Carlos
nie wrócił na noc do domu. Spytał się Jamesa czy nie może u niego przenocować.
Ten zgodził się. nie miał innego wyboru. Nie chciał na noc prowadzić z nim
dyskusji jak powinien zrobić. Oczywiście Alexa przyszła pod wieczór do niego,
spróbować jeszcze raz to wszystko wytłumaczyć. Niestety Carlos nie chciał z nią
rozmawiać.
Następnego
dnia obudził się niewyspany. Cały czas myślał o tym co widział. Do jego głowy
przyszła myśl, że faktycznie może mówiła prawdę i tak to tylko wyglądało. Nie raz
towarzyszył ludziom w gorzej skomplikowanych sytuacjach. Na przykład po Jamesie
i Marli dwa lata temu. To, że ludzie wylądowali w jednym łóżku, nie znaczy, że
musiało do czegoś dojść. Postanowił, że wybierze się do Alexy i z nią to
wyjaśni. Wyciągnął się i podszedł do okna. Nagle pod jego dom naprzeciwko
podjechał ten sam wóz co wczoraj. Należał do Thomasa. Bacznie obserwował tę
scenę. Mężczyzna trzymał w ręce bukiet czerwonych róż. Alexa otworzyła mu
drzwi. Thomas pocałował ją w policzek, a dziewczyna pozwoliła mu wejść do
środka. Latynos poczuł jak w jego wnętrznościach płonie ogień. Zmarszczył brwi
oraz wykrzywił usta robiąc nieprzyjemny wyraz twarzy. Myślał, że skoro to tylko
kolega z planu, ale i jej były, to za to co się stało nie powinna się tak
zachować. Mogła według niego wcale tak czule się z nim nie witać, nie
przyjmować od niego kwiatów i nie zapraszać do środka z uśmiechem na twarzy.
Ogarnął
się i wyszedł z mieszkania z dala omijając swoje. Wsiadł do samochodu i
pojechał do Kendalla. Zadzwonił do niego w drodze. Okazało się, że nie ma go
teraz w domu, więc zmienił kierunek na willę Logana. Zaparkował pod jego domem.
Gdy wysiadał, usłyszał jęki zdenerwowania gdzieś niedaleko. Rozejrzał się
natrafiając wzrokiem na dom Lily. Postanowił podejść i sprawdzić z czym ma
problem. Dziewczyna oparła się nad otwartą maską samochodu i wypatrywała się w
jego wnętrzu czegoś, ale wyglądała tak jakby nawet nie wiedziała czego szuka.
-
Cześć.- odezwał się.- Problem?
-
Hej, wejdź. Męczę się z tym złomem. Sporo przeżył. Nie wiem co tym razem się
zepsuło. Ja się w ogóle na tym nie znam.- złapała się za głowę.
-
Pozwól, że pomogę.- uśmiechnął się zapominając o swoich problemach.-zagłębił
wzrok w silniku. Szybko znalazł problem.- No i problem rozwiązany. Świece.-
wskazał palcem.
-
To niemożliwe! Wymieniałam je miesiąc temu…
-
Te auto nie wygląda jak po przejściach.- jeszcze raz zmierzył wzrokiem sportowe
auto.
-
Tak?- podniosła brwi.- Widzisz to?- przejechał palcem po drzwiczkach.- Tu była
wielka rysa, a cały przód jest dobrze wyklepany.
-
Co się stało?
-
Taki tam karambol.- machnęła niewinnie ręką.- Z czego się śmiejesz?
-
Też miałem wypadek. Zabrano mi w dodatku prawko na dwa lata. To chyba była
Georgia…
-
U mnie też!- oczy jej rozbłysły.- Pechowe miasto.- zachichotała słodko.
-
No, ale jeśli chodzi o autko to nie obędzie się bez wizyty u mechanika, bo być może
problemu nie ma tylko we świecach.
-
No dobra. Na razie dajmy sobie z nim spokój. Może kupię nowe. Wpadniesz do mnie
na kawę? Poznamy się lepiej…- zatrzepotała rzęsami. Nie mógł jej odmówić. Skinął
głową i poszedł za nią do mieszkania.- Widzę po tobie, że masz jakiś problem.
-
Wcale nie.- skłamał.- Ładne mieszkanie.
-
Dzięki. Po prawie roku nieobecności trochę zarosło i musiałam wczoraj wezwać
odpowiednie służby.- uśmiechnęła się niewinnie i poruszyła śmiesznie swoimi gęstymi brwiami.
-
Nie masz nikogo w LA kto mógł się zaopiekować wtedy twoim domem?
-
No niestety nie. Nie chciałam obarczać nikogo z sąsiadów, tym bardziej Marli. Znałam
ją wtedy jeszcze za krótko. No, ale czym ja się przejmuje. Teraz jest idealnie.
Z tej podłogi można jeść. Cieszę się, że wróciłam do Los Angeles. Tu się
urodziłam i dorastałam, tu zaczęłam karierę. Te sentymenty.
-
Też jestem sentymentalny.- dodał.
-
Powiedz mi coś o sobie.
-
Ehm, no więc jak już pewnie wiesz gram w zespole. W wolnym czasie zajmuje się
fotografią. Od zawsze mnie to interesowało. Zresztą wszystko lubię uwieczniać
na zdjęciach. Kocham samochody i szybką jazdę. Czasami sobie poszaleję na
jakiejś fajnej imprezie. Często zajadam się wszystkim co jest z ziemniaka. Kocham
ziemniaki.
-
Ha, ha!- zaśmiała się.- Niby nic śmiesznego nie powiedziałeś, ale wyznanie, że
kochasz ziemniaki mnie rozśmieszyło. A jeśli chodzi o mnie to jestem taką
romantyczką. Wolny czas uwielbiam spędzać w małej grupce wiernych przyjaciół. W
sumie oprócz aktorstwa, to lubię jeszcze taniec. Lubię czytać
książki przygodowe. Interesuję się też modą. A! A ja kocham gofry.- uśmiechnęła
się. Po chwili zamilkła.
-
Co ci tam chodzi po głowie?
-
No wiesz… muszę na nowo poukładać sobie życie w LA. Sporo się pozmieniało. Jakoś
tak wszyscy moi znajomi się porozjeżdżali. Cieszę się, że przynajmniej ty
możesz ze mną spędzić trochę czasu, bo się nudzę. A ty wydajesz się strasznie
zabawny.
-
A Logan i Marla?- spytał.
-
Lubię ich, ale nie chcę się naprzykrzać. To w końcu małżeństwo. Pewnie wolny
czas chcą spędzać razem.
-
Przestań. To nie jest typowe małżeństwo. Bardzo się ucieszyli kiedy wróciłaś.
-
To miłe.- spojrzała na jego dłoń, w której ściskał filiżankę.- O, przecież ty
też jesteś żonaty.
-
Co? Ach, tak. Jestem…- posmutniał.
-
Coś się stało?
-
Znam cię krótko, ale myślę, że mogę się tobie zwierzyć.
-
Oczywiście.- przytaknęła.
-
Pokłóciłem się z Alexą. Wczoraj widziałem ją obściskującą się z
jej byłym, a dzisiaj jeszcze przyszedł do niej z kwiatami i w ogóle. Nie wiem
co o tym myśleć. Chciałem z nią to wytłumaczyć, ale kiedy zobaczyłem tę
dzisiejszą scenę, odechciało mi się z nią gadać. Przecież gdyby byłą zła na
niego, nie wpuszczałaby go dziś do domu. Kto wie co teraz tam robią…- mieszał
bezczynnie łyżeczką w filiżance.
-
Nie wiem co ci powiedzieć. Jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Zawsze gdy ja
mam podobne problemy, idę się przejść, nie siedzę w domu, bo to nie pomaga.
Chcesz się przejść?
-
Możemy.- zgodził się.
Lily i Carlos wyszli z mieszkania. Chłopak pierwszy zszedł po schodach. Czekał, aż
dziewczyna przekręci klucz w zamku i dołączy do niego. Kiedy je zamknęła,
uśmiechnęła się szczerze. Schodząc po schodach, potknęła się. Miała na sobie
dość wysokie obcasy. Straciła równowagę. Z piskiem zaczynała spadać, jednak w
ostatniej chwili od zderzenia ze stopniami uratował ją Carlos. W sumie brunetka
sama wpadła mu w ramiona. Ściskał ją teraz w pasie. Oboje dochodzili do tego
przez dłuższą chwilę, co się przed momentem stało. Ich czoła o mało co się nie
zderzyły. Latynos mógł pierwszy raz z tak bliska przyjrzeć się jej zielonym
tęczówkom z brązowym przebłyskiem. Atmosfera zrobiła się niezręczna. Collins opuściła głowę.
-
Możesz mnie już puścić…- powiedziała. Otrząsnął się i wykonał polecenie.-
Dziękuję.- poprawiła sobie ubranie oraz włosy. Latynos oblizał suche wargi
chowając ręce do kieszeni.
-To
gdzie idziemy?- zmienił szybko temat.
-
Nie wiem…- podrapała się najmniejszym palcem po policzku.- Najlepiej przed
siebie. I sorry, że na ciebie wpadłam.
-
Nic się nie stało. Przecież lepsze to niż twarz na betonie, prawda?
-
W sumie racja.- spojrzała na niego. Wybrali się na spacer tam, gdzie ich nogi
poniosły.
* Nie obrażę się jeśli nic specjalnego napiszecie mi w komentarzu, bo obiektywnie ten rozdział jest taki, że no... no po prostu nie :) Ale za to następny będzie fajoski :D Kupiłam sobie wgl bluzkę z napisem I AM NOT A BLOGGER tak dla pozorów :D To nic, że mam sześć blogów huehue :D Do środy :*
* Nie obrażę się jeśli nic specjalnego napiszecie mi w komentarzu, bo obiektywnie ten rozdział jest taki, że no... no po prostu nie :) Ale za to następny będzie fajoski :D Kupiłam sobie wgl bluzkę z napisem I AM NOT A BLOGGER tak dla pozorów :D To nic, że mam sześć blogów huehue :D Do środy :*