- Ale ciebie kocham bezgranicznie.- dopowiedział.- Wierzę,
że mimo tego możemy nadal być razem.
- Co? Już nie grozisz mi rozwodem?- uniosła się.
- A czy ty chcesz to zrobić?- zląkł się.- Jak w ogóle masz
zamiar postąpić?- jako jedyny próbował trzymać emocje na wodzy, jednak czuł jak
miękną mu nogi, a serce uderza o jego żebra jakby chciało się przez nie
przebić.
- Nie wiem.- usiadła. Carlos nie mógł się ruszyć.- Myślę, że
najlepiej będzie gdy…
- Jak będzie najlepiej?- drżał mu głos.
- Jakbyśmy dali sobie czas. Na chwilę obecną nie jestem w
stanie żyć z tobą normalnie tak jak zawsze pod jednym dachem. Nie umiem.-
spojrzała na jego bladą twarz.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że proszę cię, abyś się wyprowadził.
- I co dalej? Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie chcesz już ze
mną być?- poczuł ból w klatce piersiowej.
- Uznajmy to za separację.- odpowiedziała bez emocji, a raczej dusząc je w sobie.
- Aha…- spuścił głowę. Wiedział, że już nic nie zdziała.
Alexa wyglądała na zdeterminowaną i pewną swojej decyzji.- Może zasłużyłem.-
odwrócił się na pięcie. Skierował się w stronę wyjścia.
- Carlos?- zatrzymała go.
- Tak?- spytał z nadzieją.
- Możesz dziś przyjść i zabrać swoje rzeczy?- spytała.
- Dobrze…- nadzieja pękła jak bańka mydlana. Wyszedł.
Spojrzał w niebo biorąc głęboki wdech.
Poszedł do Jamesa. Czuł, że musi komuś o tym powiedzieć. Nie ma sensu, aby trzymać t jeszcze w ukryciu. James uważnie słuchał całej historii ze zmarszczonymi brwiami. Raz na jakiś czas podnosił je coraz wyżej zapatrzony w przyjaciela. Nie kontrolował tego, że czasami jego usta przypominały karmnik dla ptaków. Tak szeroko je rozwierał, że bez problemu mogły z nic jeść.
Poszedł do Jamesa. Czuł, że musi komuś o tym powiedzieć. Nie ma sensu, aby trzymać t jeszcze w ukryciu. James uważnie słuchał całej historii ze zmarszczonymi brwiami. Raz na jakiś czas podnosił je coraz wyżej zapatrzony w przyjaciela. Nie kontrolował tego, że czasami jego usta przypominały karmnik dla ptaków. Tak szeroko je rozwierał, że bez problemu mogły z nic jeść.
- Jesteś idiotą, wiesz?- podsumował go James.- Nie
spodziewałem się takiej akcji po tobie.
- No tak. Jeszcze ty mi dowal. Naprawdę jest mi to
potrzebne.- wywrócił oczami.
- Jak chcesz to możesz zatrzymać się tutaj tak długo jak
tylko będziesz chciał. To w końcu i twój dom.- wzruszył ramionami.
- Dzięki. Mam nadzieję, że wróci do mnie.- położył głowę na
stole.
- Jeśli cię kocha to prędzej czy później ci wybaczy.- szatyn
poklepał go po plecach.
Wieczorem Carlos poszedł po swoje rzeczy. Spakował do
walizki te rzeczy, w których chodzi najczęściej. Zrobił to bez słowa. Alexa
siedziała na dole i zajmowała się swoimi sprawami. Kiedy skończył pakowanie,
jego wzrok spoczął na komodzie gdzie trzymali wspólne zdjęcia. Wziął do ręki
ramkę z fotografią z ich ślubu. Uśmiechnął się. Przypomniały mu się niezwykłe
chwile. Nie chciałby ich stracić. Zdał sobie sprawę, że Alexa to najważniejsza
osoba w jego życiu i nikt jej nie zastąpi. Zszedł bez słowa na dół i wrócił do Jamesa.
Będzie ciężko oswoić mu się z tym. Będą mieszkać oddzielnie, na jednej ulicy.
On tutaj, a ona naprzeciwko. Wyjrzał przez okno, aby spojrzeć na ten dom, po
czym wzdychając ciężko zasłonił firankę.
Lily dowiedziała się, że państwo Pena są w separacji.
Poczuła się z tym źle. Czuła, że musi z nią porozmawiać i jej to wytłumaczyć.
Nie ukrywała tego, że obawiała się bezpośredniej konfrontacji z nią. Może gdy
zobaczy, że odważyła się z nią zmierzyć, uzna, że nie ma nic na sumieniu i to
wszystko nie miało żadnego znaczenia. Krążyła po całym mieszkaniu zastanawiając
się co jej powiedzieć. Gdy już wymyśliła, przypomniała sobie, że nawet nie wie
gdzie ona mieszka. Poszła do sąsiadów. Logan akurat wychodził. Szedł po ścieżce
z uśmiechem na twarzy. W ręce trzymał teczkę.
- Witam szanowna sąsiadko.- ukłonił się brunet.
- Cześć. Dobrze się czujesz?
- Wybornie. Idę nauczać moje dzieci. Profesor Henderson.-
zaśmiał się.- Doktor Logan.
- Ok…- zmrużyła oczy próbując zrozumieć co ma na myśli.-
Ehm, mógłbyś mi powiedzieć pod jakim adresem mieszka Carlos.
- Z tego co wiem to chwilowo już tam nie mieszka.-
powiadomił ją. Już wszyscy wiedzieli o ich sytuacji.- Mieszka teraz u Jamesa.
Spytaj Marlę, ona ci powie. Ja się spieszę.- poszedł dalej.- Niech edukacja
rozjaśni umysły tych młodych ludzi!- rzekł kiedy wsiadał do samochodów. Collins zapukała do drzwi. Szybko jej otworzono.
- Hello.- przywitała się Elena.- Do Marli?- strzeliła na
powitaniu.- Uważaj. Jest trochę nie w humorze.- szepnęła.
- W sumie ty też możesz im pomóc.
- A może Marla ci jednak pomoże, bo ja właśnie szłam do
Jamesa.
- Akurat dobrze się składa, bo ja też jadę w tamtym kierunku
to cię zawiozę.- uśmiechnęła się.
- To super.- przystanęła na propozycję.
Obie pojechały do domu Jamesa. Lily czekała w swoim aucie aż wejdzie
do środka. Kiedy zniknęła za drzwiami, opuściła samochód. Przekroczyła
niepewnie ulicę. Objęła wzrokiem jej piękną willę, która wyróżniała się
wyglądem od całej reszty na prywatnym osiedlu. Furtka była otwarta. Zamknęła ją
za sobą po cichu. Zatrzymała się przed drewnianym wejściem. Nigdy tak długo nie
zwlekała z zapukaniem. Wzięła głęboki wdech i zapukała mocno trzy razy. Zza
drzwi usłyszała jej kobiecy głos dający znak, że zaraz przyjdzie. Lily ścisnęła kurczowo swoją torebkę jakby to była jedyna rzecz, która może ją teraz
obronić przed ta kobietą. Kiedy drzwi otworzyły się przed nią, Alexa
wybałuszyła oczy. Zlustrowała ją wzrokiem, a następnie trzasnęła jej drzwi
przed nosem. Przez dłuższą chwilę dochodziło do niej co się stało. Nie chciała
się poddać. Zapukała ponownie. Kiedy to nie dawało skutku, zadzwoniła
dzwonkiem. Alexa wychyliła głowę zza drzwi.
- Nie mamy o czym rozmawiać.- burknęła. Chciała zamknąć
drzwi, ale Lily wcisnęła stopę.
- Może ty nie masz, ale ja mam na pewno. Chcę tylko rozmowy.
Proszę…
- Po co?- rozszerzyła drzwi. Oparła się o framugę.- Chcesz
zaśmiać mi się w twarz? No proszę!
- Chcesz gadać o tym tutaj? No dobrze…- kiedy przygotowywała
słowa, które miała wypowiedzieć, Alexa ustąpiła jej miejsca z bólem serca.
Weszła do środka czując na sobie jej przeszywający wzrok.
- Tylko szybko, bo się śpieszę.- powiedziała. Brunetka z
tego co wiedziała, myślała, że Alexa jest bardzo sympatyczną kobietą. Jednak
teraz nie było tego widać. Nie dziwiła jej się.
- No dobrze. Chcę ci w skrócie powiedzieć, że to co było
między mną a Carlosem to był jednorazowy wypadek. Carlos to naprawdę cudowny
facet i zasługuje, aby…- nie dokończyła, ponieważ Alexa wymierzyła jej w policzek. Collins złapała się za pulsującą twarz.
- Dobrze się bawiłaś, szmato?- jej wyraz twarzy stał się
jeszcze groźniejszy. Dołączyły do tego plamy złości. Patrzyła na nią wzrokiem
mordercy.
- Ok…- opuściła rękę. Z godnością przyjęła te słowa, choć w
tej chwili sama miała ochotę dobrać jej się do twarzy i wygarnąć jaką jest
jędzą. Sądziła jednak, ze to tylko pogorszy sprawę zamiast poprawić.- Może i mi
się należało. Posłuchaj, gdybyśmy oboje mogli cofnąć czas, to na pewno by się
nie wydarzyło. Nie chcę stawać na waszej drodze, nigdy nie chciałam. Możesz
zwalić całą winę na mnie. Carlos naprawdę się stara. On żałuje. Bardzo cię
kocha. Rozumiem, że możesz być zła. Sama byłam kiedyś w podobnej sytuacji. Jednak zważ
na to, że…
- Czy to już wszystko?- przerwała jej. Lily zdenerwowała się,
bo rozmowa z nią była jak grochem o ścianę.
- Nie wierzysz mi, tak?
- Ja po prostu nie mogę znieść widoku.- odpowiedziała
szczerze.- I marzę o tym, abyś jak najszybciej opuściła mój dom.
- Proszę, zastanów się jeszcze nad tym.- powiedziała na sam
koniec i wyszła.
Za drzwiami zaczęła wachlować rękoma powietrze przed swoją
twarzą, aby rozładować atmosferę. Wsiadła do wozu i odjechała jak najszybciej.
Nie chciała być w tym miejscu ani minuty dłużej.
Nigdy nie będzie tak, że wszyscy będą zadowoleni w tym samym czasie. tak nie działa życie, Jeśli ktoś jest szczęśliwy to ktoś inny cierpi, a wiedzieli dobrze o tym Kendall i Jo. Siedzieli razem na kanapie. Jo opierała się o jego ramię. To był ten czas kiedy nadeszła kolej na spokojny wieczór w towarzystwie mniej uroczystej lampki czerwonego wina.
- Kendall?- odezwała się po krótkiej ciszy.- Nie masz takiego dziwnego przeczucia, że wszystko stanęło w miejscu?
- Nie wiem o co ci dokładnie chodzi, kochanie...
- Wiem, że już minęło trochę czasu od...no wiesz...naszych problemów, ale teraz...- nie wiedziała jak to ubrać w słowa.
- Czy ty uważasz, że nie podoba cie się to, że w końcu mamy spokojne życie? Przecież wiesz ile przeżyliśmy. Czy mam naprawdę ci to wszystko wypominać? Bo nie chciałbym.- odrzekł z dystansem.
- Nie narzekam.- zaprzeczyła.- Jeśli nie musimy pomagać sobie to pomóżmy naszym przyjaciołom. W końcu ze wszystkimi jesteśmy tak blisko. My też cierpimy jeśli oni cierpią.
- Więc co proponujesz?- spojrzał w jej oczy,
- Trzeba zniknąć na jakiś czas z tego miejsca.
- Wy kobiety...- westchnął.- Dlaczego uważasz, że ucieczka będzie najlepszym rozwiązaniem? I dla kogo?
- My wszyscy powinniśmy wybrać się gdzieś. Ale nie na coś takiego jak ten biwak. Nigdy więcej.- wzdrygnęła się na samą myśl.- Całą paczką powinniśmy pooddychać, że tak powiem, świeższym powietrzem. Czy to zły pomysł?
- Nie uważam żeby to przyniosło jakieś wielkie rezultaty, ale może być. Ty chcesz im to powiedzieć?
- Chyba nie. Może James? Będzie tu jutro rano.
- Dobra, nie myślmy teraz o tym.- zasugerował. Po chwili kolejnej ciszy, Kendall wziął łyk wina. Po chwili uświadomił sobie coś ważnego.- Masz rację.
- Ale o czym ty teraz mówisz?- podniosła się z jego ramienia.
- Czas podjąć kilka decyzji. Trzeba ruszyć z naszym życiem, Nie możemy tylko pomagać naszym przyjaciołom, ale i samym sobie.
- Kendall, jaśniej.- niecierpliwiła się,
- Może nie jutro i może nie w następnym tygodniu, ale za jakiś czas trzeba będzie stawić czoło twoim rodzicom. Oni muszą wiedzieć, że ich córka wzięła ślub. I nie obchodzi mnie ich reakcja. Boję się. Boję się jak nigdy, ale wiem, że nie możemy trzymać tego w tajemnicy i choćby nie wiem co będę walczył o ciebie. Zrozumiałem gdzie popełniłem błędy. Muszę stanąć twarzom w twarz problemom. Aż drżę na samą myśl o nim, ale będę miał wiele czasu żeby się do tego przygotować.
- Naprawdę?- położyła dłoń na jego policzku.- Zrobisz to dla mnie?
- A jest jakaś rzecz, której dla ciebie nie zrobiłem?- uśmiechnął się.- Kocham cię.
- Ja ciebie też i chcę mieć z tobą dziecko.
- Wow, jesteś pewna?- był zaskoczony, że tak szybko podejmie decyzje.- Nie musisz się spieszyć...
- Nie, nie... Wiem co chcę, a chcę mieć szczęśliwą i pełną rodzinę. Z tobą. Jestem na to gotowa.- przytuliła się do swojego męża.
* Nie wiem czy to luty jest takim miesiącem, ale teraz wiem, że zdecydowanie mi się nie podoba. Ostatnio odwiedzacie mnie tu trochę mniej. I smucę się z tego powodu. Tak bardzo, że nawet nie weszła wcześniej na bloggera na swój profil, choć zawsze, dzień w dzień wchodziłam... Więc myśl, że może się nudzicie tym sprawia, że aż nie chce mi się tu wchodzić i jest to przykre. Może przesadzam albo ja sobie coś uroiłam, ale takie mam wrażenie. Jeśli chcecie coś takiego woow to wkrótce nadejdzie. Nie wiem czy nie chciało się Wam czekać czy przez te ferie zrobiliście sobie wolne ode mnie, no ale cóż... siłą nikogo tu nie trzymam.
Poczekam, ale jeśli to też się będzie ciągnąć przez marzec, będę zmuszona ograniczyć publikacje, a to, że są dwie w tygodniu to specjalnie dla Was, bo dużo osób czytało. To znaczy teraz też dużo czyta, ale mniej niż wcześniej. I to już trzeci rozdział, którego to dotknęło (poprzedniego). Więc nie zmuszajcie mnie żebym ograniczyła się do jednego rozdziału.
A teraz przyjemniejsza rzecz :) A może nie taka przyjemna dla bohaterów, a najbardziej dla państwa Pena. No i nie dla Lily, bo dostała lepa :P Kendall chce zajrzeć smokowi w paszczę :D Co z tego wyniknie? W środę będzie wooow, ale teraz zabraniam o tym mówić :P Więc do środy :*
- Kendall?- odezwała się po krótkiej ciszy.- Nie masz takiego dziwnego przeczucia, że wszystko stanęło w miejscu?
- Nie wiem o co ci dokładnie chodzi, kochanie...
- Wiem, że już minęło trochę czasu od...no wiesz...naszych problemów, ale teraz...- nie wiedziała jak to ubrać w słowa.
- Czy ty uważasz, że nie podoba cie się to, że w końcu mamy spokojne życie? Przecież wiesz ile przeżyliśmy. Czy mam naprawdę ci to wszystko wypominać? Bo nie chciałbym.- odrzekł z dystansem.
- Nie narzekam.- zaprzeczyła.- Jeśli nie musimy pomagać sobie to pomóżmy naszym przyjaciołom. W końcu ze wszystkimi jesteśmy tak blisko. My też cierpimy jeśli oni cierpią.
- Więc co proponujesz?- spojrzał w jej oczy,
- Trzeba zniknąć na jakiś czas z tego miejsca.
- Wy kobiety...- westchnął.- Dlaczego uważasz, że ucieczka będzie najlepszym rozwiązaniem? I dla kogo?
- My wszyscy powinniśmy wybrać się gdzieś. Ale nie na coś takiego jak ten biwak. Nigdy więcej.- wzdrygnęła się na samą myśl.- Całą paczką powinniśmy pooddychać, że tak powiem, świeższym powietrzem. Czy to zły pomysł?
- Nie uważam żeby to przyniosło jakieś wielkie rezultaty, ale może być. Ty chcesz im to powiedzieć?
- Chyba nie. Może James? Będzie tu jutro rano.
- Dobra, nie myślmy teraz o tym.- zasugerował. Po chwili kolejnej ciszy, Kendall wziął łyk wina. Po chwili uświadomił sobie coś ważnego.- Masz rację.
- Ale o czym ty teraz mówisz?- podniosła się z jego ramienia.
- Czas podjąć kilka decyzji. Trzeba ruszyć z naszym życiem, Nie możemy tylko pomagać naszym przyjaciołom, ale i samym sobie.
- Kendall, jaśniej.- niecierpliwiła się,
- Może nie jutro i może nie w następnym tygodniu, ale za jakiś czas trzeba będzie stawić czoło twoim rodzicom. Oni muszą wiedzieć, że ich córka wzięła ślub. I nie obchodzi mnie ich reakcja. Boję się. Boję się jak nigdy, ale wiem, że nie możemy trzymać tego w tajemnicy i choćby nie wiem co będę walczył o ciebie. Zrozumiałem gdzie popełniłem błędy. Muszę stanąć twarzom w twarz problemom. Aż drżę na samą myśl o nim, ale będę miał wiele czasu żeby się do tego przygotować.
- Naprawdę?- położyła dłoń na jego policzku.- Zrobisz to dla mnie?
- A jest jakaś rzecz, której dla ciebie nie zrobiłem?- uśmiechnął się.- Kocham cię.
- Ja ciebie też i chcę mieć z tobą dziecko.
- Wow, jesteś pewna?- był zaskoczony, że tak szybko podejmie decyzje.- Nie musisz się spieszyć...
- Nie, nie... Wiem co chcę, a chcę mieć szczęśliwą i pełną rodzinę. Z tobą. Jestem na to gotowa.- przytuliła się do swojego męża.
* Nie wiem czy to luty jest takim miesiącem, ale teraz wiem, że zdecydowanie mi się nie podoba. Ostatnio odwiedzacie mnie tu trochę mniej. I smucę się z tego powodu. Tak bardzo, że nawet nie weszła wcześniej na bloggera na swój profil, choć zawsze, dzień w dzień wchodziłam... Więc myśl, że może się nudzicie tym sprawia, że aż nie chce mi się tu wchodzić i jest to przykre. Może przesadzam albo ja sobie coś uroiłam, ale takie mam wrażenie. Jeśli chcecie coś takiego woow to wkrótce nadejdzie. Nie wiem czy nie chciało się Wam czekać czy przez te ferie zrobiliście sobie wolne ode mnie, no ale cóż... siłą nikogo tu nie trzymam.
Poczekam, ale jeśli to też się będzie ciągnąć przez marzec, będę zmuszona ograniczyć publikacje, a to, że są dwie w tygodniu to specjalnie dla Was, bo dużo osób czytało. To znaczy teraz też dużo czyta, ale mniej niż wcześniej. I to już trzeci rozdział, którego to dotknęło (poprzedniego). Więc nie zmuszajcie mnie żebym ograniczyła się do jednego rozdziału.
A teraz przyjemniejsza rzecz :) A może nie taka przyjemna dla bohaterów, a najbardziej dla państwa Pena. No i nie dla Lily, bo dostała lepa :P Kendall chce zajrzeć smokowi w paszczę :D Co z tego wyniknie? W środę będzie wooow, ale teraz zabraniam o tym mówić :P Więc do środy :*
Rozdział super, wciąż mam taką nadzieję że Alexa wybaczy Carlosowi ;) Uwielbiam twojego bloga i też nie chciałabym abyś ograniczyła dodawanie postów :/
OdpowiedzUsuńOj Marlik... Pora spojrzeć prawdzie w oczy... Twe teksty sa do dupy. Każda notka to jedno wielkie gowno i chyba ja też przestanę tu zaglądać bo nie warto.
OdpowiedzUsuńNo dobra żart. Jesteś genialna i wszystko co napiszesz też jest genialne. Może to rzeczywiście chodzi o te ferie...nie wiem czemu ludzie nie chcą czytać takiego cuda. Skandal! Ale mimo wszystko nie chciałbym byś ograniczyła się do jednej notki w tygodniu. To hy było straszne. Taka pustka by nastała... Nie rób tego. Proszę :*
A WY PRZEZ KTORYCH MARLIK MIEWA TAKIE MYSLI GINCIE MARNIE! W sumie to co napisałem jest bez sensu bo skoro nie wchodza to i tak nie przeczytają. :D
Geniusz! Dobra ja na razie kończę bo ma przerwą w pracy też sie kończy. Resztę dopisze później :*
MOCNIEJ ALEXA! Z KOPA JEJ! Lubię Lily ale mogłyby sie pobic. jak ja uwielbiam gdy dziewczyny się leją. To takie zabawne :D
UsuńW sumie fajnie że Lily zdecydowała sie porozmawiać z Alexą. W tym rozdziale nie przyniosło to skutków ale może pani pena sb to wszytsko przemyśli i bd ok? się zobaczy ^^
Ten Kendall... Dobrze że wreszcie sie zdecydował tylko ciekawe jak długo to bd odkładać. Jestem ciekaw reakcji ojca Jo. rzuci sie na niego z łapami? Ciekawe.. Bd mały Schmidt? A może mała Schmidtówna? Mogli by se wreszcie mieć już tego bachorka :D
Pomysł z wyjazdem może być trafny. Niech jadą.
Super rozdział :*
Coooooooooooooooooo?! WALNĘŁA JĄ?! Tzn. Ja też bym tak zrobiła, ale udaję szok :P Alexa silna kobieta, a niech się Litos pomęczy! Chociaż trochę mi go szkoda, bo to było po pijaku (co nie zmienia faktu, że to i tal zdrada) i przepraszał, z drugiej strony Carlos nie chciał wybaczyć Alexie, która nic nie zrobiła, z trzeciej strony (?) Carlos jest strasznym podejrzewaczem, np. jak James miał trenera :D Separacja to chyba zły pomysł, Lex powinna pogadać z Marlą o tym, a ta jej doradzi. Coś czuję, że ta separacja nie będzie dobrym pomysłem :\ Ale to tylko przeczucia... Kendall oszalał? Wypił lampkę wina i już chce iść na śmierć? Wydaje mi się, że matka Jo wtedy zadziała, a tylko pan Taylor zostanie po swojej stronie :P I znowu przeczuwam, a i tak nigdy nie trafię :D
OdpowiedzUsuńNie ograniczaj publikacji,bo mi smutno będzie :'( Może inni po prostu podczas ferii wyjechali,a po feriach nauczyciele zrobili po 62527839252 testów :P W każdym razie u mnie nauczyciele tak zrobili :P Poza tym Twoje dziecko dojrzewa i może mniej je? :D Idk. Ale przykro mi,że wyświetleń jest coraz mniej :(
Super rozdział i głowa do góry ;)
Ciągle próbuję sobie wmówić, że to okres przejściowy. Może to się zminie po roz 120, a na to licze :P
UsuńWeź nie spinaj tyłka. To nie twoja wina tylko innych i tych ferii. Ale to minie, więc calm down. Nie chcę jednego rozdziału na tydzień!
OdpowiedzUsuńOstatnio zauważyłam, że Kendall trochę się zmienił. Najpierw z ostrożnego robi się spontaniczny i chajta się w Las Vegas. Wcześniej wolałby chyba zjeść wysuszone muszle niż spotkać się z jej ojcem a teraz postanawia konfrontacje ostateczną. Miłość tak działa? :)
Państwo Pena w separacji. Gdy Alexa dała lepa Lily to ja takie woooo bd fight :) Ale na tamtym się skończyło a szkoda. Lubię Lily ale cieszyłam się tym momentem. Super rozdział :)
Nie wiem czy się śmiać czy nie, ale ten liść śmieszył mnie tak jak K.C. Biedna Lily. I jeszcze to "DOBRZE SIĘ BAWIŁAŚ SZMATO?" Lily w roli szmaty mi pasuje :P Kendall, kop sobie grób :) Pan Taylor eksploduje! Super rozdział. Trochę się spieszę, więc wyjaśnię jeszcze jedną rzecz. Nie waż się tu niczego ograniczać, bo strzelę focha!
OdpowiedzUsuńCzy to ma być groźba? Bo jeśli tak, to trochę nieudana :D
UsuńWiem, że tylko udajesz, ale w głębi duszy srasz w gacie :D
UsuńDobrze że Alexa ją tylko uderzyła. W sumie jej i Carlosowi to się należało. Ale trochę to przykre że musiał się wyprowadzić. Mówi się trudno, może nie wrócą prędko do Siebie ale czekam na ich powrót <3. Już mi się podoba starcie Kendalla i Ojca Jo.. Facet pewnie przejmie to normalnie, no i będą żyli w zgodzie! Dobry rozdział, czekam na nnastępny :)
OdpowiedzUsuńOj, szkoda mi Carlosa, ale może to dobrze, może czas i odległość pozwoli im spojrzeć na swoje problemy z dystansu??? Może tego właśnie im potrzeba??? A Lily, dobrze, że zdecydowała się porozmawiać z Alexą. Jedna dobra rzecz, którą zrobiła po tym wszystkim. Nie dziwię się Alexie jej reakcji. Mimo to mam nadzieję, że wciąż będą razem. A Kendall? Oby się nie wycofał z obawy przed rodzicami Jo :) Czekam na cd i pozdrawiam, Ciri http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńSorry, że tak późno. Jak zwykle. Mam trochę zaległości. Do jutra się ze wszystkim nie wyrobię, ale co tam... Jutro też jest dzień. Zacznijmy od tego, że Lily grała Clary w "Mieście Kości" i na bank liznęła trochę sztuki walki od byłego chłopaka. Już dzisiaj miałam pogadankę w stylu "Szkoda, ze ze sobą zerwali", a dobra, nie ważne. Alexie mogę poradzić, ze rękoczyny nie zawsze są rozwiązaniem. Z drugiej strony nie spodziewałam się tego po carlosie. Czyżby tytułową tragedią był rozwód Penów? Rozdział świetny, czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń