu nigdy nie odważyłby się nawet o tym pomyśleć. Ludzie cię kochają. Ja nie wyobrażam sobie tego zespołu bez ciebie. Jesteś nieoderwalną jego częścią. I w zespole nie liczy się indywidualny popis tylko praca zespołowa. To będzie zupełnie inaczej brzmieć bez ciebie!
- To miłe, że tak myślisz, ale to twoje zdanie. Jeśli James uważa, że tak nie jest to nie ma sensu. Ja myślałem, że jest między nami więź. Jesteśmy razem od małego, a tu nagle taki cios.
- On nie wiem co mówi! Poniosło go jak zawsze. On jest taki wybuchowy… Jak ochłonie,  dojdzie do niego i cię jeszcze za to przeprosi.
- Czy to coś zmieni? Zabolało mnie to. Ja już postanowiłem. Otworzył mi oczy. Może powinienem w końcu dokończyć swoje uśpione marzenia? Dokończę przerwane studia, zostanę lekarzem.
- Ty chyba żartujesz!- złapała się za głowę.
- Czy ja wyglądam jakbym żartował? To już nie chodzi o to czy James miał rację czy nie. Siedząc tutaj dotarło do mnie, że bycie w tym zespole nie ma żadnego sensu. Teraz wiem co chcę robić w życiu. Wierzysz w przeznaczenie?
- Oczywiście, że wierzę…
- Może ta kłótnia była potrzebna, aby doszło do mnie, że BTR to nie moje miejsce na ziemi. Urodziłem się, aby zostać lekarzem. Mam predyspozycje do tego. W tym mogę być lepszy i od Jamesa i każdego innego. Ktoś mnie w końcu doceni.
- My wszyscy cię doceniamy! Proszę…
- Ty chyba mnie nie rozumiesz…- wstał.- Porozmawiamy innym razem. Na razie chcę zostać sam.-poszedł. Dziewczyna go nawet nie zatrzymywała. Nie umiała na niego wpłynąć.
Gdy wróciła do hotelu powiedziała chłopakom co postanowił Logan.
- Super!- zdenerwował się Kendall.- Tym razem sytuacja osiągnęła stan krytyczny.
- Co to znaczy tym razem? Już wcześniej tak już było?
- Może nie tylko w przypadku Logana jak i całej czwórki. Dwa razy żeśmy się tak pokłóciliśmy. Raz przez głupie pomysły Griffina, a drugi raz przez to, że każdy wolał robić co innego. Jednak zawsze potrafiliśmy się pogodzić. Myślałem, że te głupie czasy mamy już za sobą.
- Spróbujcie znowu się pogodzić.
- Najlepiej by było gdyby James go przeprosił.- wtrącił Carlos.
- Ja mam go przepraszać?- oburzył się szatyn.- To nie moja wina, że jest taki beznadziejny.
- James! Co ty w ogóle wygadujesz?!- nakrzyczała na niego.- Wszyscy może i jesteście członkami zespołu, ale jesteście również najlepszymi przyjaciółmi od tak dawna. Dlaczego się tak uparłeś? Nie dociera do ciebie to, że to wszystko twoja wina? Ty to zacząłeś. Po co w ogóle podkradłeś mu ten tekst? Zrobiłeś to wiedząc, że robisz źle. Ty się na niego gniewasz, ale za co? Nie masz takich podstaw. Ja popieram niestety zdanie Logana. Póki go nie przeprosisz, nic z tego nie będzie. Otwórz oczy! Dlaczego jesteś taki? Ja ciebie nie rozumiem człowieku. I dlaczego powiedziałeś mu takie słowa?- James słuchał jej z pokorą. Był już o wiele spokojniejszy. W końcu dotarło do niego, że nie ma nic na swoje usprawiedliwienie.
- Macie rację. Poniosło mnie. Sam nie wiem dlaczego mu to powiedziałem. Może wkurzyło mnie to, że on zawsze jest taki wszystkowiedzący. Albo ja już taki jestem. Niestety przyznaję, że mam problemy z kontrolowaniem siebie. Jakbym wiedział, że tak to się skończy to bym wcale nie posłużył się jego pomysłem. Żałuję wszystkiego co o nim powiedziałem. Wcale tak nie myślę.
- W końcu coś do ciebie dotarło.- rozchmurzył się Kendall.- Teraz musimy go namówić, aby porozmawiał z nami.- długo nie trzeba było czekać. Po trzech minutach przyszedł Logan. Zobaczył, że w salonie wszyscy siedzą i go obserwują.
- Zapomniałem portfela…- Logan wyciągnął go z szafki.
- Zaczekaj!- zawołał go Carlos.- Nie wychodź nigdzie. Musimy porozmawiać.
- Nie ma o czym.
- Logan.- wstał James z kanapy i podszedł do niego.- Przepraszam.
- Żeś się w porę obudził…- mruknął ironicznie.- Przepraszasz sam z siebie czy oni ciebie do tego zmusili, co?
- Ja naprawdę przepraszam. Kiedy ochłonąłem dotarło do mnie, że źle zrobiłem kradnąc twój pomysł. A to wszystko co powiedziałem o tobie to było pod wpływem impulsu złości. Wcale tak nie myślę. Jesteś nam potrzebny. Zespół bez ciebie nie istnieje. Jesteś jak… czwarty puzel układanki, którego teraz brakuje, aby wypełnić całość. Czuję się winny i żal mi za to wszystko.
- To dlaczego w ogóle to powiedziałeś? Dlaczego akurat to? Kiedy ja jestem na ciebie zły to zazwyczaj mówię ci wiesz co, ale nie takie rzeczy. Jaki był w tym sens?- To, że Logan go wysłuchał, szło w dobrą stronę. Jednak wciąż miał mnóstwo pytań.
- Powiedziałem tak… z zazdrości.- wykrzywił usta James. Nie łatwo było mu to wyznać.
- Słucham? Ty jesteś zazdrosny o mnie?- niedowierzał własnym uszom.
- Tak trochę jestem. Bo ty jesteś taki mądry. Wszystkie piosenki, które napisałeś do zespołu są najlepszymi hitami do dzisiaj. Szczerze to podkradłem ci ten pomysł, bo przez dwa dni nie napisałem nic co mogłoby się nadawać na piosenkę, a miałem już mało czasu. No i pomyślałem o tym. Nie mam do tego głowy ostatnimi czasy. Moim ostatnim sukcesem z pisaniem tekstu jest Elevate.
- Ta piosenka jest tytułową całego albumu, która osiągnęła wielki sukces.
- To był przypadek. Jechałem windą i mnie natchnęło. To nie zmienia faktu, że ty masz więcej osiągnięć. Ty z nas najlepiej tańczysz, a tylko ty umiesz dobrze rapować. I tylko ty jesteś beatboxerem. Kogo obchodzi ile masz partii muzycznych? W każdej piosence odgrywasz doskonale swoją rolę, masz swoje miejsce, swój czas… Dzięki tobie to co robimy staje się wspólną jednością i gdy ciebie zabraknie to wszystko się posypie. Każdy z nas jest genialny i super śpiewa. Powinniśmy być w tym zespole razem, bo wtedy robimy coś co kochamy i sprawia nam to przyjemność. Gdy ciebie zabraknie, obok siebie zawsze będę czuł pustkę. Będę żył ze świadomością, że to już nie to samo. I co? Wybaczysz mi?
- Hmm… tak, wybaczam ci.- kiwał głową Logan. Złość go opuściła.
- To super! Cieszę się, że znowu tworzymy zespół.
- To, że ci wybaczam nie oznacza, że wracam do grupy…
- Jak to?- wstał gwałtownie Kendall dołączając się do rozmowy.- Myśleliśmy, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy?
- No tak, ale doszło do mnie, że nie to chcę w życiu robić. Chcę być lekarzem.
- Co ja mam ci jeszcze powiedzieć, abyś zmienił zdanie?- załamał się James.
- Nic. Jest naprawdę w porządku.
- Nie jest w porządku!- zaprzeczył Carlos. Marla siedziała cicho przyglądając się sytuacji. Nie chciała się wtrącać.- W tej chwili jesteś samolubem. Pomyśl o nas.
- Carlito! Pomyśl też o mnie. Nie akceptujecie moich marzeń. Lubię być w zespole, ale to nie to samo. W szpitalu trzymałoby mnie myśl, że ratuję ludzi i jestem im potrzebny.
- Naszym fanom też jesteś potrzebny!- upierał się Latynos.
- Co mnie innego tutaj trzyma?- rozejrzał się Logan. Spojrzał na Marlę, która zaczęła płakać.- Marla? Czemu płaczesz?
- A jak myślisz? Jedyny zespół, który kocham rozpada się na moich oczach. To świetnie, że jesteś taki pomocny i masz takie plany, ale fakt… w tym przypadku myślisz tylko o spełnianiu swoich marzeń.  Ale twoim marzeniem niedawno było zostać tym kim jesteś. I nagle zmieniłeś zdanie? Popatrz na nich. Bez ciebie nie dadzą sobie rady. Zawiedziesz wszystkich po kolei. Ich, fanów, mnie… Ja osobiście mogę przyznać, że gdy słucham waszych kawałków to jedyne na co czekam, to usłyszeć w nich twój głos. On mi daje siłę i chce mi się żyć, stawia mnie na nogi. Usypia mnie do snu po ciężkim dniu, jest ze mną codziennie. Gdy jestem smutna, rozweselam się. Byłoby mi ciężko gdyby pewnego dnia już bym ciebie… nie usłyszała. Radość jaką dajesz tym co robisz pomaga więcej ludziom niż sam masz zamiar pomóc. Logan jako lekarz nie poprawi mojego samopoczucia, a muzyk Logan tak. Możesz w ten sposób połączyć oba swe marzenia. Lecz ludzi swoim głosem. Zrób światu taką przysługę, bo uwierz mi, w tym odnajdujesz się najlepiej.- Logan nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.- Czy potrafiłam cię przekonać?
- Tak.- na twarzy Logan zalśnił uśmiech z dołeczkami. Chłopaki ucieszyli się posyłając dziewczynie uśmiechy pełne wdzięczności.- Ale… ja też chciałbym cię do czegoś przekonać.- zbliżył się do niej jeszcze bliżej. Zaczął ją całować. Marla odwzajemniła to obejmując go. Zatracili się w swoich ramionach.
- Uuuuuu…- reszta była wydała z siebie oznaki zachwycenia. Marla zaprzestała namiętnemu uniesieniu, bo się trochę zawstydziła. Zarumieniła się.
- Nie trzeba było wtedy uciekać. Nie miałem nic przeciwko.- szepnął jej do ucha.
- To co? Musimy to czymś uczcić? Może tym razem czymś mocniejszym niż koktajl?- zasugerował Carlos podbiegając do lodówki.
- Ja nie piję alkoholu.- dodała szybko dziewczyna.- Ewentualnie lampka wina…
- My normalnie też nie. Tylko w ważnych okolicznościach jak ta.- pomógł mu Kendall.- Niestety wina nie ma, ale mamy coś lepszego. Carlos już chciał coś powiedzieć na temat alkoholu, ale się powstrzymał.
Zasiedli do stołu. Carlos i Kendall przygotowali dla każdego po drinku. Kiedy dziewczyna wzięła swojego pomarańczowego drinka, powąchała go. Wśród pomarańczowego zapachu dało się wyczuć ostrą nutę alkoholu, którego wolałaby nie znać. Carlos wzniósł toast.
- Za to, że znowu jesteśmy drużyną!- podniósł szklankę w górę.
- Za to, że możemy być razem!- dodał Logan zerkając na dziewczynę. Marla niepewnie przyłożyła szkło do ust i wzięła łyka. Jej mina nie wyraziła zadowolenia co inni też zobaczyli i mieli z tego ubaw.
- Nigdy więcej…-odstawiła drinka. Wszyscy zaczęli się śmiać.
Pod koniec spotkania kiedy Marla wychodziła pomóc właśnie wracającej Lucy w przygotowaniu czegoś do jedzenia, Kendall odprowadził ją do drzwi. Podziękował jej za to, że udało jej się go przekonać i są jej bardzo za to wdzięczni. Marla uważała, że nie ma za co jej dziękować, bo sama nie pozwoliłaby, aby ten zespół się rozpadł. Pożegnał ją ciepłym uśmiechem.




* Niespodzianka! Rozdział pojawił się wcześniej i do tego bonusowy. Zawdzięczacie to Big Time Chrisowi :) Byłam zobowiązana, jednak zbytnio nie mogę powiedzieć dlaczego. Oczywiście ryzykuję tym, że dostanę tym razem mało komentarzy, ale umowa to umowa :) Raz się żyje. Z powodu tych zmian, kolejny rozdział pojawi się w najbliższą niedzielę, ewentualnie w poniedziałek. Zależy od komentarzy. A podobał Wam się w ogóle ten rozdział? :*

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 24

Przez kolejny dzień Marla robiła wszystko, aby nie zobaczyć na oczy Logana. Wstydziła się swojej słabości. Nie wiedziała co by zrobiła gdyby go teraz zobaczyła. Nie chciała się wtrącać w związek Logana i Camille. Próbowała walczyć z tym, chciała jak najszybciej zapomnieć. Lucy wielokrotnie namawiała ją, aby się z nim zobaczyła. Korciło ją strasznie, aby jej wszystko powiedzieć, jednak przysięgła trzymać język za zębami. Marla prosiła dziewczynę, że gdyby Logan tu przyszedł, to ma mu powiedzieć, że jej nie ma. Tak się zdarzyło z dwa razy. Lucy z ciężkim sercem musiała mu skłamać. Sama była rozdarta ta sytuacją. Nie dotyczyła jej, lecz była w to wplątana. Nie mogła o tym zapomnieć. Niebieskie płótno na ścianie ciągle jej o tym przypominało.
Drugi dzień wyglądał podobnie. Szatynka uciekała przed spotkaniem z chłopakiem z BTR, a nawet z całą resztą. Logan postanowił poprosić ich o pomoc w dogadaniu się z dziewczyną. Carlos przyszedł pod pretekstem pożyczenia cukru. Potem zapytał czy jest sama, a Lucy potwierdziła. Na szczęście tym razem nie musiała kłamać, rzeczywiście jej nie było. Kendall próbował z nią porozmawiać w studio, bo wiedział kiedy ma nagrania. Za pierwszym razem udało jej się go nie spotkać. Kendall nie dał za wygraną. Za drugim razem poszedł do jej apartamentu. Wprost zapytał Lucy czy jej tu przypadkiem nie ma, bo wie o skończonych nagraniach. Rockmenka zaprzeczyła. Kendall założył ręce i krzyknął nie za głośno, ale wyraźnie: Marla! Wiem, że jesteś w domu. Nie możesz się chować przed nami, bo to nieuniknione. Przypominam, że pojutrze i tak widzimy się w studio. I wyszedł. Marla wyszła z pokoju wiedząc, że przyjaciel ma rację. Dziewczyna obiecała sobie, że jutro jeszcze z nim porozmawia. Jutro, jeszcze nie dzisiaj. Usiadła na kanapie patrząc się w obraz Logana na ścianie nad komodą.
- Marls?- podeszła do niej Lucy.- Porozmawiaj z nim jutro.
- Ok. Ale skąd będę wiedziała, że to będzie odpowiedni moment na rozmowę?
- Nie histeryzuj! Zachowujesz się jakby stało się coś wielkiego, a to tylko pocałunek. Nie pomyślałaś, że gdyby był zły to by nie chciał cię widzieć, a on ciągle cię szuka?
- Bo dopiero wtedy chce mi wygarnąć, że to nic nie znaczyło, a ja boleśnie przyjmę cios w serce, że woli Camille. A ja nie chcę tego słuchać, choć to wiem… nie chcę usłyszeć tego od niego.
- Rany!- przegryzła wargi.- Szlag mógłby trafić moją przysięgę…- szepnęła pod nosem.- Obiecuję ci, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Ja z nim… rozmawiałam.- klepnęła się po udach, aby się nie wygadać.- Nie chcę się w to mieszać, bo to wasza sprawa. Przyjdź po prostu do niego jutro popołudniu. Będzie już po tym całym tworzeniu hitu i będzie miał na pewno wolny czas.
- Masz rację… nie mogę być tchórzem.

