- Chcę znaleźć swoją rodzinę od strony ojca.- wyznała. Zapadła krótka cisza.- Nic nie powiesz? Niepokoi mnie ta cisza.
- Jesteś tego pewna?- spytał pełen obaw.
- Tak, zdecydowanie. Nie spocznę póki nie poznam prawdy. I myślę, że to też zagoi pewne rany. Dzięki pomocy mamie, jej starych zdjęć i kontaktów wpadłam na pewien trop. Wiem, że jeszcze dwadzieścia pięć lat temu mieszkał gdzieś w Tennessee. Tam też mieszka jego rodzina. Muszę tam pojechać.
- Nie boisz się? Nie wiesz jaki oni są. A jeśli się rozczarujesz? No i nigdy ich nie widziałaś. Nie masz do nich pytań?
- Mam. I oczywiście, że się boję, ale jedno jest pewne. Jego krew płynie w moich żyłach. Jestem jego córką i muszę ich zobaczyć. Jak najszybciej. Wstałam rano, wszystko jest gotowe.
- Jadę z tobą!- ożywił się.
- Nie, muszę zrobić to sama, I ktoś musi zostać z Philipem.
- Logan, proszę cię.- złapała go za rękę.- Decyzję już podjęłam.- następnie wstała i zarzuciła sobie na ramię napchaną torebkę.- Samolot mam za dwie godziny. Postaram się wrócić do dwudzistej drugiej.
- Dzwoń do mnie i pisz jakby coś się stało. Zaczynając od tego, że doleciałaś na miejsce, I napisz po krótce jak było i jacy oni są.
- Dobrze, dobrze.- uśmiechnęła się nerwowo, a następnie wyszła.
Logan myślał, że to wszystko zaraz doprowadzi go do szaleństwa. Został sam z dzieckiem i wiadomością, że jego żona jedzie poznać rodzinę swojego biologicznego ojca. To musi być dla niej wielkie przeżycie. Na szczęscie przyjaciele zjawili się w porę. Na początek odwiedził go Carlos, a co za tym idzie zjadł znaczną część sniadania przygotowaną dla Logana. Następnie przyszedł Kendall, kóry dokończył śniadanie. Logan musiał zadowolić się kanapką, a żeby dopełnić towarzystwo, zadzownił po Jamesa, który zjawił się najszybciej jak umiał, czyli za pięćdziesiąt minut.
- Sorry ludzie.- wszedł zdyszany do środka.- Serio szybciej się nie dało.
- Luz.- Kendall zamknął za nim drzwi, bo Logan w tym czasie był w kuchni.
- Logas, co ty tam robisz?- zawołał go Carlos.- Gotujesz nam herbatkę?
- Lepiej.- wyszczerzył się gdy przyszedł z czterema zimnymi piwami.
- Jestem samochodem.- wtrącił James.
- A wyglądasz jakbyś biegł w maratonie.- dogryzł mu Kendall.
- Serio? Miałem wyglądać oszałamiająco...- odpowiedział z ironią.
- Weź Maslow, nie pieprz tylko bierz jak dają.- ten szybko wziął swoje. Na jednej kolejce się nie skończyło. Kendall z Carlosem skoczyli po więcej alkoholu do sklepu. Logan zajął się synkiem wten czas. Kiedy przyjaciele wrócili, James zaśmiał się.
- Marla chyba nam wszystkim wyrwie włosy z głowy, bo zostawiła dziecko pod opieką czterech pijaków.
- Csiii- przyłożył palce do ust.- Bo powtórzy matce kiedy będzie mógł zupełnie mówić. Wszyscy spojrzeli na niego i zaczęli się głupio śmiać.
- A kiedy ona wróci?
- Pod wieczór, więc o dwudziestej już was tu ma nie być.
- Hahaha właściwy gospodarz.- Carlos otworzył butelkę.- Za co pijemy?
- Ja zacznę.- udzielił się Kendall.- Za najbliższych i naszą rodzinę, bo jest najważniejsza.
- Za zdrowie i spokój.- dodał Logan.
- Za miłość, czyli za tych, których kochamy najmocniej.- powiedział James lekko nieobecny w tym czasie. Carlos spojrzał na niego kamiennym spojrzeniem.
- Za wolność...- nikt niczego nie komentował. Stuknęli się tylko kieliszkami i wypili swoje.
Marla nie była nawet zmęczona lotem. Przejęcie i strach nie pozwalało jej tego czuć. Z lotniska wzięła taksówkę, która zabrała ją w cel podróży. Kiedy wysiadła na ulicy, nie wiedziała dokąd iść. Znała tylko nazwę ulicy. Wszystkie domki wyglądały tak samo. Nie było wokół też osoby, którą mozna było zapytać o wskazówkę. Było tu strasznie pusto. Wtedy przypomniał jej się pewien opis:" Nigdy nie byli dobrymi ogrodnikami. Rośliny więdły w ich dłoniach". Z tego co widziała, tylko jeden dom miał tak niezadbany ogród. Poszła więc tą drogą. Zapukała do drzwi niepewnie. Myślała, że zaraz zapuści korzenie i się wgryzie w glebę jak te chwasty.
- Już idę!- odpowiedział męski, stary głos. Drzwi otworzyły się, a Marla dostała ataku paniki. Mężczyzna był już praktycznie siwy. Miał na oko sześćdziesiąt lat, lecz jego oczy wydały jej się znajome.- Hę, mogę w czymś pomóc pani?- odezwał się, a raczej burknął schrypiałym głosem. Nie był zbyt uprzejmy, ale nie był też nieprzyjemny.
- Ja...- nie wiedziała co powiedzieć.- Czy możemy porozmawiać? Moge wejść do środka?
- Przykro mi, ale nie wpuszczam nieznajomych do środka.
- Ach no tak. Marla Henderson.- podała mu rękę, lecz on jej nie uścisnął. Nie wiedziała o co chodzi,- No to może tak... jestem Marlabell Steward, nazwisko panieńskie...- wtedy dostał oszołomienia. Przyjrzał jej się uważnie, a jego wargi zadrżały. Przeszedł ją dreszcz na ten widok. Nie wiedziała jak zareagować.
- Nie poznałem cię. Przepraszam.- wyszeptał.
- Zna mnie pan? Ja przyleciałam tu z Los Angeles gdzie mieszkam aktualnie. Moja mama po śmierci męża wyznała mi prawdę.
- Wejdź. Wszystko ci wytłumaczę.- rozszerzyl drzwi, a szatynka weszła do środka.- Napijesz się czegoś?
- Może herbaty bym poprosiła...
- Akurat grzałem wodę. Usiądź sobie. Zaraz przyjdę.- wyszedł do kuchni. Marla chciała już usiąść kiedy pewne zdjęcie przykuło jej uwagę. Było na nim dwóch mężczyzn. Pierwszy przypominał właśnie tego, którego poznała przed chwilą. Drugi nie był do niego bardzo podobny, jednak widziała w nim inne podobieństwo. Podobieństwo do siebie.
- To jest właśnie Stan, mój brat.- postawił herbatę na stole.- Twój ojciec. Na tym zdjęciu ma dwadzieścia osiem lat.
- Jesteś... jest pan jego starszym bratem?
- Mieliśmy wspólną matkę. Mamy tylko inne nazwiska. Niestety Stan...
- Wiem, że zmarł trzy lata temu.- dopowiedziała.
- Dlaczego więc przyjechałaś?- spytał spokojnie, choć bardzo przejęcie.
- Wiele czynników się na to złożyło. Chciałam po prostu poznać jego rodzinę, Nigdy nie był dla mnie ojcem, ale wiedziałam, że po tym wszystkim, jeśli tutaj nie przyjadę, to potem będę żałowała do końca życia. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się czegoś nie zrobiło.
