Marla patrzyła się tępo w okno samochodu nie zwracając szczególnie uwagi na to, co dzieje się za szybą. Logan prowadził auto co chwila zerkając na żonę. Była w niepokojącym stanie. Przypomniał mu się ten moment kiedy zemdlała, a raczej osłabła, ponieważ szybko otworzyła oczy. Pamięta te jej spojrzenie pozbawione jakiegolwiek szczęścia i słowa wypadające jej z ust o tym, że porwano ich syna. Nie chciał już wspominać jaki poczuł wtedy ból. Myślał, że w tym momencie upuści żonę na ziemię. Wyjaśnili wszystko ich mamie. Zabukowali jak najszybszy samolot powrotny, a teraz jadą z lotniska. Marla była lekko otumaniona. Logan znów nafaszerował ją lekami. Tym razem na uspokojenie. Wpadła wtedy w taki szał, że nie widział innego wyjścia. Nie umiał jej powstrzymać. Jej szloch kuł go w serce. Zalana łzami, z przebitym na wylot sercem po raz drugi, padła na kolana. Oparła wtedy głowę o ścianę. Łzy kapały jej na sukienkę.
- Jesteśmy już u Kendalla.- poinformował Marlę.- Może lepiej będzie jak zostaniesz w środku...- nie odpowiedziała. Nadal patrzyła się w szybę. Widział w niej jej odbicie. Tę łzę, która prostym szlakiem przecina jej policzek. Wysiadł więc sam. Przy wejściu czekał już na niego Kendall i cała reszta.
- Możecie mi do jasnej cholery powiedzieć co z moim synem?- spytał na powitanie.
- Logan, proszę cię. Nie denerwuj się.
- Jak mam się nie denerwować?- odrzekł wchodząc do środka gdzie był James, Elena, Jo, a nawet Carlos, który dołączył niedawno. Spojrzał na kuzynkę. Ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. Poczuła, że musi teraz wstać i powiedzieć swoje. Powiedzieć mu taką prawdę, która go nie zaboli. Nawet jeśli wie, że tak nie można. Patrzyła na jego ciemnobrązowe oczy krzyczące z rozpaczy, z chęci znalezienia odpowiedzi na pytania. Zanim jednak otworzyła swoje usta, on ją ubiegł.- Obiecałaś mi. Dałaś słowo, że się nim zaopiekujesz. Byłaś taka pewna, że nic się nie stanie...
- Nikt tego nie przewidział. Tak bardzo mi przykro.- nie widziała go zbyt wyraźnie przez napływające łzy.- Nie wiń nikogo innego. Gdyby nie ja...- urwała.
- Nie, to moja wina.- wtrąciła Jo.- Ona wtedy była pod moją opieką kiedy Elena mi go zostawiła. Na dosłownie godzinkę. Nie umiałam mu pomóc. Mnie możesz za to winić.
- Nie.- pokręcił głową Kendall.- Policja dzwoniła. Wiadomo już, że to Amelia. Monitoring na ulicy rozpoznał faceta, który wysiadł z auta. To brat Amelii. Niedawno wyszedł z więzienia. Więc jest to moja wina. Pozwoliłem jej swobodnie chodzić po ścieżkach Los Angeles.
- Nie będę winić nikogo z was.- odpowiedział brunet.- Wierzę wam, że przecież byście nic nie poradziły na to dziewczyny. Nie miałaś szans, Jo. Rozumiem. Jest mi po prostu ciężko widząc jak moja żona cierpi. Nawet jak prześpi jakąś godzinę czy dwie to płacze przez sen. I ta świadomość, że nasz syn jest gdzieś i nas potrzebuje. Jest mu tam źle. Może jest głodny, może jest mu zimno. Pewni ekrzyczą na niego by się zamknął, a biedaczek się boi. I mnie boli, że nie moge mu pomóc.- zamknął oczy.- Marli od trzech dni podaję leki na uspokojenie, ponieważ nie potrafię jej inaczej pomóc. Boję się, że na tym się nie skończy.- zapadła głucha cisza.
- Tu jesteś!- do mieszkania wparowała Marla. James był zszokowany, ponieważ nie poznał jej na początku. Nie przypominała teraz tej samej dziewczyny co zawsze. Delikatnej, skromnej, opanowanej, uprzejmej. Emanowała w niej złość, z jej oczy uchodził gniew. Pięści miała mocno zaciśnięte. Podeszła do Eleny, która bała się konfrontacji z Marlą.- Przez ciebie mojego syna nie ma! Byłaś, jesteś i będziesz nieodpowiedzialna. Bardzo dobrze, że nie chcesz mieć dzieci. Nie powinnaś mieć żadnych!- wygarnęła jej w twarz. Elena zwinęła usta w cienką linię i opuściłą głowę. Łzy kapały na podłogę.
- Przepraszam...
- Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić to twoje przepraszam?- spytała z drwiną.- Doskonale wiesz.
- Marla?- odezwała się Jo. Nie rozpoznawała przyjaciółki. Nigdy się tak nie zachowywała.
- A ty czego chcesz? Dlaczego nie upilnowałaś go? Czemu nie trzymałaś się tego cholernego wózka!- krzyknęła jej w twarz.- Nie jesteś już moją przyjaciółką!
- Ja rozumiem, że jesteś zła, ale...
- Nie! Nikt mnie nie rozumie! Dlaczego to mojego syna porwali? A nie twoją córkę?- wszyscy zamarli w miejscu. Loganowi było za nią wstyd w tym momencie. Jo oniemiała z wrażenia. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego.
- Marls... gdzie się podziała tamta Brytyjka? Kobieta z klasą?- spytał James.
- Jestem Amerykanką.- odpowiedziała.- Mój ojciec był Caroliny Północnej. Przez całe życie mnie oszukiwano. Teraz brzydzę sie akcentem jakim mówię.- popłynęły jej łzy.- Nie wiem już kim jestem...- Spojrzała jeszcze raz na Elenę.- A ja ci zaufałam. Swoje dziecko do ręki dałam! Nie daruję!- szatynka podniosła na nią rękę. Logan szybko zaszedł ją od tyłu i przytulił.
- Cśśś...- szepnął.- Uspokój się.- pogłaskał ją po głowie.- Cśśś... spokojnie. Napijesz się wody.
- Nie chcę w-wody.- załkała. Już się nie szarpała.
- Chcesz. Kendall podaj szklankę wody.- złapał potajemnie przyjaciela i wcisnął mu do ręki tabletkę patrząc na niego wzrokiem Podaj jej to. Blondyn przewrócił opakowaną tabletką między palcami i kiwnął głową. James przyjrzał się tej sytuacji uważnie tak samo jak Carlos. Kendall po chwili przyniósł wodę z rozpuszczoną w niej tabletką. Podał Marli. Ta jakby przymuszona do tego zaczęła pić. Po chwili ochłonęła i uspokoiła się. Spojrzała na każdego po kolei zmęczonym wzrokiem.- Odstawię cię do samochodu. Poczekasz tam na mnie.
- Dobrze...- szepnęła. Logan wyprowadził ją. Po chwili wrócił sam.
- Przepraszam za nią. Ona nie chciała powiedzieć tych wszystkich rzeczy.- skrzywił usta.
- Rozumiem.- odpowiedziała Jo. Elena przytaknęła.
- To nie były zwyczajne tabletki uspokajające.- zwrócił uwagę James.- One są bardzo silne. Skąd je masz?
- Nie musisz tego wiedzieć.- odpowiedział.
- One serio są silne.- potwierdził Carlos.- Przecież James je brał, a on miał problemy psychiczne.
- A co miałem zrobić?- rozłożył ręce Logan.- No co? Miałem pozwolić żeby uderzyła Elenę? A potem by się rozkręciła. Ja sobie z nią nie radzę. Nie poznaję jej. Ostatnie wrażenia bardzo ją dotknęły.
- Ona potrzebuję pomocy psychologa.- powiedział James.
- Może to minie gdy się znajdzie nasz syn. Ona nie jest wariatką.- bronił żony.
- Czyli ja byłem wariatem?- spytał James. Logan zaprzeczył tylko ruchem głowy. Sam już zwątpił w to, co mówił.
- Dobrze, pomyślę nad tym. Będę już szedł.
- Jutro przyjedzie do was policja i nałoży podłsuch na telefon.- poinformował go jeszcze Kendall.- U nas już jest.
- Ok. To do jutra...- wyszedł.
- Współczuję mu.- powiedział po chwili Carlos.- Myślałem, że będzie na odwrót i to Logan wybuchnie furią.
- Życie jest nieprzywidywalne. Układa różne scenariusze.- powiedziała Jo. Po sekundzie do Kendall zadzwonił nieznany numer. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach. Blondyn drżącym palcem wcisnął zieloną słuchawkę i włączył głośnomówiący. Wiedział, ze ta rozmowa się nagra. Czuł, że zaraz usłyszy jej głos i tak się stało.
A: Witaj Kendall.- zaśmiała się.
K: Wiesz co? Jesteś bezczelna, że jeszcze po tym wszystkim co zrobiłaś tak głupkowato się śmiejesz.
A: To prawda, że masz niewyparzony jęzor.
K: Oddaj dziecko.- przeszedł do rzeczy.- Zaszła pomyłka. To nie jest moje dziecko. Nie zauważyłaś, że twoi ziomale porwali chłopca a nie dziewczynkę? Zwróć dziecko, a zostawimy cię w spokoju.
A: I co jeszcze? Nie wierzę w to. Doskonale wiem, że to nie twój bachor, a szkoda, bo nie takie były plany. Więc skoro ty nie mogłeś pocierpieć i twoja lalunia to pocierpią twoi przyjaciele.- znów się zaśmiała.
K: Czego chcesz? Pieniędzy?
A: Nie chcę twoich pieniędzy. Chcę zemsty. Uczucie, że cierpisz i twoi przyjaciele również dość mnie zadowala.
K: Ale co będzie z dzieckiem?- rozłączyła się.- Halo? Halo?! Szmata...
- I co teraz będzie?- spytała Jo.
- Nie wiem. Nie wiem...
* Hej. To ja, a to nowy rozdział. Chciałabym się po krótce wytłumaczyć z mojej nieobecności na blogerowni. Mam ostatnie zaliczenia przed sesją, więc nie mam czasu na nic. Bywa nawet, że zasypiam w ubraniach i budzę sięw nocy żeby się douczyć, więc... życie studenta jest ciężkie. Wybaczcie, ale do któregoś lutego mnie nie będzie, ale rozdziały będą się pojawiać ;)
* Hej. To ja, a to nowy rozdział. Chciałabym się po krótce wytłumaczyć z mojej nieobecności na blogerowni. Mam ostatnie zaliczenia przed sesją, więc nie mam czasu na nic. Bywa nawet, że zasypiam w ubraniach i budzę sięw nocy żeby się douczyć, więc... życie studenta jest ciężkie. Wybaczcie, ale do któregoś lutego mnie nie będzie, ale rozdziały będą się pojawiać ;)
Klep klap :)
OdpowiedzUsuńUdalo mi sie byc pierwszym. Jeeeej! :)
UsuńAmelia to serio zdzira! Co ona chce zrobić z Philem?! Okup jej sie bie przyda?! Mogla by okupu chcieć.. to nie.. ona cierpienia chce tylko. Glupia siksa! No jakbym nej trzasnal...
Marla.. szok! Normalnie jej nie poznaje. Po prostu... jaa widze juz ta Spacer z czasow gdy wariowala. Biedna.. daj ja Logan do psychologa bo ona sir wykonczy! I sam tez idź bo predzej czy później to sir na Tb odbije!
Oddawaj Philipa zajebana zdziro bo Ci kudly powyrywam!
Super rozdzial i czekam.na kolejy :)
Jak będziesz miał chwilę to odezwij się tam gdzie zwykle ;)
UsuńSuperowy rozdział
OdpowiedzUsuńMam ochotę dać jej w twarz i powiesić nad torami
Czekam xo
Rozdział genialny.Nie mogę doczekać się następnego :-)
OdpowiedzUsuńMiałam skomentować w nocy, ale pisałam u siebie i tak mi się jakoś odechciało. Taki leń ze mnie :p
OdpowiedzUsuńJak Marla wybuchła, ja pierdole. Sama jej nie poznałam :/ Niech Logan lepiej uważa z tymi lekami, bo to serio może się źle skończyć i serio powinien iść z nią do lekarza, do nie jest normalne :(
Biedna Jo i Elena no.. żadna nie mogłaby nic zrobić.
Amelia głupia sucza! Jak coś zrobi dziecku, to zabije!
supi, czekam na nn :)
Powodzenia na sesji :D
Dziękuję ;)
UsuńLogan faszeruje Marlę tymi samymi lekami, co Jamesa jego matka? No, tego się nie spodziewałam. Marla będzie bardzo, bardzo wściekła, kiedy zda sobie z tego sprawę. Zgadzam się, że zrobiła się z niej niezła choleryczka, nie panuje nad emocjami niczym Wolverine w ekranizacjach Foxa i tak dalej, ale to już zabrnęło za daleko. Co będzie dalej? Śpiączka farmakologiczna? Tak się składa, że nie wiem, czy da się to zrobić w warunkach domowych, ale jakby poszukali tu i ówdzie, znalazłby się ktoś, kto byłby gotowy się tego podjąć. Jedno jest pewne, PSYCHIATRA PILNIE POSZUKIWANY! Ale w jedną rzecz wątpić nie można. W inteligencję Kendalla, wiesz? Domyślił się, że biega o Amelię? Domyślił. Ale wiesz co? Z nią jest coś nie tak. Jakim cudem ona jeszcze nie wylądowała w wariatkowie, co? Odeślesz ją w kaftanie bezpieczeństwa, zgadza się? Rozdział świetny! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńWybacz, ze nie skołowaciałam wczoraj, ale nawet nie miałam czasu na Teen Wolfa. Dopiero teraz zdążyłam obejrzeć. A teraz poszukam After After Show i... biorę się za ciąg dalszy projektu. Trzymaj się!
Czy Marla zwariuje to już niebawem zobaczycie ;)
UsuńNie mam słów do opisania tego rozdziału. Po prostu super rozdział!
OdpowiedzUsuńNiech rozdział będzie szybko bo już nie mogę się doczekać!
Proszę o dedyk dla mnie, życzę weny i do następnego rozdziału
Marla oszalała... żeby nie było tak że zajmie miejsce Jamesa w jakimś psychiatryku. Amelia myślałam że odda dziecko skoro pomyliła ale niee. W sumie po co się łudziłam. Zemsta po drodze też jest dobra. Super rozdział i powodzenia w sesji ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego nie pozwoliłaś Marli uderzyć Eleny, to by było fantastyczne wydarzenie. Taka nowość, chętnie bym to przeczytała. Wiadomo, że to Amelia porwała dziecko to odnalezienie jej powinno być proste. Oby to się udało, albo żeby ta historia nabrała jeszcze większej akcji.
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam! ;).