Następnego dnia BTR wybrali się do Gustavo z napisanymi piosenkami. Tylko James nie chciał nikomu zaśpiewać tego co napisał. Szef przyjął od nich cztery kawałki papieru. Następnie każdy z nich osobno mógł zaśpiewać ją Gustavo w studio. Poszli zaczynając od Carlosa, Logana, Kendalla a na końcu Jamesa. Zawołał ich, aby mógł im powiedzieć, którą z tych piosenek wybiera.
- Dobra, pieski! Posłuchałem waszych wypocin i mnie zaszokowaliście. Nie wiedziałem, że dacie radę. Nie są takie beznadziejne jak to sobie wyobrażałem.
- Moja wygrała?- spytał Carlos nie mogąc się powstrzymać.
- No niestety… nie!- zaśmiał mu się w twarz. Carlos oburzony zrobił minę złego dziecka.- Twoja była najgorsza jeśli chcesz wiedzieć. Wolałbym słuchać rapowania Logana, a nienawidzę rapu.
- Czyli że moja?- zrobił sobie nadzieję Logan.
- Zwariowałeś? Rapowanie zostaw dla Pana Quincy. Stać cię na coś lepszego i ja o tym wiem, ale tym razem się nie popisałeś. Nie mogłeś wymyśleć czegoś ekstra tak jak ostatnio do waszego albumu?
- A co ja mogę we trzy dni? Miałem też inne rzeczy do roboty.- przypomniał sobie o Marli.
- Może i tak, ale mnie to nie obchodzi! A tobie Kendall od razu mówię nie zanim zapytasz.
- Dlaczego?
- Bo nie. Jest dobra, ale James… był lepszy. Wybrałem utwór Jamesa.
- Mój?- wybałuszył oczy James.- Nie spodziewałem się.
- Taaaaaak.- powiedział ironicznie Kendall.- Nie bądź taki skromny.- uśmiechnął się. W sumie nikt nie był zły. Cieszyli się, że Gustavo w końcu docenił Jamesa. Należało mu się.
- A dasz posłuchać?- zapytał menagera Carlos.
- A co? James wam się nie pochwalił?- podszedł do nagranej w studio płyty z wokalem Jamesa.
- Nie sądzę żeby to było konieczne…- zasugerował delikatnie patrząc głównie na Logana.
- Będziecie ją śpiewać, więc prędzej czy później i tak ją usłyszą.- Gustavo włączył sprzęt.- Myślę, że dodamy tu dobry podkład muzyczny i będzie ekstra.
Z głośników wydobywał się głos Jamesa. Wszyscy słuchali kawałka przyjaciela. Byli zadowoleni, bo muzyka wpadało w ucho. James tylko niecierpliwie siedział i wlepił wzrok w podłogę. Logan, gdy James doszedł do refrenu, zmarszczył brwi. Tekst brzmiał mu dość znajomo. Reszta też skapnęła się, że gdzieś już to słyszeli.
- Wyłącz to, Gustavo.- poprosił sucho brunet. Ten zdziwił się, ale posłuchał.
- Co jest?- zapytał menager.
- Gustavo?- do pokoju weszła Kelly.- Panowie już przyjechali. Czekają na ciebie.
- Dobra, pieski. Na dziś koniec.- wyszedł. Chłopaki zostali w środku.
- James!- krzyknął Logan.- Nie uważasz, że powinieneś coś wytłumaczyć?
- Nie ma się o co denerwować…
- Jak to nie ma o co? Przecież ten refren…. Ja go śpiewałem. Dlaczego mi go ukradłeś?
- Mówisz o tym co śpiewałeś w mieszkaniu Marli? Powiedziałeś, że to nic takiego… wygłupy.- próbował się usprawiedliwić.
- Ale moje! To cię nie usprawiedliwia! Dzięki mnie Gustavo wybrał twoją piosenkę!- podniósł głos.
- Teraz jesteś zazdrosny, bo twoja jest słaba?- założył ręce.
- Nie! Jak mam być zazdrosny o coś co należy do mnie?! Jesteś śmieszny. Co ty sobie myślałeś? Że się nie połapię? Że się będę z tego jeszcze śmiał? Że to tak zostawię i nic się nie stało?
- Bo nic wielkiego się nie stało!
- Nic? Może dla ciebie nie, bo myślisz tylko o swoim interesie, ale mnie to obchodzi bardziej niż myślisz. Powinieneś zrozumieć, że tak się nie robi! Nie wykorzystuje się innych dla swoich celów.
- O jaki święty się stał!- zirytował się James.- Pan od dobrych manier przemówił. Myślisz, że co? Jesteś taki genialny?- zagalopował się.
- Co masz na myśli?
- Oooo jestem Logaaaan!- zaczął mówić parodiując jego głos.- Jestem taki super, bo mam dołeczki, na które wyrywam panienki. Jako jedyny dobrze umiem rapować i się pochwalę tym w mojej piosence.
- James…- przemówił karcąco Kendall, który przyglądał się razem z Carlosem tej sytuacji. Chciał go uspokoić zanim powie za dużo, ale on go nie słuchał.
- Woooow!- kontynuował James.- Jestem super fajny i robię saaaalto!- wymachiwał rękami.- Śpiewam sobie mniej istotne kawałki w piosenkach.
- Coś ty powiedział?- niedowierzał jego słowom Logan.- Czyli co? Uważasz, że mój wkład w ten zespół nie ma takiego samego znaczenia jak twój?
- A może…- Kendall i Carlos wybałuszyli oczy.
- No to świetnie!- wybuchł Logan.- Skoro uważasz, że jestem jak cień w tym zespole to w ogóle niech mnie w nim nie będzie, bo co to za różnica czy ja jestem czy mnie nie ma!- wrzasnął.-  Kto to zauważy, że zniknę? Na pewno nie James Maslow! Niech się stanie wedle twojego życzenia! Tego chcesz?!
- Logan…- wtrącił Kendall.
- Żaden Logan!- Kendall i cała reszta jeszcze nie widziała go takiego złego.- Odchodzę!- Logan odwrócił się na pięcie, otworzył drzwi i zamknął je za sobą trzaskając tak, że im zadzwoniło w uszach.
- Przesadziłeś!- skarcił Jamesa Carlos.
- Jesteś z siebie zadowolony?!- spytał go blondyn. James nic nie odpowiedział.- Żal słów… Chodź Carlos.

Logan wrócił do mieszkania. Usiadł na krześle, ale długo na nim nie wytrzymał. Wstał i kopnął w nie. Chwilę później dotarli Kendall i Carlos. Latynos podniósł krzesło i odstawił je na miejsce.
- Stary… ty chyba nie mówisz poważnie.- zaczął delikatnie lider zespołu.
- Kendall! Powtórzę się raz jeszcze. Odchodzę! Szkoda, że dzisiaj dopiero się dowiedziałem o tym, bo bym zrobił to szybciej.
- Działasz pod wpływem emocji, James również. Znasz go. Jak się nakręci to gada głupoty.
- Oooo nie! To nie były głupoty Kendall, nie broń go!- akurat otworzyły się drzwi. Ich oczom ukazał się James.- No proszę! Przyszedł ten, który wie najlepiej!
- Wiesz co? Przesadzasz!- podszedł do niego z groźnym spojrzeniem.
- Ej!- stanął pomiędzy nimi Carlos, aby uniknąć bójki.- Spokojnie…
- Chciałem być spokojny, ale sam się prosiłeś!- skrzywił się James.
- No i to ci nie wyszło! Nie masz zamiaru mi nic powiedzieć?
- Nie! Już nie! Jakbym miał zadecydować o losie tego zespołu to bym stwierdził, że bez ciebie też da sobie radę! Już twoje płótno ze ściany byłoby lepszym materiałem!
- Takiego palanta jak ty to jeszcze nie widziałem!- pchnął go na ścianę i wyszedł z mieszkania.- Pieprz się!- przez korytarz rozległ się jeszcze jego głos.
- Logan!- zawołał go Kendall, na darmo.- Jesteś z siebie zadowolony?- zwrócił się do winowajcy zdarzenia.
- Zdenerwował mnie!
- Jak na razie to ty denerwujesz! Jak on odejdzie to ja ci tego nie daruje! Ten zespół nie może się przez ciebie rozpaść!- nagle do drzwi ktoś zapukał i to cztery razy.
- No super…- westchnął Carlos.- Marla raczyła się odezwać w takim momencie.- otworzył jej drzwi, bo nie zapowiadało się, że tym razem sama to zrobi.
- Cześć… przepraszam, że tak wyszło. Jest Logan?- rozejrzała się niespokojnie.
- Nie ma Logana i prędko nie wróci.- poinformował ją chłodno Kendall.
- Co się stało?
- Logan… chce odejść z zespołu.
- Co?- powiedziała z załamanym głosem.- Przeze mnie?
- Nie, nie, nie!- zaprzeczył szybko Carlos zanim dziewczyna się rozpłaczę, bo na to się zapowiadało.- Weź z nim porozmawiaj, przekonaj. Zrób coś!
- Ale co się w ogóle stało?
- James ukradł mu piosenkę, pokłócili się…- blondyn założył ręce patrząc mroźnym spojrzeniem 
na Jamesa, który się nie odzywał.- I ten kretyn musiał wygarnąć, że Logan jest bezużyteczny, więc postanowił odejść!- Marla patrzyła na Jamesa jakby go nie poznawała. Bez słowa wyszła.




* Mam nadzieję, że Wami trochę potrząsnęłam. Czy Logan da się przekonać do powrotu? Jak skomentujecie zachowanie Jamesa? Jak dalej potoczy się ta akcja zobaczycie w nn rozdziale.
Jak już pewnie zauważyliście trochę zmieniłam wygląd bloga, ale i nie tylko. Profilowe też zmieniłam. Tak uznałam, że zdradzę Wam swoją skromną osobę. Mam na imię Marika :D Od razu sprostowuję, że normalnie się tak nie maluję, a włosy mam długie. No, ale cóż... zdjęcie było sprzed imprezki :)
Do soboty!





wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 23

Ostatnie dni urlopu zdrowotnego Marli się skończyły. Drugi miesiąc pracy zaczęła pracowicie. Musiała  w niektóre dni przychodzić dwa razy dziennie na nagrania, aby uzupełnić zaległości. Nareszcie nadszedł dzień, w którym mogła wrócić do poprzedniego tempa, ale i nie tylko. Nastąpił też czas zdjęcia ostatniego opatrunku i szwów, które było trochę bolesne. Głowa bolała ją do końca dnia. Potem dokończyła choreografię chłopaków, co równało się z tym, że otrzymała pierwszą wypłatę. Postanowiła zaoszczędzić te pieniądze, bo może wkrótce będą jej potrzebne.
Im dłużej przebywała z chłopakami tym bardziej zacieśniały się ich więzi. Spędzali ze sobą jeden dzień pracy w wytwórni, drugi dzień pracy przy choreografiach i połowę swojego czasu wolnego. Lucy kontynuowała swoją karierę w innym studio, które było powiązane z jej poprzednim. Już niedługo miała kończyć płytę co ją bardzo cieszyło.
Kendall i Jo mieli coraz mniej czasu dla siebie, ale to im nie przeszkadzało. Tak zaplanowali swój czas, aby spotkać się ze sobą te dwa razy w tygodniu. James jest szczęśliwy ze związku z Lucy. Bywa u niej kiedy tylko może. Carlos w międzyczasie był na randce z Jeniferką. Chłopak tak długo marzył, aby się z nią spotkać, jednak to marzenie szybko się rozpłynęło. Dziewczyna była koszmarna. Zachowywała się jak napuszona księżniczka. Carlos musiał uciąć z nią wszelkie kontakty. Za to Logan wciąż nie wiedział jak powiedzieć Camille, że chce skończyć ten związek. Było mu ciężko, bo dziewczyna co drugi dzień z zapałem opowiadała mu co ciekawego przeżyła i jakie miejsca zwiedziła. On nie chciał tego słuchać, więc był pogrążony w męczarniach. Zdarzało się, że w ogóle nie odbierał zostawiając wiadomość na poczcie, że ciężko pracuje.
Na pracy i spędzonych wspólnie chwilach szybko zleciał czas. Marla była w Ameryce już dwa miesiące i niedługo kończy nagrywać płytę. Miała nadzieję, że krążek się przyjmie. Miała poważne plany z zamieszkaniem tu na stałe. Oczywistą rzeczą jest tęsknota za domem, rodziną. Obiecała sobie, że na każde święta leciałaby do domu. Marla miała w Londynie przyjaciółkę. Nazywała się Aria. Niestety jeszcze przed jej wyjazdem przeprowadziła się na drugi koniec Anglii. Mieszka teraz w Irlandii, więc nie jest łatwo się z nią spotkać. Szczerze, prócz rodziny nie miała tam nikogo z kim mogłaby porozmawiać. Jej koleżanki lubiły ją, ale nie znalazła wśród nich kogoś godnego zaufania. A tu jest zupełnie odwrotnie. Tu jest jej ulubiony zespół i ulubiona lokatorka. Tutaj jest jej miejsce.


Gustavo zadzwonił do Kendalla, aby razem z resztą i Trójką przyszli do jego gabinetu. Nie brzmiał groźnie przez telefon, ale nie warto było tego lekceważyć. Pędem zebrał wszystkich i razem poszli do Rocque Records. Zapukali grzecznie i weszli do środka. Szef kazał im usiąść na sofie. Dziś Gustavo wyglądał jak arbuz. Nie dość, że jego sylwetka sama w sobie przypomina arbuza, miał na sobie zielony sweter w zestawie z czarnymi spodniami oraz różową czapką. Jego szkła od okularów były czerwone. Na szyi widniał mu złoty łańcuch z napisem BOSS.
- Zaraz przemówi szef wszystkich arbuzów.- szepnął dziewczynie do ucha Carlos. Ta parsknęła śmiechem.
- Carlos!- krzyknął na niego.- Trochę uwagi.
- Po co nas tu sprowadziłeś? Znowu jakaś zmiana planu?- spytał Kendall.
- Spokojnie, żadnych zmian. Mam dla was zadanie. Griffin złożył mi kolejną dziwną propozycję, którą muszę spełnić. Chodzi o to, że chce od was pieski, aby każdy z was napisał własną piosenkę. Wybiorę ją i zaprezentuję Shaunowi Quincy’emu.
- Co? Ten Shaun Quincy?- podniecił się James. To genialny muzyk. Czemu on chciałby tekstu od nas?
- Ponieważ on was uwielbia. Jest zadowolony z waszej pracy i chce podjąć z wami współpracę.
- Ja również mam napisać piosenkę?- zabrała głos Marla.
- Nie. Ciebie zwołałem po drodze. Za tydzień mamy wywiad w ogólnokrajowej telewizji w wiadomościach na kanale pierwszym. Trzeba zaprezentować się w końcu. Jeśli masz zdobyć sławę, a twoje płyty mają się sprzedawać to dobrze byłoby gdyby ludzie o tobie wiedzieli. Dobra. Na razie tyle informacji, potem reszta. Trójka! Ty możesz już iść. Pieski zostają.- Marla wyszła.
Cieszyła ją ta wiadomość, jednak można było powiadomić ją o tym telefonicznie. Niektórzy wolą być bezpośredni… Marla nie poszła w stronę hotelu, ale do miasta. Miała wielką chęć na dobre lody, a lodziarnia, w której była razem z BTR w tamtym tygodniu miała najlepsze lody pod słońcem. Zamówiła sobie miętowego rożka z czekoladą i dopiero wtedy wróciła do domu. Rozłożyła się na kanapie kończąc swój rarytas oraz oglądając jakiś kanał muzyczny. Zamknęła oczy relaksując się i wsłuchiwała się w muzyczne przeboje.
Straciła rachubę czasu. Minęło już prawie pięćdziesiąt minut. Do drzwi ktoś zapukał cztery razy i wiedziała już kto ją odwiedził. W drzwiach stanęli chłopaki i pozwolili sobie wejść.
- Co robisz?- spytał Logan.
- Leżę i słucham jakiejś muzyki…- wstała przeciągając się.- I co? Będziecie pisać ten tekst?
- No jasne.- odpowiedział Kendall.- Tylko nie wiem dlaczego Griffin wymaga od nas pracy indywidualnej a nie zespołowej.
- Dziwisz się? Ten facet jest dziwny.- mruknął Carlos.
- Gdzie jest Lucy?- rozejrzał się James.
- Lucy jest na zakupach. Robi dzisiaj obiad. Jeśli chcecie raz w tygodniu zjeść coś normalnego to zapraszamy.
- Ja bardzo chętnie.- usiadł na krześle Carlos.
- Masz sok?- spytał Logan.
- No jasne. Weź sobie, stoi w lodówce.
- Mi też polej!- krzyknął Kendall.- Logan szczęśliwy podskoczył i zaczął śpiewać pod nosem coś spontanicznego. Otworzył lodówkę nadal śpiewając, wyciągnął dwie szklanki i tańczył ramionami nalewając sok.
- Logan?- spytała.- Co ty śpiewasz?
- Co? A! to… Nie wiem. Wymyśliłem to na poczekaniu.
- To jest genialne!- klasnęła w ręce.- Umieść to w swojej piosence.
- Nie, no co ty. Tylko się wygłupiałem…- podał blondynowi sok.
- Jak przez większość swojego życia.- zapłacił mu uśmiechem Kendall. James kiwał głową.
- Sorki chłopaki, ale rola szajbusa jest już zajęta.- przypomniał o sobie Carlos.
- Ej.- zwróciła na siebie ich uwagę.- Nic mi nie powiecie o tych piosenkach? O czym? Na kiedy?
- Mamy szerokie pole do popisu, ale kiepsko z czasem… trzy dni.
- Uff… to faktycznie nie za dużo na stworzenie hitu. Ale co to za wyzwanie dla was?
- No!- krzyknął James.- Pamiętacie jak dano nam trzy dni, aby udowodnić, że się nadajemy? Pamiętacie te pierwsze dni tutaj? Jaka to była walka o przetrwanie?- przyjaciele wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Marla zagapiła się patrząc na Logana. Obracał w dłoniach już pustą szklankę. Zaślepiła ją jego lazurowa koszula. Miała tak wyrazisty kolor. Wpadła na pewien pomysł.
- Logan? Będziesz miał dla mnie wolny czas?
- Zależy o jakim czasie mówimy.- uśmiechnął się. Kendall natomiast zaczął snuć jakieś dziwne podejrzenia w swojej głowie.
- Dwie godziny, góra trzy.
- Tylko dzisiaj, a co?
- Poczekaj… a wy?- zwróciła się do reszty.- Macie może ciuch w podobnym kolorze?
- Czy ja wiem… nieczęsto noszę niebieski.- wywnioskował James.
- Ja mam tylko błękit.- uśmiechnął się Kendall.
- A ja w ogóle nie wiem co trzymam w szafie.- podrapał się po głowie Carlos.
- Ok. No to Logan. Podoba mi się twoja koszula.
- Chcesz ją pożyczyć?- zażartował.
- Tak, wiesz?- uśmiechnęła się.- Chciałabym cię w niej namalować, dzisiaj.
- Chcesz namalować mnie?- wskazał palcem na siebie.- Spoko. Kiedy mam przyjść?
- Dam ci znać. Najpierw muszę kupić przybory.
- Logan ma być modelem? Ha!- zadrwił James.
- Posmakuj tego.- Logan rzucił w niego poduszką.- zaczęły się wygłupy.

Po wspólnie spędzonym obiedzie, Marla przygotowała wcześniej zakupione farby i płótno. James, Carlos i Kendall podziękowali Lucy za genialny obiad i wrócili do siebie. Lucy wyszła razem z nimi. W mieszkaniu prócz niej został tylko Logan. W dobrze naświetlonym miejscu obok okna usiadł na krześle.
- Jesteś gotowy, aby nie ruszać się przez taki kawał czasu?
- Postaram się jak włączysz jakąś muzykę.- Marla włączyła wieże wybierając płytę ze spokojnymi kawałkami.- Już lepiej.- Spojrzał na jej lekko skrzywioną minę.- Coś nie tak?
- Jest dobrze tylko coś bym poprawiła.
- Ok… zrób to.- dziewczyna podeszła do niego. Poprawiła mu koszulę, a dokładnie kołnierzyk.
- Rozluźnij się. To nie szkoła…- powiedziała poprawiając mu pojedyncze kosmyki włosów. Loganowi zrobiło się trochę gorąco.- I uśmiechnij się.- odeszła. Związała włosy w koński ogon. Logan pierwszy raz widział ją w takiej fryzurze. Wyglądała bardzo kobieco, przyciągała wzrok. Zawiązała sobie fartuch kuchenny i zasiadła na swoim stanowisku niedaleko jego. Wzięła do ręki ołówek wyznaczając dobre proporcje, rysując pierwsze kreski układające się w kształt jego głowy.
Logan nie spuszczał jej z oka tak jak mu kazała. Patrzył jak z precyzją zaznacza coś na swoim płótnie. Zerkała na niego z uroczym uśmieszkiem. W tym malowaniu miała tyle frajdy i przyjemności. Uśmiech nie znikał mu z twarzy, bo się o to dobrze postarała. Gdy tylko trochę więdły mu usta, robiła śmieszne miny, aby zatrzymać na malowidle prawdziwy uśmiech. W końcu wzięła do ręki pędzelek i zanurzyła go w niebieskiej farbie. Potem w kubku znalazło się z sześć innych pędzelków, choć myślał, że dwa by w zupełności wystarczyły. Każdym pędzelkiem malowała co innego i to w zupełnie innym kolorze. Ostatnim maczała w ciemnobrązowej farbie. Następnie wróciła do innego, umyła go i zamoczyła w czarnym. Kiedy tak obserwował każdy jej ruch, czas leciał mu szybciej.
- Trzymasz się?- zapytała.
- Tak.
- Niedługo kończę. Tylko wprowadzam ostatnie poprawki.
Dziesięć minut później dała mu znak, że skończyła. Wzięła tylko flamaster. Podpisała swoje dzieło z tyłu w lewym dolnym rogu imieniem i dzisiejszą datą. Logan spojrzał na wykończone płótno. Był mile zaskoczony efektem końcowym. Miał wrażenie, że patrząc na to przegląda się w lustrze.
- I jak?
- Jest fantastyczne! Genialny talent. Co z tym zrobisz?
- Poproszę cię teraz, abyś wziął ten pędzel z czarną farbą i w tym miejscu się podpisał, nazwiskiem również.
- Tylko ci to zepsuję…
- Nie. Będzie bardziej autentyczne i jedyne w swoim rodzaju. Niech każdy kto do mnie przyjdzie będzie wiedział, że to ty jesteś na tym obrazie.- Logan wziął pędzelek maczając go w czarnej farbie i podpisał się. Marla poczekała aż jego płynne pismo wyschnie. Następnie podeszła do komody i powiesiła obraz na ścianie.
- Nie powiedziałaś mi, że będzie to wisieć na ścianie.- miał nieprawdziwe pretensje.
- Przecież powiedziałam, że każdy kto przyjdzie to zobaczy.- uśmiechnęła się.- Potrzebowałam jakiegoś ładnego, niebieskiego akcentu, a ty jesteś idealny.- Logan skrycie zamoczył palce w niebieskiej farbie.
- Potrzebuję się zemścić…- schował zamoczoną rękę za plecy i podszedł do niej. Szybko ją wyciągnął i rozmazał farbę na jej nosie. Ślad kończył się na policzku. Wydała z siebie piskliwy okrzyk jak to pedantka z plamą na sobie. Gruba warstwa farby została jej na twarzy, jeszcze płynęła.
- Ooo pożałujesz!- uśmiechnęła się złowieszczo. Wzięła trochę farby na palce. Podeszła do niego.
- Ha! Nie myśl o tym!- krzyknął. Marla już miała wyciągnąć do niego rękę, ale dobry refleks chłopaka powstrzymał ją. Złapała ją w nadgarstku. Zdziwiła się. Podeszła bliżej, stali do siebie twarzą w twarz. Wolną ręką biegle zgarnęła farbę z prawej ręki i chciała zaatakować lewą, ale był szybszy. Trzymał ją teraz za dwie ręce. Logan uśmiechnął się łobuzersko swoim krzywym uśmieszkiem z dołeczkami. Marla czuła jak farba spływa jej po twarzy. Nie poddawała się. Otarła swój policzek o jego policzek rozcierając mu farbę. Logan nie spodziewał się takiego ruchu. Marla musnęła jego twarz aż natrafiła na usta. Na chwilę przestała się kontrolować, wszystkie myśli ją opuściły. Zaczęła go całować. Logan opuścił jej ręce. Usłyszeli jak ktoś przekręca klamkę. Dziewczyna wystraszyła się. Do mieszkania weszła Lucy. Marla spojrzała na Logana, dotarło do niej, że się zagalopowała.
- Przepraszam…- wyjąkała cicho chłopakowi. Logan nadal stał w miejscu jak zaczarowany. Marla uciekła z mieszkania wymijając Lucy.
- Marla!- zawołała ją gdy uciekała korytarzem. Logan również wyszedł bez słowa. Chciał ją dogonić, ale gdzieś zniknęła.

Logan postanowił wrócić do mieszkania. Jego przyjaciele właśnie przygotowali się do wyjścia na basen.
Gdy zobaczyli jak wygląda, na ich twarzy pojawiły się uśmieszki.
- Myślałem, że jak będzie cię malować to nie będzie to tak dosłownie.- zachichotał Carlos.- Dlaczego masz niebieski nos?
- I policzek?- wtrącił Kendall.
- I usta…- dodał James.
- Usta?- Logan dotknął swojej twarzy. Tylko on się nie śmiał. Kumple zauważyli, że coś jest nie tak. Odłożyli swoje rzeczy.
- Dobra.- oparł się o blat Kendall.- Co jest grane?- Logan nie wiedział czy im o tym powiedzieć, ale musiał. Czuł potrzebę opowiedzenia komuś o tym. Przecież im ufał najbardziej. Był wśród przyjaciół.
- Marla mnie pocałowała.
- O ho ho!- rozdziawił usta Carlos- I jak było? Było wam niebiesko?
- To nie jest śmieszne w tym momencie…
- I co dalej?- zapytał blondyn oszołomiony.
- Przeprosiła… uciekła… ale…
- Ale co?- niecierpliwił się James.
- Jeszcze o jednym wam nie powiedziałem. James miał rację. Kiedy jeszcze leżała w szpitalu z tą amnezją, ja ją pocałowałem i ona się zszokowała… no i sobie przypomniała i…- zacisnął nerwowo ręce.
- Wiedziałem!- podniósł ręce do góry James.- Wiedziałem, że tak po prostu to się nie stało. Ha!- rozejrzał się patrząc, że to nieodpowiedni moment. Opuścił ręce.- No i co masz zamiar z tym zrobić?- uspokoił się.
- I co z Camille? Zapomniałeś?- dodał zielonooki.
- Z Camille to już pewne. Nie czuję już tego.- westchnął Logan.- Ja się chyba… zakochałem.
- Słucham?- do mieszkania weszła Lucy.- Sorka, że was podsłuchałam. Chciałam tutaj wejść się czegoś dowiedzieć. Marla i Logan wybiegli z mieszkania.- popatrzyła na nich.- Czy ja dobrze słyszałam?
- Nie mów jej o tym.- ostrzegł ją brunet.
- Dlaczego? Rany Logan! Czy ty jesteś ślepy? Otwórz oczy. Ona od dawna za tobą szaleje. Miałam tego nie mówić, bo nie chciała, aby wasze relacje się zepsuły. Przez ciebie nie jest z Jamesem. Wolała cie –bie!- wbiła palec wskazujący w ramię bruneta. Następnie spojrzała na Jamesa.- Przykro mi skarbie.
- Spoko… na dobre to wyszło.- przytulił się do niej. Myślał, że jakoś to pogodzi.
- Ok, Lucy… ale ani słowa na ten temat, do niej… nic. Sam z nią porozmawiam.- Logan położył jej rękę na ramieniu.
- Na co czekasz?- spytał Carlos.- Biegnij do niej!- poganiał go klaszcząc w ręce.
- Szukałem jej! Poczekam aż ochłonie. A wy? Mieliście chyba gdzieś iść?- Logan poszedł do łazienki zmyć z siebie farbę.
- Ok. Zostawmy go.- powiedział Kendall.
- Ja najpierw muszę zobaczyć obraz.- rzekł James.- Lucy?
- Dobra… chodźcie.



* I co powiecie na to? Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania sytuacji :) Dla mnie osobiście "niebieski" pocałunek to jeden z najlepszych momentów w Big Time Love ( pierwszej części, w której obecnie jesteśmy). Na następny rozdział szykuję pewien dramacik ;) Chcecie wiedzieć co się wydarzy? Już teraz zapraszam na kolejny rozdział. Do czwartku!

PS Pozdrawiam BTC, który napisał dla mnie cudnego imagina. Niech wie, że jest genialny.<3

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 22

Trzy dni później nadszedł dzień wypisania Marli ze szpitala. Logan i James przyjechali po nią po południu. Wzięli jej rzeczy i zabrali ją do samochodu. Marla musiała nosić jeszcze przez jakiś czas opatrunek, który trzymał się na opasce z bandaża. Wszystkie zadrapania z twarzy są już mało widoczne. Pojechali prosto do hotelu. Przechodząc przez recepcję, Marla spotkała Bittersa, który przestraszył się jej widokiem. Mężczyzna postanowił z całego serca przeprosić ją za to wszystko. Dziewczyna pokręciła tylko głową i poszła dalej. Nie była w stanie jeszcze z nim rozmawiac. Weszli do windy i wcisnęli przycisk prowadzący na ich piętro. Kiedy weszli do jej mieszkania, postawili jej torbę na komodzie. Marla rozejrzała się po mieszkaniu. Była zawiedziona, bo myślała, że Lucy będzie na nią czekać. Usiadła na krześle i westchnęła.
- Ej. Nie zostajesz tu! Wstawaj!- powiedział James.
- Idziesz z nami.- postawił krok do przodu Logan.
- Wiecie… nie mam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić.- oparła głowę na ramieniu.
- Wstawaj marudo! Musimy ci coś pokazać u nas w mieszkaniu.
- Ale tylko na chwilę…- wstała i poszła z nimi.
Chłopaki pozwolili jej otworzyć drzwi do ich lokalu. Kiedy nacisnęła na klamkę usłyszała jak wszyscy zaczynają krzyczeć. Weszła do środka. Czekali na nich już całą reszta. Był Kendall, Carlos, Lucy, a nawet Jo.
- Niespodzianka!- krzyknęli.- Z okazji powrotu do zdrowia i spóźnionych urodzin! Marla uśmiechnęła się od ucha do ucha zasłaniając usta dłońmi. Od razu skoczyło jej samopoczucie. Było jej bardzo miło, że wszyscy o niej pamiętali. Każdy jeszcze raz złożył jej życzenia, ponieważ poprzednich nie pamiętała. Jo przeprosiła ją, że nie mogła ani razu jej odwiedzić, bo kręcili niektóre sceny w innym mieście. Nie miała jej za złe. Usiedli do udekorowanego stołu różnymi pysznościami takie jakie lubiła. Wszystko było takie uroczo kolorowe jak on sama. Na środku stołu królował śmietankowy tort z palącymi się świeczkami. Poproszono ją o życzenie i zdmuchnięcie świeczek. Marla nie wiedziała czego sobie życzyć. Miała już wszystko czego brakowało jej do szczęścia. Była zdrowa, miała pracę, która ją cieszy i miała przyjaciół, którzy się o nią troszczą. Jedyne czego nie miała to miłości. Uważała jednak, że nie powinno się prosić o takie rzeczy. Zażyczyła sobie więc bycia ze swoimi przyjaciółmi już na zawsze. Zdmuchnęła świeczki. Reszta zaczęła klaskać.
- A teraz prezenty!- krzyknął Carlos.
- Prezenty? Nie trzeba było. Wystarczy mi to co mam tutaj.- rozłożyła ręce w ich stronę.
- Daj spokój.- machnęła ręką Lucy. Wyjęła spod stołu małe, niebieskie pudełeczko z białą kokardką.- To taki symboliczny prezent ode mnie i Jo.- wręczyła jej prezencik.
- No otwórz go!- złożyła ręce Jo.- Chcemy wiedzieć czy ci się podoba.
- Cokolwiek mi dacie będzie mi się podobać.-Marla otworzyła pudełeczko i uśmiechnęła się do rzeczy w środku. Jej oczom ukazał się piękna srebrna bransoletka z zawieszką w kształcie nutki. Na jej środku była tabliczka z jej imieniem.
- Musiałyśmy wygrawerować twoje imię. Jest dosyć rzadkie.- uśmiechnęła się Lucy.
- Jest prześliczna!- założyła ją na rękę i spojrzała jak jej dłoń ładnie się z nią komponuje.- Dziękuje!- wstała i uściskała dziewczyny.
- Nasza kolej.- wtrącił James.
- Dajcie miłe Panie kolej Panom.- klasnął w dłonie Carlos.
- Nie wiedzieliśmy co możemy ci kupić, więc podzieliliśmy prezent na część materialną i na coś, co zostanie ci na całe życie.- zapowiedział ich prezent Logan. Kendall wyjął spod stolika czerwone pudełeczko i wręczył je Marli. Marla otworzyła je i znalazła tam przepiękny granatowy przedmiot. Było to wieczne pióro i to nie byle jakie. Dla niej było wyjątkowe, bo dostała je od BTR. Jego główka była czarna, a między tymi dwoma kolorami był srebrny szlaczek. Skuwka pióra była srebrna i widniał na nim napis: Forever. Potem zauważyła logo firmy, a z tego co kojarzyła pióra te nie należą do tanich.
- Jeju… jest piękny. Musiał być kosztowny… no i wiem przynajmniej, że wszyscy lubicie grawerować rzeczy.- uśmiechnęła się.
- O to się nie martw.- powiedział Kendall.
- Dlaczego się nie pochwalicie, że sami zaprojektowaliście ten model?- spytała ich głośno Jo.
- To prawda?- zabłysły solenizantce oczy.
- No tak.- potwierdził James.- To jedyne pióro takie na świecie specjalnie dla ciebie.
- No to na pewno będę z nim na zawsze.- spojrzała na napis Forever.
- A tak. Co do znaczenia tego słowa, że to wieczne pióro… to nie jedyne znaczenie.- wtrącił Carlos.
- A jakie jest drugie znaczenie?- i tutaj dostała drugi prezent, który dał jej Logan. Była to płyta podpisana starannie markerem: Na zawsze. James, Logan, Kendall i Carlos. J Dla Marli. Kiedy to czytała, Carlos włączył telewizor.
- Co jest na tej płycie?
- Zaraz zobaczysz…- Carlos poprosił o płytę i wsadził ją do odtwarzacza. Kendall zgasił światło. Carlos nacisnął guzik na pilocie, a na ekranie pojawił się obraz.- od razu mówię, że do tego był tylko plan, a nie scenariusz. Więc w większości lecieliśmy na spontana.
W pierwszej scenie ukazała się kartka papieru, którą ktoś trzymał, na której było napisane: Big Time Rush przedstawia krótki film z życzeniami urodzinowymi dla Marli. Potem poznaliśmy właściciela pięknej kartki. Zza niej wyskoczył Carlos i uśmiechnął się do obiektywu tak, że jego twarz zajmowała cały ekran. Marlę to bardzo rozśmieszyło. Potem James krzyknął do niego: Posuń się! Nie jesteś sam! Następnie Logan wcisnął się pomiędzy nich: A ja? W tle Kendall krzyknął do nich: Chyba o kimś zapomnieliście! Kendall pojawił się na ekranie. Razem tak się cisnęli, że spadli na ziemię. Scena ta była nakręcona w formie żartu. W tle filmu śmiały się Jo i Lucy. Następna scena była kręcona za hotelem wśród dwóch palm. Na widoku nie było nikogo widać aż nagle chłopacy wyskoczyli pojawiając się na widoku. Nad nimi ktoś spuszczał krzesełka na lince. Chłopaki wyjęli nożyczki z kieszeni i zaczęli ucinać linki i stawiać krzesła na ziemi pokazując kciuki w górę komuś kto podał im krzesła. Usiedli na nich. Przez ekran przeszły się Jo i Lucy trzymając kartkę z kolorowym napisem: Coś o naszej solenizantce… James rozłożył ręce pytając się Kendalla czemu nie widział co jest na tej kartce napisane. Kendall plasnął się w czoło z bezsilności. Logan i Carlos zaczęli się śmiać.
- Nie wycięliście jednak tej sceny?!- oburzył się na nich James.
- Ciii!- uciszył go Kendall. Powrócili do oglądania.
Kendall kiedy uspokoił kolegów na filmie, zaczął mówić: Co ja myślę o Marli?- zamyślił się na chwilę uśmiechając się do własnych kolan. W tle zaczęła grać ciepła piosenka grana na gitarze prze Lucy.- Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, poznaliśmy ją jako naszą fankę. Nie wiedzieliśmy jednak jak niezwykłą jest osobą. Mogliśmy się później o tym przekonać. Marla ma niezwykły talent, potrafi niemal wszystko co jest związane jest z byciem artystą. Czy to dobrze brzmi?- zapytał się kolegów siedzących obok. Logan podniósł kciuka w górę.- Mogę jeszcze dodać, że uwielbia sok pomarańczowy tak jak ja, czyli jest cool. Ubiera się kolorowo, co podkreśla jej bogatą osobowość. I niech wie, że zawsze może na mnie liczyć. James! Twoja kolej, bo mi się zaraz poplącze język.- zmarszczył gęste brwi Kendall i poklepał Jamesa po ramieniu.- Ah Marla, Marla, Marla…- westchnął James patrząc gdzieś w niebo. Po chwili wrócił na ziemię.- Już wiem! Marla to piękna dziewczyna. Dzięki niej wygraliśmy seta w siatkówce. Przypomniało mi się, że nie umie grać na gitarze, więc w tej chwili obiecuję, że ją jeszcze tego nauczę.- Teraz zrobił się poważniejszy. Patrzył swoim głębokim spojrzeniem w obiektyw kamery tak, że Marli wydawało się, że James z telewizora ożył i patrzy na nią.- Może nie jestem najlepszy w okazywaniu emocji i tego, co myślę, ale musisz wiedzieć jedno… Może na początku nie było między nami ok, ale to co zrobiłaś dla mnie jest ważne. Jestem ci bardzo wdzięczny za to, że pomogłaś mi odnaleźć siebie w tym świecie, przejrzeć na oczy i być szczęśliwy. Już zawsze będziesz moją przyjaciółką. Dziękuję. Marla wzruszyła się. Następny był Logan. Uśmiechnął się i zaczął mówić co o mnie myśli: Może tego nigdy nie mówiłem, ale najbardziej lubię w Marli to, że po prostu mówi. Uwielbiam jej angielski akcent, mam do niego słabość. Miło mi się z nią rozmawia. Każdemu pomoże, każdego wysłucha. Jest szczera, sympatyczna i prawdziwa w każdym calu. Jest niestety magnesem na kłopoty, niech się tylko nie obraża…- położył dłoń na sercu.- Może i nie znamy ją długo, ale osobiście czuję, że znam ją zawsze. Ogólnie jest wyjątkowa. Zasługuje na najlepsze.- skończył. Carlos nie mógł już wytrzymać.- No w końcu ja… Ja tylko powiem, że Marla to najlepsza fanka, z jakąkolwiek przyszło nam rozmawiać, ale niech nie chwali się tym głośno, bo nas rozszarpią.- zażartował.- Marla ma poczucie humoru. Powiedziała mi kiedyś w sekrecie, że lubi jeść, ale naprawdę po niej nie widać. Nie wiem gdzie magazynuje to jedzenie. Ja bym eksplodował. Zastanówmy się wszyscy kim jest dla nas Marla. Ta dziewczyna nie jest tylko naszą wierną fanką, ale spełnia się w roli przyjaciółki, koleżanki z pracy i trenerki nie wymawiając słowa szefowa, bo sobie tego nie życzy. Myślę, że każdy z nas w skrócie mógł coś powiedzieć, ale to niewiele porównując do jej całej. Pozdrawiam Marlę.
Na ekranie znów pojawiła się Jo i Lucy. Lucy zapytała chłopaków czy nie mieliby ochoty zagrać w teleturniej. Zgodzili się. Jo spojrzała się do kamery:
- Pierwsze pytanie do Kendalla… Z którą liczbą utożsamiana jest Marla?
- Niech pomyślę…- potarł podbródek blondyn udając, że nie zna odpowiedzi.- Czy to jest „trzy”?
- Tak! Punkt dla Kendalla!
- A teraz pytanie dla Jamesa…- odezwała się Lucy.- Jakiego przedmiotu szkolnego nie lubi Marla?
- Odpowiedź „C”- matma.
- James.- zaśmiała się.- Tu nie ma odpowiedzi, ale uznaję, że to matma, bo to prawidłowa odpowiedź.
- Trzecie pytanie do Logana.- kontynuowała Jo.- Jakiego koloru jest zegarek Marli?
- Nosi go codziennie, więc grzechem byłoby go nie zapamiętać. Z całą pewnością jest niebieski zegarek.- założył ręce.
- Czy aby na pewno?- tworzyła napięcie blondynka.
- Tak…
- Definitywnie?
- No tak!- krzyknął.
- To dobrze, bo to prawidłowa odpowiedź i nie krzycz na prowadzącą. Punkt również dla Logana.
- Teraz Carlos.- podeszła do niego Lucy.- Tobie zostało najtrudniejsze pytanie.
- Uuuuuu…- zaczęli muczeć chłopaki.
- Pytanie brzmi: Z jakim słowem lub słowami kojarzy ci się Marla?
- No to poleciałyście bo bandzie…- mruknął Carlos.- Ale moja odpowiedź brzmi… Na zawsze.
- Co?- pisnął James.
- Na zawsze?- spytała Lucy.- Czemu?
- Zaraz zobaczycie.
Scena zniknęła i pojawiła się nowa. Miejsce akcji… dach hotelu. Na ekranie pojawiła znowu kartka z napisem: Z okazji urodzin… piosenka, którą napisaliśmy dla ciebie- Forever. Kartka odsunęła kobieca ręka najprawdopodobniej należąca do Jo. Cała czwórka miała na sobie tylko niebieskie oraz białe ubrania. W tle zaczęła lecieć spokojna, ale rytmiczna melodia i zaczęli śpiewać. Marla wsłuchiwała się w każde słowo. Była wzruszona tym, że ta piosenka powstała dla niej. Kiedy ją śpiewali przypomniały jej się wszystkie wspólnie spędzone chwile. Łza szczęścia poleciała jej z oka. To było bardzo miłe z ich strony, że włożyli w to siebie i swój wolny czas. Po trzech minutach przestali i się ukłonili. Na koniec pokazała się ostatnia kartka: Wszystkiego najlepszego. Dziś spełniamy Twoje życzenia, więc ty spełnij jedno nasze… Bądź z nami na zawsze. Film się skończył.
Marla wytarła swoje oczy. Nic nie powiedziała tylko wstała i przytuliła każdego z osobna, a potem zrobili wszyscy grupowy uścisk. Carlos włożył płytę do opakowania i jeszcze raz jej wręczył.
- Jeszcze nigdy nikt nie sprawił mi tyle przyjemności co wy wszyscy. Doceniam wasz gest i dziękuję.
- To miło, że ci się podoba.- pokazał uśmiech Logan.
- Nigdy nie zapomnę tego dnia, naprawdę.- uśmiechnęła się. Po chwili powrócili do świętowania.



* Czytając to co napisałam, zazdroszczę Marli takiego prezentu ;) Dziś wyszło tak miło i przyjemnie. Jeśli czekacie co dalej z Loganem i Marlą to zapraszam... < odgłos bębenków robiących napięcie> we WTOREK !!!
Sama nie mogę się doczekać. Obiecuję, że w nadchodzącym tygodniu sporo się wydarzy :)

PS Dziękuję za liczne komentarze pod ostatnim postem ^^
Skończyłam pisać swoją pierwszą jednorazówkę ( z Kendallem). Wyszła dość długa, więc jeśli macie czas to zapraszam na Haters gonna hate, która jest już dostępna w zakładce po prawej. Z góry przepraszam za zamieszczone w niej treści. Nikogo nie chciałam obrazić ;) 

# Translate

# Znajdź rozdział