środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 36

Marla spędzała w Londynie już tydzień. Jej rodzice cieszyli się z jej odwiedzin. Gratulowali jej po raz kolejny sukcesu. Byli z niej bardzo zadowoleni. Niestety ona nie potrafiła cieszyć się razem z nimi. Spotykała się ze starymi znajomymi. Mieli do niej mnóstwo pytań. Okazało się, że Marla jest bardziej popularna w Anglii niż w Ameryce. Koleżanki pękały z zazdrości, że Marla spotkała BTR. Chciały wiedzieć o nich wszystko, ale nie było jej przyjemnie o tym rozmawiać. I trudno było też o nich zapomnieć. W końcu ich popularność też nie kończyła się w USA, a wszędzie na mieście, w Internecie były informacje o zbliżającej się trasie koncertowej BTR. Znajomi oblegali ją prosząc czy przypadkiem nie wkręci ich za kulisy, ale odparła, że ona nie wybiera się na koncert. I na tym wszystkie tematy dotyczące zespołu się urwały. Nikt potem nie zapytał o nic. Czuli, że musiało się coś stać skoro wróciła i najprawdopodobniej jest to związane z BTR. Marla przysięgła sobie, że gdy usłyszy od nich cokolwiek z nimi związane, ktoś puści piosenkę albo pokaże plakat to się obrazi. Czuła, że ani z Lisą ani Monicą, jej najlepszymi koleżankami ze skończonej szkoły, nie może długo przebywać, bo nie daje sobie już rady. Tylko w domu czuła się bezpiecznie. Mama i tata nie zadawali jej zbędnych pytań. Traktowali ją tak jakby przez te ponad trzy miesiące cały czas była w domu i to ją cieszyło.

Nie mogła wyjść do sklepu po zakupy jak to jeszcze niedawno. Gdy wędrowała z koszykiem po supermarkecie, znalazły się osoby, które zerkały na nią i zachwycone szarpały koleżankę żeby zobaczyła kto właśnie idzie tamtym działem. Marla odczuwała powoli minusy bycia popularnym. Nie było nic złego, że ludzie na ulicy proszą ją o autograf, ale myślała, że przynajmniej raz przejdzie się po mieście tak jak dawniej… jako zwykła dziewczyna, niezauważana przez nikogo. Nawet jej były chłopak z czasów kiedy jeszcze chodziła do artystycznego liceum, Nick, zaczął się nią na nowo interesować. I akurat to sprawiło jej przyjemność, że tym razem to ona dała mu kosza.
Przy namowie znajomych Marla zaakceptowała zaproszenie od dyrektora Domu Kultury w Londynie i wystąpiła na scenie. Mieszkańcy uwielbiali jej śpiew. Zarobione pieniądze postanowiła zainwestować w gitarę. W sklepie widziała taką przepiękną i niebieską. Przypomniała sobie, że James, a potem Kendall obiecali jej, że nauczą ją grać. Ciągle myślała o Loganie i reszcie, ale już nie czuła się tak fatalnie. Otoczenie pomogło jej się w tym oswoić.

Kilka dni później Marla zeszła jak co dzień na dół na śniadanie. Mama podała jej jajecznice, tosty oraz ciepłe kakao. Umyła się i ubrała. Następnie otworzyła laptopa i jak to każdego dnia, wchodziła na swoje konto na portalu społecznościowym. Czatowała, odpowiadała na pytania od fanów na specjalnym, oddzielnym dla fanów koncie. Lubiła tam wchodzić. Sprawiało jej przyjemność, że tyle osób uwielbia ją. Ale są tak zwani hejterzy. Nie zwracała na nich uwagi. Czasami nawet śmiała się z ich kreatywnych komentarzy. Spojrzała na licznik wyświetleń jej teledysku. Ogromna dla niej liczba. Nagle otrzymała od kogoś pytanie: Czy idziesz dziś na koncert BTR? I czy zaśpiewasz z nimi? Nie chciała odpowiedzieć na to pytanie, ale w końcu się skusiła: Niestety nie, ale polecam. To świetny zespół. Nagle z dołu dało się dosłyszeć wołania mamy:
- Marla! Zejdź na dół! Masz gościa. Koleżanka…
- Poproś ją do mnie na górę. Nie chce mi się schodzić!- krzyknęła mając nadzieję, że to Monica. Czekała aż koleżanka odda jej płytę ze składanką. Usłyszała pukanie do drzwi.- Wejdź.- powiedziała nie spuszczając wzroku z monitora.
- Cześć…- usłyszała ten mocny i znajomy głos. Spojrzała na gościa. Wstała i nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
- Lucy? Co ty tutaj robisz?
- Nie przywitasz się?- dziewczyny rzuciły się sobie w objęcia.- Przyszłam cię odwiedzić. Na szczęście jeszcze pamiętałam twój adres.
- Trudziłaś się, aby mnie zobaczyć?
- Powiedzmy, że jechałam na gapę. BTR jest na trasie, więc dołączyłam do nich żebym mogła ciebie odwiedzić. Przepraszam… może ty nie chciałaś w ogóle o nich rozmawiać…
- Nie, nic się nie stało. W sumie…- stęskniła się za nimi.- Możesz mi powiedzieć co tam u nich słychać. Usiądź. Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki. Chciałam cię poprosić, abyś wróciła. Ah, miałam się powstrzymać z tą prośba na później, ale tęsknie za tobą, wszyscy odczuwają twoją nieobecność. I zanim coś powiesz to wiedz, że jeśli masz nadal jakieś przykre wspomnienia z tamtym miejscem i nie chcesz nadal widzieć Logana na oczy to musisz coś wiedzieć. Już go tam więcej nie zobaczysz.
- Dlaczego?- nadal była na niego zła, ale trochę zmartwiła się tą wiadomością.
- Chłopaki już nie mieszkają w Palmwoods, a raczej nareszcie nie mieszkają. Wiesz… ten hotel to miejsce dla ludzi, którzy chcą stać się sławni i coś osiągnąć, a oni mają to zaliczone. Byli tu tylko ze względu na otoczenie, znajomych. Sami stwierdzili, że robi im się ciasno w tym mieszkaniu. Na szczęście nie muszą rezygnować z tego. Mieszkają teraz tylko kilometr dalej od hotelu. I takie tam.
- Uf… a ja już myślałam, że z mojego powodu się przeprowadzili.
- Też.- dodała.- A wiesz, że James kupił psa? Taki mały, słodki. Nazywa się Fox. Wcześniej nie mógł mieć zwierzaka, bo w hotelu jest zakaz. To jego oczko w głowie, a ja trochę zazdrosna jestem z tego powodu. No i jakoś tam leci. Ja kończę płytę. Zobaczy się co z tego wyjdzie.
- To gratulacje.
- Dzięki.- rozejrzała się po jej pokoju.- Ładnie tu sobie mieszkasz.
- Ta aranżacja jest jeszcze z czasów gimnazjum, ale nadal mi się podoba.
- To co? Wrócisz do Palmwoods?
- Nie, nie jestem przekonana. Niby pobyt tu mi pomógł. Spotkałam się z najbliższymi. Tutaj też mogę być kimś.
- Daj spokój. Chcesz przenosić karierę za ocean? Ja rozumiem, że to jest twój dom, tu jest twoje miejsce, rodzina. Ale zawsze możesz ich odwiedzać. Zresztą w Ameryce czeka cię miła niespodzianka.
- Jaka?
- Music Awards i takie tam. Dostałaś nominację i coś jeszcze, ale nie powiem. To nie jest oficjalna wiadomość, więc nie mogę się wygadać.
- Nie spodziewałam się, że w tak szybkim czasie coś osiągnę. Coś czuję, że chcesz mi jeszcze coś powiedzieć. Widzę to w twoich oczach.
- Zgadłaś. Logan poprosił mnie, abym ci coś wytłumaczyła…
- Nie, ja nie chcę tego jeszcze raz słuchać.
- Ale poczekaj. Nie wiem dlaczego jego list cię nie przekonał, ale…
- Jaki list?- podniosła brwi.
- Jak to jaki? Ten, który ci wsunął pod drzwi tego dnia, jeszcze przed twoim przyjazdem. Nie czytałaś go?
- Ja go nawet nie dostałam.- posmutniała.
- To dziwne. Było w nim napisane, że Logan ma dowód, że Camille to uknuła. Nagrał ich rozmowę, z której można to wywnioskować.
- Camille opowiada różne rzeczy…
- Wiedziałam, że to cię nie przekona, więc mam coś jeszcze. Tamtego dnia poszłam do Alexy tłumacząc jej co się stało. Okazało się, że miejsce było monitorowane. Kilka dni zajęło mi zdobycie płyty z nagraniem, bo nie łatwo o takie rzeczy jeśli nie jest się gliną czy kimś tam. Alexa się o to postarała.- wyjęła z czarnej torebki płytę.- Na tej płycie jest nagranie z tamtego wieczora, na balkonie. Wszystko widać i słychać. Daj mi tego laptopa.- wzięła komputer i włożyła krążek do środka. Lucy odtworzyła plik. Marla spojrzała na ekran. Obejrzała to w całości i nie mogła uwierzyć w to co widziała. Wyraźnie było widać, że to Camille go napastowała, a Logan ją potem odsunął od siebie. Wsłuchała się w każde słowo jakie wypowiedział na jej temat. Marli zabrakło słów na opisanie tego. Czuła się źle z tym, że nie dała mu dojść do słowa i nie wierzyła mu. Żałowała, że do tego doszło.
- Nie do wiary… Jaka ja byłam głupia i uparta!
- Widzisz? Mówiłam ci, że to zwykłe nieporozumienie. On cię kocha! Ciągle myśli o tobie. Wpadał w szał kiedy nie odbierałaś telefonów od niego, nie odpowiadałaś na wiadomości i każdą próbę skontaktowania się z tobą. Postarał się o przyspieszenie trasy specjalnie dla ciebie. Pakuj się, a po południu jedziemy na koncert. A potem w trasie wszyscy razem wrócimy do Los Angeles.
- Dobrze. Poczekaj, muszę wytłumaczyć wszystko mamie.- zeszła na dół.

Rodzice zrozumieli jej decyzję. Była w końcu dorosła. Zatelefonowała do znajomych informując ich o wyjeździe. Lucy pomogła Marli się spakować. Mama Marli zaprosiła ją na obiad. Spokojnie przy obiedzie angielscy rodzice mogli poznać przyjaciółkę swojej córki, z którą mieszkała w Ameryce.
Niecałą godzinę przed rozpoczęciem koncertu Marla zorientowała się, że przecież nie ma biletu. Lucy uspokoiła ją wyciągając dwie przepustki dla VIP.
- Dobra. BTR nie mają pewności, że tam będziesz, dlatego zrobimy im niespodziankę.
- Może na sam koniec kiedy w ogóle stracą nadzieję… Tak… Przecież nawet ja tego nie wytrzymam!- zdenerowała się szatynka.
- Spokojnie. Zachowaj się tak jakbyś była zwykłą Rusherką na koncercie, która nie miała z nimi do czynienia. Ciesz się tak samo jak reszta. Idziemy w końcu na koncert, więc musimy się zabawić.
- Masz rację. Wiem. Będziemy gdzieś przy samej scenie, więc wezmę swój transparent z tamtego roku żeby mnie nie zobaczyli. Schowamy się za nim. Jest dość duży.- Otworzyła szafę. Nie mogła go znaleźć. W końcu znalazła go zwiniętego w rulon na samej górze. Marla rozwinęła transparent z napisem: Kocham Big Time Rush.- A wiesz co? Zmieści mi się jeszcze coś pod spodem. Wzięła marker i dopisała: Kocham Logana!
- Super, a teraz idziemy.
- Mamo. Zostawię walizkę na korytarzu. Przyjdę po nią wieczorem.- dała znak mamie i wyszła. Taksówka czekała pod domem, aby zawieść je do centrum gdzie miał się odbyć koncert...





* Pod wcześniejszym postem pisaliście co takiego mógł wymyślić Kendall, a podpowiedź była tam zawarta... ( kiedy James przypomniał o zbliżającej się trasie do Anglii). Ale nie chciałam Wam tego mówić żeby Was trochę pomęczyć ;p Przepraszam :*
Dziękuję również za udział w ankiecie. 93 % ankietowanych spodobały się zmiany dotyczące wyglądu bloga, pozostała reszta uznała, że może być :) Nie znalazłam hejtera, który by wcisnął, że mu się nie podoba :D

Do soboty :*

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 35

Logan w końcu wrócił do mieszkania. Był przybity. Niedawno jego życie straciło sens. Na miejscu byli już jego przyjaciele.
- Co ci się stało?- zapytał Carlos.
- Biegłem z kilometr…albo i więcej.- zdjął czapkę i rzucił ją na krzesło. Odłożył okulary na komodę. Bez tego wyglądał jeszcze gorzej, ale nikt mu tego nie powiedział. Nie wiedzieli o co chodzi, ale nie chcieli go denerwować. Logan zauważył, że Carlos trzyma w ręce kopertę.- Co to jest?
- Właśnie wróciliśmy i to leżało na ziemi. Miałem to właśnie otworzyć.- spojrzał na kopertę.- Dziwne… jest zaadresowana do mnie, Kendalla i Jamesa, ale twojego imienia na niej nie ma.- rozwinął list.
- Czytaj głośno.- powiedział James.
- Drodzy Przyjaciele,
Piszę ten krótki list, aby Was powiadomić o tym, że wylatuję do domu. Nie będę pisać dlaczego, bo możecie o to poprosić Logana. Muszę to wszystko przemyśleć na spokojnie. Nie będzie mnie w Ameryce góra miesiąc i być może gdy wrócę, to nie do Palmwoods. Nie chciałabym żegnać się z Wami na zawsze. Jeszcze nie wiem co z tym zrobię. Muszę zebrać myśli na spokojnie. Przepraszam, że musiałam zakończyć naszą współpracę oraz znajomość. Nie przejmujcie się mną. Z bólem serca żegnam się z Wami. Nigdy Was nie zapomnę. Jesteście najlepsi. Marla.
- Logan?- zapytał Kendall.- Co tu się wydarzyło?
- Jak to wyleciała? Tak po prostu?- zdziwił się James.
- Dobra. Powiem wam od początku jak to było.- Logan opowiedział im wszystko ze szczegółami. Chłopaki słuchali uważnie łącząc fakty i próbując go zrozumieć.- I tak to wyglądało właśnie.
- Nie znałem jeszcze takiej Camille…- westchnął Carlos.
- A ty, Logan. Jesteś głupi!- podsumował Kendall.- Dałeś się tej swojej byłej tak podejść. Do tego w ogóle nie powinno dojść. Trzeba było na tym balu z samego początku posłać ją do diabła!
- No. Jesteś najmądrzejszy, ale to ty ostatnio pakujesz się w największe kłopoty.- założył ręce James.
- Może ja do niej polecę…- pomyślał głośno brunet.
- To nie ma sensu.- odrzekł lider.- Nie chciała ciebie wysłuchać tutaj to nie zrobi tego tam. Ona potrzebuje czasu.
- Czy ktoś mi doradzi co mam więc zrobić?
- Na razie nie możesz nic zrobić.- Latynos odłożył kartkę. Rozumiemy cię, ale dzisiaj musisz sobie odpuścić. Może gdy wróci to uda ci się z nią porozmawiać. Przecież będzie musiała wrócić się po resztę swoich rzeczy. Dowód masz, wszystko będzie dobrze.
- Taki sobie ten dowód.- westchnął James, który sądził, że jednak jego przyjaciel powinien lecieć za nią. Nagle do Kendalla zadzwonił Gustavo. Nie odebrał. W końcu zadzwonił drugi raz. James namówił go, aby odebrał, bo jeszcze się na nich zemści.
- Gustavo, nie możesz zadzwonić później?... Tak… Nie… Jesteśmy trochę zajęci… Ok… Może tak być… Zobaczy się… No dobrze, nie krzycz… Cześć.- Kendall rzucił komórkę na poduszkę.- Gustavo chce nas wieczorem widzieć.
- Ja nie idę.- zaoponował Logan.
- No czego on od nas chce? Za dwa tygodnie jedziemy w trasę, a potem mamy dwa miesiące odpoczynku!- James wstał i poszedł do łazienki. Był trochę zły na Logana, że Marla wyjechała bez słowa, ale starał się to zrozumieć. Carlosowi i Kendallowi też było przykro, że tak nagle postanowiła ich zostawić. Współczuli Loganowi. Widzieli w jakim jest stanie.
Logan czuł się wewnętrznie rozerwany. Z jednej strony chciał lecieć do niej i jej wszystko wytłumaczyć. Wyjaśnić, że to była sprawka mściwej Camille. Plus w tym, że więcej jej nie zobaczy. Z drugiej strony bał się pomimo swojej niewinności. Dobrze wiedział, że nie będzie skora to przyjęcia informacji i go odrzuci. I być może ona rzeczywiście potrzebuje czasu. To już drugi raz kiedy Marla zawiodła się na nim, a obie sprawy tyczyły się Camille. 

Wieczorem Kendall namówił Logana, aby poszedł z nimi. Nie chciał, aby siedział sam w domu i ciągle o niej myślał. Wiedział, że to o co prosi jest bezskuteczne. Po namowach dał się zaciągnąć do Rocque Records. Gustavo czekał na nich w biurze.
- Nareszcie, pieski. Mam dla was ważną wiadomość dotyczącą Trójki.
- My już wiemy…- odparł Kendall.
- Właśnie. Jak mogłeś się zgodzić i ją tak po prostu wypuścić?- zapytał James.
- A co miałem zrobić? Przekonywałem ją żeby została, ale była bardzo zdecydowana. Nie mogłem zatrzymać jej siłą. Zawiesiłem współpracę z nią. Gdy wróci podpiszemy zerwanie umowy. No chyba powinniście to wiedzieć. I jeszcze jedno… Wiem, że pracę nad płytą zaczynamy w następnym roku, ale już mam dla was genialny kawałek.
- Musimy teraz?- jęknął Carlos.
- Nie każę wam się jej teraz uczyć. Chciałem wam tylko pokazać, bo w końcu będziecie ją śpiewać.- wstał i zasiadł do fortepianu. Zaczął stukać w klawisze. Z instrumentu wychodziły piękne dźwięki. Gustavo zaczął śpiewać. Wszyscy uważnie wsłuchali się w melodie i tekst. Logan zmarszczył brwi. Przypomniał sobie, że skądś kojarzy te słowa. W jego pamięci odtworzył się obrazek kartki z notesu Marli. Dobrze pamięta tamten dzień. Wpadł na nią na korytarzu i jej notatki rozsypały się. Została ta kartka, z tą piosenką.
- Na razie tyle.- skończył mężczyzna.- I jak?
- Jest genialna. To będzie hit.- zachwycił się James.
- Ja jej nie zaśpiewam.- odparł Logan.
- Dlaczego? Jest świetna!- uśmiechnął się Carlos.
- To piosenka Marli…- odpowiedział. Wstał i bez słowa wyszedł.
- No tak… chciałem wam teraz powiedzieć. Piosenka jest od Trójki dla was w prezencie, na pamiątkę.
- Ta piosenka?- zdziwił się Kendall.
- Dobra. Idźcie już. Rozumiem sytuację, głupi nie jestem.
Chłopaki wyszli z pomieszczenia.
- Logan! Czekaj!- zatrzymał go blondyn.
- Wszystko mi się z nią kojarzy. Wszędzie gdzie nie spojrzę to ją widzę. Mógłbym nawet być z nią gdyby miała na sobie te musztardówki i ten sztuczny aparat, no wszystko… ale żeby tu była.
- Spoko, stary…- poklepał go po plecach blondyn.- Ja coś wymyślę...i chyba wiem co.- James skojarzył o co mogłoby mu chodzić po głowie jakby czytał mu w myślach i mimowolnie się uśmiechnął.






* To chyba jeden z najkrótszych rozdziałów jaki się tu pojawił. Jakoś tak wyszło. Mam nadzieję, że pomimo tego macie coś do powiedzenia. Musicie wiedzieć, że historia ta dobiega końca. Spokojnie, dopiero pierwsza część :) To dopiero początek :*
Ponieważ mam dwa blogi, tak się złożyło, że codziennie od wtorku do soboty coś dodałam  Szaleństwo. Należy mi się jakaś nagroda za rozrzutność :) Ale to się więcej nie powtórzy :*

Do środy :*

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 34

Następnego dnia z samego rana dziewczyna podniosła się z łóżka. Nie budząc Lucy, poszła ogarnąć się w łazience. Nawet przyjemny poranny prysznic nie pomógł jej poprawić  humoru. Wiedziała, że czekają ją jeszcze dwie rozmowy. Musi wytłumaczyć się Lucy dlaczego wyjeżdża i powiedzieć Gustavo, że bierze urlop. Nic nie zjadła, nie była głodna. Po kwadransie wstała jej lokatorka. Była strasznie niewyspana.
- Ooo… Kopciuszek tak wcześnie rano wstał?- zapytała czerwonowłosa.- Co tak szybko się wczoraj zmyłaś i to po cichaczu, uaaaah…- ziewnęła.
- Wyjeżdżam.- oznajmiła krótko.
- Gdzie tym razem? Tylko postaraj się wrócić na obiad. Dziś wracam wcześniej i robię coś dobrego.
- Lucy… ja nie wrócę na obiad.- zeszkliły się jej oczy. Lucy wyczuła, że coś się stało.
- Dobra. Co się dzieje?
- Wczoraj widziałam jak Camille i Logan…- załamał jej się głos.- Całowali się. Widziałam na własne oczy.
- To na pewno jakieś nieporozumienie…- próbowała przekonać ją, choć sama osobiście myślała czy to było możliwe.
- Nieporozumienie? Widziałam… była przyklejona do niego jak rzep do psiego ogona. Jak to zobaczyłam to nie wytrzymałam. Uciekłam i wzięłam taksówkę.
- Ale rozmawiałaś z nim o tym?
- Nie! Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę, aby mi się tak tłumaczył jak wcześniej Camille, bo sama bym mu przywaliła w twarz. Samolot do Londynu mam o pierwszej, czyli…- spojrzała na zegarek.- Czyli za niecałe pięć godzin.
- Proszę cię! Nie możesz wyjechać! Na zawsze?- Lucy błagała ją, aby zmieniła zdanie.- Nie warto z tego powodu uciekać!
- Wiem, ale ja potrzebuję odpocząć. Złapać powietrza. Nie na zawsze. Może na dwa tygodnie, góra miesiąc. Muszę odciąć się od Logana i wszystkiego co mi się z nim kojarzy.
- A jak wrócisz?
- To raczej nie tutaj…
- Co ty mówisz? Przemyślałaś już to? Działasz zbyt pochopnie.- ożywiła się jeszcze bardziej.
- Jak tu wrócę to tylko po to, aby zabrać resztę swoich rzeczy. A karierę, tak jak ty, przeniosę do innego miasta. Dlatego muszę porozmawiać z Gustavo.
- Nie, nie, nie… Ja nadal uważam, że robisz źle. Na spokojnie powinnaś to jeszcze raz przemyśleć i pogadać z Loganem. Nie możesz tak uciec od niego bez słowa! A my?
- Będę z tobą utrzymywać kontakt, a nawet będziemy spotykać się gdzieś na mieście.
- A Kendall? James i Carlos?
- Tam gdzie oni tam i Logan. Uwielbiam ich, ale na razie nie mogę z nimi rozmawiać. I proszę, nie zmuszaj mnie do zmienienia decyzji, bo to ci się nie uda. Wiem, że może to wygląda jak ucieczka, ale ja tak dalej nie pociągnę. Logan mieszka kilka drzwi dalej. Jak ja mam z tym żyć?
- Tak jak Camille musiała z tym żyć!
- Dobre ujęcie musiała, ale już nie musi. Wyjeżdża też dzisiaj. Proszę cię, nie dzwoń do niego. Nie chcę żeby tu przychodził. Wybacz, ale muszę iść do Gustavo.- wzięła małą torebkę i wyszła.
Lucy załamała się. Nie wiedziała co myśleć. Nie mogła dopuścić do jej wyjazdu. Miała gdzieś czy będzie na nią zła czy nie kiedy go powiadomi. Na razie do niego nie zadzwoniła. Pomyślała, że kiedy wróci jej lokatorka to jeszcze namówi ją na powrót.
Marla tymczasem nerwowo maszerowała do wytwórni. Bała się tej rozmowy. Szef jest wybuchowym człowiekiem i bardzo żywiołowym. Niestety musiała stawić mu czoło. Gdy doszła na miejsce, zapukała delikatnie i weszła.
- Cześć, Gustavo…
- Co tam, Trójka?- przekładał jakieś papiery. Były w rozsypce. Wziął łyk swojej ulubionej kawy.
- Chciałabym wziąć urlop.
- Słucham?- zakrztusił się.- Wiesz, że to teraz niemożliwe.- zaczął świdrować ją spojrzeniem.
- To w takim razie chciałabym zrezygnować ze współpracy.- wyjawiła plan B.
- Co?- podniósł głos, dziewczyna podskoczyła z przerażenia.
- Potrzebuję wyjechać na kilka tygodni do domu. Mam… problemy osobiste.
- Zdajesz sobie sprawę, że to zawaha się na twojej przyszłej karierze?
- Ta sprawa to coś o wiele poważniejszego, ale nie zamierzam rezygnować. Uznam to za promocję w ojczystym kraju. Tam też jestem popularna. Mniejsza o to… Kiedy przylecę z powrotem do Ameryki, nie wrócę tutaj. Przeniosę wszystko do innego miasta.
- Nie będę cię wprowadzać w błąd mówiąc, że tak nie można, bo można… Ale czy zastanowiłaś się nad tym? Pomyśl ile dzięki mnie zawdzięczasz. Tyle tu przeżyłaś i przepracowałaś. Chcesz to nagle opuścić? Co się w ogóle stało? Chyba mam prawo do wyjaśnień.- rzekł sucho.
- Może gdy wrócę to porozmawiamy. Teraz nie mogę. O pierwszej mam samolot.
- Yhm… no trudno. Jeśli taka jest twoja decyzja… Na twoje konto wkrótce przeleją się pieniądze, a jak wrócisz to podpiszesz umowę rozwiązującą. Czyli na razie zawieszam współpracę z tobą. Chociaż wciąż będę miał nadzieję, że zmienisz zdanie. Bo wcale bym tego nie chciał.
- Nie wyglądasz na takiego.
- A co ja muszę wyglądać? Jeśli tak mówię to tak jest.
- To ja już pójdę…
- Poczekaj.- łyknął znowu kawy.- Co mam powiedzieć pieskom? Chciałem umówić was razem na wywiad.
- Zapomniałabym… powiedz, że ich bardzo przepraszam. I chyba się więcej nie zobaczę z nimi, więc chciałabym, abyś im coś ode mnie przekazał. Słyszałam, że prace nad nowym albumem zaczynają się dopiero w następnym roku…- wyciągnęła z torebki swój notes. Pomyślała, że mogłaby reszcie pozostawić po sobie jakąś pamiątkę.- Ale chciałabym im to dać.- podała mu kartkę ze swoim tekstem piosenki, którą napisała w pierwszym tygodniu pobytu w Ameryce: I’m sorry I’m leaving. W końcu spełni to swoją funkcję.
- Co to jest?
- To jest tekst piosenki. Moją ostatnią prośbą jest to, abyś przeczytał to i mocno zastanowił się. Chciałabym dać im tą piosenkę do albumu. Jeśli ci się spodoba oczywiście, jeśli nie…
- Ale to jest dobre…- zaczął czytać.- Bardzo dobre. Nawet mam już pomysł na nią.
- To się cieszę.- uśmiechnęła się na krótko.- Muszę już iść. Do widzenia.
- Do widzenia, Trójka. I jeszcze raz… zawsze będziesz tu mile widziana.
Marla wzruszyła się głęboko w sercu, bo takich słów od niego to nawet w święta mogłaby się nie spodziewać. Z bólem serca wróciła do hotelu. Poszła do recepcji powiadomić o wyjeździe. Potem załatwiła inne formalności. Wracając do mieszkania myślała ile czasu zajmie jej dojazd na lotnisko i pomyślała o wzięciu taksówki na dwunastą. Nie wiadomo czy będą korki na drogach, a nie chciałaby się spóźnić na samolot. Otworzyła drzwi od mieszkania. Przeniosła walizkę z pokoju na korytarz. Nagle z łazienki wyszła Lucy.
- Jesteś już… Proszę cię. Nie wyjeżdżaj. Co mam zrobić, abyś zmieniła zdanie?
- Czy ty mnie nie rozumiesz? Potrzebuję tego wyjazdu. Nie widzisz mnie przecież ostatni raz.
- Tchórz z ciebie! Chciałam po dobroci, ale jak chcesz! Wróciła do łazienki i zamknęła się w niej. Wykonała telefon do Logana.
- Co ty robisz?- zapytała Marla stojąc i nadsłuchując pod drzwiami.
- Dzwonię do Logana. Tak być nie może. Nawet jego nie wysłuchałaś!
- Otwieraj te drzwi! Nie zadzwonisz do niego!- zagroziła jej.
- A zadzwonię… o, już mam połączenie. Halo? Logan. Gdzie teraz jesteś?... To musisz szybko wracać… Bo Marla chce wylecieć za trzy godziny do Anglii i to przez ciebie!... Czekam.- rozłączyła się.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Się głupio pytasz. Popełniasz błąd. Obiecaj mi, że najpierw go wysłuchasz, a potem się zastanowisz.
- O nie, nie, nie.- poszła do swojego pokoju. Znowu zaczął dzwonić do niej Logan. Nie odebrała. Wyciszyła telefon. Pożałowała, że powiedziała jej o tym. Mogła wytłumaczyć jej później żeby nie miała czasu na żadne działanie, Logan nie zdążyłby wtedy wrócić na czas. Myślała co z sobą zrobić przez ten czas. Dopiero teraz zaczęła się stresować. Nie była gotowa na to spotkanie.

Logan tak szybko jak tylko mógł przyjechał do Palmwoods. Na drodze były korki, więc zajęło mu to niecałą godzinę. Rzucił wszystko. Miał ważne spotkanie, z którego wybiegł bez większego wytłumaczenia. Myślał tylko o tym co powiedziała mu Lucy. Zdał sobie sprawę w końcu, że Marla zobaczyła coś co opatrznie zrozumiała. Musiał jej to wytłumaczyć. Winda była za wolna na jego nerwy. Wbiegł szybko po schodach. Zapukał do jej mieszkania. Nadsłuchiwał krzyków swojej dziewczyny, która krzyczy na Lucy żeby nie otwierała. Po dłuższej chwili Lucy jednak otworzyła przed nim drzwi.
- Lucy? Wpuścisz mnie?
- Wejdź…- wszedł. Rozejrzał się. Nigdzie jej nie było. Zamknęła się w pokoju.- Marla! Posłuchaj mnie. Ja wiem jak to wyglądało, ale to nie tak jak myślisz. Popełniasz błąd…
- Chyba ty popełniłeś błąd!- krzyknęła.
- Otworzysz mi?- położył rękę na klamce.
- Nie! Wyjdź stąd! Chcę zostać sama!
- To w takim razie wytłumaczę ci wszystko przez drzwi. Posłuchaj… Camille przyszła. Rozmawialiśmy aż niespodziewanie mnie pocałowała. A wtedy ja…
- Tak, na pewno ci się podobało jak się tuliliście do siebie. Nie chce mi się słuchać tego jak naginasz tą sytuację.- otworzyła drzwi.- Wyjdź stąd.- złapała go i pchnęła do wyjścia. Zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Ok! Udowodnię ci, że to pomyłka!- Logan zdenerwowany pobiegł na drugie piętro do Camille. Na wszelki wypadek włączył w telefonie dyktafon.
Walnął mocno w drzwi. Camille otworzyła mu. Na korytarzu były jej dwie wielkie walizki.
- O, Loggie…- uśmiechnęła się.- A jednak…
- Nie jednak! Idziesz ze mną do Marli powiedzieć jej jak było naprawdę!
- Nie krzycz na mnie…
- Jesteś śmieszna i żałosna!
- Dobrze. Mogę iść powiedzieć  jak było cudownie.
- Wiesz co? Ty nie masz wstydu. Żałuję, że cię poznałem. Mam nadzieję, że cię już więcej nie zobaczę.- poszedł. Wiedział, że nie ma na co liczyć z jej strony. Zrobiła to specjalnie.
- A ja mam nadzieję, że ty też jej więcej nie zobaczysz!- krzyknęła do niego wychylona głową zza swoich drzwi.- Trzeba było mnie nie zostawiać!- trzasnęła.
Logan zdenerwowany i cały czerwony ze złości wrócił do mieszkania. Odsłuchał nagrania. Miał w ręce pewnego rodzaju dowód na swoją niewinność. Wyjrzał przez okno. Lucy gdzieś poszła. Chłopak wziął kartkę papieru i napisał do Marli list:

Marla,
Chcę, abyś wiedziała, że wszystko co widziałaś było przez Camille zaplanowane od samego początku. Działała pod wpływem zazdrości i goryczy z powodu tego, że nie jesteśmy już razem. Chciała zemścić się na nas. Wiesz co mam na ten temat do powiedzenia. Jeśli chcesz usłyszeć prawdy to tylko ode mnie. Nagrałem moją rozmowę z Camille. Można z tego wszystko wywnioskować. Udowodnię ci, że to był jej chory spisek. Jeśli mi wierzysz i chcesz to wyjaśnić, będę czekał na ciebie przy fontannie o dwunastej piętnaście. Proszę cię, nie wylatuj. Kocham cię. Logan.

Złożył list i wsadził do koperty podpisanej jej imieniem.
Akurat tym korytarzem szła Camille. Chciała jeszcze raz pokazać swój triumf i zobaczyć jak cierpi. Schowała się za filar gdy zobaczyła, że Logan wychodzi z mieszkania. Obserwowała jak brunet wkłada pod drzwi białą kopertę. Zapukał dwa razy do drzwi i wrócił do siebie. Poczekała aż Logan zamknie za sobą drzwi. Camille podeszła pod jej mieszkanie. Rożek listu ledwo było widać. Paznokciem wydłubała resztę listu dopóki nie wyciągnęła go w całości. Szybko schowała się i zerkała zadowolona jak Marla otwiera ze zdziwieniem drzwi. Szybko je potem zamknęła. Dziewczyna otworzyła kopertę i przeczytała jej zawartość. Następnie porwała na drobne kawałeczki, po czym wyrzuciła do śmieci.

Marla spojrzała na zegarek. Wybiła godzina dwunasta. Nie wyglądało na to żeby Lucy miała wrócić jeszcze przed jej wyjazdem. Chyba się obraziła.- pomyślała. Postanowiła napisać list do BTR z jakimiś wyjaśnieniami. Fakt, bez słowa odejść nie mogła. W liście wytłumaczyła im dlaczego wylatuje, co zamierza i reszta innych szczegółów. Wsunęła im kopertę pod drzwi. Następnie zjechała windą do holu. Mężczyzna z recepcji wziął jej walizkę i włożył do bagażnika taksówki. Szatynka oddała mu klucz do lokalu. Zanim wsiadła, spojrzała na hotel cały piękny w swojej okazałości. Ścisnęło jej serce, że wyjeżdża. Gdyby miała się skądś żegnać, tak by to nie wyglądało. Uroniła łezkę wzruszenia. Wsiadła do taksówki i odjechała z terenu Palmwoods w kierunku lotniska.

Tymczasem Logan wyszedł z mieszkania. Snuł się w kierunku parku z nadzieją, że gdy dojdzie do fontanny to Marla do niego przyjdzie. Pełen obaw oraz nadziei jednocześnie szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię. Przysiadł w końcu na fontannie. Dziś park nie cieszył się wielką frekwencją. Dla niego może to i dobrze. Jedyną osobę jaką chciał akurat teraz widzieć to Marla. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Za pięć minut będzie ustalona godzina. Nie mógł usiedzieć w miejscu. Krążył przez cały czas wokół fontanny. Z minuty na minutę stresował się jeszcze bardziej. Nie spuszczał tarczy komórki z oczu. Zmarszczył smutnie brwi. Powinna się pojawić trzy minuty wcześniej. Może się spóźni…- dodawał sobie nadziei. Rozglądał się z każdej strony. Nigdzie jej nie było. Z daleka widział tylko jak taksówka podjeżdża pod hotel. Modlił się, aby nie po nią. Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył przy samochodzie Camille. To nie było w jego stylu, ale cieszył się, że już jej nie zobaczy. Do nikogo jeszcze w życiu nie żywił takiej nienawiści. Pomyślał w duchu jak można z miłości przejść w nienawiść. Wszystko było możliwe. Obserwował jak dziewczyna rozmawiała z taksówkarzem wskazując miejsce gdzie stał on. Jeszcze tego by brakowało żeby przyszła tu śmiać mi się w twarz…- założył ręce. Nie pomylił się. Camille szła w jego stronę. Dziewczyna rozejrzała się.
- Loggie? Czekasz na kogoś?
- Nigdy więcej nie mów tak do mnie. Nie zasługujesz na to.
- Ona nie przyjdzie… jakiś czas temu opuściła hotel. Jak chcesz się przekonać to idź do recepcji. Jej klucz wisi na ściance.
- Nie…- Logan poczuł jakby dostał tępym narzędziem w głowę i serce.- A ty? Skąd wiedziałaś, że tu na nią czekam?
- Domyśliłam się.- skłamała.- Mniejsza o to. Na pewno w tej chwili dojeżdża na lotnisko.
Logan bez słowa pobiegł przed siebie. Biegł najszybciej jak tylko mógł na parking. Przypomniał sobie, że nie wziął kluczyków. Nie wiedział, że będą mu potrzebne. Przeklął tak, że sam się zdziwił swoim zachowaniem. Wbiegł po schodach na czwarte, ostatnie piętro. Zadyszany motał się z włożeniem klucza do zamka. Nareszcie zatrzask puścił i zabrał klucze od samochodu. Nadepnął na coś, ale nawet nie zauważył. Szybko zamknął drzwi. Dobiegł na parking cały zmachany. Wsiadł do samochodu, wyparkował i docisnął gazu tak, że dymiło się za nim. Spojrzał na zegarek telefonu. Było wpół do pierwszej. Nie mógł jechać szybciej. Na drodze panował chaos. Media przestrzegały, że dzisiaj i jutro może być korek na głównych drogach miasta. Trąbienie klaksonem nic nie dało. Zdenerwował się. Wziął pod uwagę to, że skoro jest korek to ją też zatrzyma na drodze i może spóźni się na ten samolot. Nadzieja umiera ostatnia.
Gdy ruch na drodze trochę przyspieszył, Logan zjechał z głównej drogi przemieszczając się bocznymi. Tak było szybciej choć nie do końca. Nie tylko on wpadł na ten wyśmienity pomysł. Przed nim ustawił się niedługi sznurek pojazdów. Logan pomyślał, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. Zmierzwił włosy zapomniawszy zupełnie o tym, że od niedawna zmienił fryzurę. Nie obchodziło go to w tej chwili jak wygląda. Czas leciał nieubłaganie. Od lotniska dzieliły go już tylko dwie przecznice, a zostało mu dziesięć minut. Ręce trzymał mocno zaciśnięte na kierownicy, zgrzytał zębami. Z każdą sekundą miał wrażenie, że kolejka się wydłuża a wszyscy robią to specjalnie. Założył okulary słoneczne i bejsbolówkę na głowę. Zadziałał instynktownie. Zjechał na pobocze. Zgasił silnik i zamknął pojazd. Ruszył biegiem przed siebie. Biegł tak szybko jak pozwalały mu na to nogi. Jego mięśnie napinały się przy każdym kroku. Przez dwa tygodnie nie pojawił się na siłowni ani razu. Spadła mu trochę kondycja. Nie poddawał się słabości. Był już tak blisko. Widział wejście na lotnisko. Wbiegł do budynku cały spocony. Rozejrzał się po tablicy informacyjnej. Według niej pasażerowie lotu do Londynu są już na pasie startowym. Wyjrzał przez wielkie okno. Zmęczonym, bezsilnym wzrokiem patrzył jak biały samolot wzbija się w powietrze. Spóźnił się. Kopnął ze złości w metalowy śmietnik. Poczekał jeszcze chwilę. Może to nie ten samolot, może nie jest za późno. Poprosił o informacje kobiety stojącej przy barierce.
- Tak. Ten to był samolot do Londynu.- spojrzała na grafik.- Chcę Pan polecieć następnym?
- Nie, dziękuję.- posmutniał. Kobieta przypatrzyła mu się uważnie.
- Przepraszam?- zdążyła go zatrzymać, bo już miał się odwrócić.- Pan gra w tym zespole? W Big Time Rush?
- Tak.- rozejrzał się.- Ale niech Pani nie mówi tego głośno.- chciał uniknął dziś zamieszania. Nie miał siły.
- Dopiero teraz poznałam. Moja córka jest wielką fanką. Mogłabym?- wyjęła kartkę i długopis.- Dla mojej córki, Iris..- Logan wziął długopis do ręki.
- Dla Iris.…- szeptał pod nosem pisząc.- Logan. Proszę.
- Dziękuję.
- Do widzenia.- opuścił lotnisko.
Logan miał sobie za złe, że nie zdążył. Obwiniał się za wszystko. Czy to już koniec? Czy ją jeszcze kiedyś zobaczy? Ciągle zadawał sobie te pytania.





* Na początku chciałabym przeprosić za to, że osobiście nie mogłam być z Wami ostatnio, ale miałam pewne problemy. Na szczęście już jestem i nigdzie się stąd nie ruszam :)
Co powiecie dziś na temat rozdziału? Czy znienawidziliście Camille tak samo jak ja? ( poza blogiem nic do niej nie mam, ale tutaj jest mój świat)  Czy Marla wróci do LA i czy wróci do Logana? Z racji tego, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów to prosiłabym o skrobnięcie komentarza, bo zależy mi na Waszym zdaniu :*

Do soboty :*


wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 33

- To zwykła premiera, a ja się tak stresuję!- Marla z nerwów ciągle gładziła swoją długą, lawendową suknię.- Będzie mnie widziało tyle ludzi.
- Spokojnie. Musisz się przyzwyczaić.- dodał jej otuchy siedzący obok Logan.
- No właśnie!- uśmiechnął się Carlos.- Jedziemy wszyscy super limuzyną do mojej dziewczyny.
- Na premierę twojej dziewczyny.- dodała Jo trzymając mocno Kendalla za rękę. James i Lucy pstrykali sobie zdjęcia na portal społecznościowy, a potem strzelił kilka fotek Kendallowi z Jo, Marli z Loganem i Carlosowi, który nie mógł przyjechać na galę z Alexą. Postanowili, że spotkają się na miejscu.- Camille też jest.- dodała Jo spoglądając przez przyciemnione szyby.
- Nic nie szkodzi. Pogodziłyśmy się.- sprostowała Marla.- Wysiadamy?
- Wysiadamy.
Logan siedział pierwszy z brzegu, więc pierwszy wyszedł. Wyciągnął rękę do Marli, a potem za nimi wyszła cała reszta. Kiedy Logan i Marla jedną noga zdążyli postawić nogę na czerwonym dywanie, rozproszył się błysk fleszy i podeszła do nich zgraja reporterów. Pstryknęli im mnóstwo zdjęć. Marla uśmiechała się do każdego obiektywu starając się, aby wyjść jak najlepiej. Niedługo po tym zaczęła się premiera. Wrażenia wszystkich przeszły ich oczekiwania. Marla pod koniec liczyła sobie w pamięci nieskomplikowane równania matematyczne, bo to był jej tajemniczy sposób na niepopłakanie się. Po filmie reporterzy podchodzili do gwiazd z pytaniami odnośnie filmu i nie tylko. Zaczęła się mniej formalna cześć imprezy, poczęstunek i występ muzyczny. Marla miała zaśpiewać na scenie za piętnaście minut. Rozmawiała z Loganem w samotności na niezaludnionym balkonie, z którego doskonale widać było szykowaną scenę w ogrodzie.
- Będę stąd patrzył na ciebie i słuchał. Trzymam kciuki.
- Dzięki. Czekaj tu na mnie cały czas żebym nie musiała cię potem szukać.- odeszła.
Kierowała się w stronę sceny. Weszła na backstage. Już nie przejmowała się niczym. Nie obchodziło ją, że tyle osób i mediów naraz będzie na nią patrzyło i słuchało. Czuła, że to zachowanie jest dziwne, ale nie zamącała sobie tym głowy. Zaraz wyjdzie na scenę zapromować swój album przed publicznością, którą zawsze chciała mieć. Marzyła o tym, aby ktoś ją mógł słuchać, aby u pewnych osób wywoływać uśmiech na twarzy. Prowadzący imprezy zapowiedział ją i Marla pokazała się widowisku.
Logan z niewysoko położonego balkonu na pierwszym piętrze słuchał jak jego dziewczyna śpiewa ostatnią z trzech przygotowanych piosenek.
- Cześć Logan.- podeszła do niego Camille, oparła się o barierkę.- Fajnie śpiewa.
- Super. Możesz jej to powiedzieć, nie mi.
- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? Myślałam, że się pogodziliśmy…- zatrzepotała wachlarzem wymalowanych rzęs.- Mógłbyś być milszy zanim wkrótce wyjadę.
- Mam udawać zlitowanego, bo wyjeżdżasz? No to cię rozczaruję. Może i się pogodziliśmy, ale wolę trzymać się od ciebie z daleka.- powiedział nie patrząc na nią.
- Czemu nie chcesz na mnie spojrzeć? Czy ty mnie nadal kochasz?- te zadane pytanie spowodowało, że Logan odważył się na nią spojrzeć.
- Nie. Zresztą… przede mną już nie stoi ta dziewczyna, którą kiedyś poznałem. Zmieniłaś się. Twoja chora zazdrość cię zmieniła.- przybliżyła się do niego. Chłopak się delikatnie odsunął. Marla kończyła powoli śpiewać, ale ta cała sytuacja była dla niej widoczna.
- A jakby tamta dziewczyna wróciła…? To czy wróciłbyś do niej?
- Daj spokój! Nigdy do ciebie nie wrócę. Proszę cię, abyś odeszła.
- Dobrze…- wyjrzała przez barierkę i zobaczyła, że Marla co jakiś czas na nich spogląda. Wpadła na pewien pomysł.- Odejdę i już mnie nigdy więcej nie zobaczysz. Tylko chciałabym się z tobą pożegnać.- przytuliła się do niego, objęła go mocno tuląc swoją twarz do jego pachnącej szyi. Logan stał jak kołek, wokół którego opatuliła się Camille. Czuł się trochę sfrustrowany. Dziewczyna podniosła głowę i znienacka go pocałowała w usta przygnieżdżając się do jego ciała. Marla spojrzała na balkon. Gdy zobaczyła ich razem na balkonie, zeszła ze sceny i uciekła. Było już po występie, więc nikt nie zauważył, że coś się wydarzyło. Marla ze łzami w oczach uciekła gdzieś przed siebie. Jak oni mogli mi to zrobić? Camille specjalnie się pogodziła, aby uśpić moją czujność, ale Logan?- pomyślała.
- C- co…- Logan próbował odeprzeć od siebie dziewczynę. Otarł usta ze szminki, którą mu zostawiła na twarzy z obrzydzeniem.- Co ty wyprawiasz?- odsunął się jak oparzony.- Czy do ciebie nic nie dociera? Myślisz, że coś tym zmienisz?- podniósł głos.
- Myślę, że już zmieniłam.- uśmiechnęła się.- Do widzenia, Loggie.- po chwili zniknęła mu z oczu. Logan wyjrzał przez barierkę. Szatynka w lawendowej sukni zniknęła mu z oczu. Pomyślał, że już idzie w tę stronę. Zastanawiał się nad tym, aby powiedzieć jej co zrobiła Camille nawet jeśli nie był to przyjemny temat. Chciał być z nią uczciwy. Czekał jeszcze pięć minut, ale dziewczyna się nie zjawiała. Zmartwił się. Zszedł na dół gdzie rozmawiali Kendall i Jo.
- Widzieliście gdzieś Marlę?- spytał.
- Jeszcze niedawno była na scenie i z niej zeszła. A co? Nie widziałeś jej?
- No nie. Miała do mnie przyjść. Czekam, a jej nie ma.- Loganowi zupełnie nie przychodziło do głowy to, że była świadkiem tamtego przykrego dla niej zdarzenia.
- Może ktoś ją zaczepił albo poproszono ją o coś. Musisz się rozejrzeć.
- Ok, dzięki.- Logan wkroczył w poszukiwania swojej dziewczyny na imprezie.

Tymczasem Marla wróciła już taksówką do hotelu. Była cała rozmazana od łez. Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Nawet nie chciała z nim tego wyjaśniać. Nie mogłaby mu spojrzeć w twarz po ciosie w serce, który jej zadał. Jeszcze nigdy nie doświadczyła tak bolesnej zdrady i to w takich okolicznościach. Zdjęła w siebie sukienkę i umyła się, aby jak najszybciej zawinąć się w swoim łóżku w spokoju. W ciemnościach wśród swych czterech ścian rozmyślała o tym wszystkim. A było jeszcze za wcześnie żeby położyć się spać. Zadecydowała, że dalej być tak nie może. Musi się od tego odciąć, od wszystkiego z nim związane, bo nigdy nie zazna spokoju. Nie chce kolejny raz cierpieć przez niego. Otworzyła laptopa i na dobrej stronie zamówiła sobie bilet lotniczy do domu. Wstała i spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do walizki, którą następnie schowała pod łóżko. Usłyszała jak do jej mieszkania ktoś wsadza klucz do zamka. Nałożyła na siebie kołdrę i udawała, że śpi. Słyszała jak Lucy z kimś rozmawia. To był Logan.
- Nie wiem, zobaczę w pokoju.- poinformowała go Lucy. Dziewczyna otworzyła drzwi. Nie zapalając światła zauważyła, że jej przyjaciółka śpi w łóżku. Powoli zamknęła drzwi.- Jest… śpi.- odrzekła ciszej.
- Czemu więc mi nie powiedziała, że wraca do domu? Nawet nie odbierała telefonu.
- Nie wiem. Zapytasz ją jutro. Może była zmęczona. Ostatnio wiesz co się dzieje. Te wywiady, występy i związane z nimi podróże… Jest na pewno wycieńczona. Ty też musisz iść się wyspać. Jutro przecież jedziesz na spotkanie związane z tą trasą.
- Ok… mamo.- mruknął i po cichu wyszedł.





* Dostępna nowa zakładka dot. LBA*


* Cześć ludziska. Z tej strony Oliwia Maslow. Marla S jest "niedyspozycyjna" i poprosiła mnie, abym opublikowała za nią posta, a ja nie mogłam jej przecież odmówić, bo to moja CP ( cyber psiapsiuła)  :) Pozdrawiam Was w jej imieniu. Powiedziała, że wszystkich Was uwielbia, tak jak ja XD Całuski :*

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 32 część 2

Carlos z rozdziawionymi ustami z wrażenia patrzył to na Kendalla to na Pana Taylor'a. Byli jak ogień i woda, jak dobro i zło, jak ziemia i powietrze... Blondyn zdębiał w miejscu zakorzeniając swoje nogi w podłodze. Na twarzy był bledszy niż rolka aksamitnego papieru toaletowego. Na jego ciele piętrzyły się ciarki. Był sparaliżowany samym wzrokiem ojca Jo, czymś na kształt śmiertelnym spojrzeniem Meduzy, który zamieniał w kamień. I właśnie taki posąg przypominał jego przyjaciel. Carlos go dotknął, a on w ogóle nie zareagował. Spojrzał na mężczyznę po drugiej stronie korytarza. Wyglądał jakby zaraz miał się rzucić na biednego zielonookiego. On był silnym oraz potężnym bykiem, a Kendall czerwoną płachtą. Carlos poczuł się winny tego zdarzenia, dlatego chciał jakoś mu pomóc.
- Proszę Pana, niech się Pan tak nie denerwuje. Przecież nic się nie stało.- przerwał ciszę Latynos.
- Nic się nie stało? Nic się nie stało?!- uniósł się podnosząc wysoko brwi.- Czuję się oszukany i zły. Moja własna córka i ten...-urwał wskazując palcem na blondyna.
- No niech Pan dokończy.- odezwał się w końcu Kendall. Mężczyzna milczał.- No kim ja jestem według Pana? Draniem? Oszustem? Łobuzem, który kieruje Jo na złą stronę mocy? Bo ja nie rozumiem gdzie Pan widzi Pan problem.- rozłożył ręce.
- Nie ufam tobie.- wytłumaczył.
- Czy zrobiłem kiedyś krzywdę Pańskiej córce? Czy płakała przeze mnie choćby raz? Ach tak! Przypominam sobie.- potarł się po podbródku wyglądając lekko ironicznie.- Raz płakała, bo nie chciał jej Pan puścić ze mną imprezę, dlatego wyciągnąłem ją przez balkon. Gdy się Pan dowiedział, to zrobił aferę, przez która płakała. Ale to była głównie Pana wina.
- Nie będę słuchał jak mnie obrażasz!- podszedł do niego. Złapał go za kołnierzyk i przysunął do siebie. Ich twarze były blisko siebie. Ten chudy i niepozorny mężczyzna miał w sobie więcej siły niż niedźwiedź.- Możesz pożegnać się z moją córką...
- Ejejejej.- wciął się między nich Carlos rozdzielając ich.- Tylko bez takich.
- Nie może jej Pan zabrać stąd siłą!- odrzekł Kendall.
- Wszędzie będzie jej lepiej niż tu.- spojrzał na niego z pogardą, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie.
- Stary...- Carlos położył mu rękę na ramieniu.- Sorry. To moja wina.
- No co ty?- burknął. Zrzucił jego dłoń z siebie i poszedł w drugą stronę.

James nie miał co ze sobą zrobić. Lucy obiecała, że przyjdzie do niego od razu po nagraniach, a jeszcze jej nie było. Tak mu się nudziło, że postanowił coś zjeść. Otworzył lodówkę, ale nie znalazł nic co by zaspokoiło jego pragnienia. Spojrzał do szuflady gdzie leżała paczuszka kisielu cytrynowego. Wzruszył ramionami sam do siebie i sięgnął po produkt. Na spokojnie nastawił wodę w czajniku elektrycznym, a następnie wziął kubek oraz zasiadł z nim do stołu. Chciał rozerwać górną część opakowania, jednak było mocniejsze niż myślał. W końcu pociągnął energicznie, a cały proszek rozsypał się. Wylądował na stole, podłodze, spodniach i jego dłoniach.
- Shit...- mruknął do siebie. Podniósł się, aby posprzątać. Zatrzymał się na chwilę drapiąc po głowie. Czym się sprząta takie gówno?- pomyślał. Otrzepał się, a następnie poszedł po zmiotkę i szufelkę. Zmiótł wszystko z podłogi. Został jeszcze stół. James bezmyślnie postawił szufelkę na stole i zaczął do niej zamiatać proszek. Kiedy skończył na blacie została biała kreska proszku. Odłożył sprzęt. Pochylił się nad stołem. Chciał zmieść to ręką kiedy nagle do mieszkania wszedł Logan.
- Co ty robisz?!- spytał brunet gdy zobaczył Jamesa. Podszedł do niego zaskoczony.- Czy ty wciągasz jakieś dragi?- zmarszczył brwi niedowierzając. 
- Co?! Aaaa...- teraz się zorientował jak to musi wyglądać. Szatyn postanowił to jednak wykorzystać i go wkręcić.- Ano tak. Kupiłem se działkę. Chcesz?
- Czy ty się dobrze czujesz?!- wrzasnął.- Nie waż się w ogóle tego brać. Przecież nie tolerujesz ćpunów, a teraz co ja widzę?
- Ludzie się zmieniają.- uśmiechnął się. Zebrał się na odwagę i wciągnął kreskę kisielu nosem. Z dumą wyprostował się, lecz po chwili poczuł, że coś jest nie tak.
- Ja pier...- złapał się za nos i skrzywił. Łza pociekła mu z oka.- Szczypie!
- Od kiedy to tak działa?- po chwili się domyślił, że coś jest nie tak. Wziął na palec resztę proszku i spróbował.- Cytrynowy to ja się nie dziwie, że szczypie haha!- zaśmiał się.
- Weź zrób coś!- powiedział nadal trzymając się za nos.
- Masz za swoje idioto. A ten kisiel był mój, ale ci wybaczam, bo mam teraz ubaw.- z uśmiechem na twarzy poszedł do łazienki.

Jo właśnie wracała z planu do Palmwoods. Wjechała windą na swoje piętro. Kiedy weszła do swojego mieszkania, jej ojciec pakował jej ubrania do walizki. Stanęła w drzwiach jak wryta. Jej tata tylko spojrzał na nią kamienną twarzą i kontynuował pakowanie. Jo domyśliła się, że coś zaszło.
- Tato? Dlaczego pakujesz moje rzeczy?
- Wracasz ze mną do domu. Nie będzie ci ten Kendekl mieszkał w głowie!
- Ja się stąd nigdzie nie ruszam! I nie mów tak na niego. Tato! Ja go kocham! Czemu nie możesz tego zrozumieć?- wyrwała mu walizkę z rąk.
- Nie sprzeciwiaj mi się Jo! Oszukałaś mnie i swoją matkę! Nie wychowywaliśmy ciebie na oszustki. Ten chłopak ma na ciebie zły wpływ. Pożegnaj się z przyjaciółmi, bo wracasz ze mną do domu! I nie sprzeciwiaj mi się! Bierz walizkę i pakuj się. Przyjdę do ciebie za pół godziny!- wyszedł trzaskając drzwiami. Dziewczyna z zaszklonymi oczami zadzwoniła do Kendalla. Chłopak nie odbierał. Wyszła z mieszkania i poszła do niego.
- Kendalla nie ma.- powiedział Carlos.- A Logan zabrał Jamesa do lekarza, bo spuchł mu nos od wciągania cytrynowego kisielu.
- Co?- opamiętała się. Nie miała czasu.- Nie ważne. Powiedz Kendallowi żeby jak najszybciej się ze mną skontaktował, ok?- poprosiła.Carlos przytaknął.
Kiedy wróciła do mieszkania, jej ojciec kontynuował jej pakowanie tłumacząc się, że jeśli ona tego nie zrobi, to uczyni to sam. Jo złapała się za głowę, bo nie wiedziała co robić. Nie wiedziała gdzie jest Kendall.
- Tato! Ja ci już mówiłam, że z tobą nigdzie nie jadę. Nie zabierzesz mnie stąd siłą.
- Może i nie, ale...- urwał. Wziął głębszy oddech, zrobiło mu się gorąco.
- Tato? Nic ci nie jest?- podbiegła do niego córka.
- To znowu ciśnienie... podaj mi szklankę wody.- natychmiast to uczyniła.- I widzisz co ty ze mną dziecko robisz?- popił te słowa wodą.- Ja się martwię o twoje życie, a ty jeszcze protestujesz przeciwko mnie... Jedź ze mną do domu.- ponowił prośbę. Na początku Jo nie chciała, ale widząc w jakim stanie jest ojciec, uległa mu. Przytaknęła tylko głową. Nie chciała znikać na zawsze. Może na jakiś czas dopóki ojciec nie poczuje się lepiej.
Oboje czekali na taksówkę. Jo usiadła na walizce. Jeszcze nie wiedziała co będzie z jej serialem, ale nie miała głowy żeby teraz o tym myśleć. Nagle usłyszała jak ktoś woła jej imię. Odwróciła się, aby ujrzeć biegnącego w jej kierunku Kendalla. Pan Taylor burknął coś pod nosem.
- Nie może Pan jej tak po prostu zabrać.- powiedział gdy złapał oddech.
- A umiesz mi podać choćby jeden sensowny powód?- spytał Pan Taylor.
- Kocham Pańską córkę. Czy to nie wystarczy? Jo jest już dorosła. Niech pozwoli jej Pan decydować za siebie, ponieważ w ten sposób robi jej Pan krzywdę. Myślał Pan o niej co ona może czuć gdy zabiera jej Pan wszystko co pozwala żeby była szczęśliwą? Miłość, pracę , przyjaciół.... Ja naprawdę żałuję tego co kiedyś zrobiłem i gdybym mógł cofnąć czas, to nie zabierałbym Jo przeciwko Panu zakazom. Szanuję Pana. W moich myślach jest Pan pisany wielką literą. Niech mi Pan uwierzy, że nic w życiu nie dawało mi tyle radości ile Jo. Rozumiem. Nie musi mnie Pan lubić, nie każdego się da. Ale niech Pan przynajmniej zaakceptuje fakt, że ze mną jest szczęśliwa i zrobię dla niej wszystko.- w tym momencie podjechała taksówka. Pan Taylor lustrował go swoim mroźnym spojrzeniem.
- Zapakować walizki?- spytał taksówkarz.
- Tak.- odpowiedział Pan Taylor. Kendall spuścił głowę. Nie wiedział co mógł dalej zrobić.- Ale bez tej jednej.- wskazał na bagaż córki.
- Tato!- uściskała go Jo ciesząc się, że zostaje.- Dziękuję.- pocałowała go w policzek.
- Ja też bardzo dziękuję.- odezwał się Kendall, któremu kamień spadł z serca.
- Ale żeśmy mieli się jasno. Zrobisz mojej córce krzywdę, ukryjecie coś przede mną ważnego lub cokolwiek tam jeszcze to cię nie będę nie lubić tylko nienawidzić, rozumiesz?
- Tak jest!-uśmiechnął się.
- Uważaj na niego, córciu. I pisz, dzwoń kiedy tylko chcesz.
- Dobrze, tato.- puściła jego rękę. Pan Taylor wsiadł do taksówki, która potem odjechała.Kendall wziął od Jo jej walizkę i pomógł się jej rozpakować. Był szczęśliwy, ponieważ nie spodziewał się tego po jej ojcu. Może nawet i tacy ludzie mają odrobinę serca?




* A niech będzie happy end :) A co tam. Święta są jutro :) I tak oto dajemy Kendallowi spokój. W następnym będzie Camille. Wtedy się okaże czy jej intencje były szczere. Mam nadzieję, że z powodu wielkanocnych zamieszek macie czas na przeczytanie tego i pozostawienie komentarza, bo się tym martwię. Ma drugim blogu nie pojawiło się wiele komentarzy... Dla mnie to stan krytyczny i przez Was w te święta będzie mi smutno, więc...

SZANTAŻUJĘ WAS! Jeśli nie będzie minimum 8 KOMENTARZY  to we wtorek nie pojawi nowy rozdział. Wierzę w Was i życzę Wesołego Jajka i oby Was zmoczono w poniedziałek :)

Oby do wtorku ;)

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 32 część 1

Teledysk od kiedy pojawił się na stacjach muzycznych został hitem. Na listach przebojów zajmował pierwsze miejsca. W ciągu tygodnia, w Internecie wzrosła jego oglądalność i ciągle rośnie. Gustavo jako jej menager przekazał, że w najbliższym czasie została zaproszona na dwa wywiady, do muzycznego programu telewizyjnego i galę dla gwiazd, którą mogła dotychczas obejrzeć w magazynie. Te wszystkie gwiazdy na czerwonym dywanie. Jej koleżanka Alexa Vega zaprosiła Marlę i BTR na premierę filmu, w którym gra główną rolę. Tym oczywiście się pochwaliła w ostatniej chwili. Marla była tak zajęta jeszcze kręcąc swój teledysk, że kompletnie nie wiedziała, że Alexa i Carlos są parą. Gustavo zasugerował swoim pieskom żeby pojawili się na premierze razem, ale oddzielnie. Sądzi, że Carlos u boku Alexy to dobra reklama dla zespołu, a Logan i Marla to ostatnio rozchwytywana para oraz wokół nich będzie trochę szumu. Nikt nie mógł uwierzyć co ten człowiek wygaduje.
- Ja też czytam gazety i znam wszystkie ploteczki ze świata show biznesu!- wytłumaczył się szef.- Dlatego macie mi się ubrać tam wszyscy ładnie i świecić jak milion dolców. Czy to zrozumiano?
- Dobrze tylko się tak nie unoś…- uspokoił go Kendall.- To zwykła premiera.
- Jestem też waszym menagerem, czyli na moje nieszczęście muszę martwić się za was! A teraz odmaszerować, pieski! Trójka jedzie ze mną do telewizji.

Marla wróciła po południu do mieszkania. Wszystko ją bolało, ale była z siebie zadowolona. Postawiła wygrana statuetkę z muzycznego teleturnieju. Rzuciła się z hukiem na łóżko. Nie miała pojęcia w co się ubierze w ten piątek na premierę. Ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęła: Otwarte! Do mieszkania weszła Camille. Marla od razu się podniosła. Pożałowała, że nie podeszła do wizjera, bo by jej nie wpuściła.
- Czego chcesz?- powiało chłodem od szatynki.
- Chciałam się pogodzić.- ukazała skruchę.
- Chcesz się godzić? W jakiej sprawie? Bo jeśli o tą początkową akcję to proszę bardzo.
- No właśnie. Zrozum. Jak byłam z Loganem, chciałam go chronić przed tobą. Jesteś ładniejsza i zdolniejsza. To fakt jeśli chodziło o tą sprawę z Jamesem, żeby wiesz… polubił cię za wnętrze, ale to pozwalało odwrócić Logana uwagę od ciebie.
- Ale nie pokochał mnie za to jak wyglądam. Od samego początku się polubiliśmy, a potem jak się wydało jak wyglądam to jeszcze byłam przez jakiś czas z Jamesem, a Logan był z tobą. Potem jak się poznaliśmy bliżej… Aj! Po co ja ci to w ogóle opowiadam? Tak mi przykro, że tak wyszło.
- Spoko… Dobra, w skrócie. Nie będę się rozwijać. Przepraszam za wszystko. Chciałabym, abyś zapomniała o tym co się wydarzyło. Zacznijmy wszystko od początku. A ja postaram się nie pchać z butami między was. Czemu mi się tak przyglądasz?
- Bo jest to dla mnie niezrozumiałe. Super, przepraszasz mnie, ale ja na twoim miejscu nie wytrzymałabym patrząc jak ja i Logan… już ci nagle nie zależy?
- Zależy, ale co to zmieni? Mam dość użalania się nad sobą. A tak między nami to… myślę nad wyprowadzką z Palmwoods. W końcu coś mi się udało i dostałam rolę w serialu. Niestety dość daleko. Aż w Seattle. Muszę zapomnieć o tym miejscu. Tu już nie ułożę sobie życia.- Camille spuściła głowę. Marla poczuła, że skoro ma się wyprowadzić to może warto jej wybaczyć.
- Ok, między nami wszystko w porządku. Ja też źle się czuję z tym. No bo w końcu jakby… odbiłam ci chłopaka, no nie oszukujmy się.
- Dość dziwna rozmowa. Powinnyśmy sobie do gardeł skoczyć.- uśmiechnęła się Camille.
- Jestem z Anglii. Prawdziwa ze mnie dama z klasą.- odpłaciła jej szerszym uśmiechem.
- To ja już pójdę. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. I dzięki za wszystko.- poszła. Zamknęła za nią drzwi. To była dziwna i krótka rozmowa, ale wszystko się nagle wyjaśniło. Choć postanowiła, że będzie ją nadal miała na oku.

Kendall spacerował sobie wzdłuż holu. Wciąż myślał o Jo i o tym, że przez dwa tygodnie będzie musiał udawać, że z nią nie jest. Było mu z tym ciężko, ponieważ nigdy nie lubił niczego ani  nikogo udawać. Swoje motto Bądź sobą będzie musiał wsadzić sobie do kieszeni. Oprzytomniał kiedy Pan Taylor szedł korytarzem. Blondyn podrapał się po głowie patrząc na ścianę z udawanym zaciekawieniem. Jak gdyby nic następnie spojrzał na mężczyznę.
- Dzień dobry, proszę Pana.- ukłonił się lekko.
- Ty tu jeszcze mieszkasz?- spytał na powitanie.
- Eeeh... tak?- zmarszczył brwi.- A dlaczego Pan pyta?
- A nie można?- założył ręce.
- No można. Oczywiście, że można...- zmieszał się wyraźnie.
- Myślałem, że razem z Carlosem, Jamesem i ty trzecim nie możecie już tu mieszkać.- powiedział. Ojciec Jo słynął z tego, że zawsze był szczery do bólu.
- Ten trzeci ma na imię Logan.- przypomniał mu.
- Nie poprawiaj mnie, chłopcze.- pokręcił głową zniżając głos. Kendall nie wiedział jak ma się zachować.
- Hym... tak. Normalnie nie powinniśmy już tu mieszkać, ale nie chcemy zostawiać tego cudownego miejsca.  Wiążemy z nim  wiele wspomnień. Mamy układ z właścicielem hotelu.- zmienił temat.
- Aha.- potarł się po podbródku badawczo go obserwując. Wyglądał jakby chciał go jeszcze sprawdzić.- A na jakich relacjach jesteś z moją córką?
- Hmm...- opuścił głowę.- Po tym jak Pańska córka mnie rzuciła, trudno mi było się pozbierać.- najbezpieczniej było powiedzieć mu, że to ona go rzuciła, bo w przeciwnym razie Pan Taylor miał by wtedy do niego pretensje, że skrzywdził Jo.- Potem na szczęście znalazłem sobie inną dziewczynę i...
- Jak to inną dziewczynę?- uniósł się. Blondyn  spanikował.
- No, ale z nią długo nie byłem. Zaledwie dwa dni.- wtrącił coraz bardziej zapętlając się w kłamstwo. Przełknął nerwowo ślinę. Ten człowiek go przerażał. Doskonale wiedział, że ojciec Jo za nim nie przepada. 
- Kendall!- na korytarzu pojawił się Carlos. Spojrzał na mężczyznę.- Dzień dobry, Panie Taylor. Przeszkadzam?- oboje zaprzeczyli ruchem głowy.
- Czego chcesz?- spytał Kendall.
- Chciałem spytać czy nie zechciałbyś dzisiaj wyjść ze mną, Alexą i twoją...- zielonooki na szczęście szybko się zorientował co Carlos chce powiedzieć.
- Carlos!- wrzasnął powodując, że Latynos się zamknął nie dokończając tego co miał powiedzieć.- Przypomniało mi się, że muszę ci coś ważnego powiedzieć w naszym mieszkaniu!- spojrzał na mężczyznę przepraszająco i złapał przyjaciela pod rękę ciągnąć w stronę wyjścia. Kiedy już oddalili się na bezpieczną odległość, blondyn rozejrzał się ostrożnie w każdą stronę, a następnie spojrzał na Carlosa. Wypuścił go z uścisku.
- Jeśli chciałeś pobyć ze mną sam na sam to trzeba było powiedzieć, Kendallku...- Carlos zatrzepotał rzęsami zrobił dziubek. Ten jednak nie był w nastroju do żartów.
- Jedno słowo za dużo, a byłbym przez ciebie pogrzebany.- przeciął placem swoją szyję.
- A to co teraz pokazałeś znaczy powieszony.- wtrącił.
- Jeden pies! Póki jest tu ojciec Jo, nie może się dowiedzieć o tym, że jesteśmy z Jo razem. Kapisz?
- To chore...- podrapał się po głowie.
- Dla mnie też, ale obiecałem.- wyjaśnił.- I lepiej przekaż reszcie.
- Chcesz ukrywać przed Panem Taylor, że jego córka jest z tobą?- powtórzył się mrużąc oczy.
- Lepiej żeby się nie dowiedział...- pogroził mu palcem.
- Ekhem...- osoba stojąca za nimi oparta o ścianę dała o sobie znać.- A co jeśli ja już wiem?- ojciec Jo spojrzał na blondyna zabójczym spojrzeniem...



* Tam tam taaaaaam :D Znowu zła ja urwałam w najlepszym. Jak już zauważyliście pewnie rozbiłam rozdział 32 na dwie części, bo był za dłuuuugi :) Jak myślicie co z tego dalej wyniknie? Czy era Camille się skończyła? Co postanowi Pan Taylor? Czy rzuci się z pięściami na biednego Kendalla i zabierze mu córkę? Piszcie w komciach :) A na kontynuację zapraszam w sobotę :3 W niej zakończymy wątek  Kendalla i Jo... a może on się dopiero rozpocznie ?

sobota, 12 kwietnia 2014

UWAGA! DRUGI BLOG!

Założyłam właśnie drugiego bloga. Potrzebuje on jeszcze obróbki jeśli chodzi o wygląd, więc na razie przymknijcie na to oko ;) Znajdziecie go w zakładce pt. FTS. Ten post jest czysto informacyjny i wyjątkowo nie proszę o komcie :)


Tutaj też znajdziecie. Oto adres ----->   http://awomeninred.blogspot.com/

Rozdział 31


Kendall nie wierzył w to co powiedziała do niego Jo. Jak to zrywa ze mną? Dlaczego? Co takiego zrobiłem?- po jego głowie krążyły takie pytania. Nie wiedział jak się zachować. Jeszcze nikt go tak w życiu nie potraktował. Jo pokornie czekała co ma na ten temat do powiedzenia, chociaż nie była pewna czy chce tego słuchać. Jednakże po tym jak go potraktowała, uważała, że należy mu się jakieś wyjaśnienie. Ale nie mogła powiedzieć mu prawdy...
- Dlaczego?- tylko tyle był w stanie powiedzieć.
- Kendall...- westchnęła.
- Przestań wciąż powtarzać moje imię i wytłumacz się w końcu!- uniósł się.
- Nie jestem gotowa na poważny związek. Teraz moje życie wypełnia kariera i nie mogę pogodzić ciebie oraz pracy jednocześnie. Co nam po tych dwóch razach w tygodniu? Muszę skupić się na jednym, a gdy osiągnę cel, wtedy możemy być razem...- blondyn bacznie jej się przyglądał gdy mówiła do niego. Przy jej ostatnich słowach zawahała się. Znał ją dobrze, nawet lepiej niż ona sądzi. Zmrużył oczy i zaczął świdrować ją wzrokiem na wylot. Jo speszyła się.
- Aha...- założył ręce i oparł się o blat kuchenny.- A jaki jest prawdziwy powód?- spytał.
- Co?- spytała zaskoczona, z poczuciem, że została zdemaskowana.- Dlaczego?
- Wiem kiedy kłamiesz i nawet twoje talenty aktorskie ci nie pomogą. W dodatku to ty tak rozplanowałaś czas żeby się ze mną widywać. To ja się musiałem dostosować. Wcześniej ci to nie przeszkadzało, a teraz mówisz co innego. Jak chciałaś się mnie pozbyć tak raz a porządnie. Trzeba było powiedzieć, że masz kogoś innego.
- Nie chciałam cię tak zranić. I nie chciałam cię skreślać.- wypuściła powietrze patrząc w sufit.- Dobra.- rozłożyła ręce.- Widzę, że nie ma sensu tego ukrywać.
- To o co chodzi?
- O mojego tatę.- odpowiedziała.- Dobrze wiesz, że nie przepada za tobą.
- Oj przekonałem się.- kiwnął głową. Sięgnął pamięcią wstecz. Jednak poczuł ulgę, że to zerwanie nie okazało się prawdziwe.
- I pamiętasz co było ostatnim razem? Jak miałam szlaban, a ty wykradłeś mnie z domu? Jak się wtedy wściekł? Znienawidził cię.
- No przecież przeprosiłem.- wywrócił oczami. Nadal nie widział w tym nic złego.- No, ale skąd teraz ta akcja?
- No bo kiedy tata wyjeżdżał to mu powiedziałam, że zerwaliśmy.- potarła nerwowo ręce.
- Czemu mu to powiedziałaś?!- oburzył się.
- Oj no...- tupnęła nogą.- No tak wyszło. Chciałam żeby był spokojniejszy, bo wiedziałam, że gdyby się dowiedział o tym to uznałby, że jestem bezpieczna i szybciej wróciłby do domu.
- To ze mną nie jesteś według niego bezpieczna? Może ja z nim pogadam...
- Nie, nie!- zaprzeczyła.- Ojciec przyjeżdża jutro i zostaje tu na dwa tygodnie. On nie może się dowiedzieć, że my jesteśmy razem, bo będzie mi kazał wracać do domu!
- A czy wiesz, że on nie ma prawa ci tego kazać?
- Znasz mojego tatę. Jest jaki jest. Proszę, zrób to dla mnie.
- Twój ojciec to nie człowiek tylko tyran.To przed nim powinno się ciebie chronić a nie przede mną. I co? Mamy się nie widywać przez dwa tygodnie?
- Myślałam teraz może skoro już wiesz...abyśmy się gdzieś w ukryciu spotykali, z daleka od Palmwoods. Bo tata jak raz się zorientuje, że coś jest nie tak to nie spocznie póki się tego nie dowie. Nie chcę żeby się denerwował. To nie dobrze wpłynie na jego zdrowie. Obiecaj mi, że nie wejdziesz mu w paradę.
- No dobrze. Robię to tylko i wyłącznie dla ciebie, bo cię kocham.- powiedział to jednak nadal uważał, że to zły pomysł.
- Ja też cię kocham.- uśmiechnęła się i mocno przytuliła padając u w ramiona.

Przez całe cztery dni Marla ciężko pracowała nad teledyskiem, aby jeszcze wkrótce klip trafił do muzycznych stacji telewizyjnych. Czasami pozwalała sobie na prace do dziesięciu godzin dziennie. Wszystko po to, aby przestać myśleć o Loganie. Myślała, że im dłużej jest na planie tym mniejsze prawdopodobieństwo, że go gdzieś spotka w hotelowym korytarzu. Miała dość jego naprzykrzania się. Codziennie próbował w inny sposób. Camille też ją irytowała. Wciąż namawiała ją do wspólnego planu zemsty. Na planie próbowała się kontrolować, aby znów jej ktoś nie dosypał czegoś do kawy. Rozumiała, że trzeba szybko to zrobić, dlatego nie zrobiła afery Gustavo. Nawet nie zapytała go co to było za świństwo na wszelki wypadek gdyby chciała to zakupić w aptece lub postarać się o receptę. Wszystko było skręcone i poszło w obieg to stacji telewizyjnych. Teledysk wyszedł świetnie. Zrobienie go zajęło tydzień, ale każdy szczegół był dopracowany, Wyglądał naprawdę doskonale, ale nie potrafiła się z tego cieszyć. Nic już ją nie cieszyło. Czuła wewnętrzną pustkę. Brakowało jej Logana. Ciągle oglądając tytuł klipu: Something to be happy, wiedziała, że Logan właśnie jest kimś kogo brakuje jej do szczęścia. Niestety wciąż pamiętała o tym co zrobił, a nie dało się o tym zapomnieć. Widok Camille w hotelu ciągle jej przypominał o wszystkim i nie pozwalało to na zagojenie się ran. Pod wieczór wróciła do mieszkania. Lucy wróciła z wytwórni wcześniej i zdążyła zrobić kolację. Lucy potem spojrzała na zegarek ścienny z niepokojem.
- Wiesz, że BTR niedługo wyruszy z trasę koncertową do Wielkiej Brytanii? Mogliby zabrać cię ze sobą żebyś odwiedziła rodzinę.
- Raczej myślałam o innej opcji, ale jeszcze o tym porozmawiamy. Nie teraz, jestem zmęczona.
- Marla? Muszę wyjść na chwilę. Wejdziesz na balkon i zwiniesz pranie, które zrobiłam?
- Tak, jasne. Zrobię to za moment.- odparła niechętnie. Jedyne czego jej brakowało, bo pracowitym dniu to zbieranie prania wieczorową porą. Lucy wybiegła z mieszkania. Nawet nie zdążyła zapytać gdzie się tak śpieszy. Marla dojadała kolację. Kiedy skończyła, podeszła do balkonu. Usłyszała jak na zewnątrz ktoś gra na gitarze. Otworzyła balkon, aby uspokoić ciekawość. Spojrzała w dół i jęknęła cicho z zaskoczenia. Na murku grała Lucy na swojej gitarze. Obok niej stał Logan. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Fryzura była nieco zmieniona, najwyraźniej był u fryzjera. Boki miał mocniej wygolone, reszta została perfekcyjnie ułożona, choć do tego zdążyła się przyzwyczaić. Chłopak zaczął śpiewać nieznaną jej piosenkę, jednakże była prześliczna. Zasłuchała się w jego bajeczny głos nie zważając na gapiów w sąsiednich oknach. Każde jego słowo wypływało mu z serca przez ten dobrze znany wszystkim uśmiech. Dla niego też nie miało nic znaczenia. Wyobrażał sobie, że jest tu tylko on i ona. W końcu skończył piosenkę. Rozłożył ręce błagalnie i prosił ją:
- Proszę, wybacz mi! Zrobię wszystko żebyś mi wybaczyła, wszystko. Na tobie najbardziej mi zależy!
- Logan… westchnęła.
- Wrócisz do mnie?
- Ja…- zamyśliła się.- Nie wiem…- spojrzała po raz ostatni na Logana. Nie wiedziała jak ma się zachować. Pokręciła głową i opuściła balkon zamykając go za sobą oraz zasłaniając żaluzją. Logan mógł spodziewać się takiej reakcji.
- Nie przejmuj się.- pocieszyła go Lucy.
- Jak mam się nie przejmować? Próbowałem już wszystkiego.
- Ej…- powiedział Kendall, który razem z Jamesem i Carlosem przyglądali się tej sytuacji w holu. James i Carlos nie mogli zachować swoich poważnych twarzy, bo coś ich rozweseliło, a jednocześnie bardzo go przybiło.- Nie mogłaby ot tak po prostu przestać cię kochać.
- Dlaczego tak myślisz? Zamknęła za sobą drzwi! Ja sobie nie daruję…a wy? Co się tak cieszycie? Nie pomagacie mi wcale!
- Może miała powód.- usprawiedliwił się James.
- Jaki?
- Logan?- z głównego wejścia w holu gdzie stali chłopaki wyłoniła się Marla. Dziewczyna rzuciła się na niego z objęciami. Logan bez słowa przytulił ją mocno do siebie. Sąsiedzi zaczęli klaskać.- Chodźmy stąd.- szepnęła do niego. Kiwnął głową z aprobatą.
Poszli do parku, było już dosyć ciemno. Usiedli na fontannie, która wieczorami była oświetlona.
- Nie mogłam już ani dnia wytrzymać bez ciebie.
- Ja też. Ciągle myślałem o tym jak znów być blisko ciebie. Powinienem wcześniej jakoś ogarnąć tą sytuację, ale jakoś wyszło. To dało mi wiele do myślenia nad moim życiem. Lecimy za szybko z tym wszystkim. Przez te trzy miesiące kiedy trzy razy w tygodniu kształciliśmy słuch i głos, kiedy współpracowaliśmy z tobą i nagraliśmy dwie piosenki zrozumiałem, że nie to jest najważniejsze. Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Wiem. Teraz będzie tylko lepiej. Ja miałam ciężej. Gdy wy prawie cały rok pracujecie na swoim albumem, nagrywacie teledyski i taka dalej, ja musiałam wyrobić się w trzy miesiące. Nigdy tyle w życiu nie przepracowałam jak teraz. Ja też muszę spowolnić żeby mieć jeszcze więcej czasu dla ciebie. Wy wróciliście na początku roku z trasy koncertowej, mieliście kilka miesięcy wolnego, teraz znowu zaczęliście. Kiedy następna płyta?
- Dopiero w następnym roku. Wszyscy stwierdziliśmy, że należy przystopować. Po co na siłę coś robić. To nie ma sensu. Pojedziemy teraz w ostatnią trasę do Anglii promując trzeci album i damy sobie na razie spokój.
- Czyli praca nad płytą zacznie się za rok?- uśmiechnęła się.
- Tak myślę.- wziął ją za rękę.- Nie gadajmy już dzisiaj o naszych planach. Tylko o nas.
- Wiesz, że… rozmyślałam nad powrotem do domu gdyby nie ty? Nie mogłabym tak żyć bez ciebie i z Camille jako sąsiadką.
- I wybij sobie ten pomysł z głowy, bo już nic nie stanie nam na drodze.- pocałowali się.




* Czytam ostatnie zdanie i stwierdzam, że Logan kłamie haha XD Wyszło dziś trochę nudno, ale w nn będzie lepiej. Hmm... nie ma to jak konfrontacja Kendall - Pan Taylor :) Zobaczycie sami :)
Pod ostatnim rozdziałem dostałam takie cudne komentarze z pytaniami, że nie mogłam się powstrzymać żeby nie odpisywać. To bardzo miłe. I widzisz Stells ? Trafiłaś z piątym podejrzeniem na 99 %. Nie powiedziała mu, że nadal są razem tylko powiedziała ojcu, że z nim zerwała żeby był spokojniejszy i jak najzwyczajniej w życiu się go pozbyć :D Czy ojciec Jo dowie się prawdy? Zobaczycie w następnym rozdziale :)
Do środy!

PS Dodatkowo chciałabym Was pochwalić, moi kochani, z wielu powodów:
1. Dzięki Wam blog ma już ponad 5000 wejść! Woo Hoo
2. Ostatnim razem pobito rekord dziennej liczby wyświetleń. Aż 241! Niektórzy może mają też więcej dziennie z palcem w nosie, ale dla mnie to naprawdę dużo. Woo Hoo 2x
3. W czwartek ( odliczając moje odpowiedzi) w sumie pod roz. 30 i zakładce Do Czytelników, napisaliście 16 komentarzy! Woo Hoo 3x

Daliście mi tyle szczęścia, że aż powracam do zdrowia. Mam nadzieję, że taki ruch to nie będzie jednorazowa akcja :) Jeszcze raz, do środy ^^


# Translate

# Znajdź rozdział