Kendall dostał wiadomość od Jo żeby przyszedł do niej gdy tylko będzie miał czas. Wyszedł do niej od razu po otrzymaniu smsa. Wiedział co znaczyła ta wiadomość. Jo podjęła decyzję. Uśmiechnął się pod nosem gdy wyobraził sobie jak Jo mieszka u niego przez dwa tygodnie. To byłyby najcudowniejsze czternaście dni jego życia. Po kwadransie był już w Palmwoods. Wszedł do windy i wkrótce był już pod jej mieszkaniem. Zapukał do drzwi cztery razy, a po chwili otrzymał informacje, że może wejść. Jo stała opierając się o kuchenny blat. Mieszała słomką mrożoną herbatę, którą trzymała w ręce.
- Cześć kochanie.- przywitał się z nią całując jej policzek.
- A z tobą czy wszystko w porządku?- spytała.
- Przecież już wczoraj było dobrze.- zrobił krok w przód.- To jak? Co postanowiłaś?
- Chcesz mrożonej herbaty?- zadała pytanie zmieszana.
- Nie, nie trzeba.- odmówił. Niecierpliwił się. Nie mógł się powstrzymać żeby nie zapytać.- Jo? Powiesz mi w końcu?
- Kendall…- westchnęła ciężko.- Będzie lepiej jak zostanę w Palmwoods.
- Co?- poczuł narastający smutek i rozczarowanie. Jego marzenie pękło jak bańka mydlana.- Ale dlaczego? Sama mówiłaś, że boisz się…
- No wiem, ale tu już nie chodzi o mnie. Nie czułabym się spokojnie śpiąc u ciebie, a wiedząc, że Marla została z tym typem sama. Muszę tu zostać, aby rozszyfrować co on knuje. Wiem to, czuję to. To jest tylko kwestia czasu. Marla będzie potrzebowała mojej pomocy.
- Ja rozumiem, ale czy ty trochę nie przesadzasz? Myślę, że mój pomysł by się tobie przydał, ponieważ wpadasz już w lekką paranoję.- wyjawił.
- Paranoję? Ja nie wpadam w żadną paranoję. Po prostu jestem ostrożna. Nie chcę żeby Marla przechodziła przez to samo co ja kiedyś. Czy ty tego nie pamiętasz?
- Pamiętam, ale… to było tak dawno. Może on sprawia takie wrażenie, ale chyba nie jest aż tak głupi żeby pakowaćsię w to jeszcze raz.- podrapał się po głowie.
- On chce, abyś tak myślał. Na razie nic się nie dzieje, a jak już wszyscy będą uważać, że sprawa ucichła, on zaatakuje!- podniosła głos.
- Jo, ja rozumiem, że się denerwujesz, ale teraz trochę przesadzasz.
- Wiesz co? Będzie lepiej jak już pójdziesz zanim powiesz za dużo.- odrzekła sucho.- Zostaw mnie samą.
- Ale Jo!
- Proszę cię żebyś wyszedł.- odwróciła się plecami. Kendall zgrzytnął zębami, a następnie bez słowa wyszedł z jej mieszkania. Nie tak to sobie wyobrażał. Cały w nerwach wrócił do domu.
Po południu Marla wybrała się do bladego osiedla. Chciała opowiedzieć Loganowi co się stało dzisiejszego dnia. Spojrzała na dom ich sąsiadki. Garaż był otwarty. Natalie właśnie wyparkowywała auto przed dom. Dziewczyna zadzwoniła dzwonkiem. Przez okno zobaczyła jak James podchodzi do okna i naciska na przycisk. Furtka otworzyła się. James wyszedł na zewnątrz.
- Cześć kochanie.- przywitał się z nią całując jej policzek.
- A z tobą czy wszystko w porządku?- spytała.
- Przecież już wczoraj było dobrze.- zrobił krok w przód.- To jak? Co postanowiłaś?
- Chcesz mrożonej herbaty?- zadała pytanie zmieszana.
- Nie, nie trzeba.- odmówił. Niecierpliwił się. Nie mógł się powstrzymać żeby nie zapytać.- Jo? Powiesz mi w końcu?
- Kendall…- westchnęła ciężko.- Będzie lepiej jak zostanę w Palmwoods.
- Co?- poczuł narastający smutek i rozczarowanie. Jego marzenie pękło jak bańka mydlana.- Ale dlaczego? Sama mówiłaś, że boisz się…
- No wiem, ale tu już nie chodzi o mnie. Nie czułabym się spokojnie śpiąc u ciebie, a wiedząc, że Marla została z tym typem sama. Muszę tu zostać, aby rozszyfrować co on knuje. Wiem to, czuję to. To jest tylko kwestia czasu. Marla będzie potrzebowała mojej pomocy.
- Ja rozumiem, ale czy ty trochę nie przesadzasz? Myślę, że mój pomysł by się tobie przydał, ponieważ wpadasz już w lekką paranoję.- wyjawił.
- Paranoję? Ja nie wpadam w żadną paranoję. Po prostu jestem ostrożna. Nie chcę żeby Marla przechodziła przez to samo co ja kiedyś. Czy ty tego nie pamiętasz?
- Pamiętam, ale… to było tak dawno. Może on sprawia takie wrażenie, ale chyba nie jest aż tak głupi żeby pakowaćsię w to jeszcze raz.- podrapał się po głowie.
- On chce, abyś tak myślał. Na razie nic się nie dzieje, a jak już wszyscy będą uważać, że sprawa ucichła, on zaatakuje!- podniosła głos.
- Jo, ja rozumiem, że się denerwujesz, ale teraz trochę przesadzasz.
- Wiesz co? Będzie lepiej jak już pójdziesz zanim powiesz za dużo.- odrzekła sucho.- Zostaw mnie samą.
- Ale Jo!
- Proszę cię żebyś wyszedł.- odwróciła się plecami. Kendall zgrzytnął zębami, a następnie bez słowa wyszedł z jej mieszkania. Nie tak to sobie wyobrażał. Cały w nerwach wrócił do domu.
Po południu Marla wybrała się do bladego osiedla. Chciała opowiedzieć Loganowi co się stało dzisiejszego dnia. Spojrzała na dom ich sąsiadki. Garaż był otwarty. Natalie właśnie wyparkowywała auto przed dom. Dziewczyna zadzwoniła dzwonkiem. Przez okno zobaczyła jak James podchodzi do okna i naciska na przycisk. Furtka otworzyła się. James wyszedł na zewnątrz.
-
Wiesz już co za niespodziankę szykujemy dla Carlito?
-
Tak, wiem.
-
Tylko musimy jeszcze wymyśleć jak pozbyć się go z domu na dość długo żeby
przygotować wszystko.
-
Jeszcze się zobaczy. Ostatnio do głowy przychodzą mi same dobre pomysły.-
uśmiechnęła się. James też pokazał białe ząbki. Patrzyła na Marlę ciepłym
spojrzeniem.- Gdzie Logan?
-
Jest gdzieś na górze. Coś tam kombinuje z Kendallem. Logaaaan!- krzyknął tak
głośno żeby mógł go usłyszeć.- Looooogaaan!- spojrzeli w jego okno.- Loggie
bear!- ten pseudonim poskutkował. Logan podbiegł do okna, otworzył je i
zmarszczył brwi, bo słońce świeciło mu w oczy.
-
Po pierwsze nigdy tak do mnie nie mów. Wiesz, że tego nie lubię! A po drugie.
Nie drzyj się tak!- zauważył, że Marla stoi na dworze.- Aaa! To trzeba było tak
od razu.- zamknął okno.
-
Zaraz przyjdzie.- poinformował ją James.- Fox!-zawołał swojego pupilka. Fox już
sporo podrósł. Przybiegł szczęśliwy, zrobił kółko wokół Marli i swojego pana.
James wyciągnął smycz z kieszeni i przymocował ją do obroży psa.- Chodź na
spacer lisie ty jeden. James i Fox opuścili teren swojej posesji.
-
No cześć.- Logan zszedł na dół i pocałował dziewczynę.- Jak tam dzień?
Spokojnie tam u was?
-
Mam ci coś do opowiedzenia.
-
Ooo Logaaaan!- Natalie wychyliła się przez graniczący z nimi średniej wysokości
płot. Ubrana była tylko w różowe spodenki i związaną błękitną koszulkę wokół
biustu. Była cała mokra. Woda spływała jej po brzuchu, a z jej mokrego warkocza
ściekały kropelki wody.- Logan. Myłam właśnie auto, ale coś mi się zepsuło.
Mógłbyś tu przyjść i zobaczyć co mu jest?
-
Teraz jestem trochę zajęty.- wytłumaczył chłopak trochę onieśmielony
wyzywającym strojem sąsiadki.
-
Ale nie zajmę ci wiele czasu, a to bardzo ważne. Zaraz muszę jechać do agenta.-
zrobiła proszącą minkę i zatrzepotała rzęsami. Logan podrapał się po głowie. Szatynka skrzywiła się.
-
Zajmie mi to tylko chwilę, a zaraz przyjdę do ciebie.- powiedział do Marli.-
Dobrze?
-
Aha…- odpowiedziała. Logan puścił do niej oczko. Dziewczyna założyła ręce i
zwinęła usta w cienką linie. Weszła do mieszkania. Szybko weszła na pierwsze
piętro gdzie znajdowały się ich pokoje. Otworzyła okno na korytarzu skąd była
idealna perspektywa do oglądania co się dzieje na płotem. Uchyliła jeszcze
bardziej okno, aby było słychać o czym rozmawiają. Nie wierzyła, że to robi.
-
Sprawdź tutaj.- Natalie wskazała palcem na maskę samochodu.- Coś tutaj się
zepsuło. Nie wiem co to jest. Nie znam się na tym.
-
Chwila.- Logan zajrzał do środka.- Nie widzę za razie żadnego problemu.
-
Spójrz głębiej.- modelka położyła mu dłoń na ramieniu.- To tak dziwnie warczy,
a to zupełnie nowy samochód.- Marli trochę ścisnęło serce jak zauważyła, że
sąsiadka go molestuje. Niech ona zabiera
od niego te łapy.- powiedziała do siebie pod nosem. Przecież nic się nie dzieje, ona go tylko maca po plecach. Boże? Co ja
w ogóle mówię?- zamknęła okno. Otrząsnęła się. Wiedziała, że jej zachowanie
jest nie na miejscu. Logan zasługuję na to, aby obdarzyć go zaufaniem. Zeszła
na dół. Wyjrzała przez płot. Natalie właśnie szeptała coś chłopakowi do ucha,
roześmiał się. Marla przerwała im miłe chwilę.
-
I jak tam praca nad silnikiem? Problem rozwiązany?- zapytała udając, że tamta
sytuacja wcale na nią nie wpłynęła. Natalie spojrzała na nią jakby im w czymś
przeszkadzała.
-
Tak. Wszystko w porządku.- odpowiedział rozśmieszony brunet.- Cześć, Natalie.-
pomachał jej i przeszedł na swoją część.
-
Dzięki za pomoc. Jesteś niezastąpiony.- słodziła mu.
Kiedy
Natalie weszła do mieszkania, szatynka postanowiła dyskretnie go o coś zapytać.
-
Fajna ta wasza sąsiadka.
-
No… Natalie jest jak to sąsiadka… miła i bardzo pomocna.
-
Ach tak… lubisz ją?- zawahała się pytając go o to.
-
Tak. W końcu nie zrobiła nic żebym myślał odwrotnie, a dlaczego pytasz?
-
Tak po prostu…- spuściła wzrok. Kopnęła kamyk leżący na trawie.
-
Czy ty jesteś zazdrosna?- wyszczerzył się.
-
Ja? Nieee. Chciałam tak z czystej ciekawości…
-
Oj, nie musisz być o nią zazdrosna.- objął ją w pasie.- Kocham tylko ciebie.
Przecież wiesz. Wierzysz mi?
-
Wierzę.- pocałowali się namiętnie. Gdzieś w tle słyszeli jak szczeka Fox.
-
Uwaga! Pies patrzy.- zagroził im żartobliwie James.- Chodź Fox. Tutaj ciebie
nie wychowam.
-
Oducz go gryzienia moich kapci.- dodał Logan.
-
Może gryzie je, bo czuje swojego.- uśmiechnął się złośliwie.
-
Ha, ha. Śmieszne…- zironizował.
-
Dobrze się stało.- tłumaczył.- I tak nadawały się do śmieci.
-
No teraz to się prosisz!- puścił dziewczynę i zaczął gonić Jamesa po podwórku.
-
Ha, ha! Jesteś zbyt nerwowy!- uciekał przed nim szatyn krzycząc.
Chłopaki
biegając po posesji, strasznie zgłodnieli. Kendall wyszedł załatwić sprawy na
mieście związane z imprezą. NIe był w humorze, ponieważ cały czas myślał o Jo. Zostali w domu we trójkę, więc zamówili sobie pizzę
z pepperoni. Siedzieli razem na tarasie. Słońce odbijało się w basenie. Pogoda
była miła i przyjemna. Marla ściągnęła z siebie seledynowy sweterek i powiesiła
na swoim krześle. Logan przyniósł wielki dzban soku pomarańczowego, położył go
na stole. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do furtki. James wstał z krzesła.
Podszedł do jednego z dwóch przycisków otwierających drzwi. Jeden był z przodu,
drugi z tyłu. James wrócił na miejsce. Po chwili dołączyła do nich Natalie.
Nadal miała na sobie te same skąpe spodenki, jednak koszulę miała już rozwiniętą. W
dłoni niosła tackę. Na tacce znajdowały się apetyczne babeczki.
-
Witam ponownie najlepszych sąsiadów.- uśmiechnęła się.- Pomyślałam, że
przyniosę wam cytrynowe babeczki, które wczoraj upiekłam. Ja tam jestem na diecie.
Zjem jedną to przez trzy dni już więcej żadnych słodyczy.
-
Cytrynowe?- zapytała Marla. Pamięta skądś te wypieki. W styczniu była z Alexą
na końcu miasta w kawiarence. Alexa postawiła jej podobną do kawy. W dodatku
jej babcia robiła dobre babeczki i nie tylko. Raz nawet jej babcia podała jej
przepis na te wypieki. Marla je uwielbia. Do dzisiaj trzyma gdzieś ten
przepis.- To jedne z moich ulubionych. Mają taki pulchny spód…
-
Taaak.- usiadła na wolnym krześle prawie ją ignorując co nie spodobało się szatynce.
Pomyślała, że będzie w stanie ją zaakceptować, ale daje wrażenie, że sama tego
nie chce.- Logan? Spróbujesz? Chcę wiedzieć czy ci smakują. James ty też
spróbuj…i Marla…- wszyscy wzięli do ręki przysmak i spróbowali.
-
Zwykle nie jadam takich rzeczy, ale to jest niesamowite.- powiedział James.
Uśmiechnął się i puścił oczko do Marli. Do końca nie wiedziała jak to
zinterpretować.
-
Delicje.- potwierdził Logan.
-
Nooo…- Marla wzięła kęs i wyczuła doskonały smak. Była przekonana, że te
babeczki to te same z kawiarni lub jakiejś innej. Mają taki sam smak, aromat,
lukier… wszystko się zgadzało. Domyśliła się, że Natalie ściemnia i je tylko
kupiła. Jednak nie chciała wynosić pochopnych wniosków tylko ją dyskretnie o to
zapytać.- Co do nich dodałaś, że są takie dobre? Moja babcia je robi, ale te
nie smakują jak te. Te są nawet lepsze. Co ty do nich dodajesz?- modelka
zdębiała na chwilę.
-
No jak to co? Cukier, mąka… Jajko? Cytryny…- jąkała się wymieniając pewne
składniki.
-
A. A cytryny? Jak je przyrządziłaś? To jest bardzo interesujące.- mówiła z
lekkim podekscytowaniem. Czuła, że przyłapie ją na kłamstwie.
-
Trzeba je, trzeba… Ach. Co ja wygaduję?- machnęła ręką.- Przecież to jest tajny
przepis rodzinny. Nie mogę nikomu zdradzać szczegółów.- wyplątała się zadowolona.
Marla już nie chciała nic dodawać. Czuła, że przegrała tę sprawę. James wyczuł,
że atmosfera pomiędzy dziewczynami jest napięta. Postanowił zainterweniować.
-
Natalie? Chcesz soku?- zapytał.
-
Chętnie.- włożyła resztę babeczki do ust. James chciał już podnieść dzbanek.-
Nie, nie… Ja wezmę.- poprosiła z pełną buzią. Natalie wzięła dzban. Nalała
Jamesowi, Loganowi, potem sobie. Wciąż mieliła ciastko w ustach. Kiedy chciała
nalać Marli, brunetka upuściła nagle dzbanek na stół, na którym zrobiło się
pęknięcie. A cały sok wylał się szatynce na kolana. Marla gwałtownie wstała
cała rozzłoszczona. Wiedziała, że zrobiła to specjalnie. Wcześniej spojrzała na
nią, wyglądała tak jakby zamierzała to zrobić, tak czuła.
-
Jestem cała mokra!- patrzyła na swoją bluzkę i spodnie. Ręce kleiły je się od
soku.
-
Przyniosę coś do wytarcia.- pobiegł do środka James. Natalie przełknęło
ciastko.
-
Bardzo przepra-szam. Ekh- e!- zaczęła się dławić. Babeczka stanęła jej w
gardle.
-
Natalie?- duszenie się kobiety odwróciło uwagę od mokrej dziewczyny. Logan
zaczął działać. Stanął za nią. Objął ją i nacisnął na brzuch.
James przybiegł ze ściereczką. Zobaczył co się stało. Podszedł do Marli i
zaczął wycierać jej spodnie. Dziewczyna wyrwała mu ścierkę z ręki dziękując
cicho. Zaczęła się wycierać. Podeszła do basenu, aby umyć w nim ręce. W tym
samym czasie modelka przestała się dusić.
-
Oh, Logan! Uratowałeś mi życie!- rzekła zwracając się do niego jak do bóstwa.
Pocałowała go w policzek i przytuliła. Marla i James stali z boku przyglądając
się jej zachowaniu.
-
Zrobiłem tylko to co do mnie należało. Przecież mogłaś się udusić.- pokazał
swój słynny uśmieszek z
dołeczkami.
Kiedy
Natalie oblężyła wybawcę podziękowaniami, Marla stwierdziła, że obejdzie się
bez pizzy.
-
Wiesz James… jak przyjedzie ta pizza to zjedzcie ją beze mnie. Ja wracam do
domu.- powiedziała do niego.
-
Nie wygłupiaj się. Chodzi o to?- zapytał ją na boku.
-
Przecież zrobiła to umyślnie. Chce mnie się pozbyć i jej się udało. Jestem cała
mokra, nie będę tak jadła. Zresztą… co ci się będę tłumaczyć?
-
Jesteśmy przyjaciółmi w końcu.
-
Wiem JD.- uśmiechnęła się na chwilę.- Powiedz Loganowi jak już wróci do
rzeczywistości…- naznaczyła w powietrzu ręką coś na kształt pętli owianej wokół
siebie.- To powiedz mu, że wróciłam do domu. Otwórz mi furtkę.
-
Odprowadzę cię.- podał jej sweter z krzesła.
Szli
chodnikiem. James otworzył jej wrota. Pomachał przyjaciółce odprowadzając ją
wzrokiem. Patrzył jak dziewczyna oddala się z każdym krokiem. Coś go podkusiło,
aby ją jednak dogonić.
-
Czekaj!- dorównał jej kroku. Obok nich przejechał samochód dowożący pizzę.
-
A pizza?
-
Jestem na diecie. Zjem jedną to przez trzy dni nie zjem żadnej pizzy.- udawał
ich sąsiadkę. Marla się zaśmiała.
-
Wiedziałeś, że te babeczki są kupne?
-
Wiedziałem. I trochę mnie to rozbawiło.
-
Ja wiem co ona kombinuje…
-
Daj spokój. Martwisz się tym? Mówię ci. Kiedyś byłem modelem i do dzisiaj
myślałem, że ludzie z tej branży muszą mieć poukładane w głowie. No i pomyliłem
się.
-
Czuję, że z tobą mogę porozmawiać o wszystkim.
-
Z Loganem też możesz.- dodał.
-
Wiem. Ale wiesz jaki on jest. Każdy według niego jest dobry dopóki na własnej
skórze się nie przekona. On jest zbyt dobry.
-
Przynajmniej odzwyczaił się ciągle w ciebie wpatrywać. Ja rozumiem żeby na
kogoś patrzeć, ale…- nie dokończył.
-
Logan ma swoje wady jak każdy. Ma tendencje do natarczywego gapienia się na
ludzi, ale wiesz… jak człowiek jest zakochany to wady drugiej osoby stają się
dla niego niewidoczne. Ty tez masz wady, JD.
-
Ja? Ja jestem niesamowity!-napiął bicepsy.
-
No właśnie. Oj, chyba nie do końca zwalczyłam w tobie tę cechę, co?-
uśmiechnęła się.- Taki żarcik.
-
No to proszę. Jakie ja mam wady?
-
No na przykład… ciężko ci jest przyznać się do błędu. Albo na siłę próbujesz
kogoś przekonać do swojego zdania nawet jeśli nie masz racji, a o tym wiesz.
-
A ty, Pani Idealna? Chowasz się pod etykietą damy z klasą. Herbatka o piątej i takie tam.- zaśmiał się.
-
A co to ma znaczyć?- szturchnęła go łokciem.- Masz coś do herbatki, milordzie?
-
Oczywiście. Co to ja miałem powiedzieć… A! W dni powszednie jestem wzorem do
naśladowania, wiesz?
-
To jest wada?- zbliżali się do wejścia.
-
Nie, ale kiedy ktoś zajdzie ci za skórę potrafisz pokazać pazur. O! I
pedantycznie układasz rzeczy. To jest chore! Wchodzę do twojej kuchni, a tam
słoiczki w takich samych odstępach od siebie, no wszystko! Kota można dostać.
-
Wcale nie.- doszli do granicy normalnego
świata a bladego osiedla.- Dzięki za poprawienie humoru.
-
Polecam się na przyszłość.- zasalutował.- Na razie.
-
Pa.- poszła w swoją stronę zapomniawszy, że klei się od soku. Odwróciła się jeszcze na chwilę patrząc jak James wraca do domu i uśmiechnęła się pod nosem...* Jak myślicie? Czy Jo przesadza? Czy dobrze zrobiła nie zgadzając się na przeprowadzkę? Tak, wiem. Jestem zła powodując, że Jo zrobiła co zrobiła, ale to jeszcze nie koniec ;) Czy Logan pozna się na Natalie?
11-sty tysiak grzmotnął na blogu, a jeszcze tydzień temu przeżywałam dyszkę. To Wy mnie tak uszczęśliwiacie. You are AMAZING ♥
Do środy :*
PS Justine Rusher samą powrotną obecnością wywołała uśmiech na mojej twarzy :*