środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 52

Marla runęła przed siebie po tym jak ktoś pchnął ją gdy chciała zejść po schodach. Serce skoczyło jej do gardła i pisnęła głośno. Tajemnicza osoba, która to zrobiła zniknęła szybko za korytarzem. Szatynka w ostatniej chwili obkręciła się na bok pod wpływem ciężaru zawartości jej torebki. Syknęła z bólu nadal szurając lewą stroną swojego ciała o schody. Leciała głową w dół. Podparła się drugą ręką, aby na niej nie wylądować. Nie mogła się podnieść. Ból nogi był do zniesienia jednak ramię pulsowało jak szalone. Spojrzała na obrażenia. Koszulka była zdarta w tym miejscu, a z łokcia sączyła się krew. Łzy napłynęły jej do oczu. Była roztrzęsiona.
- Marla!- na górze pojawił się James.- Marls!- zszedł szybko do niej.- Nic ci nie jest? Coś cię boli?
- Ręka...ktoś m-mnie p-popchnął...- zaciągała się od płaczu.
- Lucy!- zawołał dziewczynę.- Lucy!
- Czego się...o mój Boże!- wybałuszyła oczy rockmenka.
- Lucy, przeszukaj szybko tamten korytarz!- poprosił ją James. Dziewczyna ruszyła do biegu. Spojrzał na poszkodowaną.- Czy możesz wstać? Pomóc ci?- kiwnęła głową. Chłopak pomógł jej wstać. Krzywiła się przy każdym ruchu, dlatego nie mógł wprowadzić ją po schodach. Wziął ją na ręce i zaniósł wprost do jej mieszkania. Położył ją na sofie, a następnie wyjął komórkę.
- Do kogo dzwonisz?- spytała już nie płacząc.
- Do szpitala.- odpowiedział.
- Daj spokój! Nic mi nie jest!- przycisnęła czystą szmatkę do łokcia, którą podał jej wcześniej przyjaciel. Odchyliła ją na chwile żeby zobaczyć co tam się dzieje. Od środka była cała zakrwawiona.- Ale będę miała sporego siniaka...
- No to do Logana.- wykręcił numer, a ona głęboko westchnęła.
- Tylko Jenniferkę znalazłam na korytarzu.-wparowała do środka Lucy.- Ona twierdzi, że nic nie wie i nikogo nie widziała. A co dziwniejsze... powiedziała to zanim opowiedziałam jej do końca co się stało.
- Nie to teraz jest najważniejsze.- pokręciła głową Marla.- Nic mi nie jest, a ja spóżnię się na spotkanie.
- No ty chyba sobie w kulki lecisz, że w takim stanie gdzieś pójdziesz!- oburzył się James.- Logan nie odbiera, ale wysłałem mu esa.- wziął lód z lodówki, owinął w ścierkę i podał przyjaciółce.
Po dziesięciu minutach jak na sygnale Logan zjawił się na miejscu. Od razu zadał jej szereg pytań, na które już nie miała siły odpowiadać. Następnie wziął apteczkę i opatrzył jej rękę. Wszyscy cieszyli się, że kursy, które przeszedł brunet przydadzą się w ważnej sprawie. Nie była złamana ani zwichnięta tylko mocno obita. Miała ogromne szczęście. Logan został z nią do późnego wieczora.

Nadszedł piątek, a wraz z nim impreza niespodzianka dla Carlosa. Wszyscy specjalnie umówili się, aby nie składać mu życzeń. Zaproszeni goście udawali, że taki dzień jak urodziny Carlosa w ogóle nie ma miejsca. Najciężej było Alexie, ponieważ była jego dziewczyną oraz nie mogła znieść jego przygaszonej twarzy. Po wesołym i tryskającym energią szaleńcu nie było śladu. Chodził z kąta w kąt, mało się odzywał. Nie tak wyobrażał sobie dzisiejszy dzień. Kiedy przyjaciele jedli razem śniadanie, pomieszał tylko w jajecznicy przegryzając trochę bekonu.
- Co jest Carlito? Może kucharzem dobrym nie jestem, ale chyba nie jest złe.- podpytał go Logan.
- Nie, jest ok…- nie chciał powiedzieć co go dręczy.- Nie jestem głodny.
- Ty nie jesteś głodny?- zmartwił się James przegryzając wargi, aby nie powiedzieć za dużo.- Skoro tak, to cię nie zmuszam…- opuścił głowę tak jak Kendall i Logan. Czuli się źle, ale nie chcieli wydać niespodzianki. Kendall zerkał na zegarek czekając na telefon od Alexy. Umówili się, że zadzwoni do Carlosa i wyciągnie go oraz zajmie do godziny szóstej. Tak jak się spodziewał, zadzwoniła komórka Carlosa, którą natychmiast odebrał. Wszyscy ucichli próbując usłyszeć ich rozmowę. W końcu odłożył telefon na swoje miejsce.
- Alexa?- spytał Kendall.
- Tak.- jego twarz trochę pojaśniała.- Mówi, że jak najszybciej chce się ze mną zobaczyć, bo chce mi coś pokazać. Więc pozwólcie, że odejdę od tej nawet dobrej jajecznicy Logana i pójdę…- powiedział jakby nie swoimi słowami. Zasunął krzesło za sobą.- Nie martw się, Logan. Przynajmniej naleśniki i placki robisz perfekcyjnie.- rzekł wychodząc w domu. Logan zmarszczył brwi, bo wyglądało to dość dziwnie.
- Kurcze… oby się nie załamał do wieczora.- brunet podszedł do okna.
- Nic mu nie będzie. Poszedł?
- Tak.
- Dobra. James, zanim udekorujemy tą chatę to trzeba najpierw tu posprzątać. Zaraz przyjedzie Jo. Zaoferowała pomoc. Logan. Transparent gotowy?
- Już od wczoraj.
- Trzeba się przekonać czy wszystko jest. Trzeba przesunąć meble, aby zrobić parkiet. Część ozdób wyniesiemy na taras, tam też przeniesie się część towarzystwa.- myślał głośno blondyn.- Chyba wszystko jest. Tort dojedzie, ciepłe potrawy się odgrzeje, trzydzieści osób potwierdziło zaproszenie i sprzęt muzyczny z płytami sprawdzony. Jest git! Mamy sześć godzin. Wyrobimy się.
- Gdzie jest kask Carlosa?
- Marla go zabrała, aby go imprezowo podrasować.

Tymczasem Marla i Lucy właśnie wstały. Łokieć szatynki goił się szybko, ale nie obyło się bez szpecącego siniaka. Mogła już nawet zginać go, ale nadal bolał gdy go dotykała. Stosowała masę maści, aby doprowadzić go do takiego stanu, w którym jest. Dziewczynom nie chciało się robić porządnego śniadania, więc zrobiły płatki z mlekiem. Specjalnie wcześniej się położyły, aby mieć energię na imprezie. Torba z prezentem stała pod stołem. Marlę bardzo kusiło zadzwonienie do Carlosa i złożenie mu życzeń. Wsadziła jednak komórkę do kieszeni zaciskając pięści. Niestety to, że dziś jest piątek, nie oznacza, że nie musi iść do pracy. Dwie godziny musi wytrzymać z Gustavo. Pytała się go wczoraj czy może nie da jej dnia wolnego, a w poniedziałek to odpracuje. Nie zgodził się. Ostatnio dostała aż trzy dni wolnego i wyczerpała swój miesięczny limit. Gustavo też został zaproszony na imprezę, o dziwo. Ogłosił Kendallowi, że nie wie czy przyjdzie, ponieważ ma spotkanie biznesowe. Kendall jednak odrzekł, że jeśli znajdzie czas to żeby przyszedł. Szef tak sobie do tego podszedł. Pomyślał jak będzie się bawił na imprezie gdzie będą sami młodzi ludzie kiedy on sam ma te czterdzieści cztery lata.
Gdy Marla wróciła do domu, zrobiła coś do zjedzenia. Uwielbiała jeść, choć nie było po niej widać. Wszystkie jej koleżanki zazdroszczą jej tak działającego metabolizmu. Spojrzała na zegarek. Impreza zaczynała się o szóstej z czego musiała być pół godziny wcześniej, a jest po drugiej. Dokończyła jedzenie i poszła wziąć kąpiel. W międzyczasie Lucy wróciła od fryzjera z poprawionymi pasemkami, ponieważ pojawiały jej się coraz większe odrosty. Kiedy zauważyła, że jej lokatorka bierze prysznic, wzrokiem przeszukała szafki sprawdzając czy przypadkiem nie zostawiła na stole swojego srebrnego pierścionka z cyrkoniami, który stale od walentynek nosiła na palcu i nie ściągała. Dostała go od Logana. Do dziś jest to jej oczko w głowie, traktuje go jak pierścionek zaręczynowy. Lucy stwierdzając, że musi się z nim aż myć, włączyła telewizor na kanał muzyczny.
Marla owinęła się w szlafrok i przystąpiła do robienia makijażu. Następnie wysuszyła włosy modelując je w fale. W końcu wyszła z łazienki.
- Już jesteś. Pokaż swoje włosy.- powiedziała Marla.
- A proszę…- machnęła nimi w powietrzu.- Hmm… ten zapach, uwielbiam.
- Kto by nie lubił zapachu farby? Bo na pewno nie ja. Rany… już w pół do czwartej? Jak to możliwe?
- Straciłaś rachubę czasu, ale za to wyglądasz niesamowicie.
- Nawzajem.
- Widziałam twoją kreację…
- I jak?- Marla przypomniała sobie w głowie jak pięknie wygląda. Lśniące, granatowe leginsy i kremowa, zwiewna tunika na ramiączkach. Przez całą tunikę przechodziły mieniące się subtelnie jak srebro wzory.- Podoba się?
- Ładne, ale czy aby nie za skromne?
- Jakie skromne. Jeszcze nie wiesz jak to się będzie ładnie błyszczeć wśród tych wszystkich świateł. I założę te czerwone buty oraz dodatki. Zobaczysz…
- Weź się raz ubierz z pazurem, odkryj trochę więcej. Może jakaś sukienka…
- Nie, nie. Ja wolę to. Ty możesz się ubierać jak seksbomba, ale ja bym się czuła skrępowana.
- Jak chcesz. Ale weź spójrz na to cacko.- Lucy przyniosła czarną sukienkę na ramiączkach. Jej dół był skórzany oraz rozszerzany. Z tyłu znajdowało się spore wycięcie ze złotym suwakiem, które dodawało eleganckiego a zarazem uwodzicielskiego stylu. Nie za dużo i nie za mało. Na imprezę w sam raz. Marla zaniemówiła z wrażenia.
- Wow. To jest coś…- zakuło jej serce z zazdrości. Nie chciała pokazać, że ją to dotknęło.- Ja nie lubię czarnego. Taki smutny kolor. I jak ja bym na przykład w tym wyglądała?
- Myślę, że Loganowi by się spodobało.
- Idę się przebrać.- zamknęła się w pokoju, aby założyć swoją kreację.
- A! Jeszcze jedno.- powiedziała Lucy zza drzwi.- James napisał, żebyśmy nie przychodziły pół godziny przed tylko całą godzinę. Przydałaby się pomoc. Coś nie poszło zgodnie z planem. Kendall się denerwuje.
- Ok. Została nam jakaś godzina do przygotowania się. Ja jeszcze trochę i jestem gotowa. Jak chcesz to wejdź.
- Spoko. Przebiorę się w salonie.
Dziewczyny dopięły swój wygląd na ostatni guzik. Była godzina czwarta trzydzieści i już były gotowe.
- Lucy? Masz prezent?
- Mam.- podniosła wielką torebkę.- A czy ty masz jego kask?
- Jest.- wzięła pod pachę czarny kask Carlosa, do którego poprzyklejane były cekiny i inne błyszczące dodatki.- W imprezowym stylu. Piękny, co nie?- lokatorka podniosła kciuk w górę. Zamknęły drzwi. Przez korytarz spacerował Greg.
- Gdzie się dziewczyny wybieracie?- zapytał.
- A na taką jedną imprezę. Musimy już iść, bo się spóźnimy.- odrzekła szatynka.
- Aha. No to może zabierzecie mnie ze sobą. Mnie się strasznie nudzi…
- Niestety nie możemy. Nie masz zaproszenia.- dodała Lucy.
- No trudno. Bawcie się dobrze.- powiedział patrząc się Marli w oczy.- Poszedł dalej.
- Też masz takie wrażenie, że jest jakiś taki dziwny?- spytała Lucy kiedy wchodziły do windy.
- Nie on jeden.- westchnęła.
Na dworze było ciepło i przyjemnie. Niebo było jasne i bezchmurne. Można było przewidzieć, że ta noc będzie idealna. Szły chodnikiem powoli, nie spiesząc się. Lucy spojrzała na jej rękę, w tym miejscu gdzie nosiła pierścionek.
- Mogę przymierzyć pierścionek?
- Jaki pierścionek?- spojrzała na nią jakby była wyciągnięta z transu.
- Jak to jaki? Tylko jeden masz na dłoni.- Marla wzruszyła ramionami, zdjęła go i podała przyjaciółce ostrożnie.- Spokojnie. Nie zjem ci go.
- Co się tak nagle z nim obudziłaś?
- A, bo wiesz… niedługo mija rocznica od kiedy ja i James dzięki tobie jesteśmy razem. Chcę sprawdzić czy mamy taki sam rozmiar. Chcę wiedzieć czy będzie pasował.
- Skąd masz pewność, że to będzie pierścionek?
- Domyślam się. Na wszelki wypadek warto wiedzieć. O! Mamy taki sam rozmiar.- uśmiechnęła się i oddała.
- Jak myślisz… czym Alexa mogła zająć Carlosa przez sześć godzin?
- No ja się domyślam co to mogło być…- zaczęła się uśmiechać i podnosić brwi jakby chciała jej w ten sposób coś przekazać. Szybko się domyśliła.
- Proszę cię… sama ją o to zapytam.- doszły do furtki. Szybko odblokowano im wejście. Weszły na teren bladego osiedla. Wkrótce stały już pod ich domem. Powoli niebo robiło się pomarańczowe.

Furtka otwarta była na oścież. Weszły śmiałym krokiem i pozwoliły sobie otworzyć drzwi. Wnętrze było przystrojone fioletowymi balonami, w ulubionym kolorze solenizanta. Wszystkie dodatki były fioletowe i białe. Okna były zasłonięte żaluzjami. Na ścianie widniał transparent Wszystkiego najlepszego Carlos! Przez zasłonięte okna, w środku panował półmrok. W końcu przyszedł James i zapalił lampę.
- Hej, skarbie!- pomachała do niego Lucy.
- Wow. Świetnie wyglądasz.- nie mógł oderwać od niej oczu.
- Wszystko wygląda świetnie. Zgaś to światło i zapal lampki i reflektory żebym mogła zobaczyć końcowy efekt.- klasnęła w ręce Marla.
- No niestety prędko to się nie stanie.- ostudził ją James. Miał na sobie materiałowe spodnie w kolorze jeansów i beżową koszulę, na którą nałożył szary, cienki sweterek.
- Dlaczego?
- Sprawy nie potoczyły się tak jak miało to wyglądać. Okazało się też, że nie mamy przedłużacza, więc reflektory nie działają. Logan spalił żarcie. Jo sprzątając na górze, potknęła się o kabel od odkurzacza i spadła ze schodów.
- CO?! Gdzie ona jest? Ona też?!- niedowierzała Marla.- Co to za fatum ciąży nad dziewczynami z Palmwoods?
- Nic jej nie jest. Siedzi z Kendallem i Loganem w pokoju. W dodatku jest za jasno i dopiero się ściemnia, więc napisaliśmy do wszystkich, że przesuwamy imprezę na siódmą. Z tych wszystkich problemów to te są najpoważniejsze.
- Chodźmy do Jo.- Lucy wzięła Marlę za rękę i poprowadziła do pokoju Kendalla.
Logan przemywał ranę na nodze Jo. Jęczała z bólu.
- Piecze!- krzyknęła.
- Spokojnie…- uspokoił ją Logan.
- Jo! Co z nią?- Marla usiadła przy biurku.
- Nie jest złamana ani skręcona. Jest obita, ale raczej nic jej nie będzie. Wy to macie podobnego pecha. Ta z ręką a ta z nogą. Wypadałoby skonsultować to jeszcze z lekarzem.- brunet położył apteczkę na podłodze.
- Ty tu robisz teraz za lekarza.- wtrącił James.
- No przepraszam! Studiowałem medycynę zaledwie pół roku, a potem wciągnęliście mnie do zespołu. To nie moja wina!
- Jo!- złapał ją za rękę Kendall.- Może zabiorę cię do szpitala?
- Nie trzeba. Nic mi nie będzie.- odpowiedziałą sucho, a Kendall miał sobie za złe za to co się stało. Mogła zostać u babci i nie musiałaby teraz cierpieć. Cała wcześniejsza złość na nią zeszła z niego jak powietrze z przebitej opony.
- W takim razie musisz sobie wybić z głowy tańce.- wstał Logan.- Usiądziesz sobie na dole na fotelu.
- A ja przy tobie.- uśmiechnął się blondyn.
- Przez moją nieuwagę uziemiłam cię na całą imprezę.- męczyły ją wyrzuty sumienia.
- Nie szkodzi.
- Pomożesz mi zejść na dół?- Kendall wziął ją na ręce i po schodach ostrożnie zniósł ją na dół.
- Logan?- zaczepiła go Marla.- Mogę jakoś pomóc?
- W sumie to tak. Przypaliłem przez przypadek co nieco. Mogłabyś mi pomóc to przyrządzić jeszcze raz?
- Jasne.
- To chodź do kuchni.- Logan wyjął produkty z szafki.
- Lecę do domu po przedłużacz. Będę za jakieś czterdzieści minut!- Lucy wyszła.
- Wow…- Marla spojrzała na przypalone ciasto.- Jest bardziej spalone niż to sobie wyobrażałam. Ale za to można je zrobić i upiec zaledwie w godzinę. Podasz mąkę?- Logan podał jej mąkę.- Jeszcze cukier, bo nie widzę…
- Już, już. Gdzieś tu mamy jeszcze jedną paczkę.- przeszukiwał szafki nerwowo.- Gdzie ten przeklęty cukier?- szepnął pod nosem. W końcu znalazł.- Musieli tak zaklejać to opakowanie?- motał się z otworzeniem. Pociągnął mocniej i cały cukier rozsypał się na podłodze. Chłopak złapał szybko za miotłę i zaczął zamiatać, ale tak cały zdenerwowany tak machał miotłą, że tylko rozsypywał cukier dalej. Rzucił miotłę na ziemię i podniósł ręce w geście poddania.- Pas.- wyszedł z kuchni, poszedł na zewnątrz. Dziewczyna szybko zamiotła po nim, a następnie poszła go szukać. Siedział przed domem na schodach. Przysiadła się.
- Będę musiał iść po cukier…- mruknął oparty o poręcz. Wstał.
- Siadaj. Napisałam do Lucy. Skoczy po drodze do sklepu. Czy tylko w tym problem?
- Jesteś bardzo spostrzegawcza.
- Jestem kobietą.
- Hmm… chodzi o to, że…- zaczął.- Czy byłaś kiedyś w sytuacji, że wszyscy musieli polegać tylko na tobie i wymagali od ciebie, że zrobisz to dobrze, ponieważ myśleli, że skoro jesteś aż tak dobra w większości rzeczy to ze wszystkim na pewno sobie poradzisz?
- Raczej nie.
- No widzisz.- schylił głowę.- Zawsze dostaje najgorsze czy najtrudniejsze rzeczy do zrobienia, bo myślą, że sobie poradzę. Ale czasami tak nie jest. Ja czuję się wtedy pod presją kiedy muszę to zrobić, kosztuje mnie to trochę nerwów. Nawet jeśli nie wiem, że w czymś nie podołam to zmuszam się, aby zrobić to należycie, bo wiem, że kogoś rozczaruję. W większości przypadkach pytam się dlaczego ja? Otrzymuję odpowiedź: Bo ty jesteś najmądrzejszy. Zrób to, byłeś na medycynie… przecież wiesz jak to się robi. Ty to zrobisz najlepiej i najszybciej. Ale w końcu to, że miałem najlepsze stopnie w szkole… to było wtedy jak do niej chodziłem. Studiowałem, ale w końcu je rzuciłem. I nie muszę we wszystkim być ani najlepszy ani najszybszy. Też mam swoje wady.
- Jesteś tylko człowiekiem i to jest natura człowieka. W czymś jesteś dobry a w czymś gorszy. Jeśli proszą cię, abyś zrobił to, na co masz pewność, że to zrobisz to proszę bardzo. Jeśli jesteś poproszony o coś z czymś masz problemy, powiedz wprost, że nie dasz rady albo poproś o pomoc. Przede wszystkim potrafisz być stanowczy i asertywny, ale kiedy ktoś cię prosi o pomoc, tu przeważa twoja chęć pomagania innym i machinalnie się zgadzasz. A wiem, że jeśli po fakcie chcesz komuś powiedzieć nie, jest ciężej. Dlatego przenieś swoją stanowczość również na ten aspekt. I nie powinieneś się tak denerwować kiedy ci coś nie wyjdzie. To nie sprawi, że w oczach innych staniesz się gorszy i słabszy. Czy pomyślałeś tak kiedy James coś upuścił?
- Nie.
- Albo jak Carlos ciągle się potyka o fotel, który ciągle jest w tym samym miejscu?
- No nie.
- Widzisz. Nie ma się czym przejmować. Nadal jesteś niesamowity, a jeśli jesteś tak rozchwytywany w różnych sprawach to znaczy, że jesteś niezawodny. Pomyśl sobie… jakby wyglądało ich życie bez ciebie?- Logan uśmiechnął się.- No właśnie. Dlatego wstań. Poczekajmy na ten cukier i jeszcze raz zróbmy najlepsze ciasto na świecie.
- Masz rację. Niepotrzebnie się przejmuję.- wstał.- Chodź. Trzeba zrobić jeszcze koreczki.

James wyszedł na taras i spojrzał w niebo.
- No! W końcu zaczęło się ściemniać.- ogłosił. - Czy wszystko jest? Za pół godziny przychodzą goście, a za godzinę Carlos.
- Właśnie upiekło się ciasto!- krzyknął Logan.
- Przekąski gotowe i już wykładam na stoły.- dodała Marla.
- Podłączyłam reflektory, wszystkie działają.- uśmiechnęła się Lucy.
- A ja nic nie robię. I się nudzę.- powiedziała Jo siedząca w fotelu.
- Więc jest ok.- założył ręce James.
- Ej, Logan.- zaczepiła go Marla w kuchni.- Przypomniało mi się to co powiedziałeś w pokoju Kendalla.
- A co takiego powiedziałem, bo już nie pamiętam.
- Wtedy kiedy się zdenerwowałeś powiedziałeś coś w stylu, że kiedy studiowałeś, chłopaki wciągnęli cię do zespołu. Zabrzmiało to tak jakbyś pożałował swojego wyboru.
- A to… no, chyba tak powiedziałem. Powiedziałem?- zapytał, był już w lepszym humorze.- Byłem zły. To fakt. Chciałem zostać lekarzem, to wiesz… po połowie semestru, moi przyjaciele zapytali mnie czy nie chcę dołączyć do zespołu. Pamiętam to jak dziś. Wracałem właśnie do domu. To było w Minnesocie, więc było mroźne popołudnie. Prawie wieczór. Kiedy doszedłem do domu, w środku czekał na mnie Kendall. Niedawno był ten konkurs talentów gdzie wybrał go Gustavo. Był przeszczęśliwy. Problem polegał na tym, że nie chciał jechać do Los Angeles sam. Nie mowa tu o jego mamie i siostrze. Był jeszcze niepełnoletni, a ja w końcu jestem rok starszy. Kendall namówił Gustavo żeby zabrać mnie, Jamesa i Carlosa oraz utworzyć zespół. Odbyła się rozmowa na ten temat. Kendall, James i Carlos to moi najlepsi przyjaciele. Znamy się od przedszkola. Trudno byłoby mi się z nimi rozstać. Ale przecież studiowałem. Chciałem spełnić swoje marzenie. To była trudna decyzja…
- Żałujesz swojego wyboru?
- Były chwile zawahania, ale nie. Gdybym miał cofnąć czas, zrobiłbym tak samo. Umiałem trochę tańczyć, beat boxować, ale nie miałem pojęcia, że umiem śpiewać. Dopiero tutaj w LA do mnie dotarło… że mam jakiś ukryty talent. Nigdy nie próbowałem śpiewać. Wmawiałem sobie, że nie potrafię. Odkryłem w sobie pasję i dotarło do mnie, że tutaj jest moje miejsce. Tutaj mogę spełniać swoje marzenia, w dodatku być z przyjaciółmi i robić to co się lubię najbardziej. Jednak jak będę starszy, to być może wrócę na studia, skończę je i będę lekarzem oraz wokalistą. I kiedy będę miał już te pełne lata dojrzałości, będę za stary na boy band czy coś innego, na spokojnie zajmę się pierwotnym planem, bo wiem, że mam dar. Nie warto go marnować. Odpędzę się od mediów i umrę w spokoju.
- Widzę, że masz zaplanowane całe życie… ale weź nie myśl w tym wieku o umieraniu.- odeszła. Słyszał atylko jak westchnął głęboko.
- Cztery słowa!- zaczął krzyczeć Kendall.- Cztery słowa!
- Jakie cztery słowa?- zapytała szatynka. Blondyn podbiegł do Logana nie zważając na zadane mu pytanie.
- Logan! Cztery słowa!- potrząsnął nim.
- Co się stało? Miałeś używać tego tylko w sytuacjach krytycznych i poważnych.- skarcił go.
- Ale to jest sytuacja krytyczna. Tort jeszcze nie dojechał. Dzwoniłem do nich. Powiedzieli, że nic nie wiedzą. Dowóz nie wrócił jeszcze z poprzedniej trasy. A James już przyjmuje pierwszych gości!
- No jak to! Jest prawie w pół do siódmej. Ten tort powinien być już na piątą!
- No wiem! Zadzwonię tam jeszcze raz, a jak nie to tam pojadę.- pobiegł do innego pokoju.
- A gdzie zamawialiście tort?- spytała Logana Marla.
- U Cassidiego. To jedna z najlepszych cukierni w tym mieście.
- Może są korki… A co to były za cztery słowa, które tak krzyczał Kend?
- Cztery słowa to hasło na sytuacje kryzysowe i katastroficzne. Oczywiście taki alarm jak ten nie nadawał się na coś takiego. Tu raczej chodzi o zagrożenie zdrowia, życia lub podobne tragedie. Brzmi on cztery słowa, aby nikt nie zorientował się, że ktoś jest w tarapatach. A w dodatku cztery słowa to skrót od: Ratujcie mnie w potrzebie!
- Pomysłowe.
- Dziękuję. Ja na to wpadłem.
- Cześć Logan.- Natalie przyszła jako pierwsza.- Podobno mieliście jakieś problemy. Mogę wam jakoś pomóc. Widziałam, że ludzie się już są w drodze. Zaraz będzie tu tłoczno.
- Nie trzeba. Marla już mi we wszystkim pomogła. Usiądź sobie gdzieś, a ja zaraz przyniosę ci coś do picia.
- Dlaczego zwołaliście pół godziny wcześniej?
- Żeby zrobić mu niespodziankę.- wtrąciła Marla odpowiadając na głupie pytanie.
W przeciągu dziesięciu minut przyszli wszyscy zaproszeni goście. Wszyscy prócz Gustavo. Jednak Kendall nie przejął się, bo został uprzedzony, że może nie przyjść. Do siódmej został kwadrans. Wśród zaproszonych gości byli sąsiedzi w tym Natalie, ludzie z Palmwoods na czele z Jenniferkami i cztery osoby, których nie znała Marla. Wszystkie prezenty stały w kącie.
- Idę go namierzyć.- powiedział James do Marli.
- Możecie sprawdzić za pomocą telefonu gdzie kto się znajduje?
- Tak. Wyposażyliśmy nasze fony w taką apkę.- spojrzał w telefon i przejrzał mapę.- On jest już niedaleko.
Po chwili zadzwoniła Alexa. Dała sygnał, że zaraz będą na miejscu. James uciszył wszystkich i zgasił wszystkie światła. Połowa stała w oknach wyczekując solenizanta. Wkrótce Carlos i Alexa weszli na posesję.
- Dzięki za spędzony dzień. Przynajmniej ty…- uśmiechnął się Carlos.
- Jesteś zmęczony?- zapytała go.
- A wiesz, że nie? Zaszczepiłaś we mnie mnóstwo energii. Chyba nie zasnę.
- To dobrze…
- Chodź. Posłuchamy sobie muzyki.- nacisnął na klamkę.- A co tu tak ciemno? Gdzie jest kontakt?- po omacku szukał włącznika. W końcu zapalił światła.
- Niespodzianka!- krzyknął tłum. Carlos rozejrzał się po przystrojonym mieszkaniu. Był pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewał się tego. Alexa zamknęła za nim drzwi.
- O jacie!- wyjąknął.
- Sto lat, bracie.- powiedzieli Kendall, Logan i James. Podali mu przyozdobiony kask.- Zakładaj dyskotekowy kask i rozkręć tą imprezę szatanie.- uśmiechnął się James.
- Ale wypas!- założył na głowę kask.- Na co wszyscy czekają? Party czas zacząć!- w powietrzu rozległy się oklaski, światła zamieniono na lampki i reflektory, zaczęła lecieć muzyka. Wszyscy ustawiali się w kolejce, aby złożyć mu życzenia. Kendall natomiast obgryzał z nerwów paznokcie czekając na dowóz tortu. Miętolił komórkę w spoconych dłoniach. Nareszcie dostał wiadomość, że przesyłka jest w drodze po strasznych korkach. James i Logan wyszli na zewnątrz czekając na pojazd. Pięć minut później dostawca otworzył im przenośną chłodnię i na podstawce na kółkach wyciągnął prostokątny tort śmietankowo- truskawkowy. Kendall wbiegł pędem do domu, ściszył muzykę i wszedł na przygotowany podest.
- Uwaga! Wszystkich zapraszam na chwilę na zewnątrz!- wszyscy po kolei wychodzili na taras. Carlos wyszedł zdezorientowany.
W basenie odbijały się kolorowe światła, a po wodnej tafli pływały balony. Goście znaleźli sobie miejsce przy przygotowanym stole. Carlos zasiadł na wyznaczonym miejscu. Logan i James wjechali z tortem, na którym były świeczki i sztuczne ognie. Pod ściemnionym niebem efekt był bardziej magiczny. Carlosowi uśmiech nie schodził z twarzy. Patrzył się ciągle to na chłopaków, swoich przyjaciół i dziewczynę to na tort. W tle rozniosło się śpiewanie Sto lat! Wszyscy wstali. Solenizant myślał o jakie życzenie mógłby poprosić. Nie zastanawiał się długo. Zdmuchnął świeczki. Znów powstał aplauz. Wziął wielki nóż do ręki i przystąpił do krojenia. Ich sąsiadka spod czwórki była z zawodu fotografem. Miała dwadzieścia pięć lat, wszystkim robiła zdjęcia. Carlos uśmiechał się do obiektywu i robił głupie miny. Nie on jeden. Standardowo Carlos wraz z Loganem, Jamesem i Kendallem mieli osobną sesję, w której się wygłupiali. Do jednego zdjęcia wzięli go na ręce i pozowali tak, aby było widać, że niby jest wrzucany do basenu. Potem każdy robił sobie z nim zdjęcia.
- Gdzie jest solenizant?- zza rogu wyskoczył Gustavo.
- O! To mój ulubiony szef!- wstał Carlos.
- Jedyny jakiego miałeś. Wszystkiego najlepszego. Wręczył mu do ręki butelkę wina.
- Fajnie, że przyszedłeś.- ucieszył się.
- Tak. Pomyślałem sobie, że Kendall zapewne puści jakąś piosnkę z tej wieży, więc wpadłem na pomysł żeby uratować tę imprezę. Niespodzianką jestem ja.
- Mogłem się domyślić.- zaczął się śmiać.
- Tak? To proszę bardzo. Zapraszam do środka!- Gustavo założył złotą czapkę i poprawił przyciemniane okulary. Podszedł do sprzętu, którego wcześniej tutaj nie było.- Bawcie się w najlepsze, bowiem DJ Gustavo rozkręci tę bibę!- wszyscy się ucieszyli. Nikt z BTR nie domyślił się, że jest zdolny na taki gest i ma takie zainteresowania. Ludzie zaczęli tańczyć.
- Dzięki.- uśmiechnął się do mężczyzny Kendall.
- No problemo.
W międzyczasie Marla skorzystała z okazji, że Jo siedzi sama i przysiadła się.
- I jak się czujesz?- zapytała.
- Dobrze. Mogę chodzić, ale wtedy noga mnie boli. Jakoś daję radę. A twoja ręka?
- Może być. Właśnie alkohol trafia na stoły.- uśmiechnęła się Marla patrząc na sytuację.
- Pewnie zapijesz się i będziesz leżeć gdzieś pod stołem…
- To żeś wymyśliła! Chyba mnie nie znasz. Ja się nigdy w życiu nie upiłam i rzadko piję alkohol. Tylko okazjonalnie. Choć kiedyś w ogóle nie piłam...
- A dzisiaj to nie ma okazji?- poprawiała sobie poduszkę.
- Chciałam cię o coś zapytać.- nagle zmieniła temat.- Chodzi o ciebie i Kendalla.
- Poprosił ciebie, abyś ze mną porozmawiała?
- Nie…- skłamała.
- Nie kłam. Zresztą to w jego stylu.
- Chodzi o to, że masz teraz tyle wolnego czasu, on też. Zamiast spędzać go razem, ty wyjeżdżasz za miasto do babci.
- Wiem, ale ten Nick…
- Daj sobie z nim spokój. To dawna historia.
- Ja po prostu mam takie wrażenie, że czai się na mnie. Ale możesz mu przekazać, że postawi na swoim. Przez tą nogę zostanę na miejscu, a Kendall pojedzie jutro po moje rzeczy. W sumie u babci nie mam co robić. Ta kobieta jest samowystarczalna i nie daje sobie pomóc. Kendall poprosił mnie, abym została tu dopóki mam urlop, żebym nie przejmowała się tym typem i spędziła z nim więcej czasu. Przemyślałam to jeszcze raz, więc...
- To w takim razie sama mu to powiedz. Właśnie tu idzie.- wstała.- Baw się dobrze. Jeszcze do ciebie przyjdę.-poszła.

Chciała wyjść na zewnątrz, ale nie chciała przeszkadzać. James i Lucy tak byli zajęci sobą, że żal było im przerwać. Wróciła się. Carlos wszedł na podest. Wszystkie światła odbijały się od jego kasku. W ręce trzymał lampkę szampana. Gustavo wyłączył muzykę i skierował światła w jego stronę.
- Będzie przemowa!- krzyknął ktoś z tłumu.
- Chciałbym z tego miejsca podziękować wszystkim za zjawienie się na imprezie, o której nie miałem pojęcia.- w tle rozniosły się drobne śmieszki.- Cieszę się, że z wami wszystkimi mogę spędzić ten wieczór. Przede wszystkim chciałbym podziękować moim przyjaciołom.- spojrzał na Kendalla, Logana i Jamesa, którzy stali na dole.- Jesteście najlepsi!
- Tak, tak!- machnął ręką James.- Powiedz lepiej czego sobie zażyczyłeś!
- Niczego, ponieważ mam już wszystko czego potrzeba do szczęścia. Cudownych przyjaciół, najpiękniejszą i najwspanialszą dziewczynę na świecie oraz superowego szefa, który da mi podwyżkę.- Gustavo uśmiechnął się i pokiwał głową.- A nie, przepraszam. Ja mu dam podwyżkę.
- Oboje ją sobie damy.- poprawił Gustavo. Ich praca to paradoks. Kiedyś on był ich szefem i to on zarządzał finansami, a kiedy osiągnęli sławę, Gustavo został ich menagerem, a co z tego wynika to oni zaczęli mu płacić, ale zostało głównie tak jak było na początku.
- Tak…-westchnął Carlos.- Żartowałem! Poprosiłem o skuter wodny!- znów wszyscy zaczęli się śmiać.
- Niech wszyscy podniosą swojego szampana!- krzyknął Logan.- Zdrowie solenizanta!
Muzyka znów zaczęła koncertować. Cały dom wyglądał jak prawdziwy klub. Nikt z sąsiadów nie miał okazji do narzekania na hałasy obok, ponieważ najbliżsi z nich byli na miejscu i dobrze się bawili. Każdy częstował się przysmakami oraz chwalił sobie ciasto, które Marla i Logan upiekli. Mimo początkowych problemów, wszystko potoczyło się wspaniale. Na stołach pojawiło się coraz więcej alkoholu i to różnego rodzaju. Marla pomyślała, że chyba na ten produkt poszło najwięcej kosztów. Godzinę po rozpoczęciu imprezy każdy spożył dostateczną jego ilość, aby dobrze się bawić. Kiedy Marla tańczyła z Loganem, zauważyła, że ten już swoje wypił, ale na ten moment najwięcej zabalował solenizant, który bawił się w najlepsze z Alexą. Podczas gdy tańczyli, podeszła do nich Natalie. Miała na sobie czarowną czerwoną sukienkę bez ramiączek i do połowy kolan. Cała kreacja dodawała jej uroku i seksapilu. Marli zauroczyły jej buty. Kiedy podeszła Natalie, dziewczyna zapatrzona była tylko w czerwone obuwie. Natalie odbiła Logana i zaczęła z nim tańczyć. Marla skorzystała z okazji, aby usiąść i w końcu spróbować drinka. Wyszła na taras, znalazła wolny stolik. Wzięła różowy napój. Zaczęła siorbać ze słomki. Smak alkoholu nie przypadł jej do gustu, ale nie przestała pić. Wolała siedzieć tu niż patrzeć jak modelka wypina tyłek na prawo i lewo. W końcu Logan po tańcu zaczął szukać dziewczyny. Kiedy zobaczył, że siedzi przy stole pijąc drinka, sam wziął jednego i dołączył do niej. Los chciał, aby Natalie też ich znalazła i się przysiadła.
- Ładne masz buty.- posłała komplement modelce.
- Dziękuję.- odpowiedziała zaskoczona.- Z najnowszej kolekcji. Wydałam na nie tak około czterysta dolarów.
- No, tanie nie były.- uśmiechnął się Logan.
- Weź ty już nie pij, bo minęła dopiero godzina, a impreza trwa do czwartej.- zabrała mu szklankę Marla.
- O mnie się nie martw. Nie na takich imprezach się tylko było.- machnął ręką. Jego ułożone wcześniej włosy były teraz lekko roztrzepane.- O mnie się nie martw…- powtórzył.
- Przynajmniej na jakiś czas… Chciałabym jeszcze z tobą zatańczyć tak, abyś nie potykał się o własne nogi.
- Dobrze. Niech ci będzie. Do jedenastej nic nie tknę.
- Ale ile tego wypiłeś?
- Szampana i dwa, nie, trzy drinki. Pięć...
- Przecież nie jest pijany.- wtrąciła Natalie.- Nie zatacza się, głupot nie gada i świetnie tańczy.- uśmiechnęła się.- Na twoim miejscu nie ograniczałabym chłopaka. Pozwoliłabym na to, na co ma ochotę.
- No widzisz, ale nie jesteś na moim miejscu.- dogryzła jej.
- Prawda.- powiedział brunet.- Powinienem się pohamować. To czyste powietrze do mnie przemówiło. Idziesz zatańczyć?
- Z miłą chęcią.- wstała Marla zostawiając Natalie samą.
Kiedy para weszła do mieszkania na miejsce gdzie znajdował się wielki prawie przepełniony tańcem parkiet, Carlos i James ze swoimi dziewczynami kręcili się w kółku śpiewając refren lecącego utworu. Postanowili się przyłączyć. Bawili się w najlepsze. Każdy tańczył z każdym. Marla próbowała zatańczyć z Jamesem i Carlosem, do którego były kolejki. Nawet udało jej się wyciągnąć Kendalla, który cały czas siedział z Jo. Musieli się jednak pogodzić...





* Naczytaliście się? Teraz rozdziały będą troszkę długie. Czy cieszycie się, że Marla wyszła prawie bez szwanku? W ogóle ten wątek jest świeży i dopisany, bo mi samej przytrafiła się podobna sytuacja. Nie na schodach, ale w łazience. Moja siostra nie wytarła podłogi, poślizgnęłam się i zbiłam łokieć. Inspiracje, inspiracje wszędzie :D Po kolei, bo może Marta znów ma mętlik w głowie, a te pytania ponoć pomagają :*
Kto mógł tak zaszkodzić Marli? Czy Lucy dostanie od Jamesa pierścionek? Jak widzicie kłótnia Kendalla i Jo rozeszła się po kościach, bo biedaczka została uziemiona i zgodziła się zostać :D Imprezka dla Carlosa jest, tak jak już wcześniej pisałam. Może na niej coś się wydarzy... no nie wiem :D
Rada na przyszłość. Alarmowe hasło chłopaków radzę zapamiętać , ponieważ może się przydać w przyszłości. Będzie kiedyś użyte i warto by wtedy wiedzieć co to jest Cztery słowa ;)

No to na tyle i do soboty :*




14 komentarzy:

  1. Jeny, aż wytrzeszczyłam oczy w wyświetlacz. Brawo za tak dokładny opis spadania. "Czego się... o Mój Boże!" był najlepsze. James wziął sobie mocno do serca, żeby zaopiekować się koleżanką. I fajnie. Jenniferki wydają mi się za głupie na taki pomysł, więc bym ich nie podejrzewała. Przygotowania szły perfekcyjnie... Trochę się obawiałam, co znaczy "imprezowo podrasować kask". Ej, no bez jaj! Czterdzieści trzy lata, to nie tak dużo! Moja ciocia ma pięć dych i potrafi się bawić jak małolata. Mam kolejne ulubione zdanie w tym opowiadania: " Ty możesz się ubierać jak seksbomba, ale ja bym się czuła skrępowana.". Teraz znowu Jo się przewróciła? Oj, oj oj! Ale dobrze że się pogodzili. Nic nie dzieje się bez powodu, co? Rozdział przecudny Już tęsknię! I jakie trzy słowa?
    PS. Uzależniłam się od "Pondemos".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzy, cztery słowa ( ratujcie mnie w potrzebie) tak mi sie milo i z usmiechem na ustach czytalo Twoj komentarz. Te zacytowane zdanie z seksbomba to troche do mnie pasuje, dlatego tego uzylam. "Pondemos"? Co to ? Nowy film? Musze odwiedzic google :)

      Usuń
    2. Nie, piosenka z Violetty. Przepiękna.

      Usuń
    3. Byłam prawie blisko. Nie oglądam Violetty, ale piosenki wysłucham, bo mnie zaciekawiłaś :) Mój przyjaciel to oglądał, ale przestał, bo się zdenerwował ile można tak wybierać między kolesiami? Dobra, ja kończę, bo mój kom zszedł na temat nie związany z tą stroną. Spamuję sobie :) Bo to ja. Mi można :) Tobie Marto również ;)

      Usuń
    4. No ok... Spróbuj też "Are you redy for the ride". I zrobiłam błąd. To się pisze "Podemos". I ostatnie zdanie na ten temat. Jest jedna taka dziewczyna, Sharnon, która nagrywa polskie wersje tych piosenek. Ma przepiękny głos. I dobra, już koniec tematu.

      Usuń
  2. To było cudowne! Idealne na ożywienie dnia. Dobrze, że nie stało się tak jak myślałam i Marla nie złamała tej nogi. A w dodatku jeszcze Jo. Może to faktycznie stało się po coś? Dzięki temu pogodziła się z Kendallem. To kolejne zaskoczenie, bo nie spodziewałam się ich pogodzenia w takich okolicznościach. Przygotowania do imprezy może nie poszły tak jak miały pójść, ale balanga im wyszła. Genialny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej... ja też bym chciała wiedzieć czym Alexa zajęła Carlosa przez tyle godzin :D Dobrze, że nie połamałaś nikomu kości. Logan, weź się w garśc. Post świetny jak zawsze. See ya, K.C

    OdpowiedzUsuń
  4. DOBRA !!!! Mogę już komentować. :) Rozdział zajebisty !!! Nie sądze, aby James dał pierścionek Lucy, bo sama wiesz.... Nie ważne... A ja wiem co się wydarzy, bo ja jestem medium. Marta ?! Ty się uzależniłaś od piosenkki z Violetty ?! Ja też się uzależniłam nie raz od kilku, ale teraz mnie zaskoczyłaś. Czekam na następny rozdział. :*
    Całuski :* ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oliffka, kłamczucho! Nie jesteś medium :-) Ja Ci tylko z własnej nieprzymuszonej woli tylko zdradziłam co się dalej wydarzy z tego co pamiętam... To są poufne informacje :-)
      PS Cieszę się z Twojego "powrotu" ;* A ja czekam na Twój rozdział

      Usuń
    2. Ale że ja? No, co Cię tak dziwi? Dzisiaj obejrzałam do końca pierwszy sezon i teraz Pondemos leci na zmianę z Ser Mejor. A wszystko przez jeden zeszyt! Ech!

      Usuń
  5. Ten rozdział był tak świetny, że nawet nie wiem co mam powiedzieć.. ;)
    Na szczęście Marli się nic poważnego nie stało. Fajnie, ze Kendall i Jo się pogodzili. A Marla ma zajebisty dar do pocieszenia. Logan przy takiej dziewczynie nie zginie.
    Ogólnie wszystko było mega i dobrze o tym wiesz ;*
    AAA! Zapomniałbym. Pamiętam tę sytuację w łazience i obrażenia Marki od razu mi się z nią skojarzyły. A opis kreacji Lucy łudząco przypomina mi twój ostatni nabytek ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Marli a nie Marki! Chrzaniony tel! :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyyyle czytania :d. Ale było warto ;). Jakoś mi się nie wyobraża, że James daje pierścionek Lucy. Nie wiem dlaczego, ale nie pasowało by mi to ;D. Ale jestem szczęśliwa że z Marlą wszystko w porządku ;3. Współczuję Jo. Że też coś podobnego musiało się jej przytrafić.. Zaciekawiłaś mnie wątkiem z Jenniferką.. Nie spodziewałabym się po Nich czegoś takiego.. Ale cóż, wszystko się może zdarzyć ;). Rozdział genialny ♥ .

    OdpowiedzUsuń
  8. Na reszcie długi rozdział! Owwww Yeahhhhh ;) Co do Jamesa i Lucy. Cóż... zastanawiam się nad tym, czy da jej ten pierścionek. Skoro w poprzednim rozdziale proponował przedłużacz, to nie wiadomo co następnie wykombinuje heheheh xD coś mi się zdaje, że James schrzani sprawę, ale przygotuje coś mega romantyczne, i Lucy mu wybaczy, ale to tylko moje podejrzenia :) Cieszę się, że Marli nic nie jest, ale, ale... teraz Jo. Biedaczka. Jak nie Marli ręka, to teraz jej noga, ale ieszy mnie fakt, że pogodziła się z Kendallem. Tyle na to czekałam :) I jestem bardzo ciekawa, czy na imprezie się coś wydarzy ;) Ciekawisz coraz bardziej :**
    Czekam niecierpliwie na nn :**************
    Pozdrawiam Stelss :***********
    Ps. Zapraszam na 100-ny rozdział :D http://blog-big-time-rush-inne.blog.pl

    OdpowiedzUsuń

Jak napisać komentarz "krok po kroku"?
1. Kliknij w białe pole pod spodem gdzie pisze się koma.
2. Wpisz w nią treść.
3. Kliknij "opublikuj".
Jeśli jesteś anonimem, pobawisz się w testy na roboty, np. wybierz co jest ciastem :)
4. Potwierdzasz i gotowe. Dzięki za docenienie pracy.
Widzisz? To proste i nie boli, a cieszy :D


# Translate

# Znajdź rozdział