Założyłam
okulary przeciwsłoneczne i zamknęłam oczy. Dałam się ponieść tej ulotnej
chwili. Słońce opatulało moje policzki w swych ciepłych ramionach, a wiatr
unosił subtelnie kosmki mych blond włosów w powietrzu. Podparłam głowę na
łokciu. Wsłuchiwałam się w dźwięk silnika czerwonego cadillaca, z jaką gracją
płynie po pustej szosie Colorado. Otworzyłam po chwili oczy. Mój cudowny
chłopak siedział za kierownicą w ray banach na nosie i delikatnie rozpiętej
niebieskiej koszuli. Przypatrywałam mu się ukradkiem, po czym spojrzałam w
błękitne niebo nabierając tego czystego powietrza. Jechaliśmy przed siebie,
gdzieś w nieznane, zostawiając za sobą wszystkie problemy. Niczego więcej nie
było mi potrzeba. Kiedy tak myślałam, złapał mnie za rękę, a następnie
uśmiechnął się. Czułam się cudownie, jak w swoim małym amerykańskim śnie.
-
Carlos, kochanieńki…- mruknęłam.- Powiesz mi w końcu gdzie mnie wieziesz?
-
Mówiłem ci już, że to nie będzie niespodzianka jeśli ci powiem.
-
Aha…- odstąpiłam od wypytywania. Zawsze lubił robić mi niespodzianki. Kochał
sprawiać mi przyjemność, ponieważ wtedy moje zadowolenie go cieszyło. Takie
kółko wzajemnego pocieszenia. Znam go zaledwie rok, ale kocham go nad życie. Po
chwili zauważyłam, że jego mina przybiera zmieszany wyraz twarzy. Coś go
zaczęło niepokoić.- Coś się stało?- spytałam.
-
Nie, nie skądże.- mówił tak jakby sam nie był do tego przekonany.
-
Carlos, no widzę, że coś się dzieje. Nie ukryjesz tego.
-
No dobrze, kochanie.- westchnął.- Wyjmij więc proszę mapę, bo najwyraźniej się
zgubiliśmy.
-
Jak to się zgubiliśmy? Od godziny jedziemy po samotnej drodze wzdłuż tego
pustkowia. Nie da się tu zgubić. Tu jest pusta droga!
-
No właśnie tą godzinę wcześniej to powinniśmy skręcić jednak w lewo…- skrzywił
się.- Sorry, ale tu drogi wyglądają tak identycznie. Byłem pewien, że to dobra
droga.- podrapała się po głowie zwalniając auto.
-
Carlos!!!- wydarłam się na niego. Może nie powinnam się tak denerwować, ale
jakoś tak wyszło.- I co teraz? Mamy marnować kolejną godzinę na powrót do tego
tajemniczego miejsca, o którym nie wiem?
-
Uspokój się, dobrze? Może w pobliżu jest gdzieś jakiś zajazd tylko podaj mi w
końcu te mapę.- już bez niepotrzebnych słów wcisnęłam mu papier do ręki.
-
Jakieś trzydzieści kilometrów stąd jest droga. Zalesiony teren.- wskazał palcem
na mapie.
-
W końcu jakaś przyroda się znajdzie na tym pustkowiu.- wywróciłam oczami.
-
Jesteś na mnie zła?- przyjrzał mi się badawczo.
-
Jestem zawiedziona. Mieliśmy wypocząć, a się zgubiliśmy. Czy może być jeszcze
gorzej? Czego mogłam się spodziewać? Przecież dziś trzynasty piątek.
-
Głupie przesądy…
-
Albo to dzień jest pechowy albo ty. Wybieraj.- oczekiwałam od niego odpowiedzi.
On tylko złożył usta w cienką linię i dodał gazu. Nie był tym tak przejęty jak
ja. W ogóle wydawał się niezbyt tknięty tym, że przez niego jesteśmy w takiej
sytuacji. Duma mu nie pozwalała na to.
Odwróciłam
głowę na bok próbując dostrzec coś ciekawego w suchym piasku czy
wyschniętych na wiór odłamkach gałęzi. Słońce świeciło wysoko nad złocistymi
wzgórzami. Temperatura sięgała zenitu, więc musiałam ściągnąć
apaszkę z szyi. Jednym pociągnięciem uwolniłam ją z jedwabnych więzów
materiału. Carlos nie narzekał na upały. Miał na sobie szorty i koszulę, a ja
musiałam przesadzić z ilością ubrań. Zawsze byłam przezorna. Myślałam, że mnie
przewieje. W końcu samochód nie ma dachu. Skąd miałam wiedzieć, że wywiezie
mnie na jakąś pustynię? Rok temu byliśmy już w Colorado, ale tego już za wiele.
-
Mówiłem ci żebyś nie zakładała tych spodni.- odezwał się po długiej przerwie.
-
Mówiłam ci żebyś patrzył na drogę.- burknęłam ściągając z siebie sweterek.-
Długo jeszcze?
-
Już niebawem powinien pojawić się zakręt na prawo.
Znowu
zapadła cisza, którą trochę tłumiła praca silnika. Przed swoimi oczami widziałam jak żarzy się powietrze. Smugi ciepła falowały przede mną. Otarłam krople potu
z czoła. Modliłam się, aby ten las pojawił się jak najszybciej, bo chciałam
schować głowę w cieniu drzew. Mój kochany chłopak oczywiście nie naprawił
jeszcze dachu, no bo nie miał na to czasu.
Kilka
minut później na horyzoncie zaczęły się pojawiać szerokie pasy zieleni, tylko,
że… były dwie drogi. Opadła mi szczęka. Carlos widząc moją winę zwolnił.
Przyjął minę chłopca, który mocno nabroił.
-
Carlos?! Mówiłeś o skręcie na prawo, prawda? Dlaczego tu jest skręt tylko na
lewo?!
-
P-powiedziałem na p-prawo?
-
Pokaż mi tę mapę!- zabrałam mu ją.- Pomyliłeś się. Ta droga na prawo byłaby
gdybyśmy wcześniej na samym początku skręcili dobrze! Czytałeś ty kiedyś z
mapy?
-
A co to jest mapa?- zażartował, a we mnie zaczęło się gotować. Nawet w takich
sytuacjach znajdował powody do żartów. Jednak widząc moją minę, szybko zszedł mu uśmiech z twarzy. Skręcił jednak w tę drogę prowadzącą do
lasu.
-
Jeśli ta droga nie zawiezie nas na miejsce to sama wsiądę za kółko i wrócę do
domu, bo ciebie zabiję!
-
Wiesz, że gdybyś chciała teraz wracać tamtą drogą to nie starczyłoby paliwa?
-
Nie wytrzymam z tobą. Chcę wracać do domu!- klapsnęłam się po udzie.-Zatrzymaj
samochód. Ja usiądę za kierownicą.
-
Nawet nie ma takiej opcji!- podniósł głos.
-
Powiedziałam żebyś się zatrzymał!- zaczęłam go szarpać. Carlos próbował się
bronić co spowodowało, że nie interesował się tym co jest na drodze. W pewnej
chwili cadillac zatrzęsł się pod nami powodując, że podskoczyliśmy na
siedzeniach. Latynos zgasił silnik i wybałuszył oczy na maskę, po której
spływała krew. Serce podeszło mi do gardła. Spojrzeliśmy się po sobie i
jednocześnie wyszliśmy z auta. Na drodze leżało rozjechane zwierzę. Chyba już
nie żyło, bo się nie ruszało, a bałam się podejść.
-
Jasna cholera…- powiedział Carlos.
-
C-co to jest za zwierzę? Pies?
-
Kojot jakby już co.- poprawił mnie.- Co by tu robił pies w lesie na takim
pustkowiu?
-
Uciekajmy stąd.- spanikowałam. Ta sytuacja mnie przerosła. Kałuża
ciemnoczerwonej krwi robiła się coraz większa.
-
Mamy go tak zostawić?
-
A masz jakiś lepszy pomysł?- zaprzeczył tylko ruchem głowy. Brunet
bezdźwięcznie wypowiedział Przepraszam do
martwego kojota i wsiadł do auta.
Nie
byłam na niego już taka zła widząc jak go gryzie teraz sumienie za to niewinne
zwierzę. Mnie też było z tym źle, bo to była moja wina. Ale na szczęście nie
był to człowiek, a taki był mój najczarniejszy scenariusz. No może źle zrobiłam,
jednakże nie byłoby tego wszystkiego gdybyśmy się nie zgubili.
-
Przepraszam…- pomimo to postanowiłam go przeprosić.
-
Spoko.- mruknął.- To moja wina.
-
Nasza wspólna.- poprawiłam go.- Dobrze już?- położyłam mu rękę na ramieniu.
-
Dam sobie radę.- uśmiechnął się od niechcenia. Nie był to już taki szczery
uśmiech jak zawsze.
Nagle
usłyszałam dziwny dźwięk i samochód się zatrzymał. Myślałam, że Carlos sam
zgasił silnik czy coś, ale po jego minie widziałam, że też był zaskoczony.-
Chyba złapaliśmy gumę.- oznajmił dość spokojnie.
-
Na szczęście masz koło zapasowe.- powiedziałam. Carlos spojrzał się na mnie wykrzywiając
usta, a ja klepnęłam się w czoło.- Nie masz koła?
-
Wypakowałem je żeby twoja walizka się zmieściła, bo nie mogłaś się spakować w
jedną!
-
Nie krzycz na mnie, dobrze?!- uniosłam się.
-
Sama jesteś nie lepsza!- założył ręce.- Chcesz się teraz ze mną kłócić w
centrum dzikiej puszczy? Pomóż mi lepiej pchnąć auto na pobocze.- wypuściłam
powietrze z płuc i pomogłam mu w ulokowaniu auta na odpowiednim miejscu.- Teraz
będziemy musieli iść przez ten las i poszukać pomocy.
-
A co z samochodem?- spytałam.
- Weźmiemy ze sobą wartościowe rzeczy. Nikt nie ukradnie auta z trzema oponami, a do
bagażnika nie mają klucza. W ogóle nikt tędy nie jeździ, więc czym się
przejmujesz?
-
Ja wolę zadzwonić po pomoc.- wyjęłam komórkę z kieszeni.- No zajebiście! Czego
się mogłam spodziewać po tej dziurze? Brak cholernego zasięgu!
-
Musimy iść razem. Nie zostawię cię w aucie samej na pastwę wygłodniałych
kojotów.
-
Wygłodniałych? Kojotów?- ledwo przeszło mi to przez gardło. Wyciągnął do mnie
rękę, którą złapałam mocno. Do lasu też nie chciałam iść, bo tam też mogło na
nas czyhać niebezpieczeństwo, ale wolę być teraz przy nim.
Czułam
się strasznie. Chodząc po zagęszczonej, zielonej puszczy, rozglądałam się co
chwilę na każdą stronę szukając niebezpieczeństwa. W dodatku szło mi się
fatalnie wśród tych traw, po tym błocie, czasem i po mchu w butach na obcasie.
Carlos zasugerował żebym je zdjęła, ale bałam się, że w coś wdepnę albo w
ostateczności jak będę uciekała przed kojotami, pokaleczę sobie stopy, a
dopiero co je wygoiłam. Musieliśmy przejść po jakiejś stromej górce. Trzeba
było iść gęsiego, ponieważ była wąska. Carlos przepuścił mnie pierwszą. Weszłam
na to cholerstwo kurczowo trzymając się drzew z od drugiej strony. Nie chciałam
patrzeć w tę drugą stronę, ponieważ znajdowała tam się nieduża przepaść. I
akurat wtedy kiedy stanęłam obiema nogami na trawie, zachwiałam się. Zaczęłam
machać rękami zataczając w powietrzu wielkie kółka próbując utrzymać równowagę.
Niestety potknęłam się na tych butach i straciłam grunt, a następnie runęłam w
dół.
-
Amanda!- krzyknął Carlos, który w tej chwili nie mógł nic poradzić. Piszczałam
z przerażeniem kiedy zjeżdżałam po półstromym klifie. Zamknęłam oczy i dusiłam
się w obłokach kurzu oraz dymu, który robiłam za sobą. W końcu wylądowałam na
gęstej trawie. Leżałam nieruchomo plecami do podłoża. Zmarszczyłam brwi
wyobrażając sobie jak pięknie i czysto muszę teraz wyglądać.- Amanda!- po
chwili pojawił się mój przestraszony chłopak.- Nic ci nie jest? Nie złamałaś
niczego?
-
Nie, chyba nie.- mruknęłam.- Tylko cholernie boli mnie dupa.- pomógł mi wstać.
Otrzepałam się z brudu. Jęknęłam gdy spojrzałam na siebie.- Boże! Jak ja
wyglądam?!
-
Ubrania nie są teraz ważne…
-
Tu nie chodzi teraz o zwykłe ubrania!- uniosłam się.- Nie wiem czy to ty masz
dziś takiego pecha, że aż mnie to wciągnęło czy może to przez ten piątek, ale
mam tego dość! Najpierw pomylone kierunki, potem przejechany kojot, następnie
przebita opona, a teraz to! To najgorszy dzień mojego życia! Chcę wrócić do
domu!- wyminęłam go i zaczęłam biec przed siebie nie zważając na jego wołania.
Gdy wyminęłam drzewa i krzewy, oniemiałam z wrażenia. Aż musiałam się
zatrzymać.
Znajdowałam
się teraz na łące. To nie była zwykła łąka. Zrobiłam kilka kroków do przodu
żeby znaleźć się w jej centrum. W tym miejscu rok temu Carlos zapytał mnie o
chodzenie. Jak mogłam się nie zorientować co to za miejsce. Przecież jesteśmy w
Colorado. Może to przez to, że weszłam tu od drugiej strony lasu, której wcześniej
nie widziałam albo dostałam kręćka przez to, że się zgubiliśmy. Nie umiem tego
wytłumaczyć.
-
Amando…- doszedł do mnie Carlos.- Ja muszę ci coś wyznać. Specjalnie pomyliłem
drogi, ale wiedziałem gdzie jadę i ci tego nie powiedziałem. Chciałem cię
przyprowadzić znów w to miejsce, ale tak, abyś się nie zorientowała. No fakt…
Nie przewidziałem kojota, opony i tego upadku. Może faktycznie przynoszę
jakiegoś pecha. Przepraszam za to, że cię oszukałem. Przepraszam również za to,
że dzień, w którym mieliśmy być dziś wyjątkowo szczęśliwi, a nie jest… uznajesz
za najgorszy w swoim życiu, ale…- urwał. Wyjął z kieszeni szortów czerwone
pudełeczko. Złapałam się za głowę, bo domyśliłam się co tam jest.
-
Carlos…- zadrżał mi głos.
-
Wybrałem to miejsce, aby odświeżyć wspomnienia. Aby w tym miejscu co jakiś czas
temu zadać ci pewne pytanie, tylko teraz trochę inaczej. Na tej samej ziemi,
wśród tych samych kwiatów i drzew…- spojrzał mi prosto w oczy swoimi ciemnymi
tęczówkami ukazując przede mną piękny pierścionek.- Wiem, że może niebyt
romantycznie mi to wyszło, ale wiedz, że na tobie najbardziej mi zależy.
Kochałem cię, kocham i będę kochał. I obiecuję, że już nigdy nie dojdzie do
takiej sytuacji, ale muszę teraz, choćby nie wiem co zapytać cię o to. Czy
zostaniesz moją żoną?- jego słowa sprawiły, że zapomniałam o tych wszystkich
przykrościach jakie mi się przydarzyły. Zatraciłam się w jego spojrzeniu. W
mojej głowie odtworzyło się wspomnienie sprzed roku. Aż poleciała mi łza
wzruszenia.
-
Tak, wyjdę za ciebie.- kiwnęłam głową. Carlos uśmiechnął się i włożył mi pierścionek
na palec.- Kocham cię.- nasze usta złączyły się w pocałunku.
-
Tak się cieszę.- uśmiechnął się już tym samym uśmiechem co zawsze.- Jak już
wiesz sto metrów dalej jest rezerwat. Poprosimy o pomoc, a potem wrócimy do
domu.
Odwzajemniłam
uśmiech i kiwnęłam głową. Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją uścisnęłam. Nie
spodziewałabym się po piątku trzynastego takiej niespodzianki. Wiem ile dziś się wydarzyło, ale teraz mam to gdzieś. Jeszcze kiedyś będę się z tego śmiała. A przesądy są dla tych, którzy chcą w nie wierzyć...
* Do szczęścia zabrakło jeszcze jednorazówki z Carlosem :) Taka to by była równoległa historia gdyby Carlito i Amanda z mojego drugiego bloga byli razem :D Mam nadzieję, że dobrze wyszło. Po ostatniej z Loganem, która ( rozumiejąc komentarze ) była genialna, próbuje też utrzymać jakiś wysoki poziom :) Co myślicie o tym? I jeszcze raz dziękuję za ponad 10 000 wyświetleń. Jesteście kochani <3
Hmm zamurowało mnie, choć rzadko to się zdarza, bo zwykle ciągle paplam. Co za pechowe przygody w Colorado. Początek piękny a końcówka romantyczna ns swój sposób. Super to wyszlo. PS biedny kojot ;)
OdpowiedzUsuńUff na fonie chciałam usunąć swoją odpowiedź żeby ją edytować i wystraszyłam się, że przez przypadek usunęłam twój komentarz, ale jak widać jest :)
UsuńPrzynajmniej ty komentujesz te jednorazówki. Nikt nie docenia moich starań. Ale najważniejsze, że się podoba :)
Zdam się na swoją litość i podaruję ci komcia dziewczynko :P Ja mam tylko dwa słowa do powiedzenia: Zajebisty rozdział :) See ya, K.C.
UsuńOooo ale mi łaskę Kacha robisz :D Będę dłużna do końca swojego życia :P
UsuńRomantico fantastico ;**
OdpowiedzUsuńSuper to wyszło. Ba, wyszło genialnie! Wysoki poziom utrzymujesz od samego poczatku, kochana ;* nie wiem czemu ale gdy Carlos z Amandą przemierzali tą dziką puszczę, wyobrażałem sb Carlosa w takim kremowym kapeluszu na sznurku i kamizelce, takich jak mają w rożnych programach o turystyce ;D A te oświadczyny takie awww.. Ach ten Carlos ^^
Piątek 13 - Niby pechowy a dla Amandy i Carlosa szczęśliwy! Super, super. Bardzo fajna jednorazówka :). Full romantic Carlos ;d.
OdpowiedzUsuńOj, jakie to słodkie. I zaskakujące. Fajnie, ze wybrałaś do tego właśnie Carlosa, bo jemu takie coś pasuje. A ponieważ najbardziej znam tego serialowego Carlosa... to tym bardziej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tak na prawdę Carlos jest znacznie bardziej rozgarnięty, ale... proszę... Prześlicznie! Trzymaj się.
OdpowiedzUsuń