Gdy James otworzył oczy niedzielnego poranka, upewnił się, że śpi w swoim łóżku. Tak też było. Odetchnął z ulgą. Po tym jak wydostał się z Megan z jaskini, wrócili do ośrodka. Porozmawiali pewien czas, a następnie poszli się spakować. Nie mogli czekać do końca weekendu. Oboje czuli potrzebę powrotu do domu. Pod bramą ośrodka ich drogi się rozeszły. James wstał i podniósł roletę. Wiedział jaki jest dzisiaj dzień. Po szybkim prysznicu zszedł na dół. Alexa była już ubrana oraz umalowana. Wyglądała tak jakby w końcu miała wyjść z domu.
- O, wstałeś.- zobaczyła lokatora.- To może mi w końcu opowiesz co się wydarzyło wczoraj?
- To długa historia.- uśmiechnął się. Jednak podjął się próby. Opowiedział w skrócie co mu się przydarzyło. Blondynka była w szoku.- I potem wróciłem do ciebie.
- O mój Boże, James! Dobrze, że nic ci nie jest. Miałeś wypocząć i poskładać myśli, a tu...
- Myśli poskładałem.- przerwał jej.- Dzisiaj przede wszystkim muszę zajść w pewne miejsce. A co u ciebie?
- W końcu wracam do pracy. Carlos zabrał resztę swoich rzeczy. Wkrótce rozprawa sądowa... Nawet nie chcę o tym gadać.
- Z nim też bym musiał jeszcze pogadać. Ale dzisiaj jest coś ważniejszego.
- Tak, wiem.- przytaknęła.- Ja już lecę. Alexa spieszyła się. James zdał sobie sprawę, ze nie mógł tam dłużej zostać. Przecież dziś musi pojawić się gdzie indziej.
Marla zaczęła już odczuwać pustkę związaną z wyprowadzką Eleny. Bez niej nie było tu tak jak zawsze. Było tak cicho i spokojnie. Elena wnosiła tu taką radość, której teraz nie było. Wiedziała, że ta chwila kiedyś musiała nadejść, ale nie była na to gotowa. Miała już iść z powrotem na górę kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Marla ze zrezygnowaniem otworzyła, a gdy zobaczyła gości, wybałuszyła oczy.
- No nie wierzę!- wyszczerzyła się.
- Cześć kochana!- dziewczyna rzuciła je się w objęcia. Chłopak stał z tyłu i się tylko uśmiechał.
- Jak ja was dawno nie widziałam. Jason, nie stój tak tylko wchodź.- zaprosiła ich do środka.- Boże, Diana! Nawet nie zadzwoniliście.
- Taki suprajs, hehe.- wyszczerzył się Jason.- Muszę skorzystać z kibelka.
- Chyba wiesz gdzie to jest.
- Spoko. Nie zgubię się.
- Chcecie coś do picia?- spytała szatynka.
- Mi zrób moją kawusię.- odpowiedziała Diana.- Jason, kochanie! Co chcesz do picia?- Marla myślała, że się przesłyszała gdy usłyszała kochanie z ust koleżanki.
- Dajcie mi ciastka, a będę zadowolony!- krzyknął z łazienki.
- Jason. Zamknij się, bo mi dziecko obudzisz.
- Właśnie. Twojego pierworodnego na żywo nie widziałam.
- A ty? Co to znaczy to kochanie? Jesteście razem?
- A no tak wyszło.- wzruszyła ramionami uśmiechając się niezręcznie.- Tyle wspólnych chwil łączy ludzi.
- Mamy sobie wiele do powiedzenia.
- Tak, ale może potem. Wiesz co dzisiaj jest za dzień. Specjalnie z tej okazji przylecieliśmy do LA.
- Rozumiem. Ja też miałam się dziś wybrać po południu z Loganem. James pewnie też nie zapomniał.
- Dlatego wypijamy kawkę, jedziemy na cmentarz, a potem wracamy tutaj i lecimy do domu. A póki co chodź pokaż mi twojego bąbelka.
- To chodź ze mną na górę.- Marla poprowadziła ją ze sobą.
James szedł pustą ścieżką. Ubrał się dość elegancko. Kupił najpiękniejszy znicz jaki znalazł. W końcu odnalazł to miejsce. Nie było go tu od roku, a nawet dłużej. Gdy wrócił z Minnesoty, nie było potem okazji żeby tu wrócić. Przejechał dłonią po nagrobku Lucy. Wyjął znicz z reklamówki. Odkręcił wieko i położył je z boku. Zapalił zapałkę i podpalił knot w świeczce. Ostrożnie postawił i założył wieko. Usiadł następnie na ławeczce patrząc się w jej czarno- białą fotografię, na której była uśmiechnięta.
- Ah Lucy...- westchnął.- Jest tyle rzeczy, które chciałbym ci teraz powiedzieć. Myślę jednak, że ty dobrze wiesz o każdej z nich i słowa nie są tu potrzebne. Od kiedy odeszłaś już nic nie było takie samo. Miałem wiele czasu, aby postanowić co teraz zrobić. Zawsze mnie kochałaś i chciałaś dla mnie dobra. Szkoda tylko, że tak to się wszystko potoczyło. A teraz wiem co i jak. Myślę, że w końcu znalazłem plan na życie. Nawet jeśli poukładam go sobie kiedyś z inną dziewczyną, kawałek mojego serca zawsze będzie należeć do ciebie. Nawet jeśli przestanę wypowiadać z czasem twoje imię, wiedz, że zawsze będzie w mojej pamięci i sercu.- spojrzał w bezchmurne niebo, a po chwili z powrotem przeniósł wzrok na nagrobku.- Myślisz, że moja decyzja jest słuszna? Myślisz, że to, co postanawiam zrobić jest dobre? Głupio to wygląda. Jakbym gadał do siebie.- uśmiechnął się pod nosem.
- Nie wygląda to głupio.- James odkręcił głowę żeby zlokalizować osobę, która się odezwała. Diana i Jason podeszli do niego z wielkim bukietem kwiatów w wazonie.
- Hej. Co wy tu robicie?- wstał szatyn.
- To samo co ty.- odpowiedział Jason podając mu rękę.- Przylecieliśmy do Lucy.
- Nauczyłam się już żyć bez niej, ale czasem mi jej brakuje.- powiedziała Diana kiedy postawiła wazon poprawiając przelotnie kwiaty.- Co ja bym zrobiła żeby było kiedyś tak jak dawniej. Najpiękniejsze czasy naszej przyjaźni były kiedy przeprowadziła się do mojego mieszkania, a potem...- urwała przypominając sobie o Jamesie.
- Poleciała z wami do Nowego Yorku zostawiając sam list.- dokończył.
- Nie chciała żeby tak wyszło.- wtrącił Jason.
- Już dawno jej wybaczyłem.- odpowiedział.- Wybaczyłbym jej wszystko.
- Marla zaprasza nas do siebie potem jak będziemy już iść.- poinfromowała Jamesa.- Chciałaby z nami pogadać...- zostali jeszcze przez kilka minut, a potem pojechali do przyjaciółki.
Szatynka właśnie skończyła karmić synka. Czekała aż jej przyjaciele wrócą z cmentarza. Sama miała się tam wybrać dopiero wieczorem. Marla odwiedzała jej nagrobek cyklicznie co miesiąc. Czasami mówiła do niej co działo się u niej lub u jej przyjaciół przez ostatni czas. Nie widziała nic złego w takich rozmowach do zmarłych. Po chwili cała trójka zjawiła się przed drzwiami. Dziewczyna zaprosiła ich do środka.
- O, James, jesteś.
- Jestem jestem.- przytulił ją.- Znów cię zaniedbałem, ale to się więcej nie powtórzy.
- Nie bądź taki hop do przodu mój bracie z wyboru.- zażartowała.
- Ale ja mówię serio. Jeszcze ten jeden raz biorę się za siebie. Zmieniam życie.
- To cudownie. A co cię do tego podkusiło?- spytała.
- Omknąłem się o życie.
- CO?!- powiedziała Diana i Marla jednocześnie.
- Dobra. Usiądźmy to opowiem wam wszystko.- tak też zrobił. Ze szczegółami opowiedział co wydarzyło się w ośrodku.- Koniec historii.
- Masakra.- podsumował Jason.
- Mój Boże. Dobrze, że nic ci nie jest.- zmartwiła się Marla.- I co teraz zamierzasz?- kiedy zadała to pytanie, zadzwonił do niej telefon. Ucieszyła się z osoby, która do niej wydzwaniała.- Mama! Uśmiechnęła się. Jednak z każdą sekundą jej promienny uśmiech znikał. Nikt nie wiedział co się dzieje. Marla nie odezwała się ani słowem. Jedna łza popłynęła jej z oka. Zniecierpliwiony James czekał na koniec rozmowy. Ledwo pożegnała się z matką, po czym odłożyła telefon. Wyglądała jakby miała rozpłakać się jeszcze bardziej.
- Marls, co się stało?
- M-mój tata m-miał zawał.- pociągnęła nosem.- Leży w szpitalu. Ma się ciężko. Muszę lecieć do Londynu.
* No dobra. Pomyliłam się w obliczeniach. James zacznie zmieniać swoje życie nie w tym rozdziale. W tym tylko o tym mówi ;) Zdałam sobie sprawę jak ten czas leci. Zostało 20 rozdziałów. Minie szybko niestety :(
Ale uśmiechajmy się! To jest ostatni rozdział przed świętami, więc życzę Wam Wesołych Świąt :* Trzymajcie się cieplutko :*
- Nie wygląda to głupio.- James odkręcił głowę żeby zlokalizować osobę, która się odezwała. Diana i Jason podeszli do niego z wielkim bukietem kwiatów w wazonie.
- Hej. Co wy tu robicie?- wstał szatyn.
- To samo co ty.- odpowiedział Jason podając mu rękę.- Przylecieliśmy do Lucy.
- Nauczyłam się już żyć bez niej, ale czasem mi jej brakuje.- powiedziała Diana kiedy postawiła wazon poprawiając przelotnie kwiaty.- Co ja bym zrobiła żeby było kiedyś tak jak dawniej. Najpiękniejsze czasy naszej przyjaźni były kiedy przeprowadziła się do mojego mieszkania, a potem...- urwała przypominając sobie o Jamesie.
- Poleciała z wami do Nowego Yorku zostawiając sam list.- dokończył.
- Nie chciała żeby tak wyszło.- wtrącił Jason.
- Już dawno jej wybaczyłem.- odpowiedział.- Wybaczyłbym jej wszystko.
- Marla zaprasza nas do siebie potem jak będziemy już iść.- poinfromowała Jamesa.- Chciałaby z nami pogadać...- zostali jeszcze przez kilka minut, a potem pojechali do przyjaciółki.
Szatynka właśnie skończyła karmić synka. Czekała aż jej przyjaciele wrócą z cmentarza. Sama miała się tam wybrać dopiero wieczorem. Marla odwiedzała jej nagrobek cyklicznie co miesiąc. Czasami mówiła do niej co działo się u niej lub u jej przyjaciół przez ostatni czas. Nie widziała nic złego w takich rozmowach do zmarłych. Po chwili cała trójka zjawiła się przed drzwiami. Dziewczyna zaprosiła ich do środka.
- O, James, jesteś.
- Jestem jestem.- przytulił ją.- Znów cię zaniedbałem, ale to się więcej nie powtórzy.
- Nie bądź taki hop do przodu mój bracie z wyboru.- zażartowała.
- Ale ja mówię serio. Jeszcze ten jeden raz biorę się za siebie. Zmieniam życie.
- To cudownie. A co cię do tego podkusiło?- spytała.
- Omknąłem się o życie.
- CO?!- powiedziała Diana i Marla jednocześnie.
- Dobra. Usiądźmy to opowiem wam wszystko.- tak też zrobił. Ze szczegółami opowiedział co wydarzyło się w ośrodku.- Koniec historii.
- Masakra.- podsumował Jason.
- Mój Boże. Dobrze, że nic ci nie jest.- zmartwiła się Marla.- I co teraz zamierzasz?- kiedy zadała to pytanie, zadzwonił do niej telefon. Ucieszyła się z osoby, która do niej wydzwaniała.- Mama! Uśmiechnęła się. Jednak z każdą sekundą jej promienny uśmiech znikał. Nikt nie wiedział co się dzieje. Marla nie odezwała się ani słowem. Jedna łza popłynęła jej z oka. Zniecierpliwiony James czekał na koniec rozmowy. Ledwo pożegnała się z matką, po czym odłożyła telefon. Wyglądała jakby miała rozpłakać się jeszcze bardziej.
- Marls, co się stało?
- M-mój tata m-miał zawał.- pociągnęła nosem.- Leży w szpitalu. Ma się ciężko. Muszę lecieć do Londynu.
* No dobra. Pomyliłam się w obliczeniach. James zacznie zmieniać swoje życie nie w tym rozdziale. W tym tylko o tym mówi ;) Zdałam sobie sprawę jak ten czas leci. Zostało 20 rozdziałów. Minie szybko niestety :(
Ale uśmiechajmy się! To jest ostatni rozdział przed świętami, więc życzę Wam Wesołych Świąt :* Trzymajcie się cieplutko :*
Rozdział zajebiaszczy.Nadeszły zmiany w życiu Jamesa i z tego powodu się cieszę ☺ 😊 W końcu wrócił Do LA.Dużo dialogów jest i tak jest super i doceniam to że się dla nas starasz pisać to opowiadanie
OdpowiedzUsuńPs.Życzę ci zdrowych,spokojnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz żebyś się uśmiechała i nie zwariowała na bloggerze
A więc minął rok od śmierci Lucy. Nie czuję tego :D
OdpowiedzUsuńA tak serio to uważam, że z Jamesem już jest serio dobrze. Zachowuje się normalnie jak o niej mówi, jak siedzi przy jej grobie. Po prostu mu już tak nie odpierdala i nie chce się zabijać.
A jakie to było wow. Diana i Jason. Tak dawno ich tu nie było. Ojeju. Oni są razem. Diana... pamiętam jak jeszcze mieszkała w Palm Woods. Ah super rozdział. Życzę Ci Merry Christmas. kochana filolożko :*
James wrócił. I dobrze. Chociaż nie przepadłam za tą laską, to cieszę się, że dała mu dl myślenia. Grunt to znaleźć plusy zasypania stertą kamieni.
OdpowiedzUsuńMarla szybko przywiązuje się do innych, co nie? Bo jak nie ma, to nie ma. A jak było, to już jest ta pustka. Coś mi się widzi, że Logan ma z nią ciężki kawałek chleba.
Rozdział Świetny! czekam na nn! Pozdrawiam!
Wesołych Świąt!
Nie ma z nią źle ten Logan, ale kłócą się ostatnio z braku problemów. Śmieszne... ale potem to na serio bd się kłócić ;p
UsuńNw czemu rano nie chciało mi opublikować hmm :/
OdpowiedzUsuńAle rozdział jest superasny i wg
Wesołych świąt
a więc James chciał sie na cmentarz wybrac.. takie buty. To juz rok? Oj James.. to wcale nie było głupie... To zrozumiałe że potrzebowałeś sb z nią pogadać a że ona leży tam zakopana to se gadałeś do nagrobka.
OdpowiedzUsuńDiana i Jason są razem? Zapomniałem już o nich.. Oni wczesniej mieli taki dobry kontakt z Marlą? Ja to pamiętam ich jedynie jako członków zespołu Lucy i tyle. I albo jestem głupi albo to oni chyba zamieszkali w mieszkaniu chłopaków.. Dobra mniejsza o to. Pewnie i tak nie zagoszczą tu na dłużej. A może... Wiesz tylko Ty ^^
Ojciec Marli miał zawał? Jak czytałem o tej rozmowie telefonicznej to myślałem że umarł więc dobrze dla nich wszystkich że nie miałem racji. Z dwojga złego zawał lepszy.
Super rozdział i czekam na kolejny :)
Wesołych!! :*
Diana i Jason mieszkali w PW. Dawne czasy ;) Mieli dobry kontakt aż do wyjazdu do NY, potem był słabszy i widzieli się na pogrzebie Lucy.
UsuńTen rok minął tak szybko ... Dobrze że James tam poszedł, wygadał się ;)
OdpowiedzUsuńCo do Jasona i Diany to ja nie czytałam od poczatku i nwm kto to :/ tzn przeczytalam całego bloga, ale ich nie pamietam chyba ;o
Jejku zawał jest cholerny :( wiem ..
Supi i czekam :)
Wesołych :D spoznione
Ja skomentuje jeszcze raz.Ten rok serio minął bardzo szybko. Dobrze że James tam poszedł, się wygadał;-) co do Jasona i Diany to nie pamiętam ich. To smutno że tata Marli Ma zawał. Rozdział super i zapraszam do mnie fanka-love-btr.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
James już wrócił do Siebie, i chociaż minął rok od śmierci Lucy to dobrze się trzyma. Nie wiem ale ten chłopak już zmienia swoje życie długi czas, ale to może mu się już teraz uda. Przykro bardzo, że Marli przytrafiło się takie nieszczęście. Współczuję.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział!