Od porwania małego Hendersona mijał już piąty dzień. Policja po ostatnim telefonie od Amelii, nie zdołała namierzyć porywaczy. Po tamtym razie nie odezwali się ani razu. Wpadli jak kamień w wodę. Nie było dnia ani godziny żeby nie zastanawiali się nad tym co się dzieje z synem Logana i Marli. Brunet przestał podawać żonie psychotropy. Stwierdził, że James ma rację. To może się dla niej źle skończyć. Chciał jeszcze poczekać z ostatecznym wyjściem z psychologiem. Być może jej stan sie poprawi gdy weźmie syna na ręce i zobaczy, że nic mu nie jest. Jak dotąd całe dnie spędziła w sypialni. Nie wychodziła z tego pomieszczenia, nie jadła posiłków, które dla niej robił. Martwił się, że w ten sposób się wykończy. Patrzył bezradnie jak jego żona zamienia się we wrak człowieka. A jeszcze niedawno narzekali, że kłócą się o pierdoły, ponieważ nie mają prawdziwych problemów. I nagle jak jasny grom z nieba zalewa ich cała fala bólu oraz cierpienia.
- Kochanie?- Logan wszedł do sypial