Kendall, po wyznaniu prawdy rodzicom Jo o ich
potajemnym ślubie, odważył się podnieść na nich swój przerażony wzrok. Zapadła
grobowa cisza. Jo ścisnęła blondyna za rękę, aby dodać mu otuchy. Jej też było
z tym ciężko. Chłopak miał ochotę wybiec stąd z żoną i wyjechać daleko przed
siebie, jednak jego nogi przygnieździły się do podłoża. Przegryzł wargę gdy
zobaczył ich reakcję. Jej mama zamarzła w miejscu i nie dawała oznaki życia.
Wydawało się, że w ogóle nie oddycha. Nieprzytomnie patrzyła na półpełną wazę
na białym obrusie. Jednak jej reakcja nie była tak przerażająca jak u głowy
rodziny. Zacisnął pięści na stole, a jego twarz poczerwieniała jak pomidor.
Wyglądał jakby miał zaraz eksplodować złością, która jak lawa z obłokami dymu
miała wylać mu się z ciśnieniem przez uszy. Jego morderczy wzrok szczypał
Kendalla w twarz. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Nigdy nie był w takiej
sytuacji.
- Ty…- powiedział w końcu pan Taylor wstając.- Wyjdź z
mojego domu!- uniósł rękę do góry i wskazującym palcem wskazał mu drzwi.
- Ale tato!- podniosła się również Jo.- Kendall
zostaje!
- Nie mów mi co mam robić! -wrzasnął.
- To jak on wyjdzie to ja też wyjdę!- najwidoczniej te
słowa poskutkowały, bo pan Taylor usiadł na krześle.
- Jak mogliście! Jak do tego doszło? Kiedy? Zawiodłem się
na was! Łamiecie wszystkie nasze zasady!
- Twoje zasady, tato!- poprawiła go.- Nie moje, nie
nasze! Nie każdy musi żyć według twoich ściśle określonych zasad. Jak cię to
interesuje to jakiś miesiąc temu pobraliśmy się w kaplicy w Las Vegas i gdybym
miała cofnąć czas, zrobiłabym tak samo!- założyła ręce i tupnęła nogą.
- Słucham?!- zwrócił się do swojej żony.- Słyszałaś co
nasze dziecko powiedziało?!- nie oczekiwał na reakcję żony. Spojrzał na Jo.-
Nie spodziewałem się tego po tobie. Nie tak cię z matką wychowaliśmy. To
wszystko przez twojego mężulka!- spiorunował Kendalla wzrokiem.- On ma na
ciebie taki wpływ. Źle się stało, że stanął na twojej drodze! Od razu
wiedziałem, że to nie jest typ dla ciebie! Jo! Nadal jesteś smarkulą. Niczego
się nie nauczyłaś!
- Przepraszam bardzo!- odezwał się Kendall oburzony.-
Mnie może pan obrażać, ale Jo proszę zostawić w spokoju. To ja poprosiłem ją o
rękę i to był mój pomysł.
- A ty się nie odzywaj kiedy ja mówię!- przerwał.-
Mogłem tylko przeczuwać, że mieliście jakiś poważny powód, aby tu przyjechać,
bo normalnie to byście się nie pokwapili odwiedzając matkę i ojca.
- Czyli jednak jesteś pan moim ojcem?-spytał Kendall.
- Nigdy!- zaprzeczył.- Nie mówiłem tego do ciebie!-
wrzasnął. Pani Taylor nie brała udziału w tej dyskusji. Wyłączyła się jak
telewizor kiedy wchodzi w stan spoczynku.
- Ale jesteśmy rodziną i musi to pan zaakceptować.-
powiedział Kendall.- Prędzej czy później i tak by do tego doszło.
- Wiedziałam, że tak zareagujesz dlatego nic wam nie
powiedzieliśmy.- wcięła się Jo.- I dziękuj Kendallowi, bo gdyby nie on, nadal
byś popijał kawusie na werandzie o niczym nie wiedząc. Chciał być z tobą
szczery i uczciwy, bo darzy cię szacunkiem, a ty jeszcze tak go traktujesz!
- No tak!- podniósł ręce.- Jeszcze może mam być mu wdzięczny
za to w jakich warunkach wzięliście ten atradycjonalny ślub!
- W jakim świecie ty żyjesz tato? Mamy dwudziesty
pierwszy wiek. Nie potrzebuję twojego błogosławieństwa! I wcale…- Jo nie
dokończyła, ponieważ poczuła przypływającą falę gorąca. Zakręciło jej się w
głowie co zauważył Kendall. Natychmiast zjawił się koło niej.
- Jo? Wszystko dobrze?- objął ją.- Nie możesz się
denerwować…- blondynka kiwnęła głową.
- Jo…- do rozmowy włączyła się jej matka gdy usłyszała
jego słowa.- Jesteś w ciąży?
- Tak mamo. Zostaniecie dziadkami.- schyliła głowę.
Tym razem państwo Taylor zamienili się miejscami. Gospodarz zbladł na twarzy i
zamilkł, a pani Taylor ożywiła się.
- Córciu…- na jej twarzy pojawiło się coś w postaci
uśmiechu.- To wspaniale.
- Przynajmniej ty mnie rozumiesz.- odpowiedziała, a
Kendall podał jej szklankę wody. Matka patrząc jak chłopak się nią opiekuje,
nie powiedziała nic więcej. Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na jej ojca
oczekując jego odpowiedzi. Chyba to zauważył, ponieważ podniósł się z miejsca
poprawiając spodnie.
- Josephine Taylor…- zaczął.
- Schmidt.- poprawiła go.
- Marsz na górę. Musimy poważnie porozmawiać, a ty
chłopcze… lepiej będzie gdy naprawdę znikniesz mi z oczu, bo jak wyciągnę
wiatrówkę do będzie już za późno.
- TATO?!- pierwszy raz podniosła na niego tak głos.
- A proszę!- wybuchł Kendall.- Proszę strzelać. Już
się pana nie boję. Osiągnąłem dziś swój szczyt konfrontacji z panem. Nigdzie nie wyjdę bez mojej żony i mojego dziecka! Jest pan
tyranem o dyktatorskich rządach! Nie zostawię Jo z panem tutaj.
- Jak chcesz…- pan domu poszedł na górę mocno tupiąc
nogami o schody.
- Ojciec nigdy nie strzela focha.- rzekła pani
Taylor.- On tak łatwo tego nie zostawi.
- Ale przecież..- Kendall nie dokończył, ponieważ pan
Taylor wrócił ze strzelbą w ręce. Blondyn wybałuszył oczy. Nie zdawał sobie
sprawy z tego, że mówił wtedy poważnie.- Czy pan zwariował?!
- Już odbezpieczona.- uśmiechnął się morderczo.
- Tato!- Jo zasłoniła go swoim ciałem.- Opanuj się! Nie
rób tego znowu!
- Znowu?- powtórzył zielonooki.- celował do wszystkich
twoich byłych? Mój Boże…
- Nie będziesz wzywał Boga pod moim domem!
- Henry, uspokój się…- podeszła do niego żona.- Oddaj
mi to.- wyciągnęła ręce. Ponieważ nie ustępował, Susan siłą wyrwała mu
wiatrówkę z rąk.- Ochłoń trochę!
- Ty to pochwalasz?!- zamiast się uspokoić, wybuchł
jeszcze bardziej.- Tak! Wszyscy przeciwko mnie!
- Bo tylko pan nie ma racji.- dopowiedział Kendall.
- Wynoś się z mojego domu!- pan Taylor złapał go za
wsiarz i siłą wyrzucił za drzwi. Matka Jo odciągnęła córkę, aby nie zrobiła sobie
krzywdy w jej stanie. Kendall potknął się o schody kiedy wyprowadzał go za
drzwi. W ostatniej chwili podparł się dłońmi o ziemię, aby nie zderzyć się z
nią głową. Podniósł się i otrzepał ręce z brudu.
- Tego to się po panu nie spodziewałem! Jest pan
najgorszym człowiekiem jaki stanął nam na drodze i kiedyś to pan odczuje! A ja
się stąd nie ruszę! Choćby deszcz gradu miał tu spaść na mnie! Albo piorun miał
mnie tu trafić!
- I tego ci życzę.- uśmiechnął się szyderczo zamykając
za sobą drzwi. Kendall spojrzał w okno gdzie zerkała na niego Jo. Przyłożyła rękę
do szyby i bezgłośnie powiedziała: Kocham
Cię. Podniosło go to na duchu, jednak ojciec odciągnął ją od okna. Chłopakowi
zadzwonił telefon. Znów połączenie od Logana. Nie chciał odbierać, ale miał
ochotę komuś się z tego wytłumaczyć.
L: I jak tam, Kend? Powiedziałeś im?
K: Powiedziałem…
L: Ale słyszę, że żyjesz.- zaśmiał się.
K: Kurwa Logan! Kumam, że się tam pochlaliście, ale to
nie jest śmieszne! Ojciec Jo groził mi wiatrówką, a teraz stoję przed jej domem
wyrzucony na bruk.
L: O ja pier…- nie dokończył.- Carlooos!- Kendall
odsunął się automatycznie od słuchawki, ponieważ brunet wołał przyjaciela,
który musiał być niedaleko niego.- Carlos, wygrałeś.
K: Co wygrał?
L: Zakład. Założył się z Jamesem jak sobie poradzisz i
Carlos wygrał.
K: Widzę, że macie świetną zabawę.- zironizował.-
Myślałem, że znajdę w was jakieś pocieszenie, a tu znikąd pomocy.
L: Ja nie mam z tym nic wspólnego.- zaprzeczył.- Serio
cię wyrzucił? Proponuję wejść przez komin.
K: Nienawidzę cię gdy jesteś pijany.- westchnął ze zrezygnowaniem.
L: To co zamierzasz?
K: Będę tu stał póki mi jej nie odda.- odpowiedział.
L: Zuch chłop. Carlos!- znów wrzasnął.- Z Kenem rozmawiam.
Oddaj mi telefon!
C: Siema Kendall, tu Carlos.- odezwał się.- James ma
wiatrówkę, może ci pożyczyć.
K: Oddaj telefon Loganowi.- zdenerwował się na
Latynosa
C: A co jeśli tego nie zrobię?- spytał. Kendall
wywrócił oczami i się rozłączył.
Kendallowi miękły już nogi. Nie wiedział co ze sobą
zrobić. Usiadł na schodach i czekał na jakikolwiek znak. Wydawało mu się, że
czeka tu nieskończoność. Emocje nosiły go cały czas. Skrzywił się kiedy
spojrzał na wyświetlacz. Minęło dopiero dziesięć minut. Nie chciał tak spędzić reszty
tego dnia, bo miał wątpliwości czy to coś da. Podniósł się i kierując swoją
głowę na okno gdzie był dawny pokój jego żony.
- Jo! Jooo!- zaczął wołać jej imię.
- Kendall.- blondynka otworzyła okno.
- Jo, kocham cię i zostanę tutaj. Czekam na ciebie.
- Ja ciebie też, ale może będzie lepiej gdy wrócisz do
domu.
- Co?- poczuł się tak jakby dostał czymś tępym po
twarzy.- Jak to?
- Dla twojego dobra. Nie chcę żeby stało ci się coś złego.
- Ale…- urwał.
- Zadzwonię.- oznajmiła.
- Nie! Nigdzie się stąd nie ruszę!- zaprotestował.-
Wrócisz ze mną do domu!
- Po moim trupie!- wyszedł do niego pan Henry. Kendalla
zaintrygowało to co trzymał w ręce. Od strony ogrodu miał pociągniętą rurę. W dłoniach
ściskał szlauch.
- Nie zrobi pan tego.- pokręcił głową blondyn, choć
wątpił w to. Jej ojciec był nieprzewidywalny. Zaśmiał się tylko
złowieszczo i przekręcił korek. W jednej chwili strumień wody zmoczył Kendalla nie
zostawiając po nim suchej nitki. Chłopak wytarł sobie oczy i zmroził go
spojrzeniem.
- Nie powstrzyma mnie pan!- zaczął wyciskać wodę ze
swojego ubrania.
- Za mało?- spytał przygotowując się na kolejny
strzał.
- Kendall!- Jo miała łzy w oczach.- Wróć do domu.
Proszę, zrób to dla mnie.
- Dobrze! Robię to, bo cię kocham, a nie dlatego, że
boję się twojego ojca.- wskazał na niego palcem. Podszedł do niego.- Teraz to
mi już wszystko jedno.- stanęli twarzą w twarz.- Niech pan pójdzie do diabła.
Ja jeszcze tu wrócę.- zadarł wysoko nos i odwrócił się na pięcie. Wsiadł do
samochodu i odjechał.
* Szybko i konkretnie. W tym tygodniu mam sprawdzian za sprawdzianem. Zero chwili wytchnienia, bo po jednym czeka kolejny. Nadrobię Wasze blogi. I promise !
Pewnie wiele z Was spodziewało się takiego obrotu spraw, Betty była ciekawa jak nazywa się pan Taylor, bo w końcu tak długo używałam tego nazwiska, że zapomniałam. A więc nie John tylko Henry. Henry Taylor :) A jednak jeszcze tak bardzo nienawidzę Johnów :D
Co dalej i jak ta sprawa się potoczy już w sobotę, a teraz papulki :)
* Szybko i konkretnie. W tym tygodniu mam sprawdzian za sprawdzianem. Zero chwili wytchnienia, bo po jednym czeka kolejny. Nadrobię Wasze blogi. I promise !
Pewnie wiele z Was spodziewało się takiego obrotu spraw, Betty była ciekawa jak nazywa się pan Taylor, bo w końcu tak długo używałam tego nazwiska, że zapomniałam. A więc nie John tylko Henry. Henry Taylor :) A jednak jeszcze tak bardzo nienawidzę Johnów :D
Co dalej i jak ta sprawa się potoczy już w sobotę, a teraz papulki :)
HENRY STARY PENIS CHUJ SKURWYSYN PIEPRZONY TYRAN SZMATŁAWIEC EGOISTA IDIOTA DEBIL SUKINKOT TAYLOR! Tak włąsnie się nazywa. Kendall. podoba mi sie jego postawa. A Chłopaków to mam ochote udusić! Świnie z nich. Rozumiem że są pijani ale no... Debile! Pani Taylor. Szkoda mi jej ze musi żyć z tym Henrym (...) Pod jednym dachem. A Jo nie jest mała dziewczynką, Nie miał prawa jej tam zamykać!
OdpowiedzUsuńDobrze że skończyło sie tylko na tym że oblał Kenda wodą a nie strzelił w niego z wiatrówki. ZNOWU? To jets naprawdę psychopata. Ciekawe jaki musiałby być kandydat dla Jo zeby on go zaakceptował..
Super rozdział. Ciekawe co wymysli Kend... Przyjedzie z tymi debilami?? I kiedy Logan dowie sie o dziecku?? Czekam na kolejny ^^
WYTRWAJ TE SPRAWDZIANY BEJB! JESTEM Z TB :*
Jeden już wytrwałam. Jeszcze dwa :( W czwartek egzamin...
UsuńSuper rozdział skomciam potem klep bo trza miejsce mieć
OdpowiedzUsuńDobra, jestem :P Henry to za łagodne imię, skoro nie lubisz Johnów, to czemu nie nazwałaś go John? :D Jo nie mieszka z Taylorami, więc czemu ona tam jest? Ona nie ma 5 lat, żeby ją zamykać. Śmiałam się, kiedy ochlapał Kenda wodą :P BYŁAM BARDZO BLISKO Z TYM, ŻE KENDALL UMRZE, ZBYT BLISKO. Ciekawe, co by zrobił, gdyby strzelił do niego z wiatrówki? Poza tym, Henry jest fajny, bo zabawny :D Najpierw tym swoim wzrokiem stresował Schmidta, potem wpadł w furię, groził mu z broni palnej, oblał wodą, pojmał żonę i wywalił go na próg. Klasa :D Ciekawe, co Henryczek-Kamyczek zrobi Jo, skoro wie, że panienka zaciążyła...
UsuńSuper rozdział i czekam na jutro :P
Może nie powinno tak być, ale ciągle się śmiałam czytając ten fantastyczny rozdział. Henry...aż się tak dziwnie przestawić. On zawsze był pan Taylor :) Widać, że dziad ma skuteczne metody. Brawo wgl dla Susan. To bohaterka tego roz bo w końcu coś powiedziała :) supcio
OdpowiedzUsuńJa pierdziele! Tego sie nie spodziewałam! Co za debil, idiota, tyran, chuj itp. idt. Nie wierze. Jak mógł tak ich potraktować. To sa chyba jakieś jaja! Ciekawe co Kendall teraz zrobi... Ale to jest nienormalne. Czm Jo tam została? Przecież jest pełnoletnia i może robić co chce. Ale dobrze ku nagadali. Nie spodziewałam sie że obleje go woda. Masakra. Pewnie przywiezie ze sb pijanego Logana, Jamesa i Carlosa i mu razem wpieerdola! O tak!
OdpowiedzUsuńNie no serio, uwielbiam ten rozdział i z niecierpliwościa czekam na next.
P.S. też niecierpie Johnow :)
Jaką ja miałam bekę z Logana, a raczej tego co mówił. Ten zakład to zło :) jak mogli? Przyjaciele, prawdziwi przyjaciele tacy są. A co to tego pajaca Taylora to słów nie mam. Henry...to za łagodne imię dla tego tyrana. Na za wiele sobie pozwala. Kendall pokaż mu!
OdpowiedzUsuńTen dureń groził mu bronią? I jeszcze woda oblał? Serio? SERIO?! Kurrrr. God, damn it. Zabijcie go. Rozdział fantastico. Chcę kolejny!
Też myślę, że Henry to za łagodne imię. Hejtuję siebie :P
UsuńLubię Ojca Jo, zabawny facet. A to było świetne, lekko go poniosło :). Ale i tak to było świetne. Uśmiałam się. Logan nie pomógł, ale cóż. Schmidt dał radę, a kończąc rozdział świetny! Oby do następnego! :).
OdpowiedzUsuńLUBISZ OJCA JO?! LUBISZ DIABŁA?! LUBISZ GO?! LUBISZ?! LUBISZ?! KIM TY JESTEŚ?! JAK MOŻNA GO LUBIĆ?! JAK?! TAKIEGO GNOJA TO ZACIUKAĆ A NIE LUBIĆ!
UsuńSERIO?! LUBISZ?! :D
nadal nie wierzę .. :)
Hahaha śmieszy mnie Twoje oburzenie. Niektórzy lubią złe charaktery
UsuńTeż go lubię :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńRozmowa z Loganem mnie pobiła. Rety, co trzeba mieć w głowie... A mnie podobno po miętówkach odwala. Czyli... Ojciec Jo to czarny charakter? Nie! Ja się nie zgadzam! Zgłaszam sprzeciw! Dlaczego on po prostu nie może być w porządku? Ojczym, tak... To jestem w stanie zrozumieć. A może to tylko początek... Mam nadzieję. Sorry, że dopiero dzisiaj. Wczoraj nie było mnie przed komputerem. Wcale. Rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAle się porobiło... :O
OdpowiedzUsuńA nie mówiłam! 1) Ojciec Jo wyrzucił Kendalla ze swojego domu. 2) Zamknął Jo w jej pokoju. 3) A Pani Taylor na pewno przesoliła obiad!!!
Pan Taylor jest... wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Jego reakcja to czysta przesada. Jasne, że może szybki ślub w Las Vegas nie jest najmądrzejszym pomysłem, ale przecież Jo i Kendall są dorośli. Maja prawo decydować o swoich wyborach i ponosić za nie konsekwencje! Ech... Oby tylko Pan Taylor szybko wypuścil Jo i nic gorszego się nie stało!
No nic, fajny rozdział, taki... emocjonujący :D Już czekam na nn! :)
Ojciec Jo jest nieźle walnięty. Czego on do cholery chce od Kendalla? Przecież nic mu nie zrobił. Wiedziałam że będzie gruba afera z tego ślubu, ale i tak byłam w szoku czytając ten rozdział. Żeby od razu z bronią, serio? Całkiem cię Henry pojebało? Zluzuj majty, bo twoja córka nie zamierza zostawiać Kendalla. Pogódź się z tym wreszcie stary zgredzie.
OdpowiedzUsuńOby w następnym rozdziale Kendall skopał mu dupe. Niepotrzebnie odszedł, powinien mimo wszystko zostać tam i pokazać jak bardzo zależy mu na Jo.