- Dokładnie cię rozumiem.- przytaknął. Przyjrzał się jej i uśmiechnął.- Jesteś piękna. Widzę w tobie, może nie tak wiele wspólnego, ale teraz gdy na ciebie patrzę, to czuję jakby Stan tu był. Szkoda, że go nigdy nie poznałaś.
- Nie wiem jakby wyglądała ta rozmowa.- zmieniła szybko temat.- Ktoś tu jeszcze mieszka?
- Tak. To znaczy jeszcze niedawno mieszkałem sam, ale wrócił i...- w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.- To on. Poznaj mojego syna...-gdy tylko klamka się przekręciła, poczuła kolejny strach. Gdy jednak zobaczyła kto pojawił się w wejściu, rozchyliła szeroko wargi i pokręciła w dwie strony. Nie mogła w to uwierzyć. To nie mógł być on. To musiał być jakiś zbieg okoliczności!
- Marla?- spytał zszokowany. Przeszedł przez próg i spojrzał przez sekundę na ojca, a potem znów przeniósł wzrok na dziewczynę.
- To wy się znacie?- zdziwił się starzec.
- Tak.- odpowiedział.- A jednak to prawda...
- Nie wiedziałam, że cię jeszcze spotkam, Nick...
- A jednak...
* Do końca zostało 10 rozdziałów... 2,5 miesiąca... o Jezu... co ja wtedy zrobię?
Zwróćcie uwagę na fragment kiedy chłopaki wznoszą toast. Zwróćcie uwagę na ich priorytety a może coś Wam to podpowie ;)
I jeszcze końcówka. Jeśli ktoś niedowierza to wyjaśniam... tak, chodzi o tego samego Nicka z porwania Marli i Logana. Kto się tego spodziewał? Ha! Wiem, nikt. Sama bym się nie domyśliła. Nawet Kriszu a mamy podobne mózgi ;)
Do kolejnego
- Sorry ludzie.- wszedł zdyszany do środka.- Serio szybciej się nie dało.
- Luz.- Kendall zamknął za nim drzwi, bo Logan w tym czasie był w kuchni.
- Logas, co ty tam robisz?- zawołał go Carlos.- Gotujesz nam herbatkę?
- Lepiej.- wyszczerzył się gdy przyszedł z czterema zimnymi piwami.
- Jestem samochodem.- wtrącił James.
- A wyglądasz jakbyś biegł w maratonie.- dogryzł mu Kendall.
- Serio? Miałem wyglądać oszałamiająco...- odpowiedział z ironią.
- Weź Maslow, nie pieprz tylko bierz jak dają.- ten szybko wziął swoje. Na jednej kolejce się nie skończyło. Kendall z Carlosem skoczyli po więcej alkoholu do sklepu. Logan zajął się synkiem wten czas. Kiedy przyjaciele wrócili, James zaśmiał się.
- Marla chyba nam wszystkim wyrwie włosy z głowy, bo zostawiła dziecko pod opieką czterech pijaków.
- Csiii- przyłożył palce do ust.- Bo powtórzy matce kiedy będzie mógł zupełnie mówić. Wszyscy spojrzeli na niego i zaczęli się głupio śmiać.
- A kiedy ona wróci?
- Pod wieczór, więc o dwudziestej już was tu ma nie być.
- Hahaha właściwy gospodarz.- Carlos otworzył butelkę.- Za co pijemy?
- Ja zacznę.- udzielił się Kendall.- Za najbliższych i naszą rodzinę, bo jest najważniejsza.
- Za zdrowie i spokój.- dodał Logan.
- Za miłość, czyli za tych, których kochamy najmocniej.- powiedział James lekko nieobecny w tym czasie. Carlos spojrzał na niego kamiennym spojrzeniem.
- Za wolność...- nikt niczego nie komentował. Stuknęli się tylko kieliszkami i wypili swoje.
Marla nie była nawet zmęczona lotem. Przejęcie i strach nie pozwalało jej tego czuć. Z lotniska wzięła taksówkę, która zabrała ją w cel podróży. Kiedy wysiadła na ulicy, nie wiedziała dokąd iść. Znała tylko nazwę ulicy. Wszystkie domki wyglądały tak samo. Nie było wokół też osoby, którą mozna było zapytać o wskazówkę. Było tu strasznie pusto. Wtedy przypomniał jej się pewien opis:" Nigdy nie byli dobrymi ogrodnikami. Rośliny więdły w ich dłoniach". Z tego co widziała, tylko jeden dom miał tak niezadbany ogród. Poszła więc tą drogą. Zapukała do drzwi niepewnie. Myślała, że zaraz zapuści korzenie i się wgryzie w glebę jak te chwasty.
- Już idę!- odpowiedział męski, stary głos. Drzwi otworzyły się, a Marla dostała ataku paniki. Mężczyzna był już praktycznie siwy. Miał na oko sześćdziesiąt lat, lecz jego oczy wydały jej się znajome.- Hę, mogę w czymś pomóc pani?- odezwał się, a raczej burknął schrypiałym głosem. Nie był zbyt uprzejmy, ale nie był też nieprzyjemny.
- Ja...- nie wiedziała co powiedzieć.- Czy możemy porozmawiać? Moge wejść do środka?
- Przykro mi, ale nie wpuszczam nieznajomych do środka.
- Ach no tak. Marla Henderson.- podała mu rękę, lecz on jej nie uścisnął. Nie wiedziała o co chodzi,- No to może tak... jestem Marlabell Steward, nazwisko panieńskie...- wtedy dostał oszołomienia. Przyjrzał jej się uważnie, a jego wargi zadrżały. Przeszedł ją dreszcz na ten widok. Nie wiedziała jak zareagować.
- Nie poznałem cię. Przepraszam.- wyszeptał.
- Zna mnie pan? Ja przyleciałam tu z Los Angeles gdzie mieszkam aktualnie. Moja mama po śmierci męża wyznała mi prawdę.
- Wejdź. Wszystko ci wytłumaczę.- rozszerzyl drzwi, a szatynka weszła do środka.- Napijesz się czegoś?
- Może herbaty bym poprosiła...
- Akurat grzałem wodę. Usiądź sobie. Zaraz przyjdę.- wyszedł do kuchni. Marla chciała już usiąść kiedy pewne zdjęcie przykuło jej uwagę. Było na nim dwóch mężczyzn. Pierwszy przypominał właśnie tego, którego poznała przed chwilą. Drugi nie był do niego bardzo podobny, jednak widziała w nim inne podobieństwo. Podobieństwo do siebie.
- To jest właśnie Stan, mój brat.- postawił herbatę na stole.- Twój ojciec. Na tym zdjęciu ma dwadzieścia osiem lat.
- Jesteś... jest pan jego starszym bratem?
- Mieliśmy wspólną matkę. Mamy tylko inne nazwiska. Niestety Stan...
- Wiem, że zmarł trzy lata temu.- dopowiedziała.
- Dlaczego więc przyjechałaś?- spytał spokojnie, choć bardzo przejęcie.
- Wiele czynników się na to złożyło. Chciałam po prostu poznać jego rodzinę, Nigdy nie był dla mnie ojcem, ale wiedziałam, że po tym wszystkim, jeśli tutaj nie przyjadę, to potem będę żałowała do końca życia. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się czegoś nie zrobiło.
- Dokładnie cię rozumiem.- przytaknął. Przyjrzał się jej i uśmiechnął.- Jesteś piękna. Widzę w tobie, może nie tak wiele wspólnego, ale teraz gdy na ciebie patrzę, to czuję jakby Stan tu był. Szkoda, że go nigdy nie poznałaś.
- Nie wiem jakby wyglądała ta rozmowa.- zmieniła szybko temat.- Ktoś tu jeszcze mieszka?
- Tak. To znaczy jeszcze niedawno mieszkałem sam, ale wrócił i...- w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.- To on. Poznaj mojego syna...-gdy tylko klamka się przekręciła, poczuła kolejny strach. Gdy jednak zobaczyła kto pojawił się w wejściu, rozchyliła szeroko wargi i pokręciła w dwie strony. Nie mogła w to uwierzyć. To nie mógł być on. To musiał być jakiś zbieg okoliczności!
- Marla?- spytał zszokowany. Przeszedł przez próg i spojrzał przez sekundę na ojca, a potem znów przeniósł wzrok na dziewczynę.
- To wy się znacie?- zdziwił się starzec.
- Tak.- odpowiedział.- A jednak to prawda...
- Nie wiedziałam, że cię jeszcze spotkam, Nick...
- A jednak...
* Do końca zostało 10 rozdziałów... 2,5 miesiąca... o Jezu... co ja wtedy zrobię?
Zwróćcie uwagę na fragment kiedy chłopaki wznoszą toast. Zwróćcie uwagę na ich priorytety a może coś Wam to podpowie ;)
I jeszcze końcówka. Jeśli ktoś niedowierza to wyjaśniam... tak, chodzi o tego samego Nicka z porwania Marli i Logana. Kto się tego spodziewał? Ha! Wiem, nikt. Sama bym się nie domyśliła. Nawet Kriszu a mamy podobne mózgi ;)
Do kolejnego
Klepie pierwszy !
OdpowiedzUsuńPrzepraszam! Ale ja domyslilem sie gdy on stanął w drzwiach :D az sie poderwalem z miejsca :) genialnie to zrobilas! :) Ciekawe jak bd wygladala ich rozmowa...
OdpowiedzUsuńJames i miłość powiadasz? Elena? Elka! Elunia! Jelena! Jelonki! Moje jelonki są znów razem ! :-)
Marla jest odwazna ze tak sama tam pojechala. Wgl ciekawe co powie Loganowi. Pewnie zatai ze Nicka spotkała.
Znowu koniec? No zesz kurwa mac! Osiwieje... wgl porażka jakas na bloggerowni. Z tych wszystkich blogow które cenię tylko PPP pozostalo. Wszystko sie skonczylo lub autorom weny brak. No przeciez chuj mnie strzeli jak mi jeszcze PPP zabierzesz... :(
Ten rozdzial jakby jakis dluzszy. Wczesniej same krocizny byly. Rozdzialicho genialne! Czekam na kolejne! :)
Ach. I pomyśleć ze gdybys zostala przy starym systemie to juz by PPP nie bylo...
Ale we wtorek nawet nie pomyślalbyś o tym Nicku. O to chodzi :p
UsuńJa też nie chcę końca :/
Chłopaki męski wieczorek, o ile to można tak nazwac, a raczej popołudnie. Biedny Philip się tam nasłuchał pewnie ;p
OdpowiedzUsuńNwm czemu pomyślałam, że James na szybko się zbierał od miłości (Eleny) i taki zdyszany, nie no ja mam poryty mózg. :"D
Zastanawia mnie ten watek Nicka. Niezbyt go pamiętam, nie czytałam bloga od początku i się to pokazuje. Czekam na to co zrobi Marla :)
Brak mojej motywacji i weny mnie dobija, więc:
Super rozdział i czekam na następny ;)
Boże z jednej strony chce żeby te 10 tygodni zleciało szybko, bo mam dość szkoły, ale z drugiej ten blog tak szybko się skończy, a jest cudowny :(
Nie mam zielonego pojęcia kim jest ten koleś ale się niedługo dowiem.
OdpowiedzUsuńMasz jeszcze jakiś aktualny blog?
Rozdział jest jak zawsze u Cb super
Tu się nie da zawieść
Czekam xo
To jest teraz jedyny aktualny, ale skończyłam dwa w ciągu ostatniego miesiąca i są w zakładkach
Usuńhttp://bigtimerush46.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy :)
To, że Marla chce znaleźć rodzinę swojego biologicznego ojca nie jest dla mnie zaspecjalną niespodzianką. W sumie to całkiem do przewidzenia. Tylko nie jestem pewna, co sobie myśli. Chce po prostu ich poznać? A może odgadnąć jakie cechy odwieziczyła w genach. Tego jeszcze nie wiem. W sumie, gdyby miała to gdzieś też nie byłabym za specjalnie zaskoczona. Biedny Logan? Co on się ma z tą swoją małżonką? Pojechała sobie tak zaraz (zbyt zaraz) i nic się nie tłumaczyła. Oj, co on się ma... Taki zaniepokojony. Niedługo przez nią osiwieje. Kompletnie.
OdpowiedzUsuńTo Carlos jest taki żąrłok? Już praktycznie o tym zapomniałam.
To piwo jest dla mnie niepokojącym sygnałem. I to przy dziecku...
Po ostatnim przedziale ciśnie mi się na klawiaturę mojej starej, wymęczonej komoręczki na której piszę ten komentarz, wielkie drukowane WTF! No bo to ma być? Nick, ten... Bydlak o twarzy Willa Herondale'a jest jej... Kuzynem? Czuję nagłą potrzebę cofnięcia się do starszych rozdziałów, w których opisywano to porwanie.
Rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam i sorki, że dopiero teraz. Mam ostatnio dużo na głowie. I wiesz co? PS: Postanowiłam. Mój nowy blog wystartuje, kiedy Ty zakończysz ten swój.
To, że Marla chce znaleźć rodzinę swojego biologicznego ojca nie jest dla mnie zaspecjalną niespodzianką. W sumie to całkiem do przewidzenia. Tylko nie jestem pewna, co sobie myśli. Chce po prostu ich poznać? A może odgadnąć jakie cechy odwieziczyła w genach. Tego jeszcze nie wiem. W sumie, gdyby miała to gdzieś też nie byłabym za specjalnie zaskoczona. Biedny Logan? Co on się ma z tą swoją małżonką? Pojechała sobie tak zaraz (zbyt zaraz) i nic się nie tłumaczyła. Oj, co on się ma... Taki zaniepokojony. Niedługo przez nią osiwieje. Kompletnie.
OdpowiedzUsuńTo Carlos jest taki żąrłok? Już praktycznie o tym zapomniałam.
To piwo jest dla mnie niepokojącym sygnałem. I to przy dziecku...
Po ostatnim przedziale ciśnie mi się na klawiaturę mojej starej, wymęczonej komoręczki na której piszę ten komentarz, wielkie drukowane WTF! No bo to ma być? Nick, ten... Bydlak o twarzy Willa Herondale'a jest jej... Kuzynem? Czuję nagłą potrzebę cofnięcia się do starszych rozdziałów, w których opisywano to porwanie.
Rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam i sorki, że dopiero teraz. Mam ostatnio dużo na głowie. I wiesz co? PS: Postanowiłam. Mój nowy blog wystartuje, kiedy Ty zakończysz ten swój.
Nie wierzę, no Żona ledwo co wyjechała a Henderson już się rozpija z kolegami.. I weź tu zostaw Faceta samego i w dodatku z dzieckiem, niech tylko by się Elena dowiedziała.. Logan - trup. Ale ten Nick to mega wielkie zaskoczenie, ja to się dalej potoczy to jest naprwdę fascynujące, jak Oni będą rozmawiać ze Sobą po tym wszystkim. Umiesz zszokować czytelnika. Szok! ;O. Ale się teraz zadziało. Czekam jak najbardziej na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuń