Lucy wpuściła Jamesa do środka. Po tym co jej
powiedział, nie mogła go zostawić na korytarzu. W absolutnej ciszy skierowali
się do salonu. Lucy nie wierzyła w to, co usłyszała. To znaczy, miała takie
nadzieje, jednak nie wiedziała, że przyniesie to taki szybki efekt. Poszła do
kuchni zaparzyć herbaty. Gdy wróciła, uśmiechnęła się serdecznie. Szatyn wziął
od niej filiżankę. Wypił łyk gorącego napoju, a następnie odłożył porcelanę na
stół.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zgodziłeś się. To
dla mnie bardzo ważne.
- Tia…- westchnął. Nie wiedział co ma jej więcej
powiedzieć. Przyszedł i zgodził się, aby zostali przyjaciółmi, a teraz zabrakło
mu języka w buzi. Nie wierzył, że to zrobił.
- Co jesteś taki małomówny?
- Po prostu nie wiem co powiedzieć. Dziwnie się czuję. Przyrzekłem sobie, że już się do ciebie nie zbliżę...
- Wstrząśnięty niemieszany?- zażartowała.
- I wstrząśnięty i zmieszany.- podniósł filiżankę, aby
zająć sobie czymś ręce. modlił się, aby nie żałował swojego postanowienia.
- Rozumiem.- wstała ze swojego miejsca, aby usiąść
bliżej niego.- Jednak jako przyjaciele możemy ze sobą swobodnie rozmawiać,
prawda? Zapomnij o tym co było. Właśnie przedtem byłeś zagubiony. Teraz
powinieneś poczuć się wolny. Uwolniłeś się z łańcuchów przeszłości. Zacznij żyć
na nowo.
- Ale jak?- spojrzał jej w oczy.- Zgodziłem się, ale
wewnętrznie nie jestem przekonany czy dobrze zrobiłem. Czuję jak coś mnie
przygniata.
- Sumienie? Czy coś innego?
- Myślę, że i to i to. Biję się z czymś w środku, ale
nie wiem z czym.- pokręcił głową nie odrywając wzroku od jej pięknych oczu.
- Chciałbyś wiedzieć z czym?
- Nie wiem właśnie czy chcę to wiedzieć.- przełknął
ślinę.- A jednocześnie chcę.
- Ty mój zagubiony, przystojny chłopcze.- kąciki jej
ust delikatnie się uniosły, lekko zadrżały.- Chyba wiem jaką wskazać ci drogę.-
podniosła rękę do jego twarzy, aby zasłonić mu oczy.- Nie otwieraj ich…-
przybliżyła się do niego i jak najbardziej subtelnie, przyłożyła usta do jego
ust. James przypomniał sobie nagle ten upragniony dotyk, który go opuścił, a
teraz wrócił. Zatracił się i pozwolił jej na to. Wystarczyła chwila, aby
pocałunek przerodził się w coś więcej. Dziewczyna wsadziła mu język między
zęby, a następnie położyła go na sofie. James wylądował głową na miękkiej
poduszce, a rockmenka swoje pocałunki przeniosła na szyję. Chłopak poczuł się
jak uwolniony ptak z klatki. Teraz był pewny, że cały czas kochał Lucy. Jednak
kochał też Elenę. Właśnie! Elena!-
pomyślał. Odkleił się od dziewczyny. Zaczął nerwowo zapinać guziki od swojej
koszuli. Plątał się z tym. Bełkotał coś niezrozumiałego pod nosem, sam nie
zważał na to uwagi.
- Ja nie mogę…- pokręcił głową.
- Ale James!- próbowała go zatrzymać. Złapała go za
rękę lecz szybko wyswobodził się z tego uścisku.
- Niestety nie zostaniemy przyjaciółmi.- podniósł się.
- Możemy być kochankami.- zaproponowała.- Wszystko
tylko żeby mieć cię przy sobie choć na trochę…
- Jesteś jak narkotyk, który uzależnia… i jest
niebezpieczny.
- Zostań ze mną.- zadrżał jej głos, a oczy się
zaszkliły.- Nie zasłaniaj się tamtą dziewczyną. To przecież ja jestem tą
jedyną.
- Byłaś, Lucy Stone. Byłaś…- opuścił jej apartament.
Gdy James wracał, przekonał się, że czysta przyjaźń
damsko- męska nie istnieje. Cały czas chodziło jej tylko o niego. Chciała uśpić
jego czujność. Pod pretekstem przyjaźni chciała na nowo go zdobyć. Nie miała
czystych intencji. To był jej plan, który jej nie wypalił. Przecież jest teraz
z Eleną. Lucy nawet tego nie potrafi zaakceptować. Za wszelką cenę chce go
odzyskać. Gdy James przechodził przez ulicę, zatrąbił samochód. O mało co, a
nie potrąciłby go. Kierowca rozsunął szybę i zaczął krzyczeć do Jamesa słowa,
które do niego nie dochodziły. Jak gdyby nigdy nic szedł dalej, ale postanowił
następnym razem patrzeć na drogę, ponieważ dziś był wielki ruch.
Kiedy wrócił do mieszkania, usłyszał jak leci woda w
łazience na górze. Najwyraźniej Elena brała prysznic. Mu też by się przydał po
tym całym dniu. Nie chciał jednak zostawać w domu i na nią patrzeć. To by
wznieciło jeszcze bardziej jego sumienie. Po cichu opuścił willę i skierował
się do swojego sąsiada.
- Cześć Carlos.- powiedział James kiedy mu otworzył.
- Już się ze mną dziś witałeś.
- To było dzisiaj?- zastanowił się.- A no tak. To było
dzisiaj… faktycznie.
- Może lepiej wejdź…- rozchylił przed nim drzwi.- I
powiedz co się stało.
- Lucy.
- Co znowu z nią?- na jego czole pojawiła się mała
zmarszczka złości.
- Nie ma co przed tobą tego ukrywać. Prędzej czy
później i tak się wyda, że się całowaliśmy. Mogłoby dojść do czegoś więcej, ale
uciekłem.
- Jak do tego w ogóle doszło?- spytał oszołomiony.
- Nie wiem! Tak po prostu!- wypuścił powietrze z
płuc.- Na chwilę straciłem kontrolę nad sobą… na małą chwilę.
- No powiedz to.
- Co?
- No powiedz, że ją nadal kochasz!- Carlos nie
pochwalał tego, jednak domyślał się prawdy.
- Dobra! Kocham, ok?- rozłożył ręce.- Zadowolony?
- A Elena?- dopytał.
- A Elenę też kocham. Nie chcę jej skrzywdzić.
- Już to zrobiłeś.- oznajmił sucho.
- Niepotrzebnie tu przychodziłem… nie pomagasz mi
przyjacielu.- powiedział z lekką pogardą.
- Gdyby był tylko jakiś sposób, aby ją od ciebie
odczepić…- pomyślał głośno Latynos.- Tak raz na zawsze.
- Słyszysz to?- James wyprostował się.- Ryk silnika.-
zorientował się kto to mógł być i natychmiast wyszedł od przyjaciela.- Lucy?!
Jak ty tu wjechałaś?
- O! Tu jesteś! Wasz sąsiad spod jedynki mnie kojarzy,
więc mnie tu wpuszcza.- odpowiedziała.
- Po co przyjechałaś?- podszedł do niej. Carlos stanął
w drzwiach i przyglądał się tej sytuacji.
- Powiedzieć Elenie prawdę. Kochamy się, a ona stoi na
naszej drodze.- odwróciła się na pięcie kierując do jego mieszkania.
- Nie waż się tam iść!- zatrzymał ją James ściskając
za ramię.
- Chcesz ukrywać to przed nią?- oswobodziła się z jego
mocnych objęć.
- Posłuchaj mnie uważnie!- wrzasnął.- Nawet jeśli byś
jej powiedziała prawdę…Nawet jeśli przez to miała by ze mną zerwać i miałbym
zostać sam to nigdy przenigdy nie będę z tobą! Cokolwiek byś zrobiła…
Powtarzam, cokolwiek, to nic a nic ci to nie da, ponieważ ja nie wrócę do
ciebie. Niczym nie wzbudzisz mojej litości! Zrobisz mi teraz przyjemność kiedy
opuścisz moje osiedle i już do niego nigdy nie wrócisz!- podniósł rękę i palcem
wskazującym wskazał jej drogę prowadzącą do wyjazdu.- I nie będę tego żałował.
- Jak chcesz…- łzy strumieniami popłynęły jej po
twarzy.- Myślałam, że możemy być jeszcze razem, bo czuję, że mnie jeszcze
kochasz. Ale ją kochasz mocniej. Żałuję z całego serca, że nie ja jestem na jej
miejscu. Czuję cholerną zazdrość!- pociągnęła nosem. Spojrzała mu w oczy.- Co
tylko zapragniesz, James. Już nigdy mnie nie zobaczysz. Robię to, bo cię
kocham, a jest mi z tym ciężko. Obyś poukładał sobie życie, ożenił się z nią i
miał gromadkę małych Jamesów.- po raz ostatni dotknęła jego twarzy. Nie
przeczył temu, w ten sposób pozwolił jej się ze sobą pożegnać. Jego obraz w jej
oczach zrobił się niewyraźny od ilości łez. Otarła oczy robiąc czarne smugi od
makijażu.- Żegnaj na zawsze.- wyminęła go. James nie ruszył się z miejsca. Nie
chciał odwrócić głowy, aby ktoś zobaczył, że samemu zeszkliły mu się oczy.
Wziął głęboki wdech i spojrzał w niebo. Zanim wszedł do mieszkania, wyjrzał na
jezdnię gdzie na motocyklu odjeżdżała Lucy.
I nagle coś zaczęło mu nie pasować. Jej ciemne włosy
falowały w powietrzu. Po chwili zorientował się, że jej kask leży na środku
chodnika. Zaintrygowany James podszedł do niego i podniósł go z ziemi. Dołączył
do niego Carlos. Szatyn tępo patrzył się w czarny przyrząd.
- Dlaczego ci go zostawiła?- spytał przyjaciel.
- Nie wiem…
- Przecież bez niego może…- urwał Carlos przełykając
ślinę. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Wbiegli do mieszkania Jamesa. Szatyn
sięgnął po komórkę. Nerwowo wybrał jej numer.
- Odbierz…- poprosił do słuchawki krążąc w kółko.-
Cholera! Nie odbiera!
- Co się dzieje?- na dół zeszła Elena.
- Nie teraz!- James wybiegł z mieszkania, a Carlos
razem z nim.- Carlos! Zawieź mnie do Palmwoods!- bez słowa pozwolił mu wsiąść
do auta.
Na drogach panował straszny ruch, który szybko
przerodził się w korek. James nie radził sobie z poskromieniem tylu emocji
naraz. Przegryzał sobie palce z każdej strony nie zważając na ból. Carlos
skrzywił się patrząc na zachowanie przyjaciela. Musiał naprawdę się niepokoić.
- Kiedy ten pieprzony korek się skończy?!- wypalił
szatyn.
- Z przodu jest jakaś blokada. Nic na to nie poradzę!-
zapadła cisza.
- Słyszysz to?- odezwał się po chwili James. Rozsunął
szybę i wystawił głowę. Rozejrzał się do tyłu, a następnie szybko schował
głowę. Przejechał obok nich ambulans.
James pod wpływem impulsu na sygnał karetki, wysiadł z
auta. Nie zważał na to co mówi do niego Carlos. Pobiegł za ambulansem wymijając
zwinnie wszystkie trąbiące samochodu stojące w korku. Nic do niego nie
dochodziło. Ślepo zapatrzony w biały pojazd, gonił za nim. Nogi mu miękły,
odmawiały posłuszeństwa. Stanął im naprzeciw i dalej podążył w bieg. Tym razem
wolniejszy. Zatrzymał się, aby złapać oddech. Wkrótce doszedł spóźniony na
miejsce gdzie rozpoczynał się cały korek. Wkoło znajdowało się mnóstwo dymu,
który drażnił jego nozdrza i oczy. Wachlował przed sobą powietrze ręką, aby
odgarnąć kłęby kurzu. To co zobaczył, wstrząsnęło nim. W wielką ciężarówkę wbity
były niektóre części motocykla, znanego mu dobrze motocykla Lucy. Reszta leżała
porozwalana na drodze. Była zabezpieczana przez policję. Jakiś mężczyzna
tłumaczył się gliniarzowi, który widział dziewczynę na motorze, a następnie
celowo wjechała w pojazd. Potem spojrzał na karetkę, która wnosiła na nosze
ciało nieprzytomnej brunetki. James podbiegł do ratowników, jednak zamknięto mi
drzwi przed nosem. Niestety był pewny, że to była ona. Kąta okiem rozpoznał jej
zmasakrowaną i tak twarz. Zdruzgotany wrócił do auta Carlosa.
- Carlos! Zawieź mnie do szpitala!- zadrżał mu głos.
- Co się stało?!
- Lucy chciała się zabić!
* Jezu. To rozdział 150. A ta część ma 154. Nie wierzę, że koniec jest za dwa tygodnie :( Musicie być więc aktywni na tę końcówkę.
Może niektórzy z Was będą zmieszani, niektórzy smutni, niektórzy radośni z powodu wypadku Lucy. No ciekawa jestem Waszych reakcji. Tylko niech Was tam nie ponosi za bardzo hehe :)
Wiele osób się pyta ,a raczej niecierpliwi kiedy Marla powie Loganowi o ciąży. No to mały spoiler. W następnym rozdziale będzie bardzo zdeterminowana, jednak nie zdąży. Ostatecznie dowie się tego Loguś w rozdziale 152 :)
No to tak jak obiecałam, postarałam się z gwiazdką tym razem. Trzymajcie się i do środy :*
PS wgl zapomniałam, że dziś sobota, no nie? Dlatego tak późno :)
Zapraszam na nowy rozdział na TVOF
Od początku: Czytam to słuchając piosenki z "Violetty". Jest fajna, wpada w ucho. "Mi Princesa", chyba. Efekt? Nadzieje? Przecież to lekko się wyklucza. Niby jak ma się to skończyć? Samobójstwem Lucy? Eleny? Może być jeszcze tak, że Marla poroni. I teraz mi nie mów, że pomyliłam blogi. Coś czytam, że któraś jest w ciąży... Marze o nowych Avengersach... I koszulce "Kapitana Ameryki", ale nie wiem co to ma wspólnego z opowiadaniem, tak mi się rzuciło na myśl. I normalnie jakbym zgadła. LUCY PRÓBOWAŁA SIĘ ZABIĆ! No weź... Co sie z tą dziewczyną porobiło... O Licy, Lucy... Twoja postać spędza mi sen z powiek. Rozdział świetny! Do środy! Trzymaj się! Bywaj z Magnusem!
OdpowiedzUsuńOmg...Lucy chciała się zabić. O lol. Nie wiem co myśleć. Mam mętlik w głowie. To nie jest tak, że nienawidzę Lucy. Wolę go z Eleną i chciałam żeby zniknęła. Teraz chyba osiągnęła odwrotny efekt, bo James się przejął i nie wygąda na takiego, który po tym by ją tak zostawił. Pewnie będą w szpitalu, a to się nie bd podobać Elenie. No nie wiem! Ale tak bardzo chcę następny,a by zobaczyć co i jak!!! I Marls bd chciała powiedzieć o ciąży. Oby to była osttania próba. Fantastyczny roz :)
OdpowiedzUsuń4 chapters left :(
Mam mieszane uczucia po tym rozdziale. Zjednej strony żal mi troche Lucy ale z drugiej zasłużyła sobie na to. Czy tylko ja mam wrażenie że James zostawi Elene dla Lucy? Ale nie, co ja pierdziele on nie może jej zostawić. Oni musza być razem! Musza bo ja im każe!
OdpowiedzUsuńJak ja bede tesknic za twoja twórczościa na tym blogu :(. Dlaczego takie zajebiste rzeczy musza sie tak szybko kończyć? :'(
Supi rozdział i czekam z niecierpliwościa na next #byledosrody <3
O kurwa. Prawie płakałam jak czytałam ten rozdział. Jestem tak jakby w szoku więc nie wiem czy uda mi się napisać jakiś sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuńLucy chciała się zabić, Boże.
Muszą ją uratowali, ona musi żyć.
To opowiadanie nie może zakończyć się załobą.
Nie wierzę że jeszcze 4 rozdziały do końca. Bardzo się przywiązałam do tego opowiadania i nie potrafię sobie wyobrazić jego końca. Wiem że nic nie możne trwać wiecznie, przecież nie zrobisz z tego Mody Na Sukces, ale i tak jakoś dziwnie mi z tym.
Rozdział jak zwykle cudowny, nic dodać nic ująć. Pozdrawiam xx
Kurcze chciałam napisać LUCY WYPIERDALAJ, ale tero jakoś tego nie zrobię. A czy ja wgl tak pisałam? Wiem, że Chris tak :D A ja chciałam ją bronić kiedyś i wgl. Głupia, że go pocałowała, no ale ten wypadek...i to umyślny wypadek. czego to on a z miłości nie zrobi. To dowodzi, że naprawdę żałujue. Ale Elena. AAAAA musk boli. TO PRZEZ CIEBIEE!!!
OdpowiedzUsuńCo przeze mnie? To nie moja wina. To życie bohaterów już takie jest i nie mam wpływu na to ;P
UsuńSzczerze mówiąc, wypadek Lucy jakoś nie zrobił na mnie większego wrażenia. Nie mówię, że nie jest mi jej szkoda, chociaż nadal jej nie lubię, ale decyzja o spowodowaniu wypadku, była po prostu głupia. Jakiekolwiek nakłonienie Jamesa do powrotu jest po prostu żałosne. Co ona sobie myśli? Gdyby na prawdę kochała Jamesa, zrozumiała by, że jest szczęśliwy bez niej. Jeśli mimo to, Maslow do niej wróci, to jest zerem. To już nie będzie miłość, a litość. Może się mylę... #TeamJelena.
OdpowiedzUsuńDzisiaj tak trochę na poważnie, już czekam na nn! Nie chcę nawet słyszeć o końcu opka!
Pozdrawiam :)
Luśka! Szkoda mi cię laska ale zdychaj! ZDYCHAJ! Wez ją dobija i bd spokój. A James się jakoś pozbiera. Eelka mu pomoze. Miłość da rade :)
OdpowiedzUsuńMarls i jej zatajona ciąża. Biedny Logan nadal nic nie wie. Bd chciała my powiedzieć? Ciekawe dobrej przeszkodzi. Pewnie tel od jamesa ze luśka jest w szpitalu. Sucz! Umrzyj ja.
Super rozdział i czekam na kolejny :)
Czemu mnie nie dziwi, że chcesz jej śmierci :D Szkoda Ci, ale ma zdychać? :P
UsuńJames też jest głupi, bo poszedł idiota do Niej.. A tamta jędza, przyjechała za Nim. Wzbudzić w chłopaku uczucie, a potem jeszcze specjalnie się wpieprzyć pod ciężarówkę. Jeszcze James wróci do Lucy bo tak to się nie może skończyć. Bardzo fajny rozdział, oby do następnego! :).
OdpowiedzUsuńOfiary nadrobię za tydzień, obiecuję :P Jestem zmieszana. Lucy powinna wypierdalać, a nie umierać. Ona jest jednak chora psychiczna... James nie wróci do Lucy, jnadal coś do niej czuje i dlatego pobiegł za karetką. Ale James to też kretyn, bo poszedł do Lucy.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i czekam na 151, a zawłaszcza 152. Ciekawe, jak Hendersonowie nazwą dziecko... Za cztery rozdziały koniec PPP, jestem ciekawa, co wymyślisz :)