Marla
zatrzymała się przed ostatnimi drzwiami. Czuła suchość w gardle. Jeszcze raz rozejrzała się po podejrzanym korytarzu oddziału diagnostycznego. Oddychała coraz szybciej. Poczuła się jak w scenie z
horroru kiedy główny bohater chce otworzyć drzwi, choć wie, że za nimi może
kryć się coś strasznego. Przełknęła nerwowo ślinę. W końcu odważyła się
nacisnąć na klamkę. Drzwi się uchyliły. W niewielkiej białej sali nie było nikogo
prócz jednej osoby. Zamarła na chwilę. Na łóżku siedział Kendall. Nie zauważył
jej, bo siedział bokiem na łóżku twarzą do ściany. Był w swoich ubraniach. Miał
na sobie ciemne jeansy oraz czarną koszulkę, która dodawała mu mrocznego
wizerunku. Nie wyglądał jak pacjent oddziału. Odwinął sobie rękawy. Chciał już
wstać i wyjść, ale zobaczył, że Marla stoi w wejściu. Gdy ją zobaczył,
podskoczył z wrażenia.
-
Kendall?!- pisnęła.
-
Co ty tu robisz?- opadł bezwładnie na łóżko.- Jak mnie znalazłaś?
-
Przez przypadek.- podeszła do łóżka i stanęła nad nim.- Słyszałam jak plotkują o tobie
pielęgniarki. Czy ty jesteś poważny? Jak mogłeś się tak zachować? Wiesz jak Jo
się teraz czuje?- nie mogła się powstrzymać, aby nie zasypać go falą pytań, na
które od dawna poszukuje odpowiedzi.
-
To nie tak…- powiedział załamanym głosem.
-
Mężczyźni.- założyła ręce.- Ale po tobie to akurat się tego nie spodziewałam.
Myślałam, że jesteś porządnym facetem.
-
Dlatego musiałem. Proszę…- ciągle próbował coś z siebie wydusić, ale dalsze
słowa stawały mu w gardle.- Nie mów jakim jestem nieodpowiedzialnym durniem, bo
to wiem. Nie potrzebuję kolejnego kopa w dupę.
-
To o co chodzi? Dlaczego nie dajesz znaku życia? Sorry! Dałeś, ale to sprawy
nie rozwiąże. Wszyscy się martwią. Boją się, że coś ci jest , a jednocześnie
czują to samo co ja!- próbowała nie podnosić głosu, ponieważ była w szpitalu,
ale czasami nie mogła się powstrzymać.
-
Wiem, wiem, przepraszam.- spuścił posłusznie głowę. Zdaję sobie z tego sprawę.
Proszę, nie krzycz już. Jesteśmy tu gdzie jesteśmy.
-
Dobrze. Wytłumacz więc o co w tym wszystkim biega żebym mogła powiedzieć
wszystkim, że żyjesz, po to, aby cię ukatrupić.- cała drżała ze złości. Jednak
szybko uszła z niej ta złość kiedy przyjrzała się jego twarzy. Poczuła jak jej
serce mięknie. W takim stanie go nigdy nie widziała. Nagle zaczerwieniły mu się
oczy, spływały z nich łzy.- Ty płaczesz?- zapytała takim głosem jakby sama
miała się rozpłakać. Nie mogła znieść tego widoku. Przed nią siedział ten mały
blondasek ze zdjęć, bezbronny płaczek. Westchnęła i usiadła obok niego.
-
Ten komentarz był nie na miejscu.- pociągnął nosem.
-
Przerażasz mnie. Powiedz…
-
Pod jednym warunkiem.- spojrzał jej w oczy. Marla pomyślała, że mogła sobie
oszczędzić tego widoku.
-
J-jakim?
-
Nie powiesz chłopakom, Jo, nikomu o tym, że mnie spotkałaś i o tym co mogę ci
wyjawić.
-
Ale dlaczego? To twoi najbliżsi…- nie rozumiała dlaczego musiała ukrywać to
przed nimi. Pierwszy raz poczuła się tak jak on kiedy on ją przejrzał i kazał
się przyznać do wszystkiego, a tu nagle taka zmiana.
-
Nie jestem gotów. Zrób to.- złapał ją za rękę. Spod rękawa zauważyła jakiś
opatrunek. Bała się spytać co to.- Obiecaj mi na swoją dobrą osobę, której
można ufać, że nie piśniesz nikomu ani słowa.
-
Dobrze.- kiwnęła głową. Chłopak zamilkł.- Kendall?
-
Ja umieram.- szepnął.
-
Co?- wydusiła z siebie.- Jak to umierasz? Gubię się.
-
Nie wiem od czego zacząć.- podrapał się po głowie.- Tyle tego jest…
-
Najlepiej od początku.
-
Kilka dni wcześniej…- zamknął oczy.- Nie dam rady. Tyle się dzieje teraz w moim
życiu. Życiu…
-
Spokojnie. Jestem tutaj. Możesz na mnie liczyć.- pomyślała jaki on musi być
wrażliwy.
-
Dostałem list.- zaczął.- Mój biologiczny ojciec zmarł tydzień temu. Przyczyną
śmierci była jakaś choroba. Nawet nie pamiętam jej nazwy. Byłem taki
roztrzęsiony. Nie chcę jej nawet pamiętać, bo bym wpadł w paranoję. Zresztą i
tak wyrzuciłem go do kosza. Mniejsza o to.- znów urwał. Marla chciała mu
powiedzieć, że jest jej przykro, ale nie chciała mu przeszkadzać.- Mimo, że
zostawił nas jak byłem mały, to zawsze mnie odwiedzał. Ojciec zaniedbywał się,
przez kilka lat nie chodził do lekarzy. Nie ufał im po prostu… Okazało się, że
to była choroba genetyczna.- tu znowu urwał.- Bez profilaktyki można na nią
umrzeć. Dlatego musiałem skierować się na badania. Być może ja jestem chory i
też może mnie to spotkać, bo tego nie leczyłem. Nawet nie wiedziałem.
-
Jezu, Kendall.- zeszkliły jej się oczy. Przytuliła go mocno.- Tak mi przykro.
-
Był jeszcze taki młody. Odszedł od nas jak miałem lat sześć, ale go kochałem. Być może
gdyby dał się przebadać, by żył. Ta choroba jest niezauważalna w początkowym
stadium choroby. Dopiero tak średnio po dwudziestu latach mogą pojawić się
jakieś objawy.- wytarł oczy.- Mam dwadzieścia cztery lata. Możliwe, że jest to
gdzieś we mnie i rozrasta się aż w końcu zabiję. To ostatnie stadium kiedy można to zaleczyć. Tylko czy nie jest za późno.- ścisnął się za brzuch.
Przegryzł wargę.- Powinienem już trafić do psychiatryka, bo wariuje i sobie umajam, że coś mnie boli albo coś innego. Tutaj zrobili już ze mną wszystko.
Rezonans, USG, pobieranie szpiku, chrząstki, krew… Krew codziennie, więc
wenflon noszę cały czas.- podwinął rękaw, aby pokazać to na co Marla wcześniej
zwróciła uwagę. Na nadgarstku miał wbity w żyłę mały cypelek z igłą zakręcany
na żółty koreczek, a wokół niego specjalny plaster.
-
Nie mów tak jakbyś jutro miał umrzeć. Na pewno wszystko się uda. Być może nie
odziedziczyłeś tej choroby. Tak też może się stać. To jest genetyka, tu
wszystko jest możliwe. Musisz być dobrej myśli.- próbowała go pocieszyć.
-
Nie potrafię. Musiałbym być cholernym szczęściarzem, aby wyjść z tego bez
szwanku. Boję się zasnąć, bo myślę, że się nie obudzę.
-
Przestań.- kończyny miękły jej od jego słów.
-
Nie chcę wiedzieć co to jest za choroba. Jeszcze ją wygoogluję i dowiem się nie
tych rzeczy co trzeba. Będę sam sobie wmawiał syptomy.- dziewczyna nie
wytrzymała i mocno jeszcze raz przytuliła go do siebie.- Auć! Nie tak mocno.-
syknął.- Tu jeszcze boli.- wskazał palcem na swój bok, z którego też coś
pobierali.
-
Skoro stawiasz się tu tylko na badania i nie jesteś cały czas to gdzie się
podziewasz?
-
O to się nie martw.- nie chciał jej powiedzieć.
-
Się porobiło…- westchnęła ciężko.
-
I jeszcze ta ciąża. Nie, że ja nie chcę tego dziecka, tak nie myśl. Cieszę się,
tylko nie potrafię… Nie mogę powiedzieć o tym Jo. Nie powinna w swoim stanie
się mną zamartwiać. Zostanie samotną matką…
-
Kendall! Nie mów tak!
-
Uciekłem, bo gdybym umarł to lepiej żeby myślała, że ich zostawiłem,
znienawidziła mnie i zapomniała. Ułożyła sobie życie na nowo z kimś innym niż
zapamiętała mnie na łożu śmierci, przeżywającą to przez resztę życia… Niech
mnie znienawidzą. Ja nie potrzebuję troski.
-
Jedno ci powiem. Jesteś głupi. Potrzebujesz wsparcia bliskich.
-
Nie. Nie możesz nikomu powiedzieć. Obiecałaś…- przypomniał jej.
-
Wiem i nie zrobię tego.- powiedziała z ciężkim sercem.- Ty im powiesz.
-
Skąd ja to znam?- na chwilę pojawił się łagodny uśmiech. Po chwili znowu
zniknął.
-
Uczę się od najlepszych.
-
Dzięki. Podniosłaś mnie trochę na duchu.
-
Nadal uważam, że powinieneś wracać do domu, ale rozumiem cię. A już myślałam,
że jesteś zimnym draniem…
-
Może i jestem.- przyznał.- Jutro wszystko się okaże. Dostanę wyniki. Od tego
papierka będzie zależeć całe moje życie. Lub nie…
-
Zmyj z siebie ten pesymizm.- kazała mu widząc jak cierpi.
-
Jakie mamy szczęście, że cię poznaliśmy.
-
To ja mam szczęście.- uśmiechnęła się.- Przyjdę do ciebie jutro.
-
Przyda się wtedy wsparcie.- kiwnął głową.- Będę się już zbierał.
-
Właśnie. Przepraszam cię, ale ktoś na mnie czeka. Trzymaj się.- wybiegła z
pomieszczenia.
Marla
szybko zabrała wyniki i pobiegła do samochodu. Jo wyglądała jakby miała wyjść z
siebie. Wsiadła cała dysząc, podała jej kopertę. Powoli to wszystko do niej
dochodziło. Jej narzekania obijały jej się o uszy. W drodze ciągle myślała o
Kendallu. Jak on musiał ją kochać skoro jest gotowy do takich poświęceń.
Chociaż według niej to taki paradoks. W głowie miała mętlik. Chciała szybko
wrócić do domu i poukładać to sobie na spokojnie. Odwiozła Jo do domu. Ruszyła
do siebie. Martwiła się o Kendalla. Nie chciała, aby stała mu się krzywda. Nie
chciałaby go stracić. Jednak gdyby coś mu się stało, nie darowałaby sobie tego.
* I kto by się tego spodziewał. No kto ? :) Co powiecie o Kendallu? Dzisiaj krótko, ponieważ zmachałam się po intensywnych czynnościach fizycznych jakkolwiek to brzmi :P Pewnie już wiecie, że mam nowego BLOGA? Jak ktoś nie wiedział to już wie. Serdecznie zapraszam :) Do środy :*
PS FTS forever <3
Trochę szkoda, że nie każdy kto go czytał skomentował, ale dziękuję tym co się wypowiedzieli :* Jesteście kochani :*