Nadszedł
głuchy poranek. Na zewnątrz panowała cisza jakby nikt poza domem nie istniał.
Ptaki fruwające po niebie stały się bezgłośne, drzewa trzepotały liśćmi
bezszelestnie, wiatr dmuchał bez świstu.
Marla
spała w łóżku twardym snem, ponieważ żaden odgłos świata zewnętrznego nie
potrafił jej obudzić. Ranem nadrabiała przehulane nocne zabawy. Z powiekami tak
ciężkimi, że trudno byłoby otworzyć jej oczy. Gdy tak spała, o niczym nie
śniła. Nie miała ani jednej myśli, która przeszłaby przez jej głowę. Kompletna
pustka. Może to i dobrze. Przynajmniej raz zasnąć głębokim snem bez żadnych obaw
i zmartwień, bez pytań o następny dzień. Jedynym problemem, choć nie wiadomo
czy można nazwać to problemem było to, że nawet nie pamiętała kiedy trafiła do
łóżka. Jakby jej świadomość w pewnym momencie się urwała.
O
zaawansowanym poranku, jeszcze przed południem, zaczęła się powoli budzić. Nie
otwierając oczu, przeciągała nogi i ręce. Nie była to jedna z najlepszych
pobudek. Pozostałości po imprezie dały się we znaki. Jeszcze bolała ja głowa. Nie chciała wstawać. Odzyskała świadomość, ale wciąż nie otwierała oczu.
Nie chciała, aby zraziło ją światło słoneczne. Zorientowała się dopiero, że
nawet nie była przykryta i przez cały czas tylko leżała na pościeli. Po omacku
szukała telefonu na szafce nocnej. Wyczuła go palcami. Gdy próbowała go wziąć, wyślizgnął
jej się z ręki i spadł na ziemię. Stuk spowodował, że otworzyła oczy. Nie
podniosła telefonu gdyż uwagę jej przykuło coś innego. Nie była w swoim pokoju.
Przeszedł ją dreszcz. Obróciła głowę na lewo i zobaczyła u swojego boku
budzącego się właśnie Jamesa. Spanikowana Marla krzyknęła. James, do którego
ledwo co dotarło zatkał jej szybko usta własną dłonią, aby się przyciszyła.
Oboje podnieśli głowy z poduszek jak oparzeni wciąż siedząc na łóżku.
-
Co ty tu robisz?!- pisnęła.
-
To jest mój pokój. I moje łóżko!
-
To co ja tu robię? Czy… czy ja i ty?- szepnęła do niego.- Czy my…?- nie mogła
dokończyć pytania.
-
Nie, raczej nie.- spojrzał na siebie i na nią.- Chyba...nie...- jego koszula od pidżamy leżała na podłodze.
-
Tak. To chyba nie możliwe żebyśmy ze sobą spali. W końcu nie ubralibyśmy się potem raczej, co? Ale musiałeś? Naprawdę musiałeś spać bez koszuli?- jej oczy jak szalone
mknęły po jej ciele. Powietrze, które wydychała delikatnie drżało.
-
Spokojnie. Tu nic nie zaszło. Po prostu zasnęłaś na moim łóżku… to tyle. A ja i tak sypiam bez góry od pidżamy.
-
Tak.- próbowała przekonać samą siebie.- Tylko jak to się stało? Dlaczego ja tego nie pamiętam?
-
No tak… ja też niewiele pamiętam. Tylko tyle, że miałem ci coś pokazać.
Poszliśmy na górę i urwał mi się film. To nie jest normalne. Jeszcze tak mi się
nie przydarzyło.
-
Mi również…- wstała.- Muszę stąd wyjść, ale tak, aby nikt mnie nie zauważył.-
klepnęła się w czoło.- Nie mogę, Jo śpi na dole. Przecież nie wdrapałaby się na górę do Kendalla.- przyłożyła głowę do drzwi.- I
z tego co słyszę to nie śpi, bo z kimś rozmawia.
-
Przecież nic nie zrobiliśmy. Z czystym sumieniem powinnaś zejść na dół.
-
Tak i wytłumaczę im co się stało, a oni to zrozumieją.- zironizowała.- A do tego sami nie mamy stuprocentowej pewności, że nic między nami nie zaszło.
-
W sumie to sam bym w to nie uwierzył…- podrapał się po głowie.- Musimy o tym
zapomnieć. Nic tu nie zaszło, nie warto o tym wspominać. Ja w taką wersję wierzę.
-
Łatwo mówić…
-
Ej!- szepnął i podszedł do niej.- Czy czujesz się jakbyś zdradziła Logana?
-
Nie...
-
Właśnie, bo powtórzę się jeszcze raz. To było nic!
-
Ale nie zejdę tam.- kręciła głową.
-
Dlaczego?
-
Bo jestem cała w nerwach, a jak się denerwuję to widać, że kłamię. W takim
stresie nie potrafię kłamać. Choć wiem, że nie mam po co kłamać, ale prawda
wygląda niestety tak jak kłamstwo. Jeszcze się nakręcę, zacznę zmyślać… Nie
mogę stąd wyjść. Pomóż mi się stąd inaczej wydostać.
-
Co mam zrobić? Wyrzucić wszystkich z domu żebyś mogła uciec? Mam podpalić dom
żeby wypłoszyć innych?
-
A ty zejdziesz na dół i wyjaśnisz co się stało, choć nikt z nas nie ma pojęcia
co zaszło? Powiedziałeś, żeby zapomnieć. Zapomnę jeśli stąd wyjdę. Siedzimy w
tym oboje, więc mi pomóż.
-
No dobra.- usiadł na krześle myśląc, co sprawiało mu trochę problemu w tym
stanie. Spojrzał na okno.- Mam pewien pomysł, ale trochę cię będzie kosztować…
-
Jaki?- nie czekała na jego odpowiedź. Kiedy James wpatrywał się w okno
domyśliła się co to za pomysł.- Ty chyba żartujesz. Mam skoczyć z okna?
-
Hej? Za oknem jest drzewo. Z doświadczenia wiem, że można z niego zejść.
-
Mówisz o tym drzewie, z którego spadłeś?- założyła ręce.
-
Byłem pijany.- wytłumaczył.
-
Mam wejść na drzewo w tych butach?- wskazała palcem na szpilki, które leżały na podłodze.
- Dam ci swoje buty.- szatyn wyciągnął z szafki
adidasy. Marla spojrzała na niego niepewnie. W końcu kiedy dotarło do niej, że
to jedyna opcja, włożyła buty.
-
Jeszcze będę tego żałować… jest jeden problem. Te buty są za duże o kilka
rozmiarów!
-
Masz skarpetki.- podał jej dwie pary skarpetek. Jedne na nogi i drugie do
wypchania obuwia. Otworzył jej okno.
-
Nie, nie mogę.- spanikowała.
-
To zejdź jak człowiek po schodach. Coś się wymyśli.- za drzwiami usłyszeli jak
Logan właśnie wyszedł z pokoju, śpiewał coś pod nosem i zatrzasnął drzwi od łazienki.-
Odwołuję. Wskakuj na tę gałąź.- pisnął.
-
Nie załamie się?
-
Jest gruba. Mnie dała radę utrzymać. To naprawdę bezpieczne drzewo.
-
No dobrze…- przełknęła głośno ślinę.- Idę.- złapała Jamesa za rękę, aby się
utrzymać na gałęzi. Kiedy go puściła, zachwiała się. W ostatniej chwili złapała
się gałęzi.Stąd rzeczywiście było widać sypialni Natalie. Wolałaby żeby teraz nie wyjrzała przez okno.
-
Uważaj.- szepnął rozglądając się wokół. Marla doszła do środka drzewa. Przyjęła
pozycję koali i powoli zsuwała się po pniu. Bezpiecznie zeszła na ziemię.-
Zobaczymy się potem.- powiedział James i zamknął okno.
Marla
cieszyła się, że udało jej się nie zrobić sobie krzywdy. Ściszyła swój oddech
tak, aby nikt przypadkiem nie usłyszał jakiejś żywej istoty za oknem. Kroczyła
jak najbliżej płotu, aby nie była widoczna. Kiedy doszła do furtki, usłyszała
głos Kendalla. Chłopak wyszedł od strony tarasu i kiedy się odezwał,
przestraszył dziewczynę.
-
Kendall? Co ty tu robisz?- w myśli pluła sobie w brodę się za to, że została
przyłapana.
-
To samo pytanie mógłbym zadać tobie. Usłyszałem kobiecy krzyk. Myślałem, że to
Jo, ale to nie ona. Więc pomyślałem, że się rozejrzę…
-
Tak, tak. To byłam ja… wystraszyłam się, bo pająk wskoczył mi na nogę.-
wymyśliła szybko wymówkę.
-
Strasznie wyglądasz.- odrzekł.
-
Dzięki, kobiety lubią to słyszeć.- zironizowała.
-
Czy to nie są buty Jamesa?- spojrzał na jej nogi.
-
Tak, są. Tak…
-
Aha…- zmrużył oczy podejrzanie.- To powiesz mi co tu robisz w butach Jamesa?
-
Tak, więc obudziłam się w swoim domu…- to kłamstwo spowodowało totalną pustkę.
Nie wiedziała co powiedzieć. Próbowała jakoś z tego wybrnąć nie zważając czy ma
to jakiś sens. Mimo to, że czuła przeszywające spojrzenie Kendalla, mówiła dalej.-
No więc, tak… Tak sobie wstałam i zorientowałam się, że przyszłam do domu w
jego butach. Wyszłam i przyszłam tutaj mu je oddać. I wziąć swoje. Tak. Właśnie
tak było. Przyszłam po swoje buty. Tak.- Kendall tak słuchał, a jego twarz
wyglądała na jeszcze bardziej tajemniczą. Nie wiedziała czy to kupił czy nie.
-
A nie można było to zrobić normalnie?- uśmiechnął się. Dziewczyna doszukała się
w tym uśmiechu drwiny.
-
W sensie?
-
Wstać, ogarnąć się i przyjść kiedy ci odpowiadało. Myślisz, że twoje buty zniknęłyby
gdybyś tak zwlekała? Pierwszą rzeczą po otworzeniu oczu to przyjść tutaj?- to
ostatnie pytanie zadał sobie sam pod nosem. Marli zrobiło się gorąco, bo
Kendall wyglądał tak jakby w to nie uwierzył. Ale nie zapowiadało się, aby
blondyn zapytał o prawdę.
-
Jestem jeszcze pod wpływem… nie myślę racjonalnie. Tak… Wiem, że to nie w moim
stylu.- próbowała wybrnąć.
-
Totalnie. A jak tu weszłaś?
-
Przez bramę wyjeżdżał wasz sąsiad, więc tak się wślizgnęłam.
-
Nasza furtka też była otwarta? Bo nie słyszałem dzwonka…
-
Zadajesz za dużo pytań.- zmieniła temat.- To przyniesiesz mi te buty?
-
To nie wejdziesz?- zmarszczył brwi.
-
No skoro przyszedłeś to nie ma sensu żebym tam wchodziła. Nie chcę
przeszkadzać…
-
Nigdy nie przeszkadzałaś. Nie puszczę cię w tym stanie do domu. Zostaniesz na
śniadanie.
-
Nie… nalegam. Przynieś mi te buty. Ja tu poczekam!- zadrżał jej głos. Nie
chciała wchodzić do środka.
-
A pamiętasz gdzie je zostawiłaś?
-
Nie.- znów skłamała.
-
To wejdź, bo zanim je znajdę to trochę to potrwa. Nie zostawia się gości na
dworze. Wejdź, bo zacznę się martwić…- dała się namówić. Stanęła w korytarzu po
cichu udając jakby jej tam w ogóle nie było.
Przez
otwarte drzwi zobaczyła w jakim stanie jest dom po imprezie. Poprzebijane
balony, confetti i serpentyny zajmowały całą podłogę. Na stole leżały stosy
butelek po alkoholu i pustych naczyń. Ogólnie wyglądało jakby przeszło tornado.
-
Marla, wejdź.- powiedziała Jo gdy zauważyła ją. Nie miała innego wyboru.
-
Cześć…
-
Co ty? Wstałaś tak jak zasnęłaś?- zaśmiała się.
-
Mnie też to dziwi w tej chwili.- usiadła obok niej.- Przepraszam, że was
wszystkich obudziłam.
-
Nic nie szkodzi. Jeszcze będzie czas żeby się wyspać. Ale Carlos nadal śpi.-
owinęła się w szlafrok swojego chłopaka.
-
Kawy czy herbaty, dziewczyny?- zapytał się blondyn.
-
Ja chcę kawę.- uśmiechnęła się Jo.
-
Ja dziękuję.- nie miała na nic ochoty.- I jak tam noga?
-
Miejsce obok kostki jest obite. Widać siniaka. Mam zamiar jeszcze dziś pojechać
do lekarza.
-
Mogę wybrać się z tobą? Po tym jak się ogarnę…- powiedział szatynka.
-
Jasne.
-
Uwaga! Przewidziałem, że tak może wyglądać ten poranek, więc zachowałem
zapiekankę. Odgrzeję ją i zjemy.
-
Usłyszałem słowo zapiekanka?- po
schodach właśnie zszedł Logan prosto z łazienki. Miał na sobie tylko przepasany
w pasie ręcznik.
-
Jo jest na dole!- poinformował go Kendall widząc przyjaciela.
-
Zapomniałem!- wrócił się do swojego pokoju ubrać się.- A co jakiś wstyd?-
mruknął pod nosem do siebie kiedy wracał na górę.
-
Śniadanie!- wydarł się Kendall tak, że jego krzyk rozniósł się przez cały dom.
Chłopak szybko pozbierał śmieci ze stołu, resztę szybkim ruchem zrzucił z niego
i położył zapiekankę oraz rozdał talerzyki.
-
Już jestem!- Logan przywdział się w białą koszulkę i spodenki.- Co za niespodzianka!-
zauważył Marlę.
-
Hej…- uśmiechnęła się szatynka.
-
Też tu spałaś?
-
Nie. Dlaczego tak myślisz?- przestraszyła się dziewczyna. Kendall odwrócił się,
aby zobaczyć jej przerażoną minę.
-
Bo tak wyglądasz.- uśmiechnął się.- Po co tak wcześnie przyszłaś?
-
Po telefon.- odpowiedziała.
-
Myślałem, że po buty.- wtrącił Kendall.
-
Nieważne… dawajcie mi tę zapiekankę i najlepiej… butelkę wody, bo mnie
strasznie suszy.- powiedział Logan. Marla uniknęła tłumaczenia.
-
Mnie też.- spełzł ze schodów Carlos. Wyglądał strasznie. Był blady, oczy miał
podkrążone, nos zaczerwieniony. Jak zaczął kichać to wszyscy myśleli, że zaraz
z nich spadnie.
-
Ty jesteś chory?- zadał mu pytanie retoryczne.
-
Najwyraźniej.- przysiadł się.- Łeb mi pęka.
-
A mówiłem żebyś nie taplał się w tym basenie.- matkował mu miodowłosy.
-
Ale warto było. Biba, że hej. Logan, podaj wody.
-
Spadaj, jest moja.- brunet odkręcił korek i zaczął pić z butelki tak łapczywie
jakby nie miał nic w ustach przez tydzień.
-
Zrobię ci herbaty.- rzekł Kendall.
-
Kto z nas był najbardziej trzeźwy?- spytał się Logan rozglądając z nadzieją.
-
Podajże ja, a co?- blondyn czekał przy blacie aż zagotuje się woda.
-
Tak od północy to widzę jak przez mgłę, a reszta to już w ogóle.-
odpowiedział.- O! Proszę, nasz książę!- James zszedł właśnie na dół.
-
No siema. Dajcie mi wody.- szatyn usiadł przy stole.
-
He, he… nie.- zaśmiał się.
-
Nie denerwuj mnie, nie jestem w nastroju.- dopiero teraz zorientował się, że Marla
siedzi przy stole.- A co ty tu robisz?- zdziwił się.- Przecież…
-
Tak wyszło.- tylko tyle mogła mu powiedzieć, aby nikt się nie domyślił.
-
Fajnie, że się cieszysz z jej przyjścia.- zironizowała Jo.
-
Cieszę się. Oczywiście, że tak.- powiedział z załamanym głosem.- Nie mam po
prostu nastroju.
-
To co tam Logan bredziłeś?- zmienił temat Kendall.
-
Może byłbyś dobrym kumpem i przypomniał mi co ja wczoraj robiłem.- powiedział
Logan nakładając sobie zapiekanki.
-
Wszystko jest na zdjęciach i nagraniach. Ale jeśli nie możesz się powstrzymać…
James dał popis na stole, Carlos udawał psa…
-
Słucham?- niedowierzał Latynos.
-
No tak. A Logan… w sumie Logan zrobił tak jak wy kilka szalonych rzeczy. Najlepsze
było jak z kolumny zrobił rurę do striptizu. Musisz zobaczyć video.- zaśmiał
się.
-
Może ja nie chcę tego jednak słyszeć…- skrzywił się.
-
A pamiętasz co gadałeś jeszcze chwilę przez północą jak tańczyłeś z Marlą?
-
Coś tam pamiętam…- Logan zamyślił się.
-
A co dokładnie?- zapytała go Marla.
-
Coś o Natalie się napomknęło i później też, ale za to przeprosiłem. To było
to?- zaprzeczyła.- Co ja powiedziałem? Wydałem kogoś sekret?- też zaprzeczyła.
-
Proszę, mogę ja?- poprosił ją Kendall z uśmieszkiem na twarzy. Marla wzruszyła
ramionami. Kendall szepnął coś Loganowi na ucho. Ten wybałuszył oczy wpierw na
niego, potem na dziewczynę, po czym schował twarz w swoich dłoniach.
-
Boże…
-
Co to było? Też chciałbym wiedzieć.- wtrącił Carlos.- Każdy może wiedzieć, że
udawałem psa. Bądźmy sprawiedliwi.- uśmiechnął się i kichnął.
-
Co za głupi podryw… jak ja mogłem coś takiego powiedzieć?- spytał Logan na głos
sam siebie.- Marla… nie powinienem.- pokiwała głową na różne strony nic nie
mówiąc.
-
Mówiłem, że Logan to zboczeniec.- mruknął James.
-
A ty co taki naburmuszony?- zapytała go Jo.
-
Czy musi być jakiś konkretny powód? Po prostu tak jest.- powiedział po krótce.
Nikt nie wnikał.
-
Właśnie!- przypomniał sobie coś Kendall.- Marla, przyszłaś po buty.
-
Ja....- wtrącił James.- Muszę iść do łazienki.- wstał nerwowo i poszedł na
górę, ale do swojego pokoju.
-
No tak, gdzieś tu powinny być.- przyłożyła sobie rękę do gardła.
-
No patrzcie!- zszedł James trzymając jej czerwone buty.- Byłem w łazience,
patrzę, a tam one!- podał jej obuwie.
-
Dzięki James.- odpowiedziała sztywno.
-
I jeszcze jedno.- wtrącił Logan wyciągając telefon. Wybrał jakiś numer i
zadzwonił.
-
Do kogo dzwonisz?- zapytał Carlos popijając herbatę.
-
Do Marli. Zostawiła tu telefon.- dziewczynie zrobiło się gorąco. Marla i James
spojrzeli na siebie. James chciał wstać i pójść do pokoju, ale Logan już wstał
i oparł się na jego ramieniu. Gdzieś w tle dało się usłyszeć je dzwonek do
komórki.- Sygnał dochodzi gdzieś z góry.- powiedział Logan i skierował się na
górę. James przechwycił wodę od Logana i zaczął ją pić. Marla schyliła głowę
modląc się, aby się nie wydało. Jo poszła do łazienki podpierając się o ścianę.
Carlos pił herbatę i próbował sobie przypomnieć zdarzenia z nocy. A Kendall pił sok patrząc na dziwne zachowanie przyjaciół.
-
Dobry ten sok.- powiedział. Ani James ani Marla nie zwrócili na niego uwagi.
Ich ciała trzęsły się z nerwów. Po chwili Logan zszedł na dół. Jego twarz była
otępiała. Usiadł w ciszy do stołu trzymając w dłoniach jej telefon. Patrzył to
na nią to na Jamesa.
-
Znalazłem twój telefon…- powiedział po chwili poważnym głosem.
-
Gdzie był?- Carlos znów zadał krótkie pytanie, aby nie wyłączyć się z rozmowy.
-
Hy…- oblizał wargi i parsknął suchym powietrzem. Logan podniósł wzrok na
dziewczynę.- Leżał pod łóżkiem Jamesa.- kiedy Kendall usłyszał jego słowa, z
wrażenia wypluł sok. Zaczął kasłać. Wytarł usta i nerwowo zaczął wycierać stół
ściereczką. Logan nawet się tym nie przejął. Patrzył ciągle w oczy Marli. Ta,
zachowała się jak żywy posąg. Zesztywniała, nie mogła wydusić z siebie słowa.-
Skąd on się tam wziął?- przeniósł wzrok na Jamesa.
-
Ja…- James chciał już mu powiedzieć prawdę, ale kiedy spojrzał mu w oczy... Na
wyraz twarzy, którego nie rozpoznawał, i nie wiedział co znaczył… też
spanikował.- Ja go zabrałem, jeszcze na tej imprezie. Przez przypadek.
-
Jest taki jeden problem.- zaczął machać telefonem przed jego oczami.- Jakiego
koloru jest ten telefon, James?
-
Biały…
-
Tak. A z tego co pamiętam twój jest czarny.- Kendallowi i Carlosowi zrzedły
miny.
-
Było ciemno, a te światła mnie oślepiły.- nie dał się James. Chłopak postanowił
użyć swoich mocy aktorskich.- Wtedy nie widziałem jaki kolor ma ten telefon.
Byłem pijany i nie takie rzeczy się robiło. Zresztą zabrałem go jak jej już nie
było. Co ty myślałeś? O co ty mnie podejrzewasz? Przyznaj. Co sobie pomyślałeś?
-
Nic…-westchnął.
-
Nie udawaj, widziałem to w twoich oczach. Co ty sobie myślisz? Jesteśmy
najlepszymi przyjaciółmi, ziomami z zespołu, znamy się nie od dzisiaj.
Myślałeś, że mógłbym to zrobić? Albo ona? Trudno, że tak to wygląda, ale taka
jest prawda. Nic nie zaszło. Wierzysz mi?- spytał go James. Twarz Logana
złagodniała.
-
Wierzę. Przepraszam.
-
Nie ma za co.- poklepał go po ramieniu. Marla odetchnęła z ulgą, ale nadal
czuła się z tym źle. Jo wróciła z łazienki.
-
Kendall? To kiedy jedziesz do mojej babci po moje rzeczy?- zapytała go.
-
Jak tylko się ogarnę.
-
Słuchajcie.- Marla wstała.- Muszę iść do domu. Tam się ogarnę. Kendall i ty
możecie potem podjechać pod hotel i razem pojedziemy do tego szpitala.
-
A ja muszę się jeszcze położyć…- rzucił się na kanapę Carlos smarkając w chusteczkę.
-
Nie musisz się mną tak przejmować.- powiedziała Jo.
-
Wiem, ale sama muszę iść na badania.- wyjawiła Marla i spojrzała na Jamesa.
-
Coś ci dolega?- spytał Logan.
-
Tego jeszcze nie wiem…
-
Ale nic nie zjadłaś.- zmartwił się chłopak.
-
Nic mi nie będzie. Przecież to nie jest największy problem.
-
A co ze śladowymi ilościami alkoholu.- dopowiedział. Nie przejęła się tym.
Pożegnała się i wyszła. Nie mogła wytrzymać w tym
miejscu dziś ani minuty dłużej. Nie po tym co ją spotkało...
* Ten rozdział dedykuję Chrisowi, mistrzowi szybkich pożegnań :P Jak myślicie, czy rzeczywiście było coś między Jamesem a Marlą? Czy powiedzą Loganowi i Lucy prawdę? jak to się skończy? Zobaczycie sami.
PS Wiadomość dla osób mających przynajmniej ( ulga ) 16 lat. Szykuję "specjalną" jednorazówkę na środę. Wpadnijcie do zakładki tego dnia :)
* Ten rozdział dedykuję Chrisowi, mistrzowi szybkich pożegnań :P Jak myślicie, czy rzeczywiście było coś między Jamesem a Marlą? Czy powiedzą Loganowi i Lucy prawdę? jak to się skończy? Zobaczycie sami.
PS Wiadomość dla osób mających przynajmniej ( ulga ) 16 lat. Szykuję "specjalną" jednorazówkę na środę. Wpadnijcie do zakładki tego dnia :)