Kiedy Marla wróciła od jasnowłosej przyjaciółki, Elena była już w
domu. Paradowała po domu w koszulce i majtkach. Kiedy zobaczyła Marlę,
pomachała jej słodko. Szatynka uznała, że już nic ją nie zdziwi. Logan
uprzedzał, że Elena uwielbia chodzić po mieszkaniu w samej bieliźnie. Dobrze,
że przynajmniej nie nago. Nie wiadomo czemu włączyła laptopa. Miała wyrzuty
sumienia, że tak spławiła tego gościa. Zalogowała się na pocztę. Cały czas był
dostępny.
S: Halo?- czytała nieodebrane wiadomości.- Jesteś tam?
Wróć. Nie skończyliśmy konwersacji.
Pojawisz się jeszcze?
Przepraszam za to, że jestem taki namolny i cię zasypuję
wiadomościami.
Daj przynajmniej znak, że żyjesz. Martwię się.
Jeszcze nie zyskałem przyjaciółki, a już ją straciłem.
Żyjesz?
Proszę. Daj znak.- nie mogła się powstrzymać.
M: .
S: Żyjesz! Już traciłem wiarę, że zamienimy słowo.- odpisał
ekspresowo.
M: Zrobiło mi się ciebie żal.
S: Dobre i to. Myślałaś więc nad tym żeby się spotkać?
M: Nie spotkam się z tobą. Co sobie Logan pomyśli?
S: To nie jest tajemnica…
M: Jest w pracy i dziwnie to zabrzmi jak powiem mu to przez
telefon.
S: Łatwizna: Halo, skarbie. Nie będzie mnie w domu, bo poszłam
na kawę z nowym przyjacielem. Może będziesz miał okazję go kiedyś poznać.
M: Naprawdę? Proszę cię…- nie wierzyła w to.
S: No w czym problem?
M: W ostatniej rozmowie tkwi problem.
S: Zgadywałem twoje imię. Trafiłem?
M: Pamiętasz tę wokalistkę? Jak ją to określiłeś? Super hot?
Tak mam na imię.
S: Marla? Ładnie…
M: To nie wszystko. To jestem ja, we własnej osobie z nią
piszesz.
S: Żartujesz? Ha ha! Piszę maile z gwiazdą! Jaram się. Nic
lepszego mnie w życiu nie spotkało.
M: Chyba rozumiesz, że nie możemy się spotkać.
S: Dokładnie rozumiem, że tacy ludzie jak ty nie mają czasu
dla zwykłych ludzi takich jak ja.
M: To nie tak. Nie mogę ryzykować. Nie zmienia to faktu, że
nadal cię nie znam.
S: Boisz się, że zrobię ci krzywdę albo paparazzi nas
przyłapią i ten twój Logan zobaczy nas w gazecie, a ty będziesz musiała się
tłumaczyć?- czytał jej w myślach.
M: Coś w tym stylu.
S: Mieszkasz w LA, prawda?
M: Nie powiem.
S: Czyli tak. Skoro nie możesz się ze mną spotkać na kawie
to może przyjdziesz za godzinę pod fontannę na Savannah Square, abyś mi dała
swój autograf? Chyba to możesz dla mnie zrobić i to w miejscu publicznym.
M: Mogę. Tylko po to?
S: I tak i nie. Chciałbym cię zobaczyć na żywo. Umawiasz się
na ten autograf?- zastanowiła się.
M: Dla fanów wszystko. Ale jak ja ciebie rozpoznam?
S: Ważne, że ja rozpoznam ciebie. Usiądź na fontannie. Będę
za godzinę. To cześć!
M: Do zobaczenia.- wyłączyła laptopa.
Niecałą godzinę później była już na miejscu. Wyglądała
nieznajomego spod ciemnych okularów słonecznych. Patrzyła na zegarek. Powinien
być za dwie minuty. Cierpliwie czekała, aby nie rzucać się w oczy. I tak było
mało osób.
- Marla?- nagle zza jej pleców doszedł znajomy głos.- Co ty
tu robisz?
- Ja? No… czekam na kogoś.
- Na kogo?- spytał Logan.
- Na fana.- odpowiedziała krótko, ale i nerwowo.- A ty co tu
robisz?
- Widzisz ten budynek?- wskazał wieżowiec palcem.- Tam
miałem spotkanie i właśnie z niego wracam. Tam jest parking i samochód. I nie
zmieniaj tematu.
- No dobra.- jęknęła.- Przyszłam dać komuś autograf.
- Serio?- uśmiechnął się.- Teraz trzeba się z tobą umawiać
na takie rzeczy?
- Wiem jak to wygląda. Weź spadaj.
- No już się nie śmieję.- uspokoił się.- To jak ona wygląda?
- Kto powiedział, że to musi być ona.- podrażniła go trochę.
- Ohoho. Zaczynam się niepokoić, więc z tobą tu zostanę.-
usiadł.- Wiesz jak wygląda?
- Nie. Po co mam to wiedzieć?
- Może cię w konia robi. No bo kto normalny umawia się z
gwiazdą po autograf. Kiedy powinien przyjść?
- Powinien już być. Spóźnia się. Poczekam jeszcze chwilę.
Nie będę czekać na niego w nieskończoność.- poczekali w ciszy jeszcze pięć
minut. Fan nie zjawiał się.
- Mam pomysł.- odezwał się w końcu.- Chodźmy stąd.
Usiądziemy sobie na tamtej ławeczce pod drzewem, bo słońce dziś strasznie praży
i stamtąd go będziemy wypatrywać. Jesteś zdenerwowana?
- Nie, po prostu nie lubię spóźnialskich.- skrzyżowała ręce
na piersiach.
- To mnie też nie lubisz?- uśmiechnął się łobuzersko.
- Ty jesteś wyjątkiem.- złapała go za rękę. Rozejrzała się.-
Chyba nie przyjdzie. O czym tak myślisz?
- Zastanawia mnie jak do tego doszło, że ze sobą
rozmawialiście.
- Napisał maila.- odpowiedziała.
- Jaki nick?
- Nie śmiej się… Seksowny24hH.- spojrzała na Logana, który
ukrywał uśmiech.- No wiedziałam.
- I nie domyślił się, że pisze z taką hot dziewczyną?-
zaśmiał się głośniej. Marla zmarszczyła brwi.- Biedny Larry.
- To byłeś ty!- podniosła się gwałtownie. Nie spodziewała
się, ze Logan jest zdolny do czegoś takiego. Patrzyła na niego wzrokiem
zabójcy.- Jak mogłeś? Dobrze się bawiłeś? Dlaczego?
- Chciałem z tobą spotkać się w parku i mi się udało.
- Nie można było po prostu zapytać?- wsparła ręce na
biodrach.
- Tak jest zabawniej.- pokazał dołeczki.
- Wiesz co? Twoja kochana siostrzyczka ci się udziela.
Jesteś niemożliwy!- odwróciła się na pięcie i poszła jak najdalej od niego.
- Czekaj!- złapał ją za ramię.
- Że niby Seksowny24hH? Skąd ten pomysł?
- Seksowny dwadzieścia cztery godziny na dobę Henderson.-
wyjaśnił.- Kiedy pisałaś maile, schodziłem na dół, aby nie robić podejrzeń wokół mojej osoby. Pisałem z telefonu...
- Zrobiłeś ze mnie idiotkę! Wyrwała się z jego ramion
obrażona i uciekła.
- Marla!- zawołał jej imię. Był to błąd, bo ludzie obrócili
się w ich stronę. Szybko się ulotnił. Wiedział, że Marla nie chce z nim teraz
rozmawiać. Może rzeczywiście przesadził. Nie tego się spodziewał.
Alexa krzątała się po kuchni kiedy Carlos siedział zaczytany w gazecie motoryzacyjnej. Kobieta była już mocno zirytowana, ponieważ mąż nie chciał jej wyjaśnić co zaszło kiedy ostatnio był u Jamesa. Wzięła naczynia i specjalnie zaczęła nimi hałasować niechcący uderzając o ich powierzchnie. Jednak nawet to nie wynurzyło jego nosa znad gazety. Podniosła garnek i stuknęła nim o blat. Zerknęła na niego z nadzieją. Ten tylko zmarszczył brwi dalej klejąc oczy do czasopisma. Podeszła do okna próbując opanować emocje. Jej wzrok natrafił na drzwi frontowe Jamesa. Pewien umięśniony, czarnoskóry mężczyzna opuszczał jego dom.
- Carlos!- zawołała go myśląc, że wzbudzi jego zainteresowanie.- Ten facet znowu się spotkał z Jamesem.
- Mhm...- odrzekł mało poruszony tym.
- Oni się obejmują?- zmrużyła oczy patrząc w tamtym kierunku. Dokładnie to widziała. Następnie mężczyzna wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Bardziej zaskoczona była tym faktem, że Carlos nie ruszył się z miejsca.- Hej? Nie poznaję cię. Nagle nie jesteś zainteresowany swoim przyjacielem? Obejmował go jakiś nieznany facet.
- I co z tego?- podniósł wzrok lekko zirytowany odkładając gazetę.- Czy to ma może oznaczać, że są razem? Spotykają się, hmm? Nie mogą się po przyjacielsku objąć? A może o coś ich podejrzewasz?
- O co tobie chodzi w ogóle?
- O nic!
- Weź się uspokój. Gadaj lepiej co się stało. Co? Nie wierzę, że tak po prostu posłuchałeś się mnie i zszedłeś z Jamesa.
- Dobra!- uniósł ręce.- Ja myślałem, że oni są razem. Sobie winko piją siedząc blisko siebie na kanapie. Wydają dziwne dźwięki. Myślałem, że seks uprawiają, a potem byłem zszokowany propozycją gejowskiego trójkąta, który okazał się zaproszenie na ćwiczenia, bo to jego trener. Ma na imię Dave i nos taki wielki rozpłaszczony jakby kości w nim nie miał.- skończył mówić. Patrzył na żonę oczekując jakiejś reakcji, a ta po chwili wybuchła śmiechem.- No wiedziałem! Wiedziałem, że tak będzie!- wywrócił oczami.
- Wyobrażam sobie twoją minę przy trójkącie.- wyszczerzyła się.
- To nie jest śmieszne.
- Ależ jest.-przytaknęła.- I dobrze ci tak. W końcu przestałeś się zachowywać jak Sherlock Holmes. Musiałeś wyjść na kretyna żeby znormalnieć.
- Zamilcz kobieto.
- Dobra. Lecę do pracy.- wzięła szybko torebkę.- Obiad jest gotowy. Nie zrób niczego głupiego jak mnie nie będzie.
- Obiecuję...
Kendall położył nerwowo ręce przy talerzu. Drżały mu, więc żeby już się bardziej nie kompromitować, schował je pod stół, aby spoczęły na kolanach. Na jego talerzu pysznie komponowało się danie. Jednak czuł taki ucisk w żołądku, że nie był w stanie nic przełknąć. To był pierwszy raz kiedy czuł się w swoim domu niebezpiecznie. Jo, która siedziała naprzeciwko niego również nie czuła się zrelaksowana. Para spojrzała na państwo Taylor. Kendall obserwował jego dłonie. Kiedy nagle się poruszył, podskoczył na miejscu, lecz po chwili odetchnął z ulgą. Pan Taylor to zauważył i uśmiechnął się zadowolony pod nosem.
- Bardzo dobry sos przygotowałaś, córciu.- zabrała głos kobieta.
- Dzięki mamo. Uczyłam się od najlepszych przecież...
- A co się nagle stało, że nas zaprosiłaś?- spytał ojciec patrząc na blondynkę. Zupełnie zignorował Kendalla. Oczywiście inicjatywa wyszła od Jo, ale oboje zaprosili ich na obiad.
- Ekm...-chrząknęła zwracając uwagę narzeczonego. Zrobiła minę w stylu "Powiedz im." Kendall wstrzymał powietrze i delikatnie pokręcił przecząco głową.
- Dobra. Widzę, że coś tu się dzieje i chyba już wiem co.- zmierzył Kendalla wzrokiem. Ten wsadził dwa palce w swój kołnierzyk, bo miał wrażenie, że zaraz się przyklei do jego szyi.- Zrobiłeś dziecko mojej córce!
- Tato!- blondynka zmarszczyła brwi.- Uspokój się. Ja... Nie jestem w ciąży.- zrobiło jej się przykro. Jeszcze niedawno była w ciąży. Ukryła ten fakt przed rodzicami. Uznała, że tak będzie najlepiej.- Ja, to znaczy my...
- Poprosiłem Jo o rękę.- wyrzucił z siebie ten ciężar.- Zaręczyłem się z państwa córką. Uznaliśmy, że w takich okolicznościach najlepiej jest to ogłosić. I...
- O nie!- przerwał mu podnosząc się.- Żadnego ślubu nie będzie!
* Witajcie. Jak tam Wigilia i pierwszy dzień świąt? Ja spędzam je w Zakopanem gdzie prószy trochę śniegu. A czy u Was jest śnieg?
Dziś taki rozdział, nie inny :D Kto podejrzewał, że tajemniczym mężczyzną może być Logan? Jak ocenicie jego postępowanie? I co dalej u Kendalla i Jo? Czy pan Taylor zmieni zdanie? Piszcie komentarze. Do piątku :* Chyba, że do poniedziałku na TWTN ;)
PS Oliffka, speszyl for you wstawiłam o północy, bo wiem, że odliczałaś niecierpliwie czas :* Dzięki Tobie jest szybciej, bo bywa, że się nie spieszę i czasem trzeba poczekać dłużej te kilka minut, ewentualnie godzin